poniedziałek, 16 grudnia 2019

Zupełnie zwyczajne życie

To nie był wcale a wcale  ładny dzień - wprawdzie świeciło słońce i to całkiem ostro, ale
zimny, porywisty wiatr jeszcze mocno chłodził i Maria czuła, że zbyt wcześnie zmieniła
zimowy płaszcz na wiosenny. I choć od przystanku tramwajowego było do biura blisko,
z ulgą myślała o tym, że za kilka minut  tam dotrze. 
Wchodząc do budynku pomyślała z niechęcią o tym, że to pierwszy piątek miesiąca i
będzie musiała pójść do magazynu materiałów biurowych by wziąć to wszystko, co było
niezbędne do prawidłowego funkcjonowania pracowni, której była "sekretarką", czyli
"osobą  do wszystkiego".
Na szczęście nie musiała jeszcze projektantom robić herbaty - w podziemiach biura był
bufet i zakładowa stołówka.
Dzień, jak zwykle rozpoczęła od wizyty w łazience by poprawić uczesanie, zrobić lekki
makijaż, potem w swojej kanciapie (tak nazywała pokój, który dzieliła z szefem pracowni)
przejrzała zawartość szafy z materiałami biurowymi. Szefa jeszcze nie było, w końcu była
dopiero godzina ósma- na tę godzinę to musiała być ona i projektanci, szef  przychodził
pomiędzy 8,30 a 9,00.
Zapisała na kartce to wszystko, co  musiała wziąć z magazynu , wzięła również zepsuty
dziurkacz, który z powodzeniem mógłby zastępować  hantle, gdyby ktoś chciał sobie
wyćwiczyć biceps. Był ciężki i niestety bardzo tępy - właściwie nie spełniał wymogów -
można nim było z trudem przedziurkować najwyżej 2 kartki.
Na biurku szefa położyła kartkę z napisem : JESTEM W MAGAZYNIE, TEL. 354,  do
swego biurka schowała torebkę, zamknęła szafkę na klucz, wrzuciła go do kieszeni  i
powędrowała do magazynu. Miała  nadzieję, że szybko upora się z tą sprawą, bo jeszcze
było dość wcześnie.
Bardzo nie lubiła wizyt w tym magazynie - po pierwsze był on w podziemiach biura, a tam
nie zawsze paliły się wszystkie światła- po prostu czasami znikały żarówki i były odcinki
całkiem  ciemne, poza tym  pani prowadząca ten  magazyn nie należała do sympatycznych.
Schodząc z trzeciego piętra Maria już wyobrażała sobie jałową dyskusję jaką będzie wiodła
z magazynierką na temat dziurkacza, który ledwie przecinał dwie kartki  papieru.
Tym razem w podziemnym korytarzu nie  brakowało żarówek. W drodze do magazynu
zajrzała do bufetu, ale porannej dostawy świeżych  bułek jeszcze nie było, lecz zamówiła i
zapłaciła za  śniadanie- kajzerkę z masłem i dżemem różanym. Wracając z magazynu miała
zamiar, podobnie jak wielu pracowników, napić się kawy i zjeść śniadanie. Koleżanki nieco
się z niej podśmiewały, że jest jedyną osobą w całym olbrzymim biurze  projektowym, która
je coś tak dziwnego jak dżem różany.
W magazynie czekała ją niespodzianka - zamiast niezbyt lubianej magazynierki przy biurku
siedział młody, całkiem przystojny facet.  Na widok Marii poderwał się z krzesła i uśmiechnął.
Całkiem miło wygląda - pomyślała Maria i zapytała: a pani Zofii dziś nie ma?
Nie ma i chyba już nie będzie - podobno odeszła  z pracy i teraz  ja tu trochę się porządzę.
Nazywam się....widzę, przerwała mu Maria, przecież ma  pan identyfikator bardzo dobrze
czytelny.
No tak - wyjątkowo duży druk jak na taką niewielką plakietkę- uśmiechnął się serdecznie.
A ja mam dla pana, panie Jacku prezent - w ub. miesiącu brałam z magazynu dziurkacz,
ale on nie dziurkuje, więc go zwracam i chcę dostać inny - może być mniej masywny, ale
koniecznie musi przecinać  więcej niż dwie kartki na raz.
Magazynier obejrzał ów cud techniki biurowej i odłożył na bok. A co mam dla pani
naszykować?
Maria podała mu kartkę - tu wszystko wypisałam. Umówmy się tak, że ja  panu ją zostawię,
pójdę do stołówki na śniadanie, wracając wstąpię a jeśli nie będzie jeszcze wszystko do
odbioru to pan do mnie  zatelefonuje gdy już wszystko będzie i ja po to przyjdę.
Na górze jest napisane  dla której to pracowni, a numer znajdzie pan w spisie telefonów.
Maria uśmiechnęła się, okręciła  na pięcie i wyszła.
W bufecie już siedziało sporo osób, w tym kilka jej koleżanek, więc odebrawszy swe
śniadanie przysiadła się do ich stolika.
Dziewczyny, jest nowy magazynier w artykułach biurowych- poinformowała.
Dorota spojrzała na nią zdziwiona- a  co, tego  młodego  Jacka już nie ma? Dwa tygodnie
temu brałam do pracowni kalkę i już pani Zosi nie było i był taki młody Jacek.
Maria roześmiała się - a ja myślałam, że wam opowiem nowinę  no i nie udało się.
Tak jak  obiecała, Maria  po śniadaniu zajrzała do magazynu, a pan Jacek ją poinformował,
że jeszcze nie wszystko zgromadził i że potem zatelefonuje.
Gdy wróciła do swego pokoju szefa jeszcze nie było. Usunęła kartkę, którą  zostawiła na
jego biurku i zaczęła porządkować dokumentację, którą miała tego dnia wysłać.
Sprawdziła czy są aby wszystkie  wymagane podpisy i pieczątki, czy  zawartość teczek
zgodna jest z wykazem  na piśmie przewodnim, przewiązała wszystko sznurkiem .
Postanowiła zaczekać z zaniesieniem  tego wszystkiego  do przyjścia szefa-  niech wie, że
się nie obijam - pomyślała.
Ten stos dokumentacji wcale nie jest lekki, chyba tym razem  zjadę windą - pomyślała.
W drzwiach wpadła na swego szefa - oooo, wystękał- skoro idzie pani do kancelarii  to
wracając proszę zajrzeć do bufetu i kupić mi ze 20 deko pasztetowej, zaraz dam pieniądze-
pogrzebał w kieszeni płaszcza i wcisnął Marii w rękę pieniądze. I niech pani nie idzie na
skróty ale podziemiem, na dworze jest bardzo zimno. Maria  kiwnęła głową- dobrze, kupię.
O Boże, jak ten facet może jeść tę pasztetówkę niemal codziennie - pomyślała. Mnie już
sam jej wygląd przyprawia o mdłości a i zapach ma dziwaczny. A wygląda jak mielony
papier toaletowy.
I choć miała nie iść do drugiego budynku na skróty wysiadła na parterze i przebiegła
te 70 metrów dzielące oba budynki.
W kancelarii wysyłkowej na widok stosu teczek dziewczyna o bardzo bladej twarzy tylko
jęknęła - ja już nie mam gdzie tego kłaść by to zapakować. Dobrze, że związane , to może
połóż to na podłodze, zaraz to wpiszę i dostaniesz numer wysyłki.
Po 10 minutach Maria wędrowała podziemiem do stołówki, po tę nieszczęsną pasztetową.
Przy okazji wzięła dla siebie kubek kawy.
Wracając do  swego pokoju myślała o tym, by zmienić pracę, ale to wcale nie było łatwe.
Teoretycznie władza zapewniała pracę wszystkim obywatelom, mężczyznom zwłaszcza.
Oni mieli obowiązek pracy do 45 roku życia, kobiet to nie  dotyczyło. Rok wcześniej
zrobiła maturę, ale na wymarzone studia plastyczne nie poszła - nie zgodzili się na to jej
rodzice. Ich argumentacji Maria nie mogła pojąć - wg nich artysta plastyk to nie był
zawód zapewniający komukolwiek utrzymanie i jak mawiała mama "mężczyźni plastycy
to alkoholicy a kobiety....zwyczajne dziwki." Popracuj z rok, pomyśl nad prawdziwymi,
pożytecznymi studiami, a może w międzyczasie wyjdziesz za mąż?
Maria miała kogoś "na kształt" narzeczonego, ale  właśnie pół roku wcześniej  zupełnie
przypadkiem odkryła, że ten ponoć szaleńczo w niej zakochany facet, który się właśnie
rozwodzi (rzekomo dla niej)  nie jest wcale jej wierny.  Zaczęła go bacznie obserwować
i wkrótce przyłapała go na kłamstwie.
Chciała z nim to wszystko wyjaśnić, ale on poczuł się dotknięty i przestali się widywać.
Oczywiście w domu nie pisnęła ani słowa i rodzice nadal myśleli, że się z nim spotyka.
A poznała go przez znajomych, gdy miała 17 lat. Dość długo rodzice nic nie wiedzieli
o jego istnieniu, aż do chwili gdy Maria dostała ataku wyrostka robaczkowego w czasie
randki i Jerzy odwiózł ją do szpitala gdzie natychmiast trafiła na stół operacyjny, a on
stamtąd powędrował do jej rodziców, przestawił się, opowiedział  pokrótce o sobie,
a na zakończenie powiedział, że bardzo Marię kocha, rozwodzi się i gdy tylko dostanie
ów dokument to chce się z Marią ożenić. To nic, że jest od niej starszy o te  drobne
22 lata, on Marię kocha, zapewni jej dostatnie życie i jeśli będzie  chciała po ukończeniu
liceum studiować, to on nie ma nic przeciwko temu. Niech studiuje, studia jeszcze
nikomu nie zaszkodziły, a on postara się namówić ją na studia ekonomiczne.
Po powrocie  ze szpitala Maria zaczęła bywać u jego rodziny, matki i brata, i była jego
oficjalną narzeczoną. Oczywiście wszyscy znajomi Jerzego też ją tak traktowali.
                                                ciąg dalszy nastąpi

P.S.
Jak zwykle mam prośbę - możesz nie komentować,
ale bądź miłym cztelnikiem i zostaw choć znaczek:  taki;(  ,  lub taki;),  bo lubię
wiedzieć kto mnie czyta;))))