środa, 5 kwietnia 2023

Lek na wszystko? - 86

 Noworoczny poranek spowił miasto mgłą. Na trawnikach  leżał brudny, mokry śnieg, "ozdobiony" resztkami namiękłych opakowań po fajerwerkach. Teresa  patrzyła przez okno i wyobrażała  sobie jak wszyscy  dozorcy klną brodząc rankiem   w tej brudnej paciaji. Poza  sprzątającymi  dozorcami nikogo nie było, nawet psy jeszcze  spały. Kochanie, wracaj  do łóżeczka bo  się przeziębisz , musimy  tę noc odespać, jest  dopiero szósta  rano  wskakuj  do łózia- zachęcał Teresę  Kazik.  Teresa wróciła w objęcia  męża mówiąc - kaloryfery zimne, może elektrociepłownicy zaspali, albo jakaś  awaria. Właśnie  miałam iść  sprawdzić  czy jest  ciepła  woda czy będziemy musieli dziś sobie nagrzewać w garze wodę. Ależ jesteś  zimna, żebyś  tylko nie  dostała  kataru!  Położyłam  małemu kocyk na kołderkę, żeby nie  zmarzł. Jeśli to awaria  w  elektrociepłowni to będzie usunięta szybko, jeśli lokalnie, tylko w naszym  wymienniku  ciepła to trochę potrwa. Wiesz, przysunę  łóżeczko małego bliżej  do nas. Ja to  zrobię, nie wychładzaj  się już - zarządził Kazik. I powieszę mu kocyk od zewnętrznej strony. Ze  dwa dni temu  czytałam, że najwięcej  awarii w ciepłownictwie  wcale  nie jest  w duże  mrozy ale  właśnie wtedy gdy są tylko przymrozki.  Niestety  nie było wyjaśnienia  dlaczego. Dla  mnie to bardzo dziwne, ale ja  się na tym nie  znam, muszę im  wierzyć na  słowo.   Tuląc się do męża Teresa powiedziała- mam nadzieję, że on nie obudzi się jak  zwykle o 7,00. Bo jeśli się obudzi, to trzeba  będzie  mu zrobić  mleko- dobrze, że mamy jeszcze to włoskie- instant i przegotowaną wodę w butelce. Ale on tak późno poszedł  spać i późno jadł, że mam nadzieję, że  się nie obudzi  za godzinę.

Po  godzinie dziewiątej obudził się Alek. Zaraz  po pierwszym "ćwierknięciu" dziecka Teresa  wstała, przeniosła  go z łóżeczka do ich  łóżka, żeby mały  nie  stał w piżamce, bo nadal  w pokoju było  chłodno.

Szybko przygotowała   dla niego  mleko i Kazik go karmił,  a ona się w tym  czasie  szybko ubrała. Przygotowała  też cieplejsze ciuszki dla  małego i wyszukała ciepły sweter i skarpety wełniane dla Kazika. Zajrzała  do pokoju taty, który już  był po śniadaniu i czytał w  swoim pokoju siedząc w ciepłej bonżurce- Teresa pochwaliła ten  wybór i poradziła,  by koniecznie założył albo  ciepłe filcowe kapcie, albo  założył wełniane skarpety, jeśli nie lubi  filcowych  bamboszy.

Zatelefonowała do Krystiana, żeby dowiedzieć  się jak u  nich- no i nieco  pocieszyła  ją  wiadomość, że u  nich też   zimno, czyli awaria nie tylko w jednym  budynku  ale  kawałek miasta  jest pozbawiony  ciepła. Ponieważ Krystian narzekał, że nie ma ani jednego ciepłego  swetra, Teresa powiedziała by przyszedł pożyczyć  sobie ciepłą  flanelową  koszulę i  narciarski  sweter od Kazika.  Alina twierdziła, że ona ma i ciepłe  rajstopy i skarpety i  ma ciepły  dres, więc  raczej nie  zmarznie.

W kwadrans później przyszedł do  nich Kris, twierdząc, że na  dworze jest paskudnie. Krystian  stwierdził, że musi sobie  kupić ciepły dres i ciepłą termiczną podkoszulkę oraz  ciepłe męskie rajstopy, tylko nie bardzo  wie  gdzie to kupić. Teresa podała mu adresy 2 galerii, w których  są sklepy z męską  odzieżą  zaopatrzone  również w ubrania sportowe i na pewno znajdzie tam to co mu potrzebne. A na razie Kris pożyczył od Kazika ciepłą koszulę flanelową, ciepłe skarpety i ciepłe  dresy. Kazik  obiecał bratu, że wybierze  się na  zakupy  razem  z nim, bo chce  sobie  kupić bieliznę termiczną. Umówili  się  na wypad na następny  dzień. Ledwie  Krystian wyszedł, zatelefonował Jacek  z pytaniem  czy u  nich grzeją  kaloryfery i czy jest  ciepła  woda. Na szczęście oni obaj  byli dobrze  zaopatrzeni  w ciepłe części  garderoby, a Jacek cieszył się , że nie pozbył  się ciepłych kocy.  Ponarzekali zgodnie na pogodę, pożyczyli  sobie  wzajemnie  miłego  dnia i  się  rozłączyli.

Wieczorem zatelefonował do Teresy Kris - rozmawiał z panią Marią, ale pani  Maria stwierdziła, że ona nie  czuje  się na  siłach by być codziennie u "pana mecenasa" i praktycznie prowadzić im  dom. Zresztą jej  się wydaje, że to wcale  nie będzie korzystne dla Aliny takie całkowite zwolnienie ją od wszelkich obowiązków domowych. To byłaby taka powtórka jak z  czasów gdy Alina była w  domu i niczym się w nim  nie  zajmowała. A przy  wszystkich problemach natury psychicznej lekarze stosują terapię zajęciową, więc takie odciążenie Aliny  może jej wcale  nie wyjść na  zdrowie. Gdyby Alina musiała być w jakimś  sanatorium  czy coś  w tym  rodzaju, no to wtedy ze  zwykłej  sympatii pomogłaby panu mecenasowi w prowadzeniu domu. 

Teresa stwierdziła, że pani Maria prawidłowo myśli i byłoby najlepiej gdyby Kris porozmawiał z tym lekarzem który prowadzi Alinę, jakie  rozwiązanie  byłoby dla Aliny  najzdrowsze. Bo co innego gdyby  Alina wróciła  do pracy a dziecko zostawałoby w  domu z opiekunką lub byłoby  w  żłobku, no ale Alina póki co to nawet  nie ma gdzie  wrócić do pracy, bo tego biura, w którym pracowała  już nie ma. Kris był zdziwiony- nie  miał pojęcia, że jej biura już nie ma. No nie ma - czytałam  w prasie, że powstały jakieś trzy czy cztery pracownie a w budynku jest teraz  kilka instytucji, które jest stać na płacenie czynszu, który   zapewne jest bardzo wysoki, bo to centrum Warszawy. Kris, jest teraz  pełno różnych  spółek, ja też nie mam do czego wrócić. O tyle  dobrze, że ZUS wie, gdzie  można się zgłaszać po dokumenty- mają taki wykaz, bo przecież kiedyś będą te dokumenty potrzebne do emerytury. Ja  swoje  wzięłam, bo mi kadrowa je  wydała - oczywiście podpisałam oświadczenie, że je odebrałam. Wydaje  mi się, że oni powinni byli przysłać Alinie jakieś pismo informujące ją, że firma się rozwiązuje. Być może,  że coś takiego oni wysłali na jej stary adres i dostali zwrot, że  adresat już tam nie  mieszka.

Nie wiem czy  wiesz, ale pani Maria u nas to sprząta już tylko raz  w tygodniu, bo jej było już za ciężko by codziennie wyjeżdżać  z domu do pracy. Poza tym u nas to tylko i  wyłącznie  sprząta.  U ciebie to jednak dość często gotuje. Zresztą ja już doszłam do siebie  po tym chirurgicznym  porodzie i raz  w tygodniu to już jest dla  mnie  wystarczająca pomoc. Na dobrą  sprawę to mogłabym już wcale  nie korzystać z pomocy pani  Marii. Poza tym tu nie ma trójki dzieci jak u Kurta, tylko jedno małe  dziecko, które nie  za bardzo brudzi. Co do gotowania - u nas tylko Alek nie potrafi gotować, a każde z nas gotuje i po sobie sprząta.  Alina jest mało zorganizowana, bo mama jej tego nie nauczyła. Mama ją wyręczała  we  wszystkim. Pewnie nie  wiesz- Alina to nawet sama sobie   głowy  nie myła - mama jej myła  głowę, choć Alina włosy to ścięła jeszcze  w liceum. Wiesz- taka nadmierna troska o osobę dorosłą dobra  nie jest. Tak, że rozważ sobie  to wszystko w spokoju.  A gdyby Alina wyjechała  do jakiegoś sanatorium to wtedy pani Maria musiałaby  mieszkać u ciebie.

Kris tylko cichutko jęknął i powiedział - chwilami to  mnie to wszystko przerasta. No to się pociesz, że mnie często problemy  Aliny przerastały - zwłaszcza, że nie  wiedziałam nic o  tym, że ona ma tę chorobę. I bardzo  często ją  zwyczajnie opieprzałam. I doskonale  rozumiem co przeżywasz. Widzisz- ta  choroba ma to do siebie, że cała  rodzina w pewnym sensie  choruje. I dlatego, w moim odczuciu, powinieneś się skonsultować z tym lekarzem ją prowadzącym. I żeby  było dziwniej, to  mnie  zawsze przerażają te jej cykle euforyczne. Bo wtedy ona   nagle wszystko by mogła  zrobić- urodzić jeszcze  ze dwoje  dzieci, zrobić super  przyjęcie na 50 osób, mogłaby nawet jeździć samochodem, chociaż duet ona i  samochód to murowany wypadek na pustej nawet drodze, mogłaby robić swetry lub  czapki na sprzedaż, bo to takie proste, łatwe i przyjemne.  I mam sama do siebie pretensję o to, że zachciało mi  się ją   zaprosić  do siebie na święta, a  Kazik ciebie wykorzystał byś po nią pojechał.

Tesia - nie ma w tym  wszystkim twojej winy. Byłaby gdybyś  wiedziała o jej  chorobie i gdybyś to przede mną zataiła,  ale z drugiej  strony jako lojalna  przyjaciółka  nie masz obowiązku każdego informować o jej stanie zdrowia - nawet teraz. Podobnie jak ty, jestem  zdumiony, że tak wiele osób cierpi na tę  chorobę. I teraz, gdy znam te objawy, jestem w stanie wymienić kilka osób, znanych  mi,  które na pewno cierpią na to. Ten lekarz mówił, że ludzie latami nie trafiają z tym do lekarza, bo przecież każdy może być raz na jakiś czas bez humoru lub w stanie nieco euforycznym. Czy wyobrażasz sobie co się musi dziać gdy oboje mają dwubiegunówkę? To musi być absolutny obłęd! Spróbuję się jutro skontaktować z tym lekarzem i dopiero potem wybiorę  się na  zakupy. Kris - gdy oboje mają to i dziecko ma  szansę mieć- tu jest ten plus, że ty nie masz tego. Ciekawie musi być wtedy gdy jedno jest w ciągu euforycznym a drugie w depresyjnym.To chyba musi być istne piekło!

Wiesz Tesiu co jest  w tym wszystkim dla mnie najważniejsze - to że mam ciebie i Kazika i że wy oboje mnie  rozumiecie. No przecież jesteśmy rodziną,  a to chyba do czegoś nas zobowiązuje - powiedziała Teresa. 

Wieczorem zaczęły grzać kaloryfery. Co prawda woda nie  była gorąca, ale już nieco ciepła. Ale Kazik stwierdził, że i tak wybierze  się po tę ciepłą, termiczną bieliznę.  I kupi też dla taty- tylko  sprawdzi jaki rozmiar dla taty ma być. Taki jak dla ciebie - bielizna ma numerację objętościową głównie  a nie wzrostową- poinformowała  go Teresa. Opowiedziała mu również też o swej rozmowie z Krisem, którą  dopiero co zakończyła.

Wiesz co, kup i dla  mnie termiczną podkoszulkę z długim  rękawem i rajstopy - tylko nie wiem, czy w tym "Globo" są i damskie  rzeczy. I zadzwoń do Jacka - może i oni są takimi zakupami zainteresowani.

Następnego dnia do "Globo" pojechała  niemal wycieczka - nieduża bo tylko pięciu facetów - tata też  się na wyjazd załapał. A do lekarza prowadzącego Alinę Kris był umówiony na godzinę 14,00. Pogoda była nadal paskudna, więc Teresa  z  małym została  w domu.  Teresa  sądziła, że w  ciągu  godziny to panowie uwiną  się z  zakupami, ale gdy minęły dwie godziny poczuła  się nieco  zaniepokojona, zwłaszcza, że owa  galeria  handlowa była naprawdę  niedaleko od ich domu. Alek chodził po  domu i co jakiś czas mówił- "tata nie ma,  dada nie ma" i rozkładał rączki w geście niemocy.  Wrócili po niemal trzech godzinach. Okazało się, że po prostu zasiedzieli się na kawie w "galernianej " kawiarni. Kazik oprócz tego co planował dla siebie i Teresy kupił dla Alka  dwuczęściowy kombinezon. Dla Teresy bieliznę termiczną w kolorze "ochronnym", czyli ciemno- popielatym i bardzo ładny dres w kolorze "nie ochronnym", czyli ciemno błękitnym. Dla siebie i taty kupił również  dresy jasno-granatowe i w tym samym kolorze  dres dla Alka, ale już o rozmiar większy niż na teraz. Dresy  były świetne  gatunkowo i jak  na ten  sklep to nawet nieomal tanie. Zajrzeli również do Empiku i Kazik  pomógł bratu w kupieniu książeczek dla Tadzia. A co kupiliście dla Aliny?- zapytała Teresa.  Nic - bo Kris nie wie jaki rozmiar nosi Alina, a poza tym to Alina twierdzi, że  zawsze musi wszystko wpierw zmierzyć  nim kupi, więc Kris nic jej  nie kupił. Alek z wielka powagą przymierzał wpierw kombinezon, potem dres. Kombinezon też miał jeszcze  zapas rozmiarowy, a był wygodniejszy do ubierania  bo to były  spodenki  zszyte  z kamizelką i na to kurtka z odpinanym  kapturem. A w wytwornym nowym dresie ( takim jak taty i dada) to chodził do wieczora.

                                                             c.d.n.