Szóstego grudnia, późnym popołudniem zatelefonował do Kazika Jacek z pytaniem, czy może do nich na moment wpaść, to nic długiego, nic absorbującego -zapewniał Kazika. No to wpadaj, załapiesz się na grudniową kolację - będą placki kartoflane, właśnie skończyłem trzeć kartofle. I może weź ze sobą swoje dziecko, jeśli lubi placki. Moje dziecko jest dziś w delegacji służbowej, jestem sam. No to przychodź! W dwadzieścia minut później Jacek już dzwonił domofonem.
Gdy wszedł do mieszkania w przedpokoju już czekał na niego Alek, trzymając w rączce kapcie dla wujka "Jaćka"- mały wciąż przekręcał różne słowa i nie mówił "wujek Jacek" tylko wujek Jaciek. Jacek się śmiał i tłumaczył Kazikowi i Teresie, że "wujek Jaciek" brzmi lepiej niż gdyby mówił wujek Jasiek. A mały bardzo lubił Jacka, bo bardzo często Jacek towarzyszył Teresie w trakcie spacerów. Asekurował małego na zjeżdżalni, na huśtawce i przy wdrapywaniu się do drewnianego domku po bardzo ażurowych schodkach. Tego dnia mały wcale nie był na spacerze, bo był dość silny wiatr i chwilami padał deszcz ze śniegiem. Gdy Jacek już "wskoczył" w kapcie, Kazik zaciekawiony, co Jacka w taką paskudną pogodę wygnało z domu, powiedział - no to mów co ci się urodziło krótkiego i nie absorbującego.
No jak to co? Mikołaj mnie dziś odwiedził i zostawił coś dla najmłodszych z naszego grona. No faktycznie, zupełnie zapomniałem, że istnieje coś takiego jak "mikołajki." Ale to pewnie dlatego, że mały jeszcze nie kuma w kwestii "mikołajek"- stwierdził Kazik. Nie szkodzi- pocieszył go Jacek- kuma, nie kuma -a Mikołaj coś dla niego ma. Sięgnął do przepastnej kieszeni swego wełnianego trencza i wyciągnął z niej dwie torebki - malutką i drugą nieco większą niż szkolny zeszyt.
Nim weszli do kuchni, gdzie urzędowała Teresa Jacek zatrzymał Kazika i powiedział- Mikołaj przyniósł prezenty najmłodszym, czyli Alkowi i Tesi. Mikołaj wie jak wiele serca Tesia potrafi okazać i dać swym przyjaciołom i to jest podziękowanie. Gdy już usiedli przy stoliku Jacek wyciągnął z torebki papierowej mikołajkowy prezent dla Alka - była to naprawdę bardzo ładna małpka - maskotka. Alek aż buźkę otworzył z zachwytu, a Kazik powiedział, że powinien teraz ukochać wujka Jacka. Gdy już siedzieli, Jacek koło talerza Teresy położył małe, szare pudełko mówiąc do Teresy - o tobie też Mikołaj nie zapomniał. To tylko taki drobiazg i mam nadzieję, że ci przypadnie do gustu- to jadeit królewski. Jeżeli nie będzie ci się podobał łańcuszek to go wymienimy na inny. Teresa szybko otworzyła nieduże pudełko, w którym leżał wisiorek z zielonego jadeitu oprawiony w srebro. Sama oprawa była kwadratowa, a jej wierzch był wycięty w kształt serca. Wisiorek był niewielki, dwa na dwa centymetry, ale jadeit "wyglądający" przez okienko w kształcie serduszka był piękny. Ojej, jakie to śliczne! Jacku, jesteś niemożliwy, przecież zielony jadeit to rzadki kamień, inne jego kolory częściej występują. To bardzo drogi prezent i wyraźnie widać, że robiony na zamówienie - zwariowałeś kompletnie!
Jacek tylko uśmiechnął się - poświęcenie swej uwagi i serdeczność wobec niemal obcych osobników jest znacznie więcej warte niż ten drobiazg - wierz mi dziecino. Kamyk jest rodem z Nowej Zelandii, leżał u mnie od lat, a srebro jest z mojej srebrnej papierośnicy - bo kiedyś paliłem. A kształt ogniwek łańcuszka to mi narzucił jubiler - stary znajomy. Powiedział, że przy tym kształcie ogniwek można samemu skrócić długość łańcuszka, ale jak mu określiłem wizualnie dokąd mi sięgasz będąc na szpilkach to taką długość łańcuszka uznał za właściwą. Oooo, dobry babiarz musi być z twego znajomego - stwierdził Kazik. No fakt - przyznał Jacek- ma już chyba trzecią żonę - strasznie się do niego kobiety lepią. Albo do jego pieniędzy - powiedział Kazik.
A gdzie jest Tadeusz?- zainteresował się Jacek. Teresa tylko przewróciła oczami a Kazik powiedział- spaceruje zapewne z suką i Jadwigą. A teraz to pewnie pomaga Jadwidze jeść kolację. Nie wie, że u nas są placki, bo gdyby wiedział to by tu był a nie na spacerze. Na wszelki wypadek zostawimy trochę placków dla niego, odgrzeje je sobie w mikrofali, pewnie jutro. Zresztą on za chwilę pewnie wróci. Te trzy tygodnie w Nałęczowie jakoś nieco ochłodziły entuzjazm taty wobec Jadwigi - stwierdziła Teresa. Nie dociekałam co i jak jest między nimi, to już duży chłopczyk i musi sam sobie dobierać towarzystwo. Ale zawsze mogę w razie potrzeby jakąś panią pogonić, jakby mu zaczęła szkodzić.
Jacek, a ty należysz do tańczących facetów czy do tych, którzy gdy słyszą słowo "dancing" to bledną i szybko robią w tył zwrot? Do tańczących, tylko jakoś jak na razie to nie mam żadnej tancerki obok siebie. Ale na dyskotekę to nie chodzę, nie lubię się konwulsyjnie wyginać. Nooo, na dyskotekę to my też nie chodzimy, ale kiedyś tośmy sobie z Kazikiem nieźle tańczyli w klubie studenckim. Do dziś wspominam tango w jego ramionach- z westchnieniem powiedziała Teresa. Kazik roześmiał się - Tesia gdy miała 16 lat to z powodzeniem mogła uchodzić za dwudziestolatkę - laseczka z niej była "pierwszoklaśna". A jak tańczyła rocka! Była niezmordowana.
Teraz tak mówisz, a wtedy wybrałeś Ankę - wypomniała mu Teresa. No i zostałem ukarany za ten wybór- przecież wiesz- obruszył się Kazik. No wiem, wiem, już ci niemal wybaczyłam tę głupotę. Tylko niemal?- zdziwił się Kazik. Tak kochanie, kobiety mają cholernie dobrą pamięć - zwłaszcza wtedy gdy czują się niedocenione.Ty mnie wtedy po prostu nie doceniłeś. No bo byłaś ode mnie niemal 9 lat młodsza! A teraz to już nie jestem od ciebie tyle lat młodsza? Ja się postarzałam a ty odmłodniałeś? To nie tak -nie postarzałaś się, tylko ja zmądrzałem bo dostałem po grzbiecie. I to tyle w tym temacie. Ty też nie błysnęłaś wydając się za Roberta. W pewnym sensie jesteśmy na remisie.
Wiecie co? muszę iść małego położyć spać, bo jeszcze trochę a zaśnie na stojąco. O, chyba tata idzie, to jak się przywita to ja pójdę Alka położyć. Nie wybaczyłby mi, gdyby Alka nie ucałował na dobranoc. Alek oczywiście poszedł spać z nową maskotką, ale wpierw pluszowemu pieskowi przedstawił pluszową małpkę i teraz już dwa zwierzątka towarzyszyły dziecku w łóżeczku. Oczywiście dziadek jeszcze poprzytulał maluszka, który pokazał mu nowy nabytek informując dziadka, że to dał wujek Jaciek. Dziadek posiedział chwilę przy łóżeczku Alka, pogłaskał po główce Alka i małpkę, usłyszał "mój dada" i dziecko spokojnie zasnęło.
Tata wrócił do kuchni, Kazik zaraz uruchomił mikrofalę i tata z radością zajął się konsumpcją placków- okazało się, że Jadwiga zaczęła dbać o linię i przestała jeść kolacje. No więc tata stwierdził, że on nie musi dbać o linię, jako że waży tyle co powinien biorąc pod uwagę wzrost i wiek i wrócił do domu. A suka dziś podpadła swej pani, bo wlazła w błoto, więc po spacerze musiała być umyta, co wprawiło Jadwigę w zły humor.
No cóż, psom na ogół nie przeszkadzają kałuże i błoto, więc jak się ma psa to trzeba się z tym liczyć, że naniesie do domu latem piachu a zimą śniegu lub błota - stwierdził Jacek. Nie da się mieć psa i idealnie czysto w domu. No, Jadwiga to się bardzo stara, ona co dwa tygodnie zmienia psu pokrowiec na jego materacu, pies jest dwa razy dziennie szczotkowany i przecierany wilgotną ścierką. O rany- jęknął Jacek - to ten pies ma ciężkie życie.
No bo Jadwiga ma dwójkę wnucząt, więc bardzo dba żeby sunia była czyściutka. A te wnuczęta często ją nawiedzają?- zaciekawił się Jacek. No ostatnio to dość rzadko, bo już oboje do szkoły chodzą, to nie mają kiedy. No i te biedne dzieci siedzą w tej szkole od 8 rano do popołudnia, jedzą w szkolnej stołówce, siedzą w świetlicy szkolnej do godziny szesnastej trzydzieści. Młodsze to siedzi w świetlicy przed szkołą i po szkole, starsze tylko po szkole. Syn jest obrażony na swoją matkę, bo miał nadzieję, że matka będzie do nich przyjeżdżała na ósmą rano, potem odprowadzała młodsze do szkoły koło południa i potem odbierała ze szkoły, że będzie im gotować obiady. No ale Jadwiga ma psicę, więc gdy powiedziała, że mogłaby się tak poświęcić, ale przyjeżdżałaby razem z psem, to synek stwierdził, że nie zgadza się, by pies u nich spędzał cały dzień. Syn nie lubi zwierząt w domu. No więc dzieci są na świetlicy a syn i synowa zniesmaczeni tym, że matka wybrała psa a nie opiekę nad wnukami.
No właśnie, sporo osób ma problem z opieką nad dziećmi. Minęły czasy gdy większość kobiet nie pracowała zawodowo - powiedziała Teresa. Gdy powiedziałam w pracy, że biorę trzyletni urlop wychowawczy to wszystkie dzieciate stukały mnie w czoło. Bo się zakopię w gary i pieluchy- bo dziecko można oddać do żłobka, potem do przedszkola, potem szkoła i świetlica wychowają mi dziecko.
A ja, skoro się zdecydowałam na dziecko to chcę je sama wychowywać tak jak ja uważam za właściwe, a nie tak jak wyglądają wytyczne żłobka czy przedszkola. I nie czuję się gorsza przez to, że jestem z dzieckiem w domu. Wmówili kobietom, że są kurami domowymi gdy nie pracują zawodowo, więc powinny koniecznie pracować i masa dzieciaków lata z kluczem na szyi. I pracują te kobieciny ale i te po studiach zarabiają gorzej niż faceci. A pracodawcy też mają zagwozdki z tymi pracującymi matkami bo, jak mówił pewien przytomny dyrektor, to wpierw kobieta jest wieku rozrodczym, więc nagle jakiś dany jej temat pada w gruzy, bo ona jest w ciąży, potem ustawowy macierzyński i nawet jeśli wróci do pracy, to nie można jej dać porządnego tematu, bo ma bachora, a bachor często choruje bo infekcje chodzą po żłobkach, przedszkolach i szkołach i babka jest co jakiś czas na zwolnieniu lekarskim, bo ktoś się dzieckiem musi opiekować.
I tak się to wszystko idiotycznie kręci. Kiedyś sytuacja była jasna- dziecko ma być wychowywane przez rodziców. Ciekawe tylko jak ma być wychowywane przez rodziców, którzy od rana do późnego popołudnia są poza zasięgiem dziecka. W tym układzie rodzice oczekują, że wpierw żłobek, potem przedszkole a potem szkoła podstawowa i średnia wychowają dziecko. Ale w żłobku nie ma tylu wychowawczyń by te dzieci były dobrze zadbane, tak samo jest w przedszkolu. A szkoła oczekuje z kolei, że funkcję wychowawczą będą spełniać rodzice, a rodzice uważają, że skoro są cały dzień w pracy to funkcję wychowawczą powinny sprawować te osoby, które są większość czasu z dziećmi, a więc szkoła powinna wychowywać.
Ja się już napracowałam - dla mnie bycie z dzieckiem i zajmowanie się domem nie jest tragedią, nie czuję się zdegradowana. Wszystko jest tylko kwestią przemyślanej organizacji dnia. Mam szczęście, bo Kazik jest odpowiedzialnym człowiekiem i gdy ma czas wolny to nie leci z kumplami na piwko tylko pomaga mi w domu- albo zajmie się dzieckiem albo zrobi coś, co wymaga ode mnie większego wysiłku fizycznego.
c.d.n.