poniedziałek, 11 stycznia 2021

Fatamorgana- II

Działki miały  ładne położenie, było blisko do lasu  i równie blisko do rzeczki, do najbliższej  regularnej wsi było kilka kilometrów. Ale wyraźnie  były w strefie pozbawionej trwałej łączności  komórkowej a odbiór telewizji był co najmniej utrudniony. Było co prawda jedno miejsce,  nad rzeczką, w którym można było  "złapać" połączenie komórką ze światem i zawsze można tam było znaleźć kogoś ze sąsiadów stęsknionego kontaktów  ze światem zewnętrznym. Najczęściej można było tam spotkać pana Jacka, który przechadzał się ze słuchawką w uchu, rzadko kiedy coś mówił, raczej cały czas słuchał. 

Nad rzeczką najczęściej nikogo nie było, bowiem ten jej brzeg był dość stromy a rzeczki dno pełne było nagłych głębin, przeplatających się z płycizną- dzieci miały surowy zakaz przychodzenia tam bez opieki.

Elżbieta najwięcej czasu spędzała nie opuszczając działki -mama nie  życzyła sobie jej obecności w kuchni, ojciec często wraz z innym dziadkiem nadzorował zabawy dzieci, więc Ela w ciszy i spokoju czytała lub wychodziła drugim wyjściem z  działki wprost do lasu. Na tych spacerach niemal zawsze spotykała  "pana Jacka" i wtedy wędrowali nieco dalej w głąb lasu. Oczywiście za każdym razem sąsiad udawał zaskoczenie faktem, że się  spotykają, ale  za piątym razem Ela uśmiechając się powiedziała- taaak, to dziwne, że ilekroć  sama  wychodzę do lasu zawsze pana spotykam, naprawdę dziwne. Podejrzewam, że mnie pan po prostu stale obserwuje. Po co, dlaczego? 

Fakt- zgodził się pan Jacek- obserwuję, bo jest co obserwować, tak zwyczajnie, po ludzku podoba mi się pani, to raz, a dwa -  samotna, młoda i ładna kobieta w lesie to pokusa. Nie chcę by się pani przydarzyło coś złego, lub by pani zabłądziła . Tu już niejednemu  się to przydarzyło. I zamiast trafić z powrotem na działki trafiał do dalszej sąsiedniej wsi.       

Często wracali z tych spacerów z całkiem sporą ilością podgrzybków, którymi dzielili się po połowie. Po którymś spacerze, gdy dość sporo dyskutowali Ela zaproponowała żeby  przeszli  "na ty", bo tak łatwiej dyskutować. A dyskutowali na wiele tematów - jedynym, dość starannie omijanym tematem było ich życie osobiste. O tym, że Ela jest rozwódką wiedział od jej rodziców, a zwłaszcza od mamy Eli, która na swym byłym zięciu nie zostawiała przysłowiowej suchej nitki. A Jacek tylko powiedział, że on nie wie jak  wygląda życie w stanie małżeńskim, bo z uwagi na specyfikę swej pracy nigdy nie ożenił się ani nie zdecydował na posiadanie  potomstwa. O swojej pracy też nigdy nie opowiadał - raz tylko  napomknął, że nie jest to praca sprzyjająca życiu rodzinnemu i że większość jego kolegów to rozwodnicy. A on jest już tak przyzwyczajony do takiego trybu życia, że nawet nie wie czy umiałby być z kimś stale pod jednym dachem. Teraz  czeka tylko na wcześniejszą emeryturę i ma nadzieję, że się doczeka. Odbiera zaległe urlopy a i tak codziennie  ma kontakt z firmą.

Gdy w sobotę znów spotkała  Jacka w czasie swej wędrówki pobliskim lasem, powiedziała, że musi w niedzielę wrócić na  jeden dzień do miasta, bo ma umówioną na poniedziałek wizytę hydraulika, który ma jej zmienić w mieszkaniu  lokalizację kaloryfera, bo ta co jest teraz przyprawia ją o ból głowy- jakiś  geniusz umieścił go na bocznej ścianie obok okna i to niemal pod sufitem i każda jego regulacja wymaga od niej wchodzenia na drabinę, więc kupiła nowy, płaski i niech go hydraulik zamontuje pod oknem kuchennym. Oczywiście administracja musiała na to wyrazić  zgodę, poza tym trzeba  do tej "imprezy" wypuścić wodę z domowej sieci grzewczej, co oczywiście jest możliwe  głównie teraz, latem.

Jacek ubawił się serdecznie kaloryferem zainstalowanym niemal pod sufitem i gdy już się przestał śmiać powiedział - to ja mam dla ciebie propozycję - podwiozę cię do twego domu a ty mnie u siebie ugościsz swoją słynną kawą, o której słyszałem od  twojej mamy już z milion razy. A kiedy wracasz tu z powrotem? - myślę, że we wtorek rano - odpowiedziała. No fajnie, to dwie noce przenocuję u kolegi,  bo swoje mieszkanie już sprzedałem, zimą też tu mieszkam. Trochę tym faktem namieszałem tutejszym złodziejaszkom. A zimą jest tu bardzo fajnie.  Cisza, spokój, tygodniami można nikogo nie spotkać.Pomagam  leśnictwu dokarmiać  zwierzaki, zaopatruję okresowy paśnik. 

Nie wiedziałam o tym, że zimą też tu jesteś - Ela nie ukrywała swego zdziwienia. No a co tu sam robisz późną jesienią  i zimą? Przecież tu się chyba można powiesić z nudów! Nie sposób 12 godzin dziennie czytać!  

No nie, nie da się czytać dzień w dzień po 12 godzin. Ale muszę przecież prowadzić niemal normalny tryb życia. Ta nasza droga jest co prawda dwudziestej lub trzydziestej kolejności odśnieżania, więc zawsze z tej okazji jej odśnieżenia wyjeżdżam na zakupy.  Czasem wpadają do mnie znajomi, żeby "zażyć życia w głuszy". Minionej zimy paśnik zrobiłem  na wzmocnionym odcinku mojego płotu od strony zagajnika i porobiłem mnóstwo zdjęć. Nie było ostrej  zimy ale i tak płowa zwierzyna przychodziła. W tym roku też tak zrobię. 

Poza tym mam narty "skitourowe" - genialne, bo są niewiele cięższe od nart biegowych, są  okantowane jak zjazdówki i nieco szersze od nart biegowych, wiązania mają takie jak biegówki, ale z możliwością ich zablokowania, jeśli mamy odcinek dłuższego  lub bardziej stromego zjazdu. U nas są  podobne  narty, nazywają się  "śladowe", ale nie mają tej blokady wiązania, właśnie do wędrowania w różnym terenie zimą. Te są lepsze, przywiozłem je sobie z zagranicy, ale i u nas zapewne też będzie je można kupić. Gdy masz skitourówki nie jesteś udupiony w jednym miejscu i możesz na nich wędrować w urozmaiconym terenie. Dopiero dzięki nim pokochałem góry zimą, bo szczerze mówiąc nie bardzo rozumiałem sens pędzlowania wciąż jednego stoku. Wpierw stoisz  godzinę w kolejce do wyciągu a potem kilka minut pędzisz w dół, by znów powtórzyć to samo. A na skitourowych nartach można się spokojnie przemieszczać w dość urozmaiconym terenie. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie to znacznie ciekawsze.No a jak ostatnio patrzyłem to w Tatrach Zachodnich jest już 27 takich tras, a 7 w Beskidzie  Niskim. Ale i tak najlepiej zacząć od wędrówek po zaśnieżonych równinach by wyrobić sobie kondycję. Ojej, ja mam w domu  śladówki - ucieszyła się Elżbieta. Muszę przejrzeć sprzęt. Kiedyś na nich nawet jeździłam. A tej zimy to chciałam pojechać  z Radkiem do Zakopanego, żeby trochę popędzlował w szkółce narciarskiej a ja jako stateczna matrona obserwowałabym go z leżaka. 

To może stateczna  matrona przyjechałaby zimą na działkę z tymi śladówkami? Ja też mam jeszcze  stare  śladówki, to moglibyśmy trochę razem potrenować.  Na taki teren jak tu śladówki wystarczą w zupełności i zwyczajne  buty narciarskie. Co prawda teraz  to nawet buty do skitourówek są wypasione. W ogóle cały ten sprzęt jest bajecznie drogi i najlepiej kupować go za granicą w.....kwietniu, wtedy są naprawdę  spore okazje cenowe. 

A buty do trekkingu tuż przed sezonem zimowym- dodała Elżbieta. No a dzieciakom to nigdy się nie opłaca kupować nowego sprzętu, bo za szybko rosną - uzupełniła. Ja tylko wiem, że Radkowi od zawsze muszę  kupować buty ze dwa razy w roku. Zimowe ciuchy to przeważnie okazywały się już  za małe w lutym a buty to przed wakacjami i po wakacjach.  I dobrze, że nie ma fioła na punkcie  kopania piłki, bo wtedy nie tylko jest kwestia, że z butów smarkul wyrasta, ale przed wszystkim straszliwie je niszczy.Wiem co przeżywają moje koleżanki.

I tak, zgodnie z propozycją Jacka w niedzielne popołudnie wyruszyli jego samochodem do miasta. Ela zabrała od mamy  całkiem sporą listę zakupów martwiąc się, kiedy zdoła je zrobić. Ale  nie doceniła Jacka - przejrzał tę listę i powiedział - zrobię te zakupy oprócz tych aptecznych. Reszta jest dla mnie bezproblemowa.

                                                               c.d.n.