niedziela, 29 stycznia 2017

Siedlisko - XIII

Ten poniedziałek w pracy był dla Oli wyjątkowo męczący. Nie dlatego, że było dużo pracy, ale
cały czas snuły się jej po głowie przeróżne myśli. Około południa poszła do szefa i powiedziała,
że jeśli on nie ma nic przeciwko temu, to ona już od dziś pójdzie na urlop.
Cała  firma w miesiące wakacyjne pracowała na mocno zwolnionych obrotach, a poza tym Ola
miała jeszcze sporo dni zaległego urlopu. Kilka dni wcześniej szef dostał listę pracowników wraz
z wykazem ile kto ma jeszcze dni urlopu z poprzedniego roku. Ola przodowała na tej liście. Nigdy
nie brała więcej niż dwa tygodnie urlopu jednorazowo i z rozliczenia wypadło, że ma 25 dni urlopu
z poprzedniego roku. Poza tym Ola  należała do tych pracownic, które prawie wcale nie brały zwolnień  z racji opieki nad chorym dzieckiem, nie margały gdy trzeba było nagle zostać dłużej,
nie unikały szkoleń  i nie da się ukryć, że była  niemal ulubienicą szefa. Szef przyjrzał się Oli
i bez problemu podpisał jej kartę urlopową, zmieniając tylko datę  na następny dzień, bo
"przecież dziś już pani podpisała listę obecności, więc proszę wpisać do  książki wyjście służbowe
i zmykać do domu. Spotkamy się w takim razie we wrześniu, niech pani dobrze wypocznie, bo we wrześniu jak zawsze będzie  urwanie  głowy".
Ola bardzo lubiła swego szefa- był kulturalnym człowiekiem,umiał właściwie wykorzystać
potencjał swych pracowników, złe humory zawsze pozostawiał za drzwiami pracy, nie przenosił swych  frustracji na pracowników, co było rzadkością.
Ola  poinformowała swą koleżankę, że od jutra już jej nie będzie w pracy, spakowała się i wyszła
z biura.
Już na ulicy zatelefonowała do Janusza, że wzięła urlop. Umówili się, że Ola zadzwoni gdy już będzie gotowa do wyjścia i Janusz po nią przyjedzie, co nie nastąpi wcześniej niż za 3 lub 4
godziny.
Jadąc do domu Ola postanowiła,że nie będzie ukrywać przed matką, gdzie spędzi najbliższy
tydzień.
Tak też zrobiła. Rozmowa była niezbyt miła, Ola przypomniała mamie, że jest już osobą dorosłą
i jeśli nawet popełnia błąd, to ma do tego prawo, to jej życie i jej błąd. Rozbroiła matkę mówiąc,
że przecież mogła skłamać, powiedzieć, że jedzie w delegację służbową a jednak powiedziała prawdę.
No a co powiesz Maćkowi?- zatroskała się  matka.
Powiem, że  biorę sobie urlop od domu i spraw domowych i że przyjadę do Juraty razem
z Januszem i razem, w trójkę  spędzimy 2 tygodnie  sierpnia.
A nim wyjadę na urlop muszę tu jeszcze nieco spraw pozałatwiać, między innymi chcę odebrać
Jackowi prawo rodzicielskie.Są podstawy, bo on nigdy dziecka nie odwiedzał, listów do niego
też nie pisał. Mam nadzieję,że w razie czego będziecie  zeznawać w sądzie na moją korzyść.
A nim zaczniesz narzekać na mnie i Janusza, przypomnij sobie, że Jacka znałam trzy lata przed ślubem i z nim współżyłam. I co? Mimo tych 3 lat nie poznałam go  i skończyło się  moje małżeństwo.Jedno ci powiem - nawet przez  minut Jacek nie dbał o mnie tak jak Janusz.
Ola spakowała swoje rzeczy w walizkę-kabinówkę, zaczekała na powrót Maćka  z wyprawy
z dziadkiem na lody, zawiadomiła Janusza, żeby po nią przyjechał.
Potem pożegnała się z Maćkiem, zapewniając go, że na pewno przyjedzie do Juraty razem
z Januszem i  wyszła z domu, mówiąc,że przecież cały czas będzie z nią kontakt telefoniczny.
Po raz pierwszy Janusz jeszcze nie czekał. Korzystając, że jego jeszcze nie ma, poszła do
skrzynki na listy, która była dość daleko od wejścia, przez co rzadko ją Ola otwierała. W ich przegródce było pełno reklam, i jakieś  listy. Ola zgarnęła całą zawartość , wpakowała do
zewnętrznej kieszeni walizki,by potem, spokojnie przejrzeć zawartość skrzynki.
Nadjechał Janusz, z uśmiechem od ucha do ucha, walizkę cisnął do bagażnika, wycałował
Olę i uwiózł swój cud znad Wisły do prezesa spółdzielni. Prezes wił się  jak piskorz, gdy Ola
zaczęła dopytywać się o prawdziwy termin oddania dalszej części osiedla , w końcu przyznał,
że owszem, jest ryzyko, że te dalsze domki mogą być gotowe nie za rok, ale dużo pózniej.
Ola z Januszem wybrali więc inną nieco lokalizację, gdzie już  kładziono fundamenty.
Ola przystąpiła do Spółdzielni, dostała informację w jakiej wysokości jest pierwsza wpłata
i do kiedy ma być uiszczona, a Janusz wręczył prezesowi zaplanowany przez siebie rozkład
pomieszczeń w domu, dodając, że będą odwiedzać budowę co tydzień i sprawdzać czy
wszystko się zgadza. I pamiętaj stary, że mam jeszcze kilka odbitek tego planu, powiedział
podając prezesowi rękę na pożegnanie.
Potem ostentacyjnie objął ramieniem Olę i poprowadził  w stronę samochodu.
Prezes popatrzył na nich stojąc na schodach i mruknął - wiedziałem, że to nie jest kuzynka!
Nikt tak czule  kuzynki nie obejmuje, bo po co?
Godzina zrobiła się tymczasem obiadowa, więc pojechali "coś zjeść". Tym razem postanowili
pojechać do nowo otwartej naleśnikarni, zwłaszcza, że można było tam kupić również naleśniki
na wynos. Potem Ola namówiła Janusza by wpadli na chwilę do jakiegoś  "spożywczaka" bo
z pewnością trzeba zrobić  zakupy. Nie będą przecież "wyskakiwali" gdzieś na kolację  czy śniadanie,  poza tym to nawet obiad mogą zjeść w domu. Obiad w domu? nie chcę byś stała
przy garnkach. Zresztą  mam tylko patelnię i mały  garnek.
Gdy już  zamknęły się za nimi drzwi domu, Janusz wreszcie mógł się "porządnie przywitać ze
swym skarbem". A "skarb" wyzwoliwszy się z objęć przypomniał Januszowi, że projekt jeszcze
nie jest całkiem skończony, że teraz ona zrobi kawę techniką swej mamy, a potem Janusz ma
dalej  bawić się z projektem.
A co ty będziesz  wtedy robić? dopytywał się  Janusz. Ola zaśmiała się-  przede wszystkim
będę patrzeć na ciebie, co jakiś czas cię pocałuję w kark, pomasuję ramiona, a w przerwie
pomiędzy tymi czynnościami coś sobie poczytam. Może być?
Gdy pili kawę Janusz  zniknął na kilka minut i wrócił z Oli walizką i swoją aktówką.
Walizkę wyniósł od razu do sypialni, a potem coś wygrzebywał ze swej aktówki, wreszcie
przykucnął obok  Oli , prosząc by koniecznie zamknęła oczy.Potem delikatnie ujął jej lewą
rękę, i na serdeczny palec mozolnie nasunął pierścionek, jednocześnie oddychając z ulgą.
Nie czekając na pozwolenie Ola otworzyła oczy, które nie wiadomo dlaczego jakoś  się jej
zaszkliły.A Janusz powtarzał jak automat- bo cię kocham, kocham, kocham .
Pierścionek był zupełnie nie współczesny- obrączka była złota, nie miał oczka z jakiegoś
kamienia tylko dwa małe srebrne listki z jedną, srebrną kuleczką.
Och, on jest piękny i w moim rozmiarze.Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale trudno mówić
gdy ktoś nas całuje w usta. Ola, zostań moją żoną, proszę. Będę dbał o Ciebie i Maćka
z całych swoich sił. No proszę, bardzo Cię proszę.
Ola, bardzo zaskoczona i wzruszona wydukała wreszcie, że dobrze, że będzie jego żoną, ale
on przecież wie, że ona nie będzie mogła dać mu dziecka. I znów Janusz tłumaczył łagodnie,
ale stanowczo, że ważna jest dla niego jej osoba, a nie przekazanie genów, że zostanie ojcem
Maćka i ominie go zmienianie pieluch i czekanie aż dziecko będzie bardziej komunikatywne.
Poza tym na ojca jakiegoś niemowlaka to on już jest za stary.
A ten pierścionek to jest z XIX wieku i był zaręczynowym pierścionkiem jego mamy, jest
jeszcze do niego zawieszka, ale zawieszkę to mama chce dać Oli sama, na powitanie.
No i on chciał się poradzić tylko mamy jaki pierścionek kupić a mama się uparła, że takiej
pięknej dziewczynie to trzeba dać coś nietypowego a nie biżuterię sztampową.
Czekaj, czekaj, a skąd mama wie jak ja wyglądam- chyba nie pokazałeś  tego rysunku????
Nie, mam twoje i Maćka zdjęcie w aparcie komórki.Sięgnął po komórkę i pokazał Oli.
Obydwa zrobione były w ZOO.
A te dwa  srebrne listeczki symbolizują małżonków, kuleczka to nasz Maciek.
A teraz to ja już siadam do pracy.
Książki to masz na górze, może coś dla siebie wybierzesz. A może lepiej połóż się trochę
i odpocznij. Jak widzisz telewizora w tym domu brak.
Ola poszła do sypialni, gdzie natknęła się na swoją walizkę. Wypakowała z niej swoje rzeczy,
które umieściła w szafie, potem przypomniała sobie, że ma przejrzeć to, co znalazła
w skrzynce na listy. Po kolei odkładała na bok różne świstki reklamowe, potem znalazła
wyciąg z konta bankowego , zawiadomienie z ADM, że będą jakieś zmiany w opłatach za
mieszkanie rodziców i całkiem sporą kopertę adresowaną do niej. Nie było nadawcy a ze
znaczka wynikało, że to list z RPA.
Siedziała z listem w ręce i ociągała się z jego otwarciem. W końcu wyciągnęła z torebki
pilnik do paznokci i przy jego pomocy otworzyła kopertę.
List był od jej teścia. Informował ją, że teraz oni przejmują obowiązek alimentacyjny Jacka,
bo Jacek gdzieś przepadł i teraz trwają poszukiwania. Wyjechał do Australii na poszukiwanie
opali, bo to było marzenie jego życia. Kolega, z którym na tę wyprawę wyjechał zgłosił
sprawę na policji gdy Jacek przez tydzień nie wrócił do obozowiska, gdzie zostały wszystkie
 jego rzeczy. Ponieważ poszukiwania trwają już 3 miesiące, są bardzo złej myśli.
Jeśli okaże się, że Jacek nie żyje, oni nadal będą płacić należne alimenty, bo jak Ola wie, mają
na ten cel przeznaczony fundusz a Maciek był i jest ich wnukiem. Poszukiwania będą
jeszcze prowadzone do końca września i wtedy  oni poinformują  o ich wyniku Olę.
A w pazdzierniku do Polski przyjedzie z pewnością teść i będzie chciał się z Olą zobaczyć.
I jeśli do tego czasu Jacek się nie odnajdzie, to władze wystawią odpowiedni dokument, który
prawnie ureguluje sytuację rodzinną dziecka. Dalej była prośba o zdjęcie Oli i  dziecka.
Ola czytała ten list już dwa razy i czuła jak drętwieje z przerażenia. Gdy ostatni raz widziała
Jacka , co było niemal 6 lat temu, powiedziała: "życzę by ci się spełniły twe życiowe marzenia,
w których nie było i nie ma miejsca dla dziecka". A Jacek obrócił się na pięcie i wyszedł.
No ale mu nie życzyłam czegoś złego przecież, pomyślała.
Ostatnio dzieją się wokoło mnie jakieś same dziwne rzeczy-nagle obdarzyłam miłością prawie obcego człowieka, Maciek za nim szleje a gdy ja chcę odebrać Jackowi prawa rodzicielskie
przychodzi list od  teścia. Kurczę, niedługo w duchy i zaświaty uwierzę.