wtorek, 13 kwietnia 2021

Czerwcowy urlop - 10

 Rano Maria nie pojechała do pracy -Artur powiózł ją do przychodni lekarskiej i lekarz wystawił jej 9 dni zwolnienia lekarskiego, wystawił cały wachlarz skierowań na wiele badań, bo zorientował się, że badania kontrolne i Maria to dwie  zupełnie różne bajki i ostatnie to miała robione trzy lata wcześniej. Artur zatelefonował do pracy, że będzie, ale się trochę spóźni i był obecny w czasie  całej wizyty, bo Maria wyraziła na to zgodę. Plik skierowań plus zaleceń wręczył Arturowi- na wierzchu była kartka z napisem - "proszę jej dziś  nie zostawiać samej!", a żegnając się z nimi powiedział -pobierajcie się, choć to niezbyt modne, ale życie oddzielne tylko pozornie jest dobre, na co usłyszał od Artura: tak samo uważam, postaramy się to zrobić jak najprędzej. I zgodnie z zaleceniem by nie zostawić Marii samej, zabrał ją do siebie do pracy. Śmierć Ali była dla Marii potężnym wstrząsem - były ze sobą zżyte, Ala była niemal rok młodsza od Marii, ale to nie miało żadnego znaczenia. Przyjaźniły się od wielu lat, dzieliły się swoimi wszystkimi radościami i smutkami. W Warszawie obie były same, rodzice Marii byli w Australii, a Alicji co prawda w Polsce, ale widywali się z nią rzadko. Maria nadal była  w szoku, choć z lekka "znieczulona" lekami, które w nią wmusił Artur. Na początek oddał ją w ręce masażystek, potem zabrał na swoje zajęcia zbiorowe, w przerwie pomiędzy pacjentami kupił dla niej w kiosku ze sportową odzieżą czepek i kostium pływacki i dorzucił ją do grupy ćwiczącej w basenie, krótko tłumacząc koleżance  co jest grane.  Najbliżsi koledzy Artura pomagali mu w tym zabierając Marię na swoje grupowe zajęcia. Około południa, gdy  Maria  już była solidnie zmęczona fizycznie trafiła na spotkanie z psychoterapeutą i to był strzał w dziesiątkę. Była na sesji grupowej a potem indywidualnej. Zwierzyła się psychoterapeucie, że nie jest w stanie iść na pogrzeb Ali i to ją boli. Ale doświadczony psychoterapeuta i ten ból ukoił. Gdy wracali do domu Maria była już w znacznie lepszym stanie psychicznym, niemal całkiem "ogarnięta". W domu była już w stanie porozmawiać z Wojtkiem, od którego dowiedziała się, że rodzina już zabrała Alę ze szpitala, ale nie raczyli mu powiedzieć gdzie i kiedy będzie pochowana a na koniec mu powiedzieli, żeby więcej nie  dzwonił bo jest dla nich nikim i dla Ali też był nikim bo nie był jej mężem. W tym momencie dotarło do świadomości Marii jak wiele dla niej zrobił  Artur zabierając ją rano do swej pracy i włączając w opiekę nad nią swoich przyjaciół, a przecież "urzędowo" to i ona nie będąc jego żoną  jest dla niego nikim w pojęciu wielu osób. I zaraz mu o tym powiedziała, a ponieważ użyła zwrotu "jestem twoją dłużniczką" usłyszała: "tak, jesteś, a jedynym sposobem umorzenia  tego długu jest to, byś została oficjalnie moją żoną".

Następnego dnia razem odebrali z USC dokumenty Artura i złożyli je wraz z dokumentami Marii,  ustalając termin ślubu na pierwszy tydzień sierpnia, na czwartek. Do rodziców Artura postanowili pojechać w najbliższy piątek gdy Artur wróci z pracy. Trochę się Artur zezłościł, bo sam lot do Krakowa trwał krótko, ale wymóg by ze względów bezpieczeństwa być 1,5 do 2 godzin wcześniej na lotnisku wydłużał podróż, więc postanowili pojechać samochodem. W pracy bliżsi koledzy Artura dopytywali się o stan Marii, przekazywali dla niej pozdrowienia. A Darek zapewniał wszystkich, że to bardzo miła i serdeczna osoba i jak widać uczuciowa, skoro tak mocno przeżywa   śmierć  przyjaciółki.

Podróż do Krakowa przebiegła gładko, Maria przygotowała  "obiad na drogę"- paszteciki z domowym nadzieniem i ciepły barszcz czerwony z termosu. Nie wstępowali po drodze do żadnej restauracji, zjedli na jednym z leśnych parkingów. Maria początkowo miała zamiar część pasztecików zostawić w zamrażarce " na  zaś", ale w końcu spakowała wszystkie i dobrze zrobiła. Artur zjadł wszystkie, choć jak twierdził to  już nie z głodu a ze  zwykłego łakomstwa. Maria  była  trochę niespokojna, bo nie zdążyła przez te wszystkie zawirowania wybrać się do fryzjera i miała na głowie "bałagan", ale Artur ją zapewniał, że i tak się jego rodzinie spodoba- przecież nikt nie wie jaka powinna być właściwa długość jej włosów. Poza tym jemu się takie  jej uczesanie podoba, a to przecież  najważniejsze.

Rodzice  Artura przywitali oboje tak samo serdecznie, a prezentacja Marii przez Artura  brzmiała : no to przywiozłem moją Maryś żebyście mieli więcej dzieci do kochania. W pierwszy tydzień sierpnia bierzemy ślub.Cieszycie się?  Mama popatrzyła  na Artura z ukosa  i powiedziała: cieszymy się ale i trochę  nam smutno, że nie będzie tego ślubu w Krakowie i że nie chcecie wesela. Objęła Marię i powiedziała - no to wreszcie mam w domu córkę. Tak chciałam mieć córkę, a urodziłam dwóch synów.

Marysieńko,witaj w tej zwariowanej nieco rodzinie, ja mam na imię Emilia, możesz mi mówić  po imieniu, choć byłoby mi niezmiernie miło gdybyś mówiła  na mnie "mama". Dziękuję, od lat nie mam do kogo mówić "mamo", choć nie jestem sierotą. W tym momencie ojciec Artura objął  Marię i powiedział- a ja wolę byś do mnie mówiła tato a nie po imieniu. Ja jestem staroświecki. A czemu Marysiu nie masz do kogo mówić mamo i tato skoro nie jesteś sierotą?- dopytywał się ojciec. No bo moi rodzice od ośmiu lat siedzą w Australii i.....kangury macają, wtrącił Artur. Oj, to daleko są. No i bardzo dobrze, podsumował Artur i ruszył do kuchni. Wy się tu do mojej Maryś przytulajcie a ja tymczasem zrobię dla nas coś do picia. Najadłem się pysznych Marysinych pasztecików i teraz pić mi się chce.

Maryś, napijesz się wody z domowym sokiem z pigwy? Jeśli ty lubisz to ja pewnie też, ale jeszcze nigdy nie piłam soku z pigwy. To pigwy z ogródka rodziców, więc ekologiczne, bez chemii - zachwalał Artur.

Weźcie sobie picie i idźcie do pokoju, albo do ogrodu, ja zaraz naszykuję dla nas wszystkich kolację. To ja pomogę, stwierdziła Maria. Nie, nie , ty idź odpocząć w fotelu- jakby na to nie spojrzeć, to siedzenie kilka godzin w samochodzie, nawet w najelegantszym,  nie jest wypoczynkiem. Tusiek, chodź do mnie, pomożesz mi trochę. Tusiek, tzn. ojciec Artura szybko przyszedł, objął po drodze i cmoknął w policzek Marię, mówiąc przy tym, idź do ogrodu  dziecinko. Arti, a jak twój tata ma na imię? Nie wiesz? No a skąd mam wiedzieć, nie przeglądałam dokładnie twoich dokumentów, a "Tusiek" to mi się z niczym nie kojarzy. Tusiek, czyli Wojtusiek, czyli Wojciech- proste, prawda? Nie jesteś jedyną kobietą, która zmienia imię swego męża. O rany, zaśmiała się Maria - to ja jestem mężatką? No prawie jesteś, już papiery złożone, teraz poznałaś teściów to możesz się czuć jak mężatka. Chodź do mnie, na kolana, bardzo się za tobą stęskniłem, nie całowałem cię od ostatniego postoju na parkingu. Powinni opracować model samochodu, w którym można się całować siedząc za kierownicą. To ja mam lepszy projekt- za kierownicą powinien tkwić manekin,a na tylnym siedzeniu można wtedy się spokojnie całować. Podobają mi się twoi rodzice, są tacy naturalni. To są od teraz i twoi rodzice. Arti, nie będę więcej brała tych tabletek na uspokojenie, ciągle mi się chce spać. Już przetrawiłam śmierć Ali. Szkoda tylko, że ukrywała przede mną, że miewa problemy z sercem. Z drugiej strony to ją trochę rozumiem, gdy mnie coś boli też się tym nie chwalę, no ale przynajmniej idę do lekarza. Maria siedziała na kolanach Artura  z twarzą wtuloną w jego szyję i z lekka przysypiała. No chyba za mocne te prochy dał jej ten lekarz- pomyślał Artur- ona faktycznie zasypia. Zabawne - snuł dalej rozmyślania - jest mi tak dobrze z nią, że aż chwilami muszę się uszczypnąć, czy mi się to aby nie śni. 

Za żywopłotem stanął starszy brat Artura, Maciek - starsza wersja Artura i z uśmiechem im się przyglądał. Rozczulił go ten widok, a może i przypomniał chwile gdy on tak siedział ze swą żoną na ogrodowym fotelu. Wyciągnął ponad żywopłot rękę, w której trzymał aparat fotograficzny i zrobił zdjęcie, wcale nie będąc pewnym czy ono wyjdzie.

Maryś, skarbie, Maciek przyszedł i zrobił nam zdjęcie- szepnął Artur. Maria natychmiast oprzytomniała- ojej, no popatrz, znowu zasnęłam. Wiem, ale uwielbiam gdy zasypiasz przytulona do mnie. Mniej to lubię gdy zasypiasz w samochodzie przytulona do szyby. 

Za żywopłotem Maciek powoli zmierzał do furtki, którą otworzył własnym kluczem. Maria chciała zejść z kolan Artura, ale ten ją przytrzymał - siedź na moich kolanach, on tu podejdzie i się poznacie. Maciek podszedł mówiąc - witaj bratowo, siedzicie zupełnie tak jak ja tu siadywałem z Laurą. Zrobiłem wam zdjęcie, ale nie wiem czy wyjdzie, światło już marnieńkie. Przysunął sobie drugi fotel i usiadł  obok. Ja jestem Maciek, a ty jak masz na imię? Maria, czyli też na "M". Zmęczeni pewnie jesteście? Nie - zaprzeczyła Maria, tylko biorę tabletki uspakajające  i okrutnie mi się po nich chce spać. Maryś straciła kilka dni temu przyjaciółkę, rówieśnicę i  była w ewidentnym szoku. Lekarz zapisał jej  leki, ale mam wrażenie, że za dużą dawkę. Jutro dam jej połowę tabletki, a za kilka dni pewnie  będzie można już odstawić- wyjaśnił Artur.  Maciek pogłaskał Marię po policzku - rozumiem i to bardzo dobrze, moja Laura odeszła gdy miała 28 lat. Śmierć jest następstwem życia i wszyscy o tym wiemy,  ale o ile śmierć kogoś, kto dożył starości tylko nas  smuci,  to śmierć osoby młodej budzi w nas bunt i zawsze jest szokiem. Rozumiem cię Marysiu. Ale z czasem  umiemy się z tym pogodzić.

Dzieci, kolacja - nawoływała mama. Bracia uśmiechnęli się do siebie. No popatrz, to się jakoś nie zmienia. Dla nich zawsze będziemy dziećmi. 

Po kolacji Panowie  zabrali się za zmywanie a mama wypytywała Marię, czy nie trzeba jej czasem w czymś pomóc przed ślubem, czy już wie w jakiej kreacji będzie brała ślub, co jej ewentualnie brakuje z wyposażenia domu. Maria, zgodnie z prawda powiedziała, że tak naprawdę to ma wszystko jeśli idzie o gospodarstwo domowe, bo rodzice wyjechali "tylko na wycieczkę", więc wzięli ze sobą tylko rzeczy osobiste, by bagaż nie przekraczał 20 kg na osobę. Gdy nie wrócili w terminie a w  liście napisali, że zupełnie niespodziewanie postanowili zostać w Australii na stałe, Maria "poszła po rozum do głowy" i przejrzała na oczy- sprawdziła w biurku ojca, że zabrali ze sobą wszystkie dokumenty, które mogłyby być im potrzebne - czuła się oszukana i porzucona, choć miała już wtedy 21 lat. Rodzice przysłali dla niej zaproszenie i bilet otwarty, ale ona była  pełna żalu, że ją tak potraktowali i odmówiła wyjazdu do Australii. Dziś wie, że dobrze zrobiła, bo spotkała Artura , który wyraźnie jest miłością jej życia. A jej rodzice aktem notarialnym przekazali jej mieszkanie, w którym oni teraz z Arturem mieszkają, kupili też samochód, nie piszą do niej a co jakiś czas wpłacają jej na konto dolarowe  jakieś  pieniądze. Co do ślubu - oboje nie chcą żadnej wystawności, żadnego wesela. No tak, Artur już miał jeden wystawny ślub i wesele, co jakoś wcale  małżeństwu  na zdrowie nie wyszło- zauważyła mama.  A wiesz co było ,że wystąpił o rozwód? wiem mamo, powiedział mi. A nam powiedział tylko, że po prostu do siebie nie pasowali. Bo chyba wcale nie jest  łatwo pasować do siebie, małżeństwo wymaga od obojga wielkiej wyrozumiałości i wielu dobrych chęci by się wzajemnie zrozumieć- stwierdziła Maria. A Artur jest, mamo, bardzo wyrozumiałym człowiekiem. Aż się dziwię, że ze mną wytrzymuje.

Panowie skończyli kuchenne ablucje i przyszli do saloniku. Artur oczywiście zaraz przylepił się do Marii. Przyniósł jej pół tabletki lekarstwa, które miała brać trzy razy dziennie i wodę. To znów zasnę na siedząco- protestowała Maria- ale zobacz Maryś, to jest tylko pół tabletki, nie cała. A sen jest naprawdę bardzo dobrym lekarstwem. A jeśli zaśniesz na siedząco to cię zaniosę do łóżka i rozbiorę i dalej będziesz spała. Na pytające spojrzenie  matki wyjaśnił - dostała szoku, bo zmarła jej serdeczna przyjaciółka, jej równolatka. I lekarz zapisał jej te tabletki, ale jest lepiej i zredukowałem ilość, bo mi w samochodzie zasnęła przytulona do szyby. Tu w ogrodzie też zasnęła. Mamo, ona była w takim stanie, że musiałem ja wziąć ze sobą do pracy. I wszyscy koledzy i koleżanki mu pomagali w tej opiece nade mną- uzupełniła Maria. On ma bardzo miłych kolegów i chyba go bardzo lubią, co mnie akurat nie  dziwi.

A gdzie się poznaliście? W Juracie. Ktoś nas przydzielił do jednego stolika- szybko wyjaśnił Artur. Obejrzałem wpierw kto siedzi przy stoliku przy którym i ja mam siedzieć i od pierwszego spojrzenia  byłem trafiony. A tak nieprzystępnej kobiety to dawno nie spotkałem. I tak nieufnej.  Za nic w świecie nie chciała uwierzyć, że ją kocham. No ale chyba w końcu uwierzyła skoro się pobieracie- zauważył trzeźwo tata. No tak, ale się straszliwie napracowałem. I nadwyrężyłeś finansowo przy oświadczynach- mamusiu, ten wariat kupił z 50 róż i to nie na targu ale w hotelowym kiosku z kwiatami. Widać uznał, że jesteś tego warta. A macie już obrączki? No nie,  ja to nie będę nosił bo bez przerwy w pracy myję ręce, to raz, poza tym mam  bardzo szczupłe palce i jeśli mi obrączka przechodzi przez staw to odstaje potem na palcu i o wszystko zahacza. Pomyślimy o jakimś innym rozwiązaniu. Maria  nachyliła się do Artura i szepnęła- naszyjnik dla mamy...Przynieś z pokoju moją torebkę, proszę. W kilka minut potem Artur wręczył mamie naszyjnik bursztynowy, a Maria  jego ojcu różę na srebrnej łodyżce, mówiąc,że  nie było nic "na poziomie" co nadawało by się  dla mężczyzn, więc pomyślała, że taka róża może zdobić ojca biurko lub stać na nocnym stoliku.  A kiedy ty tę różę dorwałaś? -zdziwił się Artur? Gdy  wracałam z pracy, przeszłam jeden przystanek piechotą i ją  upolowałam. I nic mi nie powiedziałaś? Bo zapomniałam- włożyłam do torebki i zapomniałam. Przypomniałam sobie dopiero gdy się pakowałam na drogę. I jest jeszcze ten wisiorek dla twojej brataniczki.  Faktycznie, byłbym o tym zapomniał. Maciek, a właściwie dlaczego nie przyszła z tobą Ela? Bo jej nie ma, jest na wyjeździe ze swą przyszłą mamą. Są aktualnie w Szczyrku, wrócą za tydzień. Elwira prowadzi obóz i wzięła ze sobą  Elę. No to weź ten wisiorek dla Eli, dasz jej gdy wróci. Dziękuję, ucieszy się, ale będzie niepocieszona, że  was nie widziała.

                                                                         c.d.n.


Czerwcowy urlop -9

W poniedziałek rano Artur żegnał się z Marią tak, jakby nie jechał do pracy ale na wyprawę krzyżową na której ani chybi polegnie. Maria szybko przygotowała obiad dla pięciu osób, bo Artur miał przyjechać z trzema kolegami i wyruszyła po kartony, których zakupiła aż 30. Wiedząc, że przyjadą koledzy  Artura zostawiła samochód  z kartonami w środku przed domem, nie korzystając z uprzejmości panów pijaczków. Zresztą kartony powinny zostać odwiezione do mieszkania Artura, wszak stamtąd trzeba było zabrać książki.

Rzeczywiście koledzy Artura nie  należeli do wątłych. W ciągu 20 minut małżeńskie łoże zmieniło miejsce postoju a Artur wziął samochód Marii by odwieźć  kartony do swego mieszkania. Maria  poprosiła, by wszyscy wrócili razem z Arturem do nich na obiad. W godzinę później przyjechali w świetnych humorach, a na pytanie czemu musiała tak długo na nich czekać dowiedziała się tylko, że to niespodzianka.

Niespodzianka polegała na tym, że gdy siedzieli już przy kawie i cieście ucztę przerwał dźwięk domofonu a wszyscy się poderwali i razem z Arturem opuścili mieszkanie, zapewniając, że szybko powrócą i.....przywiozą książki. I rzeczywiście.  W godzinę później byli już z powrotem. Śmiali się, że właściwie zamiast wydawać pieniądze na siłownię powinni zająć się przeprowadzkami. Wszyscy trzej wgapiali się w Marię, w końcu jeden powiedział - coś mi się wydaje, że najwyższy czas się ożenić. Artur wie co robi, cwaniak. No ale on ma mieszkanie, a my jeszcze czekamy. A kiedy masz dostać mieszkanie- zainteresował się Artur. Za rok, jak nie  będzie poślizgu, już nawet piwnice są zrobione. Mogę któremuś z was wynająć to, w którym byliście po książki. Nie zedrę  z wynajmującego - opłacicie tylko media i czynsz- zależy mi na tym, żeby nie generowało kosztów i żeby go nie zniszczyć. Całe wyposażenie mieszkania, garnki, meble, pościel  zostawiam do dyspozycji. Na koniec tego tygodnia już będzie opróżnione z tego, co zabieram tutaj. Oferta ważna  48 godzin od tej chwili. Mówisz poważnie?- powątpiewał platynowy blondyn- mógłbyś za to zgarniać co miesiąc dwa tysiące. Mógłbym, jasne,że tak, ale nie od kumpla. I pani się na to zgadza?- platynowy blondyn  nie odpuszczał kierując pytający wzrok w stronę Marii. Oczywiście, że się zgadzam. To jego mieszkanie, nie moje. Ważne jest to  by nie generowało kosztów. Pustostan niszczeje znacznie  bardziej niż normalnie używane mieszkanie, szkodzi mu nawet ten fakt, że nie przepływa rurami woda, bo się w rurach wtedy gnieżdżą i mnożą jakieś drobnoustroje. Jest tylko jeden mankament - dodał Artur - dookoła sami starsi ludzie tam mieszkają, więc nie jest to miejsce do imprezowania. Blondyn wyglądał przez moment jak ryba wyciągnięta z wody - wy naprawdę  mówicie to poważnie? Tak, stary, mówimy to poważnie. Komorne to jest 300 zł miesięcznie, ale za jakiś czas na pewno wzrośnie i za rok już będzie wyższe, opłata za media zależna jest od tego ile prądu, gazu i wody zużyjecie. A mógłbym od was zatelefonować do mojej dziewczyny? No jasne, dzwoń. Telefon jest w tym pokoju, z którego zabraliście łóżko.

Maria odniosła wrażenie, że nagle wszystkim facetom wydłużyły się uszy, więc wyszła z pokoju  i po cichu zamknęła drzwi od dawnej sypialni, z której telefonował blondyn. Artur, a kiedy wy się pobieracie?-zapytał któryś z kolegów. Jeszcze nie wiemy, ale nie wiem też czy będziemy brać ślub w Warszawie czy w Krakowie. Jeszcze nawet papierów nie wyciągnęliśmy z USC. Blondyn wrócił z rozmowy i powiedział - ale te kobiety to są okropne- nie chciała mi uwierzyć, że mówię prawdę, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie wynajmuje tak  tanio mieszkania. W końcu jej powiedziałem, że  nawet jeśli ona nie wierzy, to ja się tam sam wprowadzę i będzie mogła mnie czasem odwiedzać. I naprawdę ja się tam nawet sam przeprowadzę, będę miał wreszcie bliżej do pracy stąd niż z Targówka. Poza tym to towarzystwo "targówkowe" mnie dołuje. No a przejazd przez Warszawę do Konstancina to gehenna. Jasne - tamto mieszkanie jest bardzo blisko Wisłostrady,  więc droga do Konstancina prościutka - stwierdził Artur, wsiadasz na swego "rumaka" i jedziesz. Co najwyżej raz na jakiś czas zabulisz mandat- zaśmiał się któryś z kolegów. Blondyn łypnął okiem na Artura i powiedział - koniec z szaleństwami, dziecko musi mieć ojca, wyhamowałem. Jeżdżę statecznie. Oooo, to gratulacje, a co będzie? chłopak czy dziewczynka? Dziewusia. Ślub weźmiemy za miesiąc. A wiesz stary, tam niedaleko to jest nawet żłobek - poinformował kolegę Artur. Przedszkole też tam jest blisko i szkoła. Artur- odezwała się Maria- spiszcie umowę i zamelduj tymczasowo pana w Urzędzie Dzielnicowym i zgłoś to w Administracji. Nawet przy własnościowych, spłaconych mieszkaniach trzeba to robić. I ubezpiecz mieszkanie, możesz w Warcie lub w TUZ. TUZ ma lepsze warunki, a w tych mrówkowcach to lepiej jednak gdy mieszkanie  jest ubezpieczone. To moje też mam ubezpieczone, choć to nie mrówkowiec.  

Koledzy Artura wyraźnie świetnie się czuli w ich mieszkaniu, które z wielkim żalem opuścili pod wieczór. Artur był w tzw. "siódmym niebie", bo każdy mu do ucha szeptał jakieś komplementy na temat Marii, a on niemal puchł z dumy. 

Ponieważ następnego dnia Artur pracował od godziny czternastej, rano pojechali oboje do USC po swe  dokumenty. Maria odebrała swoje niemal od ręki, Artura  miały być dopiero za dwa  dni.  Nie omawiali jeszcze kwestii ślubu-gdzie i jacy świadkowie, mieli zrobić to dopiero wieczorem. Marii było to zupełnie obojętne- postanowiła, że kwestia ślubu pozostanie w gestii Artura, ona zgodzi się na każdą jego propozycję poza - ślubem kościelnym, który i tak nie wchodził w grę, bo z pierwszą żoną Artur brał  ślub kościelny. Niespiesznie ugotowała obiad na  najbliższe dwa dni, uprała rzeczy obojga  przywiezione z urlopu, zatelefonowała do Alicji, ale ona  chyba nadal była jeszcze w szpitalu, postanowiła wieczorem  zadzwonić do jej chłopaka. Zrobiła też porządek w szafie ubraniowej, zmieniając nieco jej wnętrze, przejrzała ubrania Artura czy aby nie trzeba czegoś uszyć i doszła do wniosku, że on chyba jeśli  coś się odpruje czy oderwie to się  takiej rzeczy pozbywa i kupuje w to miejsce nową.

Zajrzała do przyszłego  gabinetu, pogrzebała nieco w książkach i natknęła się na jedną z wielu książek z dziedziny seksuologii. Przejrzała książkę na temat erotyzmu i technik seksualnych wschodu a ryciny przyprawiły  ją o gromki śmiech- wynikało z nich, że oboje partnerzy powinni mieć stawy i kości raczej z gumy, lub od niemowlęcia powinni  wykonywać takie ćwiczenia by potem móc stosować takie pozycje w trakcie stosunku. Poczytała również nieomal instrukcję w jaki  sposób doprowadzić ukochaną kobietę do szczytowania, przejrzała cały wachlarz różnych pieszczot mogących zaspokoić partnera i partnerkę, poczytała też porady psychoterapeuty i akcje Artura poszły wyraźnie w górę. Postanowiła też by spróbować bardziej wyrafinowanego pettingu na początek sesji, doprowadzając rzecz do finału. Zwróciła uwagę na to, że wszędzie podkreślano, że nic co ludzkie nie może być obce, że wstyd wpajany obu płciom od dzieciństwa rujnuje wielu ludziom życie intymne, przestudiowała uważnie męskie strefy erogenne, przeczytała porady by w czasie zbliżeń intymnych nie myśleć o tym, co jeszcze jest w domu do zrobienia. Po przeczytaniu owych kilkudziesięciu stron doszła do wniosku, że ma szczęście, bo trafiła na mądrego faceta. A jej pierwszy partner był zerem seksualnym i zaspokajał tylko siebie. Pooglądała prospekt z gadżetami erotycznymi.

Właśnie odkładała na bok książkę, którą chciała poczytać, gdy usłyszała zgrzyt zamka w drzwiach. Była siódma wieczorem, a Artur miał być w domu dopiero po  dwudziestej. Zostawiła książkę i pobiegła do przedpokoju. Co się stało, że już jesteś? Konstancin się rozleciał? Chyba nie, gdy wyjeżdżałem jeszcze  stał, ale straszliwie się za tobą stęskniłem. To dobrze, bo ja też. To chodź, szybciutko się odświeżę, miałem okropnego pacjenta, musiałem się nieźle powstrzymywać by mu nie dołożyć. Odświeżysz się ze mną? Tak, mogę cię nawet calutkiego umyć, bardzo to lubię robić. A co jeszcze lubisz robić? Całować cię, przytulać  się do ciebie,patrzeć ci w oczy, wtulać twarz w twą szyję i czuć jak ci krew pulsuje i lubię czuć cię w sobie. Tak naprawdę to lubię wszystkie twoje pieszczoty. Jestem od ciebie uzależniona. A ja od ciebie i to naprawdę ogromnie. Nie podejrzewałem, że tak bardzo będziemy do siebie pasować. Nigdy czegoś takiego nie przeżywałem. I mam podejrzenie, że jesteś pierwszą kobietą, którą naprawdę kocham. A wśród chłopaków zrobiłaś  furorę. Darek to dałby się pewnie za ciebie żywcem pokroić. Arti, ale ja  nie wiem który to jest Darek. No ten, który mieszka w moim  mieszkaniu. Aaa, ten platynowy blondyn. On ma te włosy takie jakby były rozjaśniane chemicznie. Zawsze miał takie, odkąd go znam, na studiach też. To bardzo porządny facet, trochę pechowiec. Bo trzeba  mieć pecha by prezerwatywa trzasnęła akurat w połowie  cyklu. I też się bardzo z Izą kochają, są ze sobą już chyba 4 lata. Gdy powiedział, że kobiety są dziwne, bo ona nie chciała uwierzyć w taką okazję to mało mnie nie skręciło w środku ze śmiechu. Arti, ale ja już wierzę w to, że mnie kochasz. I wiem, że jesteś naprawdę wspaniałym facetem. I że mam naprawdę dużo szczęścia, że cię spotkałam. Chodź, zjemy obiado-kolację i zrobimy sobie dobrze. To brzmi interesująco. A tak dokładnie to co masz na myśli? Zobaczysz, cierpliwość popłaca. Nigdy tego nie robiłam  ale mam nadzieję, że się uda- nie święci garnki lepią. No powiedz, bo umrę z ciekawości. Z ciekawości się nie umiera. Zjemy dziś w szlafrokach. No powiedz, proszę. Arti, jeśli powiem, to już nie będzie niespodzianka. Gdy Maria podała kolację Artur powiedział - no to dziś mamy wieczór niespodzianek- ogromnie lubię tak przyrządzone mięso i takie kartofle. A ja też - robi się szybko a jest smaczne. A skąd wiedziałaś, że to lubię? Nie wiedziałam, zrobiłam w ciemno, mając nadzieję, że też to lubisz. A na deser też jest to co ja lubię, czyli krem z poziomkami. A skąd ty wzięłaś poziomki? Wieki ich nie jadłem! Z prywatnego warzywniaka na naszym osiedlu - to ta  betonowa budka w paskudnym szarym kolorku, ale ma dobre zaopatrzenie. Pycha- rozpływał się w zachwytach Artur. A ten krem to z czego? Bita śmietana z odrobiną  cukru. Zaraz  dołożę jeszcze poziomek, trzeba je dziś zjeść. Wiesz, jeszcze nie spotkałam w życiu człowieka, który nie lubiłby poziomek. Co prawda i tak najlepsze są te leśne, ale te ogrodowe są niewiele gorsze. Wyskrobując  z kryształowej miseczki resztkę poziomek Artur powiedział - zupełnie zapomniałem ci powiedzieć- rozmawiałem dziś z mamą i powiedziałem jej, że mam narzeczoną i że chyba przyjedziemy do nich w tę sobotę, jeśli oczywiście ty będziesz mogła. I obiecałem, że jeszcze dziś oddzwonię w tej sprawie. Zgadzasz się, moja cudna? Oczywiście. Gdzie ty Kajus, tam ja Kaja. A czym pojedziemy? Jeszcze nie wiem, może polecimy samolotem. Jutro się zorientuję w tej materii. Chodź, zadzwonimy do mamy. Poza tym oprotestowałem w pracy ten tryb w którym  pracujemy i chłopcy mnie co do jednego poparli, dziewczyny też. Chcemy pracować na zmiany tygodniami a nie każdego dnia zmiana. Wściec się można w takim trybie. 

Telefon do mamy był zabójczo  krótki - "mamuś, będziemy w sobotę, ale nie wiem o której, dam znać jak będę wiedział." 

No to czekam na następną niespodziankę. To poczekaj jeszcze  trochę bo to łóżkowa niespodzianka.  Ja już jutro idę do pracy, to muszę wcześniej wstać i dziś nieco wcześniej niż o północy zasnąć. Połóżmy się około dziesiątej. Arti, a jak jutro pracujesz, bo już  się pogubiłam - jutro idę rano, wychodzę z pracy o 14,00. Posłuchaj więc - mięso masz już zrobione, jest w  garnku w lodówce, dorób do niego surówkę i ugotuj albo makaron albo kartofle, co wolisz. Ja będę normalnie, czyli przed siedemnastą. To może ja bym po ciebie przyjechał samochodem? Nie ma sensu -z biura mam do autobusu ze 200m, tak jak tu z autobusu. Tam nawet nie ma gdzie zaparkować.Gdyby było gdzie parkować to bym jeździła samochodem. Idę umyć paszczękę, a ty pościel łóżeczko. Gdy już leżała w łóżku zadzwonił telefon, wiec wstała  i odebrała go. 

Gdy Artur wrócił z łazienki Maria  leżała w łóżku z twarzą wbitą w poduszkę i płakała - okazało się, że tego popołudnia zmarła w szpitalu Alicja. Zapalenie płuc w końcu wyleczono ale serce nie wytrzymało. Jakimś cudem zbyt późno zorientowano się, że ma  wadę serca, ale nie zdążono przenieść ją na leczenie do specjalistycznego szpitala.

                                                                          c.d.n.