czwartek, 4 lutego 2021

Stara miłość - 4

W przeddzień ślubu Milena przypomniała sobie, że przecież miała jeszcze podać datę i miejsce swego ślubu własnemu dyrektorowi- po krótkim, acz burzliwym przemyśleniu sprawy zatelefonowała i podała "namiary". Przeważyła myśl, że przecież wciąż jest obywatelką kraju działającego wiecznie  na "wariackich papierach" i może się zdarzyć, że np. z bliżej nieznanych powodów wszystko się opóźni więc będzie  jeszcze musiała powrócić do pracy. Oczywiście jej dyrektor nie miał bladego pojęcia o tym, że Milena  wychodzi za mąż za "obcokrajowca" i ma zamiar wyjechać  z kraju. Poza tym nie mogła zbyt narzekać na swą pracę, była kierowniczką działu personalnego w całkiem sporej instytucji.

Tego popołudnia odebrali  "zaopatrzenie" z barku europejskiego - ponieważ było tego naprawdę sporo Asz załatwił sprawę "po swojemu", czyli sprawił by wszystko dostarczył samochód dostawczy z hotelu. Milena chwaliła samą siebie  za to, że kiedyś kupiła  największą z dostępnych lodówek- nareszcie była  zapełniona po brzegi. Gdy wszystko już zostało umieszczone w lodówce pojechali do cioci i rodziców Asza,  na wieczorek kawalersko-panieński, jak się śmiała teściowa. 

Rodzice Asza wspominali swój  ślub i kreację ślubną "panny młodej", która miała ukryć już siedmiomiesięczną ciążę co nie za bardzo się udało, bo suknia mocno zmarszczona pod biustem i rozkloszowana do dołu wyglądała dziwacznie. A że ciąża ta nie była przypadkiem ale świadomym działaniem panna młoda wcale nie czyniła starań by ją ukrywać. 

Na tym spotkaniu Milena  została "ozłocona", jak to nazwał Asz - od  jego cioci dostała naszyjnik ze złotych owalnych koralików, złoty medalion-sekretnik z ametystem i w komplecie do niego bransoletkę z ametystów oprawionych w złoto. Medalion i bransoletka były bardzo stare, z ciemnego złota.I były w rodzinie od kilku pokoleń. Od rodziców  Asza dostali złote łańcuszki z zawieszkami- na jej zawieszce był profil męski, na jego- kobiecy.

Jak zauważyła Milena, rodzice Asza nie zadawali niepotrzebnych i kłopotliwych pytań. Mieli jeszcze jedną cenną cechę - nie okazywali zdziwienia. Milena powiedziała, że jej rodziców  na pewno nie będzie na ślubie, ponieważ wg jej matki ona nadal jest żoną człowieka, którego przed laty poślubiła. Jedyny komentarz brzmiał - no cóż, każdy ma jakieś przekonania.

 Jedna rzecz nieco nurtowała oboje rodziców- dlaczego Milena mówi na ich syna Asz? I wtedy Milena opowiedziała, jak to w szkole  pisząc  klasówki mieli przykazane by na arkuszu  na górze pisać imię i nazwisko, a on pisał tylko A.Sz. I gdy nauczycielka oddawała prace zapytała : a kto to jest Asz?  No i od tej pory został dla całej klasy Aszem. A jemu to nie przeszkadzało, bo jego imienników było w klasie sześciu.

Rodzice Asza przywieźli ze sobą zdjęcia swej hacjendy. Dom był co prawda tylko parterowy, ale bardzo rozległy, z pięknym patio i podsieniami dookoła niego. Tak naprawdę były to dwa domy  tworzące z zewnątrz spory kwadrat. Na patio można było wyjść niemal z każdego pokoju. Poza tym dom był podpiwniczony, a piwnice były porządne, suche, murowane. W każdej części domu  kuchnia i po 2 łazienki, duża i mniejsza, każda część ma salon i trzy pokoje, z tym że jeden pokój ma dodatkową powierzchnię, coś co kiedyś nazywało się alkową.

Teściowa twierdziła, że już nie może się doczekać kiedy Milena z Aszem przyjadą wreszcie do Hiszpanii.

Ślub był wyznaczony na godzinę 11,00. Milena chciała włosy spiąć  w kok,  ale Asz zaoponował - uczesz się  się tak jak je spinałaś kiedyś, z tylu były luźne, a w uszka można cię było całować-pamiętasz? No jasne, że pamiętam, dobrze, zrobię tak, skoro ci się tak  bardziej podoba. 

Jeszcze tylko dokumenty, portfel z pieniędzmi, kluczyki od samochodu, klucze od, mieszkania, chusteczka a na szyję założę medalion. Asz pomacał jeszcze swoje kieszenie, czy ma wszystko z obrączkami włącznie i powiedział - z jednej strony nie mogę się już tego ślubu doczekać- z drugiej  jak zawsze mam tremę- nie lubię być w centrum zainteresowania. Czuję się  tak trochę jak przed egzaminem. No ale na egzaminie to byłeś sam, a tu będziesz ze mną, będę cię trzymać cały czas pod rękę. Asz, a może ty chcesz  zrezygnować? Aleś trafiła! Jak możesz tak mówić? Kocham cię i już bardzo chcę by był wieczór i byśmy byli sami.

W samochodzie  za kierownicą była Milena, dojechali w 7 minut,  bez trudu znaleźli miejsce do zaparkowania. Na schodkach do urzędu Milena omal nie skręciła nogi i Asz widząc jej zdenerwowanie nagle poczuł się mocny i pewny siebie. W poczekalni byli już pan B. i Baśka i  Milena patrząc na nich skonstatowała, że chyba zaczynają być sobie bliscy. Siedzieli niemal przytuleni a na widok wchodzącej pary leciutko się od siebie odsunęli. Gdy się witała z Basią (buźka, niedźwiedź) szepnęła jej do ucha -pasuje? Baśka odszepnęła- tak i ma luz. W chwilę potem przyjechał "pan dyrektor" Mileny i tak go Milena przedstawiła Aszowi, Basi i panu B. Po dalszych pięciu minutach przyjechali rodzice Asza razem z ciocią, która weszła do urzędu nie schodkami ale równią, trzymając się poręczy i podtrzymywana z drugiej strony przez swego brata. Urzędniczka wyszła z salki ślubów i zaprosiła ich wszystkich do środka. Rzeczywiście maj nie był miesiącem ślubów, następny miał być dopiero o godzinie 13,00. Gdy już oboje  podali urzędniczce swe dokumenty drzwi salki otworzyły się i...wszedł ojciec Mileny- sam, ale  z bukietem róż. Milena, która obejrzała się na dźwięk otwierających się drzwi uśmiechnęła się i szepnęła do Asza- jest mój ojciec, sam. Gdy przeszli do sąsiedniej salki, w której na ogół uczestnicy uroczystości składali świeżo upieczonym  małżonkom życzenia, Milena powiedziała głośno - a ten spóźniony gość to mój tata. I zaraz pociągnęła Asza do niego, zagarniając też  jego rodziców. Gdy wyszli już przed budynek wpierw pożegnali ciocię, która już była zmęczona  całym tym zamętem i poczekali aż odjechała taksówką w towarzystwie swej opiekunki. Potem Milena poprosiła pana B. by  zabrał do swego samochodu rodziców Asza, a ona weźmie do malucha ojca i swego dyrektora. W 10 minut później  wszyscy byli już w mieszkaniu Mileny.

Milena z Basią zajęły się przeniesieniem wszelakiego dobra na stół w pokoju, a w trakcie szykowania wymieniały między sobą różne informacje. Basia stwierdziła, że pan B. jest czarującym mężczyzną, co Mileny nie zdziwiło, jako że były to czasy gdy do dyplomacji trafiali raczej ludzie dobrze wykształceni, dobrze wychowani, kulturalni. Jeden z wujków Mileny też był dyplomatą i aktualnie przebywał jeszcze na placówce. Faktycznie pan B. jest raczej domatorem, ale nie sposób się z nim nudzić w domu. Jest też łasuchem, ale ma  dobrą przemianę materii, poza tym regularnie pływa i Basia razem z nim 3 razy w tygodniu bywa na basenie. Bywasz czy pływasz? Pływam i nawet mój wygląd w czepku pływackim go nie przeraża. No to dziwny facet - stwierdziła Milena, bo i ty i ja wyglądamy w tych czepkach potwornie. No fakt, potwierdziła Baśka. Ja się nawet zrujnowałam na czepek w komisie, taki nieco zdobiony, ale i tak się na siebie  patrzeć nie mogę. Baśka, ale czepek nie dodaje  ci lat ani nie szkodzi figurze a to zapewne jest dla niego atrakcją.  A często się spotykacie poza tym basenem? Raczej często, prawie u mnie mieszka, bo jak się zasiedzi czasem czyli co drugi dzień do późnego wieczora to już mu się nie chce jechać do domu. Na ogół po basenie odwozi mnie do domu i jemy razem kolację, a wracamy z tego basenu po dziewiątej wieczorem.  Ja już jestem padnięta a on zje kolację i  jest jak młody  bóg- i zawsze dba o mnie- sex na piątkę z plusem. Milena, a jaki był ten jego syn? Dobrze ułożony, kulturalny, dobrze się uczył. Ale nie wiem co robił po liceum.  On coś trenował, ale nie wiem co. Teraz pływa, ale już sam na siebie zarabia jak twierdzi pan B. Chodźmy do pokoju bo za chwilę tu wszyscy przylecą.  Gdy przyszły do pokoju Asz, "pan dyrektor" Mileny i jej tata o czymś zawzięcie dyskutowali, a pan B. rozmawiał z rodzicami Asza. Baśka i Milena  stuknęły się łokciami - popatrz,  nawet nie  zauważyli, że nas nie było. Ale to były tylko pozory- Asz natychmiast przyciągnął Milenę do siebie , a Baśka ze śmiechem powiedziała- pewnie panu młodemu  gorzko, musi sobie życie osłodzić. A że Basia akurat stawiała przed panem B. talerzyk  pełen dalekomorskich frykasów, ten ujął jej rękę, złożył delikatny pocałunek i powiedział- dziękuję kochana. A Baśka - rzecz warta odnotowania- spłonęła rumieńcem. W tej samej chwili Asz po raz pierwszy przy świadkach  przyciągnął do siebie  Milenę i długo, długo całował. 

Przyjęcie zakończyło się około godziny siedemnastej. Pan B. stwierdził, że on odwiezie do domu rodziców Asza i Basię,  tata Mileny z jej dyrektorem stwierdzili, że oni to mają tak blisko do swych domów, że z chęcią trochę rozprostują kości i pójdą na piechotę a poza tym mają jeszcze ochotę podyskutować po drodze.

Asz z rozkoszą pozbył się swego wytwornego garnituru, Milena szybko została w stroju domowym czyli w bieliźnie, Asz niemal biegiem  chował do lodówki wszystko to co należało w niej schować by móc jak najszybciej sprawdzić czy jest mu tak samo dobrze w stanie małżeńskim jak było przed ślubem. Sprawdzanie organoleptyczne wykazało że może nawet teraz jest ciut lepiej. Leżeli przytuleni i Asz  snuł plany jak teraz urządzą tę część domu w Sant Adria del Besos, która należy do niego. A z żoną też tam mieszkałeś- zapytała cichutko. Nie, ona nawet nigdy tam nie była, mieszkaliśmy w samej Barcelonie.  To jest  dzielnica peryferyjna, jej wspaniała rodzina nigdy by w takim miejscu nie zamieszkała.  Od poniedziałku znów czeka nas  cała mas  spraw do załatwienia - twój paszport i oddamy do tłumacza przysięgłego świadectwo ślubu. Do tego tłumacza to zatelefonujemy jutro  i może już jutro to podrzucimy.

Lenuś, czy mi się zdaje, że Baśka romansuje z ojcem Witka? Nie wykluczone to jest - zaśmiała się  Milena. Baśka jest nim zachwycona, że taki mądry, kulturalny, delikatny a jednocześnie pełen wigoru i dba o nią. Docenia Basine wysiłki kulinarne, chodzą razem trzy razy w tygodniu na basen. On jest domatorem a Baśka też do "latawic" nie należy. I podejrzewam, że jeśli pan B. potraktuje rzecz poważnie to będzie miał młodą żonę, którą póki co potrafi w pełni usatysfakcjonować, bo liczy się jakość a nie ilość, czego większość  panów nie wie lub nie rozumie. A gdy w parze z jakością idzie szacunek i czułość to różnica wieku nie jest istotna. 

Wpatrując się Milenie w oczy Asz zapytał czy ona chce by mieli dzieci, bo jeśli tak to pojadą do tej kliniki gdzie robił wazektomię, przejdzie zabieg odwrotny i będą się starać o dziecko. Nie, nie zgadzam się na żaden twój zabieg, jeżeli marzysz o dziecku, a w to wątpię, to ja mogę mieć inseminację laboratoryjną. Jestem szczęśliwa, że nie musimy stosować żadnej antykoncepcji, nie łykam żadnych tabletek, nie  zastanawiam się czemu nie mam okresu w ten dzień, który mi wypada z wyliczeń, jest mi z tym po prostu dobrze. A jeśli cię to interesuje to za jakość masz u mnie szóstkę z plusem. I te drobne siedemnaście lat temu też tak było. Tylko tych lat straconych szkoda.

                                                                      c.d.n.