wtorek, 5 września 2023

Córeczka tatusia - 2

 

 Spektakl opery Nabucco wywołał u Marty bardzo mieszane uczucia. Szalenie uboga  scenografia nieco ją zbulwersowała. Chór przyodziany w bliżej  nieokreślone "szaty" w kolorze niedopranych szmat do mycia podłóg wywołał na jej twarzy niesmak. Zamknęła oczy i postanowiła otworzyć je  dopiero gdy będzie  przerwa.

Na przerwie, po pierwszym  akcie Marta powiedziała - to bardzo dobra pod  względem ekonomicznym opera do wystawiania. Tanie  dekoracje, tanie kostiumy bo nikt nie ma  pojęcia jak ludzie  się ubierali w czasach biblijnych, więc  można  zrobić  założenie, że chodzili okryci jakimiś prostymi  w kroju tuniko-płachtami a nie  w złotem przetykanych szatach z aksamitu o skomplikowanym  kroju. Tuzin lekko podbarwionych prześcieradeł i masz kostiumy dla  zespołu. Jestem zielona jak szczypiorek na  wiosnę w kwestiach historii biblijnych i gdybym nie  zajrzała do sieci w życiu bym nie  wpadła na to, że Nabucco to Nabuchonodozor i że był to władca babiloński, który sobie umyślił podbicie Izraelitów.  Nabuchonodozorów  to było aż  czterech i ten biblijny to był z numerem II. Ale trzeba przyznać, że Verdi skomponował piękną  muzykę i właściwie wypłynął na  tej operze na  szerokie wody i dopiero wtedy go zauważono i uznano. A tak w ogóle to podziwiam wszystkich kompozytorów tworzących muzykę do jakiegoś konkretnego tekstu. I tych, którzy słysząc jakąś melodię układają do niej tekst, który na  dodatek ma sens - też podziwiam. 

We wszystkich operach przeszkadzają mi recitativa acompagnato bo nie da  się ukryć, że muzyka do tych momentów  w operze nie jest niestety rzeczą  porywającą. No a recitativo musi być, wszak trzeba  jakoś treść widzowi przekazać, zwłaszcza, że nie każdy z  widzów kupuje program, w którym  zawsze jest podana treść opery. Z tym, że jeżeli śpiewacy śpiewają w języku włoskim a widz tego języka  nie  zna to nadal nie będzie  wiedział "o co biega" na  scenie.  Ja często idę "na  skróty" i na YT odsłuchuję tylko same  arie. I jesteś jedynym chłopakiem z którym chodzę do opery.  Wiem, że nie przepadasz za baletem bo "wygibasy" na  scenie nie robią na tobie żadnego wrażenia, ale doceniasz muzykę  baletową.  I już się cieszę, że pójdziemy na balet "Romeo i Julia" z muzyką  Czajkowskiego.  "Jezioro łabędzie"  jest  znacznie  częściej wystawiane niż "Romeo i Julia" i przeważnie oglądam je raz w roku, ale zdarzyło mi  się obejrzeć  je i dwa razy w jednym  sezonie. 

 To może powinienem żałować, że nie jestem tancerzem w balecie - zaśmiał się Wojtek.  Marta popatrzyła na niego bardzo uważnie i powiedziała - nie masz  czego żałować, większość  z nich jest gejami.  Zachwycają na  scenie swoim tańcem, niektórzy są bardzo urodziwi ale nawet ci  bardzo męscy z wyglądu bywają o odmiennej orientacji a niektórzy już odeszli w niebyt z powodu załapania  AIDS. To tak jakby było w naturze "coś  za coś" - dostajesz od natury super talent i równocześnie jakąś skazę - różnisz się od innych facetów. Szymański,  Gruca, Wilk - super utalentowani tancerze- oni się nawet nie ukrywali ze swą orientacją. Widziałam Wilka w balecie "Spartakus" - super facet. Koleżanki siostra  miała kasetę z nagraniem jego występu w Teatrze Wielkim oraz kasetę z jego występów  w zespole Bejarta. I już go nie ma, nie żyje. 

Więc nie kombinuj, niczym koń pod górę kim mógłbyś  być żeby mi imponować - cenię cię i bardzo lubię takiego jakim jesteś- doceń wreszcie  sam siebie.  Jesteś moim jedynym przyjacielem, wiesz o mnie nawet więcej niż mój tata. Chodź, wracamy na  miejsce.  Gdy usiedli  koło taty, który nie  wyszedł na przerwę Marta wygrzebała ze  swej torebki trzy malutkie tabliczki gorzkiej czekolady i każde  z nich miało jedną mini  tabliczkę równą wielkości dwóch małych kosteczek z regularnej tabliczki czekolady.

Po spektaklu tata stwierdził, że po takim długim siedzeniu dobrze im  zrobi trochę  ruchu, więc zamiast już wsiadać do  samochodu przespacerują  się dookoła teatru  co sprawi, że nie będą  się wygrzebywać w ślimaczym tempie  z parkingu,  a nim  spacerkiem okrążą Teatr Wielki to zrobi  się luz na parkingu. Tata też  był zaskoczony minimalistyczną "oprawą" spektaklu  i stwierdził, że chyba nawet wtedy można  było po ubiorze odróżnić status człowieka, a tu przecież byli również urzędnicy dworscy, a Marta  się  śmiała, że ci dworscy  notable  mieli po prostu zapewne  nieco czyściejsze szmaty na  sobie.

Wojtek po drodze  "zaćwierkał", że on wysiądzie  wcześniej i wróci już do siebie, ale tata powiedział, że  pojedzie do  domu dopiero po kolacji. No ale ja nie mogę  być cały czas na waszym wyżywieniu- protestował Wojtek.  Możesz dziecino,  możesz, nie chciałeś przyjąć zwrotu za bilety, to musisz w takim  razie przecierpieć u nas kolację - stwierdził tata. Na kolację są dziś racuszki z jagodami, powędrują  tylko na  chwilę do mikrofalówki bo jednak są smaczniejsze na  ciepło. I weź pod uwagę, że to jagody własnoręcznie  zbierane przez Martę. I żebyś się lepiej  poczuł to własnoręcznie wymieszasz jagody z ubitą  śmietaną, którą również  sam ubijesz.

Gdy już  byli po kolacji nadszedł do Wojtka  sms od ojca, że przyjadą w najbliższą sobotę do Warszawy bo w niedzielę i poniedziałek musi być na jakiejś międzynarodowej konferencji i że będą nocować  w hotelu, bo już mu firma zarezerwowała pokój. No to odwołaj rezerwację - stwierdził tata, który zaraz się połączył z Wiesławem- możecie przecież nocować u nas.  Nie da  się, bo jedzie też kierownictwo i na pewno po tej konferencji będę uziemiony przez  szefa. A kiedy macie tę imprezę? No w  niedzielę i poniedziałek wyjaśnił Wiesław.  No ale w takim razie niech ciocia u nas nocuje - podpowiedziała Marta- z nią to chyba  szef wujka nie będzie chciał służbowo konferować. Podpowiedź uznano za przejaw  geniuszu Martusi i Wojtek miał odebrać  swą mamę z hotelu w niedzielę o 10,00 rano ,  a  jego ojciec po prostu zostanie w hotelu. 

Wiadomość o przyjeździe rodziców dziwnym trafem nie uradowała Wojtka co było tak wyraźnie  widoczne, że aż Marta zapytała czemu  tak nagle popsuł mu  się humor. No bo miałem już ułożony plan na weekend a tak to nic z tego nie wyjdzie. Chciałem byśmy pojechali do Zegrza i wypożyczyli motorówkę i sobie  we dwójkę popływali a tak to nic  z tego. Chciałem z tobą pobyć  a nie  z całą rodziną. No ale do Zegrza  to możemy pojechać razem z rodzicami,  na plaży może posiedzieć twoja mama z moim tatą a my możemy wziąć łódkę i pływać. A ty masz patenty  na motorówkę? Mam - i na motorówkę i na żaglówkę. 

Wiesz - w weekendy to zawsze na Zegrzu są regaty i trochę ciężko się wtedy pływa. Poza tym jak będzie duże  słońce to się okrutnie spieczemy, bo na motorówce to jeszcze  dochodzi wiatr. Ja już to raz przećwiczyłam - spiekłam się tak, że miałam  kłopot by wrócić do Warszawy, bo musiałam  się przecież ubrać, bo nawet w  samochodzie byłoby dziwnie  siedzieć w bikini  a byłam spieczona ze  wszystkich stron. Dopóki byłam na  łodzi to nic  nie  czułam, nawet mi było chłodnawo a gdy  się po powrocie zobaczyłam w lustrze to omal nie padłam trupem. Byłam w kolorku wiśniowym. Więc  może lepiej będzie jeśli sobie po prostu powędrujemy trochę brzegiem i niekoniecznie  cały czas  w słońcu. I weźmiemy na taki spacer  czapki z dużym  daszkiem i jakieś "okrywki" by narzucić na  ramiona. Nasi posiedzą na leżakach a my się trochę powłóczymy.  Weź poprawkę na to, że oni oboje nieco  się  za tobą stęsknili i będziesz  z nimi musiał spędzić trochę  czasu. Za tobą też  się stęsknili - pocieszył ją Wojtek. Gdy wtedy u nas  byłaś to po twoim  wyjeździe na przemian  mówili, że  szkoda , że już  wyjechałaś. A ty się pewnie  wściekałeś gdy to  słyszałeś - powiedziała  Marta. A ja ?- ja myślałem tak  samo  -wyjaśnił Wojtek.  I dlatego wróciłem do Polski.  

Martusiu - ja   cię  po prostu kocham i mam nadzieję, że ty mnie też kiedyś pokochasz. Obmyślałem sto razy jak mam ci to powiedzieć, żeby było ładnie i miło a wyszło jak  wyszło.  Miały być kwiaty, piękne okoliczności przyrody a stoję w waszej kuchni i dukam - z uśmiechem  stwierdził Wojtek.  

Marta przytuliła  się do niego mówiąc - okoliczności przyrody mało ważne , kwiaty zwiędną, ważne to co czujemy.  Jesteś dla mnie ważniejszy nawet od taty - to pewnie tak wygląda  miłość. Ale zachowajmy to na  razie  tylko dla siebie. Nic i nikt nas nie pogania. Pobądźmy trochę w tym nowym etapie. Jestem absolutną "świeżynką" w tej nowej sytuacji - nie chodziłam z chłopakami, nikt mnie  nie podrywał i ja nie chodziłam  z  koleżankami "na podryw". Gdy  się rodzice  rozwodzili wybrałam tatę, co wzbudziło zdumienie i w sądzie i u wielu  znajomych. Tata mnie wprowadzał w okres dojrzewania, uczył jak  się rozeznawać we własnych emocjach, wyjaśniał co się małolatom myli i tłumaczył, że słowo kocham  wcale nie jest takie jednoznaczne, bo zależy od tego kto, w jakim wieku i w jakich okolicznościach je  wypowiada. 

Nigdy na mnie nie nakrzyczał, nawet gdy coś bezmyślnie zepsułam. Nauczył mnie bym zawsze mówiła prawdę i tego bym się nie  wstydziła nigdy poprosić o pomoc jeśli sobie  z czymś  nie radzę. I zawsze mi przypominał, że jeżeli coś pomiędzy ludźmi się nie układa to bardzo rzadko jest to wina tylko jednej ze stron. W pewnym  sensie on starał  się bym wybaczyła matce, że na mnie  wrzeszczała i nigdy nie miała dla mnie  czasu. Rozszedł się  z nią, bo ewidentnie go zdradziła a na dodatek ja jej wcale nie obchodziłam. Bo tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak instynkt macierzyński. Nie mówi się o  tym głośno,  ale  jest wiele matek które wcale nie kochają swoich dzieci. Co zabawniejsze  nie jest  to tylko cecha  ludzka- wiele zwierząt też porzuca  swe młode i nie  zawsze jest to tak, że stan  zdrowia tego małego zwierzaka  jest taki, że nie  rokuje dobrze bo malec ma jakąś poważną  wrodzoną  wadę rozwojową i jego matka to wyczuwa.

Przyjaźnimy się od wielu lat, ale tak za wiele to o sobie  wzajemnie nie wiemy. Nie wiem jak ty, ale ja  snułam różne  fantazje na twój temat, nawet wyobrażałam sobie że wyjedziemy gdzieś razem na  wczasy, a nie mam nawet bladego pojęcia jak całujesz. Wiem  co prawda, że fajnie jest być w twoich objęciach bo nie jeden raz mnie obejmowałeś  tak po przyjacielsku. Jak widzisz jeśli jest tak jak mówisz, to mamy oboje  mnóstwo do nadrobienia.

Wojtek ujął jej twarz w obie dłonie i zajrzał w oczy- też snułem i nadal  snuję fantazje na twój temat i to takie, że potem tłukę  się po mieszkaniu nie mogąc  zasnąć. Masz rację, mamy mnóstwo zaległości do nadrobienia. Kiedy masz koniec  semestru na tej swojej kosmetologii? Za tydzień mam ostatnie  zaliczenie, a do licencjatu jeszcze  dwa semestry i wtedy zdecyduję  czy robię magisterkę czy zostanę na licencjacie. Bo wtedy to jeszcze  dwa lata. 

Strasznie długie te twoje studia - stwierdził Wojtek. Nooo, licencjat 3 lata bo to pierwszy stopień i jeszcze dwa lata na II stopień. Tylko rok krócej  niż na medycynie na wydziale lekarskim no i po stopniu magistra już nie  muszę robić specjalizacji, która czasem jest na medycynie  równie  wieloletnia jak podstawowy ogólny kierunek.

                                                                             c.d.n.