piątek, 10 maja 2024

Córeczka tatusia - 127

 W poniedziałkowy  ranek Marta stwierdziła, że  chyba  się postarzała, bo kilka  razy budziła  się w nocy i właściwie to jest niewyspana i zdenerwowana. Kochanie, a czym ty się tak okrutnie  denerwujesz? Idziesz dziś pierwszy  dzień po urlopie do pracy, w której znasz  wszystkich począwszy od portiera na wjeździe na podwórko a skończywszy na panience od parzenia kawy dla szefa. Marta skrzywiła  się - u nas  nie ma panienek, same mężatki są. Jestem niespokojna, bo nie wiem  co mnie  czeka- może  szefowi już minęła chęć zatrudnienia  mnie  tutaj?

Wojtek ciężko westchnął, a potem powiedział - nie chcę być niemiły, ale ty chyba  zgłupiałaś- przecież to nie jest jakiś  głupol, więc  wie, że gdyby cię teraz  nie przyjął do pracy to konkurencja przyjęła by cię z otwartymi  ramionami, tym bardziej, że się  cieszył, że jest chociaż jedna  absolwentka  chętna do pracy w laboratorium. No fakt - chętnych nie było- stwierdziła  Marta. Do produkcji też żadna nie chciała iść, wszystkie  się nastawiły na własne gabinety kosmetyczne, nawet te, które mieszkają w takich  dziurach,że  się człowiek może godzinę  zastanawiać  gdzie to w  Polsce jest i bez  atlasu samochodowego to nikt by tam nie trafił. A w ogóle to boję  się tej obrony.

Wojtek przyciągnął ją do siebie i  powiedział - kilka lat  wcześniej to ty  mi tłumaczyłaś, że nie mam  się czego bać, skoro mój promotor bardzo  wysoko ocenił moją pracę, którą  sam pisałem, więc  wiem dokładnie co zrobiłem i dlaczego. I że osobnik broniący swej pracy jest wizytówką promotora więc  nie  dałby Komisji do ręki poplamionej i  wymiętej wizytówki.  Pamiętasz jak mi to do głowy wkładałaś? Jeśli ci to coś pomoże, to mogę  dziś nieco później pojechać do pracy - mogę  cię  zawieźć i zaczekać  na ciebie  w  samochodzie, ale muszę  dotrzeć na uczelnię przed godziną  jedenastą - wiesz, niedługo będzie  rozpoczęcie  nowego roku akademickiego, więc nagle  się  wszyscy uaktywnili, szef zwłaszcza. A może chcesz, żeby ojciec  cię odwiózł i przywiózł z powrotem? Zapewniam  cię, że dziś nie będziesz  broniła pracy, obronę  będziesz  miała niemal za  cztery tygodnie, więc  wyluzuj. A nie będziesz  miał żalu gdy  mnie szef tu nie przyjmie  do pracy? No pewnie, że nie, ja wolałbym byś ty  wcale nie  pracowała tylko zajmowała  się tym co lubisz, bez problemu możemy przecież  żyć we  dwoje  z  moich zarobków. Możesz  nawet zacząć studiować  historię  sztuki - dobra  jesteś  w te  klocki. A może masz chęć na dziecko? Odstawisz tableteczki i zaczniemy  majstrować  dzidziusia- jakie jest twoje  zdanie  na ten  temat?

Marta skrzywiła się - jeszcze  mi się żadne dziecko nie marzy ani poranne  mdłości a potem poród. To sto razy  gorsze niż obrona  pracy - stwierdziła. Jak na razie to wystarczają mi dzieciaki  Andrzeja. Bycie ciocią jest  znacznie  mniej  dolegliwe  niż bycie matką. Ciocią  to się bywa okazjonalnie, a matką to od chwili zapłodnienia. Od samego początku same nakazy na przemian z  zakazami. Może ja odziedziczyłam za dużo genów po matce - ona mnie po prostu nie  chciała. Nie sądzę - powiedział Wojtek - ty świetnie dogadujesz  się z dziećmi- tak twierdzi Andrzej i Michał. I ty masz wybór, bo u  ciebie  to będzie bardzo świadoma  decyzja  a nie ślepy traf. Twoja mama chyba nie bardzo była świadoma konsekwencji  swego działania - ty,  w przeciwieństwie  do niej podejmiesz w pełni świadomie decyzję o  tym  czy i kiedy chcesz byśmy  mieli dziecko.  Ja też jeszcze  nie  czuję powołania by już zostać ojcem, a jest  więcej niż pewne, że nie  odziedziczyłem genów twojej  mamy. 

 Marta roześmiała  się - przynajmniej  co do tego to mamy pewność, bo nie ona  cię urodziła. A moje geny sprawdzał tata nim  się rozwiedli - jest moim tatą. Tata zawsze mówi, że tak naprawdę to dziedziczone geny są  ważne  tylko  w kwestii chorób, i to tych które albo są  dziedziczne  albo sprawiają, że organizm dziecka jest na pewne  choroby  bardziej podatny, bo prawdziwym rodzicem jest ta osoba, która  dziecko wychowa. I jak patrzę na Marylę to wiem, że on  ma rację. Tak sobie  myślę, że Andrzej tym razem to bardzo  dobrze trafił. A wiesz - on się przyznał Maryli, że nim ją  zaprosił do teatru to się  ze mną w tej kwestii konsultował. Moim skromnym  zdaniem to ona  jest świetną pielęgniarką.  I szefowa ją  wybrała, by szkoliła praktykantki. Z chirurgów to zaraz  po Andrzeju plasuje się  Henio - Andrzej też go wysoko ocenia. On to taki skromny facet,  zupełnie   nie umie  się  sprzedać,  więc dobrze, że Andrzej go docenił i zapewne wystawi mu taką laurkę, że wyląduje  chłopak na szkoleniu w Londynie.

No to jedziemy - stwierdziła  Marta - ja do laboratorium a ty na uczelnię. Zadzwonię do ciebie  albo  przynajmniej napiszę co to za tęsknota  dręczyła pana  kierownika. Muszę wziąć trochę orzechów i tych nadziewanych kulek. Pracy to dziś  raczej nie będzie, za to się zapewne  nagadam i opiję kawą. Wrzuć mi na smartfona zdjęcie  naszego hotelu, bo ja nie mam ani jednego. I zadzwoń do swego taty czemu  dziś nie przyszedł rano- bo mam  wrażenie, że powinien był dziś być u nas wcześniej. Zawsze  się denerwuję gdy go nie ma a powinien  być- zapisz  go do kardiologa na któryś najbliższy poranek, dawno się nie kontrolował. Najlepiej  zadzwoń do Andrzeja żeby go zapisał, bo tak normalnie  to  mogą  być kłopoty z terminem. Ja  ojcu nie  za bardzo wierzę gdy mówi, że  wszystko z nim w porządku- on tak  zawsze mówi, choćby nawet sam jego wygląd  temu  zaprzeczał.  Ja mogę razem  z nim pojechać na  wizytę, szef wie, że potem to odpracuję.

Przechodząc  przez portiernię została poinformowana, że  "pan szef  się dziś spóźni, bo mu ktoś oponę uszkodził w  samochodzie, więc musiał dzień  zacząć od wymiany koła i po drodze musi zahaczyć o warsztat albo o sklep z nowymi oponami. Oj, to paskudnie  się szefowi  dzień zaczął, bo to średnia  frajda gdy  rano zaczyna  się dzień od  zmiany koła. A bardzo  ma tę oponę uszkodzoną?  Strażnik spojrzał na  nią i powiedział - chyba tak, bo straszliwie przeklinał - ja tu pracuję od początku , to już kupa lat i jeszcze nigdy  nie  słyszałem by szef tak straszliwie  przeklinał.  Wcale  się nie  dziwię - stwierdziła Marta - ja  pewnie też  bym była wściekła i też  bym pewnie klęła  -zapewniła  go Marta. 

 Nooo, szef wściekły, bo to nowy  samochodzik, dopiero tydzień go ma. No to faktycznie - nie ma  się  co dziwić, że jest zły. A czym teraz   szef jeździ?  - spytała. Taką prawie białą toyotą  avensis, sporawa ta  bryka - podsumował portier.  Nie taka urocza  pchełka jak pani  samochodzik. Powiedziałem  szefowi, że to pewnie  jakiś życzliwy sąsiad go tak urządził, bo ludziska są  straszliwie  zazdrośni. Jak ktoś kupi taki elegancki samochód to zaraz sąsiadów skręca  z  zazdrości. A nikt  się nie  zastanowił, że oni sprzedali dwa  samochody, bo żona szefa wcale  nie jeździła  swoim bo się straszliwie bała. Pani to się nie boi  i jeździ tą miniaturą  samochodu, a ona miała citroena, ale też z tych  dość  małych i ogromnie  się bała.

Marta roześmiała  się - ja też na początku  się bałam, bo jeździłam z Mokotowa na praski brzeg i szybko zrobiło  się  ślisko, to się na początku bałam. No ale jeździłam wolniej, przezornie  wychodziłam nieco  wcześniej  z  domu i jakoś obyło  się bez problemów. Po mieście  to  się  dobrze jeździ takim  małym  samochodem i mniejszy  kłopot z parkowaniem, można  stanąć na  niewymiarowym miejscu. I mało pali. Teraz  to  się  czasem mąż ze mnie śmieje, że ja to nawet po bułki do piekarni, do której mam kilometr,  to biorę  samochód.

No to idę do siebie - stwierdziła Marta. Miłego dnia dla pana - powiedziała i poszła  laboratorium. Gdy otworzyła  drzwi i głośno powiedziała "dzień dobry wszystkim" któryś z chemików powiedział - a jednak  jej nie porwali Turcy!  A mieliście  panowie  nadzieję, że mnie  porwą? - spytała. Może gdybym była taką wytlenioną  na super  blond to może by  się ktoś na mnie  skusił. A poza tym tam jest tak  dużo  turystek, że pewnie nie starczyłoby dla  wszystkich pań chętnych   facetów - odparowała Marta. Poza tym byłyśmy z obstawą, nasi  mężowie  nas nigdzie nie puszczali byśmy  szły  same,  nawet po sklepach z nami łazili. Ojej,  muszę wyjść  do samochodu, zapomniałam wyjąć kawę z  bagażnika - zaraz  wrócę. Zostawiła przy swoim  biurku swoją torebkę i  szybko wróciła  się do samochodu. Za  chwilę przyniosła "tureckie słodycze" i dwie stamtąd przywiezione torebki mielonej kawy- takiej "do parzenia  po turecku". Strażnik śmiał  się, że tak ją zagadał, że  zapomniała   opróżnić  bagażnik i nie  wzięła  z niego swojej siatki. Marta  postawiła na  swoim stole kawę  oraz  orzechy i tureckie  słodycze, mówiąc, że gdy tylko przyjedzie  szef ona  zrobi  dla wszystkich kawę taką, jak ta, którą tam piła.  Szef dzwonił, że się spóźni, bo coś mu w tej nowej  bryce koło nawaliło i musi je  wymienić - poinformował  Martę jeden z  kolegów.  Wiem, bo mi o tym powiedział jeden  ze strażników.

Tak to jest, jak  się od razu  nie opije z pracownikami  nowego  zakupu - zaśmiał  się jeden z panów. No ale on kupił tę  swoją  "avensisę" w czwartek po południu, a  wiesz jaki z niego pracuś - dziś też dopiero w drugiej części  dnia postawi nam  kawę, poza tym ma dla nas jakąś  niespodziankę i pewnie  z uwagi na oszczędność  czasu połączy dwie  sprawy  w jedną - komentował  sytuację  drugi.  On ostatnio to już bardzo tęsknił za Martą- dodał swoje  trzy  grosze  kolejny  z kolegów.   Albo za spadającymi  słoikami - zaśmiała  się  Marta. Ale ja już przyrzekłam sobie i chirurgowi, że nigdy więcej nie  będę  łapać lecącego  szkła - raz złapałam i  wystarczy - powiedziała  Marta. Chirurg mało zawału serca  nie  dostał a ja  do dziś gdy widzę cokolwiek  spadającego z  góry to mam ochotę natychmiast uciec - szybko i  daleko.  A z kawą to może zaczekamy na  szefa - zaproponowała  Marta. Bo będzie nieco krzywo gdy skończymy pić a on właśnie wejdzie.  

A masz jakieś  fotki  z tej Turcji?  Mam, mogę je na chwilę  wrzucić na  kompa,żeby  było lepiej widać. I przed wyjściem  skasuję. W sumie to było tam  bardzo, bardzo  fajnie, tyle  tylko, że wylot  był nie z Warszawy a z  Katowic. Widocznie  czarter stamtąd  był tańszy. Jechaliśmy do Katowic ekspresowym pociągiem- to tylko 2 i pół godziny, ale  wylot  stamtąd jakoś tak bliżej północy  był. W sumie  noc  była nieprzespana. Z Antalyi do Side to raptem w okolicach 63, lub 65 kilometrów i jechaliśmy tam autokarem.  W poprzednim sezonie to byliśmy w Alanyi, 120 km od  Antalyi. No i  Side  jest ładniejsze, jest co zwiedzać. Było bardzo ciepło, woda  miała  26 stopni codziennie. Było ciepło ale upał  już nie przyduszał. Mieszkaliśmy cztery  km od  samego centrum miasta. Hotel  fajny, bez kelnerów, wszystkie posiłki serwowane systemem bufetu, co nam bardzo odpowiadało. Hotel z  własną plażą i basenem. Całkiem  sporo  zabytków, co wieczór dansing na płycie  z polerowanego marmuru. Jubilerów  w tym Side aż po  kokardkę, ceny do łatwego przełknięcia, robią też na  zamówienie, można,  a nawet trzeba  się targować. Najlepiej to jechać z  własną paczką - my byliśmy w trzy pary małżeńskie. Plaża ładna,  czyściutka, raniutko sprzątana. I jak się nie ma  dzieci  w wieku  szkolnym to najlepiej jechać  wtedy gdy nie  jest to czas wakacji  szkolnych. Jedna para z naszej szóstki ma co prawda  dzieci w  szkole,  ale  zostawili je w  Warszawie  z  dziadkami.

W chwilę po tym, gdy Marta  zamknęła komputer i wykasowała   swoje zdjęcia,  do laboratorium dotarł  szef z nieco rozwianymi  swymi przerzedzonymi włosami i bukietem kwiatów. Marta uśmiechnęła  się i spytała  a co z kołami  pańskiego   samochodu? Już wszystko jest w porządku?  Wszystko już   działa-okazało  się, że  najechałem  wczoraj  wieczorem na jakieś  szkło, którego kawałki utkwiły  głęboko w oponie. Na szczęście  opony mam  nowe, więc  wystarczyło tylko to jedno koło wymienić. A wy , jak  widzę, już wyżłopaliście  kawę. To była turecka  kawa, którą Marta dla nas przywiozła poinformował  pan Bogdan. Ale ja mam dla pana, szefie, odsypaną porcję kawy i uratowane  z "pogromu" słodkości  tureckie i  zaraz zrobię dla pana taką właśnie  turecką kawkę - jeśli ktoś jeszcze ma ochotę na kawę to mogę  zrobić nescę, też turecką, z domieszką  cacao -powiedziała  Marta- jest o wiele  zdrowsza od takiej bez kakao.

Szef złapał ją  za rękę i powiedział - zaczekaj dziecinko - te kwiatuszki to dla ciebie- i tu  wcisnął jej w rękę wytworny bukiet  róż. A poza tym mam  dla nas  wszystkich  radosną  wiadomość - mamy patent- a wśród twórców owego opatentowanego wyrobu jest pani Marta. Bo dodanie właśnie tego jednego składnika to był pomysł pani Marty, która wiele  dni spędziła na szukaniu "co by tu jeszcze dodać", żeby to miało  "ręce i nogi a na dodatek  dobrze podziałało."  

Ojejku, ale numer!- zawołała  Marta. A wszystko przez  tę  moją pokaleczoną  dłoń! Wszystko zaczęło mi  się lepiej  goić gdy połączyłam ten składnik  z maścią, która jest dostępna  w  aptece bez recepty. Wyszedł nam  udany dermokosmetyk. Ale pomimo tego przyrzekłam chirurgowi, że nigdy więcej nie będę łapać spadającego  szkła i bez trudu dotrzymam tego przyrzeczenia. Raz się udało, że  ścięgna  nie  zostały uszkodzone, ale to nie  oznacza, że  zawsze się tak uda.

No to ja teraz pójdę  zrobić  tę kawę  dla pana - kochani, jeśli ktoś  chce jeszcze  kawę to mam taką nescę wymieszaną z prawdziwym kakao - jedyna niedogodność polega na  tym, że trzeba ją  sobie  zamieszać przed wypiciem każdego łyka. Ale to naprawdę  bardzo zdrowa kawa. No to ja ci pomogę przy tej bardzo zdrowej kawie- zaoferował  się  Bogdan.  W kuchence powiedział do Marty - że też ja  cię  nie  wypatrzyłem na tych studiach gdy jeszcze  nie byłaś mężatką!  To niczego by nie  zmieniło w status  quo -my z mężem jesteśmy parą jeszcze od podstawówki-  poinformowała  go Marta .  I zamknij  buzię, bo ci wrona  wleci. Ja zupełnie  nie rozumiem dlaczego każdemu na tę  wiadomość opada  szczęka. Widocznie oboje  należymy do tych co to całe życie  są  sobie  wzajemnie  wierni.

                                                                        c.d.n.