czwartek, 31 stycznia 2013

Dziwne lustro,cz.V

Obecność Bogdana wywołała u Jagi mieszane uczucia - z jednej strony ucieszyła się, bo
nikogo znajomego tu nie było, z drugiej strony  zdziwiła  się nieco jego obecnością oraz
tym, że w ramach powitania przekazał jej pozdrowienia i list od Alberta.
Z obecności Bogdana najwięcej ucieszyły się dzieci - bo Bogdan dał się bez trudu namówić
na budowanie zamku -  już pierwszego dnia wybudowali wspólnie piękny zamek z czterema
wieżami, głęboką fosą i wysokimi murami dookoła.
Jaga za to usypała plażowy grajdoł, otoczyła go parawanem i wypoczywała zerkając co jakiś
czas w stronę brzegu, gdzie  Bogdan formował "zamek", chłopcy donosili  mokry piach i wodę,
a dokoła  nich gromadziło się coraz więcej dzieciaków.
Miała chwilę spokoju, więc wyciągnęła list od męża - Albert zawsze pisał piękne i czułe listy-
szkoda, że czułe słowa wychodziły tylko spod jego pióra. W kontaktach bezpośrednich nigdy
ich nie używał. Na końcu listu obiecywał, że być może wpadnie do nich w sobotę wieczorem,
na jeden dzień.
Pogoda była cały czas świetna, Bogdan z anielską cierpliwością codziennie poprawiał
piaskowy zamek,. popołudniami zabierał Jagę i dzieci  na spacery do lasu, czasami zapraszał
na lody albo grał z innymi wczasowiczami w siatkówkę , na próżno namawiając Jagę na
udział w grze.
Albert nie przyjechał do nich na niedzielę - Jaga się  nawet nie dziwiła - dobrze wiedziała, że
w sobotę wypadały imieniny dowódcy i chyba jeszcze ze trzech jego kolegów.
Cieszyła się, że nie ma jej w tym czasie w domu - przynajmniej nie musiała oglądać własnego
męża w stanie upojenia alkoholowego, ani też nie musiała iść na przyjęcie do dowódcy.
Czternaście dni pobytu nad morzem  minęło niepostrzeżenie. Bogdan pomógł Jadze zapakować
się do autobusu. On jeszcze zostawał dwa dni, zresztą wracał samochodem.
Gdy dojechała z dziećmi na miejsce, Albert nie oczekiwał  ich na dworcu autobusowym.
Chwilę postali i poczekali, ale  czas uciekał, Albert nie nadchodził, dzieci były głodne i
zmęczone, więc wzięła taksówkę i pojechała do domu.
W domu też nie było Alberta, a lodówka była pusta., w szafce był kawałek bułki i jakieś
stare herbatniki. Jaga wpadła do sąsiadki, pożyczyła jajka , trochę masła i kawałek chleba,
zrobiła dzieciom kolację, wykąpała je i ułożyła do łóżek.
Powoli narastała w niej złość. Po dziesiątej wieczorem przyszedł do domu Albert - był
nieco zawiany, przepraszał, że nie przyjechał po nią na dworzec, ale był z kolegami
w sąsiedniej miejscowości i nie miał czym dojechać, więc wracał ze wszystkimi,
służbowym  samochodem.
Jaga popatrzyła tylko na niego, pokiwała głową i poszła do pokoju dzieci, zabierając
ze wspólnego łóżka swą poduszkę i kołdrę.
W domu znów nastały ciche dni, Jaga powróciła do pracy.  I pozornie życie toczyło się
utartym torem. Ale Jaga cały czas wspominała ten urlop, z wdzięcznością myślała o tym, że
dzięki Bogdanowi mogła nieco odpocząć, bo to on głównie zajmował się na plaży dziećmi.
Pomału Bogdan zajmował w jej myślach coraz więcej miejsca, a Albert ....coraz częściej
zastanawiała się nad rozwodem.
Gdy spotkała się  z Bogdanem, poprosiła by pojechali nad sąsiednie jezioro, bo chce z nim
o czymś porozmawiać, a tam nikt im nie będzie przeszkadzał. Pomyślała, że wypyta Bogdana
dokładnie o wszystko co jest związane ze sprawą rozwodową , bo Bogdan był z wykształcenia
prawnikiem, a poza tym przecież już brał rozwód.

Gdy tylko dojechali nad jezioro i usiedli w swym ulubionym miejscu , Bogdan poprosił,
by Jaga przez chwilę  nic nie  mówiła i pozwoliła wpierw jemu coś ważnego powiedzieć.
Jaga z przerażeniem pomyślała, że pewnie Bogdana przenoszą i serce w niej zamarło.
A Bogdan powiedział tylko kilka słów : "kocham cię, jestem tego pewny, chcę byś o tym
wiedziała".
cd.n.