Od trzech godzin Mira czekała na przyjście Michała. Przez pierwszą godzinę czekała spokojnie - Michał nie należał do osób punktualnych, notorycznie się spóźniał na niemal wszystkie spotkania. Za 4 dni mieli lecieć razem do Egiptu i tam spędzić święta Bożego Narodzenia i Sylwester. Usiłowała dodzwonić się do niego na komórkę, ale wciąż był komunikat, że abonent jest poza zasięgiem.
Spojrzała na zegarek - biuro turystyczne już na pewno jest zamknięte, wpadnie tam jutro. Ale czy zwrócą jej pieniądze jeśli teraz zrezygnuje z tej wycieczki? Pewnie nie, ale choć wycieczka nie była bajońsko droga to jednak trochę kosztowała. Dobrze, że hotel nie był pięciogwiazdkowy, miał tylko cztery gwiazdki.
Następnego dnia pojechała do biura w którym wykupili wycieczkę. Ku jej wielkiemu zdziwieniu na liście wczasowiczów nadal figurował Michał. Dowcipniś, pomyślała. Może tylko chciał mnie zdenerwować. Ostatnio faktycznie niezbyt im się układało, o wszystko się kłócili. Mira była bardzo słowna, punktualna, typowa odpowiedzialna osoba. Michał się z niej naśmiewał, nie mniej były pewne aspekty życia, w których było im razem świetnie - regularnie bywali w klubie tańca i stale razem tańczyli. Chociaż ostatnio to i z powodu tańca były spory. I o to, że Mirka coraz mniej ma dla niego czasu, bo zaczęła studia wieczorowe. On też studiował wieczorowo, ale sporo wykładów opuszczał. Nie zależało mu na bardzo dobrych ocenach, a ten "papierek" ukończenia studiów był dla niego najważniejszy a nie ocena z jaką się dyplom uzyskało.
Mira postanowiła nie reagować na to co usłyszała przez telefon. I nie rezygnować z wyjazdu. O spędzeniu zimowego urlopu w Egipcie marzyła od lat i wykupiła wszystkie proponowane przez biuro wycieczki - do Luksoru, Kairu, Abu Simbel, El-Queseir i wyprawę na pustynię. A ponieważ serce miała dobre to oczywiście wykupiła je też dla Michała, co doprowadziło do małej awantury, bo Michał nie życzył sobie by ktoś mu układał pobyt, a zabytki Egiptu mało go interesowały. Zgodził się na ten wyjazd, bo wolał poleżeć na plaży i potańczyć wieczorem na dancingu niż siedzieć z rodziną za zastawionym stołem i nudzić się.
Wylot był o zupełnie niechrześcijańskiej godzinie- zbiórka na lotnisku o 23,00, na miejsce przylatywali bladym świtem. Na lotnisku bez trudu odnalazła grupę pod plakatem Marsa el Alam, opiekun grupy "odptaszkował" ją na liście i przy okazji zobaczyła, że Michał też jest "odptaszkowany". Oddała swój bagaż i zaczęła się rozglądać za Michałem. W tym momencie usłyszała, że jest proszona do stanowiska informacji.
Przy informacji stał młody człowiek w jakiś dość nieuchwytny sposób podobny do Michała. Podszedł do Miry i się przedstawił : Michał Sz. stryjeczny brat Michała Sz. Na dowód wyciągnął z kurtki swój paszport i podał Mirce - na zdjęciu był bardziej podobny do Michała, którego znała a z danych osobowych wynikało , że jest równo o rok i kilka dni od niego starszy. Chcę panią przeprosić ale Michał nie podał mi pani numeru telefonu ani adresu, pewnie dlatego, żeby pani nie zrezygnowała z tego wyjazdu gdy się pani zorientuje, że on nie jedzie. Nie chciał jechać do Egiptu i w swoje miejsce wstawił mnie, tym bardziej bez problemu, że wizę dostaniemy dopiero na lotnisku. A ja już dawno chciałem pojechać do Egiptu, a jeszcze gdy się dowiedziałem, że są wycieczki do miejsc, które bardzo chciałem zobaczyć to się zgodziłem. Choć wiem, że to raczej nie było wobec pani w porządku. I szczerze przepraszam, ale pokusa była ogromna. Na miejscu postaram się załatwić sobie za dopłatą "pojedynkę", o ile takowe będą. I oczywiście zwrócę pani wszystkie koszty, jakie pani poniosła. Poza tym wiem, że w tym czasie woda jest zimna, więc raczej pływania nie będzie, ale za to będzie dobrze szło zwiedzanie, bo nie będzie wściekłego upału. A z tego co wiem, to ten hotel ma nie jeden basen.
Mirka przez chwilę milczała , w końcu powiedziała - podobno tam są duże pokoje więc jakoś się pomieścimy, nie będziemy przez jednego kretyna robić przedstawienia. Nie będzie tam takich upałów byśmy musieli biegać po pokoju nago. I mówmy sobie po imieniu, będzie prościej. Może gdybym dla niego nie wykupiła tych wycieczek to by pojechał.
"Dubler" stwierdził spokojnie - obawiam się, że nie, jego interesowało nurkowanie, a nie zwiedzanie. Gdy dowiedział się, że woda o tej porze zimna postanowił nie jechać- tak mi to tłumaczył. Był u mnie z jakąś dziewczyną i ich zachowanie wskazywało na wielką zażyłość. To z nią się wybiera w Bieszczady. Mirka wzruszyła ramionami - no cóż, krzyżyk na drogę. Chodź, już trzeba iść na odprawę paszportową. Czy odpowiada ci, gdy mówię na ciebie Michał czy masz jakieś inne preferencje , jak twój brat stryjeczny? Nie, nie mam, jestem po prostu Michał, a jak do ciebie mówić? Zwyczajnie, Mira lub Mirka. Co wolisz. Nie wiem, obie wersje mi się podobają, a nie znam osobiście żadnej dziewczyny o tym imieniu. Mira roześmiała się- no to masz okazję poznać.
Była zdenerwowana, w środku rozedrgana - z jednej strony wściekła i rozżalona, z drugiej szczęśliwa, że jedzie wreszcie do Egiptu, z trzeciej strony ten inny Michał budził w niej zaciekawienie - był zupełnie inny niż jego stryjeczny imiennik. Przede wszystkim emanował spokojem - stał przy niej nieruchomo, wpatrywał się w jej oczy gdy coś do niego mówiła, widać było, że dba o swój wygląd, miał starannie wyczyszczone buty, zadbane dłonie, był starannie ogolony i dobrze ostrzyżony, miał czyste i nie postrzępione dżinsy, a kurtka była wyraźnie z "wyższej" półki. Nie kręcił się w miejscu, nie odchodził co chwilę - poza imieniem i nazwiskiem nie miał niczego wspólnego ze swoim stryjecznym bratem.
Gdy na schodkach wsiadając do samolotu lekko się zachwiała natychmiast ją zaasekurował, w samolocie poprosił by wybrała miejsce które jej bardziej odpowiada, w czasie lotu interesował się czy aby nie za bardzo na nią wieje nawiew. W czasie tej ponad czterogodzinnej podróży starali się coś niecoś dowiedzieć o sobie wzajemnie.
Mirka była zdziwiona, że "dubler" też mieszka w Warszawie i to bardzo niedaleko od jej znanego Michała, odległość wynosiła nieco mniej niż kilometr a nigdy o nim nie słyszała. Być może dlatego, że ja studiuję na AGH w Krakowie, przez okres studiów to widzieliśmy się zaledwie kilka razy, poza tym on uważa mnie za mięczaka i ciamajdę. Bo nie przerwałem studiów i nie poszedłem do pracy tak jak on. A poza tym kończę studia rok później, bo miałem wypadek i po nim długą przerwę. No i kierunek jest według niego dość "wydumany", bo to jest inżynieria biomedyczna. I to wcale nie są lekkie studia, jest naprawdę sporo wiedzy do ogarnięcia.
Po ponad czterech godzinach lotu wylądowali na miejscu. I wcale a wcale nie było ciepło. I jakoś się w swych zimowych kurtkach nie zgrzali. Trochę czasu trwało wykupienie wiz na lotnisku i mniej więcej w dwie godziny później zameldowali się w hotelu usytuowanym w zatoczce nad niewielką laguną.
Całe Marsa el Alam jest na starej rafie koralowej Morza Czerwonego. Wiele hoteli ma dostęp do wody tylko z pomostów, które łączą ze sobą niektóre części rafy. To bardzo wietrzne miejsce i podobno latem też tu ciągle wieje. Za to świetne do wind surfingu.
Hotel był ładny, a pokoje naprawdę duże. Łóżka nie stały zestawione razem i nie były to wąskie 90 cm a o szerokości 120 cm. Pokoje miały duże loggie z rozkładanymi fotelami i niedużym stolikiem i wszystkie wychodziły na hotelowe baseny. Trochę ich rozśmieszyły palmy rosnące w ściśle określonych miejscach , "pod sznurek", każda miała posadzone jakieś rośliny u podstawy a wszystko razem okolone ceglanym "krawężnikiem", co dawało złudzenie, że palmy rosną w doniczce wkopanej w podłoże.
Na wyposażeniu pokoju był duży odbiornik TV, biurko, nieduży stolik, 2 krzesła, szafa w ścianie. Łazienka miała dużą kabinę prysznicową wyposażoną w siedziszcze, oprócz niej była jeszcze spora umywalka i kilka półeczek z kosmetykami.
Na poziomie zerowym długiego dwupiętrowego budynku odwzorowującego połówkę basenu był ogródek kawiarniany z widokiem na baseny. Jedna z części dużego basenu miała jakieś nieduże górki piaskowe, zapewne dla dzieci. W sumie cały teren sprawiał miłe wrażenie, nawet te palmy rosnące "pod sznurek". Była duża sala jadalna, ładnie urządzony był hol hotelowy. Poza basenami były tu również tereny sportowe.
Oboje postanowili cieszyć się z tego pobytu i wynajdywać same dobre strony. Nie było co prawda upału i zapewne zamiast obok basenu będą się opalać na loggii bo 19 stopni ciepła i wiatr raczej nie sprzyjają korzystaniu z basenu. Ale przyjechali z kraju, w którym teraz temperatura oscylowała około zera i padał deszcz ze śniegiem a rano na chodnikach była warstewka lodu, więc jednak tu było przyjemniej.
Wiesz, właśnie doszłam do wniosku, że dobrze Misiek zrobił, że tu nie przyjechał - cały czas by się złościł i narzekał- powiedziała Mirka. I właściwie dobrze się stało, że ze mną zerwał. Jak na niego to w całkiem kulturalny sposób. Bo ostatnio wyraźnie schamiał. Będę tylko musiała zmienić klub, żebyśmy się nie spotykali. I znaleźć innego partnera do tańca. I jest spory plus tej sytuacji -koniec z sambą. Bo on tylko sambę uznawał. No niezły był, ale ja marzyłam by tańczyć nie tylko sambę. To też jeden z powodów naszych kłótni. Nie chciałam zamykać się w kręgu samby. A co lubisz tańczyć - zapytał. Właściwie wszystko, najbardziej tango argentino, walca angielskiego, rocka, bolero -właściwie to wszystko przy czym można się poruszać do rytmu. Uwielbiam muzykę, dużo jej słucham, nie tylko muzykę taneczną, klasykę też.
A więc wygląda na to, że dobrze powinien nam się ułożyć ten pobyt - oboje jesteśmy zainteresowani starożytnym Egiptem, lubimy tę samą muzykę i lubimy tańczyć - podsumował Michał. Wybierz zatem łóżko, na którym będziesz spała i półki w szafie. I wiesz co, za chwilę będziemy musieli iść na śniadanie. Ja to już nawet zgłodniałem, a ty? Mnie to się zwyczajnie chce pić, napiłabym się kawy. Jak nie dadzą do śniadania to pewnie padnę - nisko ciśnieniowa jestem. Ale mam nadzieję, że dadzą, to jednak 4 gwiazdki.
Z tymi gwiazdkami tu to zupełnie nie wiadomo- oglądałem prospekty i kilka hoteli trzygwiazdkowych było droższych od czterogwiazdkowych i zastanawiam się dlaczego. I to w tym samym polskim biurze podróży. No bo gdyby w różnych to bym się nawet nad tym nie zastanawiał, ale w jednym?
Po śniadaniu (kawę zaserwowali) była krótka informacja, na temat, co gdzie się tu znajduje, podane terminy wycieczek , dodatkowe zapisy dla tych którzy są chętni i przy żywej gotówce, czyli posiadają dolary. Pierwsza wycieczka była do Kairu i to już następnego dnia. Oczywiście z przewodnikiem, wyjazd w godzinę po śniadaniu i "suchy prowiant" na drogę. Po powrocie obiado -kolacja. Ktoś zaczął się dopytywać a co będzie z wigilią, która wypadała za dwa dni i większość ryknęła gromkim śmiechem, ale opiekun grupy spokojnie wytłumaczył że to nie są jakieś świąteczne wczasy i żadna wigilia nie była przecież w programie pobytu przewidywana, więc brak owej wigilii nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem.
Mirka z Michałem poszli zwiedzać teren- słońce pięknie świeciło i wiał cały czas dość silny wiatr, więc oboje wrócili się po kurtki- w samym swetrze było jednak zbyt chłodno. Swetry zostawili w pokoju, wzięli kurtki.Teren był naprawdę spory i mógł pomieścić mnóstwo osób. Nad basenami były rozstawione łóżka do opalania, fotele, parasole. I wszędzie palmy rosnące pod sznurek w tych pseudo doniczkach. Generalnie było ładnie ale w pewien sposób wielce sztucznie. Woda w morzu była bardzo zimna, niczym nie różniła się temperaturą od wody w Bałtyku. Miała natomiast zupełnie inny kolor.
c.d.n.
P.S.
Jak zwykle proszę albo o kilka słów a przynajmniej o znaczek graficzny :) lub :(