czwartek, 1 lutego 2024

Córeczka tatusia - 79

 Ojciec Michała  był w Polsce niemal trzy tygodnie,  nakręcił filmy, by jego żona  "nacieszyła oczy i uszy" oglądając  Michała z rodziną i przyjaciółmi. Filmy, jak to określił Michał, były "czystym podglądactwem i podsłuchem", bo dzieci nie  miały pojęcia, że  są filmowane. Spotkania dorosłych  też były filmowane i nagrywane tą  techniką.  Poza tym "Trójca Ojców" szalenie  szybko znalazła wspólny język i niemal codziennie  się spotykali i, jak mówiła Marta, dokładnie swe dorosłe dzieci obgadywali. 

Na lotnisko w dniu odlotu odstawili gościa tata i teść Marty. Po prostu ojciec  Michała "nie chciał się rozkleić" i wpierw stwierdził, że pojedzie  całkiem sam, ale obaj ojcowie wyperswadowali mu ten pomysł i "dziadzik" jak go nazwał Mirek został wyekspediowany przez obu ojców Marty i Wojtka. Ojciec  Michała był zdumiony, jak bardzo Mireczek jest podobny do Michała, z którym wcale nie miał wspólnych genów, na co usłyszał od  syna, że to wszystko zgodne  ze  starym przysłowiem "takim  się stajesz z kim przestajesz". Jakby nie było to Michał był z Alą od  czasu gdy Mireczek miał dopiero nieco ponad  rok i od  samego początku opiekował się małym tak, jakby był jego własnym dzieckiem. A od Ziuka nasłuchał się ojciec Michała tylu pochlebnych słów o  swym synu, że aż rozpierała go duma. Na pożegnanie Michał i Wojtek dostali cały wykaz spraw, którymi mają się zająć, skoro są zdecydowani mieć wspólną  firmę.

W pracy, gdy Michał i Wojtek "regenerowali siły" kawą Michał powiedział: wiesz za co szalenie swego ojca  cenię? - głównie za to, że się nie zamerykanizował, nie wychwala Ameryki tak jak większość naszych rodaków tam osiadłych i nadal mówi normalną polszczyzną a poza tym dobrze widzi plusy i minusy mieszkania w tamtym kraju. Najbardziej  mnie  denerwują nasi  rodacy, którzy gdy przyjadą do Polski to bełkoczą jakimś przedziwnym slangiem kalecząc polski, by podkreślić jak bardzo są tam już zadomowieni a mówienie po polsku sprawia im już trudność. Głupie to i śmieszne. Ale jedno jest pewne - mamy obaj w moim ojcu dobrego i trzeźwego doradcę. Jestem pewien, że zaraz po powrocie poruszy wszystkie  swoje kontakty i dokładnie przestudiuje przepisy w kilku krajach europejskich.  Ojciec  nie uznaje w takich przypadkach improwizacji,  wszystko musi  być sprawdzone, przepatrzone pod każdym kątem. A najważniejsze z mojego osobistego punktu widzenia to jego ocena Ali - i teściów. Jak znam życie to on już widzi  dla nich miejsce gdzieś w pobliżu nas.

Pewnego marcowego dnia Marta tuż przed wyjściem z uczelni dostała od Andrzeja sms z  zapytaniem, czy on może do niej wpaść do domu by.....otrzeźwieć. Możesz - odpowiedziała - właśnie za 3 minuty ruszam do domu. Możesz wpaść do Pati do kwiaciarni i wziąć od niej nasze klucze, albo zaczekasz na mnie pod domem w samochodzie. Zaczekam- odpisał- nie ma mrozu. Marta przekierowała ten sms do Wojtka z  zapytaniem czy wie może o co chodzi. Nie wiem- do mnie nie pisał- może się zakochał w jakiejś i dlatego musi otrzeźwieć. Może to kryzys wieku niemal średniego. Ja będę przed 17,00 - odpisał.

W dwadzieścia minut później Marta dojechała pod dom i zaparkowała obok  samochodu Andrzeja, który przechadzał się po podwórku wpatrując  się uparcie w czubki swych butów. Wysiadła z samochodu i tym razem energicznie zatrzasnęła drzwi. Andrzej obejrzał się i ruszył w jej stronę. Nie wyglądał najlepiej i Marta domyśliła  się, że chyba jest po ciężkim zabiegu, ale nie zapytała o nic. Podwórko nie jest dobrym miejscem do rozmów.

W mieszkaniu Andrzej pomógł Marcie zdjąć kurtkę, powiesił ją na  wieszaku, obok swoją, wziął dla siebie gościnne kapcie, Marcie podał jej kapcie  i oboje się skierowali do łazienki. Po kolei umyli ręce, gdy już były osuszone  Marta wyjęła z  szafki jakieś "mazidło" i powiedziała - ostatnio badam tę nowość, spróbuj, nie maże  się i dobrze  wchłania i jednocześnie  delikatnie nawilża i jest bezwonny. Jeśli ci pasuje dam ci go trochę. Wojtek będzie za godzinę i jeśli nie umrzesz  z głodu to zjemy razem   z nim. A tymczasem możemy skonsumować jakieś owoce - wybór nieduży, ale może być kaki, pomarańcze, mandarynki, kiwi lub winogrona albo zwykłe jabłka albo ananas z puszki. Polecam ci winogrona, nie wiem skąd  rodem, ale to czerwone, bezpestkowe.  A gdzie ty to wszystko kupujesz?  -zainteresował się.  W dużych marketach - Lidlu, L'Eclercu  i innych tego typu, Tesco, Carrefour. Zwykle w  soboty jeździmy na  zakupy i od  razu kupujemy  wszystko na cały tydzień. A jabłka to mam ostatnio kupione na bazarze, polskie, tylko nazwa jakoś nie  adekwatna do smaku, bo to takie kosztele jak ja panna. Gdy byłam dzieckiem to je uwielbiałam.

Gdzie chcesz posiedzieć? W salonie czy  w kuchni?  A kawę masz? - spytał. Mam, ale dostaniesz ją gdy zjesz chociaż jedno kaki.  No to posiedźmy w kuchni - zdecydował.  Dobrze - lubię swoją kuchnię- zgodziła  się Marta. A powiesz mi co stało?   Andrzej rozejrzał się  i powiedział - pacjent mi  zszedł. W trakcie operacji? - spytała Marta.

Nie, ale w szesnaście dni po operacji.  Jakimś cudem operację przeżył, choć blisko było. A ile miał lat   ten twój pacjent?  Siedemdziesiąt pięć. 

Andrzejku - to już młodzieńcem nie  był i zszedł nie  tyle tobie co szpitalowi. Zapewne ktoś czegoś nie dopilnował, skoro umarł 16 dni po operacji. A z jakiego powodu był operowany? Miał wrzody a wrzód dwunastnicy uszkodził również tętnicę i dlatego go operowałem. Pocerowałem go wszerz i  wzdłuż. A gdy go spionizowali 16 dnia wszystko się rozleciało, nic się nie zrosło. 

A gdyby nie był zoperowany to by przeżył i wyzdrowiał?  Nie, cały czas krwawił do jamy brzusznej.  No to znaczy, że po prostu miał ten pan piekielnego pecha.  A czy w ogóle  jest możliwość zdiagnozowania w trakcie operacji jaka jest indywidualna zdolność tkanek pacjenta do zrośnięcia  się?   Nie - nikt nie jest w stanie tego przewidzieć- przewiduje  się na ogół na podstawie obserwacji poprzednich pacjentów. Teoretycznie zrastanie  się powinno było już być 9 dnia, ale chyba oddział nigdy nie miał tak leciwego pacjenta, któremu miała się zrosnąć tętnica. Wiesz, na  zdrowy rozum to wszystko było w porządku, tylko nie przyszło mi do głowy, że ta tętnica może już jest zbyt sklerotyczna i się nie zrośnie. I to mnie  gryzie.  

Słuchaj - a gdyby ci to przyszło do głowy to jaka decyzja byłaby właściwa? Pozwolić mu umrzeć z powodu tych powolnych krwotoków do dwunastnicy bo wrzód uszkodził tkankę tętnicy? To była sytuacja absolutnie wyjątkowa i chyba  w tym przypadku nie  było żadnej dobrej dla pacjenta  decyzji. 

Chyba wybrałaś niewłaściwy kierunek  studiów- mogłabyś  być adwokatem ,  stwierdził Andrzej- ale masz rację - w tym akurat przypadku nie  było dobrej decyzji. Muszę to jakoś przetrawić, że on nie mnie umarł, ale przegrał walkę z własnym organizmem.  Mogę jeszcze u  was pobyć? No jasne, że możesz. Możesz nawet tu dziś nocować. Rano wstajemy z reguły o szóstej. Ja się okrutnie  wolno rano  zbieram w  całość. Wojtkowi to wystarczy 20 minut i może wyjść  z  domu. Mnie oprzytomnienie zajmuje ogromnie dużo czasu. Rano to ja nawet nie bardzo wiem jak mam na imię. Aż się dziwię, że trafiam rano na praski brzeg i jeszcze  ani razu nie  spowodowałam  wypadku. Chyba  działam  w jakimś trybie automatycznym, poza  świadomością.

Andrzej uśmiechnął się - bo ty to tylko pozornie jesteś krucha, a tak naprawdę  jesteś bardzo odporna. Inna po twoich przejściach  w dzieciństwie miałaby jakieś załamania, ale ty, nawet jeśli twierdzisz, że jesteś załamana to wychodzisz ze  wszystkiego obronną  ręką, bo cały czas logicznie  myślisz. Myślę, że to ogromna  zasługa twego taty - nauczył cię szukania rozwiązań i tym samym nauczył, że nie ma tak naprawdę sytuacji bez wyjścia, tylko nie trzeba  się poddawać i trzeba  szukać  rozwiązań, a nie wpadać od  razu na dno rozpaczy. I masz rację - trafiłem na pacjenta, który faktycznie od  samego początku nie rokował dobrze, a ja pod wpływem jego wypowiedzi rozczuliłem się, bo poprosił mnie bym go "jakoś naprawił", bo za dwa lata będą z żoną obchodzić pięćdziesiątą  rocznicę  ślubu, więc chciałby być  cały i  zdrowy, by to uczcić. A  w dzisiejszych  czasach tak mało par dochodzi nawet do dwudziestej rocznicy ślubu, że strasznie  mnie to rozczuliło. Teraz to już dziesiąta rocznica  ślubu jest sukcesem i każdy niemal podziwia, że razem wytrzymali dziesięć lat.  Rozwód stał się czymś tak normalnym jak poranna kawa na rozbudzenie się. A wy z Wojtkiem to już bijecie wszystkie  rekordy - para od czasu  szkoły podstawowej.

Marta uśmiechnęła się - zdradzę ci jedną tajemnicę - to wszystko efekt totalnego lenistwa nas obojga - i Wojtek i ja jesteśmy po prostu leniwi.  Każda nowa znajomość, każda nowa miłość wymaga na samym początku wiele wysiłku - przecież trzeba czymś ten nowy obiekt oczarować i to niestety wymaga od nas wysiłku. Intelektualnego i fizycznego - trzeba przecież opracować plan działania czym ów nowy obiekt oczarować by stać się dla niego kimś/czymś  niezbędnym do życia - oczywiście  w jego/jej  mniemaniu. A potem trzeba cały czas uważać by czasem ktoś inny nie  zajął podstępnie naszego miejsca  gdy my będziemy mniej czujni , bardzo pochłonięci pracą czy wychowem dzieci. To brzmi cynicznie, ale tak to wygląda gdy się  temu przyjrzeć  przez  szkło powiększające.  Mało tego - nawet ulubiona  czekolada może się kiedyś  znudzić i wtedy trzeba pomyśleć i o tym, że to zjawisko występuje  po obu stronach, więc co jakiś  czas trzeba dodawać coś nowego do codziennego menu.

Andrzej przypatrywał się z uwagą Marcie,   w końcu cicho powiedział - żałuję, że cię nie  znałem dużo wcześniej, bylibyśmy.... ale nie dokończył zdania, bo Marta mu przerwała mówiąc - nie  wiadomo wcale czy bylibyśmy dobrą parą a poza tym tak naprawdę przyjaźń jest znacznie trwalsza i bywa silniejsza niż miłość i małżeństwo. Bo nie jest tak bardzo zaborczym uczuciem, więc może jednak nie żałuj. Bardzo często przyjaciele wiedzą o sobie  wzajemnie  więcej niż małżonkowie, bo jest inny  margines wzajemnej tolerancji. Odpowiada mi pozycja twojej bratowej bardzo z tobą  zaprzyjaźnionej. Kocham  cię tak, jakbyś był moim rodzonym, starszym bratem, który toleruje w pełni obecność świrniętej małolaty. Ale ty wcale nie jesteś świrniętą małolatą - zaprotestował Andrzej- masz  szalenie dobrze wszystko poukładane w swej kształtnej głowie. I cieszę się, że mogę być tym twoim starszym bratem. I mam niesamowite szczęście, bo ty mnie naprawdę rozumiesz, zresztą Wojtek też. Lena mnie tylko kocha, ze  zrozumieniem moich różnych problemów "nie wyrabia", a ty to rozumiesz i mogę z tobą wszystko omówić. A powiedz mi, ale prawdę, czy na pewno nic a nic cię nie boli w prawym, dolnym kwadrancie  brzuszka, czyli w okolicach cięcia, gdy tak codziennie drepczesz w wysokich szpilkach?

Marta uśmiechnęła się - nie boli. Ale w bardzo wysokich szpilach chodzę  rzadko, na co dzień to raczej tylko w półszpilkach, po domu to jak widzisz w klapkach na koturnie, samochód prowadzę w adidasach. Zauważyłam, że znaczną część życia zajmuje mi wkładanie i zdejmowanie obuwia. Ta lewa  ręka "powypadkowa"  też mnie nie boli a ścięgno na szczęście nie powiększa swego obwodu.  

Wojtek właśnie zajechał- zobacz- zaraz obejrzy z każdej strony moją bryczkę, twoją przy okazji też. Zjesz  z nami obiad, bo ty chyba masz dziś popołudniówkę do 22,00.  I swoich pacjentów w przychodni sprzedałeś Heniowi i w razie dużej draki dotrzesz od nas do kliniki w kwadrans. 

Trafiony - zatopiony. Skąd ty wiesz o tym? Jesteś chwilami niesamowita! - skonstatował Andrzej. Nie, ja nie jestem  niesamowita, tylko ty przewidywalny a Henio jest naprawdę dobrym twoim kumplem.  Poza tym trzymasz komórkę na  widoku nie bez powodu.  Gdy Henio przychodził rano na obchód to tylko zaglądał w moją kartę, kiwał głową z uśmiechem i wychodził z pielęgniarką u boku. Zupełnie jakbym była twoją osobistą pacjentką, której bez twego zezwolenia nie wolno dotykać.  No bo byłaś i  zawsze będziesz, nawet gdy będziesz w klinice na innym niż chirurgia oddziale. Bratowa to bratowa, kawałek rodziny - tłumaczył Andrzej. To jest wszak prywatna klinika, więc pacjenci są szanowani i nie macani ani nie oglądani bez potrzeby. Przecież codziennie rano wypytywała się ciebie o wszystko pielęgniarka  i wszystkie swe wiadomości oraz swe spostrzeżenia przekazywała do mnie. Byłaś zupełnie niekłopotliwą pacjentką - zero narzekania, rana sucha- no tylko miałaś tę tajemniczą gorączkę. I gdybyś nie uprzedziła, że to taka dziwna twoja  uroda to pewnie przeszłabyś całą masę badań. 

Obiad "bracia" pochłonęli błyskawicznie, Andrzej dziękował okolicznościom, że został członkiem tak fajnej  rodziny, powiedział Wojtkowi, że Marta go skutecznie ustawiła do pionu, a Wojtek mu wpuścił nieco więcej  szczegółów dotyczących pobytu ojca Michała  w Polsce. 

Ja tu sam nie  zostanę -pojadę za wami. Pracę wszędzie dostanę, jakoś nigdzie  nie ma chirurgów w nadmiarze. Kwestia początkowa to poznanie miejscowych procedur. W tym układzie wezmę proponowane mi trzy miesiące w brytyjskiej klinice. Byłem tam kiedyś jeszcze  w trakcie studiów - super wyposażenie, jak mówią "nowoczesność w domu i  w  zagrodzie". A co powie Lena na ewentualną zmianę miejsca zamieszkania?  Mam nadzieję, że jednak wybierze pobyt ze mną gdzieś w świecie niż samotność z dziećmi  beze mnie - stwierdził Andrzej. Bardzo uważnie śledzę co się  dzieje na świecie w mojej branży- między innymi dlatego zmieniłem państwowy szpital na tę prywatną klinikę. Tu nawet nie bardzo szło o kwestie finansowe ale o to by nie zaśniedzieć.

                                                                      c.d.n.