sobota, 25 kwietnia 2009

To czego nie lubię

Zadzwoniła wczoraj do mnie osoba, której kiedyś, chyba w chwili
zaćmienia umysłowego powiedziałam, że piszę na blogspocie.
Ze dwa razy nawet zadzwoniła, raz by mi zwrócić uwagę, że ta witryna
nie jest łatwa do obsługi i ona nie potrafi komentować, drugi raz by
zapytać o mój mail,więc podałam.
Wczoraj znów zadzwoniła, informując mnie, że jest zawiedziona moimi
notkami, są nudne, wykrętne, bo ja nie piszę nic a nic od siebie, o tym
co ja czuję i co myślę, a przecież po to się "bloguje", by o tym pisać.
Zdębiałam przy tym telefonie, powiedziałam tylko, że czytanie mego
bloga nie należy do jej obowiązków, więc niech się nie poświęca i skoń-
czyłam rozmowę. I stąd ta moja "prywata", czyli zeznanie czego nie
lubię u rodaków.
Nie lubię naszej polskiej namolności, która ukrywa się pod różnymi
innymi nazwami- np. gościnności.
Najpospolitszy jej przejaw- przychodzimy z wizytą, sadzają nas przy
stole zastawionym na mniej więcej pułk wygłodnia- łego wojska i
zaczyna się : "jak to nie pijesz, ależ 1 kieliszek nie szkodzi";
"no, nie rób przykrości, wypij za zdrowie" ; "no, dlaczego tak mało
nałoży- łaś, nie smakuje ci?"; " no zjedz jeszcze trochę, to przecież
świeże"; "ależ zjedz, najwyżej łykniesz potem coś na wątrobę".
A potem się dziwią, że z reguły nie przychodzę na "stołowe imprezy".
Namolność ukryta pod troskliwością : "ale dlaczego nie chcecie kupić
działki, my wam pożyczymy gotówkę, nie ma sprawy"; "powinniście
mieć dzieci, to daje tyle radości", "dlaczego jedziesz w góry, morze jest
dla ciebie lepsze".
Namolność dociekliwa: "ale dlaczego nie chcesz przyjechać na działkę",
"ale dlaczego nie chcesz iść do kina" - każda odmowa, na dowolny
temat wywołuje lawinę dociekań "a dlaczego?"
Owa namolność jest charakterystyczna dla naszego społeczeństwa.
W innych krajach Europy, jeżeli pada odpowiedz negatywna nikt nie
docieka "dlaczego nie" bo uważają, że byłoby to niegrzeczne. Jeśli
pytający jest z tobą w bardzo bliskich stosunkach pozwoli sobie na
zapytanie "a na pewno nie chcesz?" i koniec, kropka. Żadnego nama-
wiania, dociekania.
Nie lubię również braku delikatności, którego doświadczałam często
nim zostałam mamą. "A dlaczego nie macie dziecka?", "no,no leniu-
szki, bierzcie się do roboty", "no, na następne święta to może będzie
nas więcej", " a pamiętasz x? już ma dwoje dzieci, a kiedy ty?".
Wiem, że podobne znęcanie odbywa się w rodzinach, gdzie jest
niezamężna młoda kobieta - wszyscy krewni i znajomi królika uwa-
żaja za stosowne nie tylko dopytywać się "kiedy wreszcie", wyliczać
rzesze jej koleżanek, które juz wyszły za mąż, ale i głośno zastana-
wiać się czemu to ona nie ma kandydata na męża.
Akurat mnie nie zdążono sie wypytać co do ewentualnego zamąż-
pójścia - mnie raczej pytano z jakiego to powodu tak nagle i przyglą-
dano się podejrzliwie, czy już mi brzuch rośnie.
Denerwuje mnie i nie cierpię tego, że każdy wpada z buciorami
w wewnętrzne sprawy innych nazywając to troską lub miłością.
Dlaczego nikt się nie zastanowi, że zadawanie pytań małżeństwu,
czemu nie mają dziecka jest zwykłym chamskim wścibstwem.
A może nie mogą i to jest ich trauma, a może nie chcą- wolny wybór.
A to dociekanie dlaczego młoda kobieta nie wychodzi za mąż -
bo może ma zupełnie inne plany życiowe, nie czuje w sobie powołania
do zakładania rodziny, bycia matką - przecież to jej wolny wybór.
Wśród naszych bliskich znajomych jestem już znana z tego, że moje
NIE naprawdę znaczy NIE i nie udzielam informacji dlaczego właśnie
nie. Wiedzą również, że nie wypytuję "dlaczego nie" lub "dlaczego tak"
bo szanuję cudze decyzje, a nie dlatego, że jestem "bezduszna". Jeśli
ktoś ma ochotę mi powiedzieć coś więcej- zawsze wysłucham.
A teraz mogę publicznie przyznać się do jeszcze jednej rzeczy- nie
chcę i nigdy nie chciałam mieć działki rekreacyjnej bo :
-jestem okropnym leniem i nie mam ochoty harować na 2 domy,
-jestem antytalentem ogrodniczym i czasem mam wrażenie, że samo
moje spojrzenie zniechęca rośliny do życia,
-nie lubię jezdzić ciągle w jedno i to samo miejsce "na okrągło",
-pobyt wśród much, os, gzów komarów i innych insektów przyprawia
mnie niemal o histerię, a jedno ugryzienie komara paprze mi się
minimum 6 miesięcy, raz paprało się 10 miesięcy,
-mało bawi mnie przyjeżdżanie na działkę i stwierdzenie na miejscu,
że co tylko nadawało się do zabrania to zniknęło, a to co nie nadawało
się- zostało zniszczone.
No to się wywnętrzyłam - czysty ekshibicjonizm.
Miłego działkowania moim znajomym życzę, w tym roku też na mnie
nie liczcie
anabell