czwartek, 31 grudnia 2020

Zimowa eskapada -VIII

Michał był bardzo zadowolony ze swej pracy, tym bardziej, że  urządzenie, które projektował  powoli się materializowało. Ale jak to w życiu- były dni, że wszystko szło sprawnie i szybko ale były też dni, że najchętniej zamordowałby siebie i kilka osób, bo nikt nie zauważył w fazie projektu, że to "coś" nie ma prawa działać! Zdarzało się też  czasem, że ktoś coś niechcący popsuł.  

Praca dyplomowa Mirki była o tyle lepsza, że nie była  to żadna nowa konstrukcja, która  musiała działać, ale opis pewnych mechanizmów prawnych, ich działanie, pozytywne  ewentualnie negatywne.

Oboje byli zapracowani i  śmieli się, że największą i najbardziej pożądaną rozrywką jest gotowanie obiadów, wypad na zakupy lub przebieżka po domu z odkurzaczem.

Mirka kilka razy korzystała z konsultacji Ryszarda, czasem się wręcz kłócili, bo Mirka twardo broniła swoich tez i nie  przemawiało do niej sformułowanie typu " bo tak się  zawsze robi", lub  "tak się zawsze  dzieje, chociaż wiadomo że....". Pewnego dnia, po takiej sprzeczce Ryszard powiedział- ty ciągle  zapominasz,  gdzie żyjesz, oprzytomnij dziewczyno! Odłóż tę pracę na tydzień lub dwa, nie zaglądaj o niej, poczytaj dobrą książkę, najlepiej z serii  "zabili go i uciekł", zajrzyj do Jasienicy i zaraz mniej nerwów sobie stargasz denerwując się na "tu i teraz." 

A tak w ogóle przypominam ci, że mieliście z Michałem do mnie wpaść, więc może wpadniecie do mnie w tę sobotę. Nie wiem czy wiesz, ale mieszkam całkiem blisko was, możecie nawet spacerkiem do mnie przyjść. I umówmy się, że nie będziemy rozmawiać o sprawach poważnych, możecie mi opowiedzieć  np. o waszym urlopie w Egipcie. I ani słowa o tym, że chcę cię mieć w swojej kancelarii, dobrze? 

No pewnie, twój teren, ty dyktujesz warunki pobytu na nim. A ty pomimo tych naszych kłótni nadal chcesz mnie  w kancelarii?- zdziwiła się nieco. Masz jakieś zadatki na masochistę?  

Nie mam zadatków na masochistę, to ty zmienisz poglądy gdy w to wszystko głębiej wejdziesz. Na razie wciąż się obracasz w sferze teorii,  praca którą wykonujesz nie rozwija cię wcale. W twojej firmie  dział prawny mógłby nawet nie istnieć, sprawdzacie tylko czy się poruszacie ścieżkami  wytyczonymi przez regulacje prawne. Ty się tam marnujesz, nie musisz wysilać mózgu jak z czegoś wybrnąć, jak udowodnić, że białe jest szare a nie białe a czarne tak naprawdę czerwone. 

Przerażasz mnie Ryszardzie, nie wiem czy jestem aż tak zdolna, by widząc czarne wmówić komuś, że to jest czerwone.

Ależ to nie jest żadne wmawianie- po prostu  w procesie myślowym sama dojdziesz do takiego wniosku. Mirka popatrzyła na niego jak na wariata, a Ryszard powiedział- uwielbiam to twoje spojrzenie, wiadomo co myślisz. 

Szkoda, że już jesteś mężatką - bylibyśmy świetną parą.  I ciągle byśmy się kłócili - no nie wiem czy to byłoby takie zabawne na dłuższą metę- stwierdziła Mirka. No ale wyobraź sobie  jak byśmy się zawsze mogli pięknie potem godzić.... Taaa, a po drugiej kłótni to już byś mnie  nie oglądał we wspólnym mieszkaniu- nie miałbyś okazji się ze mną więcej niż raz pięknie pogodzić- bo dla mnie kłótnie nie są sensem życia. Poza tym mimo wszystko nie uważam, że zawsze moje musi być na wierzchu. No ale się wciąż sprzeczamy gdy omawiamy twoją pracę- zauważył Ryszard.  To prawda, ale to dlatego, że prawo podobnie jak religia jest dość skostniałe, a życie nie stoi w miejscu!    Brawo! Jesteś świetna, coraz bardziej widzę cię w mojej kancelarii !

W sobotę,  w porze poobiedniej,  wybrali się na umówioną godzinę do Ryszarda.  Mirka oczywiście  uprzedziła Michała,  żeby czasem nic nie wspominał o ewentualnym jej przejściu  do kancelarii Ryszarda.   I tak zupełnie nie po polsku, nie byli ubrani odświętnie - Mirka  była w czarnych dżinsach i szarym golfie, Michał też oczywiście w dżinsach i w bluzie dobranej kolorem do golfu Mirki. I tak zupełnie  nie tradycyjnie przynieśli ze sobą nie "sztywny bukiet", czyli butelkę jakiegoś alkoholu, ale  całkiem spore ładne pudełko  domowej roboty  kruchych  ciasteczek, z których część była słodkich a część wytrawnych, dzieło mamy Michała.  Oczywiście Mirka od razu wyjaśniła,  że ciasteczka są dziełem   jej teściowej, bo ona jeszcze nie posiadła umiejętności pieczenia  ciast i ciasteczek. Może gdy skończy studia weźmie kilka lekcji pieczenia różnych słodkości.

Ryszard zrobił kawę, przeprosił, że na chwilę ich opuści, ale musi wyskoczyć po swą towarzyszkę, która uparła się, że bezwzględnie musi złożyć wizytę fryzjerowi, więc  musi ją stamtąd odebrać. Oczywiście oboje go zapewnili, że nie ma problemu, spokojnie na niego przy kawie poczekają. 

Gdy wyszedł Mirka zaczęła się zastanawiać kiedy to ostatni raz była u fryzjera - chyba jeszcze  przed   ślubem. Miała teraz  długie włosy i często nosiła je upięte w kok. Planowała by je ściąć  dopiero przed wyjazdem do Egiptu.  Nie ścinaj - zaoponował Michał - lubię gdy masz  je długie i lubię  się nimi bawić gdy masz je  rozpuszczone.

Naprawdę wolisz gdy mam długie włosy?- zdziwiła się Mirka. No dobrze, to je tylko nieco skrócę i nie będę ich wtedy musiała upinać.

Ryszard powrócił w ciągu pół godziny. U jego boku tkwiła beżowo włosa blondynka, 
w bardzo obcisłej i dość krótkiej  jersejowej blado zielonej sukience, na nogach miała
dobrane kolorem do sukienki bardzo wysokie szpilki. 
Warstwa  makijażu zapewne kryła drobne niedoskonałości , takie jak zmarszczki. Wiek owego zjawiska u boku Ryszarda Mirka oceniała na 45- 50 lat. I chyba te szpilki były dla niej za wysokie, bo niezbyt pewnie się w nich poruszała.

Ryszard dokonał prezentacji- okazało się, że pani tak naprawdę ma na imię Maria, ale od lat wszyscy  mówili na nią Rysia, od Marysi, jak wyjaśniła. A teraz ta jej ksywka pasuje do Ryszarda. 

Ryszard wyszedł do kuchni i po chwili zawołał Mirkę, by mu pomogła. Mirka puściła oko do własnego męża i szybko wyszła do kuchni. W kuchni Ryszard walczył z jakąś
kremową roladą- co prawda bez trudu ją pokroił, ale nie bardzo wiedział jak ją przełożyć na paterę. Przy okazji rzucił cichutkie pytanie - no i jak?  

Nijak - odpowiedziała Mirka- nie widzę jej ani w twojej kancelarii ani na przyjęciu oficjalnym. Ale dobrze gotuje- odpowiedział Ryszard i stosunkowo niezła w łóżku. Ale nie sprosta ci intelektem zapewne - a do gotowania to możesz sobie  znaleźć dobrą kucharkę, stać cię. Wracaj do pokoju, sama się tu uporam z tą roladą. Idź już, talerzyki też znajdę. I podeślij mi Michała.

Za moment przyszedł Michał i powiedział - wyjątkowo milczącą kobietę sobie Rysio
wybrał. Mirka parsknęła śmiechem - to może być jej zaleta, że milczy gdy nie wie co ma mówić. Lepiej nic nie mówić niż gadać głupstwa. Znalazła widelczyki do ciasta, bardzo ładne, chyba iberyjskie talerzyki deserowe, na trzy raty udało się jej ułożyć pokrojoną roladę na paterze brudząc sobie przy tym palce kremem. Wskazała Michałowi tacę i poprosiła by zaniósł ją do pokoju. Umyła starannie ręce i też poszła do pokoju.

Wchodząc powiedziała - pyszny ten krem, ale rolady powinni sprzedawać już na jakiejś tacce bo przekładanie tego na paterę to wyższa szkoła jazdy- dobrze, że miałam tylko 10 palców do oblizania. A gdzie ty ją kupiłeś, chyba nie w tej wiedeńskiej cukierni kolo nas?  A nie, nie tu, na Powiślu. Tam  mają pyszną tę roladę i takie bezowe ciastka tym samym kremem przekładane. Warte grzechu i przytycia.

Rozmowa zeszła na Egipt i Michał powiedział, że zimą wybierają się znów do Egiptu, bo rodzice im zafundowali pobyt jako prezent ślubny a i sami też jadą w tym samym terminie. To niesamowite - stwierdził Ryszard- na ogół młodzi nie chcą nigdzie jeździć w towarzystwie rodziców, a wy jedziecie i to w podróż poślubną.

Ale rodzice Michała są naprawdę  bardzo fajni, a jego mamę to ja wręcz uwielbiam- zapewniła Ryszarda Mirka. Mam wprost niebywałe szczęście, że trafiłam taką teściową. Oni są z gatunku ludzi, którzy potrafią pomóc w taki sposób, że masz wrażenie, że to ty im pomagasz  a nie oni tobie. A poza tym mieliśmy już intensywną podróż przedślubną.

Słuchaj Ryszard- moja matka dałaby się zabić gdyby to miało pomóc Mirce- ona ją uwielbia- dodał Michał. I jak bywałem czasem u nich sam to ciągle się mama martwiła o to, że Mira i pracuje i studiuje i nie mogła się nadziwić, że ja nie wiem jaki makaron do zupy lubi Mirka. A ja to nawet nie umiem powiedzieć jaki ja lubię a co dopiero jaki ona lubi.

Ryszard zaczął się śmiać, w końcu powiedział - jesteś chłopie dzieckiem szczęścia, masz super rodziców a na dodatek super żonę. Doceniaj te  dwie rzeczy. Opowiedzcie mi trochę o tym Egipcie, bo jakoś nigdy tam nie byłem. Opowieści o pobycie trwały z godzinę . Zainteresowanie pani Rysi wzbudziła wiadomość o tym, że Beduini malują sobie oczy. 

Ojej, coś podobnego, faceci robią sobie  makijaż - było to jedyne pełne zdanie, które tego wieczoru powiedziała.

Wiecie co, też bym pojechał w tym terminie do Egiptu , zwłaszcza, że lubię was wszystkich. Sprawdzę tylko czy jeszcze są wolne miejsca w tym biurze, w którym wy się zaokrętowaliście. Nie macie nic przeciwko temu?

Ale dlaczego mielibyśmy mieć? Te hotele duże są i na szczęście wszystkie z basenami. A że będziemy i w Karnaku, to nawet na zewnątrz będzie można popływać stwierdził Michał.

                                                                c.d.n.

środa, 30 grudnia 2020

Zimowa eskapada- VII

 Michał dotrzymywał słowa -Mirka  była zwolniona ze wszystkich obowiązków domowych - zakupy, sprzątanie, gotowanie obiadów, szykowanie śniadań i kolacji, pranie. 

Czasami wspomagała go jego mama i Michał niektóre potrawy przygotowywał u mieszkaniu rodziców, a potem przywoził do mieszkania Mirki. Mirka dobrze się orientowała , że taka pomoc istnieje, ale jako mądra dziewczyna telefonowała do swej przyszłej teściowej z podziękowaniami prosząc o dyskrecję, a w domu regularnie Michała chwaliła i podziwiała. W efekcie końcowym Michał nauczył się gotować i dbać o dom, bo sam poznał ile to trudu wymaga, by zawsze był porządek i czystość.

Ślub był 28 lutego, w Pałacu Ślubów. Oczywiście byli rodzice obojga, kilka koleżanek i kolegów, w sali "poślubnej" wypito szampanem toast za zdrowie Młodej Pary.

Rodzice obojga wieczorem tego dnia zorganizowali "małe przyjątko" u rodziców Mirki, a Mirka w tym czasie wkuwała do ostatniego w tej sesji egzaminu, który nie wiadomo dlaczego był przełożony z wcześniejszego terminu na późniejszy. Ale jak powtarzali wszyscy studenci nie wiadomo kto się opiekuje mózgami wykładowców, na pewno jakiś wariat.

Teściowa Mirki proponowała by były z Mirką "na ty", ale Mirka powiedziała, że jej bardziej pasuje w kontaktach między nimi  nazywanie teściowej mamą, bo mama Michała ma w sobie tyle ciepła i mądrości życiowej, że nie ma oporu by ją nazywać mamą. Z tym,że mówiła do niej po francusku "chere maman", czyli -matuniu.

Od pierwszego marca, tak jak było planowane Michał zaczął pracę. Ulżyło mu, że wreszcie pracuje, że nie będzie na częściowym utrzymaniu rodziców i Mirki. Wyraźnie poweselał, teraz  oboje gotowali obiady na tydzień, zamrażarka pełna była pojemników opatrzonych różnymi etykietami. 

Obydwoje zgłosili w swych miejscach pracy urlopy w okresie zimowym,   ale tym razem już od ostatniego tygodnia listopada, bo szef (i promotor) Michała mówił, że często druga połowa grudnia bywa tu na "wariackich papierach".  Bo temat "musi być" zakończony a potem i tak leży na półce.

Mirka już zaczęła omawiać swój temat pracy dyplomowej, chciała jak najprędzej skończyć te studia, tym bardziej, że awans, który dostała zaczął się wiązać z większą ilością obowiązków i nie mogła ukradkiem uczyć się podczas pracy, tak jak robiła to poprzednio.

Gdy tylko młodzi zgłosili w pracy terminy swych urlopów  zaczęli przeglądać oferty biur podróży. 

I tak jak przewidywał Michał, od jego rodziców dostali w prezencie tydzień pobytu w Kairze i tydzień pobytu w Karnaku. Oczywiście mogli sami wybrać hotele, które im będą odpowiadały. I oczywiście rodzice zapytali się młodych, czy nie będzie im wadziło gdy i oni będą w tym samym czasie w Kairze i Karnaku, bo będzie im  raźniej być tak daleko od kraju razem z młodymi. Ani Mirka, ani tym bardziej Michał nie mieli żadnych zastrzeżeń. Michał zaproponował by może w takim razie pojechali też rodzice  Mirki, a na dwa tygodnie  babcię będzie można oddać na pobyt do sióstr w Konstancinie, tym bardziej, że młodzi bez trudu sfinansują ten pobyt, ale rodzicom nie śnił się pobyt w Egipcie. A po co mam oglądać ruiny, zapytała  się Mirki jej mama.My pojedziemy po prostu na działkę, przecież po to ją kupiliśmy by się nie szwendać po jakichś wczasach.  Obecność Michała przy tej rozmowie uchroniła matkę  Mirki od wysłuchania niemiłych słów, które się Mirce nieodparcie cisnęły na usta.

Mirce udało się wycofać pieniądze wpłacone na mieszkanie. Czuła się bardzo zobowiązana znajomemu prawnikowi, który ją ostrzegł, że według posiadanych informacji ten developer jest nieuczciwy, więc lepiej niech zrezygnuje z członkostwa w tej spółdzielni. Mirka  w ramach podziękowań kupiła mu wytworny "kosz delikatesowy" z butlą dobrego francuskiego koniaku. Ponieważ nie znała jego adresu domowego a nie chciała by jego koledzy z kancelarii widzieli, że ktoś mu przesyła takowe  delicje, umówiła się  z nim w kawiarni. Michał pożyczył od ojca samochód i podwiózł Mirkę na miejsce spotkania.

Usiadł przy innym stoliku z koszem postawionym na podłodze i czekał aż ów znajomy podejdzie do Mirki, bo Mirka, jako znane uosobienie punktualności, była na miejscu pięć minut wcześniej.  Skracając sobie oczekiwanie zajął się studiowaniem prospektu ze sprzętem medycznym i przegapił moment gdy ów znajomy wszedł do kawiarni. Z lektury wybudził go głos Mirki, odłożył prospekt , podniósł kosz z podłogi i dopiero teraz spojrzał na mężczyznę, który siedział przy stoliku Mirki i czegoś zawzięcie  szukał w swojej teczce. Michał rozpoznał w nim  kolegę swego ojca, który zawsze służył im  radą i pomocą i korzystali zawsze z usług jego kancelarii.

Michał mrugnął do Mirki i powiedział- dzień dobry panie mecenasie, chcemy podziękować za ostrzeżenie - moja żona i ja. Pan mecenas wytrzeszczył oczy, a potem oprzytomniał- ooo, młody Sz., witam pana. To państwo są małżeństwem?  Ale zapewne od niedawna bo gdy miałem wykłady, to pani chyba była wolnego stanu? Tak od niedawna, jesteśmy małżeństwem-potwierdził Michał. 

Jaki ten świat mały - stwierdził pan mecenas. Młody człowieku, przyznam się bez śledztwa-usiłowałem poderwać  pańską żonę, ale nie dała się, mówiąc, że gdybym nie był jej wykładowcą to pewnie by się ze mną umawiała, bo mnie lubi i ceni. Zaimponowała mi tym. Ma pan mądrą a i atrakcyjną żonę.I nie wykorzystała mojej do niej słabości- świetnie zdała u mnie przedmiot. Mira- jeżeli zechcesz zmienić pracę po skończeniu studiów to zawsze u mnie masz miejsce. Mirka uśmiechnęła się - uważaj, bo mówisz to przy świadku. Ale kto wie, jeśli będę mogła mieć nienormowany czas pracy to na pewno z tej propozycji skorzystam. Bo tu czy mam co robić czy nie to muszę siedzieć. To było dobre dopóki mnie nie awansowali-mogłam się spokojnie uczyć a teraz mam pod sobą takie "dziumdzie", że aż głowa boli. Wiesz, takie co przedmiotu od podmiotu nie odróżniają. Takie, które gdy usłyszą, że ktoś jest w danej sprawie stroną to  nieomal się pytają  lewą czy prawą. 

Szkoda, że już nie wykładasz - pisałabym u Ciebie pracę. 

Mira, zawsze  możesz się u mnie skonsultować- wystarczy że do mnie zatelefonujesz  i albo przyjedziesz do mnie do kancelarii albo ja wpadnę do was do domu. A gdzie mieszkacie? z rodzicami czy sami?  Sami, na razie w moim M3. 

Słuchaj Ryszard, chciałabym te odzyskane pieniądze w coś  zainwestować, ale  jeszcze  nie wiem w co. Ty masz dobre  rozeznanie. A ja- wtrącił się Michał - chyba będę sprzedawał swoje mieszkanie w  Krakowie... nie sprzedawaj - przerwał mu mecenas - nie opłaca się teraz- wynajmij, wpadnij do kancelarii, dam ci firmę w  Krakowie, która się tym zajmie. No i możemy sobie  mówić po imieniu, skoro jestem z twoją żoną "na ty".

Wiesz Michale, już widzę Twoją żonę w naszej kancelarii - typowa  tajna broń - młoda ładna kobieta. A trzy czwarte populacji świata myśli, że jak ktoś jest ładny to ma zero rozumu, a tu niespodzianka, bo to bardzo mądra kobieta. 

Michał uśmiechnął się - to ci zdradzę tajemnicę- ona ma Argusowe oko i naturę psa tropiącego. Zakochałem się w niej w ciągu 10 minut rozmowy z nią. Gdy tylko ją poznałem.

Nooo, złaźcie ze mnie, obaj- nie jestem tu po to byście mnie obgadywali . Jestem jaka jestem i żadna ze mnie piękność. 

Mira,nie złość się, posłuchaj doświadczonego faceta, którym jestem - powiedział Ryszard - nie idzie nam obu o twą zewnętrzność, choć niczego nie można jej zarzucić - wszystko na miejscu, w dobrych rozmiarach, ale gdy się zaczyna z tobą rozmawiać to wydajesz się super piękną kobietą, która raczy z maluczkim rozmawiać. Zawsze wiesz co powiedzieć, świetnie pointujesz, szybko myślisz, będziesz super wizytówką naszej kancelarii. I będziesz miała nienormowany czas pracy, a może zostaniesz udziałowcem?

To twoje ostatnie zdanie Ryszardzie przypadło mi do gustu. Ale na razie to muszę skończyć studia. A nad tym udziałem to pomyślę ,ale mam póki co za mało danych.

No widzisz Michał? to właśnie cała Mira - roześmiał się Ryszard. Za to ją lubię i cenię.

Gdy się żegnali Ryszard zaprosił ich do siebie na degustację owych delikatesowych dóbr. A Mira mi powie potem co myśli o tej  pani, która z nami będzie. Michał, daj mi  numer swojej komórki, numer Mirki mam.

Gdy wsiadali do samochodu Mirka powiedziała - co jest? wpierw twój  brat zostawia mnie na lodzie tuż przed wyjazdem, potem ja się w tobie zakochuję, potem się okazuje, że nasze matki się znają od wieków, a teraz okazuje się, że ty i ojciec  znają faceta, który mnie podrywał kiedyś, ale którego nadal lubię i cenię. Co tu jest grane?

Nie mam pojęcia, to ty masz szósty zmysł - odpowiedział Michał.

Taaak, musimy się oboje zastanowić na tymi pieniędzmi, które odzyskałam. Ale to twoje pieniądze- powiedział Michał.

Nasze, twoje i moje, bo mamy wspólnotę majątkową.Nie zgłaszaliśmy przy  zawieraniu małżeństwa żadnych majątków osobistych.A wiesz co mi chodzi po głowie? moglibyśmy sobie kupić po małym samochodzie, bo raczej nie będziemy nigdy pracować w jednym miejscu.Może po jednym suzuki? Mieszkanie, w którym  mieszkamy też jest teraz wspólne.

Wynika z tego, że jestem szczęściarz- roześmiał się Michał.Ale kocham cię bezgranicznie nie za te pieniądze i  mieszkanie, ale za to że jesteś jaka jesteś. I jestem dumny, że jestem twoim mężem.

                                       c.d.n.

wtorek, 29 grudnia 2020

Zimowa eskapada-VI

 W następną niedzielę w sytuacji wystawowego psa znalazł się Michał. W sobotę przed południem  Mirka zadzwoniła do swych rodziców i zapowiedziała się na niedzielne popołudnie. Gdy już się mama nazachwycała faktem, że dziecko wróciło, Mirka powiedziała, że przywiozła sobie z Egiptu narzeczonego. Jak to?- głos mamy wyrażał nie tyle stan zdziwienia co szczerego przerażenia - to Egipcjanin?  
Mamo, Egipcjanin to też człowiek, tam są tacy sami ludzie jak u nas.  Mamcia odetchnęła z ulgą  - dobrze, że to nie  Arab. Mirka parsknęła śmiechem - nie, nie Arab, Beduin. Spodoba  ci się, oni są naprawdę bardzo ładni. 
No to jutro będę u was ze swoim  Beduinem. I nie szykuj jedzenia, będziemy już po obiedzie.
Czy wiesz, że jesteś straszliwie złośliwa? - po co powiedziałaś, że jestem Beduinem?-Michał nie krył swego zdziwienia.
Po prostu dlatego, że gdybym tego nie powiedziała, to przez najbliższe pół godziny musiałabym odpowiadać na sto głupich pytań. A tak to ma  zagwozdkę, zaraz będzie szukać w encyklopedii wiadomości o  Beduinach. Poza tym ucieszy się na twój widok, że nie jesteś ani Arabem, ani Beduinem lub Murzynem. 
Moja mama jest ukrytą rasistką, taki typowy dla naszego kraju model. 
Na pokaz to mówi, że nie ma nic przeciwko innym rasom, ale nigdy nie  wydałaby córki za mąż za obcokrajowca, nawet  białego, a już o odmiennym kolorze skóry to po jej trupie. Ale według niej, ona nie ma nic przeciwko innej rasie. 
A tak naprawdę dla niej liczy się kolor skóry i narodowość wpisana w dowód czy też w paszport, a nie to jakim naprawdę jest człowiekiem.
Mam nadzieję, że upiecze  dla nas swój popisowy sernik, nieprzyzwoicie  smaczny.
Licz się z tym, że poznasz też moją babcię, która zapyta się zaraz a z których to Sz. jesteś rodem. A potem doda, że skoro cię wybrałam, to znaczy, że jesteś dobrym człowiekiem. 
Przez lata nauki w szkole po lekcjach szłam do babci, żebym nie siedziała przypadkiem sama w domu, więc  nie przyprowadzałam do  domu koleżanek, by nie musiały się zastanawiać nad pytaniem   z których to  Kowalskich są rodem. 
W niedzielne popołudnie, gdy tylko weszli do mieszkania rodziców, Mirka  dokonała prezentacji mówiąc: 
to jest Michał Sz.,  z tych właściwych Sz., Polak, warszawiak z Mokotowa, 180 cm wzrostu. Znamy się od dawna, ale dopiero teraz odkryłam, że się nadaje na narzeczonego i męża. 
W Egipcie byłam pod jego opieką. I mieszkaliśmy tam w  jednym pokoju. I nie jestem w ciąży. Uśmiechnęła się do mamy i dodała - to koniec wywiadu. 
I przypominam wam, że ja już mam skończone 26 lat. A Michał już  28, ale tylko jeszcze przez kilka dni.
Mama z lekka oprzytomniała i poprosiła by jednak przeszli do pokoju. Dalej poszło jak po maśle, na stole wylądował maminy sernik, tata zapytał Michała ukradkiem jak on wytrzymuje z jego córką, na co usłyszał, że się Michał  nad tym nie zastanawia, ale ją po prostu kocha. 
Michał wspomniał, że chcieliby się jak  najprędzej pobrać, Mirka dodała, że ślub będzie gdy tylko Michał obroni dyplom, co Michał uzupełnił stwierdzeniem, że on nie widzi przeszkód by był wcześniej. 
Babcia stwierdziła, że jeśli się naprawdę kochają, to niech się pobierają, bo jej wnusia to mądra kobieta i złego by nie wybrała. I ona już im daje swoje błogosławieństwo.
Po trzech godzinach rozmowy o niczym istotnym Mirka zarządziła odwrót. Następnego dnia  jechała na 8,30 do pracy. A  Michał planował wypad do Krakowa  razem z ojcem ( a dokładnie to potrzebował ojcowskiego samochodu) by przywieźć do
Warszawy cały stos potrzebnych mu do pisania pracy notatek, książek jak i również
ubrań, bo "egipski zimowy zestaw" był jednak zbyt przewiewny na warszawskie warunki klimatyczne. 
Planował powrót w środę lub czwartek, więc Mirka dała mu drugą parę kluczy od mieszkania, by nie musiał celować z powrotem na ściśle określoną godzinę.
Mirka ze zdziwieniem odkryła, że gdy tylko wyszła z pracy zaczęło jej brakować Michała. I że samotna kolacja kiepsko smakuje. I łóżko było takie zimne i puste. Około
północy obudziła ją melodyjka komórki - nieco przytłumiony głos Michała tłumaczył, że on nie potrafi bez niej zasnąć, że następnego dnia też ma spotkanie z promotorem i że ich ślub powinien być nim obroni pracę dyplomową. 
Rano Mirka odkryła, że nadal trzyma w dłoni swój telefon.
Gdy w środę Mirka wróciła po pracy do domu, czekał na nią Michał i...obiad. 
Obiad był dziełem jego mamy, która kazała by wpierw przyjechali do niej po obiad. Mirka była szczerze wzruszona i zaraz po obiedzie  kazała by Michał połączył ją ze swą mamą i bardzo serdecznie jej podziękowała i wyznała, że to była dla  niej ogromna niespodzianka.
Przyjęła też zaproszenie na niedzielne spotkanie przy kawie.
Tego wieczoru Michał był cały czas niemal przyklejony do Mirki i bardzo wcześnie zakończyli dzień - i łóżko znów było właściwych wymiarów i całkiem ciepłe.
Jadąc w niedzielę do rodziców Michała Mirka kupiła gloksynię dla jego mamy. Michał
zrzędził, że u mamy i tak są pełne parapety kwiatów lecz Mirka stwierdziła- ale tego
u niej nie widziałam. 
Zresztą co się denerwujesz, przecież z nimi nie mieszkasz. I nie zapomnij zapytać się o tę szafę co kiedyś ci nie pasowała wymiarem w Krakowie. 
Kwiatek został przez oboje rodziców przyjęty entuzjastycznie -  byli miłośnikami
kwitnących kwiatów doniczkowych.  
Ojciec natychmiast wybrał się z Michałem do piwnicy, szafa  rzeczywiście była i nadal
starannie firmowo zapakowana. Umówili się, że następnego dnia ojciec ją przywiezie do domu Mirki i razem z Michałem ją złożą i będzie stała w przedpokoju, w którym wręcz było na nią miejsce.
Temat szafy pociągnął za sobą następny - gdzie będą mieszkać. No bo na razie to mieszkają  we własnościowym M-3 Mirki. Michał czeka na własnościowe M-5 na 
Ursynowie, zwanym przez złośliwych Pustynią Błędowską. Budynek nawet już nieco wychynął z ziemi, czyli są gotowe piwnice. Mirka z kolei wycofuje  najszybciej jak można pieniądze od developera, u którego już sporą sumę ulokowała, bo jeden ze znajomych prawników ją ostrzegł, że mogą być kłopoty, więc niech prędko wyciąga z powrotem pieniądze, czyli odzyska 25 tysięcy dolarów. 
Jak wycofa swoje, to powie o tym jeszcze dwóm znajomym osobom. Na razie tylko ona jedna się wycofała, więc jest szansa, że odzyska te pieniądze. Gdy je odzyska wpuści sprawę jeszcze koleżankom, które też  tam umoczyły trochę pieniędzy. 
Ważne jest by "wyciekać" pojedynczo, wtedy są większe szanse na odzyskanie pieniędzy.
Michał poruszył znów sprawę terminu ślubu - on naprawdę chce jak najszybciej. Mirka zrobiła poważną minę i powiedziała - rozumiem, zapewne jesteś w ciąży-  i zaraz parsknęła śmiechem. 
A potem powiedziała - cały luty mam sesję, ale jeśli się upierasz to możemy zaraz po sesji. Pasuje ci?  Tak i ma luz - odpowiedział.  Jak mi dasz swoją metrykę to mogę nawet jutro nasze dokumenty  złożyć. 
Powinnam mieć.
No dobrze- mama usiłowała uporządkować nieco dyskusję.
Weźmiecie ślub i co - może zrobimy jakieś przyjęcie ślubne, skoro nie chcecie wesela?
Możemy zamówić w którejś restauracji. 
Odpada - Mirki babcia na pewno nie  wysiedzi w restauracji a i na dłużej nie można jej
zostawić samej w domu - uświadomił rodziców Michał. Ale nie ma problemu byście się z rodzicami Mirki nie wybrali razem na obiad a my z Mirą posiedzimy razem z  babcią. Babcia powiedziała nam, że skoro się kochamy to powinniśmy się pobrać.
I że mamy jej błogosławieństwo.
Gdy  wracali do  domu Mirka stwierdziła, że jeszcze jest kilka spraw do załatwienia, których ona nie jest w stanie załatwić przed sesją, bo ma jeszcze mnóstwo nauki i tak naprawdę ten ślub powinien być pod koniec marca. Powinni poznać ze sobą swych rodziców. Ponieważ stanęli okoniem wobec pomysłu wesela to będą musieli zaprosić i jego i jej rodziców na ten ślub   cywilny. Muszą , gdy już będą znali termin ślubu a tym
samym jego miejsce, poprosić dwóch świadków - płeć obojętna, byle byli pełnoletni.
Ponieważ ślub cywilny to sprawa krótka babcię zostawią pod opieką sąsiadki, którą babcia zna i kojarzy.
To poznanie się rodzin to chyba zrobi się w domu rodziców Mirki, ona wszystko kupi, pomoże matce w gotowaniu, albo zamówi do domu catering. Porozmawia z koleżanką, bo ona zawsze tak robi, gdy musi przyjąć bardziej oficjalnych gości. Są dwie techniki - catering z obsługą lub bez obsługi . Ten  bez obsługi jest  tańszy. Ale zdaniem koleżanki to jest super  rozwiązanie i jak się dobrze policzy to wcale nie jest jakaś  wygórowana  cena. Jak bierzesz catering z obsługą  to cię nawet mycie  zastawy po jedzeniu  nie interesuje.
Michał, a dlaczego tak ci się  spieszy do tego ślubu? Na ogół to dziewczynom się spieszy, nie facetom. O co w tym wszystkim chodzi?
Chodzi o to, że od spotkania z promotorem wiem, że na pewno nie zdążę obronić pracy w czerwcu. Facet wyjeżdża na cały maj i kawałek czerwca i nawet nie będę miał z nim kontaktu. I to jest nie fair,  bo ja mam pracę jeszcze w toku. Dobrze, że chociaż zostawił mi kontakt do swego kolegi z WATu i mam z nim spotkanie w przyszłym tygodniu. Nie wykluczam, że on mnie przejmie. Ale to wszystko może mnie okropnie opóźnić. Powiedziałem o tym ojcu. Nie umiałem ukryć swego rozczarowania i wściekłości. Ma to przynajmniej jedną dobrą stronę- nie będę musiał jeździć do Krakowa. I jeśli się temu nowemu spodoba moja praca to może załapię się na etat w Warszawie u niego. I nie wykluczam, że  będę robił nieco inny temat, po prostu konstruował coś nowego, czyli cały wysiłek włożony w tą pracę diabli wezmą.
A skoro nie będę jeździł do Krakowa to zabiorę stamtąd moje rzeczy i mieszkanie wynajmę. Po rozmowie z tym profesorem z WAT dam ogłoszenie albo o sprzedaży tamtego  mieszkania albo o wynajmie. Na szczęście ojciec ma moje notarialne upoważnienie do wynajmu lub sprzedaży tego mieszkania, więc będzie mógł to za
mnie  załatwić.
Pomogę  ci z tą sesją, mogę cię nawet przepytywać i zajmę się domem - zakupy, sprzątanie, obiady.
No chyba, że nie chcesz takiego nieudacznika za męża. 
Takiego nieudacznika to chcę , ale nie chcę męża, który będzie cokolwiek przede mną ukrywał. Powinieneś mi to powiedzieć od razu, sam, a nie zmuszać mnie do tego bym
zachodziła w głowę co się dzieje. Już u rodziców zauważyłam, że coś się wydarzyło, zadałam ci nawet  pytanie  skąd ci tak pilno do ślubu, a ty słowem nie pisnąłeś nic na ten temat.
Kocham cię, ale jeśli stale będziesz coś przede mną ukrywał, może mi nie starczyć miłości.
Wiem, że to cię nie pocieszy, ale bardzo wielu studentów ma właśnie takie problemy, bo promotor też człowiek i mogą mu się zdarzyć różne zawirowania życiowe, które rykoszetem dotykają studentów.
Profesor, u którego moja koleżanka złożyła swoją pracę licencjacką tak mniej więcej po miesiącu  poinformował ją, że nie może nigdzie znaleźć jej pracy, ale będzie nadal szukał. W tydzień później jakoś ją odnalazł. Zawieruszyła mu się- jak to ślicznie określił.
Michał przepraszał Mirkę, kajał się i solennie przyrzekł, że nigdy już niczego nie  będzie ukrywał, bo Mirka ma wyraźnie argusowe oko.
Następnego dnia miał same dobre  wiadomości - po pierwsze będzie  pracował, po drugie temat który będzie  realizował  będzie również tematem pracy dyplomowej. A jego nowy szef będzie jego promotorem. Pracę zacznie od 1 marca.
Podobno góra z górą się nie zejdzie ale człowiek z  człowiekiem  jak najbardziej.
Mirka zarządziła, że spotkanie rodziców odbędzie  się w końcu stycznia, dała Michałowi namiary  na firmę cateringową, powiedziała by wybrał odpowiednie menu.
I w ostatnią sobotę stycznia  doszło do owego spotkania. Mirka była w mieszkaniu swoich rodziców, a Michał miał przyholować swoich rodziców. 
Przybyli punktualnie. Mirka otworzyła im drzwi mieszkania, z pokoju czym prędzej wyszli jej  rodzice by powitać  gości i......nagle obie matki stanęły jak wryte- Boże Święty wykrzyknęła matka Mirki- Marycha! O Jezu, nieco cieńszym głosem zapiała matka Michała- Kaśka! I obie matki rzuciły się sobie w ramiona. Obaj mężowie, oraz Mirka i Michał stali i wytrzeszczali oczy. 
Po chwili okazało się, że obie panie chodziły kiedyś razem do szkoły podstawowej. 
Ale numer - stwierdziła Mirka. Stała z Michałem w kuchni i nakładała jedzenie na talerze, Michał  zanosił do pokoju. Mężowie koleżanek z podstawówki , zagłuszeni
całkowicie przez swe "połówki" przeszli "na ty" by im było raźniej,  babcia nieco
zdezorientowana zajęła się w końcu konsumpcją, podobnie jak Michał i Mirka i zupełnie pominięci mężowie. Najczęściej używanym zwrotem było "a pamiętasz", a
Mirka stwierdziła, że warto posłuchać, bo obie  panie chyba nie były bardzo grzecznymi panienkami i często w szkole rozrabiały. Oprzytomniały nieco przy deserze i kawie. Głównie po to by się wspólnie dziwić, że spotkały się po latach i że ich dzieci się poznały a na dodatek niedługo wezmą ślub. I jakie dziwne te dzieci - nie chcą ani
ślubu kościelnego ani wesela. Bo każda z nich miała, jak należy, suknię z welonem i 
wesele do białego rana.
Mirka  zaprowadziła do pokoju babcię, która już nieco przysypiała, rozebrała, ubrała w nocną bieliznę, umyła, położyła do łóżka i zapaliła maleńką nocną lampkę.  Pod drzwiami pokoju czekał na nią Michał. Chodź, bo twoja mama snuje jakieś dziwaczne
plany, a moja słucha  jak zaczarowana. Trzeba obie sprowadzić na ziemię. Mirka weszła do pokoju, podeszła do matki i szepnęła - wyhamuj, bo wpadniesz w poślizg, 
już położyłam babcię  do łóżka. 
A potem ze słodkim uśmiechem powiedziała : kochane mamy- my już jesteśmy dorośli i choć doceniamy to co dla nas zrobiliście, to nie możecie nam życia układać. Już nie możecie nam narzucać swoich poglądów i upodobań. O tym jak będzie  wyglądał nasz
ślub, nasze wspólne życie będziemy decydować tylko my dwoje - Michał i ja.  I byłoby
 dobrze moja mamo, gdybyś do swej koleżanki nie mówiła per "Marycha" bo to dość niebezpieczne słowo w dzisiejszych czasach , oznacza zakazany miękki narkotyk. Mama Michała ma piękne imię Maria, a więc może być Marysią, Marysieńką,  nawet Marylą, ale nie "Marychą".  A tak w ogóle to co kto chce do picia- może być kawa, herbata  czarna lub owocowa, a może sok pomarańczowy? Michał, zbierz  zamówienia, ja idę wstawić wodę. Za chwilę do kuchni wszedł Michał, pokazał jej kartkę co sobie rodzice zażyczyli i tuląc Mirkę  w objęciach powiedział- kocham cię przeogromnie, a mój ojciec pogratulował twojemu ciebie! A moja matka to się niedługo da za ciebie
pokroić  bez znieczulenia!

                                                        c.d.n.
   
             








Zimowa Eskapada -V

 Słowa Mirki sprawiły, że Michał pacnął się w czoło i  powiedział - no debil ze mnie, ale to nic dziwnego, tak na mnie działasz, że kompletnie głupieję. Pomijam fakt,  że nie mam  absolutnie wprawy ani w wyznawaniu komuś miłości ani w oświadczaniu się.
Posłuchaj, zapewne wyglądam idiotycznie, gdy to mówię, ale mówię to z pełną świadomością - kocham cię i pragnę byś była ze mną do końca moich dni. Przysięgam, że zrobię wszystko byś była ze mną szczęśliwa i że nie jest to chwilowe zauroczenie lub efekt tylko i wyłącznie pożądania. Nie jesteś pierwszą kobietą w moim życiu, kilka się przewinęło i przemknęło w siną dal. Tym razem jest to coś zupełnie innego, nie zwykłe zaspokojenie pożądania. Obudziłem się tej nocy, wpatrywałem się w ciebie i poczułem, że dopadła mnie miłość, której dotąd nie  czułem do żadnej kobiety. Wiem, znamy się krótko,  ale czuję to każdym swoim nerwem, każdą myślą, że ty jesteś moim  przeznaczeniem. Proszę cię, pobierzmy się. 
Mirka objęła go i powiedziała- nie wyglądasz idiotycznie, tylko tak jakoś.....goło. 
Nie  słyszałam jeszcze by się jakiś facet oświadczał swej wybrance w łóżku, klęcząc na golasa. Może powinniśmy to opatentować? 
Ale tak poważnie - też przeraża mnie myśl, że nagle  nie będzie cię obok mnie, że nie będę mogła się do ciebie przytulić lub się ciebie o coś zapytać. I chcę być z tobą na zawsze. I też cię kocham. Ale musimy to wszystko spokojnie, na zimno omówić, teraz najważniejsze żebyś obronił spokojnie  dyplom. 
I musimy  usiąść, z kartką i ołówkiem w ręce i spisać to wszystko co musimy zrobić by być razem, byśmy się nie szamotali niepotrzebnie. Trzeba to wszystko nieco obejrzeć z różnych stron. Jeżeli będziesz mógł pisać pracę w Warszawie to możesz wtedy cały czas mieszkać u mnie. Mieszkanie jest przepisane na mnie. Oddam ci większy pokój, spać będziesz mógł ze mną, w moim. Ja pracuję i mam jeszcze trochę wykładów na uczelni. I sesję w lutym. Gotuję raz na cały tydzień i zamrażam, żeby nie sterczeć wciąż przy garach. I zrezygnuję z klubu tanecznego, żeby się nie rozdrabniać. I jeszcze coś - jeżeli naprawdę mnie  kochasz i nie będziesz zdradzał to zacznę  brać tabletki, będziemy  mieli większy komfort. Odpowiada ci to?
Odpowiada mi wszystko co tylko zaproponujesz w tej materii, byleby być z tobą!
Przeleżeli i przegadali czas aż do obiadu. Po obiedzie spakowali się i poszli jeszcze na spacer.Wspominali wszystkie  wycieczki i już planowali następny pobyt najlepiej w dwóch różnych miejscach - koniecznie tydzień w Kairze i być może drugi tydzień w Luksorze albo w Karnaku? I też w  zimie, bo to jednak lepsza pora na zwiedzanie. 
A w Karnaku będzie cieplej niż tu nad morzem. I ludzi mniej, bo jednak większość rodaków woli święta spędzać rodzinnie przy stole.
Znów wylatywali o dziwnej porze, zbiórka na lotnisku była o 23,30, wylot o 2,00 w nocy. Wylatywali w nocy i lądowali gdy jeszcze było ciemnawo. Nawet dość szybko odebrali bagaże, wzięli taksówkę i pojechali do mieszkania  Mirki.
W samolocie Mirka wpadła na genialny pomysł - żeby rodziców obojga nie wpędzić w podejrzenia, że  "młodym rozum odebrało" nie przyznają się do tego, że poznali się zaledwie 16 dni temu. A że nie mówili wcześniej ? bo to już nie te czasy, że mówili rodzicom o każdym nowym koledze czy koleżance. Michał uznał to za wielce genialny pomysł. W pobliskim sklepie kupili świeże pieczywo i śmietankę do kawy. Byli jednak bardzo zmęczeni, więc wpierw postanowili odespać zarwaną noc. 
Okazało się, że  w dalszym ciągu są sobą zachwyceni. W ciągu dnia Michał zatelefonował do swojej mamy, że już wrócił z Egiptu i jest w  Warszawie u swojej
dziewczyny, a tak dokładnie to właściwie już narzeczonej. Nadsłuchiwał uważnie czy mama  aby nie spadła z krzesła na podłogę, a Mirkę skręcało ze śmiechu gdy słuchała tej rozmowy. Bo Michał spokojnie tłumaczył, że przed wyjazdem to nie wiedział jeszcze, że będzie ona jego narzeczoną, to nic nie mówił. No a teraz wie, to mówi. 
Obiecał, że w niedzielę wpadnie do rodziców razem ze swą narzeczoną. Po obiedzie.
Potem musi jechać na dwa lub trzy dni do Krakowa, a potem będzie tu pisał część pracy i niekoniecznie u nich w domu, raczej u niej, bo tu będzie miał ciszę i spokój. Bo ona, biedulka pracuje i studiuje, calutki dzień jej w domu nie ma, to jej przynajmniej zakupy zrobi. Oczywiście w Krakowie też musi bywać, a tu też musi bywać na Wojskowej Akademii Technicznej. Poza tym ma nadzieję, że może  dostanie u nich pracę, bo jak nie to wyjedzie z Polski, bo  ta propozycja, która dostał jest bardzo ciekawa.
Gdy odłożył telefon powiedziała- przerażasz mnie- łżesz jak z nut. I jak ja mam ci wierzyć, może i mnie oszukujesz?
Ooo, przepraszam - ja tylko powiedziałem niemal prawdę - przed wyjazdem oraz  nawet w dniu wyjazdu nie wiedziałem, że będziesz moją narzeczoną. Przed wyjazdem powiedziałem też niemal prawdę, bo powiedziałem tylko, że jadę w czyjeś miejsce i nie znam osób, z którymi jadę. No przecież cię nie znałem, prawda? 
Nie podejrzewałem, że mój braciszek ma taką fajną partnerkę w klubie. Wiedziałem
tylko, że cały czas tańczy z jedną i tą samą dziewczyną, bo to jednak kwestia wielu
wspólnych treningów, jak twierdził.
No fakt, on chciał w ogóle zająć się tylko tańcem, ale żeby przejść na zawodowstwo to mu jeszcze dużo brakuje.Chciał wziąć trochę lekcji za  granicą, no ale nic nie ma darmo. Z kolei pracując w tym fachu budowlano-remontowym nie nabierał raczej gracji i gibkości, które są niezbędne w tańcu, tyle tylko, że nieźle zarabiał.
Mira, podaj mi swój numer konta, przeleję  ci pieniądze za te wycieczki. 
Po co, skoro mamy się  pobrać, a wtedy będą to przecież wspólne pieniądze. Podam ci
jeśli dojdziesz do wniosku, że jednak nie będziemy  razem. Obecnie  finansowo stoję całkiem dobrze. Awansowałam to raz, a dwa- na ten wyjazd dostałam pieniądze od babci, więc nie ruszyłam swoich  oszczędności. I żeby było śmieszniej, to je dostałam w tajemnicy przed moją mamą. Babcia po prostu podzieliła to co miała na książeczce na dwie części, mnie dała połowę i moim rodzicom połowę. W sumie dostałam  więcej, bo przepisała na mnie  mieszkanie jako darowiznę. W razie czego wytłumaczysz rodzicom, że nie bierzesz gołej i bosej za  żonę.
A co do moich rodziców- na razie nie muszę się ujawniać że już wróciłam bo powiedziałam, że nie wiem dokładnie kiedy wracam. Jakby powiedziała datę przylotu to już dziś musiałabym się im pokazać i wysłuchać jakie to były okropne święta itp. Za kilka dni "koszmar świąt" nieco przyblednie, mama się uspokoi i nie będę musiała wysłuchiwać wspominek wigilijnych. 
Michał, a gdzie ci tę pracę proponowano?
Daleko, w Izraelu, a dokładnie w Tel Awiwie.  Zadałem im kilka pytań, pisząc, że te dane są mi potrzebne do mojej pracy magisterskiej i się bardzo mną zainteresowali i poprosili bym się z nimi skontaktował już po dyplomie, bo widzą mnie u siebie. Pojechałabyś ze mną gdybym tam dostał pracę?
To chyba jasne, że tak, na ogól to żona wyjeżdża razem z mężem. A że Izrael? Żaden
problem, nie mam żadnych uprzedzeń do którejkolwiek nacji. I mielibyśmy blisko do Egiptu. To cywilizowany  kraj i z tego co wiem to mają spore osiągnięcia w medycynie.
Mirka przejrzała zawartość zamrażarki i stwierdziła, że musi niestety iść na zakupy. Michał był w minutę gotowy do wyjścia. W pobliskim sklepie zrobili naprawdę spore zakupy i Mirka stwierdziła, że dobrze jest mieć obok siebie silne męskie  ramię do noszenia wypchanych zakupami toreb.
W domu okazało się, że to męskie ramię jest nawet zdolne do całkiem wydatnej pomocy w gotowaniu. Razem ugotowali obiady na 3 dni dla dwojga. I Mirka musiała się tym faktem zachwycić- jej tata to tylko służył jako podkuchenny do obierania kartofli a Michał potrafił  całkiem fachowo podzielić  kurczaki, doprawić je  do smaku, ułożyć w brytfance i dopilnować gdy się piekły. Zrobienie surówki też nie przekraczało jego możliwości. Przyznał się, że w Krakowie często sam pichci, bo jedzenie na stołówce studenckiej zupełnie mu nie szło.A mama to mu przywozi wecki głównie z pasztetem lub jakimś  mięsem pieczonym, które wykorzystuje do kanapek.
W niedzielę po obiedzie pojechali do rodziców Michała.Przed wyjściem z domu Mirka starannie odprasowała "wdzianko arabskie" i arafatkę, znalazła ładne pudełeczko na wisiorek dla przyszłej teściowej, nawet wyłożyła je  ozdobną bibułką. 
Nie da się ukryć, że była  nieco stremowana. Czuła się niemal jak pies na wystawie
kynologicznej - załapie się na dobre miejsce czy nie? Jedyną pociechą był fakt, że za
dzień lub dwa tak samo poczuje się Michał.
Ale nie było wcale źle - powitano ją serdecznie, rodzice byli ciekawi jak jest zimą w Egipcie, Michał zaraz wyeksponował  jak wiele wiadomości ma  Mirka z zakresu
starożytnego Egiptu. Było trochę śmiechu gdy Michał ubrał tatę w  galabiję,  Mirka z kolei wytłumaczyła dlaczego arafatka jest  w biało- czerwoną pepitkę a nie biało-czarną. Przyszła teściowa rozczulała się nad Mirką, że i pracuje i studiuje. Usiłowała przekonać oboje, że w takim razie powinni się stołować w domu rodziców Michała, ale
Mirka grzecznie wytłumaczyła, że ona prosto z pracy idzie na uczelnię i do  domu dociera około ósmej wieczorem,  czasem później. A Michał stwierdził, że znacznie mniej czasu straci jedząc w domu Mirki niż pokonując dwa razy drogę między domem Mirki a rodziców.
A w ogóle to on chciałby jak najprędzej wziąć z Mirką ślub, ale ona chce by wpierw
obronił pracę, ale będzie nad nią pracował by zmieniła zdanie. W tym momencie  Mirka poczuła, jak jej akcje idą w górę. Nooo- pomyślała- nie głupi ten mój facet. Potem rodzice jeszcze wypytywali się o Egipt i stwierdzili, że w przyszłym roku to oni by się też wybrali do Egiptu zimą. Więc oboje  od razu powiedzieli,  że już wymyślili, że w przyszłym roku  pojadą na tydzień do Kairu i na drugi tydzień do Luksoru lub Karnaku, bo tam są o tej porze temperatury w sam raz do zwiedzania. Mieszkając tam będą mieli nie godzinę na zwiedzanie  ale całe dnie. Michał zastanawiał się głośno co zrobić z mieszkaniem w Krakowie, ale usłyszał, że czynsz ma opłacony do końca roku, a gdy stoi puste to media mało kosztują. A co potem to się postanowi  jak obroni pracę, co przecież nie wiadomo kiedy nastąpi, czy zdąży do czerwca. Spędzili w domu rodziców ze trzy godziny, a na dobranoc  Mirka  została przytulona przez oboje i zapewniona, że się  bardzo cieszą, że będzie ich synową.
Gdy wracali do  domu Michał powiedział- no to już wiem co dostaniemy w prezencie ślubnym - dwa tygodnie pobytu w Egipcie musowo w najlepszym  hotelu. Nas to będzie kosztować ich towarzystwo w Egipcie. Ale to nie wielki koszt, nie są męczącymi ludźmi. A ty awansowałaś na bohaterkę-  bo pracujesz i studiujesz.

                                                                  c.d.n.


poniedziałek, 28 grudnia 2020

Zimowa eskapada -IV

Do Luksoru wyruszyli po bardzo wczesnym śniadaniu, przed nimi było do przejechania   około 360 kilometrów. Zdaniem wielu turystów zespół świątyń w  Karnaku jest jakby wizytówką Egiptu - wystarczy zwiedzić Karnak . To starożytny Egipt w pigułce.
Nazwa Karnak oznacza "najbardziej dobrane z miejsc". 
A zdaniem Mirki i Michała było to najbardziej zadziwiające miejsce. Ogrom tutejszych świątyń wręcz porażał swą wielkością.
Gdy szli do Świątyni Amona Aleją  Sfinksów o baranich głowach a przed każdym sfinksem pomiędzy łapami stał posąg faraona, Mirka stwierdziła, że dziwnie się czuje- zupełnie jak na planie jakiegoś filmu science fiction albo tak jak Alicja w Krainie czarów.
Zadziwiająca  swym ogromem była również sala hypostylowa podparta 134 kolumnami.
Mirka nawet zaczęła je liczyć, ale w końcu się pomyliła i powiedziała do Michała- nigdy nie miałam głowy do matematyki.
Posąg Ramzesa II z różowego granitu był niewątpliwie piękny. Przed nim stał posąg jego żony Nefertari, który  sięgał posągowi Ramzesa zaledwie do kolan, co bardzo rozbawiło Mirkę- popatrz - i dziś niejeden by chciał tak wyglądać na fotografii ze swą żoną. Michał uśmiechnął się i powiedział - ale nie ja, dla mnie żona jest równa mężowi rangą. A często go nawet przewyższa.
Po zwiedzeniu Karnaku pojechali na lunch. W Karnaku było nawet bardzo przyjemnie - termometr wskazywał 22 stopnie C. Po lunchu podjechali do Doliny Królów. To tutaj odkopano grobowiec Tutanchamona , którego  mumię w sarkofagu oglądali w muzeum  w Kairze. Oprócz grobowca Tutanchamona odkryto tu grobowce: Setiego I, Amenhotepa II, Merenptaha, oraz Ramzesa I, Ramzesa IV, Ramzesa V i Ramzesa VI.
Pozostało im jeszcze   Deir el Bahari. To tutaj w  XV wieku przed naszą erą Senenmut, budowniczy królowej Hatszepsut,  która sięgnęła po tytuł faraona, wybudował dla niej świątynię grobową. Świątynia została wykuta w skale. Niestety do czasów współczesnych  dotrwały  smętne resztki a kiedyś były to 3 ułożone kaskadowo tarasy, łączone platformami.
W 1961 roku powstała Polsko-Egipska Misja Archeologiczno-Konserwatorska a na jej czele stanął profesor Kazimierz  Michałowski. I pod  jego kierunkiem zaczęto rekonstrukcję tejże świątyni grobowej.
W 2002 została udostępniona po raz pierwszy dla zwiedzających. Obecnie można  zwiedzić Kompleks Kultu Solarnego oraz Sanktuarium Amona-Re.
I chociaż to tylko rekonstrukcja , ale zrobiła na Mirce i Michale olbrzymie  wrażenie.
Cieszyli się  bardzo, że są tu zimą, bo latem temperatury są tu naprawdę wysokie i nie jest to miłe ciepełko jak w grudniu a powalający upał.
Z Deir Bahari wracali już do swojego hotelu. Byli nieco zmęczeni, ale pełni wrażeń i wciąż wracali myślami do Karnaku.
Idąc do swego pokoju wpadli jeszcze do baru na spóźnioną kolację.
Przed nimi była jeszcze jedna wycieczka - na Jeep Safari. Mieli pojechać do wioski  beduińskiej leżącej na pustyni pomiędzy Nilem a Morzem  Czerwonym. Tego wieczoru Michał zsunął razem ich  łóżka, a Mirka nie  zaprotestowała. Byli oboje  bardzo zmęczeni  a pomimo tego jeszcze  porządkowali swe wrażenia z wycieczki. W końcu zasnęli trzymając się za ręce.
Oboje odkryli, że miło jest zacząć dzień od  zapewnień o uczuciach, pocałunków i pieszczot. Dla obojga było  to coś zupełnie nowego. Ten dzień był dniem wolnym od wycieczek, postanowili więc wyjść po śniadaniu  nieco poza teren swego hotelu. 
I nie był dobry pomysł, bowiem tereny poza hotelowymi były "niczyje" i bardzo źle utrzymane. Szybciutko wrócili więc  na  teren hotelowy. Pograli kolejny raz w mini golfa, tym razem wygrała  Mirka. 
W hotelowym butiku Michał kupił dla swej mamy wisiorek- oczywiście oko Horusa. A co dla taty? -zapytała Mirka. Dla taty nic, bo nie lubi żadnych gadżetów , ale może na lotnisku coś zobaczę albo kupię mu arafatkę. A może  galabiję, jeśli  tylko ma poczucie humoru- powiedziała Mirka. No ale tu ich nie ma-zauważył  Michał. 
Nie szkodzi, ja kupiłam jedną na  bazarze, bo chciałam ci dać na pamiątkę, więc może być dla twego taty. Rozmiar wszak uniwersalny.
A co ty przywieziesz swoim rodzicom?- zapytał Michał. Nic, bo nakrzyczeli na mnie, że wydaję pieniądze na głupstwa i jadę do Egiptu zamiast np. w Beskidy lub na Mazury. No a tak naprawdę są jak co roku obrażeni, że wyjechałam w okresie świątecznym i włóczę się gdzieś po świecie zamiast, jak  Bóg przykazał, wcinać karpia w trzech postaciach i pożerać jakąś postną kapustę, której  już  sam zapach przyprawia mnie o mdłości. Co zabawniejsze  zawsze jest narzekanie na to, że tyle dań trzeba przygotować a potem tyle się garów namyć! Że już pominę milczeniem to zbiorowisko przy stole, bo raz do roku należy znienawidzone kuzynki i ciotki-idiotki zaprosić. Odkąd mieszkam sama to nawet jeśli nie wyjeżdżałam nigdzie zawsze mówiłam, że wyjeżdżam i albo wyjeżdżałam gdzieś ze znajomymi albo siedziałam sama w domu udając, że mnie nie ma w Warszawie.
Pomni wskazówek podanych w  trakcie omawiania z rezydentem owej wyprawy do beduińskiej wioski zakupili słodycze dla beduińskich dzieci i rozmienili pieniądze by były na napiwki dla kierowcy i przewodnika. Bardzo im się podobało, że wystarczyło w butiku powiedzieć hasło "jeep safari" a na ladzie od razu znajdowały się potrzebne atrybuty. Michał wpadł na pomysł zakupienia jeszcze jednej arafatki , by była uzupełnieniem galabiji. Śmiał się, że gdy ojciec stanie przed lustrem w galabiji i arafatce to zaraz zacznie  zapuszczać wąsy, by wyglądać bardziej po arabsku.
Następnego dnia o godz.13,00 wyruszyli w trzy jeepy w drogę. Do celu mieli mniej więcej 70 kilometrów. Szybko doszli do wniosku, że bardzo się cieszą, że nie mieszkają na pustyni. I chociaż ciekawie prezentowały się różne formacje kamienne to jednak  nie chcieli by tu mieszkać nawet tylko tydzień. Tutejsi Beduini byli, jak to określił Michał  "uturystycznieni"- niemal etatowi pracownicy skansenu, żyjący na pokaz. 
Program przewidywał na miejscu dwie atrakcje -  do wyboru - półgodzinną przejażdżkę wielbłądem lub quadem. Michał popatrzył na stojącego wielbłąda i...wybrał quad. Oczywiście Mirka też wybrała  quad. Domyślała się, że siedzenie wysoko na wielbłądzie mogło się Michałowi źle kojarzyć - wszak wielbłądowi "może odbić" i pogalopuje w dal a niewprawny turysta może z jego grzbietu spaść. Ale obojgu najbardziej podobały się opowieści o Beduinach.
Nazwa Beduin pochodzi od arabskiego określenia  pustyni i nazwą tą określano koczownicze lub półkoczownicze plemiona. Sami siebie Beduini nazywają Arabami. Do początku XX wieku ich głównym zajęciem była hodowla wielbłądów, owiec i kóz. W Egipcie  żyje ich około miliona a koczowniczy tryb życia prowadzi zaledwie 1 do 2% tej populacji,  prawdziwymi mieszkańcami pustyni jest około 100 tysięcy osób.
Na całym świecie żyje ich około 21 milionów,  w tym połowa w Sudanie. Plemię  beduińskie żyje w ustroju patriarchalnym , przywódcą grupy jest szejk. Nie mają dokumentów, nie ma ewidencji narodzin i zgonów, dzieci nie chodzą do szkół. Małżeństwa są zawierane w ramach własnego plemienia by zachować swą odrębność i czystość krwi. Wypracowali w sobie prawość, solidarność, gościnność. Dziś wielu Beduinów zajmuje się obsługą turystów-zwłaszcza w Egipcie. Pilotują wycieczki na pustyni, organizują przejażdżki na swych wielbłądach, pełnią role przewodników na trasach  dawnych karawan.
Męski strój to koszula (tawb) z paskiem, płaszcz (abaja) , na głowie jest rodzaj turbanu.
Beduinki noszą czarne  szaty (abaje) haftowane na piersiach i rękawach, na głowie chusty. Ale dzieci ubierane są bardzo kolorowo.
Mężczyźni malują oczy używając czarnego barwnika z  żywicy, nałożony grubo na górny brzeg powieki chroni oczy przed słońcem. Malują oczy bardzo mocno, nadając im  "koci" wyraz. Obie płcie słyną z tatuowania twarzy, z tym, że  teraz młodsze pokolenia odstępują od tego zwyczaju. W wielkiej cenie są....złote zęby i to dla wszystkich osób w rodzinie.  
W wiosce beduińskiej są dwie strefy- kobieca, czyli strefa "zakazana" dla  mężczyzn oraz strefa męska pełniąca funkcję współczesnego salonu - w tym miejscu pije się kawę i herbatę, spożywa posiłki, przyjmuje gości, prowadzi się  rozmowy.
Każdy gość dostaje trzy filiżanki kawy. W każdej z nich jest tak naprawdę łyk kawy. Kawę pije się spełniając trzy różne toasty - toast pierwszy wznoszony jest za gościa, toast drugi pity jest za szablę, wychwala on męstwo Beduinów, trzeci toast jest
wznoszony za....dobry nastrój.
Namioty, w których mieszkają już nieliczne plemiona koczownicze są przeważnie wykonane z gęsto tkanej przez kobiety wełny. Ale w nie turystycznych wioskach coraz częściej namioty są budowane z "byle czego" jak wszystkie slumsy.
Coraz więcej Beduinów porzuca  życie w namiotach i wędruje  do miast. Niestety z powodu  braku wykształcenia mają  problemy ze znalezieniem dobrze płatnej pracy i
zasilają szeregi biedoty.
Kolację jedli w wiosce beduińskiej- oczywiście siedząc "po turecku" na grubych kocach w strefie męskiej. Prawdę mówiąc ten zestaw obiadowo kolacyjny ani Mirce ani Michałowi nie smakował - ani pilaw z ziaren zbóż gotowanych w jogurcie ani 
smażone kulki baraniego mięsa ani cienkie placki z ciasta, maczane w tłuszczu  a potem w cukrze. Herbata była co prawda aromatyczna ale piekielnie  słodka. Jedyne co im jeszcze odpowiadało to...daktyle.
Wracając do hotelu stwierdzili, że muszą teraz iść coś zjeść bo to beduińskie menu zupełnie im nie pasowało.
Przed nimi był już ostatni dzień pobytu. Spędzili go głównie w pozycji  horyzontalnej zastanawiając się jak dalej ułożyć swe życie by być razem.  
Michał już pisał pracę magisterską i jak twierdził nie musiał być z tego powodu stale w Krakowie. Mirka miała w Warszawie pracę i półtora roku do absolutorium.  Michał miał dość ciekawą propozycję pracy po uzyskaniu tytułu magistra, ale poza granicami Polski i nie wyobrażał sobie sytuacji, że on wyjedzie, a tu zostanie Mirka. Postanowił, ze zaraz po przyjeździe do Warszawy rozejrzy się za pracą dla siebie oraz zacznie intensywniej zajmować się swoją pracą magisterską. A pracę mógłby pisać w mieszkaniu Mirki, swoje w  Krakowie wynająłby. Wymyślił również, że powinni się jak najprędzej pobrać, bo wtedy będą siłą rzeczy więcej razem. Mirka nieco chłodziła jego zapał dowodząc, że chyba jednak zbyt krótko się  znają by podejmować taki krok. Że oczywiście, może Michał pisać u niej swą pracę, może często bywać i nocować, ale 
niech weźmie pod  uwagę, że jeszcze jakiś czas pomoc rodziców będzie mu niezbędna, bo najważniejsze by  napisał  i obronił pracę.
A ona osobiście dobrze wie jak  jego rodzice i jej zareagują na taki nagły ślub, bo co z tego, że są "dorośli", skoro nadal nie są w pełni samowystarczalni.
Poza tym ona sobie nie przypomina by Michał poprosił ją o to, żeby została jego żoną.

                                                                 c.d.n.


niedziela, 27 grudnia 2020

Zimowa eskapada -III

Następna wyprawa była do Abu Simbel. Wyjazd był o świcie, a tak dokładnie o 5 rano. Okazało się, że jadą w tym samym składzie co do Kairu, a więc małym busem. Pierwszy "popas" był w Assuanie, gdzie zjedli lunch. 
Po posiłku pojechali na wyspę Aglikia, gdzie znajdował się  zespół świątynny poświęcony Izydzie, który został w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku przeniesiony z wyspy File, która miała ulec zalaniu w związku z budową  Wielkiej Tamy na Nilu.
Z owej zapory mieli  piękny widok na Jezioro Nassera oraz na pierwszą kataraktę na Nilu. Wszyscy pstrykali jak  oszalali zdjęcia, ale nic  dziwnego - i zespół świątynny był piękny i wyspa na którą został przeniesiony. 
Tę noc spędzili w Assuanie w hotelu "tylko trzygwiazdkowym" jak się śmiała Mirka i znów ruszyli w drogę o świcie. 
Śniadanie jedli w busiku. Po trzech godzinach jazdy dotarli do Abu Simbel. Temu zespołowi świątynnemu poświęconemu Ramzesowi II i jego żonie Nefertari podobnie jak i świątyni Izydy groziło zalanie wodami Nilu w chwili uruchomienia zapory. 
A była to niewątpliwie unikalna budowla, cała wykuta w skale. By nie uległa zagładzie z pomocą finansową UNESCO pocięto całą budowlę na 1036 bloków i całość  złożono razem o 90 m wyżej. A pracami kierował nasz rodak- prof. Kazimierz Michałowski.
I Mirka i Michał czuli wielkie wzruszenie - podziwiali cztery olbrzymie posągi Ramzesa i wielką salę wykutą wewnątrz skały.  
Nawet przy obecnej technologii byłoby to gigantyczne przedsięwzięcie a co dopiero w czasach Ramzesa II. Oboje, podobnie jak i współcześni kontrowersyjni badacze zastanawiali się jak to było możliwe przy pomocy prymitywnych miedzianych narzędzi i popierali teorię, że większość tych wspaniałych budowli powstała wcześniej, dzięki wysoko rozwiniętej cywilizacji, która uległa zagładzie. 
W Abu Simbel zjedli lunch i wyruszyli w drogę powrotną do Marsa el Alam. Calutką drogę powrotną dyskutowali o tym wszystkim co tego dnia zobaczyli i przy okazji odkryli, że na wiele  tematów mają takie samo zdanie i bardzo wiele wspólnych zainteresowań. 
Na miejscu byli  około godziny 23,00. Nieco zmęczeni, ale ogromnie zadowoleni.
W drodze do swego pokoju zgarnęli jeszcze kilka butelek picia i  jakieś straszliwie słodkie arabskie ciasteczka.
W pokoju jeszcze długo dzielili się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami. 
Michał stwierdził, że właściwie to dobrze, że jego brat zrezygnował z tego wyjazdu, bo dzięki temu on przede wszystkim poznał Mirkę a poza tym spełnił swoje marzenie w jej towarzystwie. 
A twoja  "była" nie interesowała się turystyką? - zapytała Mira. Ależ tak, interesowała się, ale głównie wyjazdem na Ibizę ewentualnie do Tajlandii. Wiesz- takie "modne kierunki" ją interesowały. Żartujesz chyba z tą Ibizą - powątpiewała Mirka.
Ależ nie, ona była z tych co jadą do Rzymu i tylko papieża w nim obejrzą i ani jednego zabytku, choćby przechodziły  obok pięć razy dziennie. 
Ale wiedziała gdzie są Schody Hiszpańskie, bo na nich bywały pokazy mody.
Następny dzień był dniem  stricte wypoczynkowym - chodzili po terenie, pograli w mini golfa i popływali motorówką i ku niezadowoleniu jej sternika życzyli sobie by pływać statecznie a nie gnać "ile fabryka dała". Po obiedzie wygrzewali się na loggii i nawet zsunęli  swe fotele razem, tak że się stykały. 
Tego wieczoru po raz pierwszy poszli potańczyć. Mirka założyła szpilki i dość obcisłą mini sukienkę z  dużym wycięciem z tyłu, a z przodu pozbawioną dekoltu. Na jej widok Michał cichutko gwizdnął i stwierdził, że będzie musiał pilnować, by się komuś ręka nie chciała zatrzymać na jej plecach. Mirka zaśmiała się - przecież tobie ręka będzie wypadała na tym dekolcie, to bez trudu obcą rękę odtrącisz. No ale jeśli ci się nie podobam w tej sukience to mogę założyć inną.
Dziewczyno, podobasz mi się we wszystkim, nawet w tej piżamce w te  żółte i niebieskie misie, nie mówiąc już o tym jak się super  prezentujesz w bikini. 
No to chodźmy potańczyć. A jeśli zagrają sambę też zatańczysz?- spytał wpatrując się w jej oczy.
Ależ oczywiście, ale nie będzie to taka jaką tańczyłam w klubie. I na popisowego rocka też nie licz- będę tańczyć tak jak się tańczy na każdym dancingu a nie w klubie tańca.
Chcę tańczyć z tobą tak jak mnie poprowadzisz a nie według z góry wyznaczonych i wyuczonych figur. To ma być nasz taniec, nasza wspólna zabawa. 
Poczekaj, jeszcze wezmę pasek z mini torebką, muszę mieć miejsce na chusteczkę, klucz od pokoju i pieniądze. W dość szerokim pasku od wewnętrznej strony miała ukryte dwie kieszonki, ale wcale nie były widoczne gdy miała zapięty pasek.
Z przyjemnością skonstatowała, że Michał rzeczywiście dobrze tańczy.I było jej bardzo
miło tańczyć w jego objęciach. Szczególnie dobrze tańczyło się  jej z nim tango.
Przyznasz  Michał, że zawracanie głowy nogami to duża frajda- powiedziała w pewnej chwili.  Nawet ogromna- zgodził się z nią i nieco mocniej ją objął. 
Nie broniła się, nie odsunęła. Było jej dobrze i bardzo cieszyła się, że jednak nie  zrezygnowała z tego wyjazdu.
Przed północą wrócili do swego pokoju. Następnego dnia mieli wycieczkę do El Quesir.
El Quesir to najstarsze prawdziwe egipskie miasto. Pojechali tam zaraz po śniadaniu.
Organizatorzy zadbali by poczuli się jak najbardziej "po arabsku". Panie dostały damskie galabije, panowie galabije męskie. Trzeba powiedzieć, że o ile panie w swych galabijach wyglądały całkiem nieźle, to panowie wyglądali nieco dziwacznie, co Michał określił jakby wszyscy nagle uciekli z jakiegoś szpitala. 
Galabija męska wygląda tak jak długa do ziemi męska koszula nocna, którą kiedyś nosili nasi pradziadkowie. Egipskie męskie  galabije są białe. 
Damskie są w różnych kolorach, często ozdobione haftem  lub naszytymi kolorowymi taśmami. Nie są jednak tak strojne i barwne jak galabije marokańskie.
Poprzebierani zwiedzili miejscowy meczet, kościół koptyjski,  w restauracji rybnej zjedli obiad. 
 Odwiedzili też bazar a na nim  perfumerię i coffe shop, w którym mogli wypić kawę z kardamonem lub herbatę z hibiskusa oraz zapalić fajkę wodną.
Mirka kupiła na bazarze dla siebie  galabiję w pięknym ciemnoróżowym kolorze, zdobioną pasującym do niej haftem. A że zakupy robiła w czasie gdy Michał usiłował zgłębić bez powodzenia  urok palenia fajki wodnej, kupiła dla niego galabiję, żeby miał na pamiątkę. Postanowiła dać mu ją gdy już dolecą z powrotem do Warszawy.
Na kolację powrócili do swojego hotelu. Ten wieczór spędzili spacerując po terenie. Niewiele osób spotkali, większość spędzała ten czas przy stole z winem i sądząc po zachowaniu niektórych osób, nie tylko wino było w roli głównej.
Podczas spaceru Michał delikatnie objął Mirkę  i wpółobjęci przemierzali teren czasem przystając i podziwiając odbicie księżyca w  lagunie. Wiatr nie  szalał tak jak w ciągu dnia, a zimowe kurtki dobrze chroniły od zimna.
Wędrując pod rozgwieżdżonym niebem  snuli plany swej przyszłej wyprawy do Egiptu- tym razem byli, jak to określił Michał, ledwie przygotowani na ten pobyt. Ale i tak lepiej niż 3/4 będących tu turystów.
Kolejna ich wycieczka miała być wyprawą na pustynię i w ostatniej chwili udało im się zmienić wycieczkę quadami na wycieczkę "Jeep Safari", bo Michał całkiem przytomnie zauważył, że jazda quadami w taki zimny czas może wcale a wcale nie być zabawna i skończyć się niezłym przeziębieniem.
Ten wieczór też spędzili tańcząc. Przebierając się "na tańce" Mirka przymierzyła przy okazji zakupioną przez siebie galabiję, w której zdaniem Michała wyglądała bosko - kolor wybitnie pasował do jej karnacji a długa (niestety za długa i wyraźnie wymagała skrócenia) galabija dodawała jej uroku. W pewnej chwili Michał okręcając ją dookoła przyciągnął ją  do siebie i przylgnął do jej ust. Gdy się od siebie oderwali po naprawdę bardzo długim pocałunku Michał wyszeptał- przepraszam, nie mogłem się opanować- a Mirka szybko powiedziała- nie przepraszaj za to, że pięknie całujesz i że ci się podobam. Ale licz się z tym, że będę chciała jeszcze, a może się nawet uzależnię od  twych ust i co wtedy? Chodź, pójdziemy trochę potańczyć, dobrze mi się tańczy w twoich ramionach.  Po drodze do kawiarni odwiedzili hotelowy butik, w którym mając w perspektywie pustynne safari zakupili dwie arafatki, by chronić się przed piaskiem miecionym przez wiatr. Mirka stwierdziła, że ona  zaniesie je do pokoju, bo chce jeszcze zmienić szpilki- jeden but wyraźnie ją ocierał, więc Michał miał zająć tymczasem jakiś stolik. Gdy wróciła i usiadła przy stoliku Michał  wziął jej rękę i bez pytania o zgodę założył jej na rękę bransoletkę dość lekką, ażurową, z motywem oka Horusa. Z kieszeni wyjął drugą, nieco masywniejszą, ale z tym samym motywem i założył ją na swój nadgarstek mówiąc, że w Warszawie odda do znajomego jubilera by ją przerobił na bransoletkę  do jego zegarka, a tu może ją tak ponosić, na drugiej ręce. I że to jest najprawdziwsze srebro, nawet ma próbę. Mirka tak trochę dla porządku go zrugała, że wydaje pieniądze, ale  bardzo dokładnie obejrzała swoją  bransoletkę, pochwaliła wybór, podziękowała pocałunkiem i stwierdziła, że z tym okiem Horusa to są różne tłumaczenia, bo wg niektórych egiptologów to był   znak oznaczający konkretną ilość czegoś w magazynie.  A według innych to tak zwane "oko udżat", czyli sokole oko boga nieba  Horusa, które  spoczywa na berle. Oko symbolizuje przewidywanie i wszechwiedzę, a berło -władzę. Zaś cały amulet miał użyczać nietykalności i wiecznej płodności i chronił ludzi tak jak i bogów przed niebezpieczeństwem. Więc niech nas oboje chroni przed niebezpieczeństwem- dodała. Przy okazji wymienili się wiedzą na temat "oka", które  w wielu religiach świata miało swą własną symbolikę. 
Michał był pod wrażeniem jej wiedzy i stwierdził, że chyba powinna była pójść na  etnografię a nie na prawo administracyjne. Bardzo Mirkę rozśmieszyło to stwierdzenie,
bo nie bardzo wiedziała gdzie by  potem znalazła pracę. To nie są czasy gdy można było robić studia dla własnej przyjemności. No a poza tym tereny,  na których być może znalazłoby się coś nowego, nieznanego, co można by badać to są raczej na przysłowiowym końcu świata. Bo raczej już nie ma terenów zamieszkanych a do tego nie odkrytych przez "białego człowieka". Poza tym ma raczej dość wybiórcze zainteresowania a o Egipcie już tyle  wiadomo, że głowa mała.
Gdy przed północą wracali do swego pokoju zobaczyli na tablicy ogłoszeń informację, że są dwa miejsca na rejs łodzią podwodną typu semi-submarine. 
Jedyny mankament- rejs zaczynał się i kończył w Hurgadzie, czyli  265 km od miejsca w którym aktualnie byli. Czyli nieco ponad 3 godziny samochodem lub 23 minuty samolotem tanich linii. 
Ten typ łodzi podwodnych ma dość płytkie  zanurzenie i posiada  duże, panoramiczne  okna, przez które można oglądać podwodny świat.
Gdy niezdrowo podnieceni perspektywą takiej podmorskiej wyprawy dotarli do swego pokoju przejrzeli harmonogram wycieczek, które już mieli wykupione i dostrzegli drugi mankament - termin tego pływania pokrywał się z terminem wycieczki do Luksoru. Po "aż" trzyminutowym namyśle wybrali jednak Luksor. Doszli do wniosku, że skoro w przyszłym roku pojadą razem do Kairu to może wtedy też na tydzień do Hurgady i wtedy popływają. 
Michał, a skąd wiesz, że  będziemy za rok razem?-zapytała nieco przekornie. 
Michał spojrzał na nią  z ukosa - wiem, bo jesteśmy jednak dla siebie stworzeni, nie zauważyłaś tego?  
Ale skąd ty to wiesz- Mirka nie odpuszczała. 
Stąd, moja miła, że jesteś jedyną kobietą przy której mam problem z powstrzymaniem się by nie zacałować cię na śmierć, nie nosić kilometrami na rękach, nie trzymać cały czas w uścisku. Boję się tylko, że może nie jestem dla  ciebie dość dobry. To, że jestem "bezprzydziałowy" wynika z tego, że nie spotkałem dotąd takiej dziewczyny, przy której czułbym to, co czuję przy tobie. Przy mojej byłej też tego nie czułem. I wiem, że będę robił wszystko byśmy byli razem. No to może mnie pocałuj,bo już tęsknię za twoim całowaniem- cichutko powiedziała Mirka. Cudna moja, wywołujesz wilka z lasu, nie jestem z drewna, sporo ryzykujesz. Ty też ryzykujesz, możesz się rozczarować. Ale ręka Michała właśnie wyczuła suwak sukienki i pomalutku zaczęła go przesuwać w dół, wezwana na pomoc druga ręka wyzwoliła ciało Mirki z sukienki, zostały tylko  figi i staniczek. 
Wtedy Mirki ręce zabrały  się do aktu pozbywania Michała garderoby- niespiesznie odpinały guziki dżinsowej koszuli, wpierw wyzwoliły  prawą rękę z długiego rękawa a prawa dłoń Michała  powędrowała  do prawej kieszeni dżinsów i ulokowała jej zawartość na nocnym stoliku -to był kolejny zakup Michała w hotelowym butiku, w którym  niemal wszystko można było kupić. Potem ręce Mirki wyzwoliły z rękawa drugą rękę Michała z rękawa koszuli i gdy koszula cicho, bez słowa skargi wylądowała na podłodze zaczęły pracować nad wyzwoleniem go z dżinsów. A ręce Michała bardzo im w tym pomogły. 
Obydwa ciała w wielkim tempie  pozbyły się resztek przyodziewku i stęsknione siebie wzajemnie bardzo mocno do siebie przywarły. To była bardzo pracowita noc - trzeba było wzajemnie poznać preferencje, pozachwycać się sobą wzajemnie, całować, pieścić, przytulać. Było strasznie mało czasu na sen i po raz pierwszy ledwo rano zdążyli na śniadanie.
Po śniadaniu nieco pospali opatrując drzwi wywieszką "nie przeszkadzać" a potem oddali się z całym zapałem swemu nowemu hobby.
Następnego dnia pojechali do Luksoru.
 
                                                                  c.d.n.








Zimowa eskapada - II

 Po obiedzie  postanowili posiedzieć nieco na swej loggii- było tu znacznie zaciszniej niż koło basenu, poza tym chcieli się trochę lepiej poznać. Michał przyniósł z barku napoje bezalkoholowe, na fotelach rozłożyli koce i nawet można się było opalać.Umówili się, że postarają się odpowiadać na pytania zgodnie z prawdą, a jeśli jakiś temat będzie zbyt uciążliwy to po prostu powiedzą, że to  temat nie do rozpatrywania. 
Zapadło na pół godziny niemal grobowe milczenie, w końcu Mirka stwierdziła, że trudno, może podpadnie, ale zapytała czy Michał ma jakąś dziewczynę. Michał uśmiechnął się - pewnie nie uwierzysz, ale nie mam. Miałem, ale na razie jestem wciąż "bezprzydziałowy". Rozleciało się po moim wypadku, nie wierzyła wpierw , że wyżyję a potem, że będę pełnosprawny. Bo nie wyglądało to dobrze. 
A co sobie zrobiłeś?- możesz powiedzieć? 
Mogę- po prostu złamałem sobie nogę i miałem wstrząs mózgu - niby nic wielkiego, ale ta noga ni diabła nie chciała się zrosnąć. Normalnie takie złamanie to powinno się zrosnąć migiem bo teoretycznie w moim wieku kostnina tworzy się szybko a tu nic- ciągle się paprało i nie zrastało. Nawet była obawa, że mi nogę amputują, ale po dwóch operacjach i niemal rocznej rehabilitacji jak widzisz chodzę i to chyba nawet nieźle. Blizny też nie takie tragiczne, już prawie  niewidoczne. 
Profesor, u którego na oddziale leżałem był łaskaw w ramach eksperymentu zespolić mi te kości trwale i gdy po wielu miesiącach jednak się zrosły usunął mi dwie płytki ściągające kości razem. Byłem w pewnym sensie królikiem doświadczalnym. 
A teraz już jestem w pełnej formie, tylko uważam na to co robię i nie wchodzę na żadne wysokości bez ubezpieczenia. Wtedy zleciałem z dachu na działce u przyjaciół moich rodziców. Nie mam też  żalu do dziewczyny, że w czasie gdy leżałem połamany i załamany przestała mnie odwiedzać. Pewnie to nie była właśnie ta dziewczyna, która jest mi pisana. 
A skoro jesteśmy przy tematach drażliwych to powiedz mi skąd znasz mojego brata. Bo tak prawdę mówiąc to wcale on do ciebie nie pasuje. Powiedziałaś, że ostatnio strasznie schamiał, powiedziałbym raczej, że to u niego był od pewnego czasu standard. 
Ja rozumiem, że on pracuje fizycznie ale to chyba nie powód by w kółko przeklinać, nie rozumiem dlaczego chce zejść do poziomu swych kumpli od młotka i kielni. 
Pożarł się z rodzicami i się wyprowadził z domu bo biedaczka w domu gnębili- nie życzyli sobie by wracał codziennie po północy i palił w domu papierosy, bo dym szkodzi jego mamie. No to się uniósł honorem i poszedł do pracy i wyprowadził  domu. 
Dla niego jestem ciamajdą, bo tylko studiuję i nie pracuję. Nikt na moim kierunku nie pracuje oprócz studiowania, bo to trudny kierunek. Ja już teraz zacząłem pisać pracę dyplomową. Pracowałem zawsze w każde wakacje i to najczęściej poza Polską, więc jakieś własne pieniądze mam, a rodzice są zdania, że mają mnie jednego więc pomagają. 
Kupili mi nawet malutkie mieszkanie w Krakowie, żebym się nie gnieździł w akademiku. Raz w miesiącu do mnie przyjeżdżają co można uznać jako inspekcję, ale nie mam o to pretensji, ja ich rozumiem. Mama zawsze mi nazwozi wecków, puste zabierze. Czasem coś nagada, że np. uzbierałem za  dużo prania i muszę się wtedy brać jeszcze w jej obecności za pranie. Albo się przyczepi, że guzik nie przyszyty i nie ma zmiłuj- muszę się brać do przyszycia. 
Przepraszam, zadałem ci pytanie a zagadałem cię na śmierć. 
Mirka roześmiała się. Nie zagadałeś na śmierć, jeszcze żyję. Twojego brata poznałam w klubie tańca rok temu. On jest apodyktyczny, każdemu by wszedł na głowę, ale na początku taki nie był. 
Ja musiałam zacząć pracę gdy się nie dostałam na wymarzone studia, czyli SGH, zabrakło mi punktów, ale tylko z jednego przedmiotu, z matematyki. A jak zaczęłam pracować to trafiłam do działu prawnego i oni mnie zaraz skierowali na prawo administracyjne i teraz mam jeszcze tylko rok do skończenia. Mieszkam w mieszkaniu mojej babci, którą rodzice zabrali do siebie, bo wymaga opieki. Prościej mieć babcię "pod rękę" niż stale, czasem dwa lub trzy razy dziennie do niej jeździć.
Zobacz, to słońce to nawet opala! Zaraz przyniosę krem i się nasmarujemy. I Mirka szybko pobiegła po krem. 
No to już wiem czego zapomniałem - właśnie kremu. Gdy zejdziemy na dół to może będzie gdzieś jakiś kiosk z kosmetykami to zakupię - Michał był wyraźnie zmartwiony swoim gapiostwem. Ale Mirka  wytłumaczyła mu, że ona zabrała 3 duże tubki kremu to im z pewnością na cały pobyt wystarczy, bo przecież codziennie nie będą się opalać  "w całości"- mają sporo wycieczek w planie a wtedy to tylko twarze będą smarować, więc kremu im wystarczy. 
Na loggii przesiedzieli aż do kolacji cały czas rozmawiając.Zupełnie im nie brakowało tematów do rozmów. Mirka tylko poprosiła by więcej nie rozmawiać o niej i Miśku, bo to temat już zamknięty bezpowrotnie i nie ma o czym rozmawiać.
Wieczorem Iza stwierdziła, że pierwsza skorzysta z łazienki. Wyszła z niej w piżamce szczelnie  ją okrywającej i szybko ułożyła się w wybranym przez siebie  łóżku. Zasnęła nim Michał skończył swe wieczorne  ablucje. Była jednak bardzo zmęczona. 
Rano obudziły ją słowa- "przepraszam, że cię budzę, ale Kair na nas czeka, trzeba iść na śniadanie". Otworzyła oczy i zobaczyła Michała siedzącego na podłodze obok  jej  łóżka i ładującego do swego plecaka butelki z piciem, przewodnik po Egipcie w jęz. angielskim, cienki sweter, czapeczkę, piżamę, dodatkową podkoszulkę. Nic dziwnego - przed nimi było do pokonania 750 km do Kairu. Poprosił by przygotowała to co chce zabrać i wszystko wrzucą do jego plecaka. Był to bardzo ciekawy plecak, który po złożeniu mógł z powodzeniem schować się w kieszeni męskiej kurtki. Przed nimi był jeden nocleg w innym hotelu. Mirka oczyma wyobraźni widziała się w olbrzymim  autokarze, ale  na tę wycieczkę było mało chętnych, tylko ci, którzy wykupili ją jeszcze w Warszawie. Jechali  w 10 osób całkiem wygodnym busikiem i zdaniem ich obojga stanowczo za szybko.
Kair poraził ich swą wielkością i kontrastami. Tłokiem i hałasem, kolorami. Jechali przez bogate dzielnice  mieszkaniowe, centrum z biurowcami , przejeżdżali przez zabytkowe  dzielnice islamskie i koptyjskie, dzielnice handlowe  oraz dzielnice biedoty. Kair zdawał się nie mieć końca. Ale przecież gdzieś te 18 milionów ludzi musi mieszkać. Przy nim stolica Polski to główka od szpilki w porównaniu z golfową piłką.
Dwie godziny spędzili w Muzeum Egipskim oglądając najsłynniejsze eksponaty a  gdyby chcieli je zwiedzić dokładnie musieliby na to poświęcić ciurkiem chyba ze dwa dni. 
Na terenie Cytadeli Kairskiej oglądali piękny Meczet Alabastrowy. Przymiotnik "alabastrowy" to informacja dotycząca materiału z którego został zbudowany w ciągu 27 lat. Jest chyba najpiękniejszym zabytkiem Kairu. Zmęczeni , pełni wrażeń a jednocześnie  niedosytu, bo to właściwie był widok Kairu "z lotu ptaka" trafili do hotelu, gdzie zjedli coś pośredniego między kolacją i obiadem. 
Pokręcili się jeszcze trochę po okolicy tegoż hotelu i o 22,00 grzecznie poszli spać. Raniutko, zaraz po śniadaniu wyruszali do Gizy.
Zwiedzanie piramid odbywa się zawsze tak samo. Wpierw wszyscy podjeżdżają pod piramidę Cheopsa - wycieczka wysiada, wycieczka pstryka zdjęcia, wycieczka zwiedza wnętrze piramidy, wycieczka  opuszcza piramidę, wszyscy sadowią się na powrót w swym pojeździe. 
Teraz podjeżdżają pod Piramidę Chefrena - wycieczka wysiada, terkoczą mechanizmy kamer, pstrykają migawki, uśmiech, znak V z palców, zdjęcia, wycieczka wsiada do swego pojazdu. 
Zajeżdżają na  punkt widokowy - nie ma końca zdjęciom z gatunku: trzymam rękę na czubku piramidy, wdrapuję się na piramidę, zobaczcie jakie one malutkie. Mirka stoi poważna, zero wygłupów, w końcu Michał mówi - uśmiechnij się choć troszeczkę. Po chwili wręcza swój aparat jednemu ze współuczestników i prosi by sfotografował ich razem na tle  piramid. Nie wie jeszcze , że to właśnie zdjęcie będzie przez najbliższy rok stało u niego na biurku i wisiało u Mirki nad biurkiem.
Teraz jazda pod Sfinksa - wycieczka wysiada, wycieczka fotografuje Sfinksa i siebie wzajemnie, wycieczka wydziwia jaki ten faraon był brzydki, inni twierdzą, że to uczłowieczona  głowa lwa. Wycieczka wsiada do autokaru i opuszcza płaskowyż .
Część wycieczki zastanawia się  "czy warto było", część jest pewna, że warto było bo będzie się można pochwalić zdjęciami wśród znajomych. A nieliczni, wśród nich Mirka i Michał są zdecydowani powrócić tu jeszcze raz . Wrócimy tu jeszcze, dobrze?
Ale przyjedziemy tylko do Kairu i sami sobie opracujemy trasę jeszcze w Polsce- proponuje Mirce Michał i delikatnie całuję ją w rękę dodając - to z radości, że jestem tu z tobą a nie sam. Mirka pozostawia swą rękę w jego i jakiś czas siedzą w busiku trzymając się za ręce.
Mirka zaczyna rozmyślać o tym, jak bardzo różni są ci stryjeczni bracia. Wspomnienie "byłego Michała" blednie, ma szansę rozpłynąć się w powietrzu. I może dobrze, że poznała wpierw ten mniej miły wariant  Michała, bo mniej zaborczy, bardziej delikatny i nieco chyba nieśmiały Michał nr 2  coraz bardziej zyskuje w oczach Mirki.
Do swego hotelu w Marsa el Alam docierają o trzeciej nad ranem. Piją gorącą herbatę, wzmacniają się  barowymi chipsami i idą do swego pokoju. Jeszcze tylko prysznic i każde  ląduje w swoim łóżku. Michał jeszcze raz dziękuje jej za tę wycieczkę.
Dobrze, że śniadanie można tu zjeść do godziny 10,30. Są jeszcze nieco zmęczeni więc po śniadaniu zalegają na loggii. Mirka pilnuje by się dobrze wysmarowali kremem. Zimowe słońce też wszak może  zaszkodzić skórze. 
Michał studiuje swój przewodnik po Egipcie i co jakiś czas przekazuje informacje Mirce. Mirka bardzo stara się nie usnąć, w końcu wstaje z fotela i mówi - nie wiem jak ty,  ale ja muszę się jeszcze przespać i wracam do pokoju. Nie  chcę spać na słońcu to co najmniej niezdrowe. Michał uśmiecha się i mówi - to ja chyba ci potowarzyszę w tym spaniu, ale jednak nastawię alarm w komórce, żebyśmy się załapali na obiad.

                                                           c.d.n.



sobota, 26 grudnia 2020

Zimowa eskapada

 Od trzech godzin Mira czekała na przyjście Michała. Przez pierwszą godzinę czekała spokojnie - Michał nie należał do osób punktualnych, notorycznie się spóźniał na niemal wszystkie  spotkania. Za 4 dni mieli lecieć razem do Egiptu i tam spędzić święta Bożego Narodzenia i Sylwester. Usiłowała dodzwonić się do niego na komórkę, ale wciąż był komunikat, że abonent jest poza zasięgiem.

Zdenerwowana postanowiła  zatelefonować do mieszkania, w którym z kolegą wynajmowali dwa pokoje. Po kilku sygnałach usłyszała wreszcie obcy głos - taaaak, słucham? Przedstawiła się i zapytała czy zastała Michała. Michała? - upewnił się obcy męski głos. Tak, Michała. A to może pani Mirka dzwoni? Tak, przecież powiedziałam na początku.  No to chwileczkę- bo ja mam coś pani przeczytać, zaraz odczytam: "Miruniu, między nami wszystko skończone, uparłaś się na ten Egipt, to sobie do niego leć, ja jadę w Bieszczady. A w samolocie i tam na miejscu będzie obok ciebie mój dla ciebie prezent  świąteczny- uosobienie punktualności i kultury,  z gatunku homo-nie wiadomo, więc krzywdy ci nie zrobi, bo grzeczny z niego facecik. I zawsze zadbany i nie jest łajzą, jak ja. Załatwiłem wszystko w biurze podróży, nic na tym nie stracisz finansowo, choć może się nie zabawisz tak szaleńczo jak my byśmy się bawili. Ale on całkiem dobrze tańczy i ma poczucie  humoru. Misiek."  Słyszała pani dobrze? - dopytywał się głos. Tak, dziękuję - odpowiedziała i odłożyła słuchawkę telefonu na  miejsce. Poczuła się tak, jakby przejechał po niej walec drogowy.

Spojrzała na  zegarek - biuro turystyczne już na pewno jest zamknięte, wpadnie tam jutro. Ale czy zwrócą jej pieniądze jeśli teraz zrezygnuje z tej wycieczki? Pewnie nie, ale choć wycieczka nie była bajońsko droga to jednak trochę kosztowała. Dobrze, że hotel nie był pięciogwiazdkowy, miał tylko cztery gwiazdki.

Następnego dnia pojechała do biura  w którym wykupili wycieczkę. Ku jej wielkiemu zdziwieniu na liście wczasowiczów  nadal figurował Michał. Dowcipniś, pomyślała. Może tylko chciał mnie zdenerwować. Ostatnio faktycznie niezbyt im się układało, o wszystko się kłócili.  Mira była bardzo słowna, punktualna, typowa odpowiedzialna osoba. Michał się z niej naśmiewał, nie mniej  były pewne aspekty życia, w których było im razem świetnie - regularnie bywali w klubie tańca i stale razem tańczyli. Chociaż ostatnio to i z powodu tańca były spory. I o to, że Mirka coraz mniej ma dla niego czasu, bo zaczęła studia wieczorowe. On też studiował wieczorowo, ale sporo wykładów  opuszczał.  Nie zależało mu na bardzo dobrych ocenach, a ten "papierek" ukończenia studiów był dla niego najważniejszy a nie ocena z jaką się dyplom uzyskało.

Mira postanowiła nie reagować na to co usłyszała przez telefon. I nie rezygnować z wyjazdu. O spędzeniu zimowego urlopu w Egipcie marzyła od lat i wykupiła wszystkie proponowane przez biuro wycieczki - do Luksoru, Kairu, Abu Simbel, El-Queseir i wyprawę na pustynię. A ponieważ  serce miała dobre to oczywiście wykupiła je też dla Michała, co doprowadziło do małej awantury, bo Michał nie życzył sobie by ktoś mu układał pobyt, a zabytki Egiptu mało go interesowały. Zgodził się na ten wyjazd, bo wolał poleżeć na plaży i potańczyć wieczorem  na dancingu niż siedzieć z rodziną za zastawionym stołem i nudzić się.

Wylot był o zupełnie  niechrześcijańskiej godzinie- zbiórka na lotnisku  o 23,00, na miejsce przylatywali bladym świtem. Na lotnisku bez  trudu odnalazła grupę pod plakatem Marsa el Alam, opiekun grupy "odptaszkował" ją na liście i przy okazji zobaczyła, że Michał też jest "odptaszkowany". Oddała swój bagaż i zaczęła się rozglądać za Michałem. W tym momencie usłyszała, że jest proszona do stanowiska informacji. 

Przy informacji stał młody człowiek w jakiś dość nieuchwytny sposób podobny do Michała. Podszedł do Miry i się przedstawił : Michał Sz. stryjeczny brat Michała Sz. Na dowód wyciągnął z kurtki swój paszport i podał Mirce - na zdjęciu był bardziej podobny do  Michała, którego znała a z danych osobowych wynikało , że jest  równo o rok i kilka dni od niego starszy. Chcę panią przeprosić ale Michał nie podał mi pani numeru telefonu ani adresu, pewnie dlatego, żeby pani nie zrezygnowała z tego wyjazdu gdy się pani zorientuje, że on nie jedzie. Nie chciał jechać do Egiptu i w swoje miejsce wstawił mnie, tym bardziej bez problemu, że wizę dostaniemy dopiero na lotnisku. A ja już dawno chciałem pojechać do Egiptu, a jeszcze gdy się dowiedziałem, że są wycieczki do miejsc, które bardzo chciałem zobaczyć to się zgodziłem. Choć wiem, że to raczej nie było wobec pani w porządku. I szczerze przepraszam, ale pokusa była ogromna. Na miejscu postaram się załatwić sobie za dopłatą "pojedynkę", o ile takowe będą. I oczywiście zwrócę pani wszystkie koszty, jakie pani poniosła. Poza tym wiem, że w tym czasie woda jest zimna, więc raczej pływania nie będzie, ale za to będzie dobrze szło zwiedzanie, bo nie będzie wściekłego upału. A z tego co wiem, to ten hotel ma nie jeden basen.

Mirka przez chwilę milczała , w końcu powiedziała - podobno tam są duże pokoje więc jakoś się pomieścimy, nie będziemy przez jednego kretyna robić przedstawienia. Nie będzie tam takich upałów byśmy musieli biegać po pokoju nago. I mówmy sobie po imieniu, będzie  prościej. Może gdybym  dla niego nie wykupiła tych wycieczek to by pojechał. 

"Dubler" stwierdził spokojnie - obawiam się, że nie, jego interesowało nurkowanie, a nie zwiedzanie. Gdy dowiedział się, że woda o tej porze zimna postanowił nie jechać- tak mi to tłumaczył. Był u mnie z jakąś dziewczyną i ich zachowanie wskazywało na wielką zażyłość. To z nią się wybiera w Bieszczady. Mirka wzruszyła ramionami - no cóż, krzyżyk na drogę. Chodź, już trzeba  iść na odprawę paszportową. Czy odpowiada ci, gdy mówię na ciebie Michał czy masz jakieś inne preferencje , jak twój brat stryjeczny? Nie, nie mam, jestem po prostu Michał, a jak do ciebie mówić? Zwyczajnie, Mira lub Mirka. Co wolisz. Nie wiem, obie wersje mi się podobają, a nie znam osobiście żadnej dziewczyny o tym imieniu. Mira roześmiała się- no to masz okazję poznać.  

Była zdenerwowana,  w środku rozedrgana - z jednej strony wściekła i rozżalona, z drugiej szczęśliwa, że jedzie wreszcie do Egiptu, z trzeciej strony ten inny Michał budził w niej zaciekawienie - był zupełnie inny niż jego stryjeczny imiennik. Przede wszystkim emanował spokojem - stał przy niej nieruchomo, wpatrywał się w jej oczy gdy coś do niego mówiła, widać było, że dba o swój wygląd, miał starannie wyczyszczone buty, zadbane dłonie, był starannie ogolony i dobrze ostrzyżony, miał czyste i nie postrzępione dżinsy, a kurtka była wyraźnie z "wyższej" półki. Nie kręcił się w miejscu, nie odchodził co chwilę - poza imieniem i nazwiskiem nie miał niczego wspólnego ze  swoim stryjecznym bratem.

Gdy na schodkach wsiadając do samolotu lekko się zachwiała natychmiast ją zaasekurował, w samolocie poprosił by wybrała miejsce które jej bardziej odpowiada, w czasie lotu interesował się czy aby nie za bardzo na nią wieje nawiew. W czasie tej ponad czterogodzinnej podróży starali się  coś niecoś  dowiedzieć o sobie wzajemnie. 

Mirka była zdziwiona, że "dubler" też mieszka w Warszawie i to bardzo niedaleko od jej znanego Michała, odległość wynosiła nieco mniej niż kilometr a nigdy o nim nie słyszała. Być może dlatego, że ja studiuję na AGH w Krakowie, przez okres studiów to widzieliśmy się zaledwie kilka razy, poza tym on uważa mnie za mięczaka i ciamajdę. Bo nie przerwałem studiów i nie poszedłem do pracy tak jak on. A poza tym kończę studia rok później, bo miałem wypadek i po nim długą przerwę. No i kierunek jest według niego dość "wydumany", bo to jest inżynieria biomedyczna. I to wcale nie  są lekkie studia, jest naprawdę sporo wiedzy do ogarnięcia.

Po ponad czterech godzinach lotu wylądowali na miejscu. I wcale a wcale nie było ciepło. I jakoś się w swych zimowych kurtkach nie zgrzali. Trochę czasu trwało wykupienie wiz na lotnisku i mniej więcej w dwie godziny później zameldowali się w hotelu usytuowanym w zatoczce nad niewielką laguną. 

Całe Marsa el Alam jest na  starej rafie koralowej Morza Czerwonego. Wiele hoteli ma dostęp do wody tylko z pomostów, które łączą ze sobą niektóre części rafy. To bardzo wietrzne miejsce i podobno latem też tu ciągle wieje. Za to świetne do wind surfingu.

Hotel był ładny, a pokoje naprawdę duże. Łóżka nie stały zestawione razem i nie były to  wąskie 90 cm a o szerokości 120 cm. Pokoje miały duże loggie z rozkładanymi fotelami i niedużym stolikiem i wszystkie wychodziły na hotelowe baseny. Trochę ich rozśmieszyły palmy rosnące  w ściśle określonych miejscach ,  "pod sznurek", każda miała posadzone jakieś rośliny u podstawy  a wszystko razem okolone ceglanym "krawężnikiem", co dawało złudzenie, że palmy rosną w doniczce wkopanej w podłoże. 

Na wyposażeniu pokoju był duży odbiornik TV, biurko, nieduży stolik, 2 krzesła, szafa w ścianie. Łazienka miała dużą kabinę  prysznicową wyposażoną w siedziszcze, oprócz niej była jeszcze spora umywalka i kilka półeczek z kosmetykami. 

Na poziomie zerowym długiego dwupiętrowego budynku odwzorowującego połówkę  basenu  był ogródek kawiarniany z widokiem na baseny.  Jedna z części dużego  basenu miała jakieś  nieduże górki piaskowe, zapewne dla dzieci. W sumie cały teren sprawiał miłe wrażenie, nawet te palmy rosnące "pod sznurek". Była duża  sala jadalna, ładnie urządzony był hol hotelowy. Poza basenami były tu również tereny sportowe. 

Oboje postanowili cieszyć się z tego pobytu i wynajdywać same dobre strony. Nie było co prawda upału i zapewne  zamiast obok basenu będą się opalać na loggii bo 19 stopni ciepła i wiatr raczej nie sprzyjają korzystaniu z basenu. Ale przyjechali z kraju, w którym teraz temperatura oscylowała około zera i padał deszcz ze śniegiem  a rano na chodnikach była warstewka lodu, więc jednak tu było przyjemniej.

Wiesz, właśnie doszłam do wniosku, że dobrze Misiek zrobił, że tu nie przyjechał - cały  czas  by się złościł i narzekał- powiedziała Mirka. I właściwie dobrze się stało, że ze mną zerwał. Jak na niego to w całkiem kulturalny sposób. Bo ostatnio wyraźnie schamiał. Będę tylko musiała zmienić klub, żebyśmy się nie spotykali. I znaleźć innego partnera do tańca. I jest spory plus tej sytuacji -koniec z sambą. Bo on tylko sambę uznawał. No niezły był, ale ja marzyłam by tańczyć nie tylko sambę. To też jeden z powodów naszych kłótni. Nie chciałam zamykać się w kręgu samby. A co lubisz tańczyć - zapytał. Właściwie wszystko, najbardziej tango argentino, walca angielskiego, rocka, bolero -właściwie to wszystko przy czym można się poruszać do rytmu. Uwielbiam muzykę, dużo jej słucham, nie tylko muzykę taneczną, klasykę też.

A więc wygląda na to, że dobrze  powinien nam się ułożyć ten pobyt - oboje jesteśmy zainteresowani starożytnym Egiptem, lubimy tę samą muzykę i lubimy  tańczyć - podsumował Michał. Wybierz zatem łóżko, na którym będziesz spała i półki w szafie.  I wiesz co, za chwilę będziemy musieli iść na śniadanie. Ja to już nawet zgłodniałem, a  ty? Mnie to się zwyczajnie chce pić, napiłabym się kawy. Jak nie dadzą do śniadania to pewnie padnę - nisko ciśnieniowa jestem. Ale mam nadzieję, że dadzą, to jednak 4 gwiazdki.

Z tymi gwiazdkami tu to zupełnie nie wiadomo- oglądałem prospekty i kilka hoteli trzygwiazdkowych było droższych od  czterogwiazdkowych i zastanawiam się dlaczego. I to w tym samym polskim  biurze podróży.  No bo gdyby w różnych to bym się nawet nad tym nie zastanawiał, ale w jednym?

Po śniadaniu (kawę zaserwowali) była krótka informacja,  na temat,  co gdzie się tu znajduje, podane terminy wycieczek , dodatkowe zapisy dla tych którzy są chętni i przy żywej gotówce, czyli posiadają dolary. Pierwsza wycieczka była do Kairu i to już następnego dnia. Oczywiście z przewodnikiem, wyjazd w godzinę po śniadaniu i "suchy prowiant" na drogę. Po powrocie obiado -kolacja. Ktoś zaczął się dopytywać a co będzie z wigilią, która wypadała za  dwa dni i większość ryknęła gromkim śmiechem, ale opiekun grupy spokojnie wytłumaczył że to nie są jakieś świąteczne wczasy i żadna wigilia nie była przecież   w programie pobytu przewidywana, więc brak owej wigilii nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem.

Mirka z Michałem poszli zwiedzać teren- słońce pięknie świeciło i wiał cały czas dość silny wiatr, więc oboje wrócili się po kurtki- w samym swetrze było jednak zbyt  chłodno. Swetry zostawili w  pokoju, wzięli kurtki.Teren był naprawdę spory i mógł pomieścić mnóstwo osób. Nad basenami były rozstawione łóżka do opalania, fotele, parasole. I wszędzie   palmy rosnące pod sznurek w tych pseudo doniczkach. Generalnie było ładnie ale w pewien sposób wielce sztucznie.  Woda w morzu była bardzo zimna, niczym nie różniła się temperaturą od wody w Bałtyku. Miała natomiast zupełnie inny kolor.

                                                       c.d.n.

P.S.

Jak zwykle  proszę albo o kilka słów a przynajmniej o znaczek graficzny :) lub :(