niedziela, 9 lutego 2014

Pechowiec cz.II

W chwili gdy droga życiowa Pechowca przecięła moją ścieżkę, dziecko miało już
z 5 lat, a Pechowiec nadal usiłował jakoś wybrnąć z tej kwadratury koła.
Pechowcowa już pracowała, ale b. często bywała na zwolnieniu lekarskim, przez co
często zmieniała miejsce pracy. Pechowiec porzucił pół etatu, by częściej bywać
w domu.
Nadal czekali  na spółdzielcze mieszkanie, dzieckiem zajmowała się kolejna niania, bo
wbrew rzewnym  wspomnieniom niektórych osób, miejsce w przedszkolu Pechowcom
nie przysługiwało. Nie dość, że Pechowcowa nie była samotną matką to razem mieli,
zdaniem władz, zbyt wysokie dochody. Przedszkola prywatne właściwie nie istniały, no
chyba że nielegalnie.
Najwięcej mnie złościło,że Pechowiec wciąż zadawał mi pytanie co on ma z tym fantem,
czyli ze swą sytuacją rodzinną zrobić. Odżegnywałam się od odpowiedzi, bo jako
dziecię z rozbitej rodziny byłam przeciwniczką rozwodów. Z drugiej strony widziałam,
że Pechowiec "stracił serce" do swej żony, trwał w tym związku z uwagi na dziecko.
Ale Pechowiec zatruwał mi tak skutecznie życie, że w końcu na zadane pytanie
odpowiedziałam pytaniem:  " a możesz mi wyjaśnić dlaczego się z nią ożeniłeś? bo wg
mnie, tak na zdrowy rozum to nie kamuflowała swych wad- od początku wiedziałeś, że to
wielce zabawowa dziewczyna. Wytłumacz mi, jak taki inteligentny  facet mógł się tak
wrobić?" Pechowiec z godzinę milczał, wreszcie wysapał - "masz rację, jestem kretynem.
Ale, jak każdy młody facet byłem zainteresowany głównie seksem, a tego to ona mi
nigdy nie odmawiała- nie  miała złych nastrojów, które by wykluczały seks, była chętna
o każdej porze dnia i nocy. Bo przeważająca większość młodych  facetów przynajmniej
raz na pół godziny myśli o seksie".
A teraz? - zapytałam niezbyt delikatnie. " Teraz to chyba będę musiał iść do seksuologa,
chyba grozi mi impotencja. Jakoś mi to nie w głowie".
Porozbierałam zagadnienie na części  pierwsze, tłumacząc, że to wszystko normalne ale
Pechowiec  jednak postanowił iść do specjalisty.
Za tydzień zatelefonował do mnie, mówiąc, że on naprawdę jest kretynem, a ja miałam
rację i że niepotrzebnie wydał 100zł na wizytę, bo lekarz powiedział mu to samo co ja.
W międzyczasie Pechowiec wychodził ze skóry, żeby przyspieszyć termin otrzymania
mieszkania. Zwróciłam mu  uwagę, że w chwili otrzymania mieszkania będzie musiał swą
żonę też tam zameldować i jeśli potem wniesie  sprawę o rozwód, trzeba będzie mieszkanie
dzielić.
Pechowiec trzy dni myślał, ja nic się nie wypowiadałam o rozwodzie, ale matka Pechowca
namówiła go, by jednak się rozwiódł i koniecznie walczył o przyznanie mu dziecka.
W końcu rozwodził się z alkoholiczką, więc dla normalnie  myślących ludzi sprawa była
wygrana.  Ale sądy rodzinne w Polsce zawsze działały w dość zastanawiający sposób -
pomimo zeznań wielu świadków, łącznie z opinią lekarza, dziecko przyznano matce.
Decyzję sąd uzasadnił płcią dziecka oraz  faktem , że matka pozwanej zobowiązała się do
sprawowania opieki nad  dzieckiem oraz do monitorowania poczynań swej córki.
Team Pechowca był zadziwiony wyrokiem niepomiernie, on sam początkowo załamany.

Nie wiem jak to jest, ale każdy "kawaler z odzysku" ma spore wzięcie u pań. Bardzo mnie to
dziwi, bo wg mnie zawsze wina leży po obu stronach i rozwód jest dowodem, że obie strony
mogą mieć potem kłopoty w kolejnym życiu we dwoje.
Pechowiec zaczął być podrywany przez niektóre panie. To było średnio zabawne, bo każdą
ze swych  "wielbicielek" przedstawiał memu mężowi i mnie.
U swej byłej żony bywał raz w tygodniu i zabierał dziecko na różne spacery. Była żona jakoś
wcale nie zmieniła swych upodobań do nadużywania procentów, choć nie siedziała  sama
w domu z dzieckiem.
Pechowiec, zapewne z wdzięczności, że ma obok siebie ludzi, którzy zawsze go wysłuchają,
bywał u nas niemal codziennie. Byłam w tym czasie w stanie odmiennym, a samochód
mieliśmy otrzymać dopiero za jakiś czas, więc Pechowiec robił za taksówkę. Dostąpił nawet
zaszczytu zawiezienia mnie do szpitala i  przyjechania po mnie. Przynajmniej wracałam
dzięki  temu w pozycji leżącej, co był niezłe, bo urodziłam w niedzielę a wracałam już
w czwartek, zaraz po zdjęciu szwów.
W dwa lata pózniej pechowiec poznał bardzo miłą i fajną dziewczynę. I......ożenił się.
Miałam nadzieję, że będzie to trwały związek, ale myliłam się. Pechowiec wymyślił sobie,
że w świetle przeróżnych dziwacznych przepisów PRL-u najlepiej będzie, gdy wezmą
rozwód. Nie wiem jakich użył argumentów, ale w chwili gdy Pechowcowa nr 2 była w zaawansowanej ciąży, wnieśli zgodnie sprawę o rozwód.
Mnie tłumaczył, że tym sposobem będą mogli utrzymać dwa mieszkania , ona bez trudu
dostanie wtedy miejsce w przedszkolu  dla dziecka i jeszcze jakieś ulgi.
Popukałam go w czółko (coraz wyższe), wzruszyłam ramionami i poprosiłam by swoje
sprawy omawiał raczej z  żoną niż ze mną.
Ale Pechowca trudno było się pozbyć. A może łączyło nas zbyt wiele spraw? Np. wakacje - Pechowiec brał dwójkę swych dzieci  i razem jezdzilismy na wakacje - wynajmowaliśmy
cały dom, na plaży ja się mogłam spokojnie wylegiwać, Pechowcowa nr 2 była w tym
czasie w sanatorium, a Pechowiec cudownie zabawiał trójkę  dzieciaków. Dzieciaki go
uwielbiały, moja mówiła do niego oczywiście wujku, jego dzieci  nam "wujkowały i
ciotkowały".
W drugim miesiącu wakacji jego miejsce zajmowała Pechowcowa nr 2.
Mój mąż uczestniczył  w tym wszystkim raptem 2 tygodnie, bo drugie dwa tygodnie
zostawiał sobie na zimowy wyjazd.
Ale dawałyśmy sobie radę , obie byłyśmy zmotoryzowane i samodzielne z natury.
Nie pytałam nigdy Pechowcowej nr2, dlaczego zgodziła się na taki niewydarzony układ.
A że nie był to najlepszy układ pod słońcem okazało się mniej więcej po trzech latach.
Pechowiec poznał kolejną panią- tym razem rozwódkę z dwójką dzieci.
I powstał baaardzo dziwny układ  - Pechowiec miał już dość luzne układy ze swą żoną nr 2,
która dość niespodziewanie podjęła decyzję wyjazdu do Anglii, ale bez dziecka.
Nie ma problemu, orzekł Pechowiec i wziął dziecko do siebie. Dość szybko ożenił się
z panią  rozwódką, tak więc była kolejna pani Pechowcowa, nr 3 i jej dwójka dzieci.
Teraz mieszkanie okazało się nieco za małe, więc je sprzedał i zakupił dom pod Warszawą.
Dom, w którym wiecznie było pełno ludzi, bo : pomieszkiwało tam dziecię Pechowca
z jego pierwszego małżeństwa, (bo jej matka zapiła się na śmierć w międzyczasie),
dziecko z drugiego związku, dwójka dzieci trzeciej pani Pechowcowej, a w drodze było
kolejne dziecko - wspólne Pechowca i Pechowcowej nr 3.
Na wszystkie święta przybywało jeszcze dodatkowo kilka osób: była żona nr 2, były mąż
żony nr 3, rodzice Pechowca i babcia najstarszego dziecka Pechowca.
Z czasem dołączyła jeszcze druga żona byłego męża pani Pechowcowej nr 3 oraz
przyjaciel  pani Pechowcowej nr 2.
Tylko raz dałam się nabrać na takie wspólne święta- po godzinie nie bardzo wiedziałam
jak mam na imię -  w sumie było siedmioro dzieci w wieku różnym, kupa dorosłych i
dwa psy.
Czterdziesto metrowy salon ledwo wszystkich mieścił i z ulgą stamtąd wyszliśmy po
kilku godzinach.
Rozluzniłam kontakty z Pechowcem. Dzwonił do mnie tylko w sprawach podbramkowych
- gdy zmarł jego ojciec, potem matka.
Po15 latach ciszy w eterze znów zadzwonił - "ratuj, Pechowcowa nr 3 się  znarowiła".
Wcale się jej nie dziwię, cały dom, wszystkie dzieci i ich kłopoty były  wciąż na
jej głowie.
A Pechowiec? Właśnie poznał 20 lat młodszą panią i...tokuje.
Baby są jednak głupie, ot co.