czwartek, 30 lipca 2020

Zastępstwo -XVI

Znacie takie powiedzenie "człowiek strzela a Pan Bóg kule  nosi"? Planowanie
wyjazdu tak, żeby spełniły się plany wujka wyglądało mniej więcej jak kwadratura koła.
Gdy się chce połączyć wygodę , dogodną cenę a  w czasie podróży do Włoch koniecznie jeszcze "zawadzić" o Szwajcarię- to nie ma lekko.
Orbis nie miał takiej wycieczki, a  Polska jeszcze nie była w UE. Poza tym z jakiegoś
nieznanego Izie powodu wpierw  należało dostać się do Zurichu i tam spędzić dobę.
Kolejnym etapem podróży była Wenecja, w której należało załatwić kilka spraw w Murano. W tej sytuacji podróż z Melą zaczynała być problemem, bo ona źle znosiła podróże lotnicze. A tu  musiałaby trzy razy lecieć  samolotem. Z kolei podróż samochodem zupełnie się nie uśmiechała wujkowi, co prawda w sumie na jeden samochód przypadałoby trzech  kierowców. 
W końcu Melania sama zrezygnowała z tej wyprawy - wizja  latania aż  trzy razy samolotem zupełnie jej nie odpowiadała.
Postanowiła na czas nieobecności swego męża zaprosić do siebie swą koleżankę -
ta opcja  bardzo z kolei odpowiadała wujkowi. Znaczyło to, że polecą w trójkę.
Całą sprawę zabukowania miejsc w samolotach oraz  noclegu w Zurichu załatwiała córka znajomego,  która pracowała w Orbisie. Iza co prawda nieco żałowała, że nie  będą jechali samochodem, ale wujek zapewnił,  ją  że  wiele nie straci bo większą
część drogi pokonywali by  autostradami, a jazda autostradą nudna jest.
We Włoszech mieli nocować  pod Treviso, w domu jednego ze znajomych wujka.
W domu Iza zastanawiała się, czy  jest w Europie ktoś, kto nie jest znajomym wujka.
Mama Jacka z kolei wpadła na pomysł, że może na czas tej "wyprawy po złote runo"
 ona zaprosi Melę na działkę, przyjedzie też mama Izy i będą miały we trzy czas dla
siebie. Oczywiście  transportem Meli  miał się zająć ojciec Izy.
Ten projekt zdecydowanie był najlepszy i "wygrał przetarg".
Na czas wyjazdu służbowy samochód Izy trafił do garażu blisko firmy. Iza bała się
zostawić go na ulicy - zbyt często taki dłużej parkujący samochód tracił koła lub
w ogóle znikał. Teoretycznie ten model citroena  nie miał wielkiego powodzenia
wśród złodziei, ale lepiej być przezornym niż okradzionym.
I wreszcie którejś niedzieli, przed południem odlecieli samolotem do Zurichu. Od
tego dnia Iza  "znielubiła" podróże samolotem. Nie dość, że musieli bardzo, bardzo
wcześnie wstać by być na lotnisku 2 godziny przed odlotem samolotu, to na lotnisku
nie można było  nawet wody się napić, bo o świcie to  była czynna tylko obsługa
naziemna lotniska ale nie kawiarenka. Po odprawie okazało się, że miejsc siedzących jest znacznie mniej niż pasażerów, więc krążyli niczym sepy, zastanawiając się po
jakie licho musieli być tak wcześnie  na lotnisku. Drugie dręczące pytanie brzmiało -
po co mamy dojeżdżać autobusem do samolotu,  skoro stoi on w odległości ok 200m
od budynku odpraw. Pytanie trzecie brzmiało- dlaczego musimy siedzieć w tym
samolocie  prawie 30 minut nim on wystartuje.
Podróż była krótka, lądowanie w Zurichu bezproblemowe, na lotnisku czekał na nich
-to chyba  oczywiste- znajomy wujka, który  zabrał ich do pobliskiego hotelu.
Była niedziela, a więc po zjedzonym w hotelu śniadaniu ruszyli na zwiedzanie miasta.
Wujek co prawda już tu bywał, ale dotrzymywał im towarzystwa.Zurich ogromnie się
Izie podobał. Piękne miasto z  przepięknymi  gmachami, piękne parki, jezioro o tej
samie  nazwie jak  miasto, prześliczne uliczki Starego Miasta. Oczywiście, jak niemal
wszyscy turyści, nie odmówili  sobie przyjemności sfotografowania się na tle jeziora,
pod posągiem Ganimedesa z orłem.
Jedyne co się Izie  nie podobało w Zurichu to niebotyczne  ceny. Ale,  jak tłumaczył wujek, ceny są jednak zawsze dość dostosowane do zarobków.
Wieczór spędzili na kolacji u pana, który odebrał  ich z lotniska.
Następnego dnia rano odwiedzili bank-czyli główny cel przyjazdu do Zurichu.
Iza przez kilka minut poczuła się dziwnie, gdy dowiedziała się, że właśnie za pól godziny będzie  miała założone konto bankowe.
No ale ja przecież nie mam żadnych pieniędzy takich, bym tu założyła konto - wyszeptała zdenerwowana. Nie szkodzi- uspokoił ją wujek- za 20 minut,  najdalej
za pół godziny będziesz miała i konto i pieniądze na nim i to, co mam dla  ciebie
w spadku. Spokojnie  dziecino, spokojnie. Tu się załatwi wszystko od ręki.
I rzeczywiście w pół godziny później miała założone konto a na nim równowartość sumy, którą wpłaciła jako swój udział w spółce. Oprócz tego została upoważniona
do dysponowania jednym z kont wujka- to był ten  spadek po nim dla niej. Suma zgromadzona  na tym koncie z lekka Izą wstrząsnęła i wywołała jej protest.
Wujek popatrzył na nią i powiedział - od chwili gdy się urodziłaś zawsze uważałem
cię za swoje dziecko, choć nim nie byłaś, bo twoja mama wybrała twego tatę, nie
mnie.
Będziesz  miała pieniądze na porządne  zagraniczne studia. Upoważnij swego męża
by mógł wziąć pieniądze z twego konta- myślę że na tyle mu ufasz.  Za kilka dni
dostaniesz przelew dolarowy na bank PKO S.A. i wezwą Cię byś sobie otworzyła
konto dolarowe. Będziesz dostawać dość regularnie nieduże sumy. A teraz  bądź tak miła i upoważnij Jacka do swego konta. Po trzech kwadransach opuścili bank.
No to teraz pójdziemy jeszcze na jakiś lunch, potem zabierzemy rzeczy z hotelu i
polecimy do Włoch.

                                                     c.d.n.

poniedziałek, 27 lipca 2020

Zastępstwo XV

Prawnicy wujka  wreszcie dopięli  cały plan i Iza  została współudziałowcem swego wujka.
Z tej okazji "wujeczek lekko zaszalał", jak to określiła Iza, bo po podpisaniu przez Izę
odpowiednich dokumentów poprosił do pokoju wszystkich pracowników i powiadomił ich,że teraz Iza jest współudziałowcem i z tej radosnej okazji w pokoju socjalnym odbędzie się spotkanie przy kawie i słodkościach. Ale jeżeli wolą, to mogą wszyscy razem pójść do kawiarni. Pracownicy patrzyli się na swego pracodawcę jak na wariata a jeden zapytał -"a co, chce  pan zrezygnować z dalszego prowadzenia firmy i zamknąć interes?"
Co się  wujek natłumaczył, że po prostu chciał jakoś uczcić fakt przystąpienia Izy do spółki, to już przy nim zostało.
W końcu stanęło, że wolą w firmie  wypić tę kawę bo nie chce im się przebierać, a przecież pani Iza się nie obrazi, gdy będą w strojach roboczych.
Iza zaparzyła  kawę , Mariuszek przyniósł blachę sernika i koszyk pełen ciastek. Z początku było trochę sztywno, ale  gdy wujek pokazał im rysunki i modele biżuterii, które zrobiła Iza, sytuacja bardzo się zmieniła, bo wujek zapytał się czy dali by radę wykonać taką biżuterię, którą zaprojektowała Iza. Bo on chce, a właściwie sytuacja go zmusza do  pewnych zmian w produkcji. Oczywiście zaimportuje odpowiednie szkło. Panowie przyglądali się uważnie, zwłaszcza  ci, co potrafili robić różne ciekawe drobiazgi ze szkła.
Oooo, to pani Iza  jest prawdziwą artystką, ale ja to bym wpierw te wszystkie drobiazgi
zrobił ze zwyklej masy szklanej nim się wezmę za szkło weneckie, powiedział łysy.
A czy pani Iza mogłaby zrobić jeszcze jakieś duperele ? dopytywał się  inny pracownik.
Kochani, oczywiście pani Iza zrobi. Ale teraz porozmawiamy o urlopach. Mnie urlop
jak zwykle interesuje na przełomie sierpnia i  września. To będzie pracowity urlop, bo
jedziemy z p. Izą do Włoch, do Murano.  Czy ktoś z was musi wziąć urlop w lipcu albo
w pierwszej połowie sierpnia?
Ja bym chciał wziąć tydzień w lipcu, jadę do syna na chrzciny, zgłosił się jeden.
Widząc jakieś uśmieszki wujek dodał - oprócz nas  jedzie z nami mąż pani Izy i moja Mela. Poza tym nie  zapominajcie, że pani Iza jest moją rodziną.
No zobacz Iza - raz człowiek wyrwał kobietę, z którą pracował i teraz  każdą kolejną
będą mi przypisywali. Panowie,  u mnie już nie to zdrowie, serducho coraz gorsze. Iza,
pokaż im  obrączkę. Widzicie? Inna niż moja.Moja kuzynka została przy swoim panieńskim nazwisku po prostu.A wy już tu pewnie głupoty wymyślacie, że to moja żona bo Mela  was nie odwiedza.
Nie odwiedza, bo się ostatnio kiepsko czuje i nie chce by ją ktoś widział gdy nie jest
w dobrej formie.. Przecież ją dobrze  znaliście, nawet złamany paznokieć był powodem do rozpaczy, że to psuje jej wygląd.
Gdy już się wszyscy rozeszli a Iza i jej wujek   zasiedli w swoim biurze Iza stwierdziła,
że czuje się zaskoczona tymi wszystkimi planami i wyraziła nadzieję, że teraz już jako
wspólniczka będzie wcześniej znała plany produkcyjne firmy. Bo ona nawet nie jest pewna, czy Jacek będzie mógł z nią jechać w tym terminie i w ogóle chciałaby o wielu sprawach dowiadywać się nieco wcześniej a nie na ostatni moment.
No tak tak, właściwie to masz rację, powinienem był ci to wszystko wcześniej powiedzieć. To wieloletnia praca z Melą u boku nauczyła mnie by nic nie mówić wcześniej, bo ona zawsze coś wypaplała nie w porę i potem  były kłopoty.Skorzystałem z okazji, że złamała nogę i miała 2 miesiące zwolnienia, a potem ta  noga ją wciąż bolała, więc  ją wysłałem na emeryturę. Poprawię  się, dziecino, poprawię. Sprawdź tylko czy macie ważne paszporty.
Teraz czekam na wiadomości z  Orbisu, bo nie mam zamiaru tłuc się do Włoch własnym samochodem. Wolałbym polecieć samolotem a na  miejscu pojeździć autokarem. Co prawda Melunia z całą pewnością wolałaby wycieczkę stacjonarną, np. Warszawa -Rzym, ale mnie jest potrzebna objazdowa tam na miejscu.  A co do planów produkcyjnych - zmniejszyły się zamówienia, bo  kilka hut nieco zmieniło profil produkcji i są dla mnie konkurencją. Stąd ten pomysł z tą biżuterią - będziemy po prostu produkować półprodukty, ktoś inny będzie to montować a jeszcze ktoś inny tym handlować. I każdy da ludziom zatrudnienie i każdy coś na tym zarobi.Sama widzisz, że wszędzie są powiązania -  kupujemy w pobliskiej kawiarni ich produkty, oni kupują nasze popielniczki i wazoniki, ktoś inny  sprzedaje im smaczne parówki a kupuje od nich ich wypieki, bo prowadzi bar a klienci  nie chcą się odżywiać samymi kanapkami czy sałatkami. Tak się tworzą powiązania biznesowe i kontakty między ludźmi, tak zwane "znajomości". A tak samo uczciwie i  ten co ma kawiarnię i ten co ma
bar i ja płacimy podatki. Potem okazuje się, że każdy z nas ma różnych znajomych- jeden w Orbisie, inny w jakiejś księgarni, kolejny  znajomą prowadzącą jakiś ośrodek wczasowy.
Sama  poznałaś jak to działa- dzwoniłaś  do rzemieślniczego ośrodka i nie podałaś na
"dzień dobry" swego nazwiska i dostałaś domek, bo były. Dopóki nie podałaś swego
nazwiska  przy rezerwacji i nie przyznałaś się do tego, że jesteś rodziną Meli, byłaś dla
kierowniczki osobą obcą, ale domek wynajęłaś. I jestem pewien, że gdy się dowiedziała o tym, że jesteś rodziną Meli to nie serwowali dla was większych porcji mięsa ani nie robili extra zup na zamówienie.I tak samo jest z innymi sprawami - ci co tylko czasami przychodzą do naszej znajomej kawiarni nie dostają gorszego ciasta bo nie są znajomymi, dostają takie samo jak my.  I mogą je również zamówić ma wynos.Tak samo nasze bibeloty znajdziesz w wielu miejscach, również u tych, którzy nie  wiedzą, że istnieje nasza  firma. Wiem, to z zewnątrz wygląda jak jedna, wielka sitwa, ale to pozory. Obiad rodzinny w Honoratce miał tę samą cenę, niezależnie od tego z czyjego portfela były wyjmowane pieniądze. Gdybyś to ty poszła rezerwować stół na ten weselny obiad też byś to załatwiła, bo na ten termin nie było innych  przyjęć. Gdybyś miała ten obiad w okresie świątecznym  to pewnie byłby problem - wtedy trzeba zamawiać stół z niemal dwumiesięcznym wyprzedzeniem- kto pierwszy ten lepszy.
A to, że się ktoś z kimś serdecznie wita bo się znają i lubią nie oznacza lewych
interesów.
          Drodzy czytelnicy- na razie kończę to pisanie  bo muszę ochłonąć ze
 wściekłości spowodowanej zmianą, którą nam zafundował Blogger. Nie podoba mi się
taka forma i nie wiem, czy  w tym układzie w ogóle będę  blogować.




niedziela, 26 lipca 2020

Zastępstwo XIV

Któregoś wieczoru zatelefonowała do Izy Alicja- nie da się ukryć, że bardzo dawno nie
tylko się nie widziały ale i nie rozmawiały ze sobą.  Obydwie  pracowały, na dodatek
Alicja  mieszkała pod Warszawą, więc  jak zawsze po pracy było  niewiele czasu na
spotkania. Iza  zaproponowała, by Alicja  przyjechała do nich w najbliższą sobotę i
przenocowała u nich. W dziennym pokoju była przecież sofa na której można było
całkiem wygodnie się przespać. Tym sposobem będą miały dużo czasu by się nagadać,
a w niedzielę Alicja wróci do domu wczesnym popołudniem, żeby nie wędrować
wieczorem przez las. Teoretycznie zawsze wychodził po nią jej pies, ale nie był to jakiś
duży pies obronny, tylko  średniej wielkości wielorasowiec.
 Zaraz  następnego dnia Iza zamówiła w kawiarni  na sobotnie  przedpołudnie sernik i
tortowy "wynalazek" Mariuszka- torcik orzechowy z kremem czekoladowo-kawowym.
Oczywiście  miał  to być tort "pełnowymiarowy" a nie mini.
Wizja sobotniej wizyty Alicji zdopingowała ją by dokończyć  projekty biżuterii ze szkła.
Zaprojektowała kolczyki ze szkła ze wzorem millefiori i  takąż bransoletkę. Oprócz tego
naszyjnik z różnego koloru niedużych serpentynek, broszkę z prostokątnych "beleczek",
wielce "przestrzenną". Postanowiła, że to wszystko wykona też z masy modelarskiej i
pomaluje. Jacek się trochę  naśmiewał z tego pomysłu przeniesienia  projektu  z papieru
na masę modelarską, ale gdy zobaczył efekt końcowy to mu mowę odjęło i stwierdził,
że Iza miała dobry pomysł. Zrobiła też kilka zawieszek  o różnych kształtach. Postanowiła,
że do pracy zaniesie wszystko dopiero po pokazaniu tego Alicji. Co dwie pary damskich
oczu to nie jedna.
W sobotę  rano pojechała  po sernik i torcik. Przy okazji  wypiła kawę w towarzystwie
Mariuszka i jego ojca i skonsumowała kolejne dzieło Mariuszka- małe ciasteczka w stylu
włoskim, jak to określił ich twórca.
Wracając do domu dokupiła owoców i lody. Około czternastej miała przyjechać Alicja,
więc Jacek dostał polecenie uporządkowania nieco pokoju dziennego, z czego wywiązał się
całkiem dobrze.
Kilkanaście  minut po czternastej zadzwonił domofon- to była Alicja, dopytała się tylko
na które piętro ma wjechać i za kilka minut była na miejscu. I tu  mała niespodzianka, bo
nie była sama - towarzyszył jej.....Aleks.
A to niespodzianka ! - powiedziała  Iza, spoglądając badawczo na Alicję.Gdy się  już
wyściskały i wycałowały Alicja pokazała Izie ręką z pierścionkiem zaręczynowym.
Oooo, a kto jest tym szczęściarzem?-  spytała. Alicja  wskazała  na  Aleksa. Teraz to wy
będziecie naszymi świadkami. W grudniu weźmiemy ślub kościelny a w październiku
cywilny. Iza zaciągnęła przyjaciółkę do kuchni - chodź, trochę mi pomożesz przy tym
nakładaniu i noszeniu i przy okazji  mi trochę opowiesz.
Od kiedy jesteście parą?- powiedz. Prawie od  waszego ślubu - odwiózł mnie wtedy do
domu taksówką, więc za karę musiał zjeść kolację i moja matka stwierdziła, że nie będzie
po nocy leciał przez las do kolejki i niech  śpi u nas w gościnnym pokoju. Ojciec mu zaraz
na wstępie oddał kasę za taxi, której Aleks nie chciał przyjąć, szamotali się  tak i szamotali
w końcu wziął tę forsę. I tak mniej więcej po miesiącu zatelefonował do mnie do pracy no
i tak jakoś się zeszliśmy.
Hm, to tak jakbyście się zbyt długo nie znali - podsumowała Iza. A co ci o sobie opowiedział?
No, że kochał się w jakiejś Niemce z RFN, że nawet był u niej  bo mu przysłała zaproszenie
ale po tym spotkaniu wszystko jakoś bezboleśnie się urwało, bo ona wyjechała do jakiejś
ciotki w Stanach. I uprzedzała, że nie wie czy wróci stamtąd.  Aleks pokazał mi nawet jej
zdjęcie- wiesz, taka rudawa blondynka, czyli blond z natury sądząc po niewielkim odroście
widocznym przy przedziałku i "średni kasztan" powyżej, duża, niewiele niższa od Aleksa,
a była  w jakichś tenisówkach. Gdyby założyła półszpilki to byłaby równa z nim wzrostem.
Na szczęście ja mogę nosić nawet  wysokie szpilki i nadal jestem od niego niższa.
A jaką będziesz  miała suknię? Na obstalunek czy coś z wypożyczalni? Na obstalunek. Taka
z podniesioną talią, rozkloszowana w dół i  cała spódnica oraz rękawy będą drobno plisowane.
A  rękawy  będą się  rozszerzać dopiero z nad łokcia. A że biust mam raczej mały to nie
będzie dużego  dekoltu, tylko tak zwana "poszerzona szyja".
Iza popatrzyła na Alicję i powiedziała-  wiesz co, powędruj  wpierw po wypożyczalniach
sukien ślubnych bo taka suknia na obstalunek to strasznie droga impreza i są to pieniądze
tzw. wyrzucone w błoto, kreacja na kilka godzin, potem nie ma co z nią zrobić. Teoretycznie
można potem sprzedać, a w praktyce potem wisi w szafie i miejsce zajmuje. Poza tym ja to
miałam zawsze złe doświadczenia z tym szyciem na  miarę- jakimś cudem zawsze efekt
końcowy  niewiele miał wspólnego z tym co zamawiałam. A tak to przymierzysz suknię
i to nie jedną, możesz wybierać w kilku fasonach i albo kupić albo wypożyczyć.
Alicja zamyśliła się - chyba masz rację, ale to oznacza, że będę musiała wybić tę suknię
mamie z głowy.
No to raczej wybij, zresztą to chyba twój ślub a nie twojej mamy. Mogę z Tobą pobiegać po
salonach  ślubnych sukien i coś ci doradzić, żebyś potem wyglądała pięknie  a nie  "jakoś".
I co się stało Aleksowi, że zgodził się na ten ślub kościelny? Na naszym to rozpływał się
w zachwycie, że ślub tylko cywilny, bo on nie lubi celebry.
No bo wg jego rodziców ważny jest tylko ślub kościelny, a jak na razie to oni go utrzymują.
A poznałaś jego rodziców? Jacy są - fajni?
Poznałam, prywatna inicjatywa.Nie wiem jak ja im się podobałam, ale najbardziej podobał
im  się nasz stary dom i ogród. I fakt, że kochany "Aluś" będzie  miał zapewnione owoce
prosto z krzaka. Mieszkać to na razie będziemy chyba w kawalerce Aleksa, choć to paskudne
miejsce, bo MDM. Gdy jest słońce to na podłodze w  pokoju można usmażyć jajko. Okna
to się raczej nie otwiera, bo straszny kurz i hałas. Jego rodzice mają na Pradze mały sklepik
z galanterią skórzaną. Teoretycznie moglibyśmy mieszkać u nich, ale nie chcemy - stary,
przedwojenny budynek ze  śladami wojny i koszmarną klatką schodową z drewnianymi
schodami. Samo mieszkanie duże, ładne, ale w koszmarnej  kamienicy.No i  dzielnica mi
mi nie odpowiada- miałabym daleko do pracy.A tak to będę miała wreszcie blisko, tylko
2 przystanki tramwajem.  Aleks mi mówił, że twój Jacek już obronił magisterkę. Aleks to
jeszcze w lesie z pracą, dobrze, że chociaż ma absolutorium. Zresztą zmienił mu się promotor,
bo ten jego to zachorował i chyba pójdzie na rentę inwalidzką. A zupełnie nie wiadomo, czy
ten drugi zgodzi się z tym co już Aleks napisał. Ale  nie napisał jeszcze zbyt wiele, więc może
się zmieni temat pracy.
A Jacek dostał "propozycję nie do odparcia"- pozostania na uczelni i robienia pracy doktorskiej.
Pod koniec najbliższego tygodnia ma dać odpowiedź w tej sprawie. Powiedziałam mu, że sam
musi podjąć decyzję, bo ja się  na tym nie znam. Ja na razie pracuję w firmie prywatnej, nie
mam nic wspólnego ani z biotechnologią ani z pracą naukową, natomiast będę wspólniczką
w firmie wujka- pamiętasz go chyba z "Honoratki"? I, być może, pójdę na studia za jakiś czas.
Jacek i Aleks stanęli zgodnie na progu kuchni- może trzeba  wam coś pomóc w tym krojeniu
ciasta i parzeniu kawy? Bo już godzinę je kroicie!
Dziewczyny zaczęły się śmiać- no pewnie- weźcie do pokoju  talerzyki,  sztućce,    sernik i tort.
A potem niech każdy sobie naleje kawy tu w kuchni- nie będziemy stawiać dzbanka na stole, bo zabiera dużo miejsca. Dzbanek to był dwulitrowy termos i rzeczywiście zajmował na stole zbyt
wiele miejsca. Miał też  jeszcze jeden feler- zawsze z jego "kraniku" kapała  kawa więc musiał
stać na tacy.
I sernik i tort wzbudziły zachwyt swym smakiem. Obaj panowie wchłonęli, niczym gąbki wodę,
pokaźne porcje słodyczy.
Aleks z ustami pełnymi ciasta  wymamrotał: Aluńka, weź od Izy przepis, to jest pyszne.
Nie mam przepisu, ale mogę podać adres kawiarni, w której kupiłam. Ale nie wiem czy on jest
zawsze, czy tylko w określone dni. A tort to był zrobiony przez mego znajomego na zamówienie,
wyjaśniła Iza. I opowiedziała o Mariuszku-chudzielcu i o tym torcie i o tym, że  Mariuszek
pojedzie do Paryża do jakiejś renomowanej szkoły gastronomicznej. Rozmowa zeszła na tematy kulinarne, każde z nich opowiadało co lubi jeść, dziewczyny wyliczały co już potrafią ugotować
i zgodnie doszli razem do wniosku, że przydałby się każdej z nich taki Mariuszek, bo ugotować
to jeszcze każda z nich coś potrafi, ale upiec  coś tak pysznego jak ten sernik lub tort- nie.
Pod wieczór Iza  zaserwowała kolację opartą na parówkach kupionych przez wujka w prywatnej
masarni, ale tym razem nie powiedziała skąd pochodzą, powiedziała tylko, że kupiła je gdzieś
na Saskiej Kępie  wracając  do domu.
Około północy Alicja i Aleks wyrazili chęć pójścia już do domu, do którego mieli około 2,5 km.
Akurat tyle, by wszystko w brzuchu się dobrze ułożyło przed snem.
Umówili się, że w którąś niedzielę wyskoczą razem gdzieś w plener samochodem  Jacka i Izy.
Gdy Jacek pomagał Izie  sprzątać po kolacji, ta go zapytała czy nadal zostawił by ją pod opieką
zakochanego w Niemce Aleksa.
Długo musiał Jacek tłumaczyć Izie, że nic nie wiedział o tym, że nie miał pojęcia  o tym, że ta
niemiecka miłość Aleksa to był w sumie  niewypał bo przecież  Aleks  mu się tym zerwaniem
nie pochwalił.
Na koniec Jacek został pouczony, że Iza jest już dużą dziewczynką i w razie jego nieobecności
zawsze sobie sama poradzi.

                                                                         c.d.n.








sobota, 25 lipca 2020

Zastępstwo XIII

Po dwóch miesiącach pracy Iza mogła śmiało powiedzieć, że już  całkiem nieźle się
orientuje w sprawach firmy,  w której pracuje.  Wujek był zachwycony, bo potrafiła
nieco zawstydzić pracujących tam panów i coraz rzadziej latały po pomieszczeniach
firmy nieparlamentarne okrzyki. Było też znacznie czyściej w pokoju socjalnym.
Wujek się nie mógł nadziwić tym zmianom i dopytywał się jak Iza to osiągnęła, bo
on wciąż im zwracał uwagę, ale to nie przynosiło efektów. Iza wzruszyła ramionami-
ty na nich wrzeszczałeś, a ja wpierw ich  grzecznie poprosiłam by jeśli już muszą
przeklinać, bo są zdenerwowani, to niech to robią po cichu, bo ja się wśród takich
przekleństw zaczynam  bać i  denerwować, bo mam wrażenie, że to ja im coś złego
zrobiłam. Potem kilka razy wychodziłam z pokoju zapytać się co się takiego złego
stało.
 A jak się pan Waldek skaleczył to mu powiedziałam, że znacznie praktyczniej jest
przyjść do mnie po pomoc niż rzucać mięsem. O właśnie, dziś podjadę do apteki
bo trzeba uzupełnić stan apteczki pierwszej pomocy. Zaraz sobie  spiszę co dokupić.
A mogłabyś przy okazji  zrealizować moją receptę? - zapytał nieśmiało wujek.
No pewnie- żaden problem, szefie.
Dni upływały szybko, Jacek zdał szczęśliwie ostatni egzamin, miał już absolutorium.
Teraz  z wielkim pośpiechem kończył pisanie pracy magisterskiej i co jakiś czas
prosił Izę by przeczytała kolejny  fragment i oceniła czy to co napisał jest logiczne.
Co kilka dni spotykał się w laboratorium ze swoim promotorem , który w końcu uznał,
że czas zakończyć pisanie, bo jeszcze trochę i wyjdzie z  tego doktorat. Zostało już
tylko przepisanie na maszynie, wydrukowanie, oprawienie oraz  złożenie jej. Obrona
była przewidziana na początek czerwca.
Wszystko ma swój kres, studia  też. Jacek obronił swą pracę dyplomową. Profesor,
który był jego promotorem  namawiał go by koniecznie został na uczelni i pracując
tu zrobiłby doktorat- zdaniem profesora Jacek idealnie nadawał się do podjęcia pracy
naukowej. Jacek poprosił o kilka dni do namysłu czyli do skonsultowania  tej decyzji
z Izą, rozejrzenia  się na rynku pracy i porozmawiania z kolegami. Iza postanowiła
 z tej okazji zamówić obiad rodzinny w pobliskiej restauracji i oczywiście  zaprosiła
też wujka i ciocię Melę.
Na dwa dni przed tym  obiadem Jacek wpadł na chwilę do swych rodziców i niechcący
podsłuchał rozmowę swej mamy z którąś z jej koleżanek. Gdy wrócił do  domu z wielką
niecierpliwością czekał na powrót Izy. Ugotował nawet  ryż, pokroił w paski warzywa,
które Iza przygotowała. Jak na złość Iza tego dnia przyjechała  niemal godzinę później,
a biedny Jacek już był gotów dzwonić na pogotowie, czy aby nie było jakiegoś wypadku
z jej udziałem. Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał zgrzyt klucza w zamku i poszedł do
kuchni wrzucić na patelnię ryż i warzywa. Gdy już jedli poinformował, że ich rodzice
to już zupełnie sfiksowali. Którzy?- zapytała Iza. Twoi czy moi?  Cała czwórka, równo.
Wiesz co jest w tej "stodole" na działce?  Wiem, warsztat naszych ojców. No to się
moja kochana żono mylisz - tam jest najzwyczajniej w świecie pokój z łazienką dla nas.
Żebyśmy nie wydawali pieniędzy na wakacje tylko je spędzali na działce. A kuchnię
to będziemy mieli w "głównym domu", bo zawsze któraś  z mam będzie robiła za
kucharkę. No i jak będzie dziecię na świecie to będzie jak znalazł.I co ty na to? Nieco się
krztusząc Iza wydukała- niedoczekanie! Ja protestuję! No a co ty na to? Ja - tak samo.
Mnie ta działka nosem wychodziła, gdybyś ty tam nie przyjeżdżała to bym jeździł
na obozy. Przecież myśmy stale "wyciekali z domu" i włóczyliśmy się po całym lesie.
Jacek, ale musimy to wszystko jakoś taktownie załatwić - oni nas kochają i chcieliby
nas mieć blisko siebie. Za często do jednych i drugich nie  wpadamy. Twoja mama ciągle
mi mówi, że jestem dla niej jak jej własne dziecko. a nie jak synowa. Moi są z natury
mniej serdeczni, ale i twoi i moi czują się rodziną. I wiem, że gdy zdecydujemy się na
dziecko to jedni i drudzy będą najtroskliwszymi pod słońcem dziadkami. I tak jestem
im wdzięczna, że ani słówkiem nie napomykają o produkcji potomstwa.
To my się  jednak zdecydujemy na jakieś dziecko? -śmiejąc się zapytał Jacek.
A co? spieszy ci się do wstawania w nocy? Czy tylko spieszy ci się do trenowania owej
czynności sprowadzającej czasem dzieci na świat?  O tak, tak wyraźnie  czuję, że  jestem
straszliwie niedotrenowany. Na razie  tylko będziemy trenować,  ale zrobimy tak jak
postanowiliśmy - wpierw własne mieszkanie, potem przychówek.
Gdy Iza przepracowała w firmie wujka  pół roku, on zdecydował się zostawić ją samą i
pojechał na 3 tygodnie do sanatorium. Trzeba przyznać pracownikom, że przez ten czas
"wychodzili ze skóry" by przypadkiem nie narobić Izie kłopotu. Lubili swego pracodawcę,
lubili też Izę. A Mariuszek dotrzymywał  jej towarzystwa podczas śniadania i opowiadał
o swoich kulinarnych wyczynach. Był jeszcze  bardzo młodym stworzeniem, naukę  miał
zacząć od stycznia, a przez ten czas intensywnie uczył się francuskiego i chemii.
Izie nawet przez myśl nie przemknęło, że  "w kuchni" ważna jest też chemia i opowieści
Mariuszka o  tym jak  to się zmienia struktura wewnętrzna kartofla w zależności od
 temperatury i czasu gotowania słuchała niczym bajki o żelaznym wilku. Pomyślała, że
o wiele ciekawsza byłaby chemia w szkole, gdyby podawali  właśnie takie  wiadomości.
A i gotować by się człowiek nauczył. Iza zastanawiała się tylko jak taka  chudzina wystoi
wiele godzin przy kuchni. A Mariuszek  codziennie  snuł jakieś kulinarne opowieści, np.
o tym, jak dodanie do zwykłej kartoflanki nieco gałki muszkatołowej zupełnie odmienia jej
smak i dodaje szlachetności. Chudzina codziennie opowiadał o jakimś innym daniu a
któregoś dnia oprócz tartinek  na nakrytym serwetką biurku wylądował talerzyk  z czymś,
co wyglądało jak miniaturowy tort. A co to?- zapytała Iza- wygląda jak torcik. Mariuszek
wyszczerzył się w uśmiechu - bo to jest taki mini torcik, orzechowy z masą czekoladowo
kawową -udał mi się,  sam go wymyśliłem. Tylko proszę mi powiedzieć, gdy go pani zje,
czy nie jest za mało słodki.
No to wspaniale, że jest mało słodki, bo ja nie lubię bardzo słodkich ciast i deserów.
Mariuszek promieniał. Muszę coś pani powiedzieć, tylko żeby się pani nie na mnie za to co
powiem nie pogniewała... bo szkoda, że pani  tak bardzo  rzadko  ubiera tę bluzkę w kolorze
królewskiego błękitu. Wygląda w niej pani super!
Iza zaśmiała się - to kolor który podoba się chyba każdemu facetowi. Zdradzę panu jedną
tajemnicę- ubieram ją tylko wtedy  gdy jadę załatwiać  z mężczyznami jakieś służbowe
zawiłe sprawy.
A gdy ma pani załatwiać jakieś sprawy z kobietami to jak wtedy? w jakim kolorze bluzka?
Szara lub granatowa z jakimś wyraźnym czerwonym akcentem - czerwień dodaje pewności
siebie. Może być jakaś czerwona apaszka albo czerwony naszyjnik i czerwona torebka.
Mariuszek westchnął - a ja niedługo będę wciąż w czarnych spodniach i białym krótkim
kitlu. Mam tylko nadzieję, że mi włosów nie każą ściąć skoro zawsze będą miał je związane
a nie wiszące.
Wujek wrócił z sanatorium nieco odchudzony i w dobrym nastroju.
Przepytał Izę o sprawy firmy, porozmawiał z pół godziny z pracownikami, wysłuchał
opowieści Izy o Mariuszku i nie mógł się nadziwić, że on taki rozmowny, bo dotychczas
był przekonany, że Mariuszek to nawet  pięciu zdań nie skleci.
Poinformował Izę, że zacznie załatwiać jej "wejście w rolę wspólnika", że wspólnik wnosi
do spółki często wkład   nie w postaci gotówki ale nawet samej pracy, a Iza wniesie do niej
swoją pracę oraz   nieduży wkład pieniężny. A jak to wszystko załatwią to zamkną na dwa
tygodnie zakład, wszyscy będą  mieli urlop w tym samym czasie a Iza z Jackiem  i on z Melą
pojadą na wakacje do Włoch. Może jakaś objazdowa wycieczka nam się trafi - popytam się,
w Orbisie, mam  tam dobrego znajomego- poinformował Izę.
Dziś wieczorem do niego zadzwonię to jutro będzie odpowiedź. Jeśli twój  Jacek nie będzie
mógł lub  chciał jechać to pojedziemy w trójkę. Powiedz mi czy masz książeczkę PKO?
A jeśli masz, to zdradź mi ile masz pieniędzy na koncie. Iza udzieliła wujkowi potrzebnych
informacji.  Usłyszawszy kwotę pokiwał z zadowoleniem głową i powiedział, że jest już
umówiony z prawnikami na  następny wieczór i za kilka dni Iza podpisze z nim umowę.
Gdy usiłowała dowiedzieć się coś więcej usłyszała- przecież, dziecinko, wszystko będzie
legalne, zapewniam cię.
Nie  miałabyś ochoty zaprojektować trochę biżuterii ze szkła weneckiego? No wiesz,
narysować, naszkicować od razu kredkami na  bloku? Dasz radę?
Postaram się wydusiła z siebie wielce zdziwiona  Iza. A na kiedy  mam to zrobić?
Jak najszybciej będziesz mogła. Przecież umiesz rysować, miałaś  nawet dodatkowe zajęcia
plastyczne w  szkole, co się  bardzo podobało  twojej mamie.

                                                     c.d.n.


czwartek, 23 lipca 2020

Zastępstwo XII

W dwa tygodnie po rozmowie z wujkiem Iza złożyła w pracy wymówienie, wywołując  tym
krokiem istną lawinę pytań i domysłów.  Szefowa była zmartwiona, bo wiecznie brakowało
rehabilitantek, obiecywała podwyżkę, ale gdy Iza powiedziała jej jaka pensja czeka na nią
w innym miejscu pracy, pokiwała tylko ze zrozumieniem głową.
Za namową Jacka wzięła kilkanaście  godzin jazd z instruktorem , by nieco odświeżyć swe
umiejętności prowadzenia samochodu, zwłaszcza, że teraz będzie musiała jeździć do pracy
do dość odległej od  domu dzielnicy a poza tym  bardzo często jeździć po mieście w różne
miejsca, a w Warszawie  ruch był duży. Jacek trochę się niepokoił czy  aby Iza da sobie radę
i gdy jechali w sobotę na działkę jego rodziców ustąpił jej miejsca za kierownicą.
Z wielkim zadowoleniem stwierdził, że Iza świetnie sobie daje radę, jeździ spokojnie, nie
szarżuje, nie narusza przepisów, nie traci głowy.
W przeddzień jej rozpoczęcia pracy zatelefonował wujek, wpierw rozmawiał  z Jackiem,
potem z Izą i zapowiedział, że przyjedzie po nią rano. I to było  naprawdę rano bo o 6,30.
O godz. 6,25 Iza już stała przed domem i czekała na wujka- pracodawcę. Wujek przyjechał punktualnie, wysiadł  samochodu, cmoknął Izę w policzek i poprosił by zajęła miejsce za
kierownicą, sam zajął miejsce obok. Dał jej kluczyki od samochodu i dowód rejestracyjny
mówiąc, że to jest samochód służbowy ale właściwie to będzie niemal jak jej, bo będzie
nim jeździła nie tylko w sprawach służbowych, ale  też do i z pracy. Kupił go tydzień
wcześniej u znajomego dealera, okazyjnie, bo to samochód tzw. "pokazowy", czyli taki
którym się wozi potencjalnych klientów, którzy chcą  nabyć taki właśnie  model.
Samochód taki po roku jest sprzedawany po sporo niższej cenie, bo ma już rok i ok.1000
km na liczniku, ale był cały czas serwisowany.
Oczywiście ma pełną gwarancję, no tylko kolor ma nieciekawy-zero fajerwerków, biały.
No a sprzedaje się taki samochód, bo przecież trzeba teraz zrobić miejsce na  nowszy
egzemplarz.
Izie bardzo się samochód podobał, był nieduży, zgrabny, zwrotny a  jej zdaniem dobrze, że
był biały bo był lepiej widoczny z daleka, a szare i beżowe są gorzej widoczne, z kolei
czarny  to  więcej się nagrzewa na słońcu.
Wujek poprosił też Izę, by w pracy nie mówiła do niego wujku, ale po imieniu- Iza  na to
powiedziała - dobrze szefie, będę do Ciebie  mówiła po prostu szefie -  pasuje?
Niech będzie - zgodził się.
Gdy dojechali na miejsce Iza spojrzała na zegarek- droga zajęła jej 20 minut- nie był to
jeszcze poranny szczyt w ruchu komunikacji w  mieście.
Wujek króciutko przedstawił  Izę pracownikom - "to jest moja kuzynka, pani Iza R.,
będzie mi pomagała w pracy. Mam nadzieję, że uszanujecie  jej uszy i nie będą latały
po zakładzie nieprzyzwoite wyrazy i bardziej zadbacie o czystość a w łazience nie będą
się poniewierały wasze brudne rzeczy- macie przecież swoje szafki.
Pracowników było sześciu, średnia wieku oscylowała pomiędzy 40 - 45 lat.
A pani Melania już nie będzie przychodziła do nas? zapytał masywny, łysy jak kolano
mężczyzna.
Będzie przychodziła , jeśli będzie miała na to ochotę by z wami pogadać, ale niedługo
to pani Iza będzie mnie zastępować, gdy będę musiał gdzieś wyjść.
A teraz idźcie do pracy, muszę panią Izę zapoznać z jej obowiązkami. Chodź Iza do mojej
kanciapy- wyciągnął z kieszeni klucze i otworzył drzwi niedużego pokoju. W pierwszej
kolejności wyłączył umieszczony  na  ścianie obok drzwi alarm.
Pokój był nieduży ale widny, jego ozdobą była oszklona gablota  prezentująca wyroby
tego niewielkiego zakładu. Uwagę Izy przyciągnęły różne ozdobne drobiazgi - róże,
słoniki, cygarniczki do papierosów, popielniczki w różnych kształtach i wielkościach,
różne  małe pojemniki szklane a nawet szklane pudełka. Na  ścianach wisiały duże zdjęcia
zrobione we włoskich warsztatach produkujących szkło ozdobne. Całości dopełniały dwie
szafy żaluzjowe i dwa nieduże biurka ze zgrabnymi fotelikami i 2 krzesła dla gości. Okno
było zakratowane a od strony wewnętrznej była dodatkowa metalowa żaluzja.
Wujek podszedł do jednego z biurek i otworzył szufladę- chodź Iza, wybierz sobie co ci
się podoba.  Iza  spojrzała do szuflady i na chwilę oniemiała - była pełna różnych szklanych
ozdób- broszek, korali, miniaturek masek karnawałowych a nawet różnobarwnych kulek.
Ojej, jakie to wszystko  śliczne!- Aż trudno wybrać, bo wszystko mi się podoba!
Iza wpatrywała się uważnie w zawartość szuflady.
No proszę, wybierz sobie kilka drobiazgów. Już  cię widzę jak będziesz sterczeć godzinę
w każdym włoskim zakładziku i podziwiać powstawanie tych  drobiazgów.
Iza wybrała niewielką broszkę, zrobioną z  maleńkich szklanych różnokolorowych igiełek,
które odpowiednio ułożone tworzyły  wzór dwóch małych różyczek z listkami.
To broszka z Murano- powiedział  wujek- poszukaj jeszcze do niej jakiegoś pierścionka
oraz  bransoletki i przejrzyj też naszyjniki.
Ale ja nie noszą żadnych bransoletek ani też pierścionków, mnie to nawet obrączka  choć
wąziutka przeszkadza, nie mogę się  przyzwyczaić  Zobacz szefie, wezmę  ten naszyjnik.
 No dobrze, to wszystko szkło weneckie, będą ci  znajome zazdrościć. A jak pojedziecie
z Jackiem kiedyś do Wenecji i do Murano to  przed wyjazdem dostaniesz adres do mojego
znajomego i on ci skompletuje wszystko co będziesz  chciała.
No a teraz siadaj i bierzemy się do pracy. Powiedz mi tylko co chcesz do picia bo około
południa trzeba zjeść drugie śniadanie, które tu przyniesie Mariuszek, syn przyjaciela,
który prowadzi kawiarnię. O tej porze i pracownicy i ja mamy  przerwę śniadaniową. Jest
kawa i herbata robiona tu na miejscu, a Mariuszek przyniesie coś do przegryzienia, np.
parówki i bułeczki, ale nie  hot dogi. Parówki od prywatnego masarza.Kawa i herbata  są
z ekspresu. Z jednego ?- zdziwiła się Iza. Nie dziecinko, nie z jednego z dwóch różnych-
śmiejąc się odpowiedział wujek. No a pewnie przed trzecią to wpadnie  tatuś Mariuszka,
bo już wie, że mam tu Ciebie. I pewnie  przyniesie ten pyszny sernik, który wszystkim tak
u nas  smakuje, a który piecze jego własna żona a nie  moja Mela.
Wszystkie ciasta  zawsze kupuję od niego, tylko, proszę, nie wypaplaj tego w rodzinie.
Dobrze szefie, nawet Jackowi słowa nie pisnę.
Przez  cztery godziny Iza  zapisywała sobie  to wszystko co miała robić, sprawdzać, różne
telefony kontaktowe, niektóre procedury, wiadomości  na temat odbiorców oraz to, czego
absolutnie nikomu ma nie mówić.
Rzeczywiście po godzinie dwunastej przyszedł Mariuszek  z termotorbą i zaopatrzeniem.
Iza miała nieodparte wrażenie, za lada moment  chłopak  przełamie się wpół- był bardzo
wysoki, przeraźliwie chudy, bledziutki, długie  włosy były spięte w "japoński koczek" na
czubku głowy a czarne spodnie i czarna koszulka podkreślały jego chudość. Miał bladą
twarz i jak zauważyła Iza ciemne oczy przysłonięte nieco przyciemnionymi okularami.
Cichutko powiedział "dzień dobry" i postawił na biurku torbę, jednocześnie obrzucając
Izę badawczym spojrzenie. Wujek przedstawił go Izie, potem wyciągnął z jednej  szafy
pustą już  termotorbę i podał Mariuszkowi. No to ja uciekam- poinformował Mariuszek
i szybko opuścił pokój. Wujek zniknął na moment w pokoju socjalnym, z którego
przyniósł herbatę dla Izy i kawę dla siebie.
Oooo- takich  parówek to ja jeszcze nie jadłam- oznajmiła Iza. Pyszne! Ale ten Mariuszek
to jakoś mało zdrowo wygląda - taki chudy i bledziutki, ale ma  bardzo ładne oczy.
No wiesz- Mariuszek na złość lekarzom żyje-kilka tygodni wisiał jako niemowlę między
życiem a śmiercią utrzymywany kroplówkami bo miał pęcherzycę. Lekarze nie dawali
mu już szans, nawet jego matka straciła nadzieję, ale jego ojciec wierzył, że dziecko
przeżyje i.....przeżyło. A taki chudy to po tatusiu - jego ojciec też taki chudy, skóra
i kości. A Mariuszek wybiera się do szkoły gastronomicznej do Paryża. Ma chłopak talent
do gotowania. Jeśli w pełni wykorzysta swe umiejętności to daleko zajdzie w tej branży.
No to ja mu zazdroszczę tego talentu - chociaż nie powiem, utalentowana kulinarnie
jestem- nawet wodę umiem przypalić - roześmiała się Iza. Jacek to je na uczelni, bo tak
mu pasuje, a ja  to głównie jem jakieś sałatki, kanapki itp. Ojej, tylko nie  powiedz tego
u  moich rodziców, bo mama zaraz zmusi nas do przychodzenia do niej na obiady. A my
oboje wolimy te  moje sałatki niż "prawdziwy" obiad.
To co - cały czas zieleninę wcinacie?- zainteresował się wujek. Nie- nie samą zieleninę,
ale ryż, drobno podziabane mięso i różną zieleninę do tego. Z mięsa to najchętniej albo
wędzonego kurczaka albo szynkę i do tego mnóstwo różnych ziół. A nazywa się to
"sałatka" bo to jest danie na zimno. A zimą to będę gotować dania jednogarnkowe.

                                                       c.d.n.

środa, 22 lipca 2020

Zastęptwo -XI

Czas jak zwykle mijał niepostrzeżenie.
Iza sama przed sobą przyznała, że  całkowita samodzielność ma jednak i swoje minusy, a
bycie "panią domu" wcale takie zabawne nie jest, bo trzeba sporo spraw ogarnąć na raz.
Po raz kolejny doceniła prezent od wujka - samochód był niezwykle przydatnym sprzętem. Teoretycznie komunikację do pracy  miała dobrą, ale by mieć pewność, że na czas dojedzie
musiała wychodzić z domu niemal godzinę  wcześniej, a samochodem docierała na miejsce
w 15 minut. Ponieważ Jacek nie miał dokładnie sprecyzowanych godzin, w których musiał
pracować w laboratorium, (niektórzy bywali tam nawet nocą), dostosował swe godziny pracy
do godzin pracy Izy.  U niej w pracy tylko szefowa wiedziała, że  Iza zmieniła stan cywilny.   Rehabilitantki nigdy nie nosiły żadnych pierścionków  lub obrączek, poza tym Iza  została
przy swoim panieńskim nazwisku, więc zewnętrznie  wszystko było jak przedtem.
Na wspólne pogaduchy dziewczyny  też nie miały nigdy czasu, z trudem ogarniały tę ilość
pacjentów którą miały pod opieką. Przestała natomiast  brać zlecenia prywatne- stwierdziła,
że w razie potrzeby skorzysta z pieniędzy, które dostała od rodziców.
Któregoś wieczoru Iza stwierdziła, że prowadzą z Jackiem życie niemal jak mnisi- praca dom,
praca dom, w weekend spotkanie z rodzicami na działce lub w warszawskim mieszkaniu.
Jacek zamyślił się przez moment - no tak, masz rację , ale muszę skończyć pisać tę pracę,
mam przed sobą jeszcze jeden trudny egzamin, mam jeszcze obronę pracy, więc osobiście
nie marzę o jakichś towarzyskich rozrywkach, a poza tym mnisi nie mają obok siebie takiej
cudownej kobiety jak ja mam, więc zapewne dlatego wcale mi ten tryb życia nie przeszkadza.
Wiesz, przejrzę repertuar teatralny i może się wybierzemy na jakiś spektakl. Albo do kina.
Wolę do teatru, a film to wolę obejrzeć  z kasety, z wypożyczalni, siedząc we własnym fotelu.
No tak- podsumował Jacek - bardzo domowymi zwierzakami jednak jesteśmy. To pewnie przez
to,  że od razu mamy swoje mieszkanie, nie tułamy się po wynajętych pokojach jak inni.
W tym tygodniu jestem umówiony z twoim wujkiem, więc nie wiem, czy odbiorę cię z pracy
w środę. Pracujesz w tym tygodniu  rano, to nie będziesz miała problemu z powrotem.
Jacek, ale ja naprawdę mogę zawsze jeździć sama. Nie możesz, bo ja chcę  cię wozić- wtedy
jestem z tobą dłużej, kapujesz? Staram się zakapować i zrozumieć - roześmiała się  Iza.
W środę po pracy Iza nie spieszyła się do domu- postanowiła   odwiedzić kilka sklepów,
rozejrzeć się, czy  nie ma czegoś nowego w ulubionym sklepie z konfekcją. Prawdę mówiąc
niczego nie potrzebowała, no ale popatrzeć przecież można. No a skoro ona niczego nie
potrzebowała to - kupiła nowy kostium bikini dla siebie a dla Jacka koszulę w dwukolorową
kratkę i szorty.
Ku wielkiej uciesze sprzedawczyni przymierzyła szorty wpierw na siebie, wyjaśniając, że jeżeli
one nie będą się na niej dopinały i będzie brakowało ok. 10 cm w talii do ich dopięcia, to będą
dobre dla jej męża. Mina sprzedawczyni była "bezcenna", jakby powiedziano w wiele lat później.
Gdy dotarła do  domu Jacka jeszcze nie było. Jak niemal każda kobieta  musiała się trochę
nacieszyć swymi zakupami, więc postanowiła dokładnie  przymierzyć swoje nowe bikini zanim pozbawi je wszystkich metek.
Bikini było w pomarańczowo- złocistym kolorze,  dżersej, z którego było uszyte był cieniutki
i figi miały w związku z tym  cienką podszewkę by nie prześwitywały. Stanik miał regulowany zapięciem obwód. Całość leżała na Izie  idealnie i Iza z przyjemnością patrzyła na swoje odbicie
w  lustrze. Gdy tak kontemplowała swój wygląd w dużym łazienkowym lustrze, w którym
widziała się od  czubka głowy aż po palce stóp, usłyszała że wrócił Jacek i wybiegła mu na
spotkanie - oczywiście w owym bikini.
A Jacek nie był sam, ale z wujkiem Izy. O cholera!- wykrzyknął wujek- że też nie  mogłaś
urodzić się ze 20 lat wcześniej! Natychmiast ożeniłbym się z tobą! Jacek- jesteś szczęściarzem!
Iza zaczęła się śmiać- przecież jesteśmy rodziną wujku, 20 lat wcześniej też bylibyśmy rodziną.
A ty wiesz jaką odległą rodziną jesteśmy? Bez trudu mielibyśmy dyspensę- kontynuował wujek.
No fajnie, to idę się ubrać, żebyś nie snuł głupotek- zaśmiała się Iza.  W kilka minut później , już
w dresie dopytywała się,czy nie chcą może czegoś zjeść.
Potem w rozmowie okazało się, że wujek od dość dawna kombinuje, jakby zrobić Izę swą
spadkobierczynią  po nim. Bo młody to już nie  jest, dzieci o których by wiedział to się  nie
dorobił, a nie chce by ukochana Melunia cały spadek po nim odziedziczyła i wpakowała go
w swoją córkę i wnuka-nieudacznika.  Bo temu nieudacznikowi i tak już nic nie pomoże,
żaden odwyk.
Bo może lobotomia by mu pomogła, ale tak naprawdę nie wiadomo i jest zarezerwowana dla
innych przypadków niż alkoholizm   i wrodzona głupota.   No a przepisy są jakie są   i gdyby
zrobić zapis na Izę ot tak, to płaciłaby olbrzymi podatek. I teraz 2 prawników szuka sposobu
w jaki można by było bez problemu obejść przepisy.
Wujku, przecież Mela jest od ciebie sporo starsza, więc to raczej ona pierwsza ma szansę zostawić
coś po sobie.
Oj tam, raptem 10 lat starsza a do tego ma końskie  zdrowie. Dba o siebie  niesamowicie, z całą
pewnością mnie przeżyje. Mnie ostatnio serducho wysiada, nawet dali mi nie proszeni skierowanie
do Nałęczowa, ale nie mam kiedy pojechać. Wyobrażasz sobie mnie dziecinko w sanatorium? I to
w sanatorium dla sercowców?   Bo ja tego nie widzę.
Wujku, ale powiedzmy sobie  szczerze - przecież  gdy ty umrzesz pierwszy, to chyba wtedy nie
jest tak bardzo istotne co z tymi pieniądzmi zrobi Mela.
Dla mnie istotne- ona już swoje pieniądze przeputała i na nic się one nie przydały. Jeszcze nie widziałem by alkoholika ktoś skutecznie wyleczył z nałogu. Alkoholik do śmierci pozostanie już
alkoholikiem, tylko albo będzie alkoholikiem niepijącym albo nadal pijącym. Maciek od samego
początku sprawiał problemy, mam wrażenie, że został spłodzony w pijanym widzie. Zięć Meli
też był alkoholikiem, dlatego jej córka się z nim rozeszła.
No i tak  - prawnicy kombinują, żeby zrobić Jacka moim wspólnikiem.
Ale wspólnik nic po tobie nie będzie przecież dziedziczył - zauważyła przytomnie Iza.
No nie będzie, więc wpierw nie będzie wspólnikiem, zacznie tylko b. dobrze zarabiać będąc
u mnie pracownikiem i za rok zostanie  moim wspólnikiem i nadal będzie bardzo dobrze prosperować, bo się zyskiem będziemy dzielić. Jeśli zostanie na uczelni, a wiem, że o tym myśli
to będzie u mnie na pół etatu zatrudniony.
Wtedy będę mógł pojechać do sanatorium bo jak na razie to nie mam  z kim zostawić tego nawet
na tydzień. Księgowego mam zaufanego, zresztą to nie będzie nic nielegalnego.
Rok w rok mam jakąś kontrolę, ale ja niczego niezgodnego z przepisami nie robię.Ty masz, Izuś, bardzo porządnego i mądrego męża. Prześpijcie się z  tym wszystkim. Oczywiście mógłbym Wam dać gotówkę do ręki, ale wtedy nie mielibyście możliwości wykazania skąd ją macie gdyby wam przyszło na myśl kupić coś drogiego.  Zarabiacie za mało i za młodzi jesteście by był to dorobek Waszego życia. A żyjemy w takim a nie innym kraju, stąd problemy.
Wujku, a ten twój wspólnik to musi być facet? Bo  myślę, że Jacek powinien  jednak spokojnie
zrobić magisterkę i kontynuować to dalej, bo wiem, że biotechnologia to kierunek z przyszłością,
on chce pracować naukowo, a nie da się tego robić  na pół etatu. Przyszło mi do głowy, że może
ja  mogłabym ci pomóc w tej pracy i wtedy miałabym lepsze samopoczucie, że w jakiś sposób
zasłużyłam na spadek po tobie. O ile się nie mylę, to Melunia była kiedyś twoją  pracownicą- to
akurat wiem z "domowego podsłuchu", bo jak sam wiesz twoje życie  wielu osobom się nie
podobało - zamiast ożenić się w wieku do tego stosownym miewałeś podobno liczne romanse.
Ja mogę w ciągu 2 miesięcy rozstać się z moją firmą, zacząć pracę u Ciebie, a gdy Jacek już
podejmie pracę ja pójdę na studia wieczorowe i będą pracowała u ciebie na pół etatu.
Na początek pracowałabym z rok na pełnym etacie, żeby się jak najprędzej wszystkiego nauczyć.
Jacek patrzył na Izę jakby ją zobaczył po raz pierwszy , wujek też się jej przyglądał z uwagą.
Nooo, jakby tu powiedzieć....jesteś dziewczyno... "babą z jajami" - zaskoczyłaś mnie tym. Ale
jeżeli to przemyślałaś i naprawdę byś chciała, to czemu nie?
A ty Jacku, co o tym myślisz?-spytał bardzo milczącego Jacka.
Jestem trochę zaskoczony, nie sądziłem, że Iza chciałaby zmienić pracę, to coś nowego dla mnie.
Ale ona  nie podejmuje z reguły decyzji ad hoc, to są zawsze przemyślane te jej decyzje.
I  nigdy niczego nie mówi na wiatr. No i teraz my obaj będziemy musieli sobie ten jej plan
przemyśleć. To nie jest zły pomysł.

                                                       c.d.n.


piątek, 10 lipca 2020

Zastępstwo - X

Rano Izę obudził zapach kawy  oraz  spalenizny i wesoły głos Jacka : wstawaj żono, czas
na śniadanie i wyjazd na działkę!!!
Mam na imię Iza a nie żona- obruszyła się Iza. Jacek wkroczył do pokoju z tacą, na której
stały dwa parujące kubki kawy i talerz nieco przypalonych  francuskich tostów. Od wczoraj
masz kobieto nowe  imię - jesteś żona, moja. Żona to ładniejsze imię  niż Iza, wiesz?
Jacek, spójrz, trzeba będzie  zwolnić z pracy kucharza, ten fujara nawet tostów nie umie
zrobić, wszystkie jakieś przypalone. Śmiejąc się i nieco sobie wzajemnie dokuczając zjedli
śniadanie. Jacek się skarżył, że robienie tostów francuskich jest  bardzo skomplikowanym
procesem o czym nie miał dotąd pojęcia, bo jego mamie wychodziły bezbłędnie.
Nie martw się Jacuniu,  gdy już zostaniesz mamą to opanujesz  tę sztukę! Wszystkie mamy
to potrafią, moja też.
A ty? - spytał Jacek. No przecież ja też nie jestem mamą, nie muszę tego umieć- odpowiedziała
ze śmiechem.
Jacek, zbierajmy się, pakuj do torby co chcesz ze sobą  na te 4 dni wziąć i jedziemy.
Już się spakowałem. Nie wiem tylko czy weźmiemy  coś do jedzenia.
Nie weźmiemy,  podobno lodówka jest pełna a to co zostanie raczej do weekendu przetrwa,
tylko będę  musiała spisać mamom co zostało i w jakiej ilości.
Godzinę później mocowali się z kłódką bramy wjazdowej by wprowadzić na posesję samochód.
Gdy weszli do domu Iza powiedziała - dziwne, czuję się  tak, jakbym tu była po raz pierwszy-
może dlatego, że pierwszy raz będziemy tu sami?
A co, boisz się? - spytał Jacek. No pewnie, boję się żebyś mnie nie uwiódł.
Jacek, czy mama mówiła w którym pokoju mamy spać? -Pościel jest tylko w moim pokoju przygotowana, reszty jeszcze nie zdjęli ze stryszku.
Iza weszła do pokoju i zawołała -  a gdzie są wszystkie samochodziki? czym się będziesz bawił?
Izuniu, razem się będziemy bawić - ty mną a ja tobą. Poczekaj, sprawdzę dwie rzeczy- czy
zamknąłem dobrze bramę i czy już hydrofor włączony.
Gdy wrócił zobaczył Izę wpatrzoną w tapczan, zasłany tak jak do spania. Leżały na nim dwie
kołdry, dwie poduszki, dwa małe  jaśki i coś pomiędzy poduszkami, obleczone w czerwoną
tkaninę,  drukowaną w złote serduszka. Wyglądało jak kwadratowa mała poduszeczka.
Jacuś, wiedziałam, że nam nasi zwariowani rodzice coś wymodzą, mam tylko nadzieję, że to
nie wybuchnie  furą confetti i nie  będę musiała tego sprzątać.
Iza z lekkim wahaniem wzięła do ręki czerwony pakunek- był leciutki, opakowanie było po
prostu woreczkiem z czerwonego jedwabiu drukowanego w maleńkie złote serduszka,
poluzowała czerwony sznurek i wyciągnęła tekturowe pudełko. Iza podała je Jackowi - ty
je otwórz, ja się boję. Jacek wzruszył  ramionami i zdjął z pudełka wieczko - w środku leżały
ich książeczki PKO i dwie koperty- czerwona i niebieska. Na czerwonej były wykaligrafowane
ich imiona, na niebieskiej tylko imię Jacka.
Jacek podał Izie czerwoną mówiąc - nie ma w niej confetti, ręki nie urwie, zobacz co tam jest.
Iza wyjęła z koperty list napisany ani chybi przez jej ojca, w którym stało napisane, że każde
z nich dostało pewną sumę na nową drogę życia.
Koperta  niebieska, adresowana do Jacka zawierała umowę kupna-sprzedaży samochodu marki
volkswagen combi pomiędzy wujkiem Izy a......Jackiem i nosiła datę sprzed ich  ślubu.
Oprócz tej umowy było wyjaśnienie, że jest to "drobiazg" dla Izy, ale ponieważ Iza nie jest córką
wujka i musiałaby płacić podatek od darowizny, to jest ta umowa kupna - sprzedaży pomiędzy Jackiem a Izy wujkiem. Jacek powinien podpisać ją i zaraz w poniedziałek pojechać do swego
dzielnicowego wydziału komunikacji i zarejestrować samochód na siebie, na podstawie tej
umowy. W dalszej części wujek pisał, że ma pomysł na prezent dla Jacka, ale to muszą wpierw
ze sobą omówić.
Ja wiem co wujek chce - zapewne zaproponuje  ci żebyś wymyślił jakąś odmładzającą miksturę
dla cioci Melanii. Pewnie cioteczka już nie  figluje w łóżku tak  jak dawniej. A on jest od niej co najmniej 10 lat młodszy, a może i 12, nie pamiętam. I te łóżkowe  cioci dokonania tak go do niej przyciągnęły. To był taki rodzinny skandal, starannie ukrywany.
A częste miałaś kontakty z cioteczką?  No coś ty, częste kontakty to  ja miałam z tobą i twoimi
rodzicami. Ciocia Mela była na indeksie, zupełnie jakby wujek był niepełnoletnim chłopcem
i jakaś "zdzira" go uwiodła. Ja tylko raz powiedziałam głośno, że co ich obchodzi z kim się
do łóżka wybiera bardzo dorosły facet, który podobno miewał na raz po kilka kochanek. Dopóki
się z żadną  nie chciał żenić to był dobry a jak wreszcie chciał mieć jedną na stałe  to było be,
bo od niego dużo starsza.  A jakby wziął 20 lat młodszą to wszystko byłoby wg nich normalne.
Tak naprawdę ciekawa jestem co to za prezent dla ciebie ma wujek na myśli.
A z tego samochodu to się cieszę. Ma te 5 lat, ale  dla takiego samochodu to przecież nic, zresztą
ma mały przebieg bo wujek  jeździ głównie transitem i taksówkami. No i będzie samochód   a
do niego garaż.Jak będą jeździła na ranną zmianę to będziesz mnie podwoził.
I będę  po ciebie przyjeżdżał gdy będziesz wracała z popołudniówki, po prostu zostanę wtedy
dłużej na uczelni.
Będziesz głodny , to nie ma sensu. Ma sens, zjem zawsze coś w bufecie albo u swej własnej
teściowej.  Wiesz co, mówmy do mam i ojców tak jak dotąd,  inaczej  mnie się wszystko myli.
Gdy mówisz "mama mówiła" to się zastanawiam która mama, a jak powiesz ciocia  Ela mówiła,
to wiem, że masz na myśli moją matkę.
Ja myślę,że powinniśmy "nazewnictwo" ustalić z rodzicami - powiedziała Iza. Bo każdy ma tylko jedną matkę. A potem to się ma teściową i świekrę. Teściowa to moja matka dla ciebie dla  mnie
twoja mama to świekra. Tylko nie wiem jak to jest z ojcami.  Miano teść jest w użyciu, ale nie
wiem, czy ktoś teraz mówi świekr. Albo będziemy za każdym razem podawać i imię- np. mama
Ela, czy tata Piotr.
A wiesz, tak chyba będzie  najprościej - zgodził się Jacek. A teraz chodźmy na spacer, bo już
dawno tu nie byliśmy.Tylko musimy pamiętać o zamknięciu okien przed wyjściem i drzwi i by nie zgubić klucza bo będzie problem. Jesteśmy tu wszak sami, nikt nam drzwi nie otworzy.
W ciągu kilku lat przybyło leśnych działek, właściwie było tu już spore osiedle. Jacek rozejrzał
się  dookoła i stwierdził- przestało mi się tu podobać,  choć pójdziemy nad rzekę.
Spacer nad rzeką też był rozczarowujący. Stało kilka  namiotów i chyba szykowano plażę nad
rzeką bo był ogrodzony kawałek terenu i za ogrodzeniem stała koparka i barakowóz.
Odeszli od rzeki   i zapuścili się w las. W tej części lasu nie było ani działek ani żadnych
ośrodków wypoczynkowych. Było cicho, zielono i pusto, sosny zaczynały się nagrzewać od
słońca i rozgrzane młode pędy pachniały.
Zawróćmy do domu, strasznie mi się chce pić, zamarudziła  Iza. Dobry pomysł, bo mnie to się
i jeść chce i pić - stwierdził Jacek. Nie pojadłem tymi tostami . I pospałbym trochę.
Wracając do domu planowali rozkład zajęć  - w poniedziałek Jacek  miał jechać do Wydziału
Komunikacji i wrócić na działkę. Iza postanowiła zostać na miejscu i poleniuchować. A potem?
A potem to się zobaczy. Może we wtorek gdzieś pojedziemy, albo po prostu posiedzimy pod
którymś drzewem na działce, poczytamy.
Całkiem przytomnie wziąłem ze sobą notatki - pochwalił się Jacek.
Po powrocie, gdy zapoznali się z zawartością lodówki i jej zamrażalnika, Jacek zaciekawił się
niedawno postawioną przez  ojców szopą. Zaintrygował go fakt, że szopa  miała  duże okno,
ale zamknięte  okiennicami a poza tym stała na podmurówce. Dziwna ta szopa i po jakie licho
taka duża? Przecież nie  mamy tu  żadnych maszyn ogrodniczych, nawet kosiarki, bo było
założenie, że wszystko ma rosnąć "naturalnie", zresztą tu pełno małych  jałowców i samosiejek,
więc tylko czasem tata przeleci teren wybiórczo kosą. Garaż też to nie jest bo za blisko domu
no i w takie drzwi to tylko motocykl by się zmieścił, nawet nie  mały fiat.
Iza wzruszyła ramionami - może po prostu robią dla siebie jakiś porządny warsztat, bo obaj
lubią  majstrować. No a warsztat powinien być jasny, przestronny, mieć przynajmniej dwa
miejsca pracy, jakieś szafy, półki itp. Widziałam kiedyś w którymś niemieckim piśmie
zdjęcia takiego warsztatu - istne cudo. Najbardziej mi się podobała szafa, niewysoka, z samymi
szufladami, a te szuflady miały przegródki. Sama bym chciała taką mieć na swój babski
majątek. Jacek bystro się jej przyglądał - Izuniu, ty naprawdę nie wiesz co to będzie? Bo
kiedyś  zawsze wszystko wiedziałaś szybciej ode mnie, zawsze coś pierwsza usłyszałaś lub
wypatrzyłaś. O wyjeździe do Francji to wiedziałaś już wiosną a wyjazd był w sierpniu.
Nie wiem, nic tym razem nie podsłuchałam, za rzadko tu już bywaliśmy. Więcej z nimi
jeździliśmy za granicę niż spędzaliśmy latem czas na działce. No ale przecież możemy się
zapytać co tam będzie.
W niedzielę na pewno będziemy tu jak kiedyś, wszyscy razem, to się zapytamy.


         ciąg dalszy nastąpi, ale nieco później, bo wyjeżdżam na trochę i będę "oderwana od
kompa", a więc ...do poczytania.

                          


środa, 8 lipca 2020

Zastępstwo - IX

Miesiąc to czasem dużo a czasem mało. Do tego wszystkiego Iza cały czas pracowała a Jacek
musiał być w laboratorium , bo robił  "jakieś tam próby" potrzebne do jego pracy magisterskiej.
W związku z tym jego mama w chwilach wolnych  przeglądała synowską garderobę wymieniając
ją na "nowszy model".
Obie matki zrobiły wpierw spis co "dzieciaczkom" będzie potrzebne w samodzielnym życiu i u każdej z nich rósł stosik tego, w co "dzieciaczki" zostaną wyposażone. Prawdę mówiąc było to
dobre, bo tym sposobem młodzi mieli wszystko to co potrzebne, bez stresu, że  mają np. 2 żelazka
ale ani pół deski do prasowania.
Poza tym fakt, że się mamy przyjaźniły też  miał znaczenie bo nie było wyścigu z gatunku "jak
ona dała posrebrzane to ja dam pozłacane". Oczywiście każde z nich miało zabrać z domu swoje ulubione kubki, często kupowane na wycieczkach w sklepie z pamiątkami.
Iza wytłumaczyła mamom, że to mieszkanie do którego teraz się wprowadzą to stan przejściowy, więc starczą raptem dwie zmiany pościeli, nie wezmą kompletów zastawy na 6 lub więcej osób,
bo nie mają zamiaru przyjmować  tabunów gości.
Mamuś, ja nie mam zamiaru potem po gościach froterować  zadeptanego parkietu, przecież my mamy wszyscy zwyczaj spotykać się namieście, w klubie czy kawiarni.
W mieszkaniu nie da się poszaleć na parkiecie lub pohałasować bo przecież za ścianą są inni
lokatorzy. Gdybyś choć jeden wieczór spędziła w klubie studenckim to wiedziałabyś o czym
mówię. Każdy mówi głośno bo przecież  gra muzyka, więc trzeba ją przekrzyczeć.
Większość z nas  wcale nie pragnie siedzieć za stołem i się opychać, teraz kawa, wino, jakieś
napoje i słone paluszki to już jest "przyjęcie". Zwyczaj posiadów przy stole i wspólnego
zajadania się wytworami kulinarnymi pani domu "pachnie prowincją i starością".  Popatrz-
nawet takie osobiste święta jak osiemnaste urodziny to każdy urządza albo w lokalu albo wcale.  J a nie miałam ochoty na uroczystą "osiemnastkę", Jacek też nie, dla  naszych rodzin to dość "intymne" święto. My z  Jackiem to w ogóle jesteśmy "dziwolągi", mało łazimy po klubach, wszystkie wakacje spędzaliśmy  razem z rodzicami, zacofani chyba  jesteśmy.
A na dodatek "hodowaliśmy się" jak rodzeństwo. Dobrze, że nikt w szkole o tym nie miał pojęcia bo bylibyśmy chyba  pośmiewiskiem.
No ale chyba to wspólne, w pewnym sensie, hodowanie się jakoś wam nie przeszkodziło w tym
by odkryć, że  jednak nie jesteście rodzeństwem- stwierdziła z uśmiechem matka.
Mamuś, ja go od już od drugiego półrocza pierwszej klasy typowałam na swego przyszłego męża, nawet mi przez myśl nie przemknęło, że mogłabym mieć kogoś innego za męża niż on.
I, jak widać, pozostałam wierna tej wizji . Nie da się ukryć, że ta ilość nauki którą mieliśmy
nie sprzyjała wcale poznawaniu innych  ludzi spoza szkoły. Przecież prawie codziennie
wychodziliśmy ze szkoły około szesnastej a potem jeszcze trzeba było trochę wiedzy łyknąć
w domu.
Wiesz mamuś, chyba najważniejsze to było to, że wyście  się z jego rodzicami bardzo polubili,
że razem z Jackiem mieliśmy bardzo dużo swobody a wy nam okazaliście bardzo dużo zaufania.
Być może- mama zamyśliła się. Po prostu jego rodzice i my mieliśmy takie same poglądy na
życie i mieliśmy to szczęście, że się spotkaliśmy. Po prostu wiedzieliśmy, że dzieci nie powinny
wyrastać w kłamstwie, wszystko trzeba  nazywać po imieniu a każdy zakaz uzasadnić tak by
dziecko rozumiało jego zasadność.To taki rodzaj wierności zasadzie "nic co ludzkie nie jest mi
obce", które legło u podstaw renesansu.
Oj, niedobrze ze mną, nie pamiętam kto to powiedział-stwierdziła Iza. Jej mama uśmiechnęła
się - podobno Terencjusz, ale jeszcze w starożytności , prawdopodobnie wyzwolony niewolnik
nubijskiego pochodzenia, a do tego był komediopisarzem- ponoć. Iza skrzywiła się - a ja stawiałam na Senekę albo Platona. Ma się te  braki, no ale ja jestem pracownik fizyczny, najwięcej to pracuję rękami. Chyba pójdę na studia, ale na tym kierunku, na który pójdę to nie będzie nic o Terencjuszu.
Mama powtórzyła niczym echo - na studia? Tak, chcę zrobić  magisterkę, ale dopiero gdy Jacek skończy swoje studia. Ktoś w rodzinie musi dostawać regularnie jakieś pieniądze. Przecież- mamuś nie kończ- przerwała Iza. My nie będziemy na utrzymaniu rodziców do 40 roku życia, co to to nie. Wy nam pomagacie, wujek nam pomógł z tym mieszkaniem, to naprawdę bardzo , bardzo dużo. Teraz nasza kolej, naprawdę. Mama przytuliła Izę bardzo mocno i wyszeptała - zawsze, zawsze do mego ostatniego tchnienia będę ciebie i Jacka wspierać, kocham was oboje. Tata zresztą też was bardzo kocha.
Tydzień przed terminem ślubu Iza i Jacek ustalili, że żadnego wieczoru kawalerskiego nie będzie,
bo to durny obyczaj, zresztą na ślub nie zapraszali wcale swoich znajomych - to miała być skromna, wybitnie rodzinna impreza. Ale do świadomości Izy dotarło, że ich świadkowie wcale się nie znają, więc może będzie "zręczniej", gdy się wcześniej poznają.
W związku z tym zaprosili Alicję i Aleksandra  do swego mieszkania na popołudniową kawo-herbatkę, bo dzięki trosce rodziców było już tu w czym wypić i na czym zjeść coś słodkiego, bo rodzice obojga ciągle tu coś zwozili. Zaopatrzenie załatwiła mama Jacka piekąc wspaniałe ciasto czekoladowe, mama Izy upiekła z kolei ciasteczka migdałowe a któryś  tata dowiózł do zamrażarki  termos lodów i kupione na  ekskluzywnym warszawskim targu owoce.
W ostatniej chwili rodzice  przekonali młodych, że skoro nie ma wesela, to niech chociaż pojadą w super mini podróż poślubną, czyli na działkę, bo pogoda ładna a oni wracają do pracy dopiero w czwartek. Młodzi węszyli w tym wszystkim jakiś podstęp, no ale ulegli.
Wieczorek "rozpoznawczy" jak to określiła Iza był bardzo miły - Aleksander okazał się bardzo
elokwentnym i inteligentnym facetem, a do tego z gatunku tych, na których miło jest popatrzeć,
bo jest wtedy sporo doznań natury estetycznej.
Aleksander w pełni był zachwycony  faktem, że nie będzie żadnej celebry ślubnej, ale Alicja
stwierdziła, że ona jest tradycjonalistką i chciałaby mieć tradycyjną  białą suknię z welonem
więc oczywiście ślub w kościele, bo nie bardzo byłoby to możliwe w Urzędzie Stanu Cywilnego.
No i koniecznie ładnie ustrojony kościół i czekającą pod kościołem dorożkę.
Iza patrzyła na swą przyjaciółkę z wielkim zdumieniem - nie wiedziałam, żeś ty taka religijna, zadziwiasz mnie.
Ależ nie jestem, ale ciągle świecka tradycja nie potrafi ślubom, chrztom i pogrzebom nadać uroczysty, niecodzienny charakter. W końcu nie są to wydarzenia takie zupełnie codzienne - nie wychodzi się co miesiąc za mąż ani nie  nadaje się dziecku co tydzień imienia.... no i tylko raz
się umiera, ze śmiechem dokończył Aleksander. Alicja ma rację - kościół ze wszystkiego robi
wielkie przedstawienie, bo to właśnie przyciąga  ludzi.
A mnie to zraża, powiedziała Iza. Zawsze mi się przypomina cytat "modli się przed figurą a
diabła ma  pod skórą", albo za skórą, jakoś tak to brzmiało. Ale nie dyskutujmy o religii. Etyka
obowiązuje wszystkich a z dziesięciu  przykazań większość  do niej pasuje.
Jacek przy okazji powiedział Aleksandrowi o tym, że zrezygnował ze stypendium budząc tym
krokiem wielkie zdziwienie w dziekanacie.
No to wy sobie pogadajcie o przyszłych możliwościach, a my na chwilę znikniemy.
Ala z Izą  zniknęły w sypialni, bo Iza chciała zasięgnąć porady odnośnie sukienki, w której
chciała brać ślub. Kupiła ją dawno, wcale nie z myślą o własnym ślubie - po prostu była
zachwycona tą sukienką, jej kolorem i fasonem. Sukienka miała wąziutkie długie rękawy, dopasowany stanik, kwadratowy duży dekolt z przodu i nieco mniejszy z tyłu, spódnica była
lekko rozkloszowana. 
Iza zaprezentowała się w niej Alicji , która szczerze zachwyciła się wyglądem przyjaciółki.
Ala chciała zawołać Jacka i Aleksa, ale Iza  ją powstrzymała  słowami - niech choć mój wygląd
w dniu ślubu będzie dla niego zaskoczeniem.
Rano o 7 przyjedzie tu fryzjerka (mamy mnie zmusiły do tego) żeby mi upiąć fachowo włosy.
W urzędzie  mamy być o 9,45, ty i Aleks też. A propos Aleks - podoba ci się? Bo wg mnie
to jest na czym oko zawiesić. Ale podobno jest już zajęty, z tym , że tamta jest daleko od Polski.
"Ślubna sobota" zapowiadała się nieźle - fryzjerka dotarła już przed siódmą. Upięła Izie włosy
w kok utrwalając wszystko ogromną ilością lakieru do włosów. O 9,25 przyjechał po nich
ojciec Izy z wiązanką ślubną, o której pomyślały mamy, ale nie Iza. Tata przypomniał obojgu,
żeby koniecznie wzięli swoje  dokumenty, które będzie miał Jacek, bo Iza  nie będzie przecież
dzierżyć torebki, tylko wiązankę.
W  holu USC Iza  zdjęła z siebie jedwabny płaszczyk czym wywołała ciche "oooo" Jacka i
głośne "super" wujka. Alicja zawiesiła na jej szyi naszyjnik z kryształów, mówiąc, że  to jest
prezent od niej.
Cała ceremonia łącznie z podpisami i życzeniami złożonymi przez urzędniczkę trwała około
20 minut- jak zauważył Jacek zajęło to 17 minut. Po tych istotnych 17 minutach pojechali do rodziców Izy  zjeść śniadanie.
 Do restauracji dotarli tuż przed swoimi gośćmi.
Dekoracja stołu nawiązywała do sukienki Izy. W malutkich wazonikach były przy każdym
nakryciu małe wazoniki z chabrami rodem z Cepelii a na środku stołu stały bukiety białych,
żywych, róż.
Było gorąco, więc podano gazpacho, z tak zwanym polskim akcentem, bo było na  bazie
buraków. Ciocia Melania trochę dziwiła się, że to gazpacho jest w nietypowym kolorze, bo
przecież pomidorowy przecier ma inny kolor. Potem podano polędwicę Wellington, która była ulubionym daniem Izy a z czasem i Jacka.
Ojej, pycha, jeszcze  nie jadłam takiej w otoczce z prawdziwków, muszę chyba nauczyć się tak
ją przyrządzać-poinformowała wszystkich radośnie Iza. Ciekawe tylko skąd wiedzieli, że ja uwielbiam  takie jedzenie- rzuciła w przestrzeń pytanie i posłała wujkowi radosne spojrzenie.
Widocznie wróble krążące po Warszawie wyćwierkały  a kucharz to usłyszał- odparł ze
śmiechem wujek.
W trzy godziny później, wszyscy w świetnym nastroju opuścili gościnne progi "Honoratki", pospacerowali nieco po Starówce a potem rozjechali się w swoje strony.
Iza i Jacek zdecydowali, że na działkę pojadą następnego dnia z samego rana.
                                                         
                                                                       c.d.n




wtorek, 7 lipca 2020

Zastępstwo - VIII

Wizja lokalna mieszkania przeszła szybko i bezboleśnie.  Mieszkanie było spore, ale nieco
dziwne.
Niewątpliwym plusem był długi przedpokój z olbrzymimi szafami w ścianie. Wyglądało to
jakby jedna ściana była pokryta  boazerią.
Trzy pokoje to były  tylko  na planie- tak naprawdę to były 2 pokoje z kuchnią posiadającą
aneks kuchenny. Wg Izy kuchnia była kiepska- długa, wąska, ciemnawa choć z oknem i miała
dwa wejścia- jedno od strony przedpokoju, drugie , przy oknie, łączyło ją z przylegającym do
niej na całej długości bardzo dużym pokojem , z dużym balkonem. Praktycznie  jedna ściana
to było kilka dużych okien  i drzwi balkonowe.
Ten duży pokój był kiedyś dzielony przesuwaną ścianą z drzwiami, ale dawno wszystko było
rozebrane  i teraz tylko zmyślne otwory w parkiecie świadczyły o tym, że pokój czymś był
kiedyś przedzielony. Widok  "lewo-skośny" z pokoju i kuchni był na Sejm.
Drugi pokój był znacznie mniejszy- wchodziło się do niego z przedpokoju.Przylegała do niego
 całkiem duża  łazienka z pełnowymiarową wanną i WC. Na ścianie nad podwójnym łóżkiem
wisiała reprodukcja obrazu  "Maja  naga" pędzla Francisco de Goya.
Na jego widok Iza powiedziała-  bardzo ładny model nocnej bielizny, taki jak mój.
Okno wychodziło na podwórko typu "studnia". No i jeszcze - przed wejściem  do kuchni,
między drzwiami  do mieszkania a kuchnią znajdowała się toaleta dla gości wyposażona
w sporą umywalkę i lustro.
Wszędzie było czyściutko, bo raz  na kwartał przychodziła sprzątaczka i wycierała kurze i
polerowała parkiety, a ciocia Mela co kilka dni spędzała tu kilka  godzin wietrząc mieszkanie.
Iza orzekła, że jej zdaniem niczego tu nie trzeba zmieniać, na jej umiejętności i zacięcie
kulinarne taka kuchnia wystarczy i fajnie, że jest aneks kuchenny ze stolikiem i krzesłami,
a nawet i regał z książkami.
W  dużym pokoju była rozkładana sofa, stół z czterema krzesłami, bardzo urodziwy sekretarzyk
z wysuwanym  blatem, a przy ścianie  wspólnej z kuchnią stała zabawna mała dwuosobowa
kanapa, stolik okolicznościowy i dwa foteliki-  komplet mebli w tym pokoju był w stylu Ludwika XVI. Na ścianach wisiały obrazy, podobno autentyki, rodem z DESY. Ale co do autentyczności
tych obrazów to wujek miał duże wątpliwości.
Wujek zwrócił uwagę  na okna - stolarka była kiepska i z całą pewnością okna przed okresem
jesienno-zimowym wymagały porządnego uszczelnienia.
Gdy tatusiowie wyszli na  balkon podziwiać widoki, wujek objął młodych i powiedział - nie jest
to za  fajne mieszkanie, ale umówimy się tak, że czynsz to ja będę płacił, a wy tylko prąd i gaz.
Tylko nie chwalcie się tym przed rodziną, a Melą zwłaszcza. Słodka kobieta, ale jej obłędna 
miłość do wnuka mnie dobija. On ma przecież  żonę i dwójkę  dzieci, ale już się dziewczyna
ocknęła i się rozeszli. Oczywiście zdaniem Meli to wina tej żony, bo za mało wyrozumiała była - wszyscy dookoła winni, ale nie ukochany Maciuś, leń i dureń i pijak.
Ojej, szepnęła Iza- szkoda dzieci i tej jego żony też szkoda.
A ja ją w pełni rozumiem - powiedział wujek.Powrót pijanego w sztok męża  można znieść
raz,  góra dwa razy w roku, ale nie codziennie.
No i co - zamieszkacie tu do czasu otrzymania własnego mieszkania? Iza objęła wujka  i
wycisnęła na jego policzku pocałunek- pewnie, że tak, zamieszkamy. I bardzo, bardzo ci
dziękuję. Do podziękowań dołączył też Jacek i wprosił się na wizytę w firmie wujka. Firma produkowała szklany sprzęt laboratoryjny.
Tatusiowie powróciwszy z  balkonu oświadczyli, że we wrześniu zajmą się oknami  bo
ich zdaniem takie zwyczajne uszczelnienie nie pomoże, ale oni coś wymyślą do tego
czasu.
Zasadniczym mankamentem mieszkania było jego oddalenie od uczelni i laboratorium
Jacka i pracy Izy. Ale obaj tatusiowie twierdzili, że komunikacja między tymi dzielnicami
jest całkiem dobra, Iza obskoczy to jednym autobusem, a Jacek dwoma. Zresztą to tylko
kwestia roku, no może półtora.
Żeby nie było tak poważnie to ojciec Izy stwierdził, że ze wspólnym zamieszkaniem to
powinni zaczekać do ślubu, czym przyprawił  wszystkich  o wybuch śmiechu.
Ojej, dusił się ze śmiechu ojciec  Jacka - i to mówi ten co jeździł na krzakoterapię pod
namiot przez ponad rok, wmawiając  rodzicom, że jedzie z kolegą,  a te długie włosy na
jego swetrze to pewnie dlatego, że był tłok w autobusie.
A Iza stwierdziła, że i tak nie uda im się tu dużo wcześniej przed ślubem zamieszkać, bo
każde z nich musi przecież się spakować a Jacek to będzie musiał chyba dokupić tu jakiś
pojemny regał na swoje  książki i notatki. Wujek zaprosił ich jeszcze do przedpokoju, by
obejrzeli dokładnie te szafy w ścianie - jedną z tych szaf można było zaanektować jako
regał na książki, bo półki były od podłogi do sufitu, więc mogły tu być książki, które
w danej chwili nie  musiały być "pod ręką", a w aneksie kuchennym stojący tam regał
wykorzystać na książki stale potrzebne.
Gdy skończyli oglądać mieszkanie wujek wręczył klucze do niego Izie. Przed wyjściem
z budynku  skręcił na podwórze - było tu 5 garaży, jeden z nich należał do wujka. Stał
w nim opel-combi, ale wujek używał go dość rzadko- bardziej przydatnym wozem
był VolksvagenTransit, którym jeździł codziennie. Wujek dał Jackowi kluczyki do
niego, dowód rejestracyjny i klucze od garażu mówiąc - a tym to sobie będziecie mogli
przewieźć swoje rzeczy. Jak się przeniesiecie to się pomyśli co dalej z tym fantem
zrobię. Na co dzień i tak nim nie jeżdżę, a jak do kogoś idziemy w gości to wolę brać
taxi, żeby choć lampkę wina spokojnie wypić. A jak będziecie mieli coś większego
to dzwońcie do mnie i przewieziemy  co trzeba Transitem. No to póki co to ja wracam
do Meli. Przytulając Izę szepnął jej, że w lodówce mają coś dobrego, więc niech
wrócą na górę.
Ciekawość to wprawdzie pierwszy stopień do piekła, ale Iza była ciekawa co takiego
dobrego czeka na nich w lodówce , więc  powiedziała  tatusiom, że oni jeszcze wrócą
na górę, bo Iza coś jeszcze  chce wymierzyć. Przecież nie masz  żadnej metrówki przy
sobie zauważył jej ojciec, to jak wymierzysz? Na to Iza sięgnęła do torebki i wyjęła
z niej tzw. taśmę mierniczą, pięciometrową. Obaj tatusiowie z lekka oniemieli, Jacek
zresztą  też i Iza z Jackiem wrócili na górę.
W lodówce  czekały na nich  ciastka od Bliklego z kartką o treści- miłego popołudnia,
a potem możecie się ochłodzić lodami, są w zamrażalniku.

                                                        c.d.n.

poniedziałek, 6 lipca 2020

Zastępstwo - VII

Następny dzień po powrocie Iza i Jacek  spędzili w dzielnicowym Urzędzie  Stanu
Cywilnego. Oboje mieli dokumenty w tym samym urzędzie. Wpierw Jacek ubłagał
panią w archiwum by im wydała "od  ręki" ich akty urodzenia (dostali je  niemal
w pół godziny), następnie  poszli do działu ślubów by je złożyć i móc jak najszybciej
wziąć ślub. Trochę się pani urzędniczka chichotała, gdy usłyszała, że najlepiej by to
było możliwe już w następnym tygodniu, ale  przepis wymagał by pomiędzy złożeniem
wymaganych dokumentów a ślubem upłynęło 30 dni. Na pytanie  Jacka "ale dlaczego"
z pełną powagą odpowiedziała- żeby każdy miał czas na zastanowienie się co robi.
Proszę  mi wierzyć - całkiem sporo osób wycofuje dokumenty w ciągu tych 30 dni.
Tym sposobem  ślub  miał być w drugą sobotę lipca. Oboje spojrzeli na urzędniczkę
z wielkim niedowierzaniem. Wyszli z Urzędu objęci i uśmiechnięci. Teraz należało
poprosić 2 osoby na świadków. Jacek naprawdę miał zamiar poprosić na świadka
Aleksandra, a Iza swą najlepszą przyjaciółkę, Alicję.
Będziemy mieć świadków na "A" - pierwszy ślub i świadkowie na pierwszą literę
alfabetu. Jeżeli  nam się nie uda, to  następni świadkowie powinni być na drugą
literę alfabetu, czyli na "B"- zapodała Iza. Mam w rodzinie kuzynkę, która  rok temu
wyszła za mąż po raz trzeci i jestem dziwnie pewna, że jak się jej nie ułoży to i po
raz czwarty wyjdzie  za mąż. Pierwszy nie wytrzymał i....umarł, drugi zwyczajnie
pojechał na wycieczkę  zagraniczną z Orbisem i nie wrócił. Trzeci na razie dzielnie
trwa na posterunku. A często się z tą kuzynką widujesz? - zainteresował się Jacek.
Nie, jak na razie to ją widziałam ze dwa razy  i starczy.
Jacek, to może teraz  chodźmy do mnie, u mnie jest "chata, szkło i adapter", mama
pojechała do cioci Meli, ja do pracy idę dopiero jutro a i to na 13,30, zdążę się
zregenerować.  I dopiero teraz mi to mówisz? No to lećmy, szybciutko!
Niedzielny obiad przebiegł w wielce przyjaznej i miłej atmosferze i przyniósł nowe
rozwiązania. Na samym początku, gdy już wszyscy siedzieli i dłubali widelcami
w przystawce z szyjek rakowych oraz sączyli delikatne  białe wino, Jacek i Iza
powiedzieli rodzinom, że w drugą sobotę lipca o godzinie 10,00  przed południem,
odbędzie się ich ślub w USC, na którym  z radością zobaczą swych dzisiejszych gości.
A tego samego dnia o godzinie 15,00 będzie obiad rodzinny w gronie nieco
powiększonym obecnością świadków. I odbędzie się również tak jak ten, w "Honoratce".
A potem to już było tylko wesoło, jak określiła to  Iza.
Ciocia Melania  wyraziła zachwyt, że "młodzi od tak dawna się znają", co na pewno
rokuje dobrze  na przyszłość. I że  dopóki nie będą mieli własnego mieszkania, które
jeszcze nie ma nawet fundamentów, mogą mieszkać w mieszkaniu jej córki, która
wyjechała do Szwecji, tam wyszła za mąż i nie zamierza wrócić do Polski. Tylko trzeba
je nieco odświeżyć, bo po ostatnich lokatorach od roku stoi puste i generuje koszty.
I wreszcie mieszkanie przestanie  generować koszty, a ona nie będzie musiała tam
co kilka dni chodzić i je wietrzyć. Będą tam mieszkać, dbać o nie i tylko płacić czynsz
i media. To trzy pokoje z kuchnią, w wieżowcu, w centrum miasta, ale w bocznej
ulicy, niemal vis a vis sejmu, na ósmym piętrze. Przedtem mieszkał tam wnuk cioci
Meli, ale wpadł w szpony hazardu i alkoholu i teraz córka cioci Meli zabrała syna
do Szwecji, do Goteborga. Ale ciocia Mela nie wierzyła, że "coś z niego jeszcze  będzie."
Iza słuchała tych opowieści niemal z opadniętą ze zdziwienia szczęką - takie "rewelacje"
usłyszała po raz pierwszy- nie tylko ona, jej rodzice także.
"Bo to ogromnie ważne, gdzie młody człowiek zacznie swą pierwszą pracę- tłumaczyła
ciocia Mela-kolega go namówił na pracę ochroniarza w kasynie jednego z hoteli, bo
Maciuś trenował sporty walki i znał język angielski." Iza przypomniała sobie jak wyglądał
ukochany wnuczek cioci - byczy kark i tępy wyraz twarzy i zero intelektu w rozmowie.
Był nieco od niej młodszy. Spojrzała na wujka, który miał minę z gatunku "ja o niczym
nie wiem i nie chcę wiedzieć", ale  zdopingowany spojrzeniem  Izy przerwał opowieść
cioci Meli, mówiąc, że "czynsz nie jest w tym mieszkaniu wysoki, bo to spółdzielczy
budynek, więc spokojnie go udźwigną razem z opłatą za media". Mama Izy szybko
zaczęła dopytywać się, czy już wybrali świadków, a mama Jacka dopytywała się czy Iza
już pomyślała o jakiejś kreacji na ten dzień. Ciocia Mela zaczęła pomału wracać do
rzeczywistości, a wujek powiedział, że chętnie pokaże im to mieszkanie w najbliższą
niedzielę.Tatusiowie obojga też się wprosili na oglądanie mieszkania - Iza i Jacek
wymienili porozumiewawcze spojrzenia a Iza cichutko szepnęła- "już czują mrowienie
w palcach".
Gdy podano deser lodowo-owocowy do wujka podszedł jakiś facet, wujek poderwał się
z krzesła z taką szybkością jakby ważył ze 20 kg mniej, panowie przywitali się, wujek
przeprosił wszystkich i oznajmił, że za chwilę wróci. Lody Ci się roztopią! - zawołała
z rozpaczą w głosie ciocia Mela . Ale  wujek już odchodził od stołu.  Ciocia wywróciła
lekko oczami w stronę sufitu i powiedziała- ja chyba tego  gościa znam, ale zupełnie nie
pamiętam kto to jest- w jej głosie brzmiał niepokój. Mama Izy zaczęła starszą panią
uspokajać, że na pewno to jakiś  znajomy wujka. W tym momencie podszedł do stolika
kelner, pochylił się nad Izą i powiedział, że wujek ją prosi na chwilę, a on ją do niego
zaprowadzi. Jacek chciał iść  razem z nią, ale wysyczała- "zostań, to ja mam iść" więc
tylko poprawił się na krześle usiłując wzrokiem przebić ścianę korytarzyka, w którym
wpierw zniknął wujek a teraz Iza. Po kwadransie wróciła Iza niosąc dla siebie nową
porcją lodów z jagodami, a 5 minut potem uśmiechnięty i nie wiadomo czym uradowany
wujek. Kelnerka przyniosła kawę i  soki owocowe i jakoś znormalniało  przy stole.
Iza pokazała  dyskretnie Jackowi  uniesiony w górę kciuk, potem   kiwnęła na kelnera i
poprosiła o rachunek.
 Ale rachunek już jest uregulowany, proszę pani- odrzekł kelner z ukłonem. Miłego
wieczoru państwu życzę.
Pospacerowali jeszcze wszyscy razem po Starówce, wujek odnalazł swój samochód,
rodzice  wzięli taksówkę a Iza z Jackiem oświadczyli, że  mają ochotę  kawałek
drogi do  domu pokonać na własnych  nogach. Po prostu Iza musiała mu kilka spraw
wyjaśnić.
Wywołałaś lawinę dziwnych zdarzeń- zaczął Jacek, ale Iza  mu przerwała. Nie ja, a ty-
odparowała zarzut Iza. To ty chciałeś  żebyśmy się rozstali na jakiś czas, bo nie wiedziałeś
czy mnie kochasz jak siostrę  czy jak obcą kobietę. No to stwierdziłam, że wystarczy to
zbadać doświadczalnie w najprostszy i najstarszy pod słońcem sposób i nieco bezpłciowe
pieszczoty przekształcić w coś bardzo konkretnego. Już dawno tego chciałam, byłam na
to gotowa i fizycznie i psychicznie ale czekałam aż do teraz byś mógł spokojnie się uczyć
i byśmy ewentualnie mogli się pobrać. Tak naprawdę mogliśmy wcześniej spróbować,
ale mądrzej było z tym poczekać. Wiem dokładnie co studiujesz i wiem, że  aby mieć
potem w tej dziedzinie sukces nie da się obskakiwać egzaminów na amfie. Bo egzamin
zdasz, ale w głowie te wiadomości nie zostaną na długo. A jak już jesteśmy przy temacie
łóżkowym- biorę tabletki, więc potrzebuję nieco dłuższego wstępu, albo będziemy działać
na zasadzie wpierw szybkie małe co nieco dla ciebie a potem ty popracujesz nade mną.
I naucz się mówić o wszystkich swych doznaniach, nie jestem  jasnowidząca i nie wiem
co ci sprawia największą  frajdę, domyślam się, ale chciałabym to usłyszeć od ciebie,bo
sam już wiesz, że za każdym razem jest nieco inaczej i trzeba sobie wybrać te warianty,
które nam obojgu sprawią frajdę. I trzeba sobie o tym mówić. Im więcej sobie powiemy
teraz tym  szybciej będziemy potem rozumieć się  bez słów.
No a teraz o dniu dzisiejszym - wujek po prostu zapłacił za dzisiejszy obiad i obiecałam,
że pozwolę mu zapłacić za to przyjęcie ślubne. Stwierdził, że tak rzadko robił  mi prezenty,
że muszę mu  na to pozwolić. Poza tym jest mi wdzięczny, że jako jedyna z rodziny nie
wieszałam na  nim okolicznych psów gdy się żenił z Melą, która jest od niego z 10 lat
starsza, ale do dziś Melania wie co i jak się robi w łóżku z facetem i pod tym względem
wujek nadal ją ubóstwia. Kilka psów zdążył dziś powiesić na córce i wnuku Melanii.
A ten co się z wujkiem witał to właściciel tej  "Honoratki". No na koniec - wujek się
pytał, czy nie chciałabym pracować w przychodni dla rzemieślników, ale tak naprawdę
nie widzę sensu w zmianie pracy.
No i zdaniem wujka możemy tam zamieszkać nawet od zaraz, bo jak powiedział-
"bezdomność w waszym wieku szkodzi na system nerwowy", więc pogadaj ze swoim
ojcem a ja pogadam z matką o tej  naszej bezdomności i jej "złym na  nasz system
nerwowy wpływie", żeby  nie wynajdywali rzeczy z gatunku "warto to zmienić". Jak
znam  Melę to ona  przesadza i sami musimy zdecydować co tam  naszym zdaniem trzeba
zrobić.


                                                                 c.d.n.


























Zastępstwo- VI

Kwiatki, czekoladki, uściski, zapewnienia,  że zawsze się dla nich znajdzie domek gdy
zamarzy im się  pobyt w tym ośrodku, potem składanie  "dobytku" i upychanie go
w samochodzie, znowu uściski i fura  miłych słów i "przyjeżdżajcie też w  każdą niedzielę
przez całe lato" i  głębszy oddech, bo już tylko 35 km i będzie powrót do rzeczywistości.
Oboje  całkiem przytomnie zauważyli,  że wyjazdy na działkę były mniej absorbujące, co
dość mocno zdziwiło Jacka.
Iza zaraz mu to wyłożyła dość dobitnie - bo dopóki się mieszka z rodzicami to się nie wie
na czym polega życie - spija się  śmietankę bez hodowania i dojenia krowy.  U rodziców
to my tylko łaskawie pomagamy, ale to oni zarządzają. Wiesz, to jak z praniem i gotowaniem-
wiesz gdzie jest  w domu kosz na brudy i gdzie stoi pralka, ale zapewne jeszcze nic w życiu
sam do pralki nie wrzuciłeś i nie uprałeś, wiesz  gdzie jest kuchnia, ale niczego poza wodą
na herbatę nie ugotowałeś. Zakupy robisz wg rozpiski, którą dostajesz od  matki, bez
zastanawiania się co i ile kupić.  Bycie dorosłym i samodzielnym to całkiem spory wysiłek
i umysłowy i fizyczny. I potem okazuje się, że ta wymarzona dorosłość nijak się ma do
marzeń o dorosłym życiu - bo nam się marzy ta dorosłość jako czas, w którym nareszcie
"będziemy robić to co chcemy". A to  bzdura - całe życie jesteśmy od kogoś lub czegoś
zależni.
Jacek zwolnił, jechał teraz z oszałamiającą szybkością 40km/godz., wreszcie stanął w małej
zatoczce do parkowania.
Co jest!? - zdziwiła się Iza. Coś z samochodem?
Nie, tylko muszę ci kilka rzeczy powiedzieć. Jesteś cudowną i mądrą dziewczyną. Kocham
cię na każdej  płaszczyźnie tego co w sobie masz - kocham nawet twoją złośliwość gdy mi
dokuczasz. Nie jestem ideałem, nawet niewiele w domu pomagałem, ale mam dobre wzorce
i kilka rzeczy potrafię zrobić, bo asystowałem ojcu we wszystkich technicznych pracach
w obu domach. Jestem kiepski w  mówieniu komplementów, bo to tylko słowa.
Zapewne jestem jeszcze dość toporny w łóżku, ale nie miałem chęci ćwiczyć gdzieś na boku,
by potem ciebie olśnić swymi umiejętnościami - tego będziemy się musieli razem uczyć.
Z działalności  kulinarnej to potrafię usmażyć kotlety schabowe, ugotować coś wg instrukcji
która jest na opakowaniu a nawet umiem ugotować krupnik - bez instrukcji na opakowaniu.
I umiem cienko obrać kartofle. Pomyślałem o tym mieszkaniu razem z rodzicami, bo do
czasu obrony pracy będę miał mało czasu na ogarnianie prac domowych, a nie chcę byś tylko
ty się tym zajmowała. Ale też wiem doskonale, że moi rodzice zawsze cię  kochali równie
mocno jak mnie i jestem w 100% pewien, że gdy tylko powiemy im o tym, że chcemy się
pobrać, to zaraz usłyszymy, że dopóki nie będziemy mieć własnego mieszkania to możemy
się zakotwiczyć u nich, by nie wydawać pieniędzy na wynajem. Od ich  mieszkania oboje
mamy blisko do pracy. Wiem, że oni nie będą się wtrącać w nasze  życie, dostali w kość od
swoich starych i dobrze o tym pamiętają.  Jakoś się oboje pomieścimy w moim pokoju, ma
wszak 30 metrów. I jeszcze pomyślałem, że nim pojedziemy do domu to podjedziemy do
Baszty zarezerwować miejsce, bo oni ostatnio jacyś przeładowani gośćmi są. Ciągle mają
jakieś wesela.
Nooo, jak  na współczesnego młodego faceta to  nawet całkiem sporo myślisz i niegłupio.
I wiesz, też cię kocham za całokształt, a teraz jedźmy dalej.
Wpierw podjechali do domu Jacka  (było po drodze), potem do Izy. Mama Izy była w domu,
ale była zajęta rozmową telefoniczną. Iza z Jackiem krzątając się po kuchni i szykując kawę
słyszeli  jak mama Izy pokrzykiwała do słuchawki: "tak kochana", "masz rację", "oczywiście",
"wszystko dokładnie powtórzę", "oczywiście, to jasne jak słońce", "tak, tak , masz rację",
"tak, tak, całuję cię, tak tak, przyjdziemy".
O rany, mama z kimś głuchym rozmawia- stwierdziła półgłosem Iza. Nieźle krzyczy w tą
słuchawkę, przez  zamknięte drzwi słychać jakby stała obok. Ciekawe z kim odprawia te
krzyki.
Ciekawość Izy  została dość szybko zaspokojona - jej mama już szła ku nim z uśmiechem
i po wymienieniu z nimi uścisków powiedziała - właśnie  rozmawiałam z ciocią Melanią.
Byliście w ośrodku rzemieślników, którego kierowniczką jest  cioci wieloletnia przyjaciółka.
Podobno jesteście: śliczni, przemili,  kulturalni, co oznacza, że Iza nie latała na stołówkę
w bikini bo upał. A Jacek wg p. kierowniczki  z całą pewnością ma niedowagę, biedny
chudzinka. No i ciocia zaprasza nas wszystkich do siebie, rodziców Jacka także, na obiad.
O nie!- krzyknęła Iza - nie mam zamiaru paść z przejedzenia. Kocham ciocię Melanię, ale
zawsze się czuję u niej niczym gęś w  trakcie tuczu. Mowy nie ma, u niej  nawet sama kawa
bez ciasta tuczy. No a jak ta przyjaciółka powiedziała, że Jacek jest chudziną, to stół się
będzie uginał pod ciężarem pełnych półmisków. Wujka już utuczyła, niestety.                      
Mamuś, Jacek i ja zaprosimy rodziców Jacka, was i  w takim razie ciocię Melanię, skoro już
wie, że byłam na urlopie z Jackiem, na obiad.  Może nam się uda na  najbliższą niedzielę,
zaraz pojedziemy do Baszty zamówić miejsce. Jak tam nie będzie  miejsc to podjedziemy do
Honoratki, tam też  dobrze karmią. A czemu tak krzyczałaś do tej słuchawki?
Aaa, ciocia ma zatkane jedno ucho, ale już jutro idzie do laryngologa, a ponieważ w trakcie
rozmowy piła herbatę, to musiała trzymać słuchawkę w lewej ręce i trzymała ją przy tym
zatkanym uchu, więc musiałam pokrzykiwać. Ale to ona tu dzwoniła. Nie wiem dlaczego
akurat wtedy, gdy piła tę herbatę. No cóż, wszyscy kiedyś będziemy starzy, ciocia ma już 75
lat.  Niemożliwe, myślałam, że z 10 lat mniej, bo wygląda świetnie - zdziwiła się Iza.
Na  najbliższą niedzielę nie było miejsc w "Baszcie", więc pojechali do "Honoratki". Doszli
do wniosku, że to  może nawet lepiej bo: wujostwo będzie miało od siebie bliżej, to raz,
a poza tym "Honoratka" miała ciekawe, klimatyczne wnętrze, była restauracją rzemieślników
i wujostwo często tu bywali i chwalili tutejszą kuchnię. Przejrzeli menu, Iza sprawdziła, że
bez problemu znajdzie coś lekkiego dla siebie. Teraz tylko czekała ją rozmowa z ciocią,  ale
postanowiła odłożyć ją na wieczór, bo wtedy prawdopodobnie telefon odbierze wujek, więc
nie będzie  musiała mu opowiadać o ich pobycie w ośrodku.
Jacek siedział nieco skwaszony, więc mama Izy stanęła na progu kuchni i skinęła na Izę -
chodź ze mną na chwilę do sypialni, coś ci pokażę.
W sypialni zapytała półgłosem: a co jemu się stało? wygląda jakby mu ktoś umarł.  Mamuś,
on już przeżywa  fakt, że dziś będzie spał beze mnie. Szybko się przyzwyczaił do mojej
stałej obecności. Mama roześmiała się - no a ty się nie smucisz z tego powodu? Smucę, ale
nic  na to nie poradzę, urlop mi się skończył. Dobrze, że jutro jeszcze nie muszę być w pracy.
Zaczynam pojutrze popołudniówką. No to idź go pociesz, że zawsze któreś się może zbyt
długo zasiedzieć i przenocować, poza tym każda niedziela  będzie dla was albo tu albo na wsi.
Macie szczęście, że nie macie  normalnych (ale zakłamanych) rodziców.A coś postanowiliście?
Mamuś, w niedzielę się  dowiesz, zawsze mi mówisz, że kobietę powinna cechować cierpliwość.

                                                       
                                                                               c.d.n.