środa, 28 kwietnia 2021

To nie takie proste -16

W sobotę na zakupy wyruszyli  całą rodziną i chyba przypominali, zdaniem Patrycji,tabor cygański lub karawanę Beduinów, bo dziadkowie też ruszyli  razem z nimi. Okazało się bowiem nagle że każdemu, oprócz Patrycji, brakuje ubrań. Chłopcy wyrośli niemal ze wszystkiego, Adam nawet ze slipek. Wojtek stwierdził, że musi przełamać stereotyp dyrektora odzianego zawsze w garnitur i zacznie chodzić do pracy ubrany "po ludzku", czyli w koszulce polo i np. jakimś rozpinanym blezerze, gdy będzie chłodno. Nie jest naczelnym i nie musi ciągle stać na baczność bo się za nim jakiś dyrektor zjednoczenia lub jakiś minister stęsknił. A garnitur- tylko na narady poza  swoim miejscem pracy. 

Będzie ci brakowało kieszeni rozlicznych, które jakimś cudem masz zawsze pełne- ostrzegła go Patrycja. No i o to chodzi, bym ich nie miał. Przestanę latać po Instytucie, niech do mnie przylatują. O Boże - teatralnie jęknęła Patrycja- czy to znaczy, że przestaniesz do mnie przylatywać do pokoju i wydziwiać, że coś działa bo powinno? I nie będziesz własną dyrektorską dłonią sprawdzał czy wszystko się trzyma kupy? Nie nie będę i nie będę podpowiadał poniektórym czemu coś nie działa. Będę po prostu im obcinał premię a i może zwalniał z roboty. Niech zostaną tylko najlepsi. A jak się zezłoszczę to zmienię pracę. Ciągnie mnie do konstrukcji. No to tym ciągotom już dałeś wyraz i niedługo  twój pomysł zobaczy światło dzienne, październik już blisko, śmiała się Patrycja. I na pewno będzie to konstrukcja dziurawa.

Teoretycznie zaopatrzenie w sklepach było niezłe, ale....no chyba chłopcy byli niewymiarowi, chyba za chudzi i za wysocy. Na szczęście mogli się jeszcze obejść bez garniturów. No widzisz Pat, muszę jednak pojechać w jakąś zagraniczną delegację, choćby do Niemiec. No to pojedziesz, ale póki co obskoczymy kilka komisów, tylko nie poganiaj mnie  w nich, trzeba tam wszystko spokojnie, pomału przejrzeć. Bo tam nie ma podziału na rodzaj towaru, po prostu dowieszają  kolejno to co  ludzie przywiozą.Na moje oko to kupowanie w komisie  będzie tak samo opłacalne pod względem finansowym jak kupowanie w strefie dolarowej, bo przecież zawsze jak coś tam kupujesz to dokładasz do diety z własnych zasobów, bo te diety są skandalicznie niskie. 

Dziwnym trafem udało się dla Wojtka kupić bardzo ładną marynarkę z dzianiny, zupełnie jakby ją ktoś dla niego na maszynie dziewiarskiej utkał. Dla chłopców w Pewexie udało się zakupić czarne  dżinsy, dla  maluszka nabyć tzw. suche pieluchy, dzięki którym zwykła tetrowa pielucha pozwalała przespać dziecku spokojnie noc. Wojtek uparł się by kupić od razu butelki i smoczki a ukradkiem by chłopcy nie widzieli dołożył 7 par prześlicznych  maleńkich frotowych majteczek z nadrukiem nazw dni tygodnia, szepcząc do Pat- niech się od dziecka uczy języków obcych. Patrycja  dogadała się z ekspedientką w jednym z  komisów, że gdy tylko przyjdzie nowa transza  towarów dla niemowląt, to ona ją zawiadomi.

Dla Chłopców udało się kupić nowe białe koszule na różne szkolne, galowe okazje, co Patrycja uznała za sukces.

Mama Wojtka kupiła dla siebie i cichcem dla  Patrycji bardzo ładne dresy, jedne jasno-różowe, drugie  jasno-zielone. W kolejnym komisie Patrycja upolowała biustonosz dla matek karmiących, co prawda w czarnym kolorze, ale Wojtek pocieszył ją, że zawsze można go wsadzić w wybielacz no i może nie będzie wtedy taki czarny. Teściowa nakupowała batystu w różnych kolorach by był na dziecięcą pościel, którą oczywiście sama uszyje. W jednym ze sklepów Wojtek kupił nosidełko by było w czym wygodnie  wziąć dziecko ze szpitala. Oglądali też różne wózki, ale kwestię wózka na razie zostawili, bo Andżela powiedziała, że jej kuzynka ma na zbyciu bardzo fajny wózek, który był niemal nie używany, bo dziecię leżało w nim tylko na balkonie a nie wyjeżdżało na spacery. Bo jak się mieszka na piątym piętrze bez windy, która od lat nie działała, a budynek nie posiada tzw. wózkarni, to  jest się z maleństwem uwięzionym w domu i się nie spaceruje, tylko się dziecko "balkonuje".

A w ogóle umówili się na weekend z Piotrem i jego "gromadką", bo oni oboje byli ciekawi jak się Pat i Wojtek urządzili w domu rodziców a poza tym Piotr i Andżela szukali dla siebie i dzieci mieszkania, bo 42 metry kwadratowe Andżeli były "ciut za małe" i chcieli na te tematy mieszkaniowe porozmawiać  głównie z Pat, bo jej mieszkanie jeszcze nie było nikomu wynajęte. Największe wzięcie wśród wynajmujących miały mieszkania dwupokojowe w tzw. bloczyskach.

"Piotry" przyjechali w sobotę przed południem i z wielkim żalem obie pary rozstawały się wieczorem. Wpierw "zwiedzali" piętro Wojtków, potem dziadek zabrał chłopców i babcię do parku gdzie juniorzy   mogli nie wadząc nikomu poganiać za piłką  oraz sprawdzić swe talenty wspinaczkowe, pobawić się w podchody, zjeść lody, napić się coli. Dziadek był dla dzieci Piotra wielką atrakcją - ich dziadkowie bywali w Warszawie bardzo rzadko, a dziadek Adama i Krzysia rozmawiał z bliźniakami i swoimi wnukami tak, jakby byli już niemal dorosłymi ludźmi, co bliźniaków zachwyciło.

A Andżela i Piotr zachwycali się mieszkaniem Pat i Wojtka oraz ogrodem. Pat pokazała Andżeli kołyskę i obiecała, że gdy tylko najmłodsza latorośl z niej wyrośnie, a jest to kołyska, która wystarczy tylko najwyżej na pół roku, to powędruje do Andżeli, bo Piotr naprawdę marzy o jeszcze jednym dziecku.

Okazało się, że po rozwodzie Piotr jest "bezdomny", bo mieszkanie należy do jego "byłej" i nie stanowiło wspólnoty małżeńskiej. Teraz Piotr mieszka z Andżelą i dziećmi, ale to jest mieszkanie wynajęte i niestety bardzo ciasne.

Piotr  jest członkiem spółdzielni mieszkaniowej , ale "poślizg" w budownictwie jest olbrzymi, poza tym z tego pośpiechu to oddają do użytku buble mieszkaniowe i oni najchętniej by kupili mieszkanie na wtórnym rynku, więc niech Pat i Wojtek rozpatrzą opcję, że oni kupiliby mieszkanie Pat, skoro jeszcze jest wolne. Patrycja przyznała, że ich rozumowanie ma "ręce i nogi", no ale oni nigdy nie widzieli jej mieszkania, więc może niech je wpierw obejrzą. Zaczekali aż rodzice Wojtka wrócą z parku z dziećmi i pojechali obejrzeć mieszkanie Patrycji. Bliźniacy wpierw chcieli jechać i obejrzeć, ale po dwóch minutach zrezygnowali. 

Mieszkanie Patrycji było trzypokojowe, same pokoje miały w sumie 60 metrów kwadratowych, mieszkanie zaś  blisko 80 m kwadratowych, było w budynku bez windy, ale było na pierwszym piętrze.

Patrycja stwierdziła, że już kiedyś się przymierzali do sprzedania go, ale było mało  chętnych na ten metraż- było po prostu "za duże"a poza tym wszyscy chcieli by było puste, więc raczej myśleli o wynajęciu go, no ale też było za duże. I Andżela i Piotr byli zgodni co do tego, że mieszkanie jest w sam raz dla nich. Kuchnia duża i kompletnie urządzona, lepiej niż moja- stwierdziła Andżela, na co dzień można w niej jeść wszystkie posiłki. W porównaniu z oddawanymi teraz mieszkaniami to pokoje są duże, bo obecnie oddawane mieszkania to są klitki na kury, a nie pokoje dla ludzi. Największy pokój miewa 16 metrów  kwadratowych. A że są już częściowo umeblowane to i dobrze. Pat, a ty naprawdę w tej cenie, którą podałaś umieściłaś wszystkie meble i wyposażenie?- dopytywał się Piotr. No jasne - stwierdziła Pat - przyjaciołom nie wylicza się wszystkiego co do milimetra albo co do okruszki. Wam może to wyposażenie ułatwi start, bo możecie od razu zamieszkać a mnie  mieszkanie przestanie generować koszty. Możemy jeszcze zejść do piwnicy - ma jeden mankament - na pewno nie da się w niej przechowywać zimą kartofli - jest za ciepła. Podciągnięte mam tam oświetlenie oraz jest zakratowane okienko piwniczne i zrobione prawdziwe drzwi, bo były takie "przewiewne" z desek, a deska od  deski w  odległości 5 cm. Teraz można tam bezpiecznie trzymać np. rowery. Wojtuniu , zejdź z nimi, masz tu klucze , jak wejdziecie do piwnicznego korytarza to pierwszy z niego skręt w lewo, na drzwiach jest numer  mieszkania. Ogólny klucz to ten z czerwoną nakładką. Drugi do mojej piwnicy.

Gdy wrócili z piwnicy Piotr powiedział - Pat, czy ty jesteś pewna, że możemy to  mieszkanie kupić za tę sumę? Nie żartujesz? Piotrze, a czy ja wyglądam na taką co żartuje? No nie, wyglądasz raczej na  kobietę ciężarną - roześmiał się Piotr. Wojtek, a ty się zgadzasz by Pat sprzedała to za  taką cenę? Masz wszak już niemal troje dzieci, pomyślałeś o nich? Tak, są zabezpieczone, trzecie jak się urodzi też będzie zabezpieczone. Jesteście naszymi przyjaciółmi a nie ludźmi z ulicy. Tyle tylko, że w umowie napiszemy, że to mieszkanie jest do generalnego remontu, żeby się nikt nie czepiał.

Boże, jęknął Piotr- mam więcej szczęścia niż rozumu! Ooooo, zaśmiał się Piotr, tego to jestem pewien! Do szkoły Bliźniaki mają stąd kilometr, szkoła ponad podstawowa jest o 2 km stąd. W obrębie 2 km są też sklepy spożywcze i nawet bazar,  przychodnia lekarska i dwie prywatne stomatologie i z 5 aptek - wyliczała Patrycja.

Andżela stała jak zamurowana, w końcu rzuciła się Patrycji na szyję i zaczęła płakać. Nie rycz, dobrze będzie ci się tu mieszkało. Pat kiwnęła na Piotra by podszedł i wcisnęła Andżelę w jego ramiona. Ty ją trzymaj, dla mnie za ciężka.

No chodźcie, wracamy, mamy dzieci do nakarmienia. Andżela, oprzytomnij, ten tusz nie wytrzymuje ulewy łez. Może i on jest wodoodporny, ale ze łzami to się rozmazuje. Pat wzięła chusteczkę i zaczęła doprowadzać oczy Andżeli do porządku. Pośliń, nie chce mi się wody odkręcać, bo jest zakręcona. Piotr, w pierwszej szufladzie obok kuchenki  jest plan tego  mieszkania, z naniesionymi stojącymi tu meblami. W domu ci napiszę co jest co. Weź go, żebyście wiedzieli co musicie dokupić, albo z tego mieszkania usunąć. Pat, a chcesz złotówki czy twardą walutę? Wszystko jedno, bo jedno lub drugie wpłacisz na moje konto, nie będziemy się bawić pieniędzmi, bo są brudne wszak i pełne mikrobów.

Zaraz po weekendzie załatwiono sprzedaż mieszkania a Andżela zapisała Bliźniaków do nowej szkoły. Piotr się "sprężył", wziął kilka dni zaległego urlopu i mimo zgrzytania zębów  swego szefa zajął się przeprowadzką Andżeli, dzieci i siebie do nowego miejsca.  Ślub załatwił na koniec listopada. Patrycja i Wojtek mieli  "świadkować". A dla Angeli załatwił pracę, którą mogła podjąć już od 1 grudnia, ale w ostatniej chwili udało mu się ją przekonać, by w nowym miejscu zaczęła pracować  dopiero zaraz po Nowym Roku. 

Im było bliżej do porodu tym bardziej Patrycja panikowała - czy dziecko na pewno będzie  zdrowe i bez wad, czy nie umęczy się maleństwo za bardzo porodem, czy ona będzie miała pokarm - oczywiście swymi wszystkimi niepewnościami dzieliła się z Wojtkiem, który pomału sam się zaczął zamartwiać czy poród nie będzie z dużym obciążeniem dla Pat, czy na pewno to będzie poród w miarę bezbolesny, czy on nauczy się obsługiwać to maleństwo? Wojtek drżał głównie o Pat, a Pat o dziecko. W dzień, w którym był wyliczony termin porodu Patrycja zaczęła narzekać na ból głowy i Wojtek zatelefonował do kliniki, informując recepcjonistkę o tym fakcie i ta zaproponowała by Wojtek żonę przywiózł, bo może  wzrosło Pat ciśnienie, bo ona widzi w karcie Pat, że nigdy nie skarżyła się na ból głowy, ale raz miała nieco za wysokie  ciśnienie. Pat zabrała swoje dokumenty i pojechali. Przebadano Pat i zadecydowano, że będzie cesarskie cięcie, bo ciśnienie jest stanowczo za wysokie . Patrycja w tym momencie powiedziała, że skoro będzie operacja to nie ma sensu by Wojtek był przy niej, wystarczy gdy wpuszczą go do niej gdy już będzie po wszystkim. Gdy już dziecko było na świecie pielęgniarka go zawołała, pokazała wrzeszczącą  córeńkę i pozwoliła by ją chwilę potrzymał a potem zabrała by maleństwo do końca "oporządzić", a Wojtek całował Patrycję i dziękował jej za urodzenie córeczki. W czasie zszywania  cały czas stał przy Pat, całował jej ręce, powiedział jej, że będzie tej nocy przy niej bo już zażyczył sobie dostawkę, rano wróci do domu, załatwi sobie urlop i gdy chłopcy wrócą ze szkół to  przyjedzie z nimi i z rodzicami, potem rodzice wrócą do domu z chłopcami, a on zostanie z Pat i córeńką. No i oczywiście przejdzie kurs przewijania i kąpania i wszystkiego co tylko będą chcieli go tu nauczyć. I trzeba przecież maleńkiej dać jakieś imię i on ją musi zarejestrować w Urzędzie Stanu Cywilnego.  I niech Pat wybierze imię. A jakie ty byś dał jej imię? - takie dość uniwersalne , chyba na całym świecie znane -  czyli Ewa- stwierdził Wojtek. Mamy Adama i będziemy mieć Ewę. Ale wiesz co Wojtuniu - zapytamy się dzieci czy im to pasuje, to w końcu ich siostra. Dobrze? No pewnie, że dobrze.

Zszywanie Patrycji strasznie długo trwało, bo jak stwierdził chirurg trzeba to zrobić nie tylko w sposób trwały ale i estetyczny. Szew  powłok brzusznych jest nisko, nie będzie go widać nawet ze skąpych fig.

Wreszcie pojechali do pokoju Patrycji, po chwili pielęgniarka przywiozła w łóżeczku ich córeczkę. Mała spała, a oni wpatrywali się w nią z lekkim niedowierzaniem - to maleństwo z czarnymi włoskami wyglądające niczym zabawka dla dziewczynek jest ich dzieckiem! No nieprawdopodobne!

W nocy Wojtek wstawał wiele razy, bo wydawało mu się, że maleństwo kwili- podchodził do łóżeczka, bacznie  się kruszynce przyglądał, ale ta nie płakała, oczka miała zamknięte. Patrycja też słyszała te dźwięki wydawane przez dziecko i widziała jak czujnie spał Wojtek, ale postanowiła "nie ingerować"- ona od koleżanek wiedziała, że  niemowlęta dość głośno śpią, ale po dwóch, a najdalej po trzech nocach człowiek przestaje reagować na te dźwięki i reaguje tylko na regularny płacz dziecka.

Rano gdy Wojtek wstał powiedziała mu by po pierwsze uważał jak będzie jechał, bo jest niewyspany, po drugie niech się dobrze wyśpi i  zje przyzwoite  śniadanie a chłopcy niech wpierw odrobią lekcje i dopiero wtedy ich przywiezie. Jeśli mama chce, to może ją tata przywieźć tu nim chłopcy wrócą ze szkoły, a jak nie to następnego dnia. I chyba nie ma sensu, by spędzał u niej kolejną noc, lepiej niech się wysypia w domu i do chwili   ich powrotu ze szpitala niech spokojnie pracuje. I niech nie przywozi chłopców codziennie. On to może przyjeżdżać, ale niech śpi w domu, zdąży się nie wysypiać gdy one wrócą do domu.

                                                                                 c.d.n.



 

To nie takie proste-15

 Pobyt przyjaciół  w Rogowie był bardzo udany. Plaża piękna, szeroka, jedzenie bardzo dobre, place zabaw dla dzieci, sporo rówieśników w zbliżonym wieku a do tego pogoda nieprzyzwoicie dobra - poza tym mieli cztery pokoje dwuosobowe, a ciężar opieki nad dziećmi spadł na panów. Jeździli często do pobliskiego Mrzeżyna  do znajomych Piotra, którzy mieszkali tam na kolonii oficerskiej. Przez Mrzeżyno przepływa i wpada do Bałtyku Rega. Po jej lewej stronie  była kolonia oficerska, do której należało drobne 5 kilometrów przepięknej, szerokiej, puściutkiej plaży i tyleż kilometrów nadmorskiego iglastego lasu. Po prawej stronie od ujścia Regi leżało "właściwe" Mrzeżyno przerażająco zatłoczone domami wczasowymi, domami z prywatnymi kwaterami, kioskami spożywczymi oferującymi ociekające  olejem placki, ryby, gofry, kurczaki  i Bóg wie co jeszcze. Plaża była zatłoczona koszmarnie,  a oni dostali przepustkę  i niemal codziennie przyjeżdżali po śniadaniu na tę puściuteńką plażę znajdującą się po lewej stronie Regi. Do  Ośrodka Wojskowego w Rogowie wracali na obiad i po obiedzie wychodzili na plażę należącą do ośrodka wojskowego. Po kolacji chłopcy przeważnie szaleli na placach zabaw, ojcowie grali w siatkówkę a Pat i Andżela  zastanawiały się nad sensem życia, a tak dokładnie to roztrząsały wady i zalety swoich mężczyzn, wliczając do tego grona i małolatów. 

Gdy Andżela  opowiedziała Patrycji o swoich przeżyciach związanych z porodem, Pat doszła do wniosku, że chyba naprawdę Wojtek ją przeogromnie kocha i jego mama o tym wie i dlatego załatwiła jej tę niedawno otwartą w Warszawie prywatną klinikę położniczą. Andżela wyraziła tylko nadzieję, że do końca października to może klinika nie splajtuje i Patrycja zdąży urodzić dziecko w ludzkich warunkach. 

Bardzo się śmiały, bo okazało się że ich mężczyźni są o siebie wzajemnie zazdrośni, bo Andżela podobnie oceniła atrakcyjność Wojtka jak Patrycja  Piotra. Gdy obaj zziajani, spoceni i ledwo żywi wrócili po trzygodzinnej grze w siatkówkę obie powiedziały- "chyba nam się coś zdawało" i znów wybuchnęły śmiechem. Oczywiście nie  wyjaśniły panom co je tak straszliwie rozśmieszyło.

Któregoś dnia pojechali do Kołobrzegu i tatusiowie wpadli na pomysł, by popłynąć statkiem na Hel. Dobrze, że wiecznie przezorne mamy  miały dla dzieci, mężów i siebie kurtki, bo na morzu  wcale nie było ciepło. I dobrze, że były to kurtki z kapturami. Oczywiście dzieciaki musiały zwiedzić na statku co tylko się dało, a jeden z bliźniaków oświadczył, że on to będzie marynarzem. Trochę się zmartwił, że wtedy rzadko będzie widywał swych rodziców i brata i gdy już pod wieczór powrócili do Kołobrzegu to nie był już taki pewny, że zostanie kiedyś marynarzem. 

Akurat w tym czasie powstawało fokarium w Helu ale jeszcze nie było czynne. Przy okazji wizyty w Helu dzieciaki poznały smak świeżo uwędzonych ryb. Nie tylko dzieciom one smakowały, dorosłym też i wszyscy ocenili, że takie ryby świeżo z wędzarni  a te, które można kupić w Warszawie w sklepie z rybami to dwie  zupełnie  różne bajki.

Andżela martwiła się, że gdy wyjdzie za Piotra będzie musiała szukać nowej pracy, ale tak naprawdę zamartwiała się na zapas, że Piotr będzie ją zdradzał, skoro z nią zdradził swą żonę. A wiesz dlaczego wcześniej się nie rozwiódł z żoną, choć dał dzieciom swoje nazwisko i płacił na nie pieniądze i to bez wyroku sądu? Nie wiem- powiedziała Andżela. No to porozmawiaj z nim o tym, tak zwyczajnie, spokojnie zapytaj. Powinnaś była to dawno zrobić.I powiedz mu też o swoich lękach, bo wydaje mi się, że oboje zbyt mało wiecie o sobie. A ty wiedziałaś wszystko o Wojtku? Tak, z czasem opowiedział mi wszystko, chociaż na pewno go to dużo kosztowało, bo nie stawiało go wcale w korzystnym świetle. Ale wiesz- to tak jak w starej piosence- "miłość ci wszystko wybaczy". Pomyśl też o chłopcach, oni Piotra bardzo kochają. I może porozmawiaj z nim o tym tu, na wakacjach, gdy nie ma głowy nabitej sprawami służbowymi. Sama wiesz, że im wyższe stanowisko służbowe tym więcej problemów, spraw i lawirowania by komuś nie podpaść i w nieoczekiwany sposób  nie zlecieć ze stołka.  

Ja po urlopie macierzyńskim i wychowawczym nie wrócę do Instytutu, jedno z nas musi odejść i to będę ja. Planowałam, że wrócę do pracy po roku, ale nie jestem pewna tego- dziecko będzie jeszcze maleńkie. Moi rodzice nie żyją a mama Wojtka już  leciwa, nie zostawię pod jej opieką  malutkiego dziecka na wiele  godzin. Poza tym jakby na to nie spojrzeć rodzice Wojtka już i tak nam ogromnie pomogli - wyszykowali dla nas mieszkanie w swoim domu i nie chcą od Wojtka wziąć  ani grosza. No i opłacili mi tę klinikę.

W dwa dni później gdy wracali ze  śniadania Andżela szepnęła na ucho Patrycji- pytałam i wiem. Gdy spacerowały pustą plażą w Mrzeżynie podczas gdy tatusiowie pod kierunkiem małolatów budowali zamek, Andżela powiedziała- właściwie to jestem twoją dłużniczką. I dobrze, że porozmawiałam bo to wygląda inaczej niż mi się wydawało.  To jednak nie było tak jak myślałam i od dziś będziemy sobie z Piotrem wszystko mówić, żeby się mnie lub jemu coś nie ubzdurało. No to dobrze, że będzie dobrze. Przestałaś się już bać? Tak. Pat, a ty wiedziałaś o tym? Nie i nie chcę znać szczegółów - ja tylko wiedziałam, że skoro Wojtek się z nim zaprzyjaźnił to nie jest to jakiś drań.  Wiesz, ja Piotra praktycznie nie znam, ale on należy do tej grupy ludzi na stanowiskach wobec których nikt nie używa słowa drań lub kanalia. Owszem, kiedyś tokował do ładnych kobiet, ale odkąd został ojcem to przestał. Ale widzę, że to typ z którym najwięcej można  osiągnąć czułością. Rozpieść go trochę, opłaci ci się to. Przypatrz się jego reakcji na  to, gdy do słowa tatusiu dziecko dodaje przymiotnik kochany. Czułe słowa i nieoczekiwane pieszczoty działają cuda. Jakie pieszczoty? No tego to ja nie wiem, to nie mój facet, ale najlepiej takie których skąpisz, albo których  dawno nie było, a wiesz, że sprawiły mu frajdę. I pamiętaj- to co daje wam obojgu dużą radość, rozkosz, przyjemność nie jest żadnym grzechem lub nieprzyzwoitością. Nie  może tylko zagrażać życiu lub zdrowiu którejś ze stron.

Gdy się myśli w przeddzień rozpoczęcia urlopu,że jest przed nami go miesiąc, czyli całe cztery tygodnie to wygląda to nieźle - ale potem dni  mijają nadspodziewanie szybko i nagle uświadamiasz sobie, że musisz się pakować i wracać do codzienności. W dniu powrotu z Rogowa Patrycja uświadomiła sobie, że do października to już wcale nie jest bardzo daleko. A poza tym to nieco znów jej przybyło w obwodzie.

W tydzień po powrocie miała kolejne  badanie kontrolne - tym razem żadne analizy nie  niepokoiły lekarza. Od koleżanki, która właśnie wróciła z Londynu dostała dwie pary spodni ciążowych wraz z  tunikami-spodnie  nie miały z  przodu na brzuchu  materiału, z którego były uszyte a ów brak uzupełniała elastyczna tkania, nieco grubsza na podbrzuszu ( tak jak w pasach ciążowych) i cieńsza w wyższej partii brzucha. Dzięki temu spodnie pięknie leżały na udach a tunika zasłaniała miejsce na brzuszek. Tuniki były też  ciekawie uszyte , bo  karczek kończył się pod biustem i od tego miejsca jedna tunika była lekko rozkloszowana, a druga pod  biustem lekko zmarszczona, Pięknie się układały na figurze i Patrycja była nimi zachwycona. Wojtek tylko lekko wybrzydzał, że mało ciążę widać, czym przyprawił wszystkie  panie o wielki śmiech.

Wojtek ciężko westchnął i powiedział - no to chyba muszę pojechać w jakąś delegację, ale wcale nie mam ochoty cię tu zostawiać. A Patrycja stwierdziła, że w najbliższą sobotę odwiedzą kilka komisów, zajrzą też do Pewexu i zobaczą co jest dokupienia. Ciepłe mięciutkie kocyki to już mama Wojtka zrobiła sama,  porobiła też cieplutkie mięciutkie  sweterki i tak naprawdę to Pat ma rację-wpierw trzeba  zobaczyć co jest na miejscu. 

W ramach myślenia o dziecku Wojtek wybrał się na strych i odnalazł kołyskę, którą wzgardziła Helena gdy się miał urodzić Adaś. A kołyska była naprawdę bardzo ładna, drewniana, pomalowana na  biało, a że stała cały czas bardzo starannie zapakowana, to wyglądała jakby była prosto ze sklepu. Miała też dopasowany  materacyk z włosia końskiego w bardzo ładnym dość grubym, ale miękkim pokrowcu, łatwym do zdejmowania i prania. Chłopcy od razu zanieśli kołyskę do sypialni i postawili koło łóżka należącego do...Wojtka. Wojtek się śmiał,że jeszcze  trochę a synowie wrobią go w produkcję mleka, by miał czym dziecinę karmić. A dziadek zwrócił wszystkim uwagę, że bieguny kołyski są wyklejone warstwą korka, by kołyska nie  hałasowała. Patrycja miała lepszy pomysł - rozsuniemy nasze łóżka i pomiędzy nimi wstawimy kołyskę- będziemy mieć do niej oboje dostęp.

Wojtek nieco cierpiał, bo nachodziły go wspomnienia i wyrzuty sumienia, jak mało interesował się swymi synami gdy się urodzili. On ich nie pragnął a teraz czeka z niecierpliwością na dziecko, przemawia do dzieciaczka, który jest jeszcze w  brzuchu matki, myśli co jeszcze przygotować. Patrząc się na Wojtka Patrycja domyślała się co się z nim dzieje i powiedziała- ja bym się jeszcze przeszła trochę po ogrodzie. Ta kołyska jest piękna ale na razie trzeba ją jeszcze w coś zapakować. 

Wojtuś, pójdziesz ze mną? A my też możemy? zapytał się Adam- oczywiście, chodź synku z nami. A ty Krzysiu też pójdziesz? Tak, też. Gdy wychodzili z domu w ogrodzie rozbłysły lampy z matowymi kloszami. Ojej, jak ślicznie - zachwyciła się Patrycja. Podeszła do rodziców i oboje ucałowała. Ale niespodzianka! Ale jeszcze nie wszystkie  zdążyłem zainstalować wyjaśniał ojciec. No to ci tato pomogę jutro po pracy, dobrze. My też możemy pomóc dziadkowi- stwierdził Adam. 

Krzyś zaraz przykleił się do Patrycji i powiedział- mama robi się coraz większa -  Patrycja  stwierdziła- chyba coraz grubsza, nic  a nic nie urosłam przecież. Mama, ale to lepiej brzmi! Wojtek pomału się uspokajał i myślał- ale teraz to mają przynajmniej prawdziwą matkę a ja kobietę, którą szaleńczo kocham.

Koło lamp wirowały nocne owady zwabione światłem. Czy wiecie chłopcy, że za tydzień zaczyna się szkoła? Obaj idziecie do nowych szkół, na szczęście  nie są daleko to raz, a dwa- będziecie wracać do domu, w którym będzie na was czekał obiad i nie będziecie jeść na stołówkach i to mnie bardzo cieszy powiedziała  Patrycja. I zawsze gdy przyjdziecie  ze szkoły macie się zapytać babci i dziadka, czy nie trzeba  im w czymś pomóc. A poza tym -zaczął Wojtek- przypominam wam obu byście nie zapominali o tych ważnych trzech słowach - proszę, dziękuję, przepraszam.  I to co nakaże babcia lub dziadek jest tak samo ważne jakbym to ja wam kazał. Rozumiecie? Tak tatusiu, rozumiemy- odpowiedzieli obaj.

Mamusiu, a wy już jutro idziecie do pracy? Tak, koniec wakacji dla nas.

No to wracamy do domu. Trzeba zjeść kolację, umyć się i spać. 

Mamo a ty naprawdę postawisz kołyskę między łóżkami? - dopytywał się Krzyś. Nie wiem, kochanie, może. Ale wtedy to  tata nie będzie cię mógł obejmować, żebyś dobrze spała. Bo tata cię zawsze obejmuje, no ale jak rozsuniesz łóżka i jeszcze będzie stała kołyska to nie da rady.  Masz rację Krzysiu, to jednak chyba  nie wstawię kołyski pomiędzy łóżka, bo bardzo lubię jak  tata mnie obejmuje. Mama, a co się nam urodzi?  Dziecko Krzysiu, dziecko, dwie rączki, dwie nóżki, główka i tułów. I będziemy je  kochać tak samo jak was. A takie dziecko to jest duże? Nieduże bo gdyby było duże to by się  matkom w  brzuchu nie  zmieściło. Krzysiu, w pokoju Adasia na regale jest Encyklopedia Zdrowia Rodziny - masz tam różne informacje o noworodkach, poczytaj sobie. Jeśli czegoś nie zrozumiesz możesz się zapytać babci albo nas gdy wrócimy po pracy.

Gdy wrócili do  domu Patrycja przytuliła się do Wojtka i powiedziała- no popatrz jakie mamy bystre dzieci - podpatrzyły jak z reguły sypiamy i jak dobrze wykoncypował, że wtedy nici z przytulania. Szalenie mi się to spodobało. I naprawdę cudownie, że nie będą jeść na świetlicy a w domu. Muszę się zorientować, czy aby nie trzeba wynająć kogoś do sprzątania przynajmniej raz w tygodniu, bo chata pełna ludzi się robi.

I nie myśl już o tym że się nimi nie  zajmowałeś gdy byli niemowlakami- już się zrehabilitowałeś. Było, minęło, trzeba żyć nadal. Każdy z nas ma na sumieniu jakieś niedoróby życiowe. Teraz jesteś dobrym  i mądrym ojcem, cudownym mężem dla mnie i dobrym synem dla rodziców. I to jest najistotniejsze.

                                                                       c.d.n.