czwartek, 17 maja 2012

237. Opowieści mojej Babci

Dla mnie  babcia była mamą. Wychowywała mnie od 4 roku życia, a ja nazywałam Ją Mamą. Oczywiście
automatycznie Dziadek był Tatą.
Jeżeli ktoś myśli, że Babcia mnie rozpieszczała, to jest w wielkim błędzie  - byłam bardzo wytresowanym
dzieckiem. Zakazów przeróżnych  było więcej niż moich włosów na głowie.
Dopiero gdy miałam własne dziecko zrozumiałam jakim byłam dla mych Dziadków kłopotem.
Zabawne, a może nawet dziwne, w jakich okolicznościach, zupełnie niespodziewanie, przypomina mi się
Babcia i jej opowieści.
Gdy czytałam   "Cudzoziemkę" zastanawiałam się poważnie, czy aby moja Babcia nie była pierwowzorem
głównej bohaterki. Podobne losy, podobne zachowania.
Wczoraj, gdy rozpakowałam świeżo zakupione węgierskie  salami, przypomniała mi się opowieść babcina o tym właśnie przysmaku. Opowieść dotyczyła okresu, gdy Babcia, jako młoda osóbka, pracowała we lwowskim oddziale Kółek  Rolniczych, na stanowisku  "kontrolera korespondencji". Miała obowiązek
sprawdzania, czy na każde pismo, które wpłynęło do  biura,  udzielono odpowiedzi. Jeżeli odpowiedzi nie
było,  musiała sprawdzić dlaczego i sporządzić odpowiednią notatkę. Współczułam tym wszystkim, którzy
nie udzielili odpowiedzi, bo byłam pewna, że to Babcia udzielała im nagany, a dobrze wiedziałam z własnego doświadczenia jakie to  musiało być przykre. I wtedy następowała opowieść  o drugim śniadaniu - w owym
biurze był bufet, w którym można było kupić albo gotowe kanapki, albo poprosić o "coś specjalnego".
Tym czymś specjalnym było właśnie węgierskie salami,w omszałej białej cieniutkiej skórce, pachnące i niepodobne w smaku do innych wędlin. Do tego były świeże, chrupiące malutkie kaizerki, a pani
bufetowa kroiła salami cieniutko, tak cieniutko, że plasterki były niemal przezroczyste. Dobrnąwszy do tego
momentu opowieści Babcia milkła, ciężko wzdychała, a potem zawsze mówiła : "nie sadzę byśmy miały
szanse kiedykolwiek jeszcze zjeść bułeczkę z salami".
Jak wiecie młoda nie jestem, pół swego życia spędziłam w PRL  i  po raz pierwszy prawdziwe węgierskie
salami  jadłam  w latach 70-tych będąc u "bratanków", ale Babci już nie było.
I ilekroć  kupuję węgierskie salami wracam pamięcią do tej opowieści.
Pewnie  się zastanawiacie, dlaczego kojarzę własną Babcie z  " Cudzoziemką"  - to proste - też była z Kresów i też musiała zostawić rodzinne miasto, całą ,  liczną rodzinę  i zamieszkać wraz z mężem i dwójką dzieci
w Warszawie.
c.d.n