piątek, 24 lipca 2009

Nie ma róży bez kolców

Napiszę dziś troszeczkę o drugim obliczu PRL-u., bo jak napisałam
w komentarzach, wszystko ma dwa oblicza.

Nie liczcie na jakąś analizę historyczną, to nie moja działka. Zresztą
trudno oceniać obiektywnie tak niedawną historię. Być może, że za
20 lub 30 lat ktoś pokusi się by wszystko bezstronnie opisać i
przeanalizować.

Z komentarzy wynika, że wszyscy najgorzej oceniają reformę rolną.
Zastanawiałam się , jakie było inne wyjście. Nie sądzę, by ziemiaństwo
zechciało się dobrowolnie podzielić z kimś swoim majątkiem, zwłaszcza,
za tak symboliczną cenę, jak ta w reformie rolnej PKWN-u.

Problem reformy rolnej był rozpatrywany jeszcze wiele lat wcześniej.
Piłsudski, choć mienił się socjalistą, bardziej był zajęty interesami
magnatów (wyprawa kijowska) niż sprawami biedoty wiejskiej.

W okresie okupacji hitlerowskiej wiele stronnictw związanych z obozem
londyńskim obiecywało reformę rolną, ale jej przeprowadzenie siłą
rzeczy naruszyłoby interesy ziemiaństwa, będącego ich bazą społeczną.

Nasze znalezienie się w kręgu wpływów komunistycznego mocarstwa
spowodowało nagłą i gruntowną zmianę dotychczasowego ustroju-
nie bójmy się tego słowa, to była rewolucja. Nie od dziś wiadomo, że
najlepiej pociągnąć za sobą biedotę by zrobić jakikolwiek przewrót.

A u nas ta biedota to były masy chłopstwa bez ziemi, często przeno-
szące się do miasta w poszukiwaniu pracy, w dalszym ciągu przymie-
rające głodem.

Zapadło postanowienie- bogaci muszą podzielić się swym majątkiem
z bezrolnymi, bo ziemi porzuconej przez Niemców nie wystarczy dla
wszystkich. Rekwirowano użytki rolne pow. 50ha lub majątki o
100ha powierzchni ogólnej. Rozparcelowano te grunty na gospo-
darstwa do 5ha na rodzinę, a na terenach poniemieckich norma
była od 7 d0 15ha. Za ziemię chłopi musieli zapłacić równowartość
przeciętnych zbiorów rocznych w 10 lub 20 ratach.

W moim odczuciu powinno się było inaczej "zagospodarować" tych
bezrolnych, bo wg tych, co się znają na rolnictwie, z bezrolnego
nigdy dobry rolnik nie wyrośnie, a poza tym małe gospodarstwo
rolne jest nieekonomiczne.

Zgodziliście się ze mną, bez protestu, że nastąpił przewrót cywiliza-
cyjny, zlikwidowano analfabetyzm, wprowadzono obowiązek
szkolny, młodzież wiejska mogła podejmować studia.
Jednak jest tu pewne ALE - nie było to automatyczne: jesteś ze wsi,
więc studia stoją przed tobą otworem.
Wpierw musiałeś być naszym człowiekiem, a więc obowiązkowo
należeć do organizacji, a najlepiej dwóch : Związku Młodzieży Socja-
listycznej i do organizacji studenckiej.
Jednocześnie wprowadzono punkty promujące pochodzenie robotnicze
lub chłopskie, mające znaczenie przy wstępowaniu na studia.
Tych punktów nie miała młodzież mająca"niewłaściwe" pochodzenie -
inteligenckie lub, nie daj Boże, z wyższych sfer.

Pojęcie "dyktatura proletariatu" nie było tylko hasłem.
Profesor wyższej uczelni nie cieszył się specjalnym autorytetem a
zarabiał tyle samo co wykwalifikowany tokarz. Ponadto by utrzymać
się na swoim stanowisku też musiał być "swoim" człowiekiem.

Większość komentatorów chwali PRL za to, że nie było bezrobocia.
Mało tego, były nawet obowiązek pracy. W drodze łaski kobiety były
z tego wyłączone, o ile były na utrzymaniu męża. Każdy obywatel
musiał pracować i mieć w Dowodzie Osobistym stempelek zakładu
pracy, świadczący o tym, że jest aktualnie zatrudniony.

Pełne zatrudnienie prowadziło do niskiej wydajności pracy, prze-
rostów kadrowych i nieopłacalności produkcji. Tyle tylko, że wtedy
nikt się nie interesował opłacalnością produkcji.

Gdy dziś zadaje się pytanie o PRL , jako największą zaletę pytani
wymieniają opiekuńczą rolę państwa. Bo służba zdrowia była
bezpłatna, bo były tanie wczasy, bo dzieci jezdziły za grosze na
kolonie letnie i obozy, bo był w zakładach pracy fundusz socjalny,
bo były tanie bilety do teatrów, opery, organizowano tanie wycieczki
krajoznawcze.

Ale jakoś nikt nie zadaje sobie pytania, kto to finansował, bo przecież
wszystko ma swą cenę.

Kochani to my płaciliśmy za to wszystko swoim podporządkowaniem,
niskimi wynagrodzeniami,niskim standardem życia, przyzwoleniem
na wciskanie się wszystko wiedzącego państwa w naszą codzienność.

Wyliczając w poprzedniej notce pozytywy, nie napisałam nic o prze-
myśle. Prawie cały przemysł powstał w tamtych czasach.
Przedwojenne fabryki zostały w czasie wojny zniszczone lub
wywieziono ich wyposażenie- robił to i okupant i wyzwoliciel. Co
prawda wybór rodzaju przemysłu był narzucony przez RWPG, a
nasze technologie nie były olśniewające, ale dzięki temu mieliśmy
co prywatyzować w okresie transformacji.

Mnie najbardziej boli, ze w czasach PRL została zwichrowana psy-
chika ludzi. Cechą nadrzędną człowieka jest chęć przetrwania i
większość ludzi całkiem niezle przystosowała się do tamtego
systemu. Ludzie szybko pojęli, że aby przetrwać wystarczy być
choćby pozornie spolegliwym, nie "wychylać się", dac się unosić
wydarzeniom. To nieprawda,że wszyscy musieli należeć do PZPR,
jeżeli chcieli zachować swe stanowisko. Zwłaszcza w pózniejszych latach.

Teraz mitologizuje się tamten okres - wszystko było złe, a cały
naród walczył z tym złem. W celach propagandowych odwrócono
proporcje - "garstka" tych zadowolonych, "multum" walczących
z systemem. Niestety było odwrotnie.
Większości nie przeszkadzało swoiste zniewolenie dające na osłodę
poczucie równości społecznej i bezpieczeństwa finansowego.

Ostre represje, zwłaszcza wobec inteligencji, z czasem ustały. Jak
w każdej chorobie- ostry stan zapalny przeszedł w stan przewlekły.
Inna była PRL w pierwszym okresie, inna w 30 lat pózniej.

Myślę, że na temat PRL-u mogłoby powstać wiele dobrych prac
doktorskich. Z całą pewnością był to ciekawy okres, który wpły-
nął na dalsze losy społeczeństwa.