poniedziałek, 11 marca 2024

Córeczka tatusia- 95

 Po wymianie  kilku maili, rozgrzaniu do czerwoności połączenia telefonicznego, rozładowania  się  smartfona  w trakcie  rozmowy z Leną,  Andrzej był bliski załamania nerwowego, bo Lena stwierdziła, że ona się boi lotu samolotem, poza tym sama z dziećmi to ona  się boi lecieć, wszak  dzieci dwoje a ona  biedna-jedna. W  związku z tym Andrzej  zatelefonował do "dziadka Wieśka" z  pytaniem, czy mógłby  na święta przylecieć razem z Leną i dziećmi-  Andrzej oczywiście będzie ten pobyt  "dziadka Wieśka" sponsorował. 

Co  do sponsorowania to ojciec  Wojtka stanowczo zaprotestował, ale reszta - może  być. Z tym, że on  sobie załatwi  mieszkanie u swego kolegi, który jest w Londynie  już  ponad pięć  lat i ma  duże  mieszkanie i już nie jeden  raz zapraszał  "dziadka Wieśka" do siebie, tylko  jakoś się to  "rozchodziło po kościach", ale teraz to jest okazja.  Oczywiście  Andrzej niemal  "od  ręki"  zarezerwował lot dla całej  czwórki, pchnął maila do Leny, że będzie  miała w  czasie lotu w obie  strony opiekuna  w postaci  Wojtkowego ojca, więc nie będzie problemu.    

No popatrz- żalił się Andrzej do Wojtka - ona nagle boi się lotu samolotem - przecież nie jeden raz leciała i nawet słowem nie miauknęła, że  się boi - ona nawet do Gdańska wolała lecieć  samolotem  niż jechać samochodem, co czasowo w całości  wypada tak  samo przez te  wzmożone kontrole bezpieczeństwa. W głowie ma ostatnio taki pieprznik jakby była  w samym środku menopauzy. Słuchaj Wojtuś - ale nie gniewaj  się na mnie, że wam ojca porywam na święta. Tak naprawdę to byłbym najszczęśliwszy gdybyście to wy oboje  do mnie przylecieli zamiast Leny. Trochę się stęskniłem za moimi berbeciami i wiem, że będą mieli frajdę - wszak będą lecieć nie na niby ale prawdziwym  samolotem. 

Oczywiście Wojtek zapewniał przyjaciela, że nie ma żadnego problemu, bo wszystkie święta to tylko okazja do obżarstwa i dłuższego pospania rano, a oni będą na kolacji wigilijnej u rodziców  Marty  a w pierwszy  dzień świąt to pewnie obiad  będzie razem  z kolacją  u nich. "Pobyczą" się razem z Martą, wyśpią i jeśli będzie dość przyzwoita pogoda  to wyskoczą w  drugi  dzień gdzieś na  spacer, może się wybiorą do Konstancina i trochę podrepczą  z Misią po  Parku Zdrojowym. A potem  to pewnie Marta się nieco pouczy,  bo przecież ma sesję  zimową przed  sobą. Oczywiście na Sylwestra  nigdzie  się nie wybiorą, może się "skrzykną" z Michałami i  razem spędzą Sylwestra , bo Michał i Marta odkryli, że im się  razem bardzo dobrze tańczy, więc sobie  potańczą.  Gdy byli w Turcji to każdego wieczora tańczyli  i Marta już z Alą knują jakieś wakacje z tańcami i coś przebąkiwały obie o Turcji we  wrześniu. Oni zostawią Ziukowi dzieciaki, pareczka ma iść do przedszkola, a Mireczek już do szkoły.

Dziesięć  dni przed świętami Lena poinformowała swego męża, że ona nie poleci do Londynu, ale wyśle dzieci do Londynu razem z ojcem Wojtka. Andrzej chwilę milczał a potem lodowatym tonem powiedział - nie bardzo rozumiem w co grasz i mam nieodparte   wrażenie, że zwyczajnie zwariowałaś. Ojciec Wojtka jest pod opieką kardiologów i dla niego samotna podróż z naszymi  chłopcami może być zbyt obciążająca psychicznie i spowodować nawet atak  serca - to pierwsza  sprawa, a druga-  nie może "ot tak" wziąć  dzieci, które nie  są jego rodziną i lecieć  z nimi do Londynu - musi mieć do tego upoważnienie  notarialne, bo go po prostu służby graniczne  nie  wypuszczą z Polski. Więc oprzytomnij kobieto, bo gadasz głupoty. Ja na pewno nie przylecę do Polski na  święta bo w jeden z dni świątecznych mam dyżur i nie mogę, skoro jestem żywy i zdrowy nagle przewracać wszystkiego ludziom  do góry  nogami  tylko dlatego, że ty ogłupiałaś. Mogłaś mi to powiedzieć wcześniej, dzień lub  dwa po tym, gdy rozmawialiśmy o  tym twoim przyjeździe. Doceń to, że załatwiłem ci towarzystwo Wiesława, więc nie będziesz  w  czasie  drogi sama z dwójką  dzieci, których już nie trzeba nosić, bo chodzą na  własnych  nogach. Rozumiem, że  nie masz ochoty się  ze mną widzieć, ale pomyśl o dzieciach. których nie powinny w żaden  sposób dotykać  animozje, które są między nami. Masz teraz  3 godziny do namysłu - zadzwonię do ciebie za 3, najdalej  za 4 godziny. A teraz już muszę iść na  zabieg. I rozejrzyj się za jakimś dobrym psychoterapeutą dla siebie, bo coś zaczyna  ci nawalać w rozumie.

Schował wyciszonego smartfona do swojej szafki i poszedł na oddział. W czasie przerwy między  zabiegami napisał krótką  wiadomość do Wojtka o tym, jaką miał wiadomość od Leny. Gdy wyszedł z  sali operacyjnej zajrzał do swej szafki i odczytał nową wiadomość, tym razem mailową, od Leny, która napisała, że jeszcze  dziś pójdzie do adwokata i wniesie sprawę rozwodową . W ostatnim  zdaniu napisała: "zabiorę  ci dzieci i puszczę cię z torbami, nienawidzę  cię, ty zarozumialcze!". Andrzej przeczytał, ciężko westchnął, poszedł do swego gabinetu, wyciągnął laptop, po raz  drugi przeczytał tę samą wiadomość i.... przesłał ją do Wojtka oraz  do Marty. Potem napisał do Marty - nawet nie  wiem czy mam  się śmiać  czy płakać, ale podłożyła  się nieco tym mailem. Zaraz  zrobię sobie  skan z niego.  Nie wiem czy  się czegoś  naćpała czy ma  zdecydowanie zbyt  wczesne początki menopauzy - jeszcze nawet  czterdziestki nie przekroczyła.  Pół godziny później dostał odpowiedź od Marty, w której nie brakowało brzydkich słów pod  adresem Leny, ale z której wynikało, że jeżeli Andrzej teraz/zaraz prześle upoważnienie dla niej i dla Wojtka do przywiezienia dzieci na święta do Londynu to ona razem z Wojtkiem dostarczy mu dzieci i niech się Lena wypcha  sianem. A poza tym to ona umówi się na spotkanie z matką Leny, która  ma  chyba nieco mniej pochrzanione  w głowie niż jej córka. 

Tego samego popołudnia Andrzej skontaktował się z kancelarią adwokacką prowadzoną przez polskiego prawnika, który go dokładnie poinstruował co ma dalej robić. Wieczorem rozmawiał z Martą i Wojtkiem oraz ojcem Wojtka. W rozmowie z ojcem Wojtka Andrzej cały czas się zamartwiał, że psuje rodzinne święta  swych przyjaciół, których właściwie  to uważa  za  swą prawdziwą  rodzinę, więc usłyszał, że siłą każdej rodziny jest wzajemne wspieranie się gdy zaczynają  się u któregoś  z jej członków problemy. A poza tym to dla nich święta już od  wielu, wielu  lat nie mają wymiaru religijnego i są tylko okazją do pobycia  razem. A że mieszkają wszyscy  blisko siebie, mają na  dodatek  wspólnego psiaka to widują  się właściwie codziennie, więc jeśli się przez kilka dni nie spotkają to nie będzie  z tego powodu dziury w niebie. Tyle  tylko, że byłoby dobrze, by w związku z zaistniałą sytuacją Andrzej nie przedłużał pobytu i wrócił zaraz po 31 marca. 

Oczywiście, muszę przecież jakoś przygotować  się do nowej roli - i nie będę wcale jakimś wyjątkiem od  reguły - a wzorem dla  mnie jest tata Marty. No tak - byłby dla ciebie dobrym  wzorem gdyby twoi chłopcy byli już nieco starsi - weź pod uwagę, że rodzice Marty rozwiedli się gdy Marta  miała już 12 lat - przypomniał mu Wiesław. To spora różnica wieku. Nikt się ich  nie będzie pytał z kim  chcą mieszkać.

To wszystko Andrzeju trzeba jeszcze  dobrze przeanalizować, bo twoi chłopcy to jeszcze  ciągle małe  dzieci i będziesz  musiał mieć wciąż jakąś pomoc do nich bo ty pracujesz w bardzo różnych godzinach. Marta mówiła  mi, że chce się skontaktować z matką Leny, ale ja myślę, że byłoby dobrze gdyby się ona skontaktowała i z matką i z ciocią Leny. Bo na moje oko, z tego co zdążyłem zauważyć, to siostra matki Leny ma znacznie lepiej poukładane  w głowie niż matka - nie jest wszak "skażona" macierzyństwem, więc ma bardziej obiektywne spojrzenie na  całość zagadnienia zwanego dziećmi.  

Masz rację, zgodził się z Wiesławem Andrzej. Wiesz - ja chwilami tego  wszystkiego nie ogarniam. Na pewno  sporo w tym wszystkim jest też mojej winy, bo właściwie   zawsze jestem myślami w swojej pracy, którą bardzo lubię. To, jak  zauważyłem, jest  wkomponowane w  wykonywany przeze mnie  zawód.  Niemal wszyscy moi koledzy też tak mają. To nie jest  tak, że gdy wychodzę z kliniki to zostawiam wszystko za sobą, często muszę w  domu przeanalizować zabieg, który mam przeprowadzić. I pacjentów wciąż przybywa a chirurgów  nie . I dobrze wiem, że nie ma tak naprawdę łatwych operacji - każda może się źle skończyć - wszak do  szpitala często trafiają tacy co "nigdy dotąd  nie  chorowali" a więc i nie leczyli  się a sytuacja jest taka, że trzeba natychmiast zadziałać bo w przeciwnym  razie umrą. Co prawda nie ma  żadnej gwarancji czy potem długo pożyją. Poza tym muszę  być  wciąż na bieżąco z nowymi metodami, nowym sprzętem, nowymi lekami, więc muszę też tkwić w  fachowej prasie.

Ostatnio  doszedłem do smętnego wniosku, że tak naprawdę to większość lekarzy chirurgów chyba nie powinna zakładać  rodziny.  Marta  mi uprzytomniła, że w tym zawodzie jest masa rozwodów. Powiedziała  mi to, gdy rozmawialiśmy o tym, że ona  wcale  nie żałuje, że nie poszła jednak na medycynę - jak stwierdziła to jednak zabrakłoby jej sił by być w 100% bardzo dobrym lekarzem a jednocześnie bardzo dobrą żoną i matką. Szczerze mówiąc, to zazdroszczę Wojtkowi takiej żony - jest szalenie inteligentną i mądrą kobietą, która przede  wszystkim wie czego chce.  I jest niesamowicie troskliwa, ale to taka mądra, matczyna troskliwość bez  wypytywania - nie wiem  skąd, ale ona bardzo dobrze  wie co każdemu z bliskich jej sercu jest w danej chwili potrzebne. Podziwiam jej intuicję - ona zawsze  wie co w  danej chwili powiedzieć i  zrobić.  Gdy przyjechała do mnie do kliniki z tą pociętą szkłem dłonią omal nie umarłem z przerażenia - po raz pierwszy mój profesjonalizm poszedł się gdzieś paść a mnie pod  czachą kłębiły  się same tragiczne scenariusze. A ona mi spokojnym głosem nadaje, że chyba wszystkie ścięgna są całe bo może wszystkim palcami poruszać - od razu  mi rozum wrócił do łba. I świetnie  ją rozumiem gdy mi opowiada o tym, że w laboratorium czuje, że jest w miejscu odpowiednim dla siebie. Jestem pewien, że praca naukowo-badawcza  i ona to będą dwie "papużki nierozłączki".  Masz po prostu  Wiesławie cudowną synową.  

Wiem o  tym- zapewnił go ojciec  Wojtka -i kocham  ją jakby była nie synową, ale moją rodzoną córką.  I wydaje mi się, że dziś wieczorem będzie  w domu burza mózgów, bo chcemy wszyscy byś miał jednak na święta dzieciaki - albo z Leną albo bez niej. Jeśli z Leną to i ze mną, jeśli bez Leny to będziesz  miał obok siebie Martę, Wojtka i swoje dzieci.

Następnego dnia Wojtek poinformował Andrzeja, że dzieci będą "eskortowane" przez Martę  i niego, że Marta i jego ojciec  mają "randkę" z ciocią i mamą Leny, które w tym celu zjadą z Otwocka do Warszawy. Więc niech  Andrzej szybko prześle upoważnienie do notariusza ( tu podał namiary na znajomego im obu  notariusza) oraz  by  zmienił nazwiska w rezerwacji. No i  niech  się zastanowi co mają mu przywieźć z Polski poza  dziećmi. No i żeby podał dokładnie dane  zrobionej rezerwacji. W dwie godziny później Andrzej nadał dla Wojtka  wiadomość, że już opłacił w  Biurze LOT-u ich przelot w obie  strony i podał też rezerwację przy tej opłacie, więc będą mogli w tym właśnie  miejscu  odebrać bilety. Poza tym ma namiary na  dobrego prawnika, bo chyba trzeba jednak to wszystko co dotyczy jego małżeństwa omówić z dobrym prawnikiem, bo sam "zdrowy chłopski rozum" to za mało w tej sytuacji. 

                                                                                   c.d.n.