sobota, 20 stycznia 2024

Córeczka tatusia - 71

 Do czasu wyjścia  Marty ze  szpitala Wojtek bywał w pracy tylko z racji wykładów, jego praca związana z doktoratem "zawisła na kołku". Resztę  czasu przesiadywał u Marty  w szpitalu, co wcale  nie przeszkadzało Andrzejowi by  regenerować siły w szpitalnym pokoju Marty. Marta wyszła piątego dnia po operacji, w dwa  dni później Wojtek ją przywiózł na  zdjęcie szwów.  Gdy szwy już były usunięte i cięcie zabezpieczone "omnistripami" a Marta wyposażona w ich odpowiedni zapas (Wojtek nabył je w aptece na terenie kliniki) Andrzej wyraźnie posmutniał mówiąc - i przed kim będę się teraz popisywał swą wiedzą i talentem chirurgicznym? Zostanę bez  was  sam jak palec!  

Marta podniosła jego dłoń i powiedziała - no faktycznie - każdy z twoich pięciu palców u  ręki jest samotny niczym rozbitek na  morzu. Nie widać w pobliżu żadnego palca.  Ale wiesz- dopóki będę na  zwolnieniu to możesz  do mnie zadzwonić i opowiedzieć  lub wysłać wiadomość i możesz to zrobić o dowolnej  godzinie  w ciągu dnia. Gdy wrócę na uczelnię to zostaną ci godziny popołudniowe od szesnastej do dwudziestej trzeciej. 

Mówisz poważnie? - zdziwił się Andrzej. A widzisz jakiś powód do żartów? - spytała Marta. Ja po prostu wiem co przeżywałam na pierwszych zajęciach praktycznych a tam nikogo nie kroiłam i cały  czas stała obok  mnie doświadczona kosmetyczka. A ty masz przecież olbrzymią odpowiedzialność za to co robisz. Zresztą nie tylko ty, anestezjolog także. To prawda - cicho powiedział Andrzej - obaj dostajemy  w kość i wychodzimy z  sali operacyjnej "złachani". Nie wiem skąd  to wiesz, ale tak właśnie jest. No ale Krzyś ani ja  nie jesteśmy początkującymi  lekarzami, więc teoretycznie  powinniśmy  być odporniejsi.

Marta uśmiechnęła  się - jak się chce  coś wiedzieć to się zawsze  człowiek dowie. Niektórzy lekarze pisali wspomnienia - być może w ramach autoterapii albo dlatego, że nie miał kto ich  wysłuchać ze zrozumieniem, a ich  zżerał najzwyczajniejszy, ludzki stress,  a jednocześnie bardzo kochali swój zawód. I na pewno był to lepszy sposób odreagowywania niż szukanie dna kieliszka. Mnie opowieści rodem z sali operacyjnej nie przerażają bo od dziecka miałam ciągoty do medycyny i dobrze  wiem o  czym czytam. A chirurgów to podziwiam za odwagę i poświęcenie. To specjalizacja  bardzo trudna. I wiesz  co? Dobrze, że nie opowiadasz Lenie o tym wszystkim, bo ona by tego po prostu nie uniosła. A mnie  życie na wiele sytuacji uodporniło - bo prawda jest  zawarta w przysłowiu, że co nas  nie  zabije to nas wzmocni, uodporni. 

Powiedziałeś, że myślę po męsku - nie ma  w tym nic  dziwnego, w gruncie  rzeczy mnie ojciec wychował bez udziału matki. Nawet gdy jeszcze nie byli rozwiedzeni to ona  się mną  nie  zajmowała - byłam dla niej tylko i  wyłącznie balastem i kotwicą przytrzymującą ją  przy mężczyźnie którego nie  kochała a którego dziecko urodziła - i był na to dowód w postaci badań genetycznych. No i  całe  szczęście, że już  wtedy można było zrobić badania genetyczne prywatnie. Co prawda  były bajecznie  drogie. Bo moja matka  na sprawie  rozwodowej podniosła  kwestię, że ona wcale nie jest pewna kto jest moim ojcem ale na pewno jestem jej dzieckiem, a wtedy tata pokazał wynik badań genetycznych a ponadto ja powiedziałam, że chcę mieszkać u taty i wyjaśniłam dlaczego nie  z nią. 

Takie przejścia gdy  się jeszcze jednak jest  dzieckiem w pewien sposób ustawiają człowieka. Wtedy  się jakoś szybciej dorasta i szybko zaczyna  się orientować że życie wcale nie jest błękitno - różowe z  białymi puchatymi obłoczkami, ale  ma wiele kolorów i odcieni, w tym wiele szarości i  czerni. Ojciec mi nie powiedział właściwie nigdy otwartym tekstem co spowodowało, że wystąpił o rozwód, ale kiedyś usłyszałam rozmowę  taty i jego kuzynki, z której dość jasno wynikało, że moja  matka zdradzała ojca i że raz ojciec ją przyłapał w naszym mieszkaniu w łóżku z facetem, bo - zupełnie jak na filmach - wrócił dzień wcześniej z delegacji zagranicznej. I ojciec najbardziej był przerażony faktem, że przecież mogłam ja na ten fakt  się  natknąć, bo mogły być nagle  skrócone  lekcje, co się wszak  zdarzało nie jeden raz. Więc nieoficjalnie wiem jaka  była przyczyna rozwodu ale czekałam z tym pytaniem aż do swej dorosłości, a potem odpuściłam - to było przecież bez  znaczenia. Może matka miała większe potrzeby, może nie  w takim wykonaniu - ta  wiedza nie  była mi już do czegokolwiek potrzebna.

Mój ojciec i Wojtka razem pracowali i przyjaźnili  się a my z Wojtkiem byliśmy parą i mój tata stanął na wysokości zadania - uświadamiał nas oboje. Wynalazł odpowiednie lektury, odpowiadał na różne  nasze pytania i nie  wyśmiewał nas, gdy Wojtek go zapewniał, że mnie kocha i się ze mną ożeni gdy dorośnie. Nie śmiał się ze mnie gdy fiksowałam z nieszczęścia, że Wojtek nie pisze gdy go wywieźli do Austrii by tam robił liceum. Więc jak widzisz życie nauczyło mnie pewnej twardości i patrzenia na nie z męskiego punktu widzenia.  

A Lena była i jest typową panienką z dobrego domu wychowaną w normalnej katolickiej nieco zakłamanej rodzinie i wiem, że nie bardzo rozumiałaby twój stres i uznała raczej za objaw twojej słabości  a  nie tego, że jest wynikiem  twojej wielkiej odpowiedzialności. A poza tym to bardzo słodka dziewczyna i taka  ciepła. I urodziła ci  dwóch bardzo fajnych synków. A ja jestem dumna z tego, że jesteś naszym najserdeczniejszym przyjacielem i uważasz Wojtka za brata. Więc w razie jakiejś "załamki" lub nadmiaru wrażeń możesz śmiało  "walić" do mnie. Doceniam poza  tym i to, że pokazałeś  mi się, że tak to nazwę, bez makijażu bohatera pokonującego hydrę. I to właśnie było wg moich standardów bohaterstwem. Wojtek  spoglądał zdziwiony na oboje, więc Marta wyjaśniła-  pokazał mi  się zaraz po ciężkiej operacji  bez maski i czepka i nim poszedł pod prysznic. A Andrzej dodał - a ona nie uciekła z krzykiem tylko mnie usadziła  na stołku i zajęła się mną  jak mama swoim małym, głupim  dzieckiem. Masz bracie cudownie mądrą żonę.   Wykąpała cię? - zapytał Wojtek. 

Andrzej stanął obok Marty, która w klapeczkach bez obcasów nie dosięgała mu czubkiem  głowy nawet do ramienia  - otwórz oczy- powiedział  i spójrz kto kogo mógłby kąpać. Umyła mi tylko czymś tajemniczym twarz, wytarła potem polepione włosy i osuszyła ręcznikiem. Na  sali operacyjnej jest diablo gorąco a do tego jesteśmy w maskach i tych  czepkach, pielęgniarki nam  wciąż pot z czoła ocierają bo nam tylko oczy widać. A to nie  była nawet zbyt długa operacja. A dlaczego tam jest tak gorąco? Mnie nie  było gorąco gdy mnie operowałeś. Andrzej  tylko  westchnął  -  no bo leżałeś nago okryty tylko płachtami, które nie były z futra. Nie pamiętasz?  No faktycznie - chyba mi pomagali zdjąć piżamę przed salą operacyjną i na pewno byłem nagi do znieczulania.  No pewnie - powiedział  Andrzej- trudno byłoby  się wkłuć gdybyś miał na sobie piżamę. A to wkłucie to mnie  nie  bolało - przypominał  sobie  Wojtek. No bo dostałeś zastrzyk żeby cię nie bolało- dodała  Marta. A skąd wiesz?- przecież  ciebie tam nie było. Wiem bo sobie o całej operacji poczytałam - uświadomiła  go Marta. Lubię być doinformowana. Taka dziwna po prostu jestem. 

W ogóle to bym chciała jakąś operację zobaczyć.  A po co? -zdziwił się Wojtek. No bo jestem  ciekawa - popatrz - mam takie nieduże cięcie, a mój wyrostek był nie tam gdzie powinien być a prawie pod  wątrobą a to jednak kawałek drogi, więc mnie  ciekawi jak chirurg przez takie  małe  cięcie może sobie pogmerać w  brzuchu by tam coś znaleźć. Popatrz - normalnie wyrostek jest na początku okrężnicy, o tu - i dźgnęła Wojtka palcem w dolny prawy róg brzucha a wątroba tu. Nieduże  cięcie było na dole a wyrostek był na górze, schowany, przecież na  zdrowy rozum to go nie było widać. Więc to mnie intryguje. 

Andrzej patrzył na oboje z  zainteresowaniem i  powiedział - cięcie można powiększyć rozszerzając odpowiednio hakami. A poza tym każdy chirurg wie   gdzie ma  szukać. A tak w  ogóle masz cieniusią warstwę tkanki tłuszczowej, jak mi się w oczy rzuciło. No chyba nie jestem za tłusta. No właśnie nie jesteś - przecież powiedziałem, że to cieniusia warstewka,  mogłaby z powodzeniem być grubsza. I dlatego się pan doktor nieco śmiał, gdy powiedziałaś, że podtrzymywałaś sobie  brzuch, który w żadnym miejscu nie  wystaje, jest niemal  wklęsły.

No zobacz Wojtek - ona  naprawdę się marnuje- ogania  się od tej medycyny a wie co i gdzie ma w środku i nawet chciałaby operację obejrzeć. Jeśli znajdę w  chacie jakąś kasetę to ci przywiozę i sobie na magnetowidzie obejrzysz. Nie wiem tylko czy mam z polskim tekstem. Ale  może któryś z chłopaków ma. Naprawdę są takie kasety? - rozpromieniła  się Marta. No są, ostatnio załapałem  film z zabiegu laparoskopem - usuwanie pęcherzyka żółciowego. Ale operacja jest prowadzona pod pełną narkozą bo nigdy nie wiadomo czy uda  się wszystko usunąć laparoskopem i wtedy trzeba normalnie ciąć pacjenta tradycyjnie. Tu się udało, bo choć pęcherzyk był całkowicie zapakowany to kamyczki były malutkie. Na USG widać  było tylko to, że jest pełny jakiejś treści. 

Wojtek  patrzył się na Martę i Andrzeja jak na parę świrów. A po co się nakręca takie  filmy?- spytał. No dla tych którzy albo już są lekarzami albo dopiero będą. To po prostu jest pomoc naukowa- wyjaśniał  Andrzej. Tak  samo jak się robi filmy przyrodnicze lub inne instruktażowe. Równie dobrze mógłby się ktoś dziwić po co się nakręca  film  jak zmienić koło w  samochodzie. Jest cała  masa filmów z porodów. Jedne  są bardziej instruktażowe nakręcone  w różnych szpitalach, inne natomiast to takie  bardziej "pamiątkowe- amatorskie".  

Nie  miałem o  tym pojęcia- sapnął Wojtek. Jakoś mi to umknęło. No to już masz - podsumowała Marta. Właściwie  to żyjemy w epoce  obrazkowej- część to obrazki ruchome, część tylko zdjęcia. Każdy ma komórkę lub smartfona i  cyka zdjęcia bez przerwy lub kręci jakiś filmik. Popatrz na dzieciaki - prawie nie  rozmawiają ze  sobą, każde  zatopione w jakichś obrazkach, bo te ich gry to też  wszak obrazki, tyle że  ruchome. No bo ja to właściwie  nie interesuję  się medycyną - stwierdził Wojtek. Zauważyłam - cud, że wiesz, że będę kosmetologiem - westchnęła Marta.

Wyobraźcie sobie, że już  znam grafik na święta -Andrzej postanowił szybko zmienić temat dyskusji. No i jak? - spytał Wojtek. Super - dyżur to mam tylko nockę w  drugi dzień świąt. To jakiś cud  nad Wisłą. Więc tak jak się umawialiśmy- wigiliopodobny posiad z kompletem waszych  dwóch ojców i jednej mamy oraz  psa zrobimy my. I teraz  uwaga - sprzedajemy dzieci i babcię do jej  siostry pod Warszawę, do Otwocka. I nawet nie  muszę ich odwozić bo przyjedzie po nie i dzieciaki siostrzeniec mojej teściówki i odwiezie  całe towarzystwo do Warszawy dzień po świętach. To jest prezent mojej teściowej dla nas. Ala już do nas telefonowała, że u nich będzie spęd  w  drugi dzień  świąt tak od południa. Oczywiście  spęd z całą piątką dzieci, bo będzie Michałowa  trójka i nasza dwójka. Ala się  śmieje, że Irenka będzie  niczym rodzynka w cieście- ona jedna i czterech chłopaków. My z Michałem do pilnowania dzieci zwłaszcza  na przejażdżce i pewnie teść Michała, reszta towarzystwa może  spokojnie posiedzieć  w  domu. I będzie fajnie jeśli będą też rodzice Marty i koniecznie  dziadek Wiesiek.  No nie wiem,  czy moi rodzice będą, bo coś słyszałam o operze w drugi dzień świąt i nie  wiem czy  aby "dziadek Wiesiek" z nimi  nie idzie, bo on  zawsze  był wielce operowy - powiedziała Marta.  Ojej, zmartwił  się Andrzej, chłopcy go uwielbiają! I gdyby  mnie  się tak słuchali jak jego to byłbym  szczęśliwy.

Andrzej, a jakim cudem twoje dzieci będą miały przejażdżkę z dziećmi Michała w drugi dzień świąt, skoro mają wrócić do Warszawy dopiero po świętach -  zauważyła przytomnie Marta. Andrzejowi aż szczęka opadła. No faktycznie - zupełnie o tym nie pomyślałem!  Ale  nie  będę teraz odwoływał ich pobytu w Otwocku - okrutnie  by  się teściowa na  mnie obraziła. No to muszę zaraz zatelefonować do Ali i Michała i złożyć samokrytykę, że jestem sklerotykiem. Poczekajcie  chwilę,  zrobię to od razu. Strasznie "gęsto i długo" się tłumaczył i przepraszał za  swoje gapiostwo. 

Ale na wieczór wigilijny to jesteśmy umówieni - przychodzicie wy z dwoma  tatusiami i jedną mamą i psem- zgadza  się?  No, zgadza  się powiedziała  Marta. To znaczy, że my z Leną będziemy aż trzy dni bez dzieciaków!  Aż mi  się wierzyć nie  chce! Nieprawdopodobne! Jak ja  to przeżyję?  Przeżyjesz - masz tylko dwa i pół dnia sam na  sam z Leną i przypomnisz  sobie jak to było gdy w każdej chwili mogliście się kochać i gdy nocą nie przytuptywały  do was dzieci bo coś złego się  śniło i mama z tatą musieli zły sen odganiać tuląc i całując. Dlaczego tylko dwa i pół dnia  powiedziałaś?- spytał Andrzej. No bo przecież zaprosiłeś na na posiad wigilijny - zapomniałeś?  Powiedziałeś, że zaczniemy około 16,30, więc do jakiejś godziny 15,00 będziecie sami sobie sterem i okrętem. 

Ale myślę, że może będzie lepiej byście to wy do nas zjechali na wigilię? Ja  się nie narobię, bo tata Wojtka u nas cudownie kucharzy, a wy po całym dniu wypoczynku bez szkrabów posiedzicie u nas z dwoma tatusiami i jedną mamą i psem. To będzie taki wasz początek relaksu. A ty Andrzejku w  wigilię nie pracujesz?  Pracuję,  ale do 14,00 a przychodnia nieczynna. No widzisz- to zrobimy tak, że ty sobie  rano popracujesz a potem na 17,00 przyjedziecie do nas, na  waszą cześć to ja nawet będę miała żywą choinkę i dodatkowo gałęzie by był zapach. I posiedzicie tak długo jak długo będziecie  mieli ochotę. A potem będziecie mieli całe dwa  dni wolne od dzieci. 

Ty się lepiej posłuchaj Marty, jeśli nie  chcesz mieć u niej przechlapane - doradził Wojtek. A ona naprawdę się nie narobi z okazji wigilii, bo mój ojciec uwielbia pichcić i jej do gotowania i pieczenia nie  dopuści.  Tylko już teraz powiedz, czy chcecie tradycyjną postną katolicką wigilię czy może protestancką z dobrym mięseczkiem. Zresztą jak znam życie to na  stole będą i postne i nie postne  dania. I czy jest coś czego Lena nie je? - bo wiem, że ty jesz  wszystko. 

No ale ja  chciałem byście pobyli  z nami w tym nowym mieszkaniu - tłumaczył Andrzej. No ale  się chyba z niego jeszcze  nie  wyprowadzacie- jeśli  się nie mylę- więc wpadniemy w któryś weekend, na kawę i zobaczyć  ile  chłopcy urośli.

                                                                    c.d.n.