sobota, 25 maja 2013

Po prostu życie - cz.VII

Chyba większość  kobiet w  odmiennym stanie przeżywa huśtawkę nastrojów. Jakby na to nie
spojrzeć cały organizm bierze udział w hodowli małego człowieczka.
Kobiece hormony wariują, a w rytm ich działania zmieniają się myśli i nastroje, nie mówiąc już
o smakach i apetytach na dziwne rzeczy.
Lilka, jak już wiecie, była bardzo wrażliwą osobą. Od chwili wyjazdu z domu rodzinnego cały
czas bardzo tęskniła za mamą , bratem,  kuzynkami. Za tymi chwilami, gdy wszyscy spotykali
się w wielkiej, wspólnej kuchni, za wspólnie szykowanymi miejscowymi przysmakami, wesołymi
posiadami przy blinach. Wspominała rzewnie nawet zupę rybną, za którą wtedy nie przepadała.
A najbardziej brakowało jej tego rodzinnego ciepła i serdeczności, które dawały poczucie
bezpieczeństwa.
Z przykrością zauważyła,  że polskie kobiety wcale nie są dla siebie serdeczne. Rozumiała,
że jest tu "obca",  więc i traktowana bardziej oficjalnie, ale nie zauważyła, by polskie kobiety
pomagały sobie wzajemnie. Podobnie jak i  Rosjanki nie miały łatwego życia - praca , dom,
dzieci, zakupy. To na głowach kobiet były sprawy domu, mężczyzni się takimi sprawami
 nie zajmowali.
Dziwiło ją jeszcze coś - większość Polaków chodziła do Kościoła. Naiwnie spodziewała się,
że skoro jest to kraj tak bardzo katolicki, to ci wszyscy chodzący regularnie do kościoła,
słuchający co niedzielę nauk głoszonych z ambony, będą choć trochę dla bliznich milsi, bardziej
wrażliwi na krzywdę, która się dzieje obok.
Lilka nie potrafiła przejść obojętnie obok staruszki, która z trudem dzwigała ciężką od zakupów
siatkę,  w szkole, gdy zauważyła, że jedna z dziewcząt nigdy nie jada drugich śniadań, zaraz się
tym zainteresowała.Zorganizowała akcje pomocy dla uczennic z rodzin gorzej sytuowanych.
Co dziwniejsze, nie zyskała wcale poklasku reszty ciała pedagogicznego - za plecami
okrzyknięto  ją  "nawiedzoną społecznicą".
Niezbyt udany dowcip Wacława sprawił, że Lilka jeszcze bardziej zaczęła tęsknić za matką
i rodziną, coraz mocniej zaczęła odczuwać swój brak "umocowania w rodzinie".
Postanowiła, że napisze podanie o bezpłatny urlop i w ostatnim miesiącu ciąży pojedzie do
matki- tam urodzi dziecko i spędzi przysługujący jej urlop macierzyński.
Wacław się nieco na to krzywił, ale z drugiej strony miał teraz w biurze okres reorganizacji,
często musiał znacznie dłużej pracować, przynosił do domu teczkę pełną papierów  i do
póznej nocy nad nimi ślęczał.
I choć zapewniał Lilkę trzy razy dziennie , że cieszy się z tego, że zostanie ojcem, Lilka wcale
nie była pewna, że tak jest naprawdę.
Ona sama z lękiem myślała o tym, jak sobie poradzi z maleństwem w tym mikroskopijnym
mieszkaniu.  O tym, by przestała pracować i zajęła się tylko wychowywaniem dziecka raczej
mogła zapomnieć -  nie utrzymaliby się z jednej pensji Wacka.
Podanie Lilki dyrekcja rozpatrzyła pozytywnie. I pewnego lutowego wieczoru Wacek odwiózł
Lilkę na dworzec i usadowił w pociągu jadącym do Moskwy. I choć była to podróż długa i
męcząca, Lilka była w radosnym nastroju - wreszcie miała zobaczyć mamę i resztę rodziny.
W przedziale miała starszą Rosjankę, która z miejsca zaczęła się Lilką opiekować. Dopilnowała,
by Lilka koniecznie zjadła coś przed zaśnięciem, kazała konduktorowi przynieść koniecznie
zapasowy koc, by przypadkiem Lilka nie zmarzła w nocy.
c.d.n.