Gdy teść już wyszedł Marta zapytała się Wojtka, czy gdy mieszkał z rodzicami to też tak się wciąż "ścierał" z ojcem. Przecież ja się z nim nie kłócę, mamy po prostu zupełnie różne poglądy na życie a poza tym do ojca nie dotarło, że już nie jestem dzieckiem, które musi się go słuchać bo nie ma innego wyjścia. Im obojgu wciąż się wydaje, że mogą decydować o tym co ma mi się podobać a co nie i że mogą mi narzucić swój punkt widzenia. To że mam mieszankę ich genów nie oznacza wcale, że tak samo jak oni mam patrzeć na to wszystko co mnie otacza. Na szczęście w jednym, najważniejszym dla mnie punkcie się zgadzamy, a tym punktem to jesteś ty. Mam wrażenie, że gdyby ciebie nie lubili nie zawahali by się usunąć cię z mojego pola widzenia. Mama to pewnie by tolerowała każdą, która w jej mniemaniu dbałaby o mnie, poza tym ona zawsze marzyła o posiadaniu córki. A ojcu się podobasz jako kobieta i ceni w tobie to, że można z tobą o wszystkim porozmawiać- bo on lubi inteligentne kobiety.
Marta roześmiała się - twoi rodzice zawsze mnie czymś zaskakują- bo ja nie mam przed tobą żadnych tajemnic. Może dlatego, że znamy się niemal "od zawsze" i oboje robiliśmy to co było zakazane w naszym wieku. Wtedy zazdrościłam ci mamy, bo twoja cię kochała, a ja dla mojej byłam tylko swego rodzaju gwoździem w bucie. Twoja ciebie i mnie przytulała. A moja to pewnie by mnie nawet nie rozpoznała w tłumie innych dziewczynek. A gdy zaczęła romansować i regularnie znikać z domu to ja byłam z tego powodu zadowolona i nie mówiłam tacie, że gdy on jest w delegacji to zawsze po szkole jestem w domu sama bo ona gdzieś wychodzi. Ale, jak to mówią, kłamstwo ma żywot krótki i kiedyś tata wrócił dzień wcześniej z delegacji - ja byłam sama w domu, tata mnie nieco podpuścił swoimi pytaniami i wygadałam się, że ja zawsze wracam do pustego mieszkania po szkole, czyli chodzę z kluczem na szyi w sytuacji gdy moja matka nie pracuje zawodowo, bo zdaniem taty to dopiero po szkole podstawowej dziecko mogłoby wracać do pustego mieszkania.
Nie było z tej okazji żadnej awantury, ale w dwa albo trzy tygodnie później tata mi powiedział, że moja mama się wyprowadza i że będziemy mieszkali bez niej i że wezmą rozwód i że mam sobie przemyśleć czy chcę z nią mieszkać czy z nim. I że on uszanuje każdą moją decyzję. Matka nie spodziewała się, że ja powiem w sądzie, że chcę zostać z tatą i że powtórzę w sądzie to wszystko co od niej wysłuchiwałam. I tata wtedy zmienił pracę żeby tak często nie wyjeżdżać. Nie chciał od niej alimentów - po prostu chciał mieć z nią jak najmniejszy kontakt. Adwokat namawiał go, żeby pozbawił ją praw rodzicielskich, ale to przedłużyłoby sprawę, a tata chciał by to wszystko szybko się zakończyło i jak najmniej mnie dotknęło. I wtedy w sądzie po raz ostatni i on i ja ją widzieliśmy.
Kiedyś się zapytałam taty, czy kontaktował się z matki rodziną, ale powiedział, że tylko raz się spotkał ze swoją teściową gdy ja się urodziłam i wtedy "dostałam" te nasze obrączki. A on nigdy nie był u rodziny mojej matki, bo jak powiedział to moja matka była "w pewnym sensie usunięta ze swojej rodziny" i to jeszcze nim ją poznał. Raz w życiu miałam jakiś dziwny przypływ ciekawości i zastanawiałam się czy by nie odszukać tak zwanych korzeni, ale po głębszym namyśle stwierdziłam, że zapewne lepiej nie rozdrapywać dawno przyschniętych ran i do niczego nie jest mi potrzebna wiadomość czy gdzieś jest moja matka która nigdy mnie nie chciała i jaka była i jest jej rodzina.
Nawet kiedyś powiedziałam o tym tacie i on stwierdził, że dla niego byłam oczekiwanym choć jeszcze nie planowanym dzieckiem i pokochał mnie nim mnie zobaczył. I że być może charakter i cała psychika mojej matki kształtowały się w dość nienormalnych warunkach, bo jej rodzina to byli repatrianci z dzisiejszej Białorusi i być może czas wojny, potem wygnania i tułaczki, zamieszkanie po wojnie na Ziemiach Zachodnich, trudności powojenne, świadomość, że dom rodzinny i ziemia przepadły - może to wszystko razem wzięte zaowocowało tym, że więzy rodzinne zanikły, młodzi już nie wierzyli w trwałość rodziny. Siebie też winił, bo często był poza domem, nie skojarzył, że jego nieobecność i mniejsze zaangażowanie w samo małżeństwo zaowocują zdradą. Był przekonany, że każda matka kocha swe dziecko i stara się dbać o nie jak najlepiej.
Gdy mi powiedziałeś, że mnie kochasz i że chcesz byśmy się pobrali przestraszyłam się, bo pomyślałam, że może matczyne geny się u mnie ujawnią i unieszczęśliwię ciebie, siebie i z czasem dziecko. A potem sobie uzmysłowiłam, że gdy mieliśmy po 14 lat też mi mówiłeś, że mnie kochasz i że chyba nie mam za wiele z mojej matki bo wiem, czuję to, że możemy stworzyć dobrą rodzinę i na pewno będę kochała nasze dziecko, bez względu na jego płeć. Tata zawsze mówi, że geny to tylko połowa tego co sobą przedstawiamy, że szalenie ważne jest co wyniesiemy z domu, jak nas wychowano. I myślę, że może byłoby całkiem fajnie, gdyby twoi rodzice zjechali na święta do Warszawy i poszlibyśmy w trzy pary do opery - chyba masz tam nadal chody. Popatrz jak fajnie- jedno małżeństwo z długim stażem, my staż certyfikowany to mamy niedługi, ale dość długo jesteśmy razem i takie świeżynki w związku jak Pati i tata. Świeżynki , ale po przejściach.
Myślisz o Sylwestrze w Operze?- spytał Wojtek. No właśnie - zamiast prezentów pod choinkę, bo wymyślanie prezentów pod choinkę przyprawia mnie o ból głowy. Noo, pomyślę o tym, złapię tylko tego chłopa, którego mama tam pracowała - mam nadzieję, że nadal tam urzęduje, miała niezłe tak zwane "boki". Jeśli pójdziemy do Opery w Sylwestra to włożę długą, czarną, aksamitną suknię z dekoltem na plecach - o ile jeszcze się w niej mieszczę, bo kupiłam ją na bal maturalny na który nie poszłam - Marta rzuciła "przynętę".
Dlaczego nie poszłaś? - spytał Wojtek. Bo napisałeś, że nie będziesz w tym czasie w Warszawie. Ale ty nie napisałaś, że to chodzi o to, żebym poszedł z tobą na bal a ja wtedy się awanturowałem w domu w kwestii studiów i w końcu wyjechałem na egzamin i dziwnym trafem go zdałem i zacząłem, tak jak planowałem, studia w Warszawie. Według mnie i prowadzonego przeze mnie badania palpacyjnego to nie zmieniłaś zbytnio wymiarów.
A ten dekolt na plecach - Wojtek zaczął drążyć temat- to jest duży? Nooo, może raczej on jest długi i wąski, tak mi ciut za talię sięga, ze trzy centymetry. Za to wielce nobliwa kiecka z przodu- zero dekoltu, długie rękawy, wąskie z "pęknięciem" na całej długości, czyli możesz komuś łokieć pokazać, rękawy wykończone w szpic nachodzą na dłonie- nie nadaje się by mnie ktoś całował w rękę. Na końcu szpica jest pętelka, w którą wchodzi środkowy palec, na pętelce jest czarna perełka. Czyli będę cię całował w wewnętrzną stronę dłoni stwierdził Wojtek . Ty - tak, innym wara! I słusznie, czyli wiesz co to znaczy w tajemnym kodzie męsko-damskim zauważył Wojtek. Najlepsze , że ja to wiem jeszcze od szczenięcych lat, gdy się czytało różne romansidła. Najbardziej lubiłam sceny gdy kobiecisko mdlało jeszcze nim do czegoś doszło a potem się otrzepywało z kurzu niczym kura gdy ją kogut przeleci. Krążył po klasie taki filmik i wszyscy go oglądali - na początku z wielkim przejęciem a potem krążył celem rozbawienia. W naszej klasie królowało powiedzonko: "no nie mów, bo zemdleję z wrażenia i będę się musiała otrzepywać!"
To miałaś wesołą klasę- stwierdził Wojtek. No ale nie była nawet w połowie tak wesoła jak ostatnia klasa w naszej podstawówce - zapewniła go Marta. Nigdy nie urwaliśmy się całą klasą do kina, nikt nie ciskał w czasie filmu obślinionymi miętówkami z balkonu na widzów na parterze, nikt nie uciekał z lekcji przez okno toalety na parterze i nikt nie zdewastował śmierdzących materacy na sali gimnastycznej. I nikt nie zawiesił całej klasy za złe zachowanie i połamanie kilku krzeseł. Pamiętasz chyba jak to było.
Za to mieliśmy w I licealnej mnóstwo śmiechu gdy dwóch kolesi rzucało w siebie pomidorami i były wyświnione ściany i potem nasi rodzice klnąc musieli odmalowywać ściany w klasie. Przez te cztery lata klasa jakby schamiała. Było ze trzech drugorocznych, jeden mawiał, że jakoś dotrwa do ukończenia 16 lat, a potem to wszak obowiązek szkolny już zanikał. Dyrekcja też z utęsknieniem czekała by ukończył te 16 lat, żeby go wyrzucić ze szkoły. Nie lubiłam tej szkoły. Za to były tam fajne pracownie, fizyczna i chemiczna. W biologicznej nie wolno było wyciągać preparatów z szaf by je oglądać pod mikroskopem, za to był puszczany film jak to wygląda. No i chłopcy już popalali w toalecie, więc wciąż były jakieś awantury.
A jeden debilowaty tatuniek przywiózł swojemu pierworodnemu coś jakby kindżał, a że debilizm jest dziedziczny to gówniarz przytargał go do szkoły, a to jest broń obosieczna, łatwo kogoś nawet niechcący skaleczyć. I gdy mu chciano go zabrać (pan od WF był taki odważny) chłopak wskoczył na parapet, otworzył okno i groził że wyskoczy z tego drugiego piętra. Dobrze, że któryś z kolegów pobiegł do sekretariatu i wezwano policję i durnocie zaraz odechciało się skakania gdy zobaczył nyskę policyjną. Zaraz po policji dojechał jego tatulek i razem ze smarkaczem pojechali na komendę. I to był jego ostatni dzień w tej szkole. Nie wykluczam, że właśnie o to mu szło. Nie da się ukryć, że kolegów to miałam koszmarnych.
Niektóre z dziewczyn to były całkiem fajne choć też paliły i to niekoniecznie zwykłe papierosy. Ja to miałam przechlapane, bo nie chodziłam na żadne prywatki i w pewnym sensie byłam poza nawiasem. Nie piłam, nie ćpałam, nie łaziłam z chłopakami, a jeśli wagarowałam to sama. Raz spotkałam na wagarach Tadka Ł. z naszej ostatniej klasy i poszliśmy do....Muzeum Techniki bo była fajna wystawa modelarzy, a on był w MDK na modelarstwie lotniczym. Co prawda najwięcej było modeli przeróżnych statków, parowców i klasycznych starych żaglowców. Podobno wykonanie takiego o długości 75 cm może pochłonąć nawet rok. Oglądałam i czułam, że szczękę mam coraz niżej. To trzeba mieć nie tylko anielską cierpliwość i zręczne ręce ale trzeba szalenie dużo wiedzieć o tym statku lub samolocie którego model dłubiesz. On poszedł do jakiegoś Technikum za którym nie przepadał. Nie pamiętam do jakiego. Ale strasznie narzekał, że ciężko mu idzie bo "na warsztatach" coś musiał toczyć, frezować i coś tam jeszcze, ale najgorsze było to, że potem trzeba było wszystko sprzątać. A to były straszne brudy.
Z tatą miałam umowę, że nie częściej będę się urywać ze szkoły niż 2 razy w miesiącu. I tata zawsze mi pisał usprawiedliwienie. Ale nigdy nie wagarowałam z powodu jakiejś klasówki. Mnie po prostu często strasznie się nudziło w szkole. Tata zawsze mówił w szkole, że jestem bardzo delikatnego zdrowia i często choruję. Trochę było w tym prawdy bo miałam ropne migdały, ale byłam do nich bardzo przywiązana i nie chciałam dać ich wyciąć. A jak ostatnio byłam u laryngologa to zajrzał mi w dziób i powiedział- tu już są tylko dziury po migdałach - ropne dziury. Tego się już nie da wyciąć. I brałam antybiotyk - dość długo. Na razie mam spokój.
Bardzo szanuję twojego tatę za ten jego realizm życiowy - powiedział Wojtek. Dobrze, że mieszkamy tak blisko siebie i fajnie byłoby mieszkać w tym samym budynku. Cały czas mam nadzieję, że to się kiedyś uda. Pomyślałem, że może udałoby się nam jakoś tak pokombinować by może udało się nam te dwa nasze mieszkania na Ursynowie zamienić na dwa w jednym bloku. Muszę przejrzeć rejestr swoich różnych znajomych, bo przydałby się ktoś z kierownictwa - jakiś prezes. Bo tu będzie szło o zamianę a nie o przyznanie mieszkania poza kolejnością. Jedno mnie tylko wstrzymuje - stąd masz lepszy dojazd na swoją uczelnię.
Wiesz, tu mamy cztery pokoje, tam będą tylko trzy - zauważyła Marta. Poczekajmy jeszcze trochę. Pati ma tu pracę i tu jest wszystko już zagospodarowane. Bo przecież tak na zdrowy rozum tu mamy do nich naprawdę bliziutko. Zaczekajmy spokojnie aż obronisz i rozejrzysz się za pracą. Dla mnie najważniejsze, że my jesteśmy razem i że mnie kochasz. A reszta - zawsze się jakoś ułoży. Kocham cię ogromnie - zapewnił ją Wojtek. I dla mnie też najważniejsze, że jesteśmy razem. Zobacz, chyba psisko się budzi. Ona się tak zabawnie przeciąga, zawsze mam wrażenie, że za moment przetrze oczy łapką. Fajna jest. Chyba trzeba z nią pójść na spacerek. A ty słyszałeś jak ona czasami ziewa? Bardzo często ziewa głośno- wydaje z siebie taki śmieszny pisk. Bo ona w ogóle jest dość śmiesznym zwierzątkiem - stwierdziła Marta.
Misia wstała, jeszcze raz się przeciągnęła i podreptała do drzwi balkonowych. Ona chyba sprawdza jaka jest pogoda. Bardzo często gdy widzi mokry balkon to szybciutko wraca do swego posłanka, bardzo nie lubi chodzić po deszczu, nawet w swoim płaszczyku. Zaraz wróci spod drzwi i stanie przed nami hipnotyzując nas spojrzeniem, bo balkon jest suchy. Założymy jej polarowy kabacik, ona go bardzo lubi, bo jest leciutki i jednocześnie miękki i ciepły.
c.d.n.