Trzy dni przed wyjazdem z Berlina, późnym wieczorem, Kazik powiedział do Teresy - jest pewna sprawa, o której musimy porozmawiać, bo podjąłem pewną decyzję bez porozumienia z tobą. Jak wiesz, to pracowałem tu dość długo i całkiem dobrze, a nawet bardzo dobrze zarabiałem, a niespełniona wtedy miłość do pewnej mężatki, która ukrywała starannie przed wszystkimi fakt, że jej małżeństwo jest katastrofą, sprawiła, że nie wydawałem zarobionych tu pieniędzy. To nasze warszawskie mieszkanie kupiłem ze spadku po rodzicach. Mój ojciec z uporem maniaka kupował ziemię - działki rekreacyjne, dzięki czemu i Kris i ja mogliśmy kupić w Warszawie mieszkania.
I te zarobione tu pieniądze zainwestowałem w kupno w Berlinie mieszkania trzypokojowego w zrewitalizowanym budynku. Nie przewidywałem powrotu do Polski. I pewnie gdybym nie pojął między wierszami, że jednak twoje małżeństwo nie wygląda wcale różowo, to bym pozostał za Odrą. Przed powrotem do Polski te moje trzy pokoje z kuchnią wynająłem lokatorom. Płacą regularnie czynsz i oczywiście media, dzięki czemu to mieszkanie nie generuje kosztów, bo koszt pożyczki bankowej spłacają najemcy. Przed opuszczeniem przez nich mieszkania mają je na koszt własny odmalować, ponaprawiać wszystko, czyli oddać je w takim stanie jaki był w chwili wynajęcia. O tym kupnie mieszkania nie powiedziałem Krisowi. Nie powiedziałem też i tobie - nie byłem pewien, czy nie będzie ci za ciężko ukrywać tę wiadomość przed Krisem i swoim tatą. Nie doceniłem ciebie, za co cię teraz przepraszam. Ale wierz mi - było mi źle z tym ukrywaniem tego przed tobą.
Wczoraj byłem tu notariusza i zrobiłem akt notarialny- spadkobiercami jesteście ty i Alek. I dałem w banku upoważnienie na ciebie do mojego konta. Umówiłem się na jutro z najemcami, że wpadniemy na chwilę do tego mieszkania żebyś je obejrzała. Nie wykluczam sytuacji, że gdy szczęśliwie wymodzę ten doktorat to przeprowadzimy się do Berlina. Te trzy pokoje z kuchnią są metrażowo takie jak nasze pięć pokoi z kuchnią. Jeden z pokoi nadaje się na podzielenie go na dwa pokoje i, co najważniejsze, mam zgodę właściciela budynku na takie rozwiązanie.
Zik, nie masz za co mnie przepraszać - to twoje pieniądze, nie moje. Nie kochanie - to nasze wspólne pieniądze - nie mamy rozdzielności majątkowej, więc to co moje to i twoje. Nie jestem niestety optymistą i nie umiem przewidzieć jak się ułoży moje życie zawodowe gdy zrobię ten doktorat. Tu z doktoratem będę osobą pożądaną pod względem zawodowym ale wątpię by tak było w Polsce. Oczywiście jeśli się przeniesiemy to z tatą i tata o tym wie i akceptuje takie rozwiązanie. Ale tacie nie mówiłem o tym, że mam tu mieszkanie. Śmieszne - ale od razu mi lepiej gdy ci o tym mieszkaniu powiedziałem. Nie wiem czy cię to pocieszy, ale Kurt też dopiero teraz dowiedział się o tym, że kupiłem mieszkanie. Bo ja je tu będąc wynajmowałem, a że się mi dobrze mieszkało, to je kupiłem. Ale mi wybaczył, że nic wcześniej nie mówiłem. I wspaniałomyślnie nas tam jutro zawiezie, chociaż moglibyśmy tam dotrzeć metrem lub autobusem, ewentualnie taksówką. I już nie mam przed tobą żadnych tajemnic. Tu masz wyciąg z konta mojego tutejszego banku. I jutro rano tam wpadniemy, złożysz podpisy, dostaniesz kartę.
Teresa uśmiechnęła się- pewnie się zdziwisz, ale nie mam o to do ciebie żalu- miałeś takie niespodzianki z Anką, że miałeś prawo stracić zaufanie do wszystkich ludzi, a do kobiet zwłaszcza. A co do konta - no to teraz rozumiem, dlaczego tyle pieniędzy wydałeś na Alka. Ty wydawałeś a ja się zastanawiałam ile nam forsy "zapasowej" zostanie na koncie- nie skojarzyłam, że płacisz inną kartą. Kazik uśmiechnął się - widziałem twoje zdziwienie, czekałem kiedy mnie zapytasz czy aby mam jeszcze mózg w porządku, ale ty tylko zagryzałaś dolną wargę i nic nie mówiłaś. Zaimponowałaś mi tym. Bo tak lekko biorąc to 80% żon zrobiłoby z tego aferę zaraz po wyjściu ze sklepu. A co ci miałam mówić, skoro teraz ja nie przynoszę pieniędzy do domu a tylko ty. Pomyślałam tylko, że w liczeniu ty i tak jesteś lepszy ode mnie i w najgorszym przypadku będę w Warszawie oszczędzać i że zawsze można nieco zredukować nasze koszty utrzymania bez większego trudu.
Kochanie, nie będzie takiej potrzeby, wszystko będzie tak jak było. Nie przynosisz pieniędzy do domu, ale dzięki temu nie wydajemy pieniędzy na prywatny żłobek lub jakąś opiekunkę do dziecka. I dziecko nie choruje i świetnie funkcjonuje. Nie umiem ci nawet powiedzieć jaki jestem ci za to wdzięczny. Jesteś nieco uwiązana w domu z dzieckiem, na dodatek dbasz jeszcze o tatę i o mnie i obaj z tatą to bardzo, bardzo doceniamy. A na dodatek nie narzekasz z tego powodu.
No a na co miałabym narzekać? Przed podjęciem decyzji o posiadaniu dziecka dobrze wiedziałam co mnie czeka. Uważam, że mam szczęście, bo dziecko zdrowe, nie ma jakichś wad wrodzonych, ty mi bardzo dużo pomagałeś zaraz po rozwiązaniu, tata też nie jest uciążliwy, mnie się jednak wszystko dobrze wygoiło, chociaż nie bardzo wierzyłam, że to nastąpi. Kocham cię nadal tak samo, jestem najszczęśliwsza gdy jesteśmy bliziutko siebie. I wiem, że ty zawsze dbasz o dobro Alka, moje i taty. I pozostaje mi tylko codziennie modlić się do bóstw wszelakich by taki stan był do końca naszego życia. Byłam jedynaczką a teraz mam nawet brata, bo uważam, że Kris jest nie tylko twoim bratem - moim również. Z Aliną zawsze uważałyśmy się za siostry. Ta jej choroba trochę ją wytrąca z równowagi, ale teraz, gdy Kris wreszcie pojął, że to nie są jakieś napady nie wiadomo skąd i zaczął ją pilnować to wszystko będzie OK. I uważam, że mamy naprawdę dobrych przyjaciół - Jacek naprawdę nas traktuje jak prawdziwą rodzinę, Paweł też. I popatrz - nie pracuję już z Frankiem w jednej firmie, rzadko się ze sobą kontaktujemy, ale nasza przyjaźń przetrwała, powiększyło się nam tylko grono przyjaciół. Chwilami Joanna nie bardzo wie na jakich warunkach to wszystko funkcjonuje, ale gdy urodzi dziecko poczuje się pewniej. Poza tym nie będzie już pod wpływem swoich nieco dziwnych koleżanek. Ona jako pierwsza ze swojego roku będzie broniła magisterkę. Nie wiem co prawda czy fajnie się pisze i broni w czasie ciąży. Znam taką, która magisterkę na SGH broniła w dniu w którym miała wyznaczony termin porodu. Pod uczelnią siedzieli w samochodzie jej mąż i ojciec, żeby w razie draki zawieźć ją do szpitala. Urodziła dwa dni po obronie. Jej mąż się śmiał, że przecież było wiadomo, że nie urodzi w wyliczonym dniu, bo ona z natury była spóźnialska.
Ja mam tylko wyrzuty sumienia, że za mało ci teraz w domu pomagam - stwierdził Kazik. I jeszcze ci głowę zawracam, byś ze mną razem posiedziała w pokoju. Nie wiem co to jest, ale twoja obecność obok działa na mnie niezwykle pozytywnie, myśli mi się układają, porządkują. Siadasz mi na kolanach, jedną ręką cię obejmuję, w drugiej trzymam brudnopis, czytam z głową przytuloną do ciebie i od razu wyłapuję co jest nieco niejasne, słabo sformułowane.
O kurczę , to nie wiem czy to dobry objaw, bo kiedyś gdy siedziałam na twoich kolanach to kończyło się to szalonym seksem a nie nanoszeniem poprawek w napisanym tekście - śmiała się Teresa. No ale teraz z reguły przychodzisz z Alkiem, jeszcze by się wystraszył - śmiał się Kazik. Jestem naprawdę szczęśliwy gdy oboje jesteście na wyciągnięcie ręki. Gdybym był samotnym facetem to nie sądzę, że robiłbym ten doktorat. Pewnie bym wyjechał już dawno z Polski i co jakiś czas zmieniał kraj zamieszkania. I nie zakładałbym na pewno rodziny.
Skakałbyś z kwiatka na kwiatek jak motylek? Gdybyś mnie odrzuciła - na pewno. Ale miałeś pecha i cię nie odrzuciłam - śmiała się Teresa. Miałem szczęście, nie pecha! Nie wygaduj głupotek. Jesteś miłością mego życia. I bardzo, bardzo lubię gdy się do mnie tulisz. Lubię wszystko co ze mną robisz, każdy twój dotyk mnie elektryzuje i mógłbym przeleżeć z tobą resztę życia. Zmienialibyśmy tylko boki no i trzeba by mieć kogoś kto by nam robił i donosił jedzenie. Strasznie mnie rozpaskudziłaś - nie lubię przez ciebie jeść poza domem. No to jest nas dwoje - stwierdziła Teresa- ja też nie lubię jeść poza domem. Poza domem to bez problemu mogę zjeść jakieś pieczone mięso i jakieś znane mi zielsko. Bo jedno i drugie to widać co to jest no i można sobie samemu nieco do smaku doprawić. Z kuchni poza domowych to lubię pichcenie Jacka - on też stawia na prostotę. A tu to mi smakowało jedzenie u Greka i Włocha.
No to jutro w takim razie zaprosimy wszystkich do Greka. Tu jest o tyle fajnie, że można zamówić również dania dostosowane wielkością i smakiem dla dzieci. Dziecko jest tu pełnoprawnym obywatelem. Co prawda jak dla mnie to dzieci są tu dość rozwydrzone - nie jestem szczęśliwy gdy dzieciak swobodnie włóczy się po restauracji czy sklepie. No ale dzieci Kurta są naprawdę grzeczne - one są naprawdę dobrze ułożeni i nie rozwydrzeni- broniła chłopców Teresa. Noo, ja wiem o tym - Kurt by nie zniósł gdyby któryś biegał sobie po restauracji lub po sklepie niczym źrebak po łące i dlatego nie mam oporów by ich wszystkich zaprosić na obiad do restauracji.
A zauważyłeś, jak nasz się tu usamodzielnił? Mnie imponuje jak dzieciaki go traktują - wszyscy trzej bardzo uważają by sobie krzywdy nie zrobił, jak toczą do niego piłkę to zawsze tak, żeby ją mały bez problemu złapał i biją mu brawo gdy ją złapie - powiedziała Teresa. Oni są naprawdę świetnie wychowani. Najmłodszy idzie już do pierwszej klasy. Ciekawa jestem jak mu się będzie podobało w szkole.
Sophie jeszcze nie idzie do pracy w tym roku, bo nie chce by mały siedział na świetlicy. Kurt coś kombinuje by ona wcale nie wróciła do pracy poza domem, ale żeby jednak miała jakąś pracę, którą mogłaby wykonywać w domu. Sophie z koleżanką przymierzają się do założenia mini przedszkola. Tylko może być problem z lokalem - bo najbardziej to ich mieszkanie pasowałoby na takie mini przedszkole. No i jest problem czy reszta mieszkańców by to zaakceptowała - to raz, a dwa - musieliby znaleźć jakieś mieszkanie dla siebie. Te mini przedszkola są często w lokalach, które kiedyś były sklepami. Bo, jak zauważyłaś jest tu stosunkowo niewiele małych sklepów, bo są wysokie czynsze i mały sklep, który musi mieć jednak swoje zaplecze sanitarne, magazyn i licho wie co jeszcze, nie jest w stanie zarobić tyle, by jeszcze mieć zysk. Tu sporo jest sklepów franczyzowych. Poza tym możliwe, że bardziej opłaca się wykupienie boxu w jakimś domu towarowym zwanym tu elegancko Galerią Handlową.
Sophie odkryła niedawno u siebie talent do szycia i zastanawia się nad jakąś niedużą pracownią krawiecką - pokazywała mi jakie sobie uszyła sukienki i teraz się zastanawia czy może nie lepiej zająć się szyciem- powiedziała Teresa. I gdybym była na jej miejscu to też bym miała dylemat, bo po krótkiej przebieżce po tej sporej galerii jestem pewna że nie stałaby kolejka by zakupić jakąś fajną sukienkę szytą prywatnie- po prostu to co jest na wieszakach w tych sklepach jest niepokojąco tanie i ona w życiu by na tym nie zarobiła- mało tego- nie wyszłaby nawet na remis a musiałaby do tego dopłacić. Bo na moje oko to wszystko jest szyte w nie tylko "w trzecim świecie" ale chyba w piątym i jak się dobrze poszuka to się coś dla siebie dobierze i jak widziałam, to tu są całe kilometry ciuchów przecenionych. Nie dlatego, że są felerne, ale dlatego, że nie są już najnowszym hitem mody. Kupiłam sobie koszulkę nocną - bawełna, koszulka do kolan, krótki rękaw i kosztowała mnie mniej niż 5 €. To jak porcja lodów w kubeczku z łyżeczką. A propos porcje lodów - jedną można się najeść we dwoje. A porcje w restauracji to też takie gargantuiczne raczej. Wzięłyśmy sobie jedną porcję na nas dwie - kelnerka popatrzyła na nas jak na jakieś zamorskie zwierzątka. Na wszelki wypadek zamawiałyśmy w języku angielskim. A tak na marginesie - bardzo dobrze się dogaduję z Sophie - tak samo obie patrzymy na otaczający nas świat.
Wcale a wcale mnie to nie dziwi- stwierdził Kazik- po prostu jesteście obie inteligentnymi kobietami, które myślą samodzielnie, a nie powielają cudzych poglądów. Kurt gdy cię poznał nie mógł się nadziwić, że mając cię "pod nosem" zadałem się z Anką. Ja też tego nie mogłam pojąć - powiedziała Teresa.
c.d.n.