W "życiu dorosłym" zdeterminowanym codzienną pracą dni mijają jakoś szybko zlewając się w swoistą całość. Marta w pewnym momencie stwierdziła, że dni tygodnia mijają jej jakoś dziwnie szybko i niemal w każdy piątek wieczorem dopadało ją zdziwienie, że to już weekend przed nią. Nie wiem co jest - skarżyła się tacie - gdyby nie kalendarz na ścianie i to, że każdego wieczoru przekreślam kolorową kredką mijający dzień to miałabym wrażenie, że czas w jakimś sensie stoi w miejscu. Dziecko, trochę pracy, dziecko i już zaczyna się kolejny dzień.
No ale przecież wcale nie musisz pracować - przypomniał jej ojciec. Nie chciałaś wziąć trzyletniego wychowawczego no to nie wzięłaś - to był twój wybór córeczko. Ale jeśli chcesz to możesz w każdej chwili, nim Ewunia ukończy trzy lata, wziąć jeszcze ten urlop. Wojtek też tak uważa. Wiem, że ma dla was zabezpieczenie finansowe, założył nawet oddzielne konto, bo sądził, że jednak weźmiesz ten trzyletni urlop wychowawczy.
No ale nie chcę iść na ten wychowawczy, bo wtedy zmarnuje mi się to wszystko co już w tej branży osiągnęłam - stwierdziła Marta. I jestem bardzo wdzięczna Pati, że zajmuje się Ewą gdy jestem w laboratorium. To chyba jakiś rodzaj histerii u mnie, że czuję się "rozdarta" - tak naprawdę to jestem sama sobą jako matką nieco rozczarowana. Mój lekarz, gdy byłam ostatnio na kontroli powiedział mi, że powinnam się teraz zastanowić nad drugim dzieckiem, jeśli oczywiście planujemy dwoje. Ale chyba miałam wypisane na twarzy, że "jeszcze długo nie, a potem wcale" bo bardzo płynnie zeszliśmy na inny temat, co do którego mieliśmy jednakowe zdanie. Mam tylko wyrzuty sumienia, że w pewnym sensie podrzuciłam Ewę Pati.
Nie podrzuciłaś, Pati wręcz kwitnie od kiedy zajmuje się Ewunią. Poza tym nie przesadzaj - Pati zajmuje się Ewą regularnie raptem 4 godziny dziennie, raz na jakiś czas jest to o godzinę dłużej, ale nie jest cały czas sama z Ewą, bo twój teść spędza przedpołudnia w waszym mieszkaniu. A Ewunia uczy się od małego, że świat to nieco więcej niż cycuś mamy i spoglądająca na dziecko z nad jej ramienia facjata taty. Fakt, że Ewa rozwija się "książkowo"- elegancko siedzi, czepia się szczebelków łóżeczka, jak ją się trzyma pod paszkami to szuka stópkami podłoża i koncertowo przekręca się w pozycji leżącej wokół własnej osi. A jej nóżęta są w ciągłym ruchu. Teraz to nawet na moment nie można jej zostawić samej na waszym łóżku, bo ona lada moment zacznie pełzać. A ciekawi ją wszystko. Ostatnio w trakcie zmiany pampersów spodobały się jej własne stópki, więc złapała własną stópkę i usiłowała ją wsadzić sobie do buźki. Nasze oczy też ją interesują - Pati się śmieje, że mała sprawdza czy da się oko wyjąć nie używając do tego widelca.
Misia już przestała być zazdrosna o Ewę i odkryła, że świetnie da się spać na spacerze w koszyku pod wózkiem. Wiesz córeńko - Pati jest szczęśliwa, że ma stały kontakt z Ewunią. Marzyła o własnym dziecku, no ale jej mąż się do tego nie nadawał a gdy wreszcie ułożyła sobie życie ze mną to już było zbyt późno na dziecko. I zawsze podkreśla, że ma córkę, świetnego zięcia i wnuczkę. To wszystko to jeszcze jeden dowód na to, że więzy krwi są tak naprawdę mało istotne. Zresztą masz na to dowody wśród waszych przyjaciół. Marylka jest super mamą dla chłopców Andrzeja, a Ziukowie stali się rodzicami dla Ali i Michała. Rozmawiałem z rodzicami Andrzeja, w tym sezonie cały dom będzie dla nas. Ale gotować to będzie tak jak w ubiegłym roku właścicielka.
Kilka dni później, dość późnym wieczorem przyszedł tata Marty z dość zaskakującą wiadomością. Wpierw zapytał się Martę, czy ona pamięta jak wyglądała jej matka. Moja matka? - nie pamiętam, bardzo starannie po ostatniej rozprawie skreśliłam ją w pamięci. Jedyne co pamiętam to jak była ubrana tego dnia gdy ja byłam przepytywana w sądzie. Była w takiej ciemnozielonej mechatej garsonce w jakiś wzór - chyba to były jasno rude liście i nie wyglądała w tym fajnie, ale to było jeszcze przed ostatnią rozprawą. A potem , już w domu usunęłam z albumu wszystkie jej zdjęcia i je podarłam. A ty się na mnie za to nie gniewałeś. Nie pamiętam jej twarzy. Moja teściowa powiedziała mi kiedyś, że matka była bardzo ładna, tylko rozum nie szedł w parze z jej urodą. A dlaczego pytasz?
Tata Marty ciężko westchnął - bo od dwóch dni podobno jest w Warszawie. Przyjechała z jakimś typem, którego obecność w naszym kraju nie jest pożądana. Mam nadzieję, że nie zechce się tu przywlec. Na wszelki wypadek mamy ochronę. Ja też mam gościa, a nawet dwóch bo twój Wojtku ojciec będzie u nas nocował, a drugi gość to ochroniarz. Nie wiemy czy znają adres tamtego mieszkania twego ojca czy nie, ale będzie lepiej gdy nie będzie tam sam. Podeślij dziś córeczko do szefa wiadomość, że jesteś chora i że jutro ktoś podrzuci do firmy twoje zwolnienie lekarskie. A propos ochrony - udostępnijcie mu ten malutki pokoik od strony ogródka. I oczywiście nie odbierajcie żadnych telefonów stacjonarnych. Ochrona ma klucz do waszego mieszkania. Ja zaraz podrzucę jakieś zaopatrzenie dla tego człowieka. Ależ nie trzeba - powiedział Wojtek - czego jak czego, ale jedzenia to u nas nie brak.
Na sms-y od nieznanych numerów nie reagujcie. Kontynuował tata Marty. O cholera - szepnął Wojtek. To może ja jutro zostanę w takim razie w domu. Mam tylko jeden wykład więc albo go poprowadzi Michał albo ja przy okazji to uzupełnię.
No to ja się w takim razie zaraz wyniosę gdy tylko dotrze tu człowiek z ochrony - oznajmił tata Marty. Mam nadzieję, że Pati nie dostała ataku serca gdy się dowiedziała co się dzieje. W dziesięć minut później usłyszeli pukanie do drzwi -brzmiało tak, jakby ktoś delikatnie stukał jakimś patykiem w drzwi. No fajnie, to on, mówiłem mu, że dziecko może już spać. Po chwili "zaszurał" klucz w zamku i wszedł zapowiedziany ochroniarz. Tata ucałował Martę, poklepał po ramieniu Wojtka, założył wiatrówkę i cicho wyszedł z mieszkania. Pan ochroniarz starannie zamknął za nim drzwi i powiedział - jestem Tadek.
Pozwólcie mi przejść się po mieszkaniu - fajnie, że tu są wszędzie żaluzje i dodatkowo zasłony - stwierdził. Te zasłony to mój pomysł - powiedziała Marta - po prostu okno z samymi żaluzjami wygląda szalenie smutno. Wojtek oprowadził człowieka po mieszkaniu a Marta zapytała się czy jest coś czego "Tadek" nie je lub nie pije, ale gość oświadczył, że jada wszystko ale nie pije absolutnie alkoholu. To fajnie, bo my też nie pijemy alkoholu- poinformowała go Marta. Zaraz panu pościelę łóżko w tym śmiesznie małym pokoju - powiedziała Marta. Nie ma potrzeby - ja tu mam czuwać a nie spać. Wyśpię się w dzień. Bo dzienna ochrona będzie porządkowała podwórze.
No to naszemu panu dozorcy chyba szczęka z dzioba wypadnie - zawyrokowała Marta. Nie, nie wypadnie, już go o tym administracja na pewno powiadomiła - stwierdził pan Tadek. Ten winobluszcz nieco przy okazji przystrzygą. Podoba mi się to osiedle, w sumie jest przytulne. Bo ja taki mało nowoczesny jestem - denerwują mnie wieżowce- zwierzył się Tadek. Śmieją się ze mnie, że najchętniej mieszkałbym w psiej budzie lub w niedźwiedziej gawrze.
Może po prostu ma pan nie zdiagnozowany lęk wysokości - wiele osób na to cierpi i nie każdy o tym wie- diagnozowała w ciemno Marta. Nie, mnie raczej przeraża ta ilość mieszkań, ilość osób w budynku - zupełnie jak mrowisko. No fakt - tu na naszej klatce są tylko cztery mieszkania, bo to koniec budynku i tak samo jest z drugiej strony budynku, a te środkowe klatki mają nieco inny układ mieszkań i mniejsze mieszkania. I tam są po dwa mieszkania na jednym piętrze.Tu tylko ta niewygoda, że to budynki czteropiętrowe i nie mają windy, więc co jakiś czas ci bardziej leciwi z 3 i 4 pięter przeprowadzają się do innych mieszkań. Tu większość mieszkań to już mieszkania wykupione i są własnościowe. W każdym razie ja wolę to mieszkanie choć to parter. Ten pokoik to wg projektanta to miała być tzw. garderoba, żeby w innych pokojach nie było szaf. Ale u nas często jest sypialnią dla gości.
Ale to ogrodzenie to powinni tu zmienić, bo tę siatkę bez trudu można przeciąć - ocenił Tadek. Ono powinno być ze stalowych sztachet, skoro ma być takie "przewiewne". Pewnie tak- zgodziła się Marta- ale wszyscy się w bloku znamy i gdy ktoś wyjeżdża na urlop to reszta czuwa. Sąsiadka nad nami już pewnie głowi się kto do nas przyjechał. Gdy mój teść zaczął u nas często nocować zaraz się mnie przepytała co to za facet tu bywa. Najlepsze jest to, że z naszej klatki schodowej to znam właśnie tylko tę jedną sąsiadkę, a mieszkam tu "od zawsze". To osiedle to było budowane dość szybko po zakończeniu wojny, jest naprawdę stare. No ale dzięki temu jest zagospodarowane i tak naprawdę nie trzeba nigdzie daleko na zakupy jeździć. I do lekarza blisko i nawet sporo jest tu zieleni. I do metra jest niedaleko. Nie ma tu czegoś takiego jak plac zabaw dla dzieci i jeśli mam być szczera to bardzo mnie to cieszy. Mam koleżankę, która miała właśnie niemal pod oknami plac zabaw. Wrzask za oknem jak dzień długi, no chyba że deszcz lał, co jakiś czas płacz, bo na betonie stały drabinki dla dzieci, więc co jakiś czas któreś miało spotkanie z betonem. Była też piaskownica - miejsce w którym okoliczne psy zostawiały po sobie pamiątki, a okoliczni pijaczkowie traktowali piaskownicę jako zlewnię moczu lub miejsce zawodów który dalej posika. Po trzech latach wyprowadziła się stamtąd.
A co pani powie sąsiadce gdy o mnie zapyta?- Tadek był wyraźnie rozbawiony. Że jest pan dalekim kuzynem Wojtka, który chce się przeprowadzić do Warszawy, bo zmęczyły pana dojazdy do pracy. Teraz takie czasy, że codziennie do Warszawy dojeżdża ponoć milion osób. Bo tu jest praca a w tych okolicznych miejscowościach nie ma. No to idę robić dla nas wszystkich kolację - zameldowała Marta. Ale ja pani nie pomogę , muszę tu siedzieć, bo przez to ogrodzenie nie jest tu bezpiecznie. Ależ mnie nie trzeba w czymkolwiek pomagać, zresztą jak coś będzie trzeba pomóc to mi mąż pomoże, zawsze mi pomaga. Poza tym możemy zjeść w tym dużym pokoju od strony "niebezpiecznej". Tu na trawniku jest coś, co nazywam pułapką- jest dziura w ziemi po drzewku, które nie doceniło mojej troski i uschło. I ostatniej jesieni zostało z ziemi wykopane a dziura po nim jest przykryta siatką, a że nocą jest w tym ogródku ciemno to jeśli ktoś się będzie zakradał to przynajmniej jedną nogą w dziurę wpadnie. Nawet w dzień tę dziurę ledwo widać bo na siatce są, w charakterze ozdoby, sztuczne kwiatki. Wciąż nam brak czasu by pojechać do ogrodnika po jakiś krzew. A koty tu nie łażą, zresztą kot nie ma problemu z unikaniem pułapek. A sąsiadka z góry zachwycona, bo z lekka niedowidzi i nie zassała, że to sztuczne kwiatki.
c.d.n.