piątek, 22 czerwca 2012

257. Sztuka wyboru

Po wakacjach Pyza rozpoczęła naukę w siódmej klasie.To były czasy, gdy szkoła podstawowa miała 7 klas, dzieci nie chorowały na ADHD i na wszelkiego rodzaju dysleksje,  uczniów do odpowiedzi niektórzy
nauczyciele wywoływali numerem, który był przypisany do danego nazwiska na liście w dzienniku klasowym, nikt nie zapowiadał kartkówek i rzadko kiedy klasówkę. I nikt nie robił z tego powodu żadnego "hallo". Wiadomo było, że nauczyciel ma nauczać, a uczeń ma się zachowywać przyzwoicie i  uczyć się.
Klasa siódma była dość trudnym momentem w życiu każdego dziecka, bo trzeba było
podjąć decyzję do jakiej szkoły pójdzie  dziecko po podstawówce a do tego wszystkiego był to okres burzy hormonalnej, przeróżnych buntów i pierwszych okropnie głębokich miłości.
W klasie zapanowała moda  na "chodzenie ze sobą". Było to dość zabawne zjawisko, bo owo "chodzenie" czasem trwało 2, 3 dni lub tydzień, rzadko kiedy dłużej. Poza tym zapanowała moda na "prywatki urodzinowe". Wprawdzie  rodzice osoby organizującej byli zawsze w pokoju obok, niemniej dzieciaki  miały dla siebie kilka godzin na tańce. Przebojem sezonu było tango "La comparsita", które na każdej prywatce było ostatnim tangiem wieczoru. Nie da się ukryć, że z czasem płyta była niezle zdarta.
Pyza balowała intensywnie - uwielbiała taniec i naprawdę było jej obojętne co tańczyła, najważniejsze by
partnerem był chłopak, z którym zaczęła chodzić na samym początku roku szkolnego. Chodzili razem do kina, na spacery i spotykali się na wszystkich prywatkach. Na przerwach oboje starali się być w jednej grupie. Pyza była wyraznie zakochana, ale twierdziła, że to tylko przyjazń.
O tym, że się w kinie całowali nie powiedziała żadnej "najlepszej przyjaciółce". I o tym, że Andrzej powiedział, że ją kocha też nie.
I pewnie dlatego udało im się przetrwać aż do końca szkoły.
Skończyła się podstawówka, klasa się "rozleciała" po różnych liceach. Pyza trafiła do żeńskiego liceum, choć planowała iść do zupełnie innej szkoły. Chciała przynajmniej trafić do klasy z językiem francuskim, a trafiła
do klasy z łaciną. Drugim językiem w każdej klasie był język rosyjski. Rosyjski to nawet Pyza lubiła, za to nienawidziła łaciny. W ogóle nie była zachwycona swoją szkołą - to było dziwne doświadczenie - same dziewczyny dookoła.  Szkoła była  "z tradycją"  i nauczyciele wzywając którąś z uczennic do odpowiedzi
przed nazwiskiem dodawali słówko "panna". Pyzę to śmieszyło niebywale. Na zabawy szkolne zapraszano
chłopców z zaprzyjaznionego liceum męskiego.  Raz udało się Pyzie przemycić Andrzeja. Gdy następnym razem ta sztuka się nie udała, Pyza przestała bywać na szkolnych zabawach.
Wkrótce Pyza zaczęła mieć większe zmartwienia niż szkolne zabawy , szkoła i randki. Jej ukochana
Makuka czuła się coraz gorzej, bardzo się postarzała i Pyza musiała w domu przejąć sporo jej obowiązków.
Te wszystkie kłopoty zle na nią wpłynęły - bardzo opuściła się w nauce, zawaliła pierwszą klasę licealną.
Oczywiście zawaliła łacinę, a że matematyka też jej jakoś nie szła i była to słabiutka trójka, podjęto decyzję
by powtarzała pierwszą klasę.
Pyza była zrozpaczona - trochę to było za dużo dla niej. Ale wiedziała,  że nie nikt jej w tej sytuacji nie pomoże - oboje rodzice mieli już własne życie od  dawna i Pyza  wcale ich nie interesowała. Co innego gdyby chciała zamieszkać na stałe z ojcem  lub matką, zostawiając Makukę samą, lub w jakimś domu
opieki.  Pyza  nadal chodziła do szkoły, sprzątała w domu, robiła zakupy,  prała, pomagała w gotowaniu
obiadu.
Gdy Pyza  była w dziesiątej klasie Makuka była już u kresu sił  - Pyza przestała chodzić do szkoły spedzając
całe dnie w szpitalu. Pewnego ranka, o czwartej , obudził ją telefon. Dzwonili ze szpitala, że Makuka nie żyje.
c.d.n.