czwartek, 13 maja 2021

Każdy na coś czeka - 9

 Remont i lekkie przemeblowywanie mieszkania trwało nieomal cały tydzień, ale efekt końcowy wynagrodził wszystkie niedogodności. Obydwie łazienki były wielce wygodne a gdy pralkę udało się umieścić w nieco przemeblowanej kuchni w dużej łazience powstało miejsce na naprawdę dużą kabinę prysznicową, taką, by w razie potrzeby można było bez trudu pomóc osobie wymagającej pomocy w trakcie kąpieli. W małej łazience kabinę "osiemdziesiątkę" zamieniono na "dziewięćdziesiątkę" i trochę zmieniono ustawienie. Obecna sypialnia Kamila z nowym łóżkiem też prezentowała się dużo lepiej, zyskała  na przestronności, dostała nowy mebel w postaci bardzo wygodnego , zgrabnego niedużego fotela,  małego stoliczka oraz lampy stojącej z łatwym do sterowania  snopem światła. Takie same właściwości miała  nowa lampka nocna. Kamil wpierw narzekał, że nie będzie się mógł w tym fotelu zdrzemnąć, ale zaraz usłyszał, że na jego biodro jedyną pozycją właściwą do spania jest pozycja horyzontalna, którą zapewnia bardzo wygodne  łóżko. W trakcie  remontu mieszkali w mieszkaniu Marty i zgodnie stwierdzili, że jeszcze wstrzymają się z dawaniem go pod wynajem. "Geograficznie" było w lepszym miejscu niż mieszkanie Kamila, na bardzo zielonym i świetnie zagospodarowanym osiedlu, dobrze skomunikowanym z centrum miasta. 

Wyprawę do Kanady  zaplanowali na pierwszą połowę stycznia - po prostu był to jedyny termin, w którym mógł jechać Jacek. Pisząc do matki i Leona Jacek wspomniał, że zależy mu bardzo na tym, by "wyprostować" sprawę tego, który z braci tak naprawdę jest jego ojcem, więc niech Leon zorientuje się gdzie mogą w Vancouver szybko zrobić testy genetyczne, za które on sam  zapłaci, bo to w gruncie rzeczy jego sprawa a nie  Leona lub Kamila. Bo sam  fakt wielkiego podobieństwa Kamila i Jacka to jeszcze nie dowód, by zmienić swą metrykę urodzenia. Im bliżej było do wyjazdu tym mniej chęci do niego wykazywał i Jacek i Kamil. Obaj się obawiali, że Leon może w ostatniej chwili odmówić udziału w testach. 

Z drugiej strony na zdrowy, chłopski rozum powinno wystarczyć badanie genetyczne Jacka i Kamila, ale tutejszy prawnik twierdził, że powinno być również wykluczenie ojcostwa Leona. Ciągłe dyskusje na ten temat zamknęła  w końcu Marta mówiąc, że jeszcze trochę a polecą do Vancouver bez niej, bo ona ma już dosyć. Jeśli nawet Leon nie zgodzi się na testy to niech zrozumieją, że mają darmową niemal wycieczkę do Kanady. A co będzie to się okaże na miejscu. 

Jacek nagle zaczął się zastanawiać jak ma mówić do Zochy co Martę doprowadziło do wybuchu wściekłości - no jak to jak? - masz mówić do niej mamo- tak czy siak  zawsze, aż do swej śmierci ona będzie twoją matką, niezależnie od tego kto jest twoim ojcem. Wczuj się nieco w jej skórę - przecież ona miała z wami koszmarne życie, bo jak sam twierdzisz to Leon kochał tylko ją i tolerował cię przez fakt, że twoje zaistnienie umożliwiło mu bycie z Zochą. A że zgodziła się na taki układ, lub może go wymyśliła - nie nam oceniać ten pomysł. Jeżeli myślisz, że miło jej było w tej waszej rodzinie to się zapewne bardzo mylisz. 

To nie jej wina, że pokochała faceta, który nie miał odwagi przeciwstawić się swoim rodzicom i zostać gołym i bosym, bo jeszcze nie ukończył studiów. Gdyby miał więcej oleju w głowie to poprzestałby na nieregularnym z nią współżyciu i wytłumaczył dziewczynie, że jednak musi ukończyć wpierw studia by zapewnić im obojgu i z czasem dziecku byt. Nie sadzę by panny służące miały zbyt wiele oleju w głowie, ale Leonowi też go zabrakło. 

A Kamil też się nie popisał - to, że weszła mu do łóżka wcale go nie rozgrzesza. Pomyśl - to tak jak ja bym mu niespodziewanie wlazła teraz nocą do łóżka - sądzisz, że gdyby mnie okazjonalnie przeleciał to byłaby to tylko moja wina? A jego ani trochę? Kamil nie sądził chyba, że to czarownica na miotle przyleciała, wiedział, że to ani chybi Zocha, dziewczyna z którą niemal co noc kotłuje się Leon. I co, uważał, że to normalne, że i on przy okazji się załapie na seks? Uruchom Jacusiu trochę myślenie wychodzące nieco z innego miejsca niż krocze.  Od kilku dni mdli mnie już od tych waszych durnych dyskusji. Idę gotować obiad - gary przynajmniej nie bredzą! Wyszła z pokoju, w kuchni zamknęła za sobą drzwi i otworzyła okno. Padał deszcz, więc je nieco przymknęła by nie napadało do środka.

No cóż - chyba im nieco za mocno dowaliłam, może powinnam była milczeć i się w to nie wtrącać? Ale cholernie mnie wnerwili. Pieprzone bliźniątka - niewiniątka! Może gdyby ktoś z nimi wtedy rozmawiał szczerze o seksie, o życiu to może nie byłoby tego problemu?

W ramach szykowania się do wyjazdu Marta kilka razy odwiedziła Cepelię - wiedziała, że niemal wszyscy rodacy udający się za ocean kupują w ramach prezentów wytwory ludowe. Zochna też raczej była z ludu, ale Marta zupełnie nie miała pojęcia z jakiego regionu Polski Zochna pochodziła. Postanowiła kupić coś mało osobistego, nadającego się do ozdoby mieszkania lub na prezent dla kogoś. Jeśli Zochna stwierdzi, że jej taki produkt nie jest przydatny to może go wtedy komuś sprezentować.Tymi uniwersalnymi prezentami były piękne bieżniki koronkowe z Koniakowa wraz z serwetkami i jeden prezent osobisty dla Zochny- prześliczny koronkowy szal z bardzo cienko tkanej wełenki mieszanej z jedwabiem. Rozmyślając o zakończonej przed chwilą dyskusji postanowiła  zmusić Jacka, by do szala dodał dedykację- niech Zochna ma taki namacalny dowód, że to prezent od Jacka dla niej.

Po chwili zajęła się szykowaniem obiadu, w pewnym sensie "odwieszając" sprawę ojcostwa Kamila na dość odległy "wieszak."

Po pół godzinie rozległo się pukanie do kuchennych drzwi. Drzwi się leciutko uchyliły a  w rozszerzającej się szparze ukazał się wpierw bukiet pięknych herbacianych róż , które trzymał w ręce Jacek.  Popchnięty z tyłu przez Kamila wszedł do kuchni. Kamil z kolei trzymał w ręce kilka ciętych storczyków - kremowych z brązowymi cętkami. Kochanie, chcemy cię obaj przeprosić i powiedzieć, że niestety ty masz rację. Nie gniewaj się już. Naprawdę obaj cię przepraszamy. Jacek odłożył róże na stół kuchenny i objął Martę całując jej oczy i usta, wtedy podszedł Kamil i objął ich oboje mówiąc - nie gniewaj się córeczko, proszę.

Marta wyzwoliwszy się delikatnie z ich objęć powiedziała- przepraszam was, chyba za wiele na raz powiedziałam, może wcale się nie powinnam w to wtrącać. Powinnaś, teraz jesteśmy jedną rodziną - zapewnił ją Kamil. A rodzina powinna sobie mówić prawdę w oczy, nawet gdy to boli. I właśnie sobie uzmysłowiłem, że chyba jesteś jedyną osobą, która ujęła się za Zochą.

Do których wazonów wstawić kwiaty? Storczyki do tego zielonego, tylko tak, by nie całe łodygi były w wodzie, a róże do tego "chińskiego". Na zgodę obaj dostąpili zaszczytu pomagania jej w szykowaniu obiadu - jak zwykle takiego co najmniej na  dwa dni. 

Tegoroczne Boże Narodzenie, pierwsze wspólne dla całej trójki, świętowali radośnie. Jacek z Kamilem musieli się zaraz na początku grudnia "wyspowiadać" u Marty co lubią jeść w święta, bo bardzo chciała by w te  dni każdy zjadł to co lubi, nawet gdyby to nie było danie tradycyjne, tym bardziej, że w domu rodziców Kamila i Leona obowiązywała tradycja protestancka. Jak się śmiała Marta będą to święta "mieszane"- resztki świat z dwóch religii, protestanckiej i katolickiej i zupełnie świeckie podejście do tego. W salonie zaraz pierwszego dnia grudnia Jacek ustawił spore pudło pomalowane w pasy zielone i czerwone, do którego każde z nich wkładało zapakowane i  oznaczone dla kogo - prezenty. W  krótkim czasie pudło się zapełniło i było "z górką", więc obok stanęło drugie, równie duże pudło. Nim nadeszła wigilia obok pudeł znalazło się kilka sporych paczek - jedne duże i lekkie, inne nieco mniejsze, ale ciężkie. No tośmy nieźle zaszaleli - pomyślała Marta.

Przed wigilią trwała zawzięta dyskusja, kiedy będzie można rozpakowywać prezenty- w domu Marty prezenty rozpakowywano przed kolacją wigilijną, w domu  Jacka - po kolacji wigilijnej, a u rodziców Kamila i Leona- w pierwszy dzień świąt po  śniadaniu. W końcu postanowili, że rozpakują prezenty po kolacji, gdy już będą na stole tylko słodycze i wino.

W salonie w wigilię rano Jacek z Kamilem ubierali choinkę, która niemal sięgała do sufitu, czyli jak nic miała dwa metry wysokości. Jakimś cudem (chyba) jej gałązki wytrzymały tę ilość ozdób - część z nich Jacek pamiętał jeszcze z dzieciństwa, a część była dokupiona  przed świętami.Oczywiście jakoś im nie wpadło do głów, że może trzeba by wpierw coś w tym temacie uzgodnić, każdy z nich kupował  na własną rękę. Na stole w pełnej zgodzie pieczona gęś leżała na półmisku obok karpia w galarecie i plastrów wędzonego łososia. Były pierogi z grzybami i kapustą i bigos z wędzonką. Była i zupa grzybowa i barszcz czerwony z "diablotkami". Wśród słodkości był placek drożdżowy, zagnieciony przez Jacka, keks, makowiec w postaci tortu makowego i coś na widok czego aż się Kamilowi oczy zaszkliły- kruche ciastka z cukrem-kryształem na wierzchu - jego ulubione, które pamiętał jeszcze z domu rodzinnego. Oprócz tego był talerz z bakaliami i suszonymi owocami no i ulubione Marty orzechy w czekoladzie. Jak stwierdziła to z powodzeniem można by tym wszystkim podjąć  pułk wojska i nikt by głodny nie wyszedł. Ze zdumieniem patrzyła na swego męża i teścia - jeszcze nigdy żaden z nich nie jadł tyle naraz. Pomarańcze, mandarynki i jabłka i kompot ze suszonych owoców już nie były w stanie przejść im przez gardła.

Ilość książek, które stały się "prezentem pod choinkę" wypełniłaby swobodnie przeciętny regał- dobrze, że w salonie było jeszcze miejsce na kolejny taki mebel. Kamil dostał puf (dobrany kolorem obicia do fotela w sypialni), który  był jednocześnie schowkiem, bardzo ładny pulower z cienkiej, ale 100% wełny, tak zwaną bonżurkę w czarną i czerwoną kratkę, wielce gustowną i nobliwą piżamę flanelową w drobną kratkę taką jak kratka bonżurki oraz nowe domowe klapki oraz skarpetki z alpaki, tak zwane do spania. Jacek dostał męski kardigan w interesującym ciemno-kasztanowym kolorze, rękawiczki zamszowe podbite futerkiem, ciepły mięciutki szalik, zamszowe domowe klapki i ciepły puchaty dres z czegoś co udawało futerko. A Marta dostała futrzany płaszcz- lekuchny, ocieplany cienkim  polarem, który był ukryty pod podszewką. Futerko było w piaskowym kolorze.Poza tym dostała ciepły polarowy szlafrok, bieliznę dzienną w której mogłaby z powodzeniem robić striptease, a co najbardziej ją zdumiało to  fakt, że wszystko było dokładnie w jej rozmiarze, w uniwersalnym cielistym kolorze. Gdy rozpakowała wszystko zapytała- no to który z was to kupował? Razem kupowaliśmy z Kamilem- ponieważ masz przy bieliźnie odcięte wszystkie metki wziąłem do sklepu twoje majtusie i staniczek na wzór, a że się nieco krępowałem, to Kamil chodził ze mną. Od razu kupiłem więcej, bo to jakiś unikalny model i rozmiar, był praktycznie tylko w jednym sklepie. Dla mnie i tak jesteś najpiękniejsza au naturel. A żebyś widziała miny klientek w sklepie gdy wchodziliśmy- no chyba  brały nas baby za zboczeńców. Teraz to już sobie  zapisałem ten rozmiar. No to teraz będę musiała bardzo dbać o linię, żeby z tej bielizny nie wyrosnąć, śmiała się Marta. A jak trafiliście z rozmiarem futerka? Drobiazg, wymierzyliśmy twój płaszczyk centymetrem i potem w sklepie mierzyliśmy to co nam się wydawało dobre. A płaszczyk to nam skrócili w jeden dzień, rękawy też skracali,bo był chyba na jakąś topolę szyty.

A Marta pokazała im co już kupiła do Kanady - powiedziała też, że Jacek powinien dołączyć do szala imienną dedykację. Ale nie ma pojęcia co ma kupić dla Leona, nic jej nie przychodzi do głowy, a tu już najwyższy czas coś kupić. A może jakiś album z aktualnymi zdjęciami Warszawy? Od czasu ich wyjazdu sporo się  przecież zmieniło.

                                                                  c.d.n.


Każdy na coś czeka -8

Weekend upłynął  im  na "zwiedzaniu" różnych  osiedli domków jednorodzinnych. Kamil ze zdumieniem stwierdził, że zupełnie bezboleśnie i bez pomocy wsiada i wysiada z samochodu. Bardzo go ten fakt ucieszył, teraz już bez obaw patrzył na wielogodzinny lot do Kanady.

Na każdym z osiedli wysiadali i "zwiedzali" sprawdzając czym osiedle dysponuje. Jeśli w pobliżu nie było żadnej przychodni lekarskiej, żadnego sklepu, żadnej komunikacji z centrum miasta- takie osiedle  natychmiast skreślali z listy swych zainteresowań. Marta wszystko pilnie  zapisywała w swoim notesie, co trochę bawiło Jacka, ale szybko mu wyjaśniła, że gdy będą czytać ogłoszenia o sprzedaży którejś z nieruchomości  w tych okolicach, to już będzie wiadomo czy w ogóle sobie  głowę zawracać telefonowaniem lub oglądaniem danej posesji. Podobało im się jedno z osiedli należące do gminy podwarszawskiej, robiło wrażenie dobrze zorganizowanego, ponadto na osiedlowej tablicy ogłoszeń wyczytali, że zgodnie z postulatami mieszkańców powstanie  dla dzieci szkoła podstawowa, a przychodnia lekarska już przyjmuje zapisy pacjentów do lekarza pierwszego kontaktu. Co prawda sklepów tu nie było, ale do znanej sieciówki  Auchan był przysłowiowy rzut beretem, od biedy nawet na piechotę.

Gdy tak spacerowali po tym osiedlu co jakiś czas przystając i omawiając mijane domki i ogródki, z jednego z domków wyszedł starszy pan i wyszedł poza swój teren zagradzając im drogę i mówiąc: ja przepraszam, ale czy państwo kogoś tu szukają? Bo ja tu mieszkam od początku i wszystkich znam- tu wymienił swoje imię i nazwisko. Bo państwo to już trzeci raz tędy przechodzą. 

Marta zaprezentowała swój najpiękniejszy uśmiech i powiedziała- nikogo nie szukamy, my po prostu zwiedzamy dziś różne osiedla domków jednorodzinnych, bo chcemy kupić taki piętrowy domek dla nas.  Na dole mieszkałby tata, a my z mężem na górze. Od jutra będziemy przeglądać ogłoszenia i jeśli trafi się jakieś z tej okolicy to będziemy wiedzieć, że warto tu przyjechać i obejrzeć. A może mi pan powiedzieć jak się tu mieszka? No teraz to już całkiem nieźle, ale na początku mieszkało się w błocie, gorzej niż na regularnej wsi. Poza tym jesteśmy podłączeni do miejskich mediów, co nieco podrożyło koszty budowy tego osiedla. Chcemy jeszcze by otworzyć tu sklep spożywczy,by rano po pieczywo nie latać do sieciówki lub nie jeść wieczne odmrażanego pieczywa.

A pan to pewnie wdowiec, skoro będzie pan mieszkał z dziećmi? Pan "mieszkający tu od początku" ani myślał zrezygnować z ich towarzystwa. Nie, nie jestem wdowcem- poinformował ich rozmówcę Kamil- jestem rozwodnikiem. No ale mam cudowną synową i całkiem udanego syna i chcemy  razem mieszkać. A nie orientuje się pan po ile te domki tu się sprzedają? Gdy "mieszkający tu od początku" wymienił sumę, całej trójce z lekka zaparło dech. Porozmawiali jeszcze chwilę, podziękowali za  wszystkie informacje i oglądając mijane posesje skierowali się do samochodu. Gdy wsiedli niemal chórem powiedzieli- no to robimy w domu remont. 

Jakoś, moi kochani panowie, przetrzymacie kilka dni niewygód - orzekła Marta. Jutro skontaktuję się z moim osiedlowym hydraulikiem i zrobi nam ten remoncik prywatnie. Mam do tego  faceta zaufanie, przerabiał u mnie w domu moją łazienkę. Jest o tyle fajnie, że to facet, któremu mogę zlecić wszystkie zakupy, a w sprawie zakręcenia wody w pionie też się sam dogada z tutejszymi specami, zresztą nie wiadomo czy to będzie potrzebne. On co prawda do tanich nie należy, ale mimo wszystko będzie to i tak tańsze niż kupno jakiegokolwiek domku na peryferiach. No i nie będzie potrzebny  drugi samochód, by w nim wystawać w korkach do i z pracy.

Ale, skoro już tu jesteśmy, to wstąpmy do Le Roy Merlin i zobaczmy jakie mają  kabiny prysznicowe i brodziki, w ogóle popatrzmy co tam jest. Bo umywalka w małej łazience mogła by być chyba mniejsza niż ta co jest. A do kuchni kupiłabym sobie matę do pieczenia i foremkę do muffinek. 

Muffinki? A co to są muffinki? Wiem co to jest mufa, ale muffinki?- wydziwiał Jacek. To takie małe babeczki- mogą być w różnych smakach.  Nooo, to koniecznie  kupmy te formę, mogę nawet ciasto zagnieść- oferował swą pomoc Jacek. Nie trzeba nawet ciasta  zagniatać, po prostu składniki suche mieszasz z mokrymi, wkładasz do foremek i pieczesz poinformowała go Marta. A z jednej formy to masz 12 sztuk muffinek. A taka muffinka to jest góra na dwa męskie "gryzy". No to upieczmy od razu więcej tych muffinek - kupmy dwie  foremki. Jacuniu, po tym się tyje, to jest po prostu ciasto. A ciasto tuczy. A utuczony mąż przestaje być ponętny, utuczona  żona również. Poza tym 12 muffinek na was dwóch to naprawdę wystarczy, bo ja  nie jadam muffinek. Wolę zjeść orzechy  laskowe w czekoladzie, albo rodzynki w czekoladzie. No ale one chyba też tuczą- zauważył przytomnie Jacek. No ale ja wolę bakalie niż ciasto - niemal wyszeptała Marta.

Kamilu, a ty pomyśl, czy nie zmienić w tej  sypialni po nas górnego oświetlenia. I pomyślałam, że na nocnym stoliku można by też ustawić lampkę taką, by kierowała światło na książkę gdy się leży i czyta a nie tylko rozświetlała mrok. Popatrzymy dziś co jest, ja nawet sobie  zapiszę co się komu z nas spodobało, wszystko wymierzę to co zobaczymy, w domu  się przypatrzymy czy to się zmieści i pomału zaczniemy się przemeblowywać. 

Oj, to szkoda, że nie wzięliśmy z domu metrówki- stwierdził Kamil. Wzięliśmy, mam w torebce, nie doceniasz Kamilu damskich torebek- mam metrówkę i spisane wymiary łazienki. I wiesz co? Może zamiast tego podwójnego łoża kupilibyśmy dla ciebie takie pojedyncze o szerokości 120 cm? Czyli zamiast dwóch "dziewięćdziesiątek", z których jeden materac jest niewykorzystany i śpisz  na wąskim łóżku, spałbyś na szerokości  120 cm i zyskałbyś 60 cm na szerokości pokoju.  Oczywiście łóżko to kupimy w IKEI. Wtedy można by to łóżko ustawić inaczej a za nim zrobić "zagłówek" będący nocnym stolikiem, nad którym byłyby półki na książki, bo czego jak czego, ale książek to w tym mieszkaniu nie brak. Jacek słysząc to powiedział do Kamila- moja żona wyraźnie  minęła się z powołaniem- ona powinna pracować w projektowaniu wnętrz- jest w tym bezbłędna!

Jeśli jeszcze nie umieracie z głodu to możemy teraz skoczyć do IKEI, żebyś się przymierzył do tego ich łóżka i wybrał sobie typ materaca, bo one są o różnej twardości. Bardzo lubię to wybieranie twardości, bo się po prostu kładziesz na tym materacu i wiesz czy taka twardość ci odpowiada. Spiszemy nazwę łóżka i typ oraz numer materaca i zamówimy przez internet. Łóżko to będzie 1 paczka, a materac- druga.I oni nam to przytargają do mieszkania - a potem my będziemy mieć szaradę do rozwiązania, czyli złożenie łóżka w całość. A to wszystko czego się chcemy pozbyć z domu wstawię do komisu meblowego. A jak nie będę chcieli to zadzwonię do Monaru i oni zabiorą dla siebie.

W domu ci to wszystko rozrysuję, żebyś sobie to mógł wyobrazić. Gdy w sklepie Marta wyciągnęła z torebki składaną dwumetrową miarkę, Kamilowi z lekka opadła szczęka.  Tak jak mówiła, pospisywała i pomierzyła wszystko co oglądali.

Pośmiali się w IKEI przy wybieraniu przez Kamila materaca, bo wybrał miękki materac, mówiąc, że już może spać na miękkim, bo wszak  tylko o spanie na nim idzie a nie o "hasanie" na nim. A jeśli mu się trafi ktoś do hasania to zawsze może pohasać na rozkładanej sofie, która z powodzeniem może zastępować materac do ćwiczeń gimnastycznych. Poza tym tak naprawdę to jakoś nie wyobraża sobie by się związał z jakąś kobietą i z nią razem mieszkał, prowadził wspólne życie. I jakoś wolałby by owo hasanie było poza jego domem- od pewnego czasu dom stał się jakby świątynią i byle kto nie powinien tu bywać. Jest natomiast  bardzo szczęśliwy, że Marta i Jacek chcą z nim razem mieszkać. I nie miał najmniejszych nawet oporów by pokochać Martę właściwie tak samo jak kocha Jacka, chociaż nie da się ukryć, że jednocześnie dostrzega i wielce docenia jej wszystkie walory kobiece. I bardzo często ją podziwia. Zresztą nie on jeden- ten Bogdan, który robił im zdjęcia ślubne też się  Martą zachwycał, chociaż dostrzegł u niej jeden feler - jest wymagająca i nie toleruje pracy na pół gwizdka. Zabawne - stwierdziła Marta - Bogdan nigdy nie pracuje na pół gwizdka i Baśka często narzeka, że jak Bogdan wpadnie w wir pracy to go końmi trzeba od tego odciągać.

Okazji by się nieco pośmiać mieli więcej, bo Jacek nigdy nie mówił Kamilowi w jaki sposób poznał Martę ani też o tym, jak niemal przez cały rok w każdą sobotę odwiedzał Empik, w nadziei, że spotka Martę. Kamil niemal z podziwem spoglądał na Jacka gdy to teraz opowiadał. No coś jest w tym powiedzeniu, że cierpliwość popłaca - stwierdził Kamil.

W tygodniu Jacek dostał z LOT-u zawiadomienie, że wpłynęła na jego nazwisko opłata za  trzy bilety  lotnicze w klasie ekonomicznej na trasie Warszawa-Vancouver-Warszawa dla trzech osób i że proszą o skontaktowanie się z nimi. Był to pierwszy rok gdy lecąc do Kanady w celach turystycznych załatwiało  się wizę elektronicznie. Ciekawostką był fakt, że gdyby przybywali do Kanady nie samolotem ale drogą morską to wcale by im wiza nie była potrzebna.

Kamil przypomniał sobie, że musi  wznowić ważność paszportu, a do świadomości Marty dotarło, że musi wyrobić sobie  nowy paszport, bo przecież zmieniając stan cywilny  zmieniła też nazwisko. W tym tygodniu miała już odebrać nowy dowód osobisty. W ogóle każda zmiana  nazwiska pociągała za sobą cały sznureczek zmian- zmianę dowodu osobistego i paszportu, a co za tym idzie zafiksowanie tego faktu w wielu instytucjach. I powinna się zameldować tymczasowo w mieszkaniu Kamila i Jacka. No i wreszcie wynająć swoje  mieszkanie. No ale do tego to wpierw trzeba je nieco przystosować.Ale musi jednak to omówić z Jackiem i Kamilem, bo może jednak lepiej mieć jedno "zapasowe" mieszkanie, w którym w każdej chwili można w razie potrzeby pomieszkać.

Zaczęli się zastanawiać kiedy tak naprawdę będą mogli do owej Kanady polecieć- oczywiście najmniej problemu z tym miał Kamil, ale dla Jacka była to niemal "kwadratura koła". Wyszło na to, że najlepiej byłoby polecieć w grudniu i wrócić najpóźniej 2  lub 3 stycznia. Zimą lecieć do Kanady? -wybrzydzał Jacek - przecież tam zamarzniemy na śmierć! No co ty, trudno będzie zamarznąć przy średniej u nich zimowej temperaturze +3 stopnie -tłumaczyła mu Marta. Vancouver ma łagodny klimat, leży na półwyspie, z jednej strony ma ujście rzeki Fraser do Cieśniny Strait of Georgia a resztę jego brzegów obmywa Pacyfik. A od strony lądu to ma dość wysokie góry. Poczytałam trochę o Vancouver- będziemy w mieście wieżowców, bo tam ciągle  brak terenów pod budowę, więc budują w górę. Tak trochę  jak w Singapurze. Tam też brak gruntów, więc budują wieżowce.

                                                                        c.d.n.