Alina z Teresą siedziały na jednej z ławek na placu zabaw i obserwowały tatę i Jacka, którzy z bliska pilnowali Alka i Tadzia wspinających się na drewnianą budowlę. Alek był już bardzo sprawnym wspinaczem a Tadzik starał się ze wszystkich swych sił naśladować starszego swego stryjecznego brata. Nadal 15 miesięcy różnicy w ich wieku było swego rodzaju "przepaścią." A obaj dziadkowie z jednakową troską opiekowali się chłopcami.
Alina wpatrując się w dzieci i dziadków powiedziała - dojrzałam do rozwodu. Może jestem głupią wariatką i histeryczką, jak mówi Kris, ale nie umiem już mu zaufać. Nie wierzę w jego miłość do mnie i do dziecka, śpię przytulona do ściany a nie do niego, z całych sił powstrzymuję się by go tak zwyczajnie nie wykopać z łóżka. Nie chcę by mnie dotykał. A on się wścieka i odgraża, że odejdzie do innej. Wczoraj wieczorem powiedziałam mu, że może odejść, bo ja nadal nie umiem mu zaufać, a na samą myśl o seksie z nim dostaję mdłości. Oczywiście skonstatował, że widocznie ktoś inny zaspokaja moje potrzeby w tym zakresie. I może to jest mój psychoterapeuta, bo wciąż do niego "latam". I wielce obrażony wyniósł się do drugiego pokoju zabierając swoją pościel.
Rano się na szczęście do mnie nie odzywał. I właśnie rano doszłam do tego odkrywczego wniosku, że powinnam się jednak rozejść. Nie wierzę w ani jedno jego słowo a nie da się żyć pod jednym dachem z kimś do kogo nie ma się ani za grosz zaufania. A to jego tłumaczenie, że to był wypadek, bo on wcale tego nie planował ani nie chciał - to mnie przyprawia o mdłości. I z tego wszystkiego dojrzałam do rozwodu. Tadziem to on się już od dość dawna nie zajmował. Zajmował się tylko na początku gdy jeszcze byłam w szponach dwubiegunówki, potem pałeczkę przejęła pani Maria. Pomyślałam sobie, że wyrwanie się z tej dwubiegunówki sprawiło, że zaczęłam patrzeć trzeźwo na to co mnie otacza. Zaczęłam zauważać, że więcej uwagi poświęcają mi inne niż on osoby - ty, pani Maria, obaj dziadkowie a nawet Paweł. I sobie pomyślałam, że lepiej mi jednak będzie w życiu bez niego i jego "miłości", która chyba jednak nie jest tak naprawdę miłością. Czepia się tego, że jeżdżę z wami na basen, więc mu powiedziałam, że może przecież też tyłek ruszyć i jeździć z nami na basen, to mi powiedział, że on nie ma czasu na głupoty.
Alinko - zrobisz tak, jak uważasz za stosowne. Bardzo, ale to bardzo i ja i Kazik jesteśmy rozczarowani postawą Krisa. Kazik mu powiedział, że powinien przeanalizować swój stosunek do życia, bo jest bardzo nielubiany przez swoich kolegów, bo ma przerost ego i marzenia o własnej spółce prawniczej może zakopać, bo chętnych do niej nie znajdzie. Oczywiście nie powiedział od kogo to wie. Nie puść mu farby, że twoje zaświadczenie od lekarza jest u nas, ono niestety może się jeszcze przydać. Muszę się zapisać na niemiecki, a może uda mi się znaleźć kogoś dobrego prywatnie, żeby przyjeżdżał do domu, to wtedy mogłybyśmy uczyć się we dwie. Alka mamy zamiar prowadzić dwujęzycznie - Kazik będzie do niego mówił po niemiecku, ja po polsku. Podobno on jest w idealnym do tego wieku. Jego już interesują literki. Czytałam, że dziecko może się nauczyć czytać w wieku 4-6 lat i to jest najlepszy do tego okres.
Obaj malcy i dziadkowie zakończyli urzędowanie przy domku do wspinania się, bowiem nadeszła pora drugiego śniadania, które było zaplanowane u Teresy. Mamy zabrały dzieci do domu, a dziadkowie poszli jeszcze na zakupy, Jacek przepytał Alinę co ma kupić dla niej i Alina, nieco ociągając się, wydusiła z siebie co potrzebuje. W domu Alina wzięła się za wyczyszczenie obu chłopców z kurzu i brudu, a Teresa w tym czasie szykowała dla nich jedzenie.
Gdy dziadkowie wrócili z zakupów malcy już byli po śniadaniu i zostali "oddelegowani" do zabawy. Nie da się ukryć, że Alek nieco "rządził" młodszym bratem, ale Tadziś nie protestował i zgodnie się bawili, więc dorośli mogli w spokoju napić się kawy z zakupionymi przez dziadków precelkami obsypanymi grubo mielonymi orzechami - nowość, która bardzo wszystkim smakowała. Oczywiście każdy z malców też dostał po precelku a do picia mieli kakao z kawą zbożową. Obaj byli zachwyceni, bowiem pili swoją "kawę" przez rurki.
Wczesnym popołudniem Alina powędrowała z Tadzisiem i zakupami do swego mieszkania, a Jacek niósł zakupy i odwiózł Alinę pod same drzwi mieszkania. Gdy wrócił z powrotem do Teresy powiedział- gdybym był z piętnaście lat młodszy to bym powiedział Alince, żeby kopnęła tego bałwana w tyłek i wyszła za mnie! To taka miła, kochana dziewczyna! W życiu nie przypuszczałem, że rodzeni bracia tak bardzo mogą się różnić od siebie.
No różnią się bo jeden poszedł w mamę a drugi w tatusia. Mam szczęście, że zakochałam się w Kaziku, który genami poszedł w mamę. Kris jest bardzo zdolny, ma sporą wiedzę, jest dobrym prawnikiem, tylko charakterek ma nieco dziwny - stwierdziła Teresa. Ale to chyba wina obojga rodziców, bo oboje wpatrywali się w niego jak w tęczę - powiedział tata. Tak naprawdę nie był zaplanowanym dzieckiem, był dziełem przypadku. Mogli bracia robić coś tak samo, ale to co robił Kazik nie było chwalone, a to co robił Kris było głośno chwalone i podziwiane. I faktycznie Kazik był ukochanym dzieckiem mamy, a Kris taty. Ich małżeństwo kilka razy chwiało się w posadach, ale "dla dobra dzieci" trwało nadal.
A małżeństwo Krisa raczej się rozleci - jego ojciec nie wykręcił chyba aż takiego numeru jak Kris. Alina jednak zdecyduje się zapewne na rozwód, bo stwierdziła, że nie jest w stanie żyć z nim pod jednym dachem. Dziś mi to powiedziała. Bo zawsze będzie się zastanawiała czym naprawdę jest spowodowany jego późny powrót do domu i jaką zarazę tym razem jej sprezentuje. I ja się jej wcale nie dziwię. Powiedziałam jej, że ja jej niczego nie doradzę - ani rozwodu ani pozostawienia wszystkiego tak jak jest. To wszak jej życie, nie siedzę w jej mózgu. Jestem co prawda pewna, że Kris za rozwód będzie obwiniał nas wszystkich, a głównie mnie, twierdząc, że to ja namówiłam Alinę na rozwód. No bo przecież nie od dziś wiadomo, że ja go nie lubię, przecież wybrałam Kazika. Bo nie zauważył biedulek, że ja go nigdy nie brałam pod uwagę. I ma szczęście, bo Alina zleci tę sprawę jego dobremu koledze, temu który mnie rozwodził. To jest o tyle dobry wybór, że ten facet zajmuje się tylko rozwodami i Kris, który się tym wcale nie zajmuje nie stanowi dla niego jakiejkolwiek konkurencji na rynku, więc facet raczej nie rozpowie w szczegółach co było przyczyną rozpadu związku. A w swoich kręgach to Kris jest znany jako podrywacz, zawsze się za nim snuło sporo dziewczyn, bo wszak urodny chłopak i z gestem.
Alina, tak jak zaplanowała, wybrała się do adwokata, powiedziała, że nie chce Krisowi "podłożyć świni" więc niech pan prawnik wymyśli co ona ma napisać w pozwie. Gdy już wszystko było omówione, napisane, powiedziała Krisowi, że podjęła jednak decyzję o rozwodzie, bo nie widzi innego rozwiązania i oczywiście mu powiedziała komu zleciła sprawę. Jeszcze tego samego wieczoru Kris pognał do swego kolegi by się dopytać czy to prawda. Dowiedział się, że prawda i że Kris ma bardzo przyzwoitą dziewczynę za żonę, która nie pragnie wcale by mu "dokopać" wywołując skandal, chce natomiast by to przebiegło bez rozgłosu i możliwie szybko, więc niech Kris nie protestuje, bo wtedy "była" może przedstawić dodatkowe powody poparte dowodami. Tego wieczoru Kris nie nocował w mieszkaniu Teresy, co ona przyjęła z wielką ulgą. Była nieomal zdziwiona własnym spokojem. Poinformowała Teresę, że ruszyła do przodu w kwestii rozwodu i wyraźnie jej samopoczucie się poprawiło. I, co może nieco dziwne, już nie interesuje się tym, że nie ma go w domu, chociaż już dobiega godzina 23,00. Teresa od razu powiedziała o wszystkim mężowi, który tylko wzruszył ramionami i powiedział - i dobrze zrobiła, to nie jest dobry materiał na męża i ojca. A to jest bardzo dobry prawnik i zadba by sprawa była rozpatrywana przez dobry zespół a nie przez jakichś nawiedzonych zwolenników trwania w czymś co nie ma sensu, bo jest dziecko w związku. A jak znam Krisa to jemu bardzo szybko minie miłość do Aliny jak i miłość ojcowska do Tadzia. To typowy motylek, z kwiatka na kwiatek. Zresztą może jestem dziwny, ale nie rozumiem jak można kochać żonę a pieprzyć się, niczym dziki królik, z inną babą. W niecałe trzy miesiące później odbyła się sprawa rozwodowa. Na korytarzu sądowym czekała na Alinę Teresa i zaraz zabrała ją do domu. Gdy salę opuścił Kris nikt na niego nie czekał.
Jeszcze przed sprawą Alina dopilnowała by Kris zabrał z mieszkania wszystkie swoje rzeczy i zostawił drugi komplet kluczy. Alimenty, jak określił Kazik, były takie, że zmuszały Krisa do nieunikania pracy. W tydzień po sprawie sądowej Alina zaczęła nową pracę jako intendentka w kompleksie żłobkowo - przedszkolnym. Tadzik na razie hodował się w domu pod okiem pani Marii, którą nazywał babcią. Kris nie przychodził do dziecka, a zapytany przez Kazika czemu nie odwiedza dziecka powiedział, że to dla niego zbyt bolesne na razie. No jasne, znów tylko o sobie myślisz, a nie o dziecku. Ale wiesz, to może nawet lepiej, bo jeśli Alina kogoś pozna i wyjdzie za mąż to dziecko szybciej uzna go za ojca. Ciekawe to co mówisz - "odgryzł" się Kris - już widzę ten tłum facetów chętnych do ożenku z samotną matką! Masz bujną wyobraźnię. Kazik uśmiechnął się - masz rację - cały czas wyobrażałem sobie, że mam brata mądrego i kulturalnego a okazało się, że to tylko jednak moja wyobraźnia a nie rzeczywistość.
Alina dobrze funkcjonowała w nowej rzeczywistości, do pracy miała 15 minut niespiesznym spacerem z dzieckiem, a Tadzik dobrze się czuł w najstarszej żłobkowej grupie, zwłaszcza, że zawsze mógł się zobaczyć w trakcie dnia z własną mamą. Alina nadal jeszcze bywała na wizytach u psychoterapeuty, ale już tylko raz w tygodniu, po pracy. W te dni do żłobka wpadała Teresa i zabierała małego do siebie. Mniej więcej po miesiącu pracy Aliny pan terapeuta stwierdził, że właściwie terapia jest zakończona a rozwód i praca bardzo pozytywnie wpłynęły na Alinę. Ale oczywiście, jeśli coś się będzie działo z Aliną, to niech od razu do niego telefonuje i jakoś ją "wciśnie" między pacjentami. Alina bardzo szczerze i wylewnie dziękowała mu za poświęcany jej czas, a na ostatnie zajęcia przyniosła piękny album "Góry Świata", bo pamiętała z którejś z rozmów, że on uwielbia górskie wycieczki i marzy o urlopie w Alpach.
Nadal jeździła na basen z Teresą, Kazikiem i Pawłem a w tym czasie dziadkowie opiekowali się chłopcami. Czas mijał, Kris nadal nie odwiedzał dziecka, co nawet cieszyło Alinę. Nie była spragniona jego widoku i obecności a dziecko wcale o nim nie wspominało. W któryś majowy wieczór zaćwierkała jej komórka - to telefonował Paweł, mówiąc że bał się zadzwonić domofonem, żeby nie obudzić Tadzia, bo już po ósmej, to może śpi. Nie, nie śpi, ale już jest przygotowany do spania. Naciśnij przycisk i ja ci otworzę drzwi, winda działa, a potem naciśnij u mnie klamkę, a ja go tymczasem wyprawię do łóżka. Wejdź i idź do living roomu. W 10 minut później, po kilku całuskach Tadzio już zapadał w sen, Alina zamknęła drzwi jego pokoju i weszła do living roomu, ale tu nie było Pawła. Poszła więc do kuchni - Paweł stał przy kuchennym blacie pod oknem i coś na nim robił. Alina stanęła w drzwiach i obserwowała go bez słowa, a Paweł powiedział cicho - wiem, że już jesteś, ale jeszcze kilka sekund. Po chwili odwrócił się do niej, trzymając w rękach tort i mówiąc dziś są twoje i moje urodziny, więc zrobiłem dla nas urodzinowy tort. Wszystkiego co najlepsze, cudowna dziewczyno! Dzielą nas cztery lata, ale nie sądzę by to była przeszkoda by razem spędzić ten wieczór. Skąd wiedziałeś? A bo jakoś tak się złożyło, że od roku gromadzę wszystkie informacje o tobie, takie moje hobby od roku. To podobno u zakochanego faceta jest dość normalne, w każdym razie nie kwalifikujące go do zamkniętego psychiatryka. Wcisnął jej tort w ręce i powiedział- potrzymaj, to zapalę świeczki- jest ich tylko symboliczna ilość. Zapalił świeczki i Alina nieco zdębiała - na torcie były dwa rządki świeczek- w górnym 3, pod spodem dwie. Alina patrzyła w milczeniu, w końcu powiedziała - przepraszam cię, ale oświeć mnie- nie kapuję o co chodzi. Paweł uśmiechnął się - to jest tak śmiesznie zapisana liczba 32, która jest średnią arytmetyczną naszych zsumowanych lat urodzin. Mam tylko nadzieję, że nie przeszkadza ci fakt, że jestem od ciebie 4 lata młodszy. A tobie nie przeszkadza, że jestem od ciebie 4 lata starsza a do tego rozwiedziona i z dzieckiem?
No właśnie jakoś to tak dziwnie jest, że miłość rządzi się jakimiś swoimi prawami, jakąś inną logiką i to nie ma znaczenia. A wiem o tym, że jesteś ode mnie starsza już od dawna. Pomyśl - co znaczą cztery lata wobec wieczności?
c.d.n.