wtorek, 31 maja 2022

Trudny wybór - 32

No to mamy o czym myśleć i  dyskutować - stwierdził  w domu Emil. A powiedz  mi Maleństwo co i  komu ty powiedziałaś u konstruktorów. Adela wzruszyła  ramionami- czort wie co i komu  powiedziałam,  w ogóle  nie przypominam  sobie tego. Jeśli tam  bywam  raz na dwa  miesiące to góra. Coś  się  chyba "cudnemu" pokićkało. 

Nie lubię tam  chodzić, bo im  się  wydaje, że do dobrego tonu należy coś jakby podryw bez zobowiązań. A ja  wszystkie  komplementy od  facetów w pracy traktuję wrogo, to nie grill u cioci ani herbatka  z tańcami, guzik  komu do tego jak  wyglądam. Może  wzięło się to  z tego, że byłam przez  kilka lat sekretarką, a dobra  sekretarka musi umieć zachować  dystans do płci  przeciwnej. Gdy idę  z kimś na kawę to nie przeszkadza mi, że powie że ładnie  tego  dnia  wyglądam, ale  w pracy takie odzywki są w  moim odczuciu nie na miejscu. Tam od  niedawna jest  wielu chłopaków zaraz po studiach, bardzo dużo nowych przyjęli, a są mniej więcej w moim wieku. Z tego co wiem to Kamil ich przyjmował, bo poprzednik Kamila podpisał umowę  patronacką z Politechniką.  

I podejrzewam, że "cudny" miał na myśli to, że powiedziałam żeby zrobili cały korpus jakiejś lampki, której nawet na oczy  nie  widziałam,  z tworzywa  sztucznego lub  z drewna to im  się coś tam  nie będzie  nagrzewać i nie będą  musieli kombinować jak ominąć rozwiązanie stosowane  przez innych. A wpadło mi to na myśl bo widziałam kiedyś w Zakopanem cały korpus  nocnej lampki wykonany  z drewna, nawet  abażur był z płytek  drewnianych  grubości kartki papieru i bardzo mi się ta  lampka  podobała,  ale kosztowała  majątek. Nigdy  nie podejrzewałam, że można drewno podzielić na  tak cieniutkie płaty.

No to  jesteśmy   w domu- teraz  wiem dlaczego dali do wykonania cały korpus takiego małego  szkaradzieństwa typu  lampka - grzybek z tworzywa- stwierdził Emil. Jak na to wpadłaś? Wcale  nie  wpadłam, tylko  się strasznie kłócili o metodę uniknięcia opatentowanego rozwiązania a mnie  się  spieszyło, więc im przerwałam mówiąc, że lampka  z drewna lub odpowiedniego tworzywa by się nie nagrzewała. Ale  nie wiem  do  dziś co im  się nagrzewało. I wtedy mnie  zauważyli, bo przedtem to stałam w drzwiach i  się im przyglądałam mając nadzieję, że  może  zaczną się  bić. 

A gdzie był wtedy Michał, ich  kierownik? Nie mam pojęcia, ja  miałam romans do Henryka, jednego z tych stażystów. Bo on  robił jeden  z opisów, którego  nie mogłam pojąć i  musiałam  się  dowiedzieć  "co poeta  miał na myśli?"  Ten opis tak wyglądał jak tłumaczenie Googla z któregokolwiek języka  na polski. A przecież  studiował w Polsce, a nawet w Warszawie, a nie gdzieś  w świecie.

Emil  się śmiał - no popatrz, w wyobraźni naczelnego jesteś niemal wynalazcą. Na razie to Arkadiusz szuka nadal  lokalu, co  wcale nie jest proste. Już  chociażby  "pożenić " ze sobą trzy główne  sprawy - ma być duże, wielopokojowe, nie do generalnego  remontu, najlepiej parter lub pierwsze piętro no i  w dobrej cenie. Nie wiem co ty o  tym  sądzisz- siedźmy na  razie  tu, nim  Arkadiusz znajdzie to czego  szuka to może i pół roku upłynąć. I tak sobie pomyślałem, że może na  razie niech tata wejdzie  z nim  do spółki, bo  wtedy nie  będzie  mógł  nas  nie przyjąć  do pracy .  A jak  się  coś poślizgnie  finansowo, to będę  ojca  ratował tą forsą, co mam na domek w Hiszpanii,  a którego ty nie chcesz. Ty Maleństwo właściwie  masz rację, że ktoś musiałby się nim  zajmować tam i że pod względem  finansowym  to nam  się bardziej opłaca lecieć rok  w rok do tej Hiszpanii niż inwestować w domek. Po prostu  czasem brakuje  mi języka  hiszpańskiego. 

No to mógłbyś mnie uczyć  hiszpańskiego, ty masz talent do pedagogiki. A może brakuje  ci nie tyle języka hiszpańskiego co Meksyku i tego co tam  było?

Nie kochanie,  nie brakuje mi Meksyku ani kogokolwiek stamtąd. I dobrze, będę cię uczył hiszpańskiego tak, jak  dzieci uczy  się mówić. Nie będzie gramatyki, odmiany itp. A w czerwcu, w pierwszej połowie pojedziemy z rodzicami na dwa dni do Zurichu a stamtąd do Burgerlandu nad Jezioro Nezyderskie. To jezioro graniczy z Węgrami, jest na terenie Parku Narodowego, ma ciepłą  wodę, "piękne plaże" zdaniem  folderów i jest fantastycznie płyciutkie. W najgłębszym miejscu woda ma niewiele ponad  metr głębokości. Ci  co byli to głównie  się  zachwycali tym, że jest bardzo ciepłe a woda taka czysta, że można ją pić wprost z jeziora.  Co prawda pomyślałem sobie, że może to i prawda,  ale raczej  przed  sezonem  a nie wtedy gdy Węgrzy , Austriacy i inne pobliskie  kraje moczą się  w tym  samym  czasie  w jeziorze. Będziemy mogli uprawiać wind surfing i pławić  się  całymi  dniami  w  wodzie. A pomieszkamy w Rust. W pierwszej  połowie  czerwca to jeszcze  się  załapiemy na jakiś pensjonat. Mam taką   nadzieję. Ceny jak  w Nałęczowie, tylko odnowy  biologicznej  nie będzie.

A jeśli się nie uda to  po prostu pobędziemy w Austrii na zasadzie wędrowania w stronę  Polski z noclegami. Na początku  czerwca jeszcze  nie będzie  dużo ludzi. I sądzę, że  pojedziemy jednym  samochodem. I co  tym myślisz?  Adela przytuliła się do niego mówiąc - mnie jest  wszystko jedno dokąd  pojedziemy, byleby razem. No i żeby Helena i  tata  za bardzo  się podróżowaniem nie  zmęczyli.  

No więc  dlatego  pojedziemy jednym   samochodem , ja i  ty na zmiany za  kierownicą, noclegi w motelach lub małych   hotelach. A jak  się nam gdzieś po  drodze  bardziej  spodoba to tam  zostaniemy  dłużej. Zgadzasz  się? No jasne, że się  zgadzam. A po co jedziemy do Zurichu? Och, drobiazg, musimy po prostu  złożyć kilka podpisów. No i  trzeba szybko wysłać ojca i  mamę by wyrobili sobie paszporty. Ojej, ja też muszę  sobie  wyrobić  nowy paszport! Dowód  zmieniłam  a o paszporcie  zapomniałam! To ja  w takim  razie  jutro pod  szyldem Urzędu Patentowego wpadnę złożyć  wniosek o  zmianę paszportu.

Najgorsze, że muszę  wpierw wpaść w tym układzie  do fotografa. Na KEN-u jest  fotograf u którego zdjęcie odbierasz po 10 minutach. To  w tym układzie jutro po pracy  wpadnę do fotografa, a pojutrze  do Biura  Paszportów. Wiesz,  mam dylemat językowy - ulica ma  w skrócie  nazwę KEN i wciąż nie  wiem  czy mówić na KEN-u czy na  KEN-ie. Bo jak  zauważyłam  głównie mówią  "na  KENu". I jedna i druga  forma nie jest poprawna - tak  mi się zdaje,  ale  z kolei  mówić za każdym  razem  pełną , trójwyrazową   nazwę to się nikomu nie chce. Ale można  by też mówić że coś jest na  ulicy KEN, To "na KENu" to taki skrót myślowy, jakby. Żargon Ursynowiaków  powstaje.

No, to w takim  razie jutro po pracy podjedziemy  do fotografa a na pojutrze  wpiszesz  sobie Urząd i rano  pojedziesz   wpierw złożyć  dokumenty  na paszport i przyjedziesz do pracy potem. Zostawię ci samochód, żebyś  miała czym  dojechać. A ja  pojutrze  rano pojadę  autokarem. A wiesz, że do paszportów to mamy  zaledwie jeden przystanek  autobusowy? Już czynny jest nasz ursynowski  Ratusz. Jeden przystanek w stronę Powsina i ze 150 metrów per pedes. Parking mają nawet  całkiem  duży, więc  jedź  samochodem.

Następnego  dnia przed  wyjściem  z pracy Adela  spędziła kilkanaście  minut przed lustrem, które ukryte  było w bibliotece za regałami, w pomieszczeniu do którego  wchodziły  tylko panie  bibliotekarki. Nawet  lakier do  włosów  miały, więc  Adela  była uczesana "jak należy".

Na owej ulicy KEN, budzącej tak wielkie wątpliwości językowe Adeli, udało się zaparkować nieomal tuż koło fotografa. Oczywiście Emil wysiadł razem  z nią, przecież nie mogła biedaczka iść  sama w tak deprymującej  ją sprawie  jak zdjęcie  do paszportu. Gdy  weszli nikogo w lokalu nie było, dobiegł ich  tylko męski głos- "proszę chwileczkę  spocząć, zaraz będę". Adela stwierdziła, że skądś ten  głos zna, ale  nie mogła  sobie  przypomnieć  skąd. W pięć minut później już wiedziała - to był głos jej kolegi    jeszcze  z liceum. I faktycznie z zaplecze wszedł Konrad - tak samo kudłaty jak w  szkole, a do tego dochodziła nawet starannie  przycięta  broda. Konrad przyglądał  się kilkanaście  sekund Adeli, wreszcie  wystękał- "o Jesu, Adelajda!"  Adela pokiwała głową- no właśnie, ja. A ty co tu  robisz?- spytała  się niezbyt  mądrze. No pracuję, to zakład mojego teścia. 

Adela oprzytomniała i powiedziała do Emila- kochanie, to jest Konrad, chodziliśmy razem  do liceum. Panowie uścisnęli wzajemnie swe prawice, a Emil powiedział- a ja jestem mężem Adeli. Konrad roześmiał  się - no nie mogę,  a  miała  nie wychodzić nigdy za mąż! Widać  zmieniła  zdanie - stwierdził Emil.  

To czym  mogę  państwu służyć? - Konrad  przypomniał sobie, że jest  w pracy.  Potrzebuję  zdjęcie  do paszportu - zakomunikowała  Adela. I najlepiej  gdybym je  mogła odebrać od razu,  muszę je  rano złożyć w paszportowym. 

Nie ma problemu, mamy  wspaniały Polaroid. Tylko się nie uśmiechaj, teraz  do zdjęć paszportowych i tych do  dowodu osobistego  nie wolno. Masz być poważna, wyobraź sobie, że masz za chwilę klasówkę z matematyki.  Poustawiał oświetlenie i powiedział - Adelajda, patrz prosto w obiektyw, te do paszportu są koszmarne, zupełnie  jakby się fotografowało nieboszczyka , któremu nikt oczu nie  zamknął.

W chwilę potem zdjęcie  było gotowe. A może ja bym teraz państwu zrobił jakieś wspólne zdjęcie? Ja wiem, że Adelajda nie lubi się fotografować, ale może jednak?  Adelajda,  masz grzebień? No mam,  a po co ci?  Usiądź jeszcze na moment i nie protestuj. Adela podała mu grzebień, a Konrad  niczym rasowy  fryzjer w dwie  minuty  zmienił jej uczesanie mówiąc- tak się powinnaś czesać, to zgodne  z twoimi  rysami.  To co, usiądzie pan koło żony na tym  wysokim  taborecie, dobrze? Adelajda, przypomnij sobie gdy wszyscy zwiewaliśmy  z lekcji albo gdy był dzień kobiet w Bazyliszku.

Emil,  rozbawiony  całą  sytuacją usiadł obok Adeli i ją objął, a Adela  jak  zawsze  w takiej  chwili uśmiechnęła  się i Konrad  zrobił zdjęcie. Potem  jeszcze  chwilę rozmawiali, Emil  cały  czas trzymał Adelę a Konrad strzelał zdjęcia. 

Potem pokazał je obojgu. To tylko polaroid,  ale bardzo dobrej  jakości, a te zdjęcia  są  zupełnie nie pozowane. Adelajdzie  nie można robić  zdjęć pozowanych bo ma jakiś uraz do zdjęć, ale gdy na chwilę o  nim  zapomni to przecież  wygląda świetnie! I przeczesz włosy z prawej na lewą, tak ładniej  wyglądasz.

A gdzie teraz  mieszkasz?  Na Ursynowie, na tyłach Jastrzębowskiego, rzut beretem  stąd. A co robisz, to znaczy co skończyłaś? Prawo. Mam  magisterium z prawa i zrobiłam  aplikację na rzecznika patentowego. Czekam na wynik egzaminu. Konrad gwizdnął - dobra  jesteś. Konrad  wyciągnął z kieszeni swoją wizytówkę.  Ojej - to ty chemię skończyłeś? No to co tu robisz? Zarabiam  na życie,  z tej chemii nie wyciągnę tyle co tu. A tak to mamy podział zajęć- żona z dziećmi siedzi  w domu, teściowie jej  w tym pomagają a ja mam święty spokój. Robię też sesje ślubne. 

A dużo masz tych dzieci?  Trochę dużo- troje. Zachciało mi się  córeczki i urodziło  się dwóch chłopaków, bliźniacy, zamiast dziewczynki. No i mamy trzech chłopców.

                                                                          c.d.n.