niedziela, 27 grudnia 2020

Zimowa eskapada -III

Następna wyprawa była do Abu Simbel. Wyjazd był o świcie, a tak dokładnie o 5 rano. Okazało się, że jadą w tym samym składzie co do Kairu, a więc małym busem. Pierwszy "popas" był w Assuanie, gdzie zjedli lunch. 
Po posiłku pojechali na wyspę Aglikia, gdzie znajdował się  zespół świątynny poświęcony Izydzie, który został w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku przeniesiony z wyspy File, która miała ulec zalaniu w związku z budową  Wielkiej Tamy na Nilu.
Z owej zapory mieli  piękny widok na Jezioro Nassera oraz na pierwszą kataraktę na Nilu. Wszyscy pstrykali jak  oszalali zdjęcia, ale nic  dziwnego - i zespół świątynny był piękny i wyspa na którą został przeniesiony. 
Tę noc spędzili w Assuanie w hotelu "tylko trzygwiazdkowym" jak się śmiała Mirka i znów ruszyli w drogę o świcie. 
Śniadanie jedli w busiku. Po trzech godzinach jazdy dotarli do Abu Simbel. Temu zespołowi świątynnemu poświęconemu Ramzesowi II i jego żonie Nefertari podobnie jak i świątyni Izydy groziło zalanie wodami Nilu w chwili uruchomienia zapory. 
A była to niewątpliwie unikalna budowla, cała wykuta w skale. By nie uległa zagładzie z pomocą finansową UNESCO pocięto całą budowlę na 1036 bloków i całość  złożono razem o 90 m wyżej. A pracami kierował nasz rodak- prof. Kazimierz Michałowski.
I Mirka i Michał czuli wielkie wzruszenie - podziwiali cztery olbrzymie posągi Ramzesa i wielką salę wykutą wewnątrz skały.  
Nawet przy obecnej technologii byłoby to gigantyczne przedsięwzięcie a co dopiero w czasach Ramzesa II. Oboje, podobnie jak i współcześni kontrowersyjni badacze zastanawiali się jak to było możliwe przy pomocy prymitywnych miedzianych narzędzi i popierali teorię, że większość tych wspaniałych budowli powstała wcześniej, dzięki wysoko rozwiniętej cywilizacji, która uległa zagładzie. 
W Abu Simbel zjedli lunch i wyruszyli w drogę powrotną do Marsa el Alam. Calutką drogę powrotną dyskutowali o tym wszystkim co tego dnia zobaczyli i przy okazji odkryli, że na wiele  tematów mają takie samo zdanie i bardzo wiele wspólnych zainteresowań. 
Na miejscu byli  około godziny 23,00. Nieco zmęczeni, ale ogromnie zadowoleni.
W drodze do swego pokoju zgarnęli jeszcze kilka butelek picia i  jakieś straszliwie słodkie arabskie ciasteczka.
W pokoju jeszcze długo dzielili się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami. 
Michał stwierdził, że właściwie to dobrze, że jego brat zrezygnował z tego wyjazdu, bo dzięki temu on przede wszystkim poznał Mirkę a poza tym spełnił swoje marzenie w jej towarzystwie. 
A twoja  "była" nie interesowała się turystyką? - zapytała Mira. Ależ tak, interesowała się, ale głównie wyjazdem na Ibizę ewentualnie do Tajlandii. Wiesz- takie "modne kierunki" ją interesowały. Żartujesz chyba z tą Ibizą - powątpiewała Mirka.
Ależ nie, ona była z tych co jadą do Rzymu i tylko papieża w nim obejrzą i ani jednego zabytku, choćby przechodziły  obok pięć razy dziennie. 
Ale wiedziała gdzie są Schody Hiszpańskie, bo na nich bywały pokazy mody.
Następny dzień był dniem  stricte wypoczynkowym - chodzili po terenie, pograli w mini golfa i popływali motorówką i ku niezadowoleniu jej sternika życzyli sobie by pływać statecznie a nie gnać "ile fabryka dała". Po obiedzie wygrzewali się na loggii i nawet zsunęli  swe fotele razem, tak że się stykały. 
Tego wieczoru po raz pierwszy poszli potańczyć. Mirka założyła szpilki i dość obcisłą mini sukienkę z  dużym wycięciem z tyłu, a z przodu pozbawioną dekoltu. Na jej widok Michał cichutko gwizdnął i stwierdził, że będzie musiał pilnować, by się komuś ręka nie chciała zatrzymać na jej plecach. Mirka zaśmiała się - przecież tobie ręka będzie wypadała na tym dekolcie, to bez trudu obcą rękę odtrącisz. No ale jeśli ci się nie podobam w tej sukience to mogę założyć inną.
Dziewczyno, podobasz mi się we wszystkim, nawet w tej piżamce w te  żółte i niebieskie misie, nie mówiąc już o tym jak się super  prezentujesz w bikini. 
No to chodźmy potańczyć. A jeśli zagrają sambę też zatańczysz?- spytał wpatrując się w jej oczy.
Ależ oczywiście, ale nie będzie to taka jaką tańczyłam w klubie. I na popisowego rocka też nie licz- będę tańczyć tak jak się tańczy na każdym dancingu a nie w klubie tańca.
Chcę tańczyć z tobą tak jak mnie poprowadzisz a nie według z góry wyznaczonych i wyuczonych figur. To ma być nasz taniec, nasza wspólna zabawa. 
Poczekaj, jeszcze wezmę pasek z mini torebką, muszę mieć miejsce na chusteczkę, klucz od pokoju i pieniądze. W dość szerokim pasku od wewnętrznej strony miała ukryte dwie kieszonki, ale wcale nie były widoczne gdy miała zapięty pasek.
Z przyjemnością skonstatowała, że Michał rzeczywiście dobrze tańczy.I było jej bardzo
miło tańczyć w jego objęciach. Szczególnie dobrze tańczyło się  jej z nim tango.
Przyznasz  Michał, że zawracanie głowy nogami to duża frajda- powiedziała w pewnej chwili.  Nawet ogromna- zgodził się z nią i nieco mocniej ją objął. 
Nie broniła się, nie odsunęła. Było jej dobrze i bardzo cieszyła się, że jednak nie  zrezygnowała z tego wyjazdu.
Przed północą wrócili do swego pokoju. Następnego dnia mieli wycieczkę do El Quesir.
El Quesir to najstarsze prawdziwe egipskie miasto. Pojechali tam zaraz po śniadaniu.
Organizatorzy zadbali by poczuli się jak najbardziej "po arabsku". Panie dostały damskie galabije, panowie galabije męskie. Trzeba powiedzieć, że o ile panie w swych galabijach wyglądały całkiem nieźle, to panowie wyglądali nieco dziwacznie, co Michał określił jakby wszyscy nagle uciekli z jakiegoś szpitala. 
Galabija męska wygląda tak jak długa do ziemi męska koszula nocna, którą kiedyś nosili nasi pradziadkowie. Egipskie męskie  galabije są białe. 
Damskie są w różnych kolorach, często ozdobione haftem  lub naszytymi kolorowymi taśmami. Nie są jednak tak strojne i barwne jak galabije marokańskie.
Poprzebierani zwiedzili miejscowy meczet, kościół koptyjski,  w restauracji rybnej zjedli obiad. 
 Odwiedzili też bazar a na nim  perfumerię i coffe shop, w którym mogli wypić kawę z kardamonem lub herbatę z hibiskusa oraz zapalić fajkę wodną.
Mirka kupiła na bazarze dla siebie  galabiję w pięknym ciemnoróżowym kolorze, zdobioną pasującym do niej haftem. A że zakupy robiła w czasie gdy Michał usiłował zgłębić bez powodzenia  urok palenia fajki wodnej, kupiła dla niego galabiję, żeby miał na pamiątkę. Postanowiła dać mu ją gdy już dolecą z powrotem do Warszawy.
Na kolację powrócili do swojego hotelu. Ten wieczór spędzili spacerując po terenie. Niewiele osób spotkali, większość spędzała ten czas przy stole z winem i sądząc po zachowaniu niektórych osób, nie tylko wino było w roli głównej.
Podczas spaceru Michał delikatnie objął Mirkę  i wpółobjęci przemierzali teren czasem przystając i podziwiając odbicie księżyca w  lagunie. Wiatr nie  szalał tak jak w ciągu dnia, a zimowe kurtki dobrze chroniły od zimna.
Wędrując pod rozgwieżdżonym niebem  snuli plany swej przyszłej wyprawy do Egiptu- tym razem byli, jak to określił Michał, ledwie przygotowani na ten pobyt. Ale i tak lepiej niż 3/4 będących tu turystów.
Kolejna ich wycieczka miała być wyprawą na pustynię i w ostatniej chwili udało im się zmienić wycieczkę quadami na wycieczkę "Jeep Safari", bo Michał całkiem przytomnie zauważył, że jazda quadami w taki zimny czas może wcale a wcale nie być zabawna i skończyć się niezłym przeziębieniem.
Ten wieczór też spędzili tańcząc. Przebierając się "na tańce" Mirka przymierzyła przy okazji zakupioną przez siebie galabiję, w której zdaniem Michała wyglądała bosko - kolor wybitnie pasował do jej karnacji a długa (niestety za długa i wyraźnie wymagała skrócenia) galabija dodawała jej uroku. W pewnej chwili Michał okręcając ją dookoła przyciągnął ją  do siebie i przylgnął do jej ust. Gdy się od siebie oderwali po naprawdę bardzo długim pocałunku Michał wyszeptał- przepraszam, nie mogłem się opanować- a Mirka szybko powiedziała- nie przepraszaj za to, że pięknie całujesz i że ci się podobam. Ale licz się z tym, że będę chciała jeszcze, a może się nawet uzależnię od  twych ust i co wtedy? Chodź, pójdziemy trochę potańczyć, dobrze mi się tańczy w twoich ramionach.  Po drodze do kawiarni odwiedzili hotelowy butik, w którym mając w perspektywie pustynne safari zakupili dwie arafatki, by chronić się przed piaskiem miecionym przez wiatr. Mirka stwierdziła, że ona  zaniesie je do pokoju, bo chce jeszcze zmienić szpilki- jeden but wyraźnie ją ocierał, więc Michał miał zająć tymczasem jakiś stolik. Gdy wróciła i usiadła przy stoliku Michał  wziął jej rękę i bez pytania o zgodę założył jej na rękę bransoletkę dość lekką, ażurową, z motywem oka Horusa. Z kieszeni wyjął drugą, nieco masywniejszą, ale z tym samym motywem i założył ją na swój nadgarstek mówiąc, że w Warszawie odda do znajomego jubilera by ją przerobił na bransoletkę  do jego zegarka, a tu może ją tak ponosić, na drugiej ręce. I że to jest najprawdziwsze srebro, nawet ma próbę. Mirka tak trochę dla porządku go zrugała, że wydaje pieniądze, ale  bardzo dokładnie obejrzała swoją  bransoletkę, pochwaliła wybór, podziękowała pocałunkiem i stwierdziła, że z tym okiem Horusa to są różne tłumaczenia, bo wg niektórych egiptologów to był   znak oznaczający konkretną ilość czegoś w magazynie.  A według innych to tak zwane "oko udżat", czyli sokole oko boga nieba  Horusa, które  spoczywa na berle. Oko symbolizuje przewidywanie i wszechwiedzę, a berło -władzę. Zaś cały amulet miał użyczać nietykalności i wiecznej płodności i chronił ludzi tak jak i bogów przed niebezpieczeństwem. Więc niech nas oboje chroni przed niebezpieczeństwem- dodała. Przy okazji wymienili się wiedzą na temat "oka", które  w wielu religiach świata miało swą własną symbolikę. 
Michał był pod wrażeniem jej wiedzy i stwierdził, że chyba powinna była pójść na  etnografię a nie na prawo administracyjne. Bardzo Mirkę rozśmieszyło to stwierdzenie,
bo nie bardzo wiedziała gdzie by  potem znalazła pracę. To nie są czasy gdy można było robić studia dla własnej przyjemności. No a poza tym tereny,  na których być może znalazłoby się coś nowego, nieznanego, co można by badać to są raczej na przysłowiowym końcu świata. Bo raczej już nie ma terenów zamieszkanych a do tego nie odkrytych przez "białego człowieka". Poza tym ma raczej dość wybiórcze zainteresowania a o Egipcie już tyle  wiadomo, że głowa mała.
Gdy przed północą wracali do swego pokoju zobaczyli na tablicy ogłoszeń informację, że są dwa miejsca na rejs łodzią podwodną typu semi-submarine. 
Jedyny mankament- rejs zaczynał się i kończył w Hurgadzie, czyli  265 km od miejsca w którym aktualnie byli. Czyli nieco ponad 3 godziny samochodem lub 23 minuty samolotem tanich linii. 
Ten typ łodzi podwodnych ma dość płytkie  zanurzenie i posiada  duże, panoramiczne  okna, przez które można oglądać podwodny świat.
Gdy niezdrowo podnieceni perspektywą takiej podmorskiej wyprawy dotarli do swego pokoju przejrzeli harmonogram wycieczek, które już mieli wykupione i dostrzegli drugi mankament - termin tego pływania pokrywał się z terminem wycieczki do Luksoru. Po "aż" trzyminutowym namyśle wybrali jednak Luksor. Doszli do wniosku, że skoro w przyszłym roku pojadą razem do Kairu to może wtedy też na tydzień do Hurgady i wtedy popływają. 
Michał, a skąd wiesz, że  będziemy za rok razem?-zapytała nieco przekornie. 
Michał spojrzał na nią  z ukosa - wiem, bo jesteśmy jednak dla siebie stworzeni, nie zauważyłaś tego?  
Ale skąd ty to wiesz- Mirka nie odpuszczała. 
Stąd, moja miła, że jesteś jedyną kobietą przy której mam problem z powstrzymaniem się by nie zacałować cię na śmierć, nie nosić kilometrami na rękach, nie trzymać cały czas w uścisku. Boję się tylko, że może nie jestem dla  ciebie dość dobry. To, że jestem "bezprzydziałowy" wynika z tego, że nie spotkałem dotąd takiej dziewczyny, przy której czułbym to, co czuję przy tobie. Przy mojej byłej też tego nie czułem. I wiem, że będę robił wszystko byśmy byli razem. No to może mnie pocałuj,bo już tęsknię za twoim całowaniem- cichutko powiedziała Mirka. Cudna moja, wywołujesz wilka z lasu, nie jestem z drewna, sporo ryzykujesz. Ty też ryzykujesz, możesz się rozczarować. Ale ręka Michała właśnie wyczuła suwak sukienki i pomalutku zaczęła go przesuwać w dół, wezwana na pomoc druga ręka wyzwoliła ciało Mirki z sukienki, zostały tylko  figi i staniczek. 
Wtedy Mirki ręce zabrały  się do aktu pozbywania Michała garderoby- niespiesznie odpinały guziki dżinsowej koszuli, wpierw wyzwoliły  prawą rękę z długiego rękawa a prawa dłoń Michała  powędrowała  do prawej kieszeni dżinsów i ulokowała jej zawartość na nocnym stoliku -to był kolejny zakup Michała w hotelowym butiku, w którym  niemal wszystko można było kupić. Potem ręce Mirki wyzwoliły z rękawa drugą rękę Michała z rękawa koszuli i gdy koszula cicho, bez słowa skargi wylądowała na podłodze zaczęły pracować nad wyzwoleniem go z dżinsów. A ręce Michała bardzo im w tym pomogły. 
Obydwa ciała w wielkim tempie  pozbyły się resztek przyodziewku i stęsknione siebie wzajemnie bardzo mocno do siebie przywarły. To była bardzo pracowita noc - trzeba było wzajemnie poznać preferencje, pozachwycać się sobą wzajemnie, całować, pieścić, przytulać. Było strasznie mało czasu na sen i po raz pierwszy ledwo rano zdążyli na śniadanie.
Po śniadaniu nieco pospali opatrując drzwi wywieszką "nie przeszkadzać" a potem oddali się z całym zapałem swemu nowemu hobby.
Następnego dnia pojechali do Luksoru.
 
                                                                  c.d.n.








Zimowa eskapada - II

 Po obiedzie  postanowili posiedzieć nieco na swej loggii- było tu znacznie zaciszniej niż koło basenu, poza tym chcieli się trochę lepiej poznać. Michał przyniósł z barku napoje bezalkoholowe, na fotelach rozłożyli koce i nawet można się było opalać.Umówili się, że postarają się odpowiadać na pytania zgodnie z prawdą, a jeśli jakiś temat będzie zbyt uciążliwy to po prostu powiedzą, że to  temat nie do rozpatrywania. 
Zapadło na pół godziny niemal grobowe milczenie, w końcu Mirka stwierdziła, że trudno, może podpadnie, ale zapytała czy Michał ma jakąś dziewczynę. Michał uśmiechnął się - pewnie nie uwierzysz, ale nie mam. Miałem, ale na razie jestem wciąż "bezprzydziałowy". Rozleciało się po moim wypadku, nie wierzyła wpierw , że wyżyję a potem, że będę pełnosprawny. Bo nie wyglądało to dobrze. 
A co sobie zrobiłeś?- możesz powiedzieć? 
Mogę- po prostu złamałem sobie nogę i miałem wstrząs mózgu - niby nic wielkiego, ale ta noga ni diabła nie chciała się zrosnąć. Normalnie takie złamanie to powinno się zrosnąć migiem bo teoretycznie w moim wieku kostnina tworzy się szybko a tu nic- ciągle się paprało i nie zrastało. Nawet była obawa, że mi nogę amputują, ale po dwóch operacjach i niemal rocznej rehabilitacji jak widzisz chodzę i to chyba nawet nieźle. Blizny też nie takie tragiczne, już prawie  niewidoczne. 
Profesor, u którego na oddziale leżałem był łaskaw w ramach eksperymentu zespolić mi te kości trwale i gdy po wielu miesiącach jednak się zrosły usunął mi dwie płytki ściągające kości razem. Byłem w pewnym sensie królikiem doświadczalnym. 
A teraz już jestem w pełnej formie, tylko uważam na to co robię i nie wchodzę na żadne wysokości bez ubezpieczenia. Wtedy zleciałem z dachu na działce u przyjaciół moich rodziców. Nie mam też  żalu do dziewczyny, że w czasie gdy leżałem połamany i załamany przestała mnie odwiedzać. Pewnie to nie była właśnie ta dziewczyna, która jest mi pisana. 
A skoro jesteśmy przy tematach drażliwych to powiedz mi skąd znasz mojego brata. Bo tak prawdę mówiąc to wcale on do ciebie nie pasuje. Powiedziałaś, że ostatnio strasznie schamiał, powiedziałbym raczej, że to u niego był od pewnego czasu standard. 
Ja rozumiem, że on pracuje fizycznie ale to chyba nie powód by w kółko przeklinać, nie rozumiem dlaczego chce zejść do poziomu swych kumpli od młotka i kielni. 
Pożarł się z rodzicami i się wyprowadził z domu bo biedaczka w domu gnębili- nie życzyli sobie by wracał codziennie po północy i palił w domu papierosy, bo dym szkodzi jego mamie. No to się uniósł honorem i poszedł do pracy i wyprowadził  domu. 
Dla niego jestem ciamajdą, bo tylko studiuję i nie pracuję. Nikt na moim kierunku nie pracuje oprócz studiowania, bo to trudny kierunek. Ja już teraz zacząłem pisać pracę dyplomową. Pracowałem zawsze w każde wakacje i to najczęściej poza Polską, więc jakieś własne pieniądze mam, a rodzice są zdania, że mają mnie jednego więc pomagają. 
Kupili mi nawet malutkie mieszkanie w Krakowie, żebym się nie gnieździł w akademiku. Raz w miesiącu do mnie przyjeżdżają co można uznać jako inspekcję, ale nie mam o to pretensji, ja ich rozumiem. Mama zawsze mi nazwozi wecków, puste zabierze. Czasem coś nagada, że np. uzbierałem za  dużo prania i muszę się wtedy brać jeszcze w jej obecności za pranie. Albo się przyczepi, że guzik nie przyszyty i nie ma zmiłuj- muszę się brać do przyszycia. 
Przepraszam, zadałem ci pytanie a zagadałem cię na śmierć. 
Mirka roześmiała się. Nie zagadałeś na śmierć, jeszcze żyję. Twojego brata poznałam w klubie tańca rok temu. On jest apodyktyczny, każdemu by wszedł na głowę, ale na początku taki nie był. 
Ja musiałam zacząć pracę gdy się nie dostałam na wymarzone studia, czyli SGH, zabrakło mi punktów, ale tylko z jednego przedmiotu, z matematyki. A jak zaczęłam pracować to trafiłam do działu prawnego i oni mnie zaraz skierowali na prawo administracyjne i teraz mam jeszcze tylko rok do skończenia. Mieszkam w mieszkaniu mojej babci, którą rodzice zabrali do siebie, bo wymaga opieki. Prościej mieć babcię "pod rękę" niż stale, czasem dwa lub trzy razy dziennie do niej jeździć.
Zobacz, to słońce to nawet opala! Zaraz przyniosę krem i się nasmarujemy. I Mirka szybko pobiegła po krem. 
No to już wiem czego zapomniałem - właśnie kremu. Gdy zejdziemy na dół to może będzie gdzieś jakiś kiosk z kosmetykami to zakupię - Michał był wyraźnie zmartwiony swoim gapiostwem. Ale Mirka  wytłumaczyła mu, że ona zabrała 3 duże tubki kremu to im z pewnością na cały pobyt wystarczy, bo przecież codziennie nie będą się opalać  "w całości"- mają sporo wycieczek w planie a wtedy to tylko twarze będą smarować, więc kremu im wystarczy. 
Na loggii przesiedzieli aż do kolacji cały czas rozmawiając.Zupełnie im nie brakowało tematów do rozmów. Mirka tylko poprosiła by więcej nie rozmawiać o niej i Miśku, bo to temat już zamknięty bezpowrotnie i nie ma o czym rozmawiać.
Wieczorem Iza stwierdziła, że pierwsza skorzysta z łazienki. Wyszła z niej w piżamce szczelnie  ją okrywającej i szybko ułożyła się w wybranym przez siebie  łóżku. Zasnęła nim Michał skończył swe wieczorne  ablucje. Była jednak bardzo zmęczona. 
Rano obudziły ją słowa- "przepraszam, że cię budzę, ale Kair na nas czeka, trzeba iść na śniadanie". Otworzyła oczy i zobaczyła Michała siedzącego na podłodze obok  jej  łóżka i ładującego do swego plecaka butelki z piciem, przewodnik po Egipcie w jęz. angielskim, cienki sweter, czapeczkę, piżamę, dodatkową podkoszulkę. Nic dziwnego - przed nimi było do pokonania 750 km do Kairu. Poprosił by przygotowała to co chce zabrać i wszystko wrzucą do jego plecaka. Był to bardzo ciekawy plecak, który po złożeniu mógł z powodzeniem schować się w kieszeni męskiej kurtki. Przed nimi był jeden nocleg w innym hotelu. Mirka oczyma wyobraźni widziała się w olbrzymim  autokarze, ale  na tę wycieczkę było mało chętnych, tylko ci, którzy wykupili ją jeszcze w Warszawie. Jechali  w 10 osób całkiem wygodnym busikiem i zdaniem ich obojga stanowczo za szybko.
Kair poraził ich swą wielkością i kontrastami. Tłokiem i hałasem, kolorami. Jechali przez bogate dzielnice  mieszkaniowe, centrum z biurowcami , przejeżdżali przez zabytkowe  dzielnice islamskie i koptyjskie, dzielnice handlowe  oraz dzielnice biedoty. Kair zdawał się nie mieć końca. Ale przecież gdzieś te 18 milionów ludzi musi mieszkać. Przy nim stolica Polski to główka od szpilki w porównaniu z golfową piłką.
Dwie godziny spędzili w Muzeum Egipskim oglądając najsłynniejsze eksponaty a  gdyby chcieli je zwiedzić dokładnie musieliby na to poświęcić ciurkiem chyba ze dwa dni. 
Na terenie Cytadeli Kairskiej oglądali piękny Meczet Alabastrowy. Przymiotnik "alabastrowy" to informacja dotycząca materiału z którego został zbudowany w ciągu 27 lat. Jest chyba najpiękniejszym zabytkiem Kairu. Zmęczeni , pełni wrażeń a jednocześnie  niedosytu, bo to właściwie był widok Kairu "z lotu ptaka" trafili do hotelu, gdzie zjedli coś pośredniego między kolacją i obiadem. 
Pokręcili się jeszcze trochę po okolicy tegoż hotelu i o 22,00 grzecznie poszli spać. Raniutko, zaraz po śniadaniu wyruszali do Gizy.
Zwiedzanie piramid odbywa się zawsze tak samo. Wpierw wszyscy podjeżdżają pod piramidę Cheopsa - wycieczka wysiada, wycieczka pstryka zdjęcia, wycieczka zwiedza wnętrze piramidy, wycieczka  opuszcza piramidę, wszyscy sadowią się na powrót w swym pojeździe. 
Teraz podjeżdżają pod Piramidę Chefrena - wycieczka wysiada, terkoczą mechanizmy kamer, pstrykają migawki, uśmiech, znak V z palców, zdjęcia, wycieczka wsiada do swego pojazdu. 
Zajeżdżają na  punkt widokowy - nie ma końca zdjęciom z gatunku: trzymam rękę na czubku piramidy, wdrapuję się na piramidę, zobaczcie jakie one malutkie. Mirka stoi poważna, zero wygłupów, w końcu Michał mówi - uśmiechnij się choć troszeczkę. Po chwili wręcza swój aparat jednemu ze współuczestników i prosi by sfotografował ich razem na tle  piramid. Nie wie jeszcze , że to właśnie zdjęcie będzie przez najbliższy rok stało u niego na biurku i wisiało u Mirki nad biurkiem.
Teraz jazda pod Sfinksa - wycieczka wysiada, wycieczka fotografuje Sfinksa i siebie wzajemnie, wycieczka wydziwia jaki ten faraon był brzydki, inni twierdzą, że to uczłowieczona  głowa lwa. Wycieczka wsiada do autokaru i opuszcza płaskowyż .
Część wycieczki zastanawia się  "czy warto było", część jest pewna, że warto było bo będzie się można pochwalić zdjęciami wśród znajomych. A nieliczni, wśród nich Mirka i Michał są zdecydowani powrócić tu jeszcze raz . Wrócimy tu jeszcze, dobrze?
Ale przyjedziemy tylko do Kairu i sami sobie opracujemy trasę jeszcze w Polsce- proponuje Mirce Michał i delikatnie całuję ją w rękę dodając - to z radości, że jestem tu z tobą a nie sam. Mirka pozostawia swą rękę w jego i jakiś czas siedzą w busiku trzymając się za ręce.
Mirka zaczyna rozmyślać o tym, jak bardzo różni są ci stryjeczni bracia. Wspomnienie "byłego Michała" blednie, ma szansę rozpłynąć się w powietrzu. I może dobrze, że poznała wpierw ten mniej miły wariant  Michała, bo mniej zaborczy, bardziej delikatny i nieco chyba nieśmiały Michał nr 2  coraz bardziej zyskuje w oczach Mirki.
Do swego hotelu w Marsa el Alam docierają o trzeciej nad ranem. Piją gorącą herbatę, wzmacniają się  barowymi chipsami i idą do swego pokoju. Jeszcze tylko prysznic i każde  ląduje w swoim łóżku. Michał jeszcze raz dziękuje jej za tę wycieczkę.
Dobrze, że śniadanie można tu zjeść do godziny 10,30. Są jeszcze nieco zmęczeni więc po śniadaniu zalegają na loggii. Mirka pilnuje by się dobrze wysmarowali kremem. Zimowe słońce też wszak może  zaszkodzić skórze. 
Michał studiuje swój przewodnik po Egipcie i co jakiś czas przekazuje informacje Mirce. Mirka bardzo stara się nie usnąć, w końcu wstaje z fotela i mówi - nie wiem jak ty,  ale ja muszę się jeszcze przespać i wracam do pokoju. Nie  chcę spać na słońcu to co najmniej niezdrowe. Michał uśmiecha się i mówi - to ja chyba ci potowarzyszę w tym spaniu, ale jednak nastawię alarm w komórce, żebyśmy się załapali na obiad.

                                                           c.d.n.