czwartek, 30 kwietnia 2009

Dziwny Pontyfikat

19 kwietnia 2005 roku, niemiecki kardynał Joseph Ratzinger został
wybrany na papieża i przyjął imię Benedykta XVI.
Początkowo nowy papież budził entuzjazm, jednak z upływem czasu
coraz większy sceptycyzm budzi jego sposób sprawowania urzędu
papieskiego. Jak na razie Benedykt XVI postrzegany jest jako papież
gaf i niezręczności.
Zaczęło się 12 września 2006 roku wykładem papieskim na uniwer-
sytecie w Ratyzbonie.Wykład dotyczył relacji pomiędzy wiarą a
rozumem , ale przez wielu ludzi został odebrany jako krytyka islamu
i wywołał ogromne wzburzenie w świecie islamskim. Wprawdzie
papież tylko zacytował słowa jednego z cesarzy bizantyjskich kry-
tyczne wobec islamu, ale nie zdystansował się wyraznie od nich.

24 stycznia bieżącego roku Watykan znosi ekskomunikę, którą w 1988
roku obłożono lefebrystowskich biskupów odrzucających dziedzictwo
II Soboru Watykańskiego. Oburzenie jest tym większe, że jeden z nich,
brytyjski duchowny Richard Williamson, dwa dni wcześniej zanegował
Holocaust. Zawrzało w całej społeczności żydowskiej świata, zareago-
wano pełnym oburzeniem. Przywrócenie lefebrystów na łono Kościoła
oznacza powrót starej, atawistycznej koncepcji, wg której Żydzi są
splamieni krwią Chrystusa. Tym samym rozpoczęty przez Pawła VI
dialog chrześcijańsko-żydowski został cofnięty o całe dziesięciolecia.

31 stycznia b.r. papież mianuje ultrakonserwatywnego księdza
Gerharda M.Wagnera na biskupa pomocniczego diecezji Linz.
Austriacki episkopat zmusza Watykan do wycofania się z tej decyzji.

5 marca b.r. arcybiskup Recife nakłada ekskomunikę na matkę
9-letniej dziewczynki, której usunięto ciążę bedącą wynikiem gwałtu,
a także na lekarzy, którzy przeprowadzili zabieg. Watykan podtrzymał
tę decyzję. Została ona skrytykowana przez brazylijską Krajową Kon-
ferencję Biskupów i przez przewodniczącego Papieskiej Akademii Życia,
arcybiskupa Rina Fisichellę.

10 marca b.r. Benedykt XVI kieruje do biskupów na całym świecie list
dotyczący zniesienia ekskomuniki integrystów. Jest to sygnał odrzu-
cenia idei otwartości i potrzeby zmian w Kościele.

17 marca b.r, w samolocie, którym udaje się do Afryki, Benedykt XVI
stwierdza, że prezerwatywy tylko pogarszają problem AIDS.
Oświadczenie to budzi zdziwienie i powątpiewanie w trzezwość
sądów papieskich.

Skąd biorą się te wszystkie gafy i niezręczności ? Benedyktowi XVI
brak po prostu wyczucia nastrojów opinii publicznej, nie jest politykiem.
W swoich działaniach kieruje się innymi regułami, korzysta z teolo -
gicznych doktryn, dogmatycznych stwierdzeń i nakazów prawa
kościelnego. Wydaje się, że papież coraz mniej rozumie świat istniejący
poza murami papieskiego pałacu.
Regularnie popełnia gafy na froncie liberalnym, nigdy na konserwatyw-
nym.

Otwierając konferencję biskupów Ameryki Łacinskiej w Brazylii w maju
2007 r., papież uraził wszystkich Indian, mówiąc, że chrystianizacja
ich przodków nie była narzucaniem obcej kultury, bo tubylcy nieświa-
domie jej pragnęli, a kulturowe zdziesiątkowanie Indian nazwał
oczyszczeniem. Indianie uznali to za zatrważającą obelgę.
Własnych rodaków, protestantów niemieckich, też obraził. Zatwierdził
bowiem dokument Kongregacji Nauki i Wiary, wg którego protestanci
nie tworzą "kościołów w całym tego słowa znaczeniu".Od tej pory
kontakty pomiędzy protestantami a hierarhią Kościoła katolickiego
są lodowate.

Wydaje się, że według Benedykta XVI, wierność tradycyjnym katolic-
kim ideałom jest ważniejsza niż wielkość Kościoła. Będzie mniejszy, ale
czystszy i może skuteczniejszy w walce z "dyktaturą relatywizmu" i
rosnącym w siłę islamem.
Nie wiadomo co zostanie po Benedykcie XVI - być może, że będzie to
Europa bardziej niż kiedykolwiek muzułmańska w swej uboższej
części i zeświecczona na swoich najzamożniejszych obszarach.

anabell

środa, 29 kwietnia 2009

Świat to teatr działań wojennych

Chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę, że 252 pozycje liczy lista
spornych teryteriów, nieuznawanych państw, prowincji zamorskich,
kolonii.
Najprawdopodobniej o te tereny będą się toczyć działania wojenne,
bo jak mawiał Dżyngis-chan "Największa radość dla meżczyzny to
pokonać wrogów, gnać ich przez step, zabrać im wszystko i objąć
ramieniem ich krzyczące ze strachu żony i córki".
Prawdę mówiąc pojęcie "zabrać im wszystko" w dzisiejszych czasach
oznacza wojnę o zawłaszczenie terenów , na których występują bogate
złoża rud metali lub ropy i gazu. Nie wykluczone, że z czasem mogą
to być wojny o tereny ziemi pod uprawy, o dostęp do wody pitnej.
I pewnie nikt nie będzie otaczał ramieniem osieroconych żon i córek.
W ciągu ostanich 20 lat uczestnikami konfliktów zbrojnych stały się
nie tylko państwa, ale i struktury ponadnarodowe, czyli ugrupowania
terrorystyczne i przestępcze, korporacje oraz prywatne firmy
ochroniarskie. Dostępność technologii informacyjnych i telekomunika-
cyjnych umożliwiło prowadzenie wojny przez struktury niepaństwowe.
Nawet niewielka grupa ludzi wyposażona w dobry sprzęt komputerowy,
pozwalający otrzymywać, przetwarzać, szyfrować i przekazywać
ogromne ilości danych, zyskuje niesłychane możliwości przeprowadzenia
operacji siłowych. Z tego powodu informacja staje się jednym z głównych
celów, które należy zniszczyć. Stąd rozwój systemów antysatelitarnych
i broni laserowej, czyli wszystkiego co zabija komputery i sieci komu-
nikacyjne przeciwnika.
W tym świetle od razu inaczej widać wojnę w Iraku - jej celem było
wypróbowanie nowych metod prowadzenia wojny. Było to bezcenne
doświadczenie dla wszystkich mocarstw, które staną naprzeciw siebie
w walce o zasoby i sferę wpływów.
Na długo przed napadem Iraku na Kuwejt (sierpień 1990 r.), USA
rozpoczęły przygotowania do wojny w Zatoce, opierając sie na doś-
wiadczeniach wyniesionych z wcześniejszych konfliktów nie tylko
własnych. Wojska amerykańskie posiadały przyrządy optyczne naj -
nowszej generacji, nowoczesne środki łączności, każdy z dowódców
batalionów otrzymał notebook, dzięki któremu za pomocą satelitów
można było śledzić, co dzieje się wokół zajmowanych pozycji i określać
cele ataku. Ekwipunek każdego żołnierza był perfekcyjnie dobrany do
warunków klimatycznych. Kwatermistrzostwo wykonało gigantyczną
pracę - dzięki temu nie było najmniejszych problemów z liczbą i
jakością namiotów, biotoalet, klimatyzatorów, kuchni polowych, prze-
nośnych generatorów prądotwórczych, pralni, środków łączności
komórkowej, lekarstw. Każdy z żołnierzy miał możliwość modlić się
i przestrzegać wszystkich zasad swojej religii, bowiem wojskom towa-
rzyszyli kapelani różnych wyznań.
No nic, tylko iść na wojnę, lepiej to tylko w sanatorium.
A na podstawie doświadczeń wyniesionych z tej wojny, USA już od
15 lat przywiązują szczególną wagę do rozwoju wojsk lądowych i
usprawnienia działań jednostek tyłowych. Piechota, wojska pancerne
oraz artyleria wracają do łask.
Również na morzu wracają do łask kutry torpedowe i rakietowe i
dobrze znane kanonierki. Izrael od lat broni swych wód terytorial-
nych przy pomocy kutrów torpedowych i rakietowych, a chińskie
korwety i stawiacze min ochraniają wody wokół Rogu Afryki.
Analitycy CIA, NATO i sztabu marynarki wojennej USA, twierdzą,
że w ciągu nalbliższych 15- 20 lat chińska marynarka wojenna
przekształci się w sprawną armadę, będącą w stanie patrolować
oceany świata.
Czuję się w obowiązku wyjasnić , że jestem zupełnie "zielona" gdy
rzecz dotyczy spraw wojskowych. Mam nastawienie pacyfistyczne
i moim zdaniem powinno się na całym świecie dążyć do unikania
wszelkich konfliktów zbrojnych - przecież zamiast walczyć można
współpracować, zamiast zabierać - korzystać wspólnie, za odpo-
wiednią opłatą.
Czy wiecznie muszą być aktualne słowa Dżyngis-chana?
A po co my w Iraku, Afganistanie i innych miejscach konfliktów?
Przecież nam to nic nie da, nie wpłynie w jakikolwiek sposób na
rozwój naszej informatyki ( bo ten przemysł u nas nie istnieje), nie
wpłynie na rozwój przemysłu zbrojeniowego, bo nie mamy na to
środków finansowych, rozwój przemysłu okrętowego też nam
z tego powodu nie grozi. Proszę, niech mi ktoś wytłumaczy po co tam
się pchamy? Prestiż, uznanie nie są warte śmierci naszych żołnierzy.

anabell
dane dot. wojskowości są z czasopisma
rosyjskiego-Profil, marzec 2009

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Po czym poznać,że już wiosna

Nie ma obawy, nie odbiło mi, widzę tę rozkoszną zieleń za oknem,
słyszę te rozwrzeszczane ptaszyska wszelkich gatunków,ugania-
jące się za kotkami kociska, te cienkie kurteczki na osobnikach płci
obojga. Ale prawdziwym i niepodważalnym dowodem na to, że jest
teraz wiosna są........reklamy i różne artykuły w prasie, nie tylko
kobiecej. Bo wiosna to pora na .....odchudzanie.
Akurat zaopatrzyłam się w nową porcję prasy(poniedziałek) i
niezależnie z jakiej branży czasopismo - w każdym o odchudzaniu.
Nawet nie macie pojęcia jakie odkrywcze rady -wystarczy mniej jeść.
W życiu bym na to nie wpadła!
W innym pisemku reklama głosi, by wcale nie jeść mniej niż
dotychczas, mało tego, wolno wręcz się objadać tym, co się lubi,
należy tylko kupić cudowne tabletki, które właśnie teraz są oczywiście
po promocyjnej cenie, łykać je 2 razy dziennie, i pomimo najadania się
ile wlezie, będziemy chudnąć 1 do 1,5 kg w ciągu doby.
Gdybyśmy zaczęli chudnąć więcej, należy koniecznie zmniejszyć dawkę.
Dokładny skład nie jest oczywiście podany, to tajemnica.
Otwieram następne pisemko , takie promujące zdrowie i co - jest,
jest i artykuł i reklama. Artykuł tłumaczy jak to niezdrowo mieć
nadwagę, bo nadwaga to prowadzi do nadciśnienia, cukrzycy typu II,
niewydolności układu krążenia no i ładniej się wygląda w rozmiarze "S"
niż "XXXL". Jako wspomagacz odchudzania reklamowane są kapsułki
o działaniu termogenicznym. Zapomnieli tylko podać , że one powodują
wzrost ciśnienia krwi. Drobiazg.
Ale ten wiosenny szał to nie tylko u nas. Podobno w Anglii bestselerem
jest "Przewodnik leśnego zbieracza" , a we Francji potrawy na bazie
tapioki i soczewicy. Tapioka- fuuuuj.
Do amerykańskich aptek trafia właśnie rewolucyjny lek -pigułka
antytłuszczowa. Ów specyfik zapobiega wchłanianiu tłuszczów
w układzie trawiennym. O działaniu owej super-pigułki najlepiej
świadczy jeden z materiałów informacyjnych, w którym napisano:
"Radzimy rozpocząć kuracje w weekend i mieć pod ręką bieliznę
na zmianę".Zaiste, cudowna pigułka, to może należałoby po jej
zażyciu nie opuszczać toalety?
Następna z genialnych porad -możemy jeść absolutnie wszystko,
oprócz tego, o czym wiemy , ze nam szkodzi na zdrowiu, a więc-
nie jemy mięsa mogącego powodować raka, ryb, bo są nafaszero-
wane ciężkimi metalami, kurczaków (ptasia grypa), nabiału , bo
dioksyny oraz warzyw i owoców lakierowanych pestycydami,
o ile nie obierzemy ich bardzo grubo.
Widać z tego, że zostaje nam spożywanie zielonej herbaty bio,
tylko jak ją przyrządzić bez wody, która może mieć chlor, oraz
ogryzków z jabłek, które nam zostaną po tym specjalnym
obieraniu.
Mam wrażenie, że wszelkie problemy z odchudzaniem miną
niedługo z uwagi na stan światowej gospodarki i zamiast
problemu jak się nie przejadać, będziemy mieć problem czym
napełnić brzuchy.

anabell

sobota, 25 kwietnia 2009

To czego nie lubię

Zadzwoniła wczoraj do mnie osoba, której kiedyś, chyba w chwili
zaćmienia umysłowego powiedziałam, że piszę na blogspocie.
Ze dwa razy nawet zadzwoniła, raz by mi zwrócić uwagę, że ta witryna
nie jest łatwa do obsługi i ona nie potrafi komentować, drugi raz by
zapytać o mój mail,więc podałam.
Wczoraj znów zadzwoniła, informując mnie, że jest zawiedziona moimi
notkami, są nudne, wykrętne, bo ja nie piszę nic a nic od siebie, o tym
co ja czuję i co myślę, a przecież po to się "bloguje", by o tym pisać.
Zdębiałam przy tym telefonie, powiedziałam tylko, że czytanie mego
bloga nie należy do jej obowiązków, więc niech się nie poświęca i skoń-
czyłam rozmowę. I stąd ta moja "prywata", czyli zeznanie czego nie
lubię u rodaków.
Nie lubię naszej polskiej namolności, która ukrywa się pod różnymi
innymi nazwami- np. gościnności.
Najpospolitszy jej przejaw- przychodzimy z wizytą, sadzają nas przy
stole zastawionym na mniej więcej pułk wygłodnia- łego wojska i
zaczyna się : "jak to nie pijesz, ależ 1 kieliszek nie szkodzi";
"no, nie rób przykrości, wypij za zdrowie" ; "no, dlaczego tak mało
nałoży- łaś, nie smakuje ci?"; " no zjedz jeszcze trochę, to przecież
świeże"; "ależ zjedz, najwyżej łykniesz potem coś na wątrobę".
A potem się dziwią, że z reguły nie przychodzę na "stołowe imprezy".
Namolność ukryta pod troskliwością : "ale dlaczego nie chcecie kupić
działki, my wam pożyczymy gotówkę, nie ma sprawy"; "powinniście
mieć dzieci, to daje tyle radości", "dlaczego jedziesz w góry, morze jest
dla ciebie lepsze".
Namolność dociekliwa: "ale dlaczego nie chcesz przyjechać na działkę",
"ale dlaczego nie chcesz iść do kina" - każda odmowa, na dowolny
temat wywołuje lawinę dociekań "a dlaczego?"
Owa namolność jest charakterystyczna dla naszego społeczeństwa.
W innych krajach Europy, jeżeli pada odpowiedz negatywna nikt nie
docieka "dlaczego nie" bo uważają, że byłoby to niegrzeczne. Jeśli
pytający jest z tobą w bardzo bliskich stosunkach pozwoli sobie na
zapytanie "a na pewno nie chcesz?" i koniec, kropka. Żadnego nama-
wiania, dociekania.
Nie lubię również braku delikatności, którego doświadczałam często
nim zostałam mamą. "A dlaczego nie macie dziecka?", "no,no leniu-
szki, bierzcie się do roboty", "no, na następne święta to może będzie
nas więcej", " a pamiętasz x? już ma dwoje dzieci, a kiedy ty?".
Wiem, że podobne znęcanie odbywa się w rodzinach, gdzie jest
niezamężna młoda kobieta - wszyscy krewni i znajomi królika uwa-
żaja za stosowne nie tylko dopytywać się "kiedy wreszcie", wyliczać
rzesze jej koleżanek, które juz wyszły za mąż, ale i głośno zastana-
wiać się czemu to ona nie ma kandydata na męża.
Akurat mnie nie zdążono sie wypytać co do ewentualnego zamąż-
pójścia - mnie raczej pytano z jakiego to powodu tak nagle i przyglą-
dano się podejrzliwie, czy już mi brzuch rośnie.
Denerwuje mnie i nie cierpię tego, że każdy wpada z buciorami
w wewnętrzne sprawy innych nazywając to troską lub miłością.
Dlaczego nikt się nie zastanowi, że zadawanie pytań małżeństwu,
czemu nie mają dziecka jest zwykłym chamskim wścibstwem.
A może nie mogą i to jest ich trauma, a może nie chcą- wolny wybór.
A to dociekanie dlaczego młoda kobieta nie wychodzi za mąż -
bo może ma zupełnie inne plany życiowe, nie czuje w sobie powołania
do zakładania rodziny, bycia matką - przecież to jej wolny wybór.
Wśród naszych bliskich znajomych jestem już znana z tego, że moje
NIE naprawdę znaczy NIE i nie udzielam informacji dlaczego właśnie
nie. Wiedzą również, że nie wypytuję "dlaczego nie" lub "dlaczego tak"
bo szanuję cudze decyzje, a nie dlatego, że jestem "bezduszna". Jeśli
ktoś ma ochotę mi powiedzieć coś więcej- zawsze wysłucham.
A teraz mogę publicznie przyznać się do jeszcze jednej rzeczy- nie
chcę i nigdy nie chciałam mieć działki rekreacyjnej bo :
-jestem okropnym leniem i nie mam ochoty harować na 2 domy,
-jestem antytalentem ogrodniczym i czasem mam wrażenie, że samo
moje spojrzenie zniechęca rośliny do życia,
-nie lubię jezdzić ciągle w jedno i to samo miejsce "na okrągło",
-pobyt wśród much, os, gzów komarów i innych insektów przyprawia
mnie niemal o histerię, a jedno ugryzienie komara paprze mi się
minimum 6 miesięcy, raz paprało się 10 miesięcy,
-mało bawi mnie przyjeżdżanie na działkę i stwierdzenie na miejscu,
że co tylko nadawało się do zabrania to zniknęło, a to co nie nadawało
się- zostało zniszczone.
No to się wywnętrzyłam - czysty ekshibicjonizm.
Miłego działkowania moim znajomym życzę, w tym roku też na mnie
nie liczcie
anabell

czwartek, 23 kwietnia 2009

Kultowe gadżety

Pogoda wiosenna, cieplutko, słoneczko świeci a mnie dopadło lenistwo.
Nawet poważnej lektury nie chce mi się czytać, więc pomyślam ,że
należy mi się widocznie trochę rozrywki, którą się z Wami podzielę.
Wiecie co jest filmowym gadżetem nr 1? Samochód oczywiście!
10 samochodów awansowało do miana kultowych.
Nr 1 -samochód prawdziwego mężczyzny, czyli aston martin modele
od DB5 do DBSV 12. Oczywiście tym prawdziwym mężczyzną był
James Bond. Pierwszy aston matrtin Bonda był wyposażony w kulo-
odporne szyby i wysuwany stalowy ekran, zasłonę dymną, karabiny
maszynowe, siedzenie z katapultą dla pasażera, zmieniające się
tablice rejestracyjne a z czasem dodano: narty, rakiety, laser,system
samoniszczący, system maskowania , faks, lodówkę, defibrylator
oraz zestaw narzędzi medycznych.
Nr 2 -samochód nieuchwytnych złodziei , czyli mini cooper wyprodu-
kowany w 1963 r. przez British Motor Corporation. W filmie te trzy
małe samochody uciekają ze skradzionym w Turynie złotem.
Gdyby scenariusz przyjąć za rzeczywistość każde z tych malutkich aut
musiałoby wieżć aż około tony kruszcu. W filmie mini pokonywał
schody, wjeżdżał do kanalizacji, mknął po dachach.
Nr3 -taran maniaka - była to ciężarówka peterbit 281. Pamiętacie
ten film o upiornej czerwonej cysternie wypełnionej łatwopalną cieczą,
która jedzie pełnym gazem za nowym czerwonym plymouth valiantem?
Kierowcy nie było widać, co stwarzało złudzenie,że koszmarny tir sam
zabija. Do każdego ujęcia ekipa dodawała ciężarówce bardziej upiorny
wygląd. Film "Pojedynek na szosie"
Nr 4 - samochód wolnego człowieka, czyli biały dodge challenger R/T
z rejestracją OA 5599, stan Kolorado. Kojarzycie?- to film, który stał
się kultowym filmem hippisów. Sama go obejrzałam ze 4 razy. To
"Znikający Punkt". W zdjęciach wykorzystano aż 5 aut.
Nr 5 - samochód zabójca - zabójczo czerwony plymouth z 1958 roku
przez którego właściciel traci rozum i ginie. To był film "Christine."
Nr 6 - pojazd superbohatera -czyli batmobil będący połączeniem
hammera, lamborghini i amerykańskich myśliwców, wyposażony w
dwa browningi, mogący okrywać się kuloodpornym pancerzem,
rozpoznający właściciela, miotający małe bomby, a w ostatniej wersji
miał nawet 2 armaty. Oczywiście, był to pojazd Batmana.
Nr 7 - wehikuł czasu - to DeLoreanDMC-12, produkowany w Irlandii.
Widzieliśmy go w filmie "Powrót do przyszłości".
Nr 8 - samochodzik homo sovieticus, czyli WAZ 2101 żiguli, o którym
opwiada film "Kopiejka". Historia samochodu, który przez 36 lat
zmienił 13 właścicieli -od członka Biura Politycznego do oligarchy.
Nr 9 - myślący samochód, czyli lexus 2054 z filmu "Raport mniej-
szości". Wyposażony był w sensor rozpoznający DNA właściciela,
reagujący na głos, zmieniający kolor, samooczyszczający się, samo-
naprawiający, samotankujący i samoparkujący. Marzenie, nie
samochód, prawda?
Nr10 - niezniszczalna bryka psychopaty, czyli czarny chevrolet nova
z 1970r, z rejestracją JIZ-109. Grał w filmie Quentina Tarantino
"Grindhouse: Death Proof". Pomimo specjalnych wzmocnień, po
zabiciu czterech bohaterek samochód nie przetrwał.
anabell
wg "Russkij Rieportior"

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Zabobony maja się świetnie

Wydawać by się mogło, że w dobie komputerów, komórek, drapaczy
chmur, nie istnieją przesądy i zabobony. Nic podobnego, czasopismo
rosyjskie "Itogi" stwierdza, że w Rosji, podobnie jak w całej Europie
nadal funkcjonują. W Kaliningradzie istnieje nawet Muzeum Przesądów,
a jego dyrektor Michaił Siemionow twierdzi, że przesądów nie da się
wyjaśnić racjonalnie i trzeba je przyjąć takimi, jakie są. Za grupę
najbardziej przesądnych na świecie M. Siemionow uważa studentów.
W zeszłym roku w parku 850-lecia Moskwy stanął nawet pomnik
studenckich przesądów. Na granitowym postumencie stoją buty, leży
indeks i piątak. Obok pomnika znajduje się szczegółowa instrukcja,
jak należy używać tych przedmiotów w praktyce. Niezawodnym
sposobem jest potarcie własnym indeksem o indeks granitowy.
Kolejną grupą przesądnych są kibice. Po wygranym meczu kibice
starannie składają ubrania, w których byli na meczu i nie używają ich
aż do następnej wyprawy na stadion, albowiem zachowuje się w nich
duch zwycięstwa. Nie wolno również , w trakcie meczu, zamieniać się
miejscami z sąsiadem. Sami piłkarze też nie pozostają w tyle -uważaja,
że w autobusie, którym drużyna jedzie na mecz nie może znależć się
kobieta. Jeżeli będzie - porażka gwarantowana.
Kierowcy też mają swoje sposoby na zapewnienie szczęścia- prawo
jazdy oraz kupno nowego auta należy solidnie opić, dodatkowo koła
najlepiej polać szampanem. Kierowcy z długim stażem radzą nie
obchodzić samochodu z przodu, bo to zła wróżba, należy też do niej
fotografowanie własnego samochodu. Jeżeli w starym samochodzie
wspomnimy o zamiarze kupna nowego - wypadek murowany.
A korzystanie z myjni usytuowanej blisko domu jest równoznaczne
z wystawieniem samochodu na żer złodziei. Aby uniknąć na drodze
spotkania z drogówką nie wolno w samochodzie gwizdać lub prze-
liczać banknotów. Z kolei drogówka nigdy nie zatrzymuje do kontroli
samochodu wiozącego do ślubu nowożeńców ani konduktu pogrzebo-
wego - taka kontrola sprawia, że kontrolującego przez rok omijają
pieniądze.
Rosyjskich następców Hipokratesa też nie omijają przesądy. Schodząc
z dyżuru personel ani swoim następcom ani pacjentom nie życzy
dobrej nocy, bo wiadomo, że po życzeniach rozpętuje się piekło-
pacjentom się pogarsza a karetki wciąż przywożą nowych chorych.
Panuje jeszcze jeden przesąd - jeżeli zamienisz się z kimś na dyżur, to
pewne jest, że nawet nie zmrużysz oka.
Do religii też się wkradły przesądy - wiele osób przystępuje do ko-
munii głównie dlatego, że jakiś domorosły cudotwórca zapewniał, że
podniesie to poziom....hemoglobiny. No i w cerkwi należy zapalić jak
najgrubszą świecę, albowiem ma to uchronić od "złego oka".
Czasy idą trudne, a więc wybrałam kilka rad, jak zapewnić sobie
bogactwo i powodzenie w finansach. Reguły są proste:
*zmiotkę w domu zawsze stawiać drapakiem do góry,
*pieniądze brać lewą, a oddawać prawą ręką,
*nie robić zakupów w poniedziałek - bo to oznacza wydatki przez
cały tydzień,
*nie pożyczać pieniedzy od nikogo we wtorek, bo całe życie będziesz
tonąć w długach,
*nie przeliczać pieniędzy wieczorem, bo ich nigdy ci nie przybędzie,
*gdy usłyszysz kukanie kukułki koniecznie trzeba brzęknąć pieniędz-
mi, wtedy zawsze będa w portfelu,
*aby w domowym budżecie nigdy nie zabrakło pieniędzy, należy
zawsze trzymać w wazonie trzy czerwone gozdziki, najlepiej
zakupione w czwartek.
I pamiętajcie - czarny kot wszędzie może przebiec wam drogę.........
anabell

sobota, 18 kwietnia 2009

Po co ja się tak wysilałam?

Otwieram ostatni nr miesięcznika Focus i - szczęka mi opada. Okazuje
się, że cały mój trud wychowywania dziecka był zupełnie niepotrzebny-
powinnam była spokojnie leżeć do góry brzuchem, a ono i tak byłoby
takie, jakie jest teraz.
Genetycy przekonują, że wpływ rodziców na wychowanie dzieci jest
znikomy. To geny mają wpływ na to, jakie będzie nasze dziecko, gdy
dorośnie.
Prawa genetyki mówią, że za 50% cech behawioralnych człowieka
odpowiadają geny, za kolejne 50% środowisko swoiste, natomiast wpływ
rodziny jest zerowy, w najlepszym wypadku wynosi 10%, które
"wyrywa " genom.
Po prostu dzieci wychowują się same, uczestnicząc w rówieśniczych
rozgrywkach, a jedyne co mogą rodzice uczynić dla rozwoju swoich
dzieci, to wnieść do ich bagażu genetycznego jak najlepszą pulę genów
i dbać, by przeżyły w dobrym zdrowiu.
Grupa rówieśnicza jest naturalnym środowiskiem dziecka. To do niej
dziecko stara się przystosować. Dzieci uczą sie wzajemnie od siebie jak
zdobywać status społeczny i jak walczyć o miejsce w grupie, aby zapro-
centowało to na dalszych etapach życia w innych grupach.
Cóż więc mogą zrobić rodzice, skoro o wychowaniu dzieci decydują geny
i rówieśnicy?
Po pierwsze rodzice nie powinni "reprodukować się" z byle kim. Nie brzmi
to miło, ale to bardzo istotne, z kim płodzi się dzieci, skoro "jakość"
dziecka zależy od genów.
Po drugie rodzice mogą i powinni sterować grupami rówieśniczymi, do
których przynależą ich dzieci i dlatego ważny jest wybór dobrego przed-
szkola i szkoły, oraz grupy, z którą się bawią. Chodzi o to, by grupy
rówieśnicze w tych miejscach składały się z dzieci ludzi ludzi o podobnym
(czy upragnionym przez nas) statusie, języku, kapitale kulturowym.
Po trzecie: musimy pamiętać, że częste zmiany zamieszkania szkodzą
dziecku, ponieważ za każdym razem musi ono budować swą pozycję
w grupie rówieśniczej, i może to się odbić na jego cechach.
Po czwarte - i najważniejsze-rodzice po prostu muszą się dobrze
opiekować dziećmi, zapewniając im jak najlepsze warunki bytowania,
by w zdrowiu dotrwały do czasu, aż bedą mieć własne dzieci.
No, odetchnęłam. Dobrze, że posłałam swoje dziecko do szkoły, w której
panował zdrowy snobizm -wiedzieć więcej niż inni. No i dobrze, że bawiła
się z dziećmi rodziców z kręgu naszych przyjaciół. Oczywiście dbałam
o nią, o stan jej zdrowia, prawidłowe odżywianie, rozwój fizyczny.
Cały czas myślałam, że ja ją wychowuję, a ona wychowywała się sama.
Tylko czemu to było dla mnie takie absorbujące?
Ciekawa jestem co Wy o tym myślicie?
anabell
P.S.
Zainteresowanych tematem odsyłam do książki wyd. J.Santorski&Co
Judith Rich Harris " Geny czy wychowanie.Co wyrośnie z naszych
dzieci i dlaczego"

piątek, 17 kwietnia 2009

Witaj ponownie Srebrny Globie

I co z tego, że kryzys szaleje, ludzie traca pracę, upadają firmy? Nowy
prezydent USA powtarza to samo, co jego poprzednik- Stany Zjedno-
czone wydadzą 150 mld dolarów, by wysłać kilku astronautów na
Księżyc. Te 150 mld dolarów NASA zamierza wydać w ciągu najbliż -
szych 10 lat, a suma ta stanowi zaledwie 0,6 % produktu krajowego
brutto USA, 1/4 kwoty, jaką Ameryka wydała na wojnę w Iraku i
Afganistanie, mniej niz połowę ratunkowego dofinansowania rządowego,
które otrzymały niedawno amerykańskie banki stojące w obliczu
bankructwa.
Wokół Księżyca robi się tłoczno. Niedawno w jego powierzchnię, zgodnie
z planem naukowym uderzyły sondy: japońska, indyjska i chińska .
W krótkim czasie wystartuje misja firmowana przez NASA, a w kolej-
ce stoją już Rosjanie. Nikt nie ukrywa, że są to przymiarki do powrotu
ludzi na Księżyc. A po co? oczywiście w celach naukowych!
Srebrny Glob jest wyjątkowym miejscem dla astronautów- z jego
powierzchni łatwiej badać kosmos radioteleskopami, bo nie ma
zakłóceń spowodowanych szumem ziemskich nadajników i sztucz -
nych saltelitów, a brak atmosfery i zjawisk sejsmicznych czynią go
idealną podstawą teleskopu.
Stała baza na Księżycu mogłaby też stać się doskonałym punktem
wypadowym do dalszych wypraw w Kosmos, bo start z jego
powierzchni pochłania o wiele mniej energii niż z Ziemi. Na orbicie
Księżyca możnaby również składać statki kosmiczne przeznaczone
do dłuższych lotów i wyposażać je w niezbędne do takich misji zapasy.
Nikt nie ukrywa, że następnym celem jest Mars, na którym powinny
być nieprzebrane zasoby helu-3. Ten niezwykle rzadko spotykany
na Ziemi izotop helu jest dzis stokrotnie droższy od złota- jeden
kilogram kosztuje 1,5 mln dolarów. Jest on najlepszym, znanym nauce
paliwem dla elektrowni termojądrowych, które w przyszłości będą
nam dostarczać energii.
Nie wiadomo, co jeszcze da nam założenie bazy na Księżycu oraz
lądowanie na Marsie. Ale dziś wiemy,że olbrzymi wysiłek technolo-
giczny, jakiego wymagały misje Apollo, przyniósł nam wymierne
korzyści- np. miniaturyzację komputerów. Kosmiczny rodowód mają:
sznury osnowy stosowane w oponach Goodyear, narzędzia akumula-
torowe, instalacje antyoblodzeniowe skrzydeł samolotów, flary do
niszczenia min, termometry bezprzewodowe, suszona próżniowo
żywność, ogniwa paliwowe, baterie słoneczne, systemy oczyszcza-
nia wody, materiały termoizolacyjne i ogniotrwałe.
Nie wiemy jeszcze jakie korzyści dla "zwykłego Kowalskiego" przy-
niosą nowe misje księżycowe - nie wykluczone, że dzięki tym
badaniom powstaną nowe, bardziej wydajne ogniwa paliwowe tak
wyczekiwane przez ziemską motoryzację.
Postęp - to chyba najważniejszy powód, dla którego warto
powrócić na Srebrny Glob.
anabell

wtorek, 14 kwietnia 2009

Polskie Muzeum Obcej Techniki

Kiedyś, zupełnie nie wiem dlaczego , całkiem niezgodnie ze swą płcią,
bardzo interesowałam się lotnictwem. Bardzo chciałam latać szybowcem,
nawet jedne wakacje spędziłam wpatrzona w szybowce startujące z góry
Żar. Chodziłam nawet do modelarni i razem z chłopakami kleiłam modele.
Nauczyłam się wielu użytecznych rzeczy, np.wycinania laubzegą elementów
z cieniutkiej sklejki oraz anielskiej cierpliwości przy oklejaniu skrzydeł
bibułką.
Czytałam różne książki o przygodach lotników, łącznie ze wspomnieniami
z czasów wojny. Potem okazało się,że na żaden kurs szybowcowy to ja
się nie nadaję ze względów zdrowotnych i tak się to jakoś rozeszło.
Ale pozostał mi nawyk czytania różnych artykułów z tej branży. Właśnie
wpadł mi w ręce artykuł E.Januły i I.Jakubek, dotyczący wyposażenia
naszego lotnictwa. Dla nikogo nie było tajemnicą, że do połowy lat 90,
lotnictwo było wyposażone w migi-21. Drogie były niezmiernie, ale
Rosjanie blokowali nam zakup szwedzkich samolotów Draken i Vigen.
Mieliśmy również na wyposażeniu migi-23, o zmiennej konfiguracji
skrzydeł, migi 29SE oraz samolot szturmowy Su-22M. Prowadzono też
rozmowy o zakupie nowych migów-29 i doskonałych szturmowców Su-24,
ale właśnie wtedy nastąpił rozpad Układu Warszawskiego i nie doszło
do transakcji. Zaczęły się schody dla polskiego lotnictwa, czyli boje o
zakup nowych samolotów. Dokupiliśmy migi-29 od ówczesnej Czechosło-
wacji oraz po-enerdowskie od Luftwaffe za przysłowiową złotówkę.
Nie był to udany zakup, dziś sytuacja wygląda tak, że z posiadanych 48
migów-29 latają tylko 4, reszta jest magazynem części zamiennych.
Sprawa zakupu nowych samolotów stawała się pilna, prowadzono
rozmowy z wieloma kontrahentami , ale nasi politycy, zafascynowani
wizją uczestnictwa Polski w NATO i szansą sojuszu z Amerykanami
(chora wyobraznia) uparli się na samolot amerykański, tracąc kilka
dobrych okazji. I zakupiono Falcon F-16, przestarzałej konstrukcji
z 1974 roku, ze starym panelem avioniki. Fachowcy mówią, że prze-
płaciliśmy, cały kontrakt kosztuje nas 15,8 mld dolarów.Co z tego,
że w kredycie- kredyt musimy wszak spłacać. A gwarancja na te
maszyny, które są wielce awaryjne, trwa tylko 3 lata. Gorzej -
możemy je serwisować tylko w Stanach, a nie w najbliższej bazie
serwisowej w Belgii.
Bardzo wysokie są koszty szkolenia pilotów- ok.150 mln dolarów,
do tego dochodzi cały segment uzbrojenia za 4 mld dolarów. Nie da
się ukryć, że zakupiliśmy fabrycznie nowy złom, ratując tym
kontraktem utrzymanie jednej linii technologicznej właśnie dla owej
przestarzałej konstrukcji F-16.
My mamy nowiutki złom, a do gry wchodzi tymczasem nowa, piąta
generacja samolotów bojowych. Więc za 10 lub 12 lat kolejny rząd
będzie musiał zabiegać o zakup nowych samolotów F-35. Te, które
mamy teraz, trafią do muzeum.
Nasz park transportowy też nie wygląda imponująco. Rosyjskie
any-26 zostały zastąpione hiszpańskimi samolotami casa, a do
nich sukcesywnie dołączają amerykańskie C-130 hercules.
Dostaliśmy w prezencie od Amerykanów 5 herculesów zupełnie
za darmo, ale...samoloty te maja juz po około 40 lat. Ich eksplotacja
jest o 40% wyższa niż ich nowoczesnej wersji "J".
I ja naprawdę nie moge pojąć zadowolenia w głosie ministra Klicha-
co z tego, że mamy wreszcie odpowiednią ilość sprzętu, skoro jego
jakość nie powinna go zadawalać. Za kilka lat pójdą po prostu na
złom.
Odpowiedzialność za taki stan ponoszą nie tylko kolejni mini-
strowie ale i ludzie z dowództwa wojsk lotniczych. Oni przejdą
wkrótce na swe wysokie emerytury, a ich następcy pozostaną
z lotniczym złomem i horrendalnymi kosztami.
Nie mogę pojąć, dlaczego Polacy zawsze szukają sojuszników bardzo
od nas odległych, zamiast skupić się nad poprawą stosunków z sąsiadami
i szukać sojuszników tuż za miedzą.
Myślenie ekonomiczne, to tez nie jest polską domeną, brak jest spoj-
rzenia perspektywicznego. Nie jesteśmy krajem bogatym, a więc
trzeba dobrze przemyśleć wszystkie wydatki.
Gdy do tego wszystkiego słyszy się mrzonki pt "armie mą widzę
ogromną" , najlepiej 300 tysięczną, to nie wiadomo co lepiej
zrobić - smiać się czy raczej płakać.
anabell

niedziela, 12 kwietnia 2009

Poradnik Świąteczny

Dziś maleńki poradniczek, z cyklu : "jak sprawić by Święta były nieza-
pomnianym przeżyciem dla rodziny i sąsiadów".
Uprzedzam, że to dość kosztowne przedsięwzięcie, albowiem wpierw
należy nabyć nowy, duuży samochód, np. Ford typu combi, r.2008,
który nabywamy w ramach promocji "po starej" cenie w nowym roku.
Następnie udajemy się naszym nowym, ślicznym samochodzikiem
w 400 km podróż, do rodziny, bo nas zaproszono na Święta.
Zabieramy nieomal pół domu ( wszak wieziemy, nie nosimy) ale nie
wiadomo dokładnie dlaczego, nie zabieramy w drogę instrukcji
obsługi owego pojazdu ani książki gwarancyjnej. Dojeżdżamy na
miejsce około północy, z trudem, na raty, wywlekamy z wozu bagaż,
wreszcie lądujemy u rodziny. Małe gadu-gadu i idziemy spać.
Świtkiem, około godz.10 rano wywlekamy się z całą rodzinką przed
dom, by zaprezentowac nasz nowy nabytek, a następnie przewieżć ją
300 m do pobliskiego kościoła. Wszyscy stoją, przyglądają się , wreszcie
następuje otwarcie, rodzina kokosi się w środku. Szczęśliwy i dumny
kierowca wkłada kluczyk w stacyjkę i.............pyk,bzzzz, samochód
ani drgnie. Za drugim razem już nawet "bzzzz" nie było.Cisza.
Powiało grozą.Kierowca wyskoczył z samochodu, podniósł maskę i
wyraznie zdębiał. Po chwili ze środka wozu wyszła brzydsza część ro-
dziny, płeć piękna siedziała bez ruchu. Panowie popatrzyli na siebie,
potem rzut oka pod maskę i znów na siebie. W tej chwili podeszła
do nich moja "wszystkowiedząca" sąsiadka i zaczęła coś im tłuma-
czyć. W tym momencie i ja wytoczyłam się z domu, bo musiałam wy-
prowadzić psa. Przed domem wpadłam na sąsiadkę, która mnie
ponformowała, że ja to mam sen jak kamień (święte słowa) bo całą
noc paliło się światło a ja nic- spałam. Musiałam miec dziwną mine, bo
w końcu mi wyjaśniła, że to całą noc świeciły się światła owego forda.
A panowie tak stali nad tą rozwarta maską, bo nie mogli sie połapać,
które z tych "metalowych pudełek" jest akumulatorem. Niewiele
mnie to wszystko obeszło, poszłam z psem na spacer, gdy wracałam
widziałam wciąż grupke koło tegoż samochodu. Potem jakaś litosier-
na istota przyniosła kable, inna podjechała swoim wozem , "dała" prąd
i samochód wyraznie ożył - uruchomił mu się alarm- błyskało i
piszczało jak wściekłe. Właściciel rzucił się do środka wozu, nerwowo
szukając czegoś pod dywanikami. Chyba jednak nie znalazł. Panowie
odłączyli zewnętrzne zasilanie, właścicielowi udało się uruchomić wóz
alarm przestał wyć , samochód odjechał. Kibice pomału rozeszli się
do domów. Kilka godzin pózniej, gdy właśnie znęcałam sie nad
daktylami, zajechał ów ford. Kierowca wysiadł, zamknął drzwi, kliknął
alarmem, wóz w odpowiedzi "zamrugał", kierowca udał się do domu.
W 3 kwadranse pózniej samochód, który wyraznie poczuł się samot-
ny, zaczął rozpaczliwie wyć i mrugać światłami. Czuły właściciel
przybiegł go uspakajać, ale wóz był naprawdę zrozpaczony i klikanie
wyłącznikiem na nic się nie zdawało. Zdesperowany kierowca wsiadł,
włączył silnik , samochód poczuł się zadbany, przestał wyć. Chwilę
potrzymał go na luzie, wyłączył, wysiadł, zamknął drzwi, uruchomił
alarm, pomaszerował w stronę domu. Gdy otwierał drzwi od klatki
schodowej, samochód znów zaczął wyć. Właściciel wrócił się, na jego
twarzy malowała sie wściekłość- myślałam, że ze złości kopnie w
w nadkole, ale nie , z zaciśniętymi zębami wsiadł, uruchomił płaczka,
odjechał. Wrócił gdy już było szarawo - stał w naszej uliczce, nie
wyłączając silnika i właśnie zastanawiałam się, czy będzie tak stał
z włączonym silnikiem całą noc podtruwając środowisko osiedlowe,
gdy zobaczyłam, że z klatki vis a vis wychodzą 2 panie, taszcząc
walizki i torby. Wsiadły, właściciel zapakował bagażnik i odjechali.
Dziś rano, na porannym spacerze spotkałam sąsiadkę z bloku
na przeciwko. Wymieniłyśmy się życzeniami a po chwili sąsiadka
zapytała: widziała pani, jakiego mam zięcia- kretyna? Oczy zro-
biły mi się niczym 5-cio złotówki; to ten kretyn, z tym srebrnym
samochodem, nawet nie wziął z domu instrukcji i książki gwaracyjnej!
i nawet alarmu nie umiał wyłączyć! W tym momencie mój pies stanął
na wysokości zadania - pociągnął mnie za sobą, więc tylko wybąka-
łam "przepraszam" i szybciutko odeszłam.
Jestem pewna, że ani moja sąsiadka ani jej córka i zięć długo nie
zapomną tych świąt.
Wciąż jeszcze Święta, a więc miłego dla Was,
anabell

czwartek, 9 kwietnia 2009

Wielki Czwartek

Dziś Wielki Czwartek, dzień przed ukrzyżowaniem Chrystusa.
Zgodnie z Ewangelią, tego dnia Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy,
umywszy nogi swym uczniom, nakazał im wzajemnie się miłować.
Na pamiątkę tego daru Boga-Człowieka dla wszystkich ludzi, zaczęto
tego dnia obdarowywać się wzajem w imię miłości.
Dary miały wymiar nie tylko symboliczny, ale i materialny.
W Wielkiej Brytanii ten dzień nazywa się Maundy Thursday: od VI
wieku do 1754 roku na wyspach istniała tradycja mycia przez
biskupów i przedstawicieli arystokratycznych rodów nóg pielgrzymom
przybywającym do sanktuariów. Duchowni rozdawali żebrakom
hojne jałmużny. Od XIII wieku w Wielki Czwartek także monarcha
dokonywał aktu miłosierdzia- rozdawał biedakom pieniądze, jedzenie,
ubranie.
W XV wieku ustanowiono zwyczaj obdarzania przez króla darami tylu
ludzi, ile lat miał akurat król. Początkowo obdarowywanymi byli
tylko mężczyzni, ale z czasem i kobiety mogły liczyć na to wyróżnienie.
Obecnie panująca królowa Elżbieta II zezwoliła na rozdawnictwo w
Wielki Czwartek darów w katedrach we wszystkich miastach swego
królestwa. Po nabożeństwie wielkoczwartkowym królowa sam obda-
rza starszych poddanych specjalnymi monetami. Kandydatów zgła-
szają duchowni wszystkich odłamów chrześcijaństwa. Jest to swoista
nagroda dla ludzi najbardziej zaangażowanych w działalność społeczną
wspólnot religijnych.
Każdy z wytypowanych emerytów otrzymuje dwie, specjalnie na tę
uroczystość uszyte skórzane sakiewki- czerwona zawiera symboliczny
zasiłek, a biała jest przeznaczona na srebrne pensy i zawiera tyle monet
ile lat liczy sobie monarchini.
Owe srebrne pensy są bite w królewskiej mennicy, a zaczęto je bić za
czasów Karola II, w 1661 roku. Na rewersie znajduje sie wizerunek
aktualnego władcy.
W ostatnich latach emisja specjalnych monet związanych z Wielkanocą
zyskuje coraz większą popularność w wielu krajach.
W Sierra Leone wybito specjalną monetę wielkanocną, na której
przedstawiono koszyk ze święconką, bazie, kurczaka i zająca.
Napis "Wesołego Alleluja" jest w języku polskim i angielskim-
wszystkie srebrne monety 10-dolarowe były przeznaczone dla Polski.

A ja, moim wszystkim blogowym gościom z całego serca życzę

Wesołych Świąt

anabell

środa, 8 kwietnia 2009

My, Polacy, jacy jesteśmy?

Podobno okres Wielkopostny sprzyja rozmyślaniom nad życiem, jego
różnymi aspektami, więc chcę zaproponować temat z pewnością godny
rozpatrzenia. Na rekolekcjach omawiane są różne ludzkie słabości, ale
nikt nie omawia z punktu widzenia socjologii tego, jakimi ludzmi
jesteśmy my, Polacy.
Janusz Czapiński, profesor na Wydziale Psychologii UW, wraz
z socjologami i ekonomistami prowadzi badania poświęcone społecznym
i psychologicznym problemom transformacji ustrojowej, a od wielu lat
jest kierownikiem wieloletniego projektu badawczego "Diagnoza
Społeczna".
Zdaniem pana profesora, brakuje nam pewnej istotnej cechy prorozwo-
jowej - otwarcia na innych, umiejętności współpracy, negocjacji,
kompromisu, godzenia interesu własnego z interesem wspólnym.
Widać to nawet w różnych debatach- Polak nie mówi po to, żeby coś
uzgodnić, Polak mówiąc pokazuje, że tylko po jego stronie jest racja,
że ma moralne powody żeby czuć się mądrzejszym i lepszym. Bardzo
rzadko Polak myśli w kategoriach , aby wilk był syty i owca cała. Że
jak ktoś zyska, to zyska i on. To mu nawet nie przychodzi do głowy.
Ostatni raport tegorocznej Diagnozy Szkolnej, dotyczącej tak zwanego
kapitału społecznego- otwarcia na innych, umiejętności współpracy,
tworzenia ad hoc różnych zespołów, gotowości do działania w różnych
organizacjach- to wszystko niestety, jak stało w miejscu, tak stoi.
Im uczniowie starsi, tym jest gorzej i wcale nie ma to nic wspólnego
ze zwiększoną ilością nauki-wszystko co się wiąże z relacjami społecz-
nymi leci w dół, np. zaufanie do innych. Przykładają się do tego i nau-
czyciele i rodzina. Aby sobie nawzajem nie ufać,nie podejmowac współ-
pracy, bo nie wiadomo jakie intencje kierują innymi, a bo może oszu-
kają...
To nie jest nowe zjawisko, to tkwi w Polsce od wieków, myśmy nigdy
nie tworzyli społeczeństwa. W czasach szlacheckich też nie było żadnego
społeczeństwa. Najlepszym przykładem jest liberum veto, którym
jeden niewydarzony głupek mógł zanegować interes całej wspólnoty.
I to jest nasz główny problem, nie kryzys, bo jesteśmy zapobiegliwi i
damy sobie z nim radę. Problemem jest to, że jednostka coraz bardziej
odwraca się tyłem do reszty. To jest nasz trwały rys kultury, w której
dorastały dziesiątki pokoleń naszych przodków, a tego nie da się łatwo
zmienić za pomoca hasła - zaufanie., zaufanie, zaufanie.
Polacy budują mur między własnym środowiskiem rodzinnym a resztą
świata. A ta reszta świata to nie tylko ci spoza kraju, to również sąsiad
zza ściany. Na sąsiadów patrzymy z reguły zle, jak na kogoś, kto jest
do nas zle usposobiony, może mieć niewłaściwe intencje, jesli nas zaga-
duje to pewnie czegoś chce, więc trzeba na niego uważać. I nawet gdy
znamy sąsiada wiele lat w dalszym ciągu zachowujemy czujność na jego
widok, nie włączamy go to kategorii Polacy. On jest tylko Malinowski.
Ów Malinowski może być czasami zaliczony do kategorii Polaka, ale
tylko wtedy, gdy znajdziemy się razem za granicą. Niestety i tam
szybko ten stan Polakom mija. Nie ma równie skłóconych środowisk
diasporowych jak polska emigracja.
Polacy w każdej sytuacji są przywiązani do rodziny, kochają rodzinę,
tyraja dla rodziny, na wychowanie dzieci. Tylko, że z rodziną to można,
prowadzić stragan z pietruszką, ale nie da się szerzej rozwinąć skrzydeł.
Polaka kształtuje rodzina, tworzy jego sysytem wartości, a potem
Polacy to sobie modyfikują, spędzając przeciętnie ponad trzy godziny
dziennie przed telewizorem.Jest to niesamowicie bogate zródło informacji
o tym, jak wypada się zachowywać, a jak nie wypada, w co warto wierzyć
a w co nie warto, kogo warto naśladować, co jest na topie.
To wielogodzinne oglądanie telewizji nie pozbawia wcale Polaków kontaktu
z rzeczywistością. Ale jest to kontakt szczególny, gdyż zazwyczaj gdzieś
z tyłu głowy Polaka tkwi pytanie: czego ten drugi oczekuje, próbując
nawiązać ze mną współpracę? Polak najbardziej boi się ryzyka. To jest
rys naszej mentalności.
A gdy juz nas kryzys dopadnie, to ci, którzy zostaną pokrzywdzeni,
przejmą strategię jeża, zwiną sie w kłębek, wysuną kolce, zostaną w domu.
Nigdzie ie pójdą protestować. Ci, którzy będą się dopiero obawiali, że
zostaną skrzywdzeni, na własną rękę bedą kombinować,żeby sie jakoś
zabezpieczyć, złapac jakąs fuchę, a może pomyślą by wyemigrować.
Jest to patologiczny polski indywidualizm, który działa na zasadzie
każdy sobie rzepkę skrobie.A odbywa się to po hasłem ratujmy się
przed biedą. Aspiracje maja słabe,ale dzieki temu mają szansę na miękkie
lądowanie w czasie kryzysu.
Jest również w Polsce grupa ludzi z wyżu demograficznego, którzy zaczęli
myśleć w stylu zachodniego indywidualizmu i w nich kryzys uderzy
najbardziej. Ale oni też nie wyjdą na ulice. To nie górnicy. Nie będzie
w Polsce żadnej Wiosny Ludów. Zwykły Kowalski siedzi przed telewizo-
rem i myśli, że jego wszak nie dotyczą wahania na giełdzie ani spadek
wartości złotówki, bo on i tak wszystko w złotówkach kupuje.
Marzenia o społeczeństwie obywatelskim sa w Polsce iluzją . Powinniśmy
wymazać z politycznego języka polskiego słowo obywatel. U nas są:
petenci, zaradni Polacy, jest nieprzyjazna machina państwowa, w której
pracuja tacy sami Polacy jak my i którzy z taka sama nieufnością
odnosza się do innych.
Polacy generalnie mało się uśmiechają. Polak uważa, że ktoś, komu jest
wesoło, kto widzi dobre strony świata, to jest to człowiek zle
poinformowany.
Trudno nie zgodzić się z opinią prof. Czapińskiego. Być może, że wiele
osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak samo jesteśmy postrzegani
przez inne nacje. Mało tego- ci Polacy, którzy od lat przebywaja poza
Polska, w miejscach, gdzie jest niewielu rodaków, też już nas tak
widzą.
Więc może w ramach rozważań przedświątecznych pomyślelibyśmy
jacy jesteśmy.
anabell

wtorek, 7 kwietnia 2009

Wpadki

Chyba wszyscy znamy prawo Murphy'ego -
Jeśli tylko coś może się nie udać, nie uda się na pewno.
Człowiek, który to wypowiedział 60 lat temu był inżynierem w
amerykańskiej bazie lotniczej i brał udział w różnych ekspery-
mentach. Jednemu ze współpracujących z nim techników
ciągle zdarzały sie jakieś pomyłki. To o nim kiedyś Murphy
powiedział: Jeśli tylko istnieje jakakolwiek możliwość
popełnienia błędu, on ją wykorzysta. Tę wypowiedz rzecznik
prasowy zacytował podczas konferencji, lekko ją zmieniając:
Jeśli tylko coś może się nie udać, nie uda się na pewno.
Wypowiedzi Murphy'ego skłoniły filozofa, Ulfa Heunera do
napisania książki: "Gafy, wpadki, pech- pierwszy poradnik
przetrwania." Niestety jest dostępna jedynie w języku nie-
mieckim.
Zdaniem autora wszyscy mamy wpadki, a dzieje się to w
zgodzie z określonymi regułami. Pierwsza reguła wpadki: każdy
z nas ma ciało, które nie zawsze staje na poziomie naszych
oczekiwań, a więc zdarza się nam potknąć, poślizgnąć lub w
towarzystwie niechcący puścić bąka. Reguła numer dwa: nie
jesteśmy sami, a blizni wkrótce stają się problemami, bo
jesteśmy zdani na skutki ich działania. Kolejny problem
wynika z tego,że dwa ciała nie mogą się znajdować jednocześ-
nie w tym samym miejscu, jedno z nich musi ustąpić.
Musimy więc nauczyć się, jak sobie radzić w przypadku
małych wpadek. Autor podszedł do zagadnienia niezwykle
poważnie, ukazując również co przykrego może się nam
przytrafić , ale i pokazując pozytywne skutki wpadek.
A teraz coś miłego dla miłośników prawa Murpfy'ego:

Kromka spada zawsze masłem do dołu.
Wszystko wali się naraz.
Jeżeli myślisz, że idziesz dobrze, na pewno nie wiesz
wszystkiego.
Trudne problemy zostawione same sobie staną się
jeszcze trudniejsze.
Jeśli udoskonalasz coś dostatecznie długo na pewno
to zepsujesz.
Druga kolejka jest zawsze szybsza.
Wszystko co dobre jest nielegalne, niemoralne albo
tuczące.
Światełko w tunelu to reflektory nadjeżdżającego
pociągu.
Doświadczenie to coś, co zdobywasz tuż po chwili,
w której go potrzebowałeś.
Jeśli coś się zacina, użyj siły.Gdy się złamie, to znaczy,
że i tak wymagało wymiany.
Uśmiechnij się jutro będzie gorzej.
Każde rozwiązanie ujawnia nowe problemy.
Upuszczone narzędzie wpadnie zawsze tam, gdzie
wyrządzi najwięcej szkody lub skąd nie będzie go
można wyjąć bez demontażu urządzenia.
Nic nie jest tak łatwe jak wygląda.
Każdy przewód po skróceniu okazuje się za krótki.
Jeśli pociąg, którym jedziesz ma opóznienie, to
pociąg w który chcesz się przesiąść na pewno
przyjedzie punktualnie.
Szukając czegoś, zawsze znajdziesz to w ostatnim
miejscu, do którego zajrzysz.
Jeśli już coś zawaliłeś, cokolwiek zrobisz, aby to
naprawić, tylko pogorszysz sprawę.
Nie ma rzeczy niemożliwych dla kogoś, kto nie
musi ich zrobić sam.
Jak długo trwa minuta, zależy od tego, po której
stronie drzwi od toalety się znajdujesz.

Myślę, że pan Edward A. Murphy był pesymistą, ale
pewnie dzięki temu miał mniej rozczarowań.
anabell

niedziela, 5 kwietnia 2009

Wielkie polowanie na pieniądze

Według Banku Światowego skala oszustw podatkowych na świecie
wynosi 350 - 500 mld dolarów.
Aż trudno uwierzyć- okazuje się , że 50% światowych przepływów
finansowych przechodzi przez raje podatkowe. Według danych MFW
goszczą one u siebie 4 tysiące banków, 2 miliony fikcyjnych spółek,
2/3 funduszy spekulacyjnych. Dziesięć bilionów dolarów to wartość
aktywów finansowych ulokowanych w rajach podatkowych, w formie
depozytów lub inwestycji.
Straty amerykańskiego fiskusa związane z uszczupleniem wpływów
za pośrednictwem rajów podatkowych wynoszą 100 miliardów dolarów,
w Niemczech 20 - 25 mld euro, we Francji 15 - 20 mld euro.
Najwięcej owych "edenów" jest w Ameryce Środkowej i na Karaibach ,
bo aż 21, na Oceanie Spokojnym - 7, W Afryce i na Bliskim Wschodzie
po 1, na Oceanie Indyjskim-3, a w Europie - 10.
Cechą charakterystyczną tych miejsc są: bardzo niskie podatki lub
ich brak, brak przejrzystości w systemie podatkowym, brak wymia-
ny informacji finansowych z innymi krajami , przyzwolenie na
działalność fikcyjnych firm. Fenomenalne- same braki a w ich
wyniku- raj.
Kryminaliści i przemytnicy, spekulanci oraz największe instytucje
finansowe są tam reprezentowane. Największy bank świata Citigroup
posiada aż 427 oddziałów, Bank of America 311.
W obliczu wielkich zaburzeń finansowych wszystkie bogate dotąd kraje
zaczynają jednoczyć swe wysiłki, by odzyskać nieco pieniędzy, z któ-
rych zostały obrabowane. Podstawowym krokiem jest zmuszenie
swych krajowych banków do ujawnienia kont bankowych offshore
swoich klientów. W ten sposób Irlandia juz odzyskała ponad miliard
euro.
Walka z rajami podatkowymi dopiero się zaczyna. Wymaga to zmian
przepisów w wielu krajach oraz współdziałanie wielu państw.
A dla tych, którzy cierpią na nadmiar gotówki, którą nie chcą się
podzielić z fiskusem, mini vademecum o europejskich rajach
podatkowych: Monako-niezwykle popularne wśród europejczyków,
poza Francuzami, nie angażuje się w wymianę informacji z admini-
stracja podatkową innych państw (wyjatek stanowi Francja);
Wyspy Normandzkie - bardzo elastyczne prawodawstwo, mają
na swoim terytorium 225 banków i 820 funduszy inwestycyjnych;
Luksemburg -korzystne opodatkowanie dywidend i zysku kapi-
tałowego w połączeniu z tajemnicą bankową; Andora - prawdziwy
raj, państwo bez urzędu skarbowego, całkowicie wolne od podatku.
Budżet państwa finansowany jest z opłat celnych; Zug -ten
szwajcarski kanton przyciągnął wielkie przedsiębiorstwa stawką
podatkową dla firm, wynoszącą 16,4% . To tylko kilka z euro-
pejskich rajów podatkowych.
A gdy zostaniecie prawdziwymi rekinami finansjery to koniecznie
musicie polubić Kajmany. Zlokalizowano tu 268 banków ( a cały
archipelag liczy 260 kmkw), 140 funduszy powierniczych oraz
780 firm ubezpieczeniowych.Przez to niewielkie terytorium
przpływaja rocznie dwa biliony dolarów, czyli jedna dwudziesta
światowego Produktu Krajowego Brutto. Nie płaci się tutaj podatku
dochodowego od firm ani majątkowego. W 2007 r. wartość PKB
na jednego mieszkańca wynosiła 47 tysięcy dolarów, co jest
jednym z najwyższych wskazników na świecie.
anabell

piątek, 3 kwietnia 2009

Post tylko dla kobiet

Przyznam się bez bicia - ostatni post Roztrzepańca zdopingował
mnie do napisania czegoś zupełnie niepoważnego, co mi tam..
Po napisaniu do niego komentarza, stanęłam przed własnym
lustrem i doszłam do wniosku, że gdybym nagle zgłupiała a do
tego odziedziczyła bardzo pokazny spadek, to wszyscy spece
z zakresu kosmetyki upiększajacej i chirurgii plastycznej nosili
by mnie na rękach.
Zacznijmy od góry - włosy.Stanowczo zbyt rzadkie, zagęścić.
Czoło- zbyt wypukłe, nieco spłaszczyć. Brwi-wymagaja perma-
nentnego makijażu. Rzęsy - permanentny makijaż konieczy.
Oczy - czy można powiększyć oczy? Jeśli tak, to ja poproszę.
Kolor - nie, nie będę zmieniać, podoba mi się. Może za to być
odrobina botoxu, na te "kurze łapki".
Nos - koszmar wymagający interwencji dobrego chirurga, na-
leży go skrócić, nieco zwęzić i przy okazji zrobic porządek z
zatokami szczękowymi - stały stan zapalny.
Usta -permanentny makijaż nieodzowny i odrobina kolagenu,
wypełniająca wargi, będą ponętniejsze.
Broda - zostawię taką jaka jest, ale koniecznie trzeba odessać
nieco podbródek.Zrobił sie jakiś ,taki... Owal twarzy-podciąg-
nąć, najlepiej bez skalpela, wykonamy dermabrazję.
Szyja - no nie wiem, może troche naciągnąć tę skórę? Wtedy
zmarszczki znikną. Uszy- nie dam ruszyć, mam ładne.
Biust -musowo zmniejszyć- jest za duży w stosunku do
obwodu pod biustem, niewygodny, poza tym strasznie dro-
gie porządne biustonosze i trudno je kupić. Od talii do kolan-
przymusowa liposukcja - nazbierało się tłuszczyku, oj nazbie-
rało. Kolana- jedno do usunięcia łąkotki, potrzaskanej, drugie
jest w porządku, już po operacji. Łydki- zostawić, chodzę na
okrągło w spodniach. Stopy - mam bardzo wysokie podbicie,
trudno buty dobrać, no ale nie mam płaskostopia, więc
zostawimy.
I zaczynam się zastanawiać jakim cudem tyle "randkowałam",
znalazłam męża, a moja córka orzekła kiedyś przeglądając
zdjęcia- "wiesz, była z ciebie niezła laska".
No, jak laska to ja się czułam przez pół życia podpierając
wątłe ego mego nieśmiałego dziecka oraz wspierając różne
inicjatywy własnego męża.
Słonecznego weekendu Wam życzę,
anabell

czwartek, 2 kwietnia 2009

Dziwne miejsce - Medjugorie

Na początku czuję się w obowiązku wyjaśnić jedną rzecz -stanowisko
Watykanu oraz innych, niższych rangą instytucji kościelnych, jest
w odniesieniu do objawień w Medjugorie jednoznacznie negatywne.
Moje osobiste zdanie na ten temat nie ma chyba żadnego znaczenia,
ale jeśli nawet czegoś sama nie przeżyłam i nie doświadczyłam i w to
nie wierzę, to nie znaczy, że to "coś" nie istnieje. Widocznie mój mózg
pewnych spraw nie przyswaja.
24 czerwca 1981 r , trójce miejscowych dziewczynek (Ivanca, Mirjana
i Vicka), pózniej kolejnym dzieciom (Ivan, Jakov i Marija) ukazała się
kobieca postać i przedstawiła się jako Gospa, chorwacki odpowiednik
Matki Boskiej.Dzieci miały wówczas od 10 do niespełna 17 lat, a
jedno z pierwszych przesłań , które miało miejsce trzeciego dnia
objawień brzmiało:
Pokój, pokój, pokój - i tylko pokój. Pokój musi zapanować
pomiędzy Bogiem a człowiekiem ale i pomiędzy ludzmi.
Dokładnie dziesięć lat pózniej, 25 czerwca 1991 roku w Jugosławii roz-
gorzała wojna domowa. W dniu tym, ówczesny przywódca Chorwatów,
Franjo Tudjman, ogłosił niepodległość swego kraju. Datę tę wybrał
celowo, by nawiązywała do objawień w Medjugorie. Jak wiemy wojna
ta była najkrwawszym konfliktem w najnowszej historii Europy.
Nasuwa się pytanie - czy to był przypadek, owo objawienie w czasie
gdy nie było żadnego konfliktu i krwawa wojna domowa w 10 lat
pózniej?
Oczywiście natychmiast po objawieniach rozgorzały dyskusje czy
miały boski charakter, czy raczej demoniczny.
Biskup Mostaru, Żanic, jednoznacznie określił je jako dzieło szatana.
Wielce prawdopodobne, że przyczyniło się do takiej opinii przesłanie
z 1 pazdziernika 1981r, mające ewidentnie ekumeniczny charakter :
Wszystkie religie są równe i można osiągnąć zbawienie w każdej
religii.To ludzie stworzyli podziały religijne, podczas gdy Bóg
panuje nad nimi wszystkimi.
Należy szanować wyznanie każdego i respektować jego
sumienie. Duch Boży działa we wszystkich wspólnotach, nawet
jeśli nie wszędzie z taką samą mocą.
W niecały rok pózniej Gospa przekazała: po śmierci ciało ulega
rozkładowi i nigdy nie odżyje.Człowiek otrzymuje ciało przemienione.
Tego dla hierarchów kościelnych było już za wiele.
W efekcie do dziś obowiązuje zakaz organizowania pod auspicjami
Kościoła pielgrzymek do Medjugorie , oczywiście powszechnie
nieprzestrzegany, w tym także w Polsce. Niektóre dane wskazują,
że miejsce to odwiedziło już 50 milionów pielgrzymów!
Oczywiście dzieci z Medjugorie zostały poddane, w okresie objawień
różnym badaniom. Doprowadziły one do konkluzji, że dzieci w
trakcie wizji zapadają w stan tak głębokiego transu,że nie
reagują w ogóle na bodzce zewnętrzne.Wykonane w tym
czasie badania EEG wykazały całkowity zanik cyklu beta,
a dzieci były wówczas wręcz super przytomne i osiągały
stan czystej medytacji , zaobserwowany jedynie u garstki
trapistów czy mnichów buddyjskich podczas modlitwy.
Zdaniem zespołu lekarzy badających dzieci,ekstaza owa nie
miała charakteru patologicznego ani nie zawierała elementu
oszustwa.Niemniej żadna dyscyplinanaukowa nie jest w
stanie opisać tego zjawiska.
Należy przy tym powiedzieć, że żadna z osób towarzyszących dzieciom
podczas objawień nie widziała postaci Gospy.
W kregu poważnych badaczy wciąż powraca pytanie, co naprawdę
kryje się za wydarzeniami w Medjugorie .
W ciągu tych lat niejednokrotnie bowiem setki zgromadzonych tam
ludzi oglądało tzw. cud wirującego Słońca. Zapisy filmowe tego
zjawiska można prześledzić na stronach internetowych poprzez
wyszukiwarkę YouTube, po wpisaniu hasła Miracolo del Sole.
Tak naprawdę nikt nie wie, co to za zjawisko bo w momencie gdy
do niego dochodzi jest ono widoczne tylko w Medjugorie, a w
oddalonym o 25 km Mostarze, osoby spoglądające w stronę Medju-
gorie nic takiego nie widzą .
Pielgrzymki nadal przyjeżdżają do Medjugorie, Kościól nie popiera,
wokół Medjugorie kwitnie handel naprawdę rozpaczliwie brzydkimi
gadżetami a przerózni badacze starają się rozwiązać zagadkę
tego miejsca.
anabell