poniedziałek, 17 listopada 2008

Bliskie spotkanie trzeciego stopnia

Mialam dziś bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze służbą zdrowia. Owa instytucja winna nosić nazwe "służba dla zdrowych", bo trzeba mieć niezle zdrowie, by to przetrzymać. Gdy zapisują pacjenta do lekarza, wyznaczają godzinę wizyty, tylko nie wiem po co, bo odstępy miedzy pacjentami wynoszą 15 minut. A jesli pacjent musi przedstawić lekarzowi opis dolegliwości, ów musi go zbadać, wypisać recepte, wytlumaczyć jak stosować lek, opisać wszystko w karcie pacjenta i jeszcze w trzech różnych wykazach, to nawet mistrz w szybkim pisaniu i extra bystry lekarz nie zmieści sie w tych piętnastu minutach. Gdy dotarłam na 10,00 to wlaśnie wkraczał do gabinetu pacjent, który mial wyznaczoną wizytę na godz.9,00.
Gdy ktoś wpadł u nas na pomysł tzw. lekarza rodzinnego ( na wzór krajów zachodnio-europejskich) to wydawało się to całkiem niezłym rozwiązaniem Lekarz rodzinny, miał byc tym, który majac pierwszy kontakt z pacjentem, pokieruje go na odpowiednie badania, obejrzy wyniki tych badań a nastepnie, ,jeżeli uzna, że sam nie może pacjentowi pomóc, skieruje go do odpowiedniego specjalisty. Poza tym, w myśl zasady - lepiej zapobiegać niż leczyc- pokieruje profilaktyką. Nie wiem, kto i gdzie pokręcił, ale nic z tego nie funkcjonuje. Nikt nigdzie nie słyszy i nie stosuje profilaktyki. Lekarz rodzinny ma dość wybiórcza liste badań, na jakie może kierować pacjenta,reszte badań zleca specjalista, ktory jest zawalony pacjentami i moment od wykonania badan do czasu uzyskania diagnozy dochodzi często do 3 lub 4 miesięcy. Zaczynam podejrzewać jakieś celowe działanie - albo pacjent sie wścieknie i pójdzie prywatnie, albo spokojnie zejdzie i po problemie.
Zastanawiam się, komu nie zależy na prawdziwej reformie służby zdrowia i dochodze do smutnego wniosku, ze samym pracownikom owej słuzby zdrowia. Gdy przepisy niejasne, brak komputeryzacji, rzekomy brak funduszy, to korzystają z tego właśnie pracownicy służby zdrowia. Wyobrażmy sobie, że nasze male dziecko ma dziecięce porażenie mózgowe lub inną jednostke chorobową wymagającą rehabilitacji kilka razy w tygodniu, przez dlugi, dlugi czas. I wtedy okazuje sie, ze dziecko może dostac np. 20 zabiegów bezplatnie, a resztę .......resztą zajmuja sie prywatnie rehabilitantki w domu pacjenta, udzielajac zabiegow za pieniądze, oczywiście świadcząc swe usługi "na czarno". I zastanówcie się sami- czy są one zainteresowane jakimikolwiek zmianami w tym resorcie? Nie piszę tego bezpodstawnie, swego czasu w mojej rodzinie wydano masę pieniędzy na takie małe dziecko. Oczywiście efekty były, ale jako podatnik nie uważam, żeby to bylo w porządku.
Jestem daleka od krytykowania pani min.Kopacz i jej pomysłów, bo tak naprawdę jedyną dla nas informacją z tej dziedziny jest to, co usłyszymy przetworzone przez dziennikarzy. A czasem jeden wyraz zmienia sens całej wypowiedzi, a my wpadamy w drgawki z oburzenia.
Zreszta właściwie, to nie znam kraju, ktorego obywatele byliby zadowoleni ze swej łużby zdrowia. Narzekają prawie wszędzie. A dlaczego - bo tak naprawdę nie ma takiego państwa, ktore byłoby stać na w 100% bezpłatna służbę zdrowia, gdy wchodzą coraz droższe techniki diagnozowania i leczenia. Nad tym będą się biedziły nie tylko nasze władze.
Miejmy tylko nadzieję, że nie dojdą do wniosku - dobry pacjent to martwy pacjent.