Marta łaskawie zgodziła się na kupno dla niej samochodu. Kolega Wojtka w kilka dni po rozmowie zatelefonował z wiadomością, że już ma na oku "słodki damski samochodzik" i nieomal kultowy bo to nieco podrasowana wersja fiata 500. Nie naszpikowany elektroniką, nawet dziecko mogłoby go prowadzić. To całkiem fajny samochód właśnie po mieście, zwrotny. Używany, ale nie przez debili, więc jest w bardzo dobrym stanie. Po prostu jego użytkowniczka jest na etapie rozmnażania się i mąż zdecydował, że będzie lepiej gdy w ciąży będzie jeździła masywniejszym samochodem. Co prawda masywniejszy samochód to wiadomo, że będzie szybszy i zawsze będzie ją kusiło na szosie by depnąć i przyspieszyć , no ale skoro tak sobie umyślili to nie jest to sprawa kolegi Wojtka. Fakt, że ta pani dojeżdża do pracy w Warszawie te drobne 40 kilometrów, więc może i będzie jej wygodniej w większym samochodzie. Kolor może nieco nieciekawy bo to biały "lakierek". Ale stan idealny, zero zadrapań. A cena też jest dobra, bo naród ma teraz wybitny pociąg do dużych samochodów. A to jest mini samochód.
No to ja nie rozumiem po co ci ludzie kupili tę "Pięćsetkę", skoro dwa razy dziennie babeczka musi pokonać te czterdzieści kilometrów - dziwiła się Marta. Bo niektórym po prostu nie starcza zdrowego rozsądku- to raz, a dwa- wpierw kupili samochodzik a potem dopiero zdecydowali się zamieszkać pod Warszawą - wyjaśnił kolega Wojtka. Ostatnimi czasy to ludzie głównie marzą ale nie planują. A co do doszkalania jazdy - będziemy jeździć w soboty i niedziele, będziemy jeździć seicento, bo ma już przymocowaną tablicę, że to szkolenie. Bez Wojtka - bo ja czasem muszę na uczennicę warknąć i mogłyby Wojtusiowi nerwy puścić. Wojtek roześmiał się - no to uważaj, bo ona ma całkiem ciekawy repertuar gdy się zezłości i może ci się oberwać. Dobrze wiedzieć, a rękoczyny też są możliwe? - zapytał Artur. Bo może powinienem jeździć w kasku? A w naturze tę Pięćsetkę można obejrzeć na szczęście w Warszawie.To benzynówka z wtryskiem, ma 69 KM, pali 4,9 litra na 100 km, jak się kto uprze to może i 160 km na godzinę nim wyciągnąć. Prawdę mówiąc to bałbym się jechać takim maleństwem 160 żeby nie wznieść się nagle w powietrze - stwierdził Wojtek. Przez kilka minut obaj snuli dziwne opowieści na temat szybkości i małych samochodów, w końcu zdecydowali, że zaraz pojadą go oglądnąć.
Panowie oglądali, oglądali, jeden i drugi zaglądał pod spód, z bardzo mądrymi minami oglądali każdy centymetr lakieru, słuchali pracy silnika , w końcu Artur poprosił Martę, by się przymierzyła do samochodu i usiadła za kierownicą. Dobrze, ale wpierw trzeba zdjąć pokrowce z siedzeń bo są wyraźnie brudne i "zakudlone" psią sierścią. Zakudlone? obaj nie mogli się nadziwić, że Marcie to przeszkadza, zwłaszcza, że ani jeden ani drugi nie zauważył tego faktu, ale posłusznie zdjęli pokrowiec z fotela kierowcy. Ale Marta stwierdziła, że wszystkie trzeba zdjąć i zobaczyć w jakim stanie są wszystkie fotele. Na szczęście dla sprzedającego oryginalne pokrycia foteli były w nienagannym stanie. Marta "przymierzyła" się do kierownicy i nim się obaj zorientowali włączyła silnik i pomalutku objechała placyk przed garażem. Gdy zatrzymała się koło nich wybuchnęła śmiechem, bo obaj mieli dość głupie miny.
Wysiadając powiedziała - w ten sposób ukradziono już kilka samochodów w trakcie sprzedaży, ale gdy o tym czytałam to wątpiłam w tę możliwość. Ale jak widać jest to możliwe. Obejrzyjcie mu opony, bo ja to się na tym nie znam. A właścicielce warto powiedzieć, żeby zawsze zaciągała hamulec nim się wykitłasi z bryczki - to zalecenie pamiętam z kursu. A drugie też pamiętam - nigdy nie zabieraj do swego samochodu obcych ludzi na drodze. A ile ci ludzie chcą za ten samochodzik razem z tymi zakudlonymi pokrowcami i wycieraczkami na podłodze? Bo ja nie chcę ani tych gumowych utytłanych sierścią i psim żarciem dywaników i tych pokrowców. Niech je łaskawie odliczą od ceny. I poproszę o oryginalne lusterko wsteczne, bo to nie jest oryginalne tylko zmienione. Nie lubię takich lusterek pomniejszających widok tego co jest za mną. A tak poza tym to miły samochodzik, taki w sam raz do jazdy po mieście.
To znaczy, że chcesz go mieć?- upewnił się Wojtek. No jasne, pasuje mi, tylko kupię sobie ciemne pokrowce na siedzenia. Oooo- jeszcze trzeba obejrzeć bagażnik czy czysty i nie obdrapany przez psa- obaj panowie zrobili wielkie oczy, bo stan bagażnika jakoś ich nie zainteresował. Artur uśmiechnął się i powiedział - nie ma szans by ich pies mógł jeździć w bagażniku - oni mają berneńskiego psa, to wielkie psisko, ale ogromnie łagodne. I bardzo ciężkie.
W bagażniku był pojemnik z różnymi narzędziami, komplet różnej wielkości toreb na zakupy i wyraźnie psi kocyk- oczywiście też pełen sierści. Marta tylko wymownie wskazała palcem na zawartość bagażnika i powiedziała - z tych narzędzi to poproszę tylko te firmowe fiatowskie, czyli podnośnik, a resztę to mi tata skompletuje. I na podpisanie umowy kupna - sprzedaży to umówmy się na sobotę lub niedzielę, bo ja w tygodniu to raczej nie mam czasu bo późno wracam z wykładów. A może ja dam po prostu Wojtkowi upoważnienie notarialne do załatwienia tych wszystkich formalności. I byłoby szalenie miło, gdybym nie musiała w tym celu poznawać miejsca zamieszkania tych ludzi. Pomyślę o tym spokojnie w domu, bo może upoważnię tatę a nie Wojtka.
Nie ma problemu - stwierdził Artur- bo właścicielem samochodu jest mąż a nie żona, a on codziennie przecież jest w Warszawie, a tak prywatnie to mój daleki kuzyn, taka "dziesiąta woda po kisielu" jak mówią czasem ludzie. Usiłowaliśmy kiedyś ustalić stopień pokrewieństwa, ale było to dla nas zbyt trudne. Ale obaj od dziecka wiemy, że jesteśmy rodziną - i starczy. Ale wiecie co? - ja nie widzę sensu by doszkalać panią w jazdach - przejedzie pani kilka razy tę trasę w weekend i będzie wszystko w porządku - stwierdził Artur. No ale ja wolałbym jednak, żeby wpierw trochę poćwiczyła pod okiem fachowca - upierał się Wojtek. Bo idzie zima, będą coraz gorsze pogody.
No fakt, może będą, może nie, ale po prostu będzie wyjeżdżała wtedy z domu wcześniej i szybciej zmienicie opony na zimowe. Te to są całoroczne, ale faktycznie, będzie lepiej by tej zimy pani jeździła na zimówkach. A gdy będzie gołoledź to po prostu nie wsiądzie tego dnia do samochodu. A tak naprawdę to gdy kierowca jest świrem to mu żadne opony nie zagwarantują bezpieczeństwa.
Ty mi powiedz Wojtek gdzie ty taką super żonę znalazłeś? - zapytał się Artur. Wojtek zaśmiał się- a co, znudził ci się kawalerski stan? Wiesz, ja jej wcale nie szukałem, jesteśmy parą jeszcze z czasów szkoły podstawowej, razem odkrywaliśmy różnice w anatomii, uczyliśmy się całowania i mieliśmy też czas rozdzielenia, bo przez cztery lata mieszkaliśmy w różnych krajach. Ale już po podstawówce byłem pewny, że to będzie moja żona. Mam wrażenie, że jesteśmy jednym organizmem. Jedyna różnica zdań to ostatnio dotyczyła kwestii posiadania dwóch samochodów. Ale w końcu dała się przekonać. Ona chwilami sama siebie nie docenia. Nie dociera do niej, że ona mając mnóstwo kobiecości w sobie ma tok myślenia bardziej typowy dla faceta. Może to dlatego, że wychowywał ją ojciec. A to naprawdę super człowiek - ja to go kocham sto razy bardziej niż własnego ojca. Rodzice Marty rozeszli się gdy miała 12 lat i wtedy na sprawie Marta wybrała ojca jako swego opiekuna. Najszczęśliwszy byłbym gdybyśmy wszyscy razem mieszkali w jednym olbrzymim mieszkaniu. Niedawno się ożenił i oni oboje są dla mnie cudownymi rodzicami, choć nie da się ukryć, że jestem w wieku, w którym można się spokojnie obejść bez rodziców. A moi nadal oboje żyją ale jakoś za nimi nie tęsknię. I dobrze, że nie mają zamiaru wrócić do Polski. Po prostu tata Martuni jest szalenie dobrym człowiekiem, co nie oznacza, że nie jest wymagający. Na szczęście mieszkamy bardzo blisko siebie, rozdzieleni długością jednego bloku.
A co do spisania umowy kupna-sprzedaży to może w takim razie ja z kuzynem wpadnę do was i oczywiście z samochodem. Dziś wieczorem on będzie u mnie, więc może nawet dziś wieczorem byśmy sfinalizowali tę sprawę i jutro lub pojutrze moglibyście sprawę przepuścić przez Urząd Komunikacji. Najgorzej to tam jest w poniedziałki i wtorki, po niedzielnych giełdach samochodowych. Artur- a ty nie masz tam przypadkiem jakiejś znajomej panienki? - spytał Wojtek. Artur westchnął - no mam. Muszę mieć w kilku różnych urzędach tego typu jakieś miłe panienki. I dlatego pewnie jakoś nie pasuje mi stan małżeński, bo która żona zniosłaby fakt, że raz na jakiś czas muszę zaliczyć kilka kaw i randek. Wojtek roześmiał się - no to się poświęć dla mnie. Ale uprzedzam - mamy w domu psa. Dużego?- zapytał się Artur? Nie, na tyle nieduży, że się układa wygodnie na kolanach Martuni. A że cię nie zna to pewnie zaszyje się w swojej budce. Ale jeżeli będzie na rękach Marty to może ugryźć gdy się do niego rękę wyciągnie -tylko rodzice i ja mogą go dotknąć gdy jest u niej na rękach. Bo ona odbiera to jako akt agresji wobec Martuni. Przyplątała się do nas na plaży, gdy byliśmy w Sopocie. Całą naszą niedużą rodzinę kocha, ale Martę to chyba ubóstwia. Pazurki to może obcinać tylko Marta, ząbki myć też tylko Marcie pozwala, ale szczotkować to mi się pozwala. Gdy się do nas przyplątała to był obraz nędzy i rozpaczy - jakiś łajdak ją wyrzucił w okolicach plaży w Sopocie. Wzięliśmy ją do weta i jak określił nie miała jeszcze roku. Zapewne dlatego ją wyrzucili bo jest efektem "mezaliansu"- york i miniaturowy sznaucer. Ale nam się podoba i to nam nie przeszkadza. Jest wymiarowo jak normalny york. A przylepa z niej niesamowita! Gdy nas nie ma w domu siedzi u mojej teściowej w pracy, a teściowie urządzili tam dla niej super azyl. Ma tam takie samo wyposażenie jak u nas w mieszkaniu. A i tak Martę kocha najbardziej.
Tych, co wyrzucają psy z domu to ja bym skazywał na prace ręczne w kamieniołomach - stwierdził Artur. Tylko że teraz nikt już nie wykuwa ręcznie kamieni w kamieniołomach - zauważyła Marta. No i szkoda - powinno być w kraju kilka takich miejsc- stwierdził z przekonaniem Artur. Przez jakiś czas jeździłem do pracy autobusem z nowego osiedla - tłok, że nawet oddychać było trudno i zawsze koło Dworca Południowego mijał nas autokar wiozący więźniów do pracy- wszyscy mieli miejsca siedzące a w autobusie miejskim od razu było słychać głosy oburzenia, że przestępcy są wożeni do pracy w lepszych warunkach niż ludzie którzy nie są przestępcami. I szczerze mówiąc to też tak uważam. Na całym świecie kwestia więzień i pracy więźniów jest chyba źle rozwiązana. I tak większość z nich po odsiedzeniu kary i tak znów wyląduje za kratkami. A na co społeczeństwu taki element. Może przestępcy mają jakieś odstępstwa genetyczne i kto wie czy nie jest taka skłonność genetycznie uwarunkowana - zastanawiał się Artur.
Marta zaczęła się śmiać- no kiedyś to ich z Anglii zsyłano do Australii i nie zawsze była to kara za najcięższe przestępstwa - po prostu chciano się pozbyć problemu. Teraz to już tylko chyba zostaje tajga syberyjska i zrywka drewna. Tylko gdyby tak tam wysyłać wszystkich skazanych na długoletnie więzienie to szybko by tajga była ogołocona z drzew. Słyszałam w telewizorni, że polskie więzienia są przepełnione i więźniowie mają bardzo złe warunki bytowania. Mam wrażenie, że jest sporo osób, które nawet wiedząc o tym, że więzienie nie ma nic wspólnego ze spokojnym życiem to i tak popełnią jakieś przestępstwo, za które trafią do więzienia. Może to faktycznie jest jakieś uwarunkowanie genetyczne albo kwestia jakichś niewłaściwych reakcji chemicznych w mózgu. Może kiedyś ktoś na to wpadnie i będzie wykonywana lobotomia "zapobiegawcza".
c.d.n.