wtorek, 17 października 2023

Córeczka tatusia -27

 Marta łaskawie  zgodziła  się  na kupno dla  niej  samochodu. Kolega Wojtka w kilka  dni po rozmowie  zatelefonował z wiadomością, że  już ma na oku "słodki damski samochodzik" i nieomal kultowy bo to nieco podrasowana  wersja fiata 500. Nie naszpikowany elektroniką, nawet  dziecko mogłoby go prowadzić. To całkiem fajny  samochód właśnie po mieście, zwrotny. Używany, ale nie przez  debili, więc jest w bardzo dobrym stanie. Po prostu jego użytkowniczka jest na  etapie  rozmnażania się i mąż zdecydował, że będzie lepiej gdy w  ciąży będzie jeździła masywniejszym  samochodem. Co prawda masywniejszy  samochód to wiadomo, że będzie szybszy i zawsze będzie ją kusiło na  szosie by depnąć i przyspieszyć , no ale skoro tak sobie umyślili to nie jest to sprawa  kolegi Wojtka. Fakt, że ta pani dojeżdża do pracy w Warszawie te  drobne 40 kilometrów, więc może i będzie jej  wygodniej w  większym samochodzie. Kolor może nieco nieciekawy bo to biały  "lakierek". Ale stan idealny, zero zadrapań. A cena też jest dobra, bo naród ma teraz wybitny pociąg do dużych  samochodów. A to jest mini  samochód.

 No to ja nie  rozumiem po co ci ludzie kupili tę "Pięćsetkę", skoro dwa razy dziennie babeczka musi pokonać te czterdzieści kilometrów - dziwiła  się Marta.  Bo niektórym po prostu nie starcza zdrowego rozsądku- to raz, a dwa- wpierw kupili  samochodzik a potem dopiero zdecydowali  się zamieszkać pod Warszawą - wyjaśnił kolega Wojtka. Ostatnimi czasy to ludzie  głównie marzą ale nie planują. A co do doszkalania jazdy - będziemy jeździć w soboty i niedziele, będziemy jeździć seicento, bo ma już przymocowaną tablicę, że to szkolenie. Bez Wojtka - bo ja  czasem muszę na uczennicę  warknąć i mogłyby Wojtusiowi nerwy puścić. Wojtek roześmiał  się - no to uważaj, bo ona ma całkiem  ciekawy repertuar gdy się zezłości i może ci  się oberwać. Dobrze  wiedzieć, a rękoczyny też są możliwe? - zapytał Artur.  Bo może powinienem jeździć   w kasku? A w naturze tę Pięćsetkę można  obejrzeć na  szczęście  w Warszawie.To benzynówka z wtryskiem, ma 69  KM, pali 4,9 litra na 100 km, jak  się kto uprze to może i 160 km na godzinę  nim wyciągnąć. Prawdę mówiąc to bałbym się jechać takim maleństwem 160 żeby nie  wznieść  się nagle  w powietrze - stwierdził Wojtek. Przez  kilka  minut obaj snuli  dziwne opowieści na temat szybkości i małych  samochodów, w końcu  zdecydowali, że zaraz  pojadą go oglądnąć. 

Panowie oglądali, oglądali, jeden i  drugi zaglądał pod  spód, z bardzo mądrymi minami oglądali każdy centymetr  lakieru, słuchali pracy silnika , w końcu Artur  poprosił Martę,  by się przymierzyła do samochodu i usiadła za kierownicą.  Dobrze,  ale  wpierw trzeba zdjąć pokrowce z siedzeń bo są wyraźnie brudne i "zakudlone" psią  sierścią. Zakudlone? obaj nie  mogli się nadziwić, że Marcie  to przeszkadza, zwłaszcza, że ani jeden  ani drugi  nie  zauważył tego faktu, ale posłusznie  zdjęli pokrowiec z fotela kierowcy. Ale Marta stwierdziła, że  wszystkie trzeba  zdjąć i zobaczyć w jakim  stanie są wszystkie  fotele. Na  szczęście dla  sprzedającego oryginalne pokrycia  foteli były w nienagannym  stanie. Marta  "przymierzyła" się do kierownicy i nim  się obaj zorientowali włączyła  silnik i pomalutku objechała  placyk przed garażem. Gdy zatrzymała  się koło nich wybuchnęła śmiechem, bo obaj mieli dość głupie miny.

 Wysiadając powiedziała - w ten  sposób ukradziono już kilka  samochodów w trakcie  sprzedaży, ale gdy o  tym czytałam to wątpiłam w tę możliwość. Ale jak  widać  jest  to możliwe. Obejrzyjcie mu opony, bo ja to się  na tym nie znam. A właścicielce warto powiedzieć, żeby zawsze  zaciągała hamulec  nim się wykitłasi z bryczki - to zalecenie pamiętam  z kursu. A drugie też pamiętam - nigdy nie  zabieraj do swego samochodu obcych ludzi na  drodze. A ile  ci ludzie  chcą za ten samochodzik razem z tymi zakudlonymi pokrowcami  i wycieraczkami na podłodze? Bo ja nie chcę ani tych gumowych utytłanych sierścią i psim żarciem dywaników i tych pokrowców. Niech je  łaskawie odliczą od  ceny. I poproszę o oryginalne  lusterko wsteczne, bo to nie jest oryginalne tylko zmienione. Nie lubię takich  lusterek pomniejszających widok tego co jest  za mną.  A tak poza tym to miły  samochodzik, taki w  sam  raz do jazdy po mieście.

To znaczy, że chcesz go mieć?- upewnił się Wojtek.  No jasne, pasuje  mi, tylko kupię sobie   ciemne pokrowce na  siedzenia. Oooo- jeszcze  trzeba obejrzeć  bagażnik czy czysty i nie obdrapany przez  psa- obaj panowie zrobili wielkie oczy, bo stan  bagażnika jakoś ich nie  zainteresował. Artur uśmiechnął  się i powiedział - nie ma  szans by ich pies mógł jeździć w bagażniku - oni mają berneńskiego psa, to wielkie psisko, ale ogromnie łagodne. I bardzo ciężkie.

W bagażniku był pojemnik z różnymi narzędziami, komplet różnej wielkości  toreb na  zakupy i wyraźnie psi kocyk- oczywiście też pełen sierści. Marta tylko wymownie wskazała  palcem na zawartość bagażnika i powiedziała - z tych narzędzi to poproszę  tylko te firmowe fiatowskie, czyli podnośnik, a resztę to mi tata  skompletuje. I na podpisanie umowy kupna - sprzedaży to umówmy się na sobotę lub niedzielę, bo ja w tygodniu to raczej nie mam czasu bo późno wracam z wykładów. A może ja dam po prostu Wojtkowi upoważnienie notarialne do załatwienia tych wszystkich formalności. I byłoby szalenie  miło, gdybym nie  musiała w tym celu poznawać miejsca  zamieszkania tych ludzi. Pomyślę o tym spokojnie   w domu, bo może upoważnię tatę a nie Wojtka. 

Nie ma problemu - stwierdził Artur- bo właścicielem samochodu jest  mąż a nie żona, a on codziennie przecież jest w Warszawie, a tak prywatnie to mój daleki kuzyn, taka "dziesiąta woda po kisielu" jak mówią  czasem ludzie. Usiłowaliśmy  kiedyś ustalić  stopień pokrewieństwa, ale było to dla nas  zbyt trudne. Ale obaj od  dziecka  wiemy, że jesteśmy rodziną - i starczy. Ale wiecie  co? - ja nie  widzę sensu by doszkalać panią w jazdach - przejedzie pani kilka  razy tę trasę w weekend i będzie wszystko w porządku - stwierdził Artur. No ale ja wolałbym jednak, żeby wpierw  trochę poćwiczyła pod okiem fachowca - upierał  się Wojtek. Bo idzie  zima, będą coraz  gorsze pogody.

No fakt, może będą, może nie,  ale po prostu będzie  wyjeżdżała wtedy z  domu wcześniej i  szybciej zmienicie opony na  zimowe. Te to są całoroczne, ale faktycznie, będzie lepiej by tej  zimy pani jeździła na  zimówkach. A gdy będzie  gołoledź to po prostu nie  wsiądzie tego  dnia do samochodu. A tak naprawdę to gdy  kierowca jest świrem to mu żadne opony  nie zagwarantują bezpieczeństwa.  

Ty mi powiedz Wojtek gdzie ty taką super żonę znalazłeś? - zapytał się Artur. Wojtek zaśmiał  się- a co, znudził ci  się kawalerski stan? Wiesz, ja jej wcale nie  szukałem, jesteśmy parą jeszcze z czasów szkoły podstawowej, razem odkrywaliśmy różnice w anatomii, uczyliśmy się całowania i mieliśmy też czas rozdzielenia, bo przez  cztery lata  mieszkaliśmy w różnych krajach. Ale już po podstawówce byłem pewny, że to będzie  moja żona. Mam wrażenie, że jesteśmy jednym organizmem. Jedyna różnica  zdań to ostatnio dotyczyła kwestii posiadania dwóch samochodów. Ale w końcu dała się przekonać. Ona chwilami sama siebie nie  docenia. Nie dociera  do niej, że ona mając mnóstwo kobiecości w sobie ma tok myślenia bardziej  typowy dla faceta. Może to dlatego, że wychowywał ją ojciec. A to naprawdę super człowiek - ja to go kocham sto razy bardziej niż własnego ojca. Rodzice Marty rozeszli się gdy miała  12 lat i wtedy na  sprawie Marta  wybrała ojca jako swego opiekuna. Najszczęśliwszy byłbym gdybyśmy wszyscy razem mieszkali w jednym olbrzymim  mieszkaniu. Niedawno się ożenił i oni oboje  są dla mnie cudownymi rodzicami, choć nie  da  się ukryć, że jestem w  wieku, w którym można się spokojnie obejść bez  rodziców. A moi nadal oboje żyją ale jakoś za nimi nie tęsknię. I dobrze, że nie mają  zamiaru wrócić do Polski. Po prostu tata Martuni jest szalenie dobrym człowiekiem, co nie oznacza, że nie jest wymagający. Na  szczęście  mieszkamy bardzo blisko siebie, rozdzieleni długością jednego bloku. 

A  co do spisania umowy kupna-sprzedaży to może w takim  razie ja  z kuzynem wpadnę do was i oczywiście z samochodem. Dziś wieczorem on będzie u  mnie, więc może nawet dziś wieczorem byśmy sfinalizowali tę sprawę i jutro lub pojutrze moglibyście sprawę przepuścić przez Urząd Komunikacji. Najgorzej to tam jest w poniedziałki i wtorki, po niedzielnych giełdach samochodowych.  Artur- a ty nie masz tam przypadkiem jakiejś znajomej panienki? - spytał Wojtek. Artur  westchnął - no mam. Muszę mieć w kilku różnych urzędach tego typu jakieś miłe panienki. I dlatego pewnie jakoś nie pasuje  mi stan małżeński, bo która żona  zniosłaby fakt, że raz na jakiś czas muszę zaliczyć kilka kaw i randek. Wojtek roześmiał się - no to się poświęć dla mnie. Ale uprzedzam - mamy w  domu psa.  Dużego?- zapytał się Artur?  Nie, na tyle  nieduży, że  się układa  wygodnie na kolanach Martuni. A że  cię nie zna to pewnie zaszyje  się w  swojej budce. Ale jeżeli będzie na  rękach Marty to może ugryźć gdy  się do niego rękę wyciągnie -tylko rodzice i ja mogą go dotknąć gdy jest u niej na rękach. Bo ona odbiera to jako akt agresji wobec Martuni.  Przyplątała  się do nas na plaży, gdy byliśmy w Sopocie. Całą naszą niedużą rodzinę kocha, ale Martę to chyba ubóstwia.  Pazurki to może obcinać tylko Marta, ząbki myć też tylko Marcie pozwala, ale szczotkować to mi się pozwala. Gdy się do nas przyplątała to był obraz nędzy i rozpaczy - jakiś łajdak ją wyrzucił w okolicach plaży w Sopocie. Wzięliśmy ją do weta i jak określił nie miała jeszcze  roku. Zapewne dlatego ją wyrzucili bo jest efektem "mezaliansu"- york i miniaturowy sznaucer. Ale nam się podoba i to nam nie przeszkadza. Jest wymiarowo jak normalny york.  A przylepa z niej niesamowita! Gdy nas  nie ma  w domu siedzi u mojej teściowej w pracy, a teściowie urządzili tam dla niej super azyl. Ma tam takie  samo wyposażenie jak u nas w mieszkaniu. A i tak Martę kocha  najbardziej. 

Tych, co wyrzucają psy z domu to ja bym skazywał na  prace ręczne w kamieniołomach - stwierdził Artur. Tylko że teraz nikt już nie wykuwa ręcznie kamieni w kamieniołomach - zauważyła Marta. No i  szkoda - powinno być w kraju kilka takich  miejsc- stwierdził z przekonaniem Artur. Przez jakiś czas jeździłem do pracy autobusem z nowego osiedla - tłok, że nawet oddychać było trudno i zawsze koło Dworca Południowego mijał nas autokar wiozący więźniów do pracy- wszyscy mieli miejsca  siedzące a w autobusie  miejskim od  razu było słychać głosy oburzenia, że przestępcy są wożeni do pracy w lepszych  warunkach niż ludzie którzy nie  są przestępcami. I szczerze mówiąc to też tak uważam.  Na  całym świecie kwestia więzień i pracy więźniów jest  chyba źle rozwiązana. I tak większość z nich po odsiedzeniu kary i tak znów wyląduje za kratkami. A na co społeczeństwu taki element. Może przestępcy mają jakieś odstępstwa genetyczne i kto wie czy nie jest taka skłonność genetycznie uwarunkowana - zastanawiał się Artur.

Marta zaczęła  się śmiać- no kiedyś to ich z Anglii zsyłano do Australii i nie  zawsze była to kara  za najcięższe przestępstwa - po prostu chciano  się pozbyć problemu. Teraz to już tylko chyba zostaje tajga syberyjska i zrywka drewna. Tylko gdyby tak tam wysyłać wszystkich skazanych na długoletnie  więzienie to szybko by tajga była ogołocona  z drzew. Słyszałam w telewizorni, że polskie więzienia  są przepełnione i więźniowie mają bardzo złe  warunki bytowania. Mam wrażenie, że jest  sporo osób, które  nawet wiedząc o  tym, że więzienie nie ma  nic  wspólnego ze spokojnym życiem to i tak popełnią jakieś przestępstwo, za które trafią  do więzienia. Może to faktycznie jest jakieś uwarunkowanie genetyczne  albo kwestia jakichś niewłaściwych reakcji chemicznych  w mózgu. Może kiedyś ktoś na to wpadnie i będzie wykonywana lobotomia "zapobiegawcza".

                                                                       c.d.n.