sobota, 20 października 2018

Bywa różnie IV

Mebelek pod telewizor  został kupiony, był fragmentem tzw. "meblościanki", który
jakiemuś nabywcy w żaden sposób nie pasował a na dodatek brakowało mu jednego
uchwytu przy drzwiczkach i został sporo przeceniony. W kilka dni pózniej Witek
dokupił inne uchwyty i mebelek wyglądał naprawdę ładnie i  spełniał swe zadanie.
W dziale, w którym pracowała Ninka zaczęło się permanentne urwanie głowy,
doszła nawet nowa pracownica, ale była "doskonale zielona" i mocno przerażona
ciągłym młynem.
Ninka wracała do domu wykończona, brała prysznic, zakładała ciepły dres, byle
co jadła, czyli najczęściej kanapki, i o 9 wieczorem już leżała w łóżku, analizując,
nie wiadomo po co, co jeszcze czeka ją następnego dnia.
Nawet nie bardzo wiedziała co robi Witek a czasami nie wiedziała czy już wrócił  do
domu i o której godzinie.
Witek, tak jak obiecał nie blokował rano łazienki, ale Nina wstawała jeszcze wcześniej
niż on i najczęściej była w pracy już o 7,30 - po prostu było tyle pracy, że nawet te pół
godziny ciszy i spokoju nim przyszły pozostałe dziewczyny były dla niej cenne. Od
ósmej do dziesiątej rano załatwiały interesantów "swoich", czyli pracowników centrali,
potem do godz. 16,00 interesantów z zewnątrz.
Praca z ludzmi jest trudna - wiele ludzi przenosi swe frustracje na innych, niektórym
zaś wciąż się  zdaje, że tylko oni są super-hiper ważni i wszystko kusi się kręcić w okół
nich.
Centrala wysyłała różnych specjalistów na zagraniczne kontrakty.
Kontrakty z zagranicznymi pracodawcami gwarantowały możliwość obecności rodziny
specjalisty, kontrahenci przesyłali otwarte bilety, ale trasa była odgórnie ustalona i nie
podlegała zmianie. Teoretycznie rodziny specjalistów o tym wiedziały, ale nie jednej
żonie się majtoliło w głowie i życzyła sobie innej trasy przelotu, przerwy w podróży
przynajmniej dwudniowej i darmowego hotelu i najlepiej podróży w I klasie a nie
w turystycznej. Ninka obliczyła, że każdej niemal podróżującej żonie minimum trzy
razy powtarza ten sam tekst i tylko co trzecia słucha tego ze zrozumieniem.
To było specyficzne biuro, bo każdy kto tu przychodził do pracy był "prześwietlany",
sprawdzany niemal do siódmego pokolenia wstecz. Podobnie każdy chętny do podjęcia
pracy za granicą. To się wydaje nieprawdopodobne, ale system dobrze działał, wiedzieli
nawet o tym, że pewien pan profesor ożenił się z panią, która przychodziła mu
 w domu sprzątać i gotować obiady. A ożenił się, bo zrobił pani dziecko i ta zagroziła,
że jeśli się nie ożeni to ona mu zepsuje opinię, bo wszystko rozpowie.
I ta pani, lecąc do swego męża z dziecięciem w wieku niemowlęcym, zażyczyła
sobie w samolocie kołyski, przelotu z noclegiem a nie kilku godzin oczekiwania
w tranzytowej strefie i extra opiekunki do dziecka.
Po raz pierwszy Ninka gdzieś zapodziała swój profesjonalizm- nie mogąc opanować
śmiechu, zakryła twarz chusteczką i wybiegła do drugiego pokoju, a stamtąd do łazienki.
Prawie płakała ze śmiechu.
Pani profesorowa nie zorientowała się co było przyczyną rejterady Ninki i zapytała:
"a tej co się stało?".
"A nic, jest w ciąży i pewnie ją mdłości chwyciły- odpowiedziała jedna z pracownic-
pójdę zobaczyć czy nic  się nie stało  i ruszyła śladem Ninki. Wróciła po chwili mówiąc,
że zaprowadziła Ninkę do pokoju socjalnego, by nieco odpoczęła. Tyle tylko, że pokoju
socjalnego nigdy tu nie było.
A Witek spędzał czas po pracy grając trzy razy w tygodniu w siatkówkę i dwa pózne
wieczory spędzając na basenie.Widywali się głównie w soboty po południu i w niedzielę.
Witek zauważył, że Ninka wyraznie schudła i jest jakoś mało obecna duchem. Kilka razy
proponował sobotni wypad do kina, ale Ninka odmawiała- albo musiała coś uprać, albo
chciała spokojnie poleżeć i poczytać.
Pewnego sobotniego popołudnia, gdy Nina znów odmówiła wyjścia z domu na spacer lub
do kina,  Witek szybko ubrał się, rzucił krótkie "no to cześć" i wyszedł.
Nince zrobiło się głupio, pomyślała, że Witek się po prostu obraził, bo ani razu nie chciała
z nim pójść do kina .
Za pół godziny Witek był z powrotem. Zaraz po wejściu skierował się do kuchni, po chwili
zajrzał do wspólnego pokoju. Ninka była u siebie, ale drzwi jej pokoju były otwarte.
Po 15 minutach zapukał do jej otwartych  drzwi i powiedział: nie chcesz do kina no to
zapraszam Cię  do kawiarni.
Witek, ale ja nie chcę wychodzić, jestem padnięta, nie mam siły, naprawdę. Witek uśmiechnął
się nieco żałośnie- wiem, jesteś  zmęczona, zle wyglądasz, nie jesz wcale obiadów, nie
chodzisz na spacery, przecież tak nie można! Chodz, tym razem kawiarnia przyszła do ciebie,
czeka w kąciku śniadaniowym.  Ninka wygrzebała się z koca, którym była okryta. Od kilku
dni gorzej grzały kaloryfery, chyba była jakaś awaria centralnego ogrzewania.
Na "jej" fotelu leżał koc. Witek wrócił jeszcze po ten, którym była okryta w  pokoju, poczekał
aż się wygodnie usadowiła i otulił  ją drugim kocem.
Po chwili na stole wylądował ulubiony kubek Ninki pełen gorącej kawy, do której Witek dodał
nieco czekolady i łyżeczkę koniaku, na dużym talerzu leżały 2 kawałki tortu czekoladowego,
ptysie, eklerki, pączki i ulubione przez Ninę biszkopty.
Witek, ty chyba oszalałeś, po co to wszystko. Wystarczyłaby sama kawa i biszkopty!
Witek popatrzył na nią i całkiem poważnie powiedział- nie masz nawet pojęcia jak ja nie lubię
biszkoptów.  To takie oblepiające jamę ustną paskudztwo - suche a oblepiające.
Poza tym pijmy kawę, jest to dziś kawa ratująca życie, bo dodałem pitną czekoladę i nieco
prądu dobrej jakości. Nie lubisz rumu to dałem koniak- francuski, kupiony w strefie wolnocłowej.
A wieczorem zjemy razem kolację. Wyjeżdżam niedługo, muszę Cię nieco odrestaurować przed
wyjazdem, nie chcę stracić tak dobrej współlokatorki.
Słuchaj, wyjeżdżam na trzy miesiące, jadę do Maroka i Algierii.
Czy mogłabyś mi tym razem zabukować całą trasę tu, w Polsce?
Bo jak będę miał z góry wyznaczone terminy to jest szansa, że się ten pobyt nie przedłuży ani
o jeden dzień.
Wiele rzeczy lubię w Maroku ale  nie wszystko. Dwa tygodnie to jest dla mnie optimum, ale
tym razem będę musiał podróżować w kilka miejsc i w dwa tygodnie nie zdążę wszędzie być
tam gdzie powinienem.
I czeka mnie w Algierii wyprawa na pustynię. Zresztą , co jest zabawne, Algieria to znaczy
właśnie pustynia.
Nie lubię tej miętowej słodkiej herbaty, choć wiele słodyczy mają naprawdę dobrych. Lubię
świeże daktyle. Czy wiesz, że nawet w najlepszym hotelu możesz mieć w łazience bliskie
spotkanie z jaszczurką?
A w zeszłym roku Baśka narobiła rabanu na cały hotel, bo gdy stała w  wannie pod
prysznicem to oderwał się z sufitu kawałek tynku i wpadł do tej wanny. Myślała, że to
jakaś olbrzymia jaszczurka.
Pamiętam, opowiadała nam o tym kilka razy. Omal zawału nie dostała.
Witek, w poniedziałek pogadam z dziewczynami w Locie. Gdy podasz mi  trasę i orientacyjne
terminy, zrobią przymiarkę, a nawet rezerwację, bo wiesz- obowiązuje zasada, że jest miejsce
to je łap, potem nie będzie. Zawsze można potem zmienić.
Oj, znam to, ostatnio z tego powodu koczowałem na lotnisku czekając na jakieś miejsce.
Pokażę Ci zdjęcia z Maroka, trochę ich zawsze robię, ale jeżeli nie masz ochoty to może
innym razem?
Ninka zaprotestowała- teraz pokaż, z chęcią  obejrzę, lubię oglądać zdjęcia. Po chwili Witek
przyniósł gruby album i zajęli się oglądaniem zdjęć.
Witek ale  ciebie tu nie ma na na żadnym zdjęciu. Witek roześmiał się - jestem, na dwóch, ale
mnie nie rozpoznałaś. Przewrócił kilka kartek i pokazał zdjęcie kilku Tauregów.
Wszyscy byli ubrani w jednakowe ciemnoniebieskie okrycia zwane tagelmustami, wszyscy
mieli na głowach czarne turbany i kawałkiem tkaniny z turbanu przysłonięte usta.
Ninka wpatrywała się dłuższą chwilę i wreszcie wskazała palcem- to chyba  ty, oni mają
bardziej zniszczoną skórę na twarzy i ciemniejszą oprawę oczu.
Witek ucieszył się - dobra jesteś, własna matka mnie nie rozpoznała, a tobie się udało.
Bo podeszłam do tego metodycznie no i pewnie widzę cię częściej niż twoja mama.
Witek zaprotestował - ostatnio to mnie prawie nie widzisz, nawet gdy jestem akurat w domu.
Witku, ja jestem po prostu ostatnio wykończona. Tydzień walczyłam z jakąś infekcją,
teraz jestem też pół żywa a do tego te tłumy.
To może się przekwalifikujesz na branżystkę?- zapytał.
Nie mogę,  Edyta za jakiś czas wyjeżdża  na rok lub dwa do męża i ja zgodziłam się
przejąć jej obowiązki, już nawet na szkoleniu byłam. I druga  dyrekcja też mnie
zaakceptowała. Mogę co najwyżej zupełnie odejść, no ale nie za bardzo mam dokąd.
To ja mam pomysł - do chwili wyjazdu będę dbał byś miała zawsze coś gorącego na
obiad. Poza tym na  sąsiedniej ulicy, równoległej do tej przy której jest nasza firma
odkryłem  małą restaurację, w której mają naprawdę smaczne zupy i duży wybór
nieskomplikowanych drugich dań, sporo jarskich i wszystko jest świeże.
W poniedziałek tam pójdziemy. Staszek też tam się stołuje. Nie mówimy o tym nikomu.
Wiesz.... to mieszkanie naraił mi Staszek i on wie, że ty tu mieszkasz. Ale nikt więcej
o tym nie wie. Staszek to solidny facet i domyślny. On cię bardzo ceni, bo zawsze
jesteś  uprzejma, nigdy nie masz humorów jak Edyta. Bardzo się ucieszy gdy zajmiesz 
miejsce Edyty.
Na ostatniej stronie albumu były dwa zdjęcia Witka jako brodacza.
Na jednym z jakąś dość nieregularną bodą, a na drugim broda tworzyła ramkę podkreślającą
owal twarzy. I  to drugie zdjęcie bardzo się spodobało Nince.
Ależ świetnie tu wyglądasz! Witek uśmiechnął się - prościej jest się ogolić nawet
codziennie niż golić się w jakiś wzór. W paszporcie mam zdjęcie bez brody więc muszę
 jednak być ogolony. Zbyt często jeżdżę. Już raz musiałem nagle golić się na lotnisku
a miałem tylko tygodniowy zarost.
 No to ja teraz zrobię dla nas kolację, prawie marokańską.
                                                      c.d.n.