czwartek, 11 maja 2023

Lek na wszystko? - 111

 Tego wieczoru Kazik z Teresą jeszcze  nie pokazali Alkowi jak zmienia się dzień w noc i co widać na  niebie  wraz  z upływem  czasu.  Mały jeszcze raz przeżywał całą  wyprawę i Kazik uznał, że dziecko miało dosyć  nowych wrażeń. Były  za to ćwiczenia by "taktor" stał się jednak  traktorem, potem musiało się  dziecko dopytać co robi traktor i czy tata kupi taki traktor, oczywiście nie  zabrakło pytania  czy i kiedy będą jeszcze jechać kolejką, potem się dowiedzieli, że Tadzik jest malutki, a  on, Alek już duży, ale po kąpieli  dziecko zasnęło w trakcie "czytania" o zwierzątkach, które  zgodnie mieszkały w jednym domu.

No popatrz - jaką frajdę miało dziecko!- powiedziała  Teresa. Mam wrażenie, że my, obrzydliwie  dorośli,  nie doceniamy jaki ten świat  jest ciekawy i piękny. I ogromnie się cieszę, że pojechali z nami Alinka i Kris. Mam nieodparte wrażenie, że Alina za bardzo  hoduje  Tadzika "pod kloszem" i dziś sobie pomyślałam, że małemu całkiem dobrze  zrobiłby żłobek i kontakt z innymi dziećmi.  I jak dla mnie to Kris ma jakiś dystans do dziecka. Jakoś tak podskórnie  czuję, że oni oboje nie  za bardzo zdawali  sobie  sprawę  z tego, że rodzicielstwo to  w  sumie  ciężki orzech  do zgryzienia, a taka "malizna" długo nie jest kompanem do zabawy a tylko obowiązkiem, do którego trzeba podchodzić  z uśmiechem i  dużą dozą  wyrozumiałości. Ty, kochanie, jesteś, jak to obrazowo mówią, "ojcem całą  gębą" , cudownie  się z Alkiem obchodzisz i on cię uwielbia i zapewne  dlatego, że bierze przykład   ze mnie. Bo chyba  wiesz, że ja cię uwielbiam.  Dla mnie jesteś całym światem i ciągle mi mało twojej obecności. Naprawdę chciałabym  być  z Tobą całą dobę i dlatego teraz, gdy częściej jesteś  w domu  niż poza  domem jestem szczęśliwa. 

Rozśmieszyła mnie  dziś ale i trochę zezłościła reakcja Aliny gdy mały zaczął sobie dziś ćwiczyć stawy kolanowe na  moich kolanach. Gdyby spędzał tyle  czasu w kojcu co Alek to by tego nie robił, bo już miałby nóżki dobrze wyćwiczone. Gdy Alek był w tym wieku co teraz Tadzio  to po kojcu posuwał jak rakieta. 

Kazik przytulił Teresę i powiedział - no ale ty się z nim bawiłaś w kojcu i szalenie  mnie bawił twój widok gdy pokazywałaś mu jak raczkować, a potem wabiłaś go do siebie. Pewnie wyglądałam jak przygłupia - śmiała  się cicho Teresa. Nie kochanie, wyglądałaś tak jak każda kochająca mama. Ja to nawet nie umiem ci powiedzieć jak bardzo cię kocham, jak cię podziwiam i jaki jestem szczęśliwy, że urodziłaś  takiego słodkiego malca. Tesiu, oboje jesteście  dla mnie tym, co mnie najlepszego spotkało w życiu. I wiesz - nadal pożądam cię tak jak kilka lat wcześniej. Różnica polega tylko na tym, że teraz dobrze  wiem do czego tęsknię. I zawsze mnie zastanawia skąd wiesz, że właśnie chwilę wcześniej marzyłem właśnie o takiej  twojej pieszczocie. Widocznie mam rentgen  w oczach i zaglądam do twego mózgu- stwierdziła Teresa- to jedna możliwość- druga - już kiedyś byliśmy razem i nasze dusze to pamiętają i nami kierują.

A co będziemy robić jutro? masz jakiś pomysł? Nie mam. Chciałabym pojechać do Łańcuta. Ale będzie lepiej, gdy pojedziemy tam innego dnia- Alek jeszcze  ciut za mały na takie  atrakcje  dzień po  dniu. No ale możemy z nim pokrążyć po okolicy, troszkę per pedes, bo za płotem jest  kilka fajnych  miejsc na początek, potem podjechać kawałek samochodem.  Na pewno pójdziemy nad  strumyk i kawałek drogi  w górę. Możemy z tatą i Jackiem pojechać na  Małą Pętlę, w Uhercach  Mineralnych zostawić samochód i przesiąść się  na Drezyny Rowerowe. Jedna trasa 12 km, a druga 14 km, do wyboru. Pedałują dwie osoby, pozostałe  2 siedzą na ławce.  Ale trzeba  się przepytać Henryka czy to już  działa, bo ja  słyszałam o  tych  drezynach   już  kilkanaście lat wcześniej, że będą a potem to mnie nie interesowały. Przecież mister Robercik nie wsiadłby na "takie  coś". A ty byłaś  tu z nim? No coś ty, a co on by tu robił  "w tym prymitywnym ośrodku"? On "załatwił" nam tydzień w Arłamowie nim ten obiekt odremontowano. Wtedy było tam istne  odludzie. Wychodziłeś  z budynku i  miało się   wrażenie, że zaraz  człowieka  wiatr porwie i gdzieś poniesie. Tu mogły bywać takie  szaraczki jak moi lub  twoi rodzice,  a nie taki tuz jak on, pracownik handlu zagranicznego. A wiesz jaki był zdziwiony, że mnie przyjęto do pracy w CHZ?  Bo przecież nie zrobiłam  studiów. No to się wyzłośliwiłam, że mam widocznie inne walory, których on u  mnie  nie  dostrzegł. Tak  się biedak zdenerwował, że aż codziennie mnie śledził przez  miesiąc czy  aby  się z kimś nie  spotykam. A ja byłam tak  zawsze umęczona, bo zaczęłam nową pracę w tak  zwanym  gorącym okresie, młyn był taki, że niewiele do mnie docierało. Może gdybym  się o niego potknęła to bym gada  zauważyła. Koleżanka  mi o tym doniosła. Bo się  debil oczywiście  tym u siebie  w robocie pochwalił.

Muszę  się zapytać Henryka  czy gdzieś w pobliżu rosną czerwone  borówki, czyli brusznice. Bo grzybów to podobno w  bieszczadzkich lasach nie ma, są czarne jagody i czerwone  borówki. Wiesz- byłoby dobrze gdyby  były, bo Alek miałby co zbierać. 

A ten ośrodek, który jest  w lesie, bliżej Baligrodu już będzie  rozebrany i przebudowany. Ten też pewnie z czasem przebudują, on już zmienił właściciela i mam wrażenie, że jesteśmy tu pewnie ostatni raz. Odkąd państwo przestało dawać  forsę na ośrodki wczasowe będące własnością różnych  zakładów  pracy  to trafiają w ręce prywatne i nie  zawsze im to wychodzi na zdrowie. Wiesz jak jest - klient  chce mieć jak najlepsze  warunki za jak najmniejsze pieniądze, a właściciel z reguły oferuje średnie  warunki, za które chce pieniądze jak  za luksus. I najczęściej po prostu kupuje  się  tylko grunt, to co na nim  stoi idzie do rozbiórki, bo albo za bardzo "przechodzone",  albo niemodne .

Następnego dnia,po śniadaniu wpadł pan Henryk dowiedzieć  się jak się  dziecku podobała podróż kolejką. Co do tych  Bieszczadzkich  Drezyn, to one nadal jeszcze  nie kursowały, bo trzeba było wyremontować część  torów łącznie z wymianą podkładów, zaplanować i wykonać bocznice, by turyści mogli na  nich  odpocząć w trakcie jazdy, na stacjach  krańcowych zapewnić odpowiednie warunki  sanitarne i dla osób zatrudnionych i dla turystów. Wszystko się  tu ślimaczy - narzekał Henryk.

Kazik wpadł do brata by mu powiedzieć, że oni i obydwaj dziadkowie podrepczą po okolicy,  z tym, że nie pozwolą Jackowi iść w górę, bo chociaż droga  gładka, żwirowana, to wpierw jest wejście  w górę,  a potem zejście  w dół, co może być zbyt obciążające dla tej nogi po złamaniu. Ale i tak na  razie pójdą nad  strumyk, bo Alek jeszcze  nigdy nie  widział prawdziwego górskiego strumyka. To może i my pójdziemy, jeśli nam użyczycie parasolkowca dla Tadzia- powiedziała Alina. No oczywiście,weź tylko dla małego czapeczkę letnią i jakieś picie - doradziła Teresa. Pan mecenas skrzywił się, a Teresa powiedziała - nie musisz iść z nami jeśli nie chcesz- z nami dwiema idzie trzech facetów i dwaj kandydaci na takowych. Gdy Alina poszła  do kuchni Kazik cicho powiedział do Krisa - było nie płodzić- spłodziłeś to masz teraz obowiązki. I podejrzewam, że nigdy więcej nie pojadę na urlop w twoim towarzystwie. Kris równie cicho odpowiedział - i dobrze. No to spotykamy się przy naszym domku za dwadzieścia minut, weźmiemy dwie maty plażowe, są leciutkie i oczywiście weźmiemy  wózek  dla Tadzia - głośno poinformował bratową Kazik. Gdy szli do swego domku Teresa  się zaśmiała - wyglądałeś tak, jakbyś  chciał mu dołożyć. Gdyby to było gdy byliśmy nastolatkami to pewnie by tak było- stwierdził Kazik. Zawsze mnie bałwan  wkurzy. On pewnie  sobie zaplanował, że coś  tu napisze, ale tu  się za dobrze  śpi, więc  w nocy spał a nie pisał. Pewnie  chciał by Alina tylko po terenie  pokręciła  się z małym a on by w tym czasie  coś  bazgrał.  On nie docenia tego, że odpoczynek naprawdę  dużo daje i jest konieczny. Ojciec był taki. I nie mogę  się oprzeć  wrażeniu, że gdyby był przed  drogą  wypoczęty to uniknęliby wypadku. I dlatego jechaliśmy do Warszawy po twojej nieprzespanej nocy? - spytała  Teresa. To była tylko jedna noc i byłem na swoistym dopingu - ty siedziałaś obok. No i trochę jednak spałem i byłaś  do mnie przytulona.

Nie umiem nie przytulać  się do ciebie, chyba już to zauważyłeś?  Zauważyłem i to jest cudowne. Byłbym bardzo przestraszony gdybyś się nie przytuliła  do mnie. Patrz, dziadkowie już  są. Oni są obaj naprawdę fajni. No, fakt. W dwadzieścia minut później nadeszła Alina z Tadzikiem i umieściła  dziecko w wózku- parasolkowcu. A Krystian?- zapytał Kazik?  Przepraszam, ale nie mam ochoty iść na  spacer z kimś kto ma  fioła. Dobrze  mu  zrobi gdy posiedzi trochę sam. Może oprzytomnieje. Zaczynam  się zastanawiać które  z nas ma większe problemy psychiczne. To jest facet, który zupełnie  nie potrafi odpoczywać. Ja wiem, że ma dużo pisania, ale bez przesady. Teraz jest na urlopie a nie w pracy. Poza tym gryzie go to, że ty piszesz  doktorat a on nie. 

Mogę cię  tylko pocieszyć, że on od urodzenia był zazdrosny o  wszystko co mnie  dotyczyło - dlaczego ja  mogłem gdzieś iść a on nie, dlaczego mnie  coś kupiono a jemu nie, znam to od  chwili gdy zaczął mówić. I dlaczego ja  się ożeniłem  a on jeszcze nie, dlaczego Alek mówi a Tadzik nie. Choruje biedak na  chroniczną  zazdrość - tłumaczył bratowej Kazik.  

A co do mówienia Tadzika - trzeba do niego mówić, dużo mówić, nie szczebiotać. On naprawdę już sporo rozumie a mówi mało, bo za mało do niego mówicie. Trzeba mu opowiadać o  wszystkim co się robi, co się  dzieje dookoła niego, wszystko nazywać i wskazywać. Robisz mu śniadanie- to mu o tym opowiadaj co robisz i jak robisz. Dajesz mu jeść, to powiedz co mu dajesz  jeść. Traktuj go jakby miał już pięć lat. Ubierasz- to mów co mu wkładasz, pokaż mu w lustrze gdzie ma główkę,  rączki, nóżki, oczka, nosek, usteczka. To jest żywe dziecko, to mały człowiek. I nie przejmuj się co ględzi  Kris. A teraz już  chodźmy, niech kretyn trochę oprzytomnieje. Jego po prostu raz na jakiś czas trzeba zresetować. Pobędzie  trochę  sam to się  zastanowi co  się stało. No ma po prostu chłopak taki drobny feler.

Wyprawa nad strumyk była bardzo udana. Kazik celowo zrobił na strumyku małą  tamę i bardzo się Alkowi podobało, że w jednym miejscu strumyk zrobił się szerszy. Tata zrobił zalew - przybiegł powiedzieć mamie.To zimna woda - tłumaczył z wyraźnym przejęciem. Zobac - powiedział i przyłożył Teresie swą zimną i mokrą  rączkę  do twarzy.  Masz rację synku to bardzo zimna woda, więc nie mocz często w niej rączki. Chwilę później znów przybiegł do Teresy  siedzącej w towarzystwie Aliny i dziadków, stanął w rozkroku i z wielkim przejęciem powiedział- tata stoi tak i strumyk leci. Teresa zerknęła  w stronę Kazika - rzeczywiście stał w rozkroku nad "zalewem" i rozbierał tamę. Teresa  wstała  i razem z Alkiem podeszła do Kazika mówiąc - przyszłam popatrzeć jak likwidujesz tamę. Kazik przywrócił strumykowi poprzedni wygląd mówiąc, że zawsze gdy się robi taką tamę i zalew dla  zabawy, to potem trzeba zrobić z tym porządek, tak jak na plaży burzyli zamki i zasypywali wszystkie dołki, które przedtem robili. Potem przeszedł z małym w nieco inne miejsce i pokazał mu, że tu strumyk jest taki wąski, że Alek może stać w rozkroku nad  strumykiem. Ogromnie mu się to spodobało.

Podoba mi  się w Bieszczadach- stwierdziła Alina, nigdy tu jeszcze  nie byłam. Bieszczady kojarzyły  mi  się  tylko z jakimiś  ludźmi z problemami, którzy tu  się ukrywali. Może dlatego, że syn  znajomych, który  zmajstrował koleżance  dziecko ożenił sie  z nią i......wyparował zaraz po ślubie właśnie  w Bieszczady i został drwalem.  I podoba mi się ten ośrodek. Tak, ośrodek jest w porządku, mnie się te domki podobają, no ale ja mam do tego miejsca sentyment - tu sobie uprzytomniłam, że kocham Kazika.  Teraz tu jest fajnie, ale przestanie być fajnie  gdy zrobią plac  zabaw  dla dzieci- skończy  się cisza  i spokój i bachory będą  się wydzierać. Bo jak na  razie to tylko ja na osiedlowym placu  zabaw nie pozwalam by Alek do mnie coś wykrzykiwał z daleka. Za rok będzie tu wrzask i pełno os i  much, bo polska dzieciarnia  musi jeść na placu zabaw i to w trakcie zabawy.

I mam nieco mieszane odczucia  co  do Bieszczad - powiedziała Teresa - zatkało mnie  całkiem gdy byliśmy teraz w Polańczyku - restauracja na restauracji i restauracją pogania. Tam się tak wiele nabudowało, że niedługo będzie  można po dachach przechodzić do  zalewu. Za nic w świecie tam nie pojadę w sezonie wakacyjnym. Teraz to mamy jeszcze luksus, bo dziecko małe, do szkoły nie  chodzi, więc można pojechać gdziekolwiek na początku czerwca, ale od 25 czerwca do 1 września to tylko w Warszawie trzeba będzie  siedzieć. Zresztą już od dość  dawna uważam, że Warszawa jest miłym miastem właśnie w lipcu i  tak do 20- 25 sierpnia, potem już wracają z urlopów.  

                                                                          c.d.n.