poniedziałek, 1 czerwca 2015

Miłość bywa....cz.III

Jacek W. przyszedł do rodziców Doroty w sobotę wieczorem. Chyba podjął jakieś
starania by wyglądać nieco staranniej. Zamiast uczesania typu  "wronie  gniazdo"
miał krótko przycięte włosy, na nogach zamiast adidasów tkwiły całkiem czyste,
zamszowe mokasyny. Stroju dopełniały sztruksy i niepowyciągana sportowa
bluza. Pryszcze pozostały bez zmian.
Aśka doceniła te jego starania. Na początku Pan Domu przegonił Młodszą z jej
pokoju i tam się rozsiadł z Jackiem W.
O czym rozmawiali przez ponad pół godziny, zostało ich słodką tajemnicą.
Jedynie, gdy juz wychodzili z pokoju, podsłuchująca Młodsza usłyszała- "pamiętaj, znajdę
cię nawet na antypodach" -zapewniał Jacka W. Pan Domu.
Rodzice poinformowali Dorotę i Jacka W., że oczywiście wierzą w ich szczere uczucia.
Mogą być parą, ale ślub będzie wchodził w grę dopiero po maturze Doroty.
A teraz niech dają dowód swej dorosłości tym, że nie zmajstrują dziecka. Dorota oczywiście dostanie  pieniądze na wakacje, rodzice sami załatwią im lokum w Zakopanem w miejscu,
gdzie będzie również  wyżywienie.
Jacek W. siedział cichutko, trzymając Dorotę za rękę. Gdy rodzicielskie  expose zostało
juz zakończone, Jacek W. powiedział lekko się zacinając - jesteście państwo bardzo
wyrozumiałymi i nowoczesnymi ludzmi. Jasne, że nie zrobię Dorocie żadnej krzywdy, ja
naprawdę ją kocham.
Dorota, w gruncie rzeczy zaskoczona nieco reakcją rodziców, dziękowała im. Spodziewała
się,że będzie musiała ostro walczyć o siebie i Jacka W., a tu nagle okazuje się, że jest
wszystko w porządku - zero awantury, zero zakazu, no istny Wersal.
Oczywiście Aśka jeszcze tego samego wieczoru przepytała córkę w jaki sposób się
zabezpiecza, pochwaliła ją za  wizytę u lekarza razem z Jackiem W. i poradziła, by
namówiła Jacka na wizytę u dermatologa i kosmetyczki. Wizytę u kosmetyczki opłaciła
z góry, bez wiedzy Jacka W.

Młodzi spędzili w górach całe dwa miesiące. W sierpniu zjechali do Zakopanego na tydzień
Aśka i Pan Domu.
Dorota szczęśliwie zdała w następnym roku maturę i egzaminy na uczelnię. Ciche nadzieje
Aśki,  że młodzi się sobą znudzą i ślub im wywietrzeje z głowy spełzły na niczym.
Dorota parła do  ślubu niczym koń do stajni. A ten wielki chłopak słuchał się jej ślepo.
Ślub był tzw. cichy, czyli tylko cywilny i tylko rodzice i rodzeństwo młodych a i tak
uzbierała się spora gromadka.

Przez pierwszy rok młodzi mieszkali z rodzicami Doroty. A potem Jacek W. doznał
bardzo ciężkiej kontuzji kręgosłupa i kilka miesięcy spędził na rehabilitacji w szpitalu
ortopedycznym. Dość długo nie było wiadomo, czy będzie chodził. Przez ten cały czas
Dorota mieszkała z rodzicami, co drugi dzień jeżdżąc do męża. W dni, w które nie
mogła przyjechać bywała tam Aśka lub Pan Domu.
Oczywiście Jacek W. musiał zerwać ze sportem, studia które rozpoczął przestały mieć sens.
Musiał się czym prędzej przekwalifikować na inny kierunek - z trenerskiego przeszedł na
rehabilitację.
Gdy Jacek W. pisał pracę magisterską, dowiedział się, że  zostanie ojcem. Miał wielce
mieszane uczucia, bo bał się, że nie poradzi sobie w nowej sytuacji.
 Miał wprawdzie zapewnioną pracę w klinice, w której spędził wiele miesięcy jako
pacjent, ale musiał się liczyć z faktem, że pełnej sprawności już nie odzyska.
Miał żal do Doroty, że sama podjęła decyzję w tej sprawie, ale żal minął gdy pierwszy raz
wziął na ręce swą maleńką córeczkę.

Jacek W. zupełnie niespodziewanie zmarł w 36 wiośnie życia Jechał rowerem i zleciał
z roweru, bo podbiło mu koło na jakimś korzeniu. Pozbierał się, doszedł do  domu i w nocy
zmarł. Okazało się, że żył z bombą zegarową - miał tętniaka w mózgu. I dobrze o tym
wiedział, bo potem Dorota znalazła jego wyniki badań, których jej nigdy nie pokazał.

Aśka, która w końcu traktowała zięcia niczym swe kolejne dziecko bardzo rozpaczała.

W cztery lata pózniej Dorota ponownie wyszła za mąż. Ale już nie za sportowca.
                                                       KONIEC

Miłość bywa.... cz.II

Ale miłość Doroty do wielkiego, pryszczatego osobnika jakoś nie mijała. Aśka i jej mąż
bardzo byli tym zaniepokojeni, bo Dorota w następnym roku szkolnym miała zdawać
maturę. Na razie jej miłość do koszykarza nie miała większego wpływu na jej wyniki
w szkole.
Byli przekonani, że wakacyjny wyjazd obu sióstr do szkoły językowej w Anglii, nowe
towarzystwo, mieszkanie u dalekiej kuzynki w Londynie, automatycznie  wyleczą
Dorotę z fascynacji koszykarzem.
Zdobyli się nawet na szczyty rodzicielskiej wyrozumiałości i zaprosili Jacka W. na
urodzinową kolację Pana Domu.
Nie była to żadna wielka feta, Aśka zrobiła dużą ilość zapiekanki makaronowej z szynką,
a potem podała tort czekoladowy z wiśniami, który zrobiła jej najlepsza przyjaciółka.
Pan Domu bezskutecznie usiłował wydobyć z Jacka W. nieco inne dzwięki niż krótkie
"tak, nie, yhm". Ale gdy na stole wylądował tort i lekkie półsłodkie wino, z ust Jacka W.
padło ciche westchnienie : "szkoda, że nie ma piwa".
Rodziców Doroty z lekka zatkało, ale Młodsza spojrzała się na Jacka W. i powiedziała:
"w tym domu nie pije się piwa- to po pierwsze, po drugie do tortu piwo nie pasuje."
Jacek W. z lekkim wstrętem na twarzy wypił dwa łyki wina - a gdy odstawiał kieliszek
wszystkim się zdawało, że w kieliszku był kwas solny, a nie wino.
Po odstawieniu kieliszka zerknął na swój zegarek wielkości małego budzika i oświadczył:
"miło było, ale muszę już iść".
Z hurgotem odsunął swoje krzesło, wstał, powiedział wszystkim "no to do zobaczenia"
i pożeglował do przedpokoju.
Dorota oczywiście zerwała się również od stołu by obiekt swych uczuć odprowadzić.
A rodzice  przypatrywali się, gdy Jacek W. szeroko rozstawiając nogi i lekko się kołysząc
przemierzał odległość między pokojem a drzwiami wyjściowymi.
Faktycznie- pomyślała Aśka- idzie jakby miał pieluchę w spodniach.
Po pół godzinie wróciła Dorota i już od drzwi zaczęła wrzeszczeć na  Młodszą , że swą
wypowiedzią uraziła Jacka W.
Młodsza z kolei wyraziła swą niepochlebną opinię o intelekcie Jacka W. i już po chwili
siostry przerzucały się niewybrednymi inwektywami.
Pan Domu przywołał córki do rzeczywistości wrzasnąwszy "ciszaaa!"
Przez kilka dni siostry ze sobą nie rozmawiały, a wieczorne rozmowy sypialniane rodziców 
zdominował temat : "jak wyeliminować Jacka W. z życia Doroty".
Aśka  proponowała, by to Pan Domu zaprosił Jacka W. na poważną, męską rozmowę.
Powinieneś mu powiedzieć- perorowała Aśka- by powstrzymał się z zawracaniem Dorocie
głowy  przynajmniej do czasu aż ona zda maturę i egzaminy na uczelnię. Może on wcale
nie jest taki głupi na jakiego wygląda.
A ja z kolei postaram się wyciągnąć Dorotę na zwierzenia - trzeba przed wyjazdem do
Anglii nieco uzupełnić jej garderobę, więc wybiorę się z nią na zakupy.
Na takich zakupach świetnie się gada a zakup fajnych ciuchów na ogół rozwiązuje język.
I świetnie opróżnia się konto z pieniędzy - podsumował Pan Domu, zastanawiając się na
 jaką kwotę zostanie trafiony.
Ale w życiu tak już jest, że nawet najlepsze plany "biorą w łeb".
Kilka dni pózniej, po powrocie ze szkoły Dorota oświadczyła  Aśce, że ona nie pojedzie
z Młodszą do szkoły językowej. Niech Młodsza jedzie sama- mniej się forsy wyda.
A ona pojedzie do Zakopanego, będzie nocować u górala, więc wyda znacznie mniej
pieniędzy. Nie trzeba będzie wydać forsy na jej bilet lotniczy i na zajęcia w szkole.
Do Zakopanego pojedzie  autokarem razem z koszykarzami - bo Jacek W. jedzie na
cały lipiec  na obóz właśnie do Zakopanego. On będzie mieszkał w ośrodku sportowym,
a ona u górala na Bystrem.
I niech sobie rodzice nie wyobrażają, że ona pojedzie do tej Anglii. Mowy nie ma.
Aśkę zatkało - patrzyła na córkę, czując, że ma wielką ochotę walnąć dziewczynę w
głowę, by oprzytomniała. Zamiast tego powiedziała niemal spokojnie - porozmawiamy
na ten temat, gdy wróci z pracy ojciec. A teraz idz się uczyć.
Gdy Dorota zniknęła w swoim pokoju Aśka zatelefonowała do męża, by uprzedzić go,
co czeka ich wieczorem.Tylko pamiętaj - nie mów nic, dopóki ona sama drugi raz tego
samego nie powie, instruowała męża. No cóż, wieczór zapowiadał się interesująco.
Pan domu bardzo szybko zjadł obiad- zupełnie nie czuł głodu i z trudem pokonał
zawartość talerza.
Aśka zaparzyła dla męża i siebie herbatę z melisy , w nadziei, że choć trochę przywróci
im ona nadwątloną równowagę psychiczną i zawołała do pokoju Dorotę. Jednocześnie
poprosiła Młodszą, by ta pozostała w swoim pokoju. Młodsza puściła do Aśki oczko i
wyszeptała: korrida, korrida, ciekawe kto wygra? byk czy torreador?
Gdy zostali w trójkę, Aśka poprosiła Dorotę, by ta  powiedziała ojcu, na jaki to pomysł
wpadła. Dorota zaczęła z wysokiego "c", pytając się Pana Domu, czy gdy się już ma
ukończone 18 lat to jest się pełnoletnim człowiekiem  odpowiedzialnym za to co sam robi.
Bo ona już 4 miesiące temu uzyskała pełnoletność i dostała Dowód Osobisty i nowy
paszport.
Pan Domu spokojnie odpowiedział - pełnoletność nie jest równoważna z samodzielnością.
Jesteś pełnoletnia, ale na naszym utrzymaniu i w związku z tym nadal za ciebie my
odpowiadamy. A o co chodzi?
Bo ja nie chcę jechać do Anglii razem z Młodszą. Ja  chcę jechać na miesiąc do Zakopanego.
Bo chcemy z Jackiem W. być razem. On będzie mieszkał w ośrodku sportowym ,  ja na
Bystrem u górala. To będzie przecież tańsze niż ten wyjazd do Anglii.
Owszem, zgadzam się, że tańszy, ale znacznie mniej pożyteczny, chyba to sama rozumiesz?
Pan Domu powiedział to z anielskim  wprost spokojem.
A tak ogólnie czyj to pomysł- Twój czy Jacka?- zapytał.
Wspólny - naprawdę.
Tato zrozum - my chcemy razem spędzić te wakacje. Ja naprawdę jestem odpowiedzialna.
Nie zafunduję sobie bachora przed maturą. On też o dziecku nie marzy. My po prostu
chcemy być razem, cieszyć się sobą. Zastanawialiśmy się nawet nad ślubem - bo wtedy
moglibyśmy być bez przeszkód razem, a maturę mogłabym zrobić w CKU (centrum
kształcenia ustawicznego). Zrozumcie - my się naprawdę kochamy i po mojej maturze
wezmiemy ślub. I tak już żyjemy ze sobą od jakiegoś czasu, ale wiemy co robić, by
nie było ciąży!
W pokoju zaległa cisza - Aśkę i jej męża  zamurowało. Aśka pomyślała, że Dorota musi
być bardzo zdeterminowana, skoro przyznała się , że współżyje z Jackiem W.
I jak jej nie przeszkadzają te jego koszmarne pryszcze?- zastanawiała się bezsensownie.
Przecież wygląda z nimi szkaradnie, nieestetycznie.
A Pan Domu pomyślał- moja maleńka , cudowna córeczka stała się kobietą, a my tego
wcale nie zauważyliśmy.
Dorota, zaproś w najbliższym czasie  Jacka W.- muszę z nim porozmawiać- powiedział
cicho Pan Domu.
                                                               c.d.n.




Miłość bywa ślepa i głucha

Natarczywy dzwonek u drzwi wejściowych oderwał Aśkę od maszyny do szycia w chwili
gdy przyszywała lamówkę. Zerknęła na zegar, zastanawiając się, kto to może być.
Według wszelkich praw na  ziemi i niebie córki były jeszcze w szkole, mąż w pracy, poza
tym każde z nich miało własny klucz do mieszkania. Idąc do przedpokoju pomyślała, że
raczej  za drzwiami nie jest któraś z jej koleżanek, bo przestrzegały zasady, że wpierw
należy się telefonicznie umówić, a nie wpadać do kogoś znienacka.
Otworzyła drzwi wejściowe i oczy jej niemal wyszły na wierzch -na wprost niej stała
jej starsza córka z jakimś pryszczatym, rozczochranym osobnikiem ogromnie wysokim.
Mamuś - to jest Jacuś W., wyjaśniła. Jacek, to jest "moja Stara" - Dorota dokonała swoistej
prezentacji. 
Pryszczaty zgiął się w pół i ręką wielkości sporego bochenka chleba pochwycił rękę Aśki
i zbliżył do niej swą pryszczatą twarz. Aśka z trudem powstrzymała się przed wyrwaniem
ręki, ale zapewne i tak  nie udała by się jej ta sztuka, bo Jacek W. uchwyt miał mocny -
niemal jak imadło. Na szczęście cmoknął głośno powietrze nad jej dłonią co Aśka przyjęła
z wielką ulgą. W chwili gdy przez moment pochylał się nad jej ręką, Aśka przesłała
córce mordercze spojrzenie, które, nie wiadomo dlaczego, jakoś nie zadziałało.
Dorota stała uśmiechnięta i rozanielona, ze wzrokiem utkwionym w Jacku W., nie widząc
zupełnie matki.
Jacek W. puścił wreszcie rękę Aśki, która opadła niemal bezwładnie. Aśka odsunęła się
nieco w głąb przedpokoju mówiąc - no to wchodzcie dzieci.
Z organu mowy Jacka W. wydobył się tubalny śmiech i słowa- "my już  nie dzieci,  już
mamy po 18 lat". Dorota pociągnęła go szybko do swego pokoju, starannie zamykając za
sobą drzwi. Aśka zdążyła tylko zauważyć, że Dorota sięgała Jackowi W. z 5 cm powyżej
jego łokcia.
Zamykając drzwi i  wracając do przerwanego zajęcia, Aśka zastanawiała się skąd jej córka
wytrzasnęła takiego typa- z całą pewnością nie był to jej kolega ze szkoły. Nawet gdyby
był z innej klasy to też Aśka znałaby go chociaż z widzenia, bo jego wygląd rzucał się
w oczy, a Aśka dość często bywała w szkole swych córek, bo dyrekcja szkoły wprowadziła
zasadę, że raz w miesiącu były spotkania dzieci, nauczycieli i rodziców.
Z pokoju Doroty dobiegały cienkie, radosne dziewczęce piski i tubalny śmieszek jej gościa.
Dorosła wyobraznia Aśki podsuwała jej na myśl, że Jacek W. chyba odkrywa erogenne
strefy ciała jej córki. Jeszcze nigdy  nie słyszała, by Dorota wydawała z siebie takie dzwięki.
Nie bardzo wiedząc co zrobić, rozdarła się na cały głos- Dorota,  a może coś zjecie?
W pokoju Doroty zaległa cisza, a po chwili do Aśki przyszła jej córka.
Mamuś, co wołałaś?- zapytała. Bo oglądamy mecz, w którym grał Jacek. Jego kolega go
nagrał na kasetę. Aśka bezgłośnie odetchnęła.
Pytałam się czy może chcecie coś zjeść - może ten twój kolega jest głodny? Obiad dopiero
będę szykować, ale może zjecie po kanapce? Zapytam się- szepnęła Dorota i pobiegła do
siebie.
Po chwili wróciła i powiedziała - kanapek nie zje, ale jeśli mamy jakiś makaron to mu ugotuj.
Zje go z masłem i sosem pomidorowym. A ja zjem jogurt, dobrze? Z płatkami owsianymi.
No to wstaw wodę na makaron, ja muszę doszyć tę lamówkę do końca- zarządziła Aśka.
Jak  będzie gotowe to  was zawołam. Dobrze, ale my zjemy w moim pokoju, nie w kuchni.
W dwadzieścia minut pózniej Dorota przyszła do kuczni, doprawiła sos pomidorowy i dużą
parującą michę makaronu zaniosła do swego pokoju. Po chwili  wpadła jeszcze do kuchni
po swój jogurt.
Potem wróciła ze szkoły młodsza latorośl Aśki- była w podłym nastroju, bo nie nauczyła się
wiersza ( no mamo, po prostu zapomniałam) i załapała pałę.
W pierwszym odruchu Młodsza zajrzała do pokoju Doroty, ale natychmiast się wycofała.
Przyszła do kuchni i zapytała- oni już długo tu są? Długo, odpowiedziała Aśka. Na tyle
długo,  że ten duży pochłonął już makaron, który ugotowałam  dla nas wszystkich -
poinformowała Młodszą Aśka. Młodsza zrobiła mądrą minę - nic dziwnego, to sportowiec, koszykarz.
Z waszej szkoły? - dopytywała się Aśka. Nie, on już chyba jest na AWF-ie. Nie wiem co
Dorota w nim widzi - on jest zwyczajnie brzydki. I tak dziwnie chodzi, szeroko rozstawia
nogi, jakby miał pełne gacie- Młodsza na obiekcie westchnień swej siostry nie  zostawiła
nawet jednej suchej nitki. I chyba jakiś głupi - mądry to by grał w tenisa i gdyby był dobry
zarobiłby kupę forsy. Młodsza , jak zwykle, wykazała się  zmysłem praktycznym.
Nim wrócił z pracy mąż Aśki,  Jacek W. wykrzyknął z przedpokoju głośne "do zobaczenia",
a Dorota  wpadła do kuchni informując matkę, że wychodzi razem z Jackiem, który musi
jechać  na trening, ale ona zaraz wróci, tylko go odprowadzi do tramwaju.
A on sam nie trafi do tego przystanku, Dorocia musi go zaprowadzić i wskazać do którego
tramwaju ma wsiąść, żeby dojechać na miejsce- wyzłośliwiła się Młodsza.  Na tym AWF
same głąby studiują- kontynuowała.
Nie głąby, ale ludzie mający zacięcie sportowe - poprawiła ją Aśka. I co ty taka złośliwa
się zrobiłaś? Zazdrościsz siostrze chłopaka?
Młodsza prychnęła - mama, ty chyba  żartujesz. Jak go poznasz bliżej- zrozumiesz.
A ty go już poznałaś bliżej? -dopytywała się Aśka. Coś jakby - usiłowałam nawet z nim
rozmawiać, ale się nie da. Dorocia zna go już z pół roku. Doszłam do wniosku, że moja
starsza siostra robi się coraz głupsza - posumowała sprawę Młodsza.
Wieczorem o całej sprawie Aśka poinformowała swego męża.
Przejdzie jej, pocieszał Aśkę- przecież to  w gruncie rzeczy mądra dziewczyna.
                                                               
                                                                          c.d.n.