sobota, 15 sierpnia 2020

Zastępstwo - XXVII

Jak ogólnie wiadomo, "nic nie jest darmo za wszystko się płaci", choć nie zawsze pieniędzmi.
Przygotowanie się do wyjazdu wymagało od obojga maksymalnego skupienia i wiele pracy.
Dla własnej wygody uczyli się oboje włoskiego prywatnie. Uczyli się nową metodą, czyli
gotowych zwrotów, do których można było podstawiać inne słówka.
Iza gorączkowo porządkowała  w pracy różne dokumenty, czego nie zrobiła jej poprzedniczka,
czyli Mela. Wprawdzie wujek twierdził, że w razie potrzeby to wszystko odnajdzie, ale Iza
wolała by wszystko zostało uporządkowane, posegregowane i opisane.
Dokupiła  nieco segregatorów, skoroszytów zawieszkowych, przekładek i naklejek. Z szafy
zaczęły znikać "kupki" dokumentów, które znajdowały teraz własne miejsce.
Oboje z Jackiem  ciągle robili listy tego co z całą pewnością muszą wziąć ze sobą.Werona nie
była  na końcu świata, ale jakby nie spojrzeć nie była w sąsiedniej dzielnicy, więc wypraw po
coś zapomnianego  należało jednak w przyszłości unikać.
Iza liczyła się  z tym, że Jacek pojedzie pierwszy a ona dojedzie w miesiąc lub dwa później.
Ale wujek tylko się skrzywił - co za sens urządzać dwie przeprowadzki. Na razie musimy
zaczekać co Fabio załatwi. Czekam na wiadomości od niego, żebyśmy sobie zarezerwowali
lot. Najlepiej by to były pierwsze dni września. Na razie muszę wyekspediować Melę do  jej
córki. Ona chce tam popłynąć a nie polecieć. A potem będzie mi przez pół roku jęczeć, że
cały czas  miała mdłości. Chwilami brak mi do niej cierpliwości- zestarzała się czy co?
A może to raczej ty masz  z wiekiem  coraz mniej cierpliwości? - śmiała się Iza. A płynęła
tam kiedyś? Tak - i "z nerwów" wypiła dwa kieliszki wina a potem chorowała.Przecież to
nonsens. Wpierw się wlec promem, a potem kawał drogi pociągiem. Ale ona panicznie się
boi latania samolotem. Wpierw się trzęsie ze strachu przy starcie, potem przy lądowaniu.
Wujku, to prawidłowo- start i lądowanie to są dwa najtrudniejsze momenty dla samolotu.
Ja tylko raz się ogromnie  bałam bo była paskudna mgła gdy lecieliśmy do Sofii-byłam
pewna, że zaczekamy aż ta mgła opadnie a jednak wystartowaliśmy. Gdy wlecieliśmy w taką
warstwę  białej waty to zamknęłam oczy i tylko czekałam kiedy spadniemy, a gdy potem
otworzyłam oczy to lecieliśmy w słońcu i w Sofii była pogoda.
Wujku, a powiedz mi, co miałeś na myśli mówiąc, że twoje modlitwy w  sprawie stypendium
Jacka odniosły skutek? Bo coś mi się widzi, że chyba nie o taką  prawdziwą modlitwę szło.
Czy nie sądzisz, że zadajesz mi za dużo niedyskretnych pytań?  I to ty, taki wzór dyskrecji?
Powiedz mi Iza, gdzie jest w tej chwili Jacek?
Iza zerknęła na zegarek- no chyba w pracy, sądząc po tej godzinie. Czyli jest nadal w  Polsce.
Porozmawiamy o wszystkim gdy już będziecie w Weronie a ja będę u was z wizytą. Bo mam
nadzieję, że mnie zaprosicie.
Iza spojrzała na wujka i cicho powiedziała- rozumiem, że będzie to wykład z zasad wiary tylko
dla mnie. Wujek uśmiechnął się - mądra z ciebie kobieta. A ja bardzo cenię mądre kobiety.
A możesz mi wujku powiedzieć o co się znów pokłóciłeś z tatą?
O politykę. Wujku, nie żartuj, przecież się polityką nie zajmujecie. Ale mamy inne poglądy. On
uważa, że skoro jest ode mnie 4 lata starszy to wie wszystko lepiej ode mnie.
A może powinniście razem jakiś sport uprawiać i tam wyładowywać nadmiar  energii żeby nie
zamieniała się w  agresję.
No przecież się nie bijemy, tylko sprzeczamy. A ty się Iza z nim nie kłócisz nigdy?
Nie, ja tylko raz powiedziałam, że choć jestem jego dzieckiem to nie jestem ani jego ani mamy własnością i dobrze wiem co mogę a czego nie mogę robić i mam prawo mieć odmienne niż oni poglądy na wiele spraw. Zatkało ich wtedy. Ojciec się wtedy 2 tygodnie  do mnie nie odzywał.
I w ramach odmiennych poglądów, gdy się żeniłeś z Melą, miałam votum separatum, bo
walnęłam, że gdybyś się żenił ze 20 lat młodszą siksą to nikt by nie miauknął.
A wiesz, ja to się lepiej dogaduję z mamą Jacka  niż z własną. Ona ma lepsze poczucie humoru.
Usiłuję sobie wyobrazić jak nam z Jackiem będzie w tej Weronie. Sama to bym nie chciała być
w obcym mieście i obcym kraju. Jak go znam to on pewnie też nie. Tamto stypendium odrzucił
i jestem przekonana, że wcale nie z obawy o to, że straci mnie, tylko po prostu nie czuł się
na siłach by być tak daleko od domu. Teraz ma inną sytuację, ma żonę, która z nim będzie i inną pozycję na uczelni, wtedy był tylko studentem, jeszcze nie miał napisanej pracy magisterskiej.
A  wiesz wujku, Mela tak ładnie i serdecznie o nas powiedziała. Miło było to słyszeć.
Mela po prostu powiedziała prawdę. Przeszła gehennę z własną córką, która zakochała się 
w starszym od siebie redaktorze- alkoholiku i w żaden sposób Mela nie mogła jej wytłumaczyć,
że wiązanie się z alkoholikiem nie jest dobrą rzeczą. Niestety jej córka zrozumiała to dopiero gdy
namacalnie przekonała się, że  zostawienie dziecka z pijącym tatą nie było dobrym pomysłem.
I dlatego namówiłem żonę wnuczka Meli by się jednak z pijakiem i hazardzistą rozwiodła.
Iza, powiedz mi prawdę- jak ty się wyrabiasz czasowo, skoro  masz codziennie ten włoski?
Może będziesz wychodziła z godzinę wcześniej w te dni kiedy ja nie będę poza biurem? Bo
nie chcę być niemiły, ale jakoś zmarniałaś ostatnio, wyglądasz na zmęczoną.
Iza wyciągnęła lusterko z szuflady i zerknęła w nie - ee, po prostu nie zrobiłam dziś makijażu.
Za bardzo się rano spieszyłam, trochę zaspałam. A każde 5 minut późniejszego wyjścia z domu
to większe korki na dojeździe tutaj. Ciekawa jestem jak będzie w Weronie.  Ciasno- to pewne..
To bardzo stare miasto- i nałaziłem się po nim setnie, rzekł wujek..Ale co innego zwiedzać  a co innego tam żyć. No właśnie, trochę się niepokoję, ale nie mów o tym nikomu, dobrze wujku?
No pewnie, nikomu nie powiem, nawet Meli- zaśmiał się wujek. Będzie dobrze- zobaczysz.
W kilka dni później Fabio skontaktował się z wujkiem i ustalili termin przylotu do Włoch
via Zurich. Tym razem  mieli zacząć od  pobytu nad morzem i stamtąd robić wypady do Werony.
I znowu  pobyt w Zurichu był krótki, w tym ze 2 godziny w banku,teraz i Jacek miał założone
konto. Potem jeszcze  była wizyta w kancelarii prawniczej, ich wizyta ograniczyła się do uścisku dłoni prawnika, któremu oboje  zostali przedstawieni co brzmiało; "spójrz, to moja bratanica  i jej mąż, wspaniali ludzie, ona będzie dziedziczyć po mnie" i wypiciu kawy gdy czekali na wujka.
Potem już tylko lot do Treviso i zostali wyściskani przez Fabia i odstawieni do znanej już sobie
willi w Jesolo. Tym razem Fabio nie wracał do Treviso, bo następnego dnia rano mieli jechać
do Werony. Iza niemal ze złami w oczach witała się w myślach z krajobrazem roztaczającym
się  z tarasu. Morze było spokojne, sięgająca daleko w morze płycizna lśniła zielonkawo, za nią
morze zmieniało kolor na bardzo ciemno niebieski- tam już było głęboko. Plażą jechał mały
traktorek zbierający śmiecie a za nim co chwilę nadlatywały mewy. Plaża była już pusta, parasole
pozwijane, fotele i leżanki równo poustawiane w rzędy. Gdy tak stała przy balustradzie podszedł
wujek i ją objął  ramieniem - no i co wspólniczko? Zadowolona jesteś? Oj tak, tęskniłam za tym
widokiem. Mogłabym tu mieszkać. 
Przez pewien  okres roku z pewnością tak ale zimą to raczej już nie, ale od kwietnia do końca
września jest to całkiem przyjemne- stwierdził wujek. Chodź , idziemy coś zjeść a potem ruszymy
"w miasto". W czasie kolacji zastanowimy się w jakim kolorze lody będziemy dziś  kupować.
Fabio będzie dziś nocować  w moim pokoju, bo zaraz po śniadaniu pojedziemy do Werony. Miało
być inaczej, ale interesy żyją własnym życiem. Jutro obejrzymy dwa mieszkania, które są blisko
 uniwersytetu. Jedno większe, drugie mniejsze i co zabawne, większe jest tańsze, bo w większym budynku. W Weronie wszystko ma znaczenie. No i obydwa są umeblowane. Fabio wspominał coś,
że w tym tańszym to trzeba by jeszcze wyremontować łazienkę. A ja wiem, że tu remonty są tak
samo dokuczliwe  jak w Polsce-  ciągną się , ślimaczą i zawsze jest masa problemów.Pod wieloma
względami Włosi są podobni do Polaków - tacy sami bałaganiarze, tylko weselsi i życzliwsi.
W Jesolo chyba była wymiana turnusów, bo było zdecydowanie mniej ludzi niż w ubiegłym sezonie.
Ulicami spacerowało sporo jeszcze "bladych twarzy", tych już opalonych na czekoladowo było mało.
Ale było też kilka całkiem  świeżutko spieczonych buziek, dekoltów i ramion. Degustacja  lodów
wypadła całkiem dobrze. Iza stwierdziła, że nie wie czemu, ale te oryginalne włoskie są jednak
lepsze niż  "lody włoskie" w Warszawie.  Jacek machnął ręką - wolę się nie zastanawiać zbytnio nad
ich składem bo jest cała masa substancji chemicznych których dodanie do pokarmu poprawi jego smak i konsystencję. Można zrobić dżem z dyni, dodać do niego esencję o zapachu pomarańczowym
i wszyscy będą pewni, że konsumują dżem pomarańczowy. Po krótkim spacerze  po Jesolo wrócili
do pensjonatu. Iza jeszcze tylko po wieczornej kąpieli wyszła na taras, posłała w dal jakieś sekretne
życzenia i w kilkanaście minut później spała w ramionach Jacka. A wujek z Fabio jeszcze długo
w noc rozmawiali o interesach.
Punktualnie o 8 rano zjawili się wszyscy na śniadaniu, po którym wyruszyli do Werony.

                                                  c.d.n.