Usłyszałam dziś przedziwną historię. Wpadła do mnie koleżanka w bardzo kiepskim
nastroju. Pytam co się stało, a ona mi na to: "rozwodzimy się".
Szczęka mi opadła na podłogę i spojrzałam na nią z niedowierzaniem, bo już kilka lat
temu obchodziła z mężem 50-lecie ślubu.
Chrzanisz, odparowałam łagodnie. Pokłóciliście się? Tym razem koleżanka spojrzała
na mnie dziwnym wzrokiem.
My? nie skąd. Poczułam się jak uczestnik skeczu "dialogi na 4 nogi".
No to dlaczego się rozwodzicie? Czułam, że moja cierpliwość się kończy.
Ale to nie my się rozwodzimy, to Młodszy. Aha - udałam , że rozumiem.
Pognałam do kuchni, zrobiłam herbatę z melisy i poprosiłam, by spokojnie opowiedziała
o co biega.
Danuśka klapnęła z westchnieniem i rzuciła w przestrzeń - "on jest debil, wiesz?"
Nie wiedziałam. Zawsze mi się wydawał dość inteligentnym facetem.
No bo, zaczęła Danuśka, Młodszy zdradził ze 3 lata temu swoją żonę. I zaczęło go gryzć
sumienie, więc po dość długim czasie wyznał swej żonie, że ją zdradził.
Nie obeszło się bez awantury, bo się synowa z lekka zdenerwowała, ze dwa tygodnie
ze sobą nie rozmawiali, ale przecież nie można ze sobą nie rozmawiać gdy się ma
dwoje dzieci a do tego wspólnie prowadzi się firmę.
Młodszemu wydawało się, że wszystko wróciło do normy, w ramach przeprosin kupił
żonie b. ładne kolczyki i bransoletkę i jakoś codzienne sprawy toczyły się jak przed aferą.
W pół roku pózniej żona powiedziała Młodszemu, że w ramach wyrównywania krzywd,
ona też go zdradziła - nie dlatego, że miała na to ochotę, ale po prostu chciała się zemścić.
I to zemściła się kilka razy, z różnymi panami, bo czuła przy tym wielką satysfakcję.
I teraz ona rozumie powiedzenie "zemsta jest rozkoszą bogów" i że są w zasadzie
skwitowani. No i ma nadzieję, że Młodszy nie ma o to do niej żalu, bo gdyby on jej nie
zdradził, to ona by się nie mściła.
Młodszy nie uwierzył, więc nawet awantury nie zrobił. Zaproponował jedynie by się
zaczęła leczyć u psychiatry, bo tylko osoba chora psychicznie może się w ten sposób
zachowywać i takie brednie opowiadać.
Rzecz w tym, że ona wcale nie bredziła, mówiła szczerą prawdę. W dwa miesiące
pózniej poprosiła Młodszego, by się wyprowadził i zabrał swoje rzeczy, bo ona nie
ma ochoty nadal z nim siedzieć pod jednym dachem, a on od samego początku był tu
jedynie gościem, bo dom jest własnością jej rodziców i jej brata. Może zabrać ze sobą
elektronikę, czyli odbiornik TV, wieżę i płyty, bo ona tego i tak nie słucha.
Była tak miła, że pozwoliła mu pozostać do czasu aż sobie znajdzie jakieś lokum, ale
miał opuścić ich sypialnię.
Przez jakiś czas były różne przepychanki słowne między nimi , przy okazji okazało się,
że "mściwa kobieta" dość dokładnie uszczupliła wspólne konto bankowe.
Młodszy w sądzie wniósł sprawę o przyznanie dzieci jemu, ale sąd sprawę oddalił, bo
on nie ma wszak mieszkania, więc gdzie te dzieci będzie wychowywał?
Oczywiście dzieci zostają z nią. Pierwsza sprawa już była i za kilka dni będzie następna
i z całą pewnością sąd orzeknie rozwód, zresztą Młodszy stwierdził, że on już też nie
chce z nią być, skoro to taka "dziwka".
Debil, skończony debil, zdradził - no trudno, ale po jaką cholerę o tym jej mówił?!?!-
powtarzała w kółko Danuśka.
No właśnie - po co wyznał? Na co liczył?- na rozgrzeszenie? Żona to nie ksiądz.