wtorek, 19 czerwca 2012

253. Pyza poznaje własnego ojca

Dla Pyzy nastały lepsze czasy.  Makuka zajmowała się dziewczynką troskliwie, zadbała o straszliwie zniszczone paznokcie, chodziła z dzieckiem do parku na spacery, uczyła wierszyków i piosenek
stosownych do wieku. Ale pewnego dnia Makuka zachorowała i okazało się , że musi iść do szpitala na dłuższy pobyt i nie wiadomo, czy od razu po powrocie będzie się mogła opiekować dziewczynką. Lekarz popędzał, zresztą starsza pani zle się czuła, ale chciała przede wszystkim zapewnić dziecku należytą opiekę.
Skontaktowała się z ojcem dziewczynki, który mieszkał w innej części Polski, opisała jak wyglądała opieka matki nad dzieckiem i poprosiła, by ojciec wziął dziecko na jakiś czas do siebie. Pan N. nie wykazał
wielkiego entuzjazmu, ale jego żona nie miała nic przeciwko wzięciu  dziecka na jakiś czas. Była dość srogo
doświadczona przez los, w czasie wojny straciła męża  a w czasie tułaczki straciła małą, 8-miesięczną
córeczkę. Dziecko dostało silnej biegunki i zmarło wskutek odwodnienia, a Halina ( bo tak miała na imię )
nie mogła już niestety mieć więcej dzieci, co nie było problemem dla  ojca Pyzy. On już miał dziecko,
następnego nie chciał.
I tak oto, pewnego dnia przyjechał obcy dla Pyzy mężczyzna, a Makuka wytłumaczyła dziecku, że to jest tata, że teraz Pyza pojedzie ze swoim tatusiem pociągiem do jego domu i że będzie tam przez jakiś czas mieszkać.  Pyza i tata przyglądali się sobie uważnie. Pan N. wyszeptał do Makuki : "ależ ona podobna do matki, to okropne!". "Do ciebie też", zauważyła starsza  pani. "Nie mógłbys nikomu wmówić, że to nie  twoje dziecko".
Pyzie podobał się tata, zaufała mu. Trochę się martwiła, że nie pojedzie z nią również Makuka, ale skoro
Makuka tak zarządziła, to widocznie tak miało być. Miała do niej wielkie zaufanie.
Następnego dnia tata w jedną rękę wziął walizkę, w drugą małą rączkę Pyzy i pojechali na dworzec.
Podróż była bardzo długa, pociąg wlókł się  straszliwie, jechali niemal cały dzień.  Lokomotywa sapała, gwizdała, produkowała kłęby czarnego dymu, a zmęczona Pyza kilka razy się zdrzemnęła.
Tata opowiadał Pyzie o tym,  że w domu czekają na nich dwie panie - jego żona i jej matka  i...pies.
Tak prawdę mówiąc Pyza bała się psów, o czym poinformowała swego tatę. A tata przekonywał małą,
że to łagodna sunia i że on wytłumaczy psu, że Pyzę trzeba lubić i nie wolno jej straszyć.
Wszystko się kiedyś kończy, więc i podróż dobiegła końca. Z dworca nie było do domu daleko.Zmęczoną Pyzę tata wniósł na trzecie piętro. Gdy otworzył drzwi mieszkania postawił walizkę i wciąż trzymając Pyzę
na rękach, zawołał psa: "Kora,  chodz tu!"  Do przedpokoju wszedł duży, ciemnorudy pies, przyjaznie machając  długim ogonem.  Tata postawił Pyzę na podłodze, przyciągnął do niej psa i kazał by Pyza dała swą rączkę psu do polizania. Pyza z duszą na ramieniu wyciągnełęa rączkę, sunia uważnie obwąchała
tę śmieszną małą rękę, popatrzyła na swego pana i w końcu polizała lekko drżącą rączynę. A potem,
przez nikogo nie zachęcana, polizała małą po policzku. Pyza stała jak skamieniała, ale tata jej powiedział, że właśnie Kora ją polubiła i teraz zawsze będzie jej pilnować i bronić. I dopiero wtedy przedstawił Pyzę
swej żonie i teściowej.
Nowa  ciocia podobała się Pyzie. Starszą panią Pyza nazywała  babunią i też ją lubiła.
Ale tak naprawdę z całej tej trójki pokochała sunię - piękną jedwabistą seterkę irlandzką. Najchętniej
siedziała w kuchni na jej posłaniu, głaskała ją, przytulała, a czasem zasypiała przytulona do boku suni.
Ciocia Halina nie była tym zachwycona, ale jej matka powiedziała, że widocznie  dziecko tęskni za
swoją dotychczasową opiekunką i dlatego tak się zachowuje.
Pyzie bardzo podobało się mieszkanie taty. Były to cztery b. duże pokoje z bardzo ładnymi meblami.
Podziw dziecka budziła sypialnia - podwójne małżeńskie łoże było nakryte jedwabną narzutą łososiową, na której leżała druga narzuta, z cienkiej, haftowanej organzy. A na wezgłowiu łóżka leżały przeróżne małe ozdobne poduszki, niektóre z ażurowym haftem, inne  haftowane w białe kwiatki. A wśród poduszeczek  siedziało istne cudo - piękna lalka z długimi włosami ułożonymi w loki, w bardzo ładnej, długiej sukience.
Niestety nie wolno było bawić się tą lalką bo była to bardzo stara  lalka z porcelany.
Poza tym w sypialni stało ogromne akwarium, w którym pływały  czerwono-złote rybki z pięknymi dużymi ogonami. To były welonki, jak mówił tata. Akwarium było pełne różnych roślin, a rybki pływały pomiędzy sztucznymi tunelami. Niektóre tunele służyły im również za domki, tak mówił tata.
Drugim pokojem, który budził zachwyt Pyzy była jadalnia. Na podłodze leżał mięciutki dywan, ciemno czerwony, pod oknem stały dwa olbrzymie skórzane fotele, a między nimi stał mały stoliczek. Na stoliku
stały ustawione w piramidkę  cztery popielniczki. Każda z popielniczek miała inny wzór karciany.
Pyza uwielbiała zwijać się w kłębek na którymś z foteli, czasem nawet zasypiała, gdy dorośli siedzieli przy dużym stole razem z gośćmi. W jadalni stała też nieduża serwantka pełna  ślicznych małych filiżanek i porcelanowych  figurek, różnych ozdobnych dzbanuszków i miseczek, ażurowych koszyczków , a wszystko to było z  porcelany. Zachwyt  Pyzy budziła baletnica stojąca na jednej nodze oraz ażurowy koszyczek., w którym leżały miniaturowe porcelanowe jabłuszka.
c.d.n.