czwartek, 13 czerwca 2019

Trzeba zabić tę miłość - IV

W chwilę po tym gdy wróciły do domu panowie rzeczywiście zakończyli swoją grę. I nawet
byli zadowoleni z wyniku.
Udo i Marie pożegnali się a Eric zaczął się rozkoszować faktem, że wreszcie są sami.Mieli
jeszcze  dla siebie  sporo czasu i postanowili to wykorzystać. Około piątej po południu, nieco
głodni i zmęczeni spenetrowali lodówkę, zjedli obiad i przede wszystkim- ubrali się. Około
17,30 przyjechał ojciec Erica, w jakiś czas potem jego matka.
Spędzili w czwórkę miły wieczór, ojciec Erica  narysował wspólny portret Sandry i Erica,
 a właściwie dwa portrety im  zrobił - jeden w ołówku, drugi pastelami. Sandra twierdziła,
że na portrecie jest  ładniejsza niż w rzeczywistości, ale Maxim zapewniał ją, że ona  tak
właśnie  wygląda gdy tkwi w objęciach Erica. Eric ogłosił rodzicom, że od dziś on i Udo
mają wreszcie wakacje, ostatni rok naprawdę był pracowity i ciężki i jeśli coś zagra to tylko
dla Sandry a i to nie  na skrzypcach a na fortepianie.A najbliższe przesłuchanie ma dopiero
w drugiej połowie  września. Obydwaj muszą odpocząć. I chciałby na następny dzień
pożyczyć od któregoś z rodziców samochód, bo musi  zawieźć Sandrę do Pillnitz, Miśni,
Moritzburga i do Szwajcarii Saksońskiej. Z tym, że do Szwajcarii Saksońskiej to trzeba
koniecznie z noclegiem bo po całym dniu chodzenia będą za bardzo zmęczeni by wracać.
Ojciec zaoferował swój samochód na  najbliższe dwa dni a co do Szwajcarii Saksońskiej
to padła propozycja by pojechać w czwórkę, od razu na dwa dni. Maxim ma tam kolegę,
który  da mu po prostu klucze do swojego letniego domu. Tę noc Maxim spędził
w pokoju gościnnym, wręczywszy wpierw synowi kluczyki i dokumenty samochodowe.
Rano Hannelore miała go odwieźć do pracy swoim samochodem.
Następny dzień  Eric i Sandra spędzili w Miśni i Moritzburgu. Obydwa miejsca bardzo
się Sandrze podobały. Kolejnego dnia zwiedzili  Pillnitz, a Eric tym razem przytomnie
wziął ze sobą aparat fotograficzny, więc porobili mnóstwo zdjęć.
Rodzice  Erica wzięli po 2 dni urlopu, Maxim wziął od kolegi odręcznie zrobioną mapkę
jak  do tego letniego domku trafić, wzięto też ze sobą  prowiant. Samochód prowadził
Maxim, obok siedziała Hannelore, młodzież z tyłu.
W pewnej chwili Maxim powiedział: spójrzcie  jaką  świetną rodzinę tworzymy! I tu
Eric nie wytrzymał - tato, przecież my żadnej rodziny nie tworzymy- wy jesteście
rozwiedzeni, a my nie jesteśmy nawet narzeczeństwem. To gdzie tu widzisz rodzinę?
Ja tu widzę tylko wariackie papiery a nie rodzinę. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale
Sandra położyła mu dłoń na ustach i szepnęła- przestań, proszę.
Dość długo błądzili nie mogąc znaleźć  domku, do którego mieli klucze. W końcu
postanowili poszukać noclegu w najbliższej miejscowości.
W pierwszym miejscu, w którym  wisiała w oknie tabliczka  z napisem "wolne pokoje"
wynajęli dwa pokoje. W sąsiednim domu była mała restauracja, więc zjedli  kolację.
Umówili się, że następnego dnia wstaną wcześniej i pojadą poszukać drogi na kamienny
most Bastei.
Całe dwa dni kręcili się po Szwajcarii Saksońskiej. Zwiedzili twierdzę Konigstein,
wędrowali Drogą Malarzy  i płynęli kajakami po Łabie.
Wszyscy byli zmęczeni, ale i zachwyceni krajobrazami. Były tu wielce malownicze
miejsca. Domku kolegi Maxima jednak nie odnaleźli.
Miesiąc to tylko 30 dni, które bardzo szybko mijały. Do świadomości Erica dotarło,
że wkrótce nastąpi rozstanie. Do tego dochodziła niepewność co do jego dalszej
kariery.Ukończenie konserwatorium to dopiero właściwie początek. Zdał sobie sprawę,
że jest człowiekiem bez zawodu, nieznanym  skrzypkiem.
Do tego zakochał się w dziewczynie  mieszkającej  daleko, której nie może zaoferować
nic więcej oprócz miłości, a sam jest nadal na utrzymaniu swych rodziców, więc jaki
z niego  kandydat na męża? Zrezygnowany całkiem  wysłał swe CV do kilku orkiestr.
Zwierzył się Sandrze ze swych obaw i właściwie z bezradności. Ona dobrze go
rozumiała- za 10 dni miała iść do swej pierwszej pracy, nawet jej nie szukała, to praca
przyszła do niej. I już postanowiła, że w czasie  pracy podejmie studia wieczorowe.
Więc może  Eric mógłby iść do jakiejś pracy n.p. nauczycielskiej i jednocześnie
studiować wieczorowo np. ekonomię? A może jednak dostanie jakieś stypendium
zagraniczne i będzie mógł dalej rozwijać swój talent? Dopiero miesiąc upłynął od
czasu gdy wysłał swe dokumenty w kilka miejsc, trzeba po prostu czekać.
Sani, ale co z nami, z naszą miłością?
Sandra zamyśliła się - Eric, my chyba nawet jeszcze sami nie wiemy czy to jest
miłość.Odkryliśmy oboje pierwszy raz jej fizyczny aspekt, który nas bardzo
zachwycił. Jest nam cudownie i myślę, że jeżeli to co nas teraz łączy jest miłością,
to rozstanie tego nie zniszczy. Będziemy do siebie pisać, czasem rozmawiać,może
nam się uda odwiedzać się z okazji świąt.
Gdy dostaniesz jakieś stypendium zagraniczne to ten fakt tylko tobie coś ułatwi, masz
wtedy większą szansę na solową karierę. Nasza miłość na tym nie skorzysta.
Jeżeli zostaniesz wielkim skrzypkiem  to prawie nigdy cię przy mnie nie będzie,
będziesz jeździł po całym świecie z jednego koncertu na drugi.Bo tak wygląda życie
wielkich i sławnych.
Myślałam o tym każdej nocy nim zasnęłam w twoich ramionach.Bądźmy po prostu
wdzięczni losowi za to, że mogliśmy  dać sobie wzajemnie chwile szczęścia.

                                                         E P I L O G
Było łzawo i bardzo smutno na dworcu w Dreźnie.Sandra jechała tym  razem slipingiem
a nie kuszetką. Z Warszawy pojechała jeszcze na  dwa dni do rodziców.
Na pytanie kiedy wyjdzie za mąż odpowiedziała,że pewnie  niedługo, bo ma narzeczonego.
To Niemiec. Ojca omal nie tknęła apopleksja- krzyczał, że na to nie pozwoli nigdy. A jeśli
nie daj  Bóg jest w ciąży to niech usuwa, natychmiast. Sandra zebrała swoje rzeczy i
wychodząc z domu powiedziała - całe szczęście, że nie musisz mi dawać pozwolenia.
Zapominasz, że jestem pełnoletnia,wczoraj skończyłam 23 lata.
Eric dostał jednak stypendium zagraniczne.W każdym liście prosił - poczekaj jeszcze na
mnie. Po roku korespondencja się urwała.
A jednak zabiliśmy tę miłość- pomyślała.Może szkoda, że nie wcześniej.
Gdy kolejny raz jej absztyfikant poprosił by za niego jednak wyszła- tym razem zgodziła
się. Powiedziała tylko, że nie zgadza się na kościelny ślub i że nie będzie na nim  jej
rodziców, bo oni już nie żyją.
Urodziła dwie córeczki, przeszła przez depresję poporodową.
Kiedyś  powiedziała, że  gdy  jest sama w domu to włącza nagranie  I koncertu
D-dur Paganiniego, zamyka oczy i widzi grającego na  skrzypcach Erica.

                                                         Koniec




Trzeba zabić tę miłość -III

Rzeczywiście mama Erica przyjechała około 18,30. Wyglądała bardzo młodo i Eric mógł
śmiało uchodzić za jej młodszego nieco brata a nie za syna.  Wypytała się Sandrę o podróż,
o to czy została przez Erica "nakarmiona" śniadaniem i obiadem i  powiedziała że ona zaraz
przyrządzi jakąś kolację,  więc byłoby miło gdyby poszli do ogrodu,  wyrwali nieco
rzodkiewek i zerwali kilka pomidorów  bo już na pewno są dojrzałe.
A jeśli nie ma  dojrzałych to niech przyniosą trzy duże zielone, to  zrobi smażone zielone
pomidory.  I niech założą rękawiczki ochronne, szkoda rąk przecież.
A po kolacji posiedzą sobie na tarasie (Sandra nie miała pojęcia, że tu jest taras) i wypiją
po kieliszku wina, albo po kuflu piwa, jeśli ktoś będzie wolał.
Ku radości Erica  były już dojrzałe pomidory, bo nie przepadał za tymi smażonymi. Przy
okazji dowiedziała się, że z tych zielonych  to mama Erica robi jakiś dżem.
Po kolacji mama Erica spojrzała się wymownie na zegarek zapytała się czy Eric będzie
 jeszcze grał, ale Eric wytłumaczył, że ćwiczył  gdy Sandra odsypiała podróż, a poza tym
to Sandra mu pomogła przebrnąć przez fragment, który mu ostatnio sprawiał kłopot.
A w jaki sposób ? - zaciekawiła się mama.
Po prostu kazała mi grać bez względu na wszystko, zapomnieć o tym co się nie udaje
i właśnie to poskutkowało.
Sandra  uśmiechnęła się skromniutko - bo gdy się człowiek zaczyna skupiać na tym co nie
wychodzi następuje jakaś blokada. Tak mnie uczono w studium.
O godz. 22,00  pani domu oświadczyła, że idzie spać, bo rano wcześnie wstaje, a oni jeśli
chcą mogą jeszcze posiedzieć na tarasie. Pozostali na nim jeszcze  chwilę, potem zebrali
naczynia, razem je pomyli i wynieśli się na piętro.
Eric miał "wyrzuty sumienia", że Sandra jest nieco obolała i tak gorąco ją przepraszał, że
zasnęli dopiero około drugiej w nocy.
W chwilę po tym gdy zdążyli  rano zjeść śniadanie dotarł Udo wraz z Marie.
Panowie zamknęli się w pokoju muzycznym a Marie i Sandra zaczęły "plotkować".
Marie była bardzo zmartwiona, bo nie miała najmniejszych szans na etat flecistki
w drezdeńskiej filharmonii. W tej  chwili  mocno żałowała, że ukończyła konserwatorium.
Jak mówiła, powinna była cały czas chodzić do normalnych szkół a nie do muzycznej
podstawówki i muzycznego liceum. Bo ogólny poziom tych szkół pozostawia wiele do
życzenia. Może uda się jej dostać etat nauczycielki muzyki, ale tak naprawdę to jest na
pozycji  przegranej. A do tego jest kobietą a w tym kraju nadal kobiety są  istotami
 przeznaczonymi  głównie do prowadzenia domu, rodzenia i wychowywania dzieci.
I państwowa propaganda niczego tu nie zmieni. Co innego się mówi, a rzeczywistość do
tego nijak nie przystaje.
Chodź, zwiedzisz to wspaniałe osiedle. Na serwetce napisała "jesteśmy na spacerze",
serwetkę zawiesiła na klamce drzwi pokoju muzycznego, w przedpokoju wzięła jeden
komplet kluczy i wyszły, zamykając drzwi od domu i furtkę na klucz.
Osiedle było spore, miało sklep z gatunku "szwarc, mydło i powidło", przychodnię
lekarską, klub osiedlowy i małą kawiarenkę z kilkoma stolikami stojącymi  w ogródku
okolonym żywopłotem. Weszły do środka, zamówiły  po małej kawie  i kawałku
sernika i wyszły do ogródka.
A teraz patrz uważnie na sąsiedni stolik - szepnęła  Marie. To jest coś co mnie dobija.
Jak pomyślę, że taka  miałaby być moja przyszłość to  mam ochotę się zabić.
Przy sąsiednim stoliku siedziały cztery niemłode kobiety. Każda z nich robiła zawzięcie
na drutach. Przed każdą z nich stał wysoki, chyba fajansowy kubek, na środku stolika
 stał talerz z jakimś ciastem. Sandra patrzyła i zupełnie nie rozumiała o co chodzi.
Marie jej wytłumaczyła- tego ciasta nie ma tu w tej  kafejce, któraś z nich przyniosła
je z domu. Spójrz teraz - jedna z kobiet sięgnęła do stojącego  obok nogi stolika koszyka
i wyciągnęła z niego termos, z którego nalała do kubków kawę. Patrz dobrze - wg nich
my też powinnyśmy być takim wzorowymi żonami, czyli pracowite i nie marnować
 czasu na puste gadki, a do kawiarni przynosić własnej roboty ciasto i na cztery zamówić
tylko po małej kawie, bo resztę przyniosą wszak z domu. A do kawiarni przychodzi się
po to by goście przypadkiem nie zadeptali świeżo umytej i wylizanej podłogi. Bo taka
bardzo wylizana podłoga to dyplom z czystości i dbałości o dom.
Sandra była nieco zdruzgotana, ale pocieszyła Marie, że zapewne wszędzie na prowincji
są nieco inne obyczaje niż w bardzo dużym mieście. Ona sama przekonała się o tym
gdy wyjechała z rodzinnej miejscowości do stolicy, gdzie wszystko było zupełnie inne.
Sandra, a co sądzisz o Hannelore?
W porządku, przecież  to ona mnie tu oficjalnie zaprosiła. Miła, ale chyba dość
apodyktyczna.
Dobre spostrzeżenie- dla niej Eric to przepustka do innego świata, możliwość wyrwania
się stąd. Oczywiście  warunkiem jest to, by zrobił światową karierę. Od biedy może być
RFN, niby tylko za miedzą a inny świat. Na razie za jej światłą radą Eric złożył kilka
aplikacji na stypendia podyplomowe w kilku krajach, ze Stanami  włącznie. Może mu coś
z tego wypali. Życzę mu tego, bo on naprawdę ma talent i zacięcie do grania.
Hannelore ma nadzieję, że synek ją do siebie  ściągnie gdy dostanie dwuletnie stypendium.
Ale Hannelore  może się przeliczyć, bo Eric jest na razie trzymany na krótkiej smyczy, ale
gdy posmakuje  jakie  fajne jest życie bez obroży i  smyczy to na pewno jej nie ściągnie.
Eric  to się chyba w Tobie  nieźle zabujał,  w drodze powrotnej z Polski bez przerwy
o tobie opowiadał i wzdychał jak kot do Księżyca.
No to ci bardzo współczuję, monotematyczność jest nudna. Marie się roześmiała - po
trzecim przypomnieniu mu, że my  cię przecież poznaliśmy - przystopował. Jestem
ciekawa co on naopowiadał matce o Tobie,że cię zaprosiła?
Sandra wzruszyła ramionami- nie wiem i nawet nie jestem pewna czy chcę to wiedzieć.
Czasem zdrowiej jest wiedzieć mniej niż więcej.
Marie spojrzała na nią uważnie i powiedziała - masz filozoficzne podejście do życia. 
Takie mi pasuje - odrzekła nieco zniecierpliwiona Sandra.
Chodź, wrócimy, może już skończyli grać. Chcemy dziś pojechać do Pillnitz. Czas zacząć
zwiedzać. Eric chce mi wiele miejsc pokazać.

                                                              c.d.n.


Trzeba zabić tę miłość - II

Na dworcu w Dreźnie czekał na Sandrę Eric- Sandrze  wydał się jeszcze chudszy niż wtedy,
gdy go ujrzała na koncercie. Utonęła w jego objęciach, a on ją przytulał i wciąż powtarzał-
wreszcie jesteś! Wreszcie  cię widzę. W końcu zainteresował się walizką Sandry, podniósł
ją a drugą ręką objął Sandrę. Chodź, pojedziemy do domu, wziąłem na dziś samochód ojca.
Okazało się, że Eric mieszka z matką na dość odległym od centrum miasta osiedlu.
Jego rodzice byli rozwiedzeni, ale nadal się przyjaźnili a ojciec Erica brał czynny  udział
w życiu syna. Opiekował się nim gdy jego matka musiała gdzieś służbowo  wyjechać, także
w czasie jej choroby, zabierał syna na wakacje, starał się być na każdym  jego koncercie
i o Sandrze też wiedział. I są po rozwodzie? - dziwiła się Sandra.
Tak, od sześciu lat. Wiesz, on mieszka z drugą kobietą, której w chwili jakiegoś zaćmienia
zmajstrował dziecko i mam w związku z tym przyrodnią siostrę. Gdyby nie  to dziecko, to
pewnie byliby z moją mamą nadal razem , bo ona mu ten błąd wybaczyła, ale uznała że
to małe dziecko bardziej potrzebuje ojca niż siedemnastoletni chłopak. Taka altruistka  z niej.
Wystąpiła o rozwód, sąd z kolei stwierdził podobnie jak mama, że dobro nieślubnego dziecka
jest ważniejsze niż moje. A kiedyś niechcący podsłuchałem jak mama mówiła do swej
koleżanki, że fakt, iż musiał się ożenić z tamtą jest dla niego sporą karą bo tamta jest bardzo
głupią kobietą, dzieli ich intelektualna przepaść i że mama wypróbowała że lepiej być tą
z którą się zdradza niż tą zdradzaną. Trochę mi to dało do myślenia.
Mnie ich rozwód nie boli, jeśli tylko ojciec jest mi do czegoś potrzebny to zawsze mogę
na niego liczyć. Czasami, gdy się zasiedzi zostaje u nas na noc- telefonuje wtedy do tamtej
i mówi, że musi zostać ze mną. Teoretycznie śpi wtedy w pokoju gościnnym, ale za to
nie dałbym głowy, nie wstaję w nocy i nie sprawdzam gdzie  śpi. To ich sprawa, są dorośli.
Tamta musi być jakaś mało rozgarnięta bo ojciec średnio-przeciętnie  trzy noce w miesiącu
śpi u nas.Ja mam swoje włości na górze, to wręcz oddzielne, czteropokojowe mieszkanie
z dwiema  łazienkami, ale bez kuchni, bo kuchnię na początku ojciec zamienił na pokój
muzyczny i tak zostało.
Przejazd przez   Drezno zrobił na Sandrze przykre wrażenie. W wielu  miejscach nadal
były ruiny, a  był to już początek  lat sześćdziesiątych. W Warszawie ruin  w  centrum
już  się nie spotykało a tu były nadal.
To pamiątka po nalotach dywanowych w czasie II wojny światowej, swoiste memento mori,
ku przestrodze- wyjaśnił Eric. Nie wiem czy tak zostawią je aż się same w proch rozsypią,
czy  je rozbiorą,  czy może to odbudują.
Zwinger , chluba Drezna, też wyglądał przygnębiająco- był po prostu przerażająco brudny,
tak brudny, że w niczym nie przypominał pięknego białego cacka z folderu turystycznego.
W środku na szczęście wygląda  lepiej, zobaczysz - pocieszył ją Eric. Przyjedziemy tu
któregoś dnia.
Gdy zajechali do domu Erica, przed furtką czekał na nich jego ojciec -okazało się, że Eric
jest do niego  bardzo podobny.
Ojciec przywitał się z nimi bardzo serdecznie, zapewnił, że im nie będzie w niczym wadził,
bo musi natychmiast jechać służbowo, więc musi zabrać Ericowi samochód. Ale wraca za
dwa dni i wtedy z chęcią  wprosi się do nich na kawę. Tak się spieszył, że omal nie uwiózł
ze sobą walizki Sandry.
Dom był piętrowy typu kwadratowy klocek. Wpierw poszli na górę by Sandra  mogła się
przebrać i umyć po podróży.  Miała również wybrać sobie pokój w którym będzie mieszkać
w czasie swego pobytu.. Gdy Sandra brała prysznic, Eric  w kuchni na dole  przygotował dla
obojga śniadanie. Pociąg dotarł do Drezna  wcześnie rano i Eric pojechał na dworzec  bez
śniadania. Gdy wszystko było gotowe poszedł po Sandrę. Trochę trudno się je śniadanie
co chwilę przytulając się do siebie i nie patrząc na to co się robi. Eric przypomniał sobie, że
nie zamknął za ojcem  furtki, a po okolicy czasem włóczą się jakieś typy  i często coś
z podwórek  ginie. Zamknął również starannie drzwi wejściowe do domu.
Sani, chodźmy teraz na górę, musisz trochę odpocząć po podróży.
Mamy cały dzień dla siebie, mama wróci pewnie około osiemnastej.
Sandra rzeczywiście była zmęczona. W przedziale było duszno, pozostałe pasażerki za nic
nie chciały otworzyć okna i Sandra, która miała dolną kuszetkę  pół nocy przesiedziała na
korytarzu. Teraz oczy się jej kleiły i powiedziała do Erica - na powrót wykupię sobie
sypialny w I klasie. Drugiej takiej nocy nie wytrzymam.
Zrobiłeś za słabą kawę, ja zaraz zasnę!
Sani, przytul się do mnie i razem sobie pośpimy,  dobrze? Też jestem niewyspany, bo zamiast
spać wyobrażałem sobie jak będzie dobrze  gdy już przyjedziesz i gdzie cię zawiozę, co ci
pokażę. Ściągnij spodnie i bluzkę, okryję cię kocykiem i przytulę. W niecałe 10 minut później
przytuleni do siebie, spali.
Sandrze śniło się, że jest w filharmonii na jakimś koncercie, ale bardzo słabo słychać muzykę.
Na wpół rozbudzona pomyślała, że chyba nie może być w filharmonii bo jest tylko w majtkach
i staniku. W końcu otworzyła oczy - leżała sama, otulona miękkim kocykiem, ale nadal
słyszała cichą muzykę. Wreszcie oprzytomniała - przecież była w domu Erica, to on gra!
Wstała i boso , w bieliźnie, poszła szukać skąd dobiegają dźwięki. Stała pod drzwiami pokoju muzycznego i nie bardzo wiedziała czy może wejść. Najwyraźniej Eric  ćwiczył i coś mu nie
pasowało lub nie udawało się, bo jeden  fragment powtarzał  już kolejny raz.
Ciekawa  była jak wygląda Eric właśnie w chwili takiego niepowodzenia i delikatnie nacisnęła
klamkę, sądząc, że drzwi mogą być zamknięte na klucz. Ale nie były, Sandra lekko je uchyliła
i teraz dźwięk  skrzypiec wręcz ją  zaatakował. Eric stał tyłem do drzwi i grał kolejny raz ten
sam fragment utworu. Nie bardzo wiedziała czy tylko nie reaguje na jej bezszelestne otwarcie
drzwi czy może nie słyszy.  Gdy już  opuścił smyczek i dalej wpatrywał się w nuty, cichutko
zapytała- czy mogę tu z Tobą posiedzieć? Grałeś coś, czego nie znam.
Oj, przepraszam , pewnie cię obudziłem , to przez to, że drzwi nie są wyciszone tak jak trzeba.
A gram Beethovena sonatę nr 9, kreutzerowską. Jakiś rozkojarzony jestem, nie wchodzi mi
do głowy.Jutro wpadnie tu Udo i będzie mi akompaniował na fortepianie a mnie jeden fragment
jakoś nie wychodzi.
Eric, zagraj ją dla mnie, nawet jak się pomylisz , to nie szkodzi, graj dalej. Ja tego utworu nie
znam a chciałabym posłuchać.
Dobrze, to usiądź przy fortepianie, będę cię miał "na oku" , a ponieważ zagram wszystkie partie  wiolinowe "ciurkiem" to nie zajmie nam dużo czasu. Normalnie, z akompaniamentem, trwa to
niemal 40 minut.
Eric  wpierw cmoknął Sandrę  w policzek, potem dopiero zaczął grać. Gdy skończył, Sandra
powiedziała - nawet gdybyś się i pomylił to i tak zagrałeś pięknie! Ale się nie pomyliłeś, prawda?
Skąd wiesz?  -To proste, z wyrazu twojej twarzy! Gdy przebrnąłeś przez ten mylący ci się dotąd
fragment leciutko się  uśmiechnąłeś i jakbyś  rozluźnił nieco lewe ramię.
To pewnie dlatego, że patrząc na nuty bardziej grałem z pamięci, widząc na pięciolinii raczej
ciebie niż nuty.
Eric, litości, przecież nie jestem podobna do nut!
Ale  Eric już odkładał smyczek i skrzypce , zgarnął z taboretu Sandrę i wyszli z tego pokoju, by wzajemnie   poznawać  mapę  swych ciał. Jak to po latach wspominała Sandra "szału nie było,
ale nawet dość zabawnie i miło" bo obojgu bardzo brakowało  doświadczenia w tej dziedzinie.
Sani, jestem w Tobie po uszy zakochany. Myślę, że najlepiej byłoby gdybyśmy wzięli  ślub.
Eric, przecież my się niemal nie znamy. To, że jesteśmy dla siebie pierwszymi kochankami to
chyba trochę za mało. Przecież chyba nie jeden raz byłeś zakochany w jakiejś dziewczynie!
I za każdym razem  szykowałeś się w marzeniach do ślubu?
A tak nawiasem - po czym miałam poznać, że jestem tą pierwszą? To ja straciłam dziewictwo,
o czym się z niejakim przerażeniem przekonałeś. Zrobiłeś na mnie wrażenie kogoś, kto dobrze
wie co robi. Eric huknął się pięścią w swą chudą klatkę piersiową- Sani, przysiegam, że jesteś
moją pierwszą dziewczyną, z żadną tego nie robiłem, z jedną "było blisko", ale skończyło się
pettingiem. Zresztą nie kochałem  jej.  U mnie dobrze zadbano o moją edukację seksualną od
strony teoretycznej. Oboje mi wkładali do głowy wiedzę na ten temat, zwłaszcza ojciec. Mama
to raczej mi tłumaczyła wszystko od strony psychicznej. Oboje  są fajni, a sami zaczęli bardzo
wcześnie, bo mama mnie urodziła gdy miała nieco mniej niż 18 lat. I dlatego uznali, że lepiej
będzie gdy nie  będę zielony gdy mnie uczucia i hormony dopadną.
Wiesz Eric,  ja ci takiego podejścia rodziców wręcz zazdroszczę. Ja po prostu kupiłam sobie
 odpowiednią lekturę a i to dopiero gdy wyjechałam na  naukę do Warszawy. A potem, razem
z koleżanką, poszłyśmy do poradni dla kobiet, by poznać skuteczną antykoncepcję, co mnie się
akurat nie przydało przez te cztery lata pobytu w  Warszawie. Nauki było dużo, naprawdę mało
miałam wolnego czasu, bo trochę też pracowałam, chciałam mieć własne pieniądze.

                                                                       c.d.n.