czwartek, 30 listopada 2023

Córeczka tatusia - 47

 Teściowa rozglądała  się chwilę po pokoju i potem wydała opinię - "jakoś nic  się  tu nie  zmienia" i spojrzała na  syna.

Wojtek lekko wzruszył ramionami, podniósł z podłogi Misię, potarł swoim  nosem o jej psi, wilgotny nosek i powiedział - naszym  zdaniem to nie ma potrzeby by coś  tu  zmieniać. We  wrześniu będzie  drobny remont łazienki i przedpokoju. Jesteśmy  zdania, że "lepiej jest  wrogiem dobrego" i jeżeli coś  się sprawdza w trakcie użytkowania  to nie ma  sensu tego  zmieniać. Nam się  tu wszystko podoba. 

A dlaczego ojciec mieszka z  wami, a nie u siebie? - ciągnęła matka wbijając  wzrok w syna. No bo moje mieszkanie jest wynajęte, a umowa   jest podpisana  od razu na trzy lata - szybko, bez zająknięcia skłamał Wojtek i posłał ojcu uśmiech.  Poza tym nam  się z tatą bardzo dobrze  mieszka - to przecież  całkiem duże  mieszkanie.  

A ile  pieniędzy dostajesz  z tego stypendium doktorskiego? - mini śledztwo trwało nadal. Mamo, to jest stypendium doktoranckie  a nie doktorskie i dostaję 57% pensji profesorskiej.  Nam wystarcza, zwłaszcza że Marta nadal jest na utrzymaniu swego taty. A tak w ogóle nie  chcę być niemiły, ale nie przypominam  sobie  bym się do ciebie zwracał o jakieś  dofinansowanie, więc nie  rozumiem twego zainteresowania stanem naszych  finansów.  Jak widzisz  nie głodujemy, nie  chodzimy obdarci, więc o co idzie?

A ty się Martusiu jeszcze uczysz?- zapytała swą  synową. Taaak, właśnie kończę I stopień i mam przed  sobą jeszcze dwa lata do magisterium- odpowiedziała Marta przywołując na usta  uśmiech.  Teściowa  wzruszyła ramionami - nie rozumiem ciebie - po tym pierwszym  stopniu  masz przecież  tytuł dyplomowanej kosmetyczki i możesz pracować  w jakimś dobrym zakładzie  kosmetycznym.  

Ale ja nie  chcę być kosmetyczką, chcę być kosmetologiem a nie usuwać klientkom zaskórniki z twarzy, depilować brwi i wąsiki z górnych  warg lub usuwać owłosienie intymne. Interesuje  mnie poprawa stanu  zdrowia  skóry a nie  gmeranie  w niej - odpowiedziała  spokojnie  Marta, choć tak naprawdę miała ochotę wstać od  stołu, ubrać  się i wyjść  z domu, by być jak najdalej od  swej teściowej.  

A Wojtek, który nie  był zachwycony wizytą swej matki  nie  wytrzymał i  spytał - a co,   pouciekały ci pracownice z twojego SPA?   Bo z tego co wiem, to już od dawna uważały, że są wykorzystywane bo zawsze  skąpiłaś pieniędzy na  ułatwianie im życia.  Od dawna wiem, że masz w Polsce  biznes o profilu kosmetycznym - Warszawa  jest jednak mała, to nie  Nowy Jork ani Londyn ani Paryż  i przejechanie z jednego końca  miasta w  drugi nie jest problemem i ludzie  jednak krążą bez trudu pomiędzy dzielnicami. O twoim własnym biznesie to wiem od lat, wpadłem na  to zaraz po rozpoczęciu studiów. I    teraz  żałuję, że od  razu tej wiadomości nie przekazałem tacie. Bo może wcześniej otworzyły by mu  się oczy i  nie byłby ostatnim człowiekiem w Grazu, który dowiedział się o tym, że jest zdradzany.

Misia, która siedziała dotąd spokojnie  na kolanach Wojtka zaczęła  się kręcić, bo zapewne  wyczuła jego zdenerwowanie, więc Marta wstała od  stołu, zdjęła psinę z kolan Wojtka i powiedziała - trzeba ją wziąć na spacer, dawno nie była na spacerku.  W pięć minut później wyszła z Misią na spacer.  Gdy Misia odwiedziła  dwa trawniki Marta zajrzała  do kwiaciarni i opowiedziała Pati o tej wizycie. Pati stwierdziła, że wyjście  Marty z domu z psem było dobrym, strategicznym  krokiem, niech  sobie oni w trójkę wygarną to co ich boli. Bo tak  się  składało, że  od chwili ślubu Marty i Wojtka ta "trójka" raczej  nigdy nie była razem bez osób postronnych. Misia  z  zachwytem odwiedziła  wszystkie  zakątki kwiaciarni, twarz Pati została  dokładnie oczyszczona z resztek pudru, a Misia wiła się pod  ręką Pati by każda część jej niewielkiego  ciałka dostąpiła kontaktu z ręką Pati.

Gdy w trzy kwadranse później Marta dotarła po spacerze do mieszkania, teściowej już nie  było, a teść był już po łyknięciu kropelek na uspokojenie i zgodnie z  zaleceniem Wojtka przyjął pozycję horyzontalną. Obaj przepraszali  Martę za to co zaszło, ale  Marta powtórzyła to co usłyszała  od Pati,  że nie ma  czego roztrząsać. Za kilka dni obaj - ojciec i  syn- podzielą opinię  Pati, że sprawa jest zakończona i dobrze, że sobie  wzajemnie pewne  rzeczy  powiedzieli. Nie  są przecież jedyną na  świecie  rodziną, która  się rozpadła.  

No ale nie zgadniesz po co moja matka tu przyjechała- powiedział Wojtek. No pewnie żeby sprawdzić księgi rachunkowe - stwierdziła Marta. Nie - powiedział Wojtek - ona chciała byś ty przejęła ten jej biznes, bo ona wychodzi za mąż, ale wcale nie  za tego faceta z którym romansowała za plecami taty. Nawet strzeliła jakimś nazwiskiem, ale ani ojciec  ani ja nie  znamy człowieka a na zdjęciu to on jest tak z 15 lat od  niej młodszy. 

Mówiłem jej, że w świetle aktualnych przepisów ty możesz firmować jakiś gabinet kosmetyczny dopiero będąc magistrem kosmetologii a nie po pierwszym stopniu studiów.  Była zdumiona bo nie wiedziała ,  że teraz tak to wygląda.  Odnalazłem nawet  w sieci  aktualne przepisy dotyczące prowadzenia gabinetów kosmetycznych, bo nie  chciała mi  wierzyć. A widziałaś jaki miała sygnet na palcu?  Nie, nie patrzyłam się na twoją mamę, bo musiałabym wtedy  za bardzo  pracować nad swoją mimiką - powiedziała Marta. Patrzyłam  się  tylko na twego tatę czy mu  aby  ciśnienie  za bardzo nie  wzrasta, ale  chyba jakoś mu ta wizyta  za bardzo nie  zaszkodziła.  Chyba nie, wcisnąłem mu kropelki na uspokojenie i kazałem  mu trochę poleżeć i chyba zasnął, zaraz do niego po cichutku zajrzę. A wiesz co najbardziej matkę zdenerwowało?   Nie mam pojęcia- jeszcze  nigdy nie było z jej udziałem takich afer- zapewniła męża Marta.  

Najbardziej  ją  siekło gdy powiedziałem, że ojciec u nas  mieszka- tylko zupełnie  tego nie  rozumiem co ją obchodzi z kim my  mieszkamy. A może chciała nam przyprowadzić tego faceta, ale  nie  chciała  by go widział mój ojciec?  No ale pokazała wam jego zdjęcie - więc chyba nie o to szło - stwierdziła Marta.  Wojtek spojrzał na Martę  i powiedział - a jaką ja mam mieć pewność, że ten facet z nią na  zdjęciu jest na pewno kandydatem na jej  męża?  Ja w ogóle  nie mogę rozgryźć po co do nas przyszła. 

No przecież nadal jesteś  jej synem - to, że jesteś  żonaty nie  zmieniło tego faktu, a matki, a przynajmniej większość z nich, zawsze interesują się życiem  swego dziecka nawet wtedy gdy jest dorosłe, samodzielne i ma partnera i własne  dzieci. Nie dociekaj - w życiu na ogół tak jest, że w końcu prawda  sama wychodzi na  wierzch. To, że twoja mama już nie jest młódką nie  znaczy, że nie ma potrzeb w  zakresie seksu i od  niego stroni - wszak dała  ojcu powód do rozwodu. 

A że facet wygląda na  dużo młodszego - może to taki typ urody. Poza tym są faceci, którzy gustują  w nieco starszych paniach, których już nie trzeba  niczego uczyć, a które nadal tego seksu pragną.  A niektórzy po prostu nie mają mieszkania i gotowi są utulić i  zaspokoić zachcianki samotnej bardzo dorosłej kobiety tylko dlatego,  że brak im domowego ciepełka. Poza  tym  lekarze twierdzą że menopauza nie pozbawia kobiet chęci na  seks, tylko na ogół po wielu latach oboje zaczynają mniej dbać o dobre  relacje w  związku. Po prostu oboje przestają  się  starać o to by być nadal atrakcyjnymi dla  swego wieloletniego partnera.

Pamiętasz Maryśkę, taką z długimi warkoczami, która  chodziła na treningi łyżwiarskie na  Torwar? Spotkałam ją kilka razy. Jej rodzice  się  rozwiedli i jej matka  wyszła ponownie  za mąż za faceta młodszego od  siebie o 14 lat i gdy Maryśka miała 20 lat i już była mężatką ( bo wydała  się zaraz po maturze)  matka urodziła jej brata - tak zwanie przyrodniego. Matka  miała  wtedy 43 lata. Wszyscy pękali  ze śmiechu, a okazało się, że byli  małżeństwem  zgodnym.  Obiło mi się o uszy, że matka  Maryśki już nie żyje, bo miała nowotwór. Ale nie  wiem czy tak było naprawdę,  bo mówiła to jedna  z dziewczyn z równoległej klasy.

Nie  rozumiem tylko dlaczego nikt nie pęka  ze śmiechu gdy  siedemdziesięcioparolatek żeni  się z kobietą która jeszcze jest przed trzydziestką. To jest dla każdego jakimś  cudem do zaakceptowania a układ w  drugą stronę budzi wybuchy śmiechu. 

Twój ojciec   nie  dociekał za bardzo dlaczego  twoja matka nie ma ochoty na  seks i jak sam powiedział zwalał to na menopauzę. A ta "menopauza twojej mamy" miała ręce i nogi, jakąś twarz i konkretne  imię i może niekoniecznie imponowała twojej mamie akurat majątkiem tylko adoracją  jej  wdzięków i facet  był może lepszy "w te  klocki" od twego ojca.  Wiele  kobiet nigdy nie mówi partnerowi co im  się podoba  w pieszczotach a co nie, a do tego spory odsetek nigdy nie ma orgazmu, a tylko udają, by facetowi  nie  sprawić przykrości lub by go nie stracić.  A na  dodatek tak z 80% facetów  nie ma pojęcia o tym jak  działa organizm  kobiety, nie mają nawet bladego pojęcia o grze  wstępnej i zapewne  myślą, że to jakiś  nowy rodzaj gry  w karty. I z reguły mało która  w stałym  związku  sama inicjuje seks. Dziwi mnie  tylko,  bo lektury na ten temat jest mnóstwo, są też poradnie, do których można pójść  samej lub z partnerem czy też  z własnym  mężem.  Takich par jak my, razem studiujących  "pierwsze kroki", mówiących  szczerze co się nam podoba to jest naprawdę mało. Nie jestem w  stanie ocenić jakie było małżeństwo  twoich rodziców, ale gdy byłam  z moim  tatą u was, to ci zazdrościłam  matki i  odnosiłam  wrażenie, że twój tata jest  dość  chłodnym człowiekiem  i nie chodziło o jego relacje  ze mną i takie  wrażenie  miałam  bardzo długo.   Może on już wtedy był "odstawiony od piersi" przez twoją mamę. Dopiero po naszym ślubie jakoś go polubiłam , no ale teraz to odbieram go  jak własnego tatę. Myślę, że już dość  długo  było dziwnie  w ich  związku no i twój tata   wkładał jakiś pancerz i przez  to go źle odbierałam.  

Co do mnie  to masz pewne jak w szwajcarskim banku, że  zawsze ci powiem co mi się podoba lub nie podoba w naszym  związku. I nie chcę byśmy przed sobą ukrywali zwłaszcza to co nam  się  nie podoba lub sprawia  nam przykrość. Zresztą na pewno dobrze pamiętasz nasze  wspólne lekcje anatomii.  Do jednej z moich licealnych koleżanek jej chłopak zaczął mówić "sadełko kochane", bo ona dość wyraźnie przytyła po leku który  musiała  brać. Jemu się  wydawało, że   nie ma  w tym zwrocie  nic niemiłego ale dopiero gdy któregoś dnia "nie  wyrobiła" i trzasnęła go w twarz tak, że kilka dni był opuchnięty  i nie  chodził do szkoły to pojął, że zwrot "sadełko kochane"  nie  był w jej mniemaniu zwrotem pieszczotliwym. 

Nie wiedziałem, że są leki po których  można utyć- zdziwił  się Wojtek. Są -  tyje  się po sterydach a na  dodatek wzrasta agresja, niektóre środki antykoncepcyjne też powodują tycie  jak i  niektóre leki antydepresyjne. A potem taki nieszczęsny pacjent, który  musi brać taki lek jest obwoływany grubasem lub  wręcz żarłokiem chociaż  się  wcale nie objada. A jak sam wiesz nasz naród nie grzeszy nadmiarem  wiedzy medycznej ani umiarem i taktem przy  wysławianiu  się.

Zajrzyj cichutko do taty, posłuchaj czy równo oddycha czy nie za wolno lub zbyt  szybko. Tylko  go nie budź jeśli drzemie. Wojtek złożył ręce  jak do modlitwy i powiedział - zajrzyj  ze mną , ja mogę  coś przegapić. Marta delikatnie postukała  męża  w czoło i razem  z nim zajrzała do pokoju. Ojciec Wojtka spał, obok leżała książka, którą  zapewne zaczął czytać gdy  się położył.  Oddychał równo i spokojnie. Marta i Wojtek wycofali  się cichutko zamykając  za sobą drzwi.

Gdy znaleźli  się z powrotem w  stołowym Wojtek powiedział -a co byś powiedziała na to, żeby ojciec dziś u nas  spał? Zje z nami kolację, w moje spodnie piżamowe  wchodzi a zamiast piżamowej góry dostanie podkoszulek z długim  rękawem, który jest  w przeciwieństwie do piżamowej góry bardzo rozciągliwy. 

Niech śpi ile chce i oczywiście  może  spać u nas, a jeżeli się uprze, że woli u  siebie to go odprowadzisz- stwierdziła Marta.  Ale podejrzewam, że ten projekt  mu się  spodoba. Jestem zła na twoją matkę, że tak bez zapowiedzi tu  wparowała jak do siebie. Tata i Pati chociaż mają klucze to czegoś takiego nie  robią.

                                                                       c.d.n.


Córeczka tatusia - 46

 Andrzej jeszcze kilka  razy upewniał się czy taka zamiana  mieszkań jest możliwa, więc ojciec Wojtka powiedział, że zaraz zatelefonuje  do swego znajomego notariusza i zapyta  się czy taka transakcja jest możliwa. Trochę to trwało, bo pan  notariusz był na mieście, więc poprosił by zatelefonować do niego za  jakieś pół godziny, bo już będzie  wtedy w domu.  

Jak stwierdził pan notariusz taka zamiana jak najbardziej była możliwa, ale żeby wszystko było elegancko załatwione, to byłoby dobrze, żeby obaj panowie umówili  się wpierw na spotkanie z prezesem tej spółdzielni i by on o tym wiedział, że nagle  zmienia  się lokator - musi  być porządek w dokumentach od  samego początku żeby potem nie było jakichś nieporozumień.Wojtek szybko przejrzał swój kalendarz, pokręcił głową i stwierdził,  że on wpadnie w poniedziałek rano sam do prezesa, bo to jedyny realny termin  a na logikę biorąc to Andrzej nie jest do tego potrzebny. Dobrze, że to jest ta  sama spółdzielnia a nie  dwie  różne. Jak się już dogada z prezesem to zaraz powiadomi o tym Andrzeja, który zaraz poda ojcu Wojtka  jakiś późno popołudniowy termin, w którym mogą wpaść do notariusza na  spisanie umowy. Jako wielce przewidujący  człowiek Wojtek wziął od Andrzeja kopie jego  dokumentów złożonych w  spółdzielni, a niezależnie od  wszystkiego obaj postanowili wpaść w niedzielę na Ursynów, żeby Andrzej zobaczył gdzie stoi blok, w którym Wojtek ma mieć to mieszkanie.

W niedzielę na Ursynowie Wojtek spotkał się nie tylko z Andrzejem ale i  z resztą ich rodziny, bo Lena  i dzieci też  chciały zobaczyć Ursynów. W przeciwieństwie  do Andrzeja  Wojtek był  sam, bowiem Marta się uczyła a ojciec  Wojtka miał spotkanie  ze  swym kolegą.

Ursynów zrobił na Lenie i Andrzeju dobre  wrażenie, bo w  sumie  było to naprawdę dość nieźle zaprojektowane osiedle , a i do lasu blisko i sporo sklepów. Wojtek  się śmiał, że gdyby Andrzej chciał zmienić miejsce pracy to jest tu olbrzymi szpital onkologiczny i na pewno nie cierpi na nadmiar lekarzy chirurgów, jest kilka  dużych marketów, jest kino, osiedle  ma już własny Ratusz, jest  duża  Klinika  Weterynaryjna,  jest SGGW, jest Hala Sportowa, jest również prywatna  wyższa uczelnia i jest dużo  zieleni. Jest również coraz  więcej przychodni lekarskich prywatnych. Są szkoły i przedszkola, ale Wojtek  nie wiedział czy są żłobki. 

Jak określił Wojtek Ursynów jest zaprojektowany systemem łączonych niedużych  osiedli, co może i nie  było złym pomysłem, ale przez   to czasem ciężko gdzieś trafić komuś, kto jest tu pierwszy raz, bo ulice często są prowadzone po linii koła lub kwadratu. No i pod Lasem Kabackim jest końcowa stacja Metra. A niedługo będzie uruchomiona  ulica  łącząca Ursynów z Miasteczkiem  Wilanów i będzie  wytyczona przez Błonia Wilanowskie. A nazwy poszczególnych  części Ursynowa to nazwy dawnych małych podwarszawskich  osad lub  wręcz majątków. Na koniec objazdu Ursynowa tam, gdzie  miało być mieszkanie Wojtka,  wylądowali w miłej kawiarni,  w której  był nawet kącik  zabaw  dla  dzieci. Na koniec Wojtek objechał dookoła cały Ursynów i Andrzej  stwierdził, że Ursynów jest olbrzymi i faktycznie jest miastem w mieście. 

A wy nie chcecie  się przeprowadzić na Ursynów? - dopytywała  się Lena.  Raczej nie, jesteśmy bardzo zżyci z tamtą częścią Mokotowa, żona mego teścia  ma tam swoją kwiaciarnię, ze 300 metrów od miejsca w którym  mieszkają. My w tej  części Mokotowa mieszkamy od dzieciństwa. Pierwsze  domy powstały tu w 1948 roku. I, choć to może  śmieszne,  chcemy nadal mieszkać w tej części Mokotowa.  Marta też ma  mieszkanie na Ursynowie ale je po prostu wynajmuje. Zrobimy remont w tym mieszkaniu, w którym  mieszkamy i nadal będziemy tu tkwić. Nawet sobie nie  wyobrażasz jak ja  tęskniłem  za Mokotowem gdy cztery lata  mieszkałem w  Austrii. Tam mieliśmy własny dom a ja zaraz po maturze uciekłem  stamtąd do Warszawy. Na  szczęście Marta czekała na  mnie, chociaż nie bardzo w to wierzyłem. Ja nie  wierzyłem, że ona nadal na mnie  czeka a ona nie  wierzyła że ja tu kiedyś jednak  wrócę. Trochę żałuję, że wcześniej się nie pobraliśmy, ale z drugiej  strony  chciałem być już odpowiednim kandydatem  na męża z  zawodem i dyplomem  w garści. No i się jej oświadczyłem dopiero po skończeniu uczelni. 

A ty nie chciałeś studiować  w Wiedniu?- dziwił się Andrzej. No wyobraź sobie, że nie  chciałem. Po prostu cały  czas tęskniłem za Martą. Przez te cztery  lata jakoś nie zżyłem  się z  żadnym kolegą. Matce mojej to się chyba marzyła  austriacka synowa, ale mnie  się żadna nie podobała. Z Martą to mogłem zawsze o  wszystkim porozmawiać, nie było tematów "tabu", miała i ma  nadal taki  sam  jak ja odbiór otaczającej nas  rzeczywistości. Rozumieliśmy  się  zawsze w pół słowa. Tamte  to miały jakieś dziwne poczucie  humoru - wręcz zdychały  ze śmiechu gdy się którejś z nich coś nie udało  albo się wywaliła na boisku gdy grały w hokeja na trawie. A na dodatek matka miała tam znajomą, która miała chyba  z lekka niedorobioną  córeczkę i gdy byłem chyba w drugiej lub trzeciej licealnej moja matka ubzdurała  sobie, że ja pomogę tej dziewczynie zaaklimatyzować  się w  szkole, bo ona  właśnie  zaczynała liceum. Na  całe moje szczęście  ci z czwartych klas byli wyznaczani przez  szkołę do opieki nad tymi nowymi. Nie wiem  tylko dlaczego mną się nikt nie opiekował gdy przyszedłem do I licealnej.  Kiedyś była tam u nas  ta matki znajoma  razem z tą swoją córką i miałem szczęście, że była jakaś transmisja ze zjazdów i mój ojciec razem ze mną oglądał transmisję i dzięki temu uniknąłem zabawiania owej dziewczyny.  Siedziała obok nas i  chyba nawet nie bardzo wiedziała co ogląda.

W poniedziałek rano Wojtek wpadł do Zarządu  "swojej" Spółdzielni i w dziale prawnym omówił kwestię zamiany swego mieszkania , które będzie do odbioru za dwa miesiące i doradzono mu, że będzie najprościej jeżeli to on odbierze to mieszkanie i zamieni  się z kolegą dopiero po odbiorze. I wtedy po prostu przedstawią w zarządzie  spółdzielni umowę notarialną o zamianie. Obydwa  mieszkania  są typu własnościowego, to Andrzeja jest o kilka tysięcy droższe ale suma  nie powala na kolana. A mieszkanie Wojtka jest drogie  bo jest na pierwszym piętrze i z tego powodu różnica  w ich cenie jest niewielka. Wojtek  wziął plany obu  mieszkań i pojechał do pracy. W czasie swej przerwy napisał o wszystkim do Andrzeja,  dołączył też plany obu  mieszkań z prośbą by jeszcze  raz  wszystko przeanalizował pod  swoim kątem, bo Wojtek i tak nie  będzie  mieszkał na Ursynowie. Ma Andrzej na te analizy  nieco czasu, bo mieszkanie Wojtek będzie miał oddane  dopiero za dwa miesiące. I podobno  nie będzie "poślizgu", bo wszystkie prace budowlane  są już  zakończone, zostało tylko czyszczenie lokali po budowie i uporządkowanie terenu wokół budynku.

Do Wojtka, zupełnie niespodziewanie zatelefonowała któregoś  dnia jego własna  matka. Ponieważ telefonowała w trakcie gdy prowadził wykład oczywiście miał wyłączony dźwięk, więc  w czasie przerwy zajrzał do telefonu kto to  wprawił jego smartfona  w drgawki usiłując  się dodzwonić. Oczy mu lekko wyszły z orbit, że to telefonowała matka, więc jej tylko wysłał wiadomość, że do godziny 16,30 nie może odbierać telefonów bowiem jest  w pracy. A do  domu dotrze  pewnie około godziny 17,00 i wtedy  mogą rozmawiać. Przy okazji nadał wiadomość do swego ojca, że telefonowała  matka i że pewnie  zatelefonuje około godziny  17,00.  Jeszcze nim wyszedł z pracy zaalarmował go kolejny telefon  -  co prawda inny numer niż telefonu jego matki, ale też numer   austriacki, więc nie oddzwaniał.  Nie  miał zwyczaju by odbierać telefony, których numerów  nie miał zapisanych w telefonie.  W ostatnich  miesiącach namnożyło się przeróżnych dziwnych usługodawców i  sprzedawców dóbr  wszelakich, którzy wybierali numery na chybił-trafił  szukając klientów.

Marta  była już w  domu i wiedziała od  swego teścia, że do Wojtka telefonowała jego matka, ale nie  rozmawiali bo telefonowała  w czasie  gdy prowadził  zajęcia ze studentami. A do ciebie też telefonowała? - spytał Martę Wojtek.  Nie, nie jestem pewna  czy w ogóle miała zapisany mój numer. Z reguły rozmawiałam z twoją mamą przez stacjonarny telefon. 

Przyjechała zapewne sprawdzić jak idzie jej biznes - stwierdził ojciec Wojtka. Albo  może nie było wolnych  miejsc w hotelu i chce u was przenocować - dodał. Wojtek wzruszył ramionami - nie  wiem, odpisałem tylko na jej numer, że jestem w pracy, nie mogę rozmawiać  i że w domu będę około godziny 17,00.

Spokojnie zjedli  w trójkę obiad, na który ojciec  zrobił pieczone kotlety mielone, które ich wręcz  zachwyciły. Ojciec  był dumny, bo wyczytał w którymś z czasopism przepis na takie  właśnie kotlety mielone-  miały w swym  wnętrzu drobniutko starte pieczarki i żółty ser. Do kotletów  był ryż delikatnie podostrzony łagodnym  curry i sałatka z lekko zakwaszonej  kapusty. W ramach deseru były czarne  jagody z niewielką  ilością bitej śmietany dosłodzonej oryginalnym  cukrem trzcinowym.

Misia załapała się na kurczakowe pulpeciki z  ryżem. Pulpeciki dla Misi były wielkości prawie piłeczki do ping ponga a mięso było dokładnie wymieszane  z ryżem i nie udało się jej zjeść samego mięsa.

Gdy już kończyli deser ktoś zadzwonił do drzwi wejściowych - pewnie dozorca z jakimś nowym zarządzeniem-  zawyrokowała Marta i wstała  by otworzyć drzwi. Siedź, dokończ spokojnie deser- ja otworzę, stwierdził teść i ruszył dziarsko do drzwi, zapalając jednocześnie    światło w przedpokoju. Otworzył drzwi i znieruchomiał - na progu stała jego była żona, równie  zaskoczona jak i on. Marta, gdy tylko teść ruszył do drzwi szybko wzięła Misię na ręce i teraz razem z psem wyszła do przedpokoju. Na widok swej teściowej wydała  z siebie krótkie "ooo" i zaraz powiedziała  głośno - ale niespodzianka! Proszę, niech mama wejdzie. Teściowa lekko zapowietrzona widokiem byłego męża, który ( nie da  się  tego ukryć) wyglądał stokroć lepiej niż wtedy gdy wyjeżdżał z Grazu wydusiła  z siebie  krótkie pytanie - a ty skąd się tu wziąłeś?  Były mąż wzruszył ramionami i powiedział - przecież mieszkam w Warszawie i jestem tu codziennie. Nie  spadłem z Księżyca. A Wojtulek jest? -spytała.

 Wojtek oczywiście jest, ale  chyba  dojada deser po obiedzie- poinformowała teściową Marta, przyciskając łepek Misi do swej twarzy.  Niech mama  wejdzie i  nie  stoi w drzwiach - dodała. Teść odsunął byłą żonę od  drzwi i je delikatnie  zamknął, a Marta  powiedziała- w mieszkaniu jest ciepło niech mama zdejmie tę kurtkę. A może mama zje obiad, my właśnie już skończyliśmy, ale nie ma problemu z podgrzaniem.  Wojtek, który właśnie rozmawiał cicho z Andrzejem spojrzał dość nieprzytomnie na  matkę i powiedział do Andrzeja - właśnie przyjechała moja matka, zadzwonię później, przepraszam.

A gdzie ty pracujesz, że nie możesz telefonu odebrać jak normalny  człowiek - ostrym tonem spytała Wojtka matka.  Na Politechnice, nie mogę rozmawiać  w trakcie gdy prowadzę wykład. Nie da  się. A co tu robi twój ojciec?  Mieszka z nami - i jest nam z ojcem bardzo dobrze.  Nawet nie masz pojęcia jak ojciec świetnie  gotuje - dodał.  A Marta zapytała - podgrzać mamie obiad?  Nie, dziękuję,  już jestem po obiedzie.  A napije  się mama kawy czy herbaty? - Marta udawała, że nie  zauważyła niezadowolenia swej teściowej, która na pewno  nie  spodziewała  się, że  zastanie tu byłego męża.

Wszystko jedno - stwierdziła teściowa.  Mnie na pewno, bo mam zamiar napić się tylko soku - powiedziała Marta, ale wolałabym wiedzieć co mam mamie przynieść. Może być kawa, jeżeli masz do niej śmietankę - łaskawie zapodała teściowa. Teść w tym czasie  zebrał ze  stołu talerze, a Wojtek pomału delektował się jagodami ze śmietanką.

I co robisz na tej politechnice ? - spytała nadal wyraźnie zła matka.  Pracuję, mam stypendium doktoranckie, pracuję naukowo i mam też godziny dydaktyczne.  

Przecież tam kiepsko płacą - stwierdziła. Mnie wystarcza - spokojniutko odpowiedział Wojtek Nie wiem  czy  wiesz, ale niewiele jest osób, które mogą zaraz po studiach otworzyć przewód doktorski.

Marta przyniosła do pokoju kawę,śmietankę do kawy i pozostałości ciasta  czekoladowo-orzechowego pokrojone na  zgrabne kawałki.

                                                                        c.d.n.






wtorek, 28 listopada 2023

Córeczka tatusia - 45.

 Mając na  uwadze sobotnią  wizytę  w domu Leny i Andrzeja Marta  kupiła dla chłopców dwa rodzaje  klocków - dla starszego duży  zestaw plastikowych klocków- liter, litery były w różnych kolorach by przypadkiem jakiś mały  "cwaniak" nie kojarzył danej litery tylko z jednym kolorem, a dla młodszego  drewniane  klocki, z których  można  było ułożyć sześć różnych obrazków.W zestawie  były oczywiście obrazki, które  można  było ułożyć. Wojtek stwierdził, że to "za mądre"  dla obu  zabawki, ale Marta mu udowodniła, że wcale tak nie jest - obaj z pewnością będą  mieli dobrą  zabawę. Bo starszy jest w wieku, w którym już może się uczyć  czytać  wyrazy o nieskomplikowanej pisowni, a młodszy to bardzo bystre dziecko i dobry obserwator i na pewno  bez trudu ułoży klocki według obrazków. 

A jak  widać obaj  chłopcy zdolni "po tatusiu" który ma  świetną opinię nie  tylko w  swej klinice a o Lenie też  nie da  się powiedzieć,  że to "słodka  idiotka".  Ona jest tylko  "zarobiona" tą  opieką nad  dziećmi, bo siłą  rzeczy Andrzej mało jej  w domu pomaga. Niestety ma  chłopak ciągle dyżury a poza tym, jak on sam to określa, w domu jest  często na  zasadzie "obecny-nieprzytomny"  bo albo tkwi w obcej literaturze  fachowej albo musi przemyśleć  sobie kolejną operację. 

To szalenie ciężki  zawód - kiedyś  czytałam, że bardzo wiele małżeństw w których nawet tylko jedno jest lekarzem rozpada  się. W liceum  miałam dwie koleżanki z małżeństw "lekarskich" - powiedziała  Marta- jedna miała mamę dentystkę, druga tatę lekarza, który był chirurgiem . Obydwa  małżeństwa nie wyrobiły - jedni się rozeszli gdy dziecko było jeszcze  w pieluchach, drugie gdy było w  szkole podstawowej. I w końcu obie dziewczyny miały  z ojcami minimalny kontakt - tę od dentystki to hodowała  babcia, tę drugą tylko matka,  żłobek i przedszkole.

Poza tym Marta postanowiła, że tym razem to ona coś upiecze , bo ma świetny przepis i oczywiście od  razu  skonsultowała  z Leną czy jej domownicy  lubią  ciasto orzechowo-czekoladowe. Bo to jest takie  ciasto, które można upiec również  w postaci małych ciasteczek, więc ona  chętnie  zrobiłaby dwie  wersje. Jedna  dla  dorosłych i  druga  dla dzieci. Lena była ucieszona, że się wkrótce  zobaczą, bo zauważyła, że odkąd na  świat przyszło drugie  dziecko to drastycznie  zmniejszyła  się ilość osób ich odwiedzających. A z kolei oni sami bez  dzieci nie często "idą  w gości"  bo zdają sobie  sprawę z faktu, że dla babci opieka  nad  dwójką przez kilka  godzin to już nieco za wiele  wrażeń. To może wy do nas przyjedziecie  z dziećmi  - zaproponowała  Marta. Nie, bo jak na  razie mamy zamontowany tylko jeden fotelik dla  dziecka. Poza tym to wtedy jest cała  wyprawa bo obaj już nie  są "pieluchowi", więc trzeba brać odrębne  "akcesoria".  Jest znacznie prościej gdy do nas  przyjeżdżają  goście,  mama wtedy się nimi  trochę zajmuje a i dzieciaki są grzeczniejsze gdy wiedzą, że my jesteśmy za ścianą.

Wojtek, który słuchał całej rozmowy, po jej  zakończeniu powiedział - cały czas podejrzewam, że jedno dziecko nam  do  szczęścia wystarczy w zupełności. Nie mówiłem ci jeszcze,  ale możesz spokojnie studiować, bo nikt nie udowodnił, że najlepiej  jest gdy kobieta urodzi  dziecko przed trzydziestym rokiem życia- wystarczy byś urodziła  przed ukończeniem trzydziestego piątego roku  życia. Rozmawiałem o  tym z Andrzejem. Więc możesz spokojnie  studiować  "jednym  ciurkiem." No chyba, że czujesz przemożny pociąg do tego by już być matką.

Aaaa, to macie  z Andrzejem  ciekawe tematy- zaśmiała  się Marta. Ja to  się  tylko zastanawiam nad  tym kiedy najpóźniej  mogę zajść w ciążę- jakoś  wcale mi się  nie  spieszy do tego totalnego uwiązania - tego karmienia na początku co trzy godziny i trzymania odpowiedniej diety żeby mój pokarm nie  szkodził dziecku. I najbardziej pod słońcem  przeraża mnie to, że mogą  się trafić bliźniaki. To że dwa pokolenia  wstecz ich nie  było nie jest dowodem na to, że  się  nam nie przytrafią. W rodzinie taty to jeszcze można by  poszperać, ale w rodzinie mojej matki to mało realne. Nie przypominam  sobie bym znała kogokolwiek z jej rodziny - może tata kogoś z tamtej rodziny  znał. Ale myślę, że gdyby znał to by mi o tym powiedział i może by wiedział gdzie jest moja matka. A co do studiów- temat który mi podsunął szef działu może z powodzeniem być rozszerzony i być tematem magisterki. Mam czas do końca maja by dać odpowiedź czy kończę studia na I stopniu czy idę dalej. Na uczelni  wszyscy mi kładą do głowy, że powinnam  koniecznie iść  dalej i sobie  głowy nie  zawracać licencjatem. 

Kochanie  moje - ja też tak uważam, ale ta  decyzja  należy tylko i wyłącznie do ciebie. Nie musisz wcale studiów przerywać, ja już pracuję, ostatnio odkryłem,  że naprawdę  nie wydajemy na życie  dużo  pieniędzy,   drugi samochód mało kosztuje, bo nie jeździsz na króciutkie trasy a droga na twoją uczelnię nie jest utkana światłami, nie włóczymy się po knajpach, nie balujemy.  Mój tata świetnie  się sprawdza jako kucharz a do tego jest  szczęśliwy bo on  zawsze lubił pichcić tylko matka go nie  dopuszczała do  garów. Ostatnio stwierdził, że wreszcie przebolał fakt, że go matka  zdradzała. Nie wiem czy  zauważyłaś, ale on jakoś jakby "wyładniał" - już nie  wygląda jakby  go bolały  wszystkie zęby, wyraźnie poprawiła  mu się  sylwetka, nie tyle  schudł,  ale jakby  się  wyprostował i nawet jeśli nie ma uśmiechu na ustach, to ten uśmiech jest w jego oczach, w spojrzeniu.  Oni bardzo rzadko się przy mnie  kłócili, ale mam wrażenie, że za moimi plecami to często. Bardzo mi się ten mój odmieniony ojciec podoba.  Zadowolony jest z tej połówki etatu, ma w dalszym  ciągu kontakt  z językiem, ale jak mówi- nie  cierpi na tęsknotę  za Austrią. I mam wrażenie, że pozrywał kontakty z dotychczasowymi wspólnymi znajomymi matki i swoimi. Największym jego problemem jest co ty lubisz jeść, czytać oglądać itp. Stałym pytaniem jest  czy ty zaakceptujesz to co on zaserwuje.  Misię rozpieścił straszliwie a ona uwielbia siedzieć w jego kieszeni bluzy. Psinie to się już chyba  zupełnie pomajtoliło w łebku i uważa  się za królewnę.

No fakt - Misia owinęła  sobie twego tatę wokół swoich  łapek. Śmiać mi się chce, bo ona się  wręcz nie może  doczekać tej chwili gdy ojciec po przyjściu  do nas założy wreszcie bluzę dresową i weźmie ją na ręce. Ona niemal przestępuje nerwowo z łapki na łapkę i wpatruje  się w niego kiedy  wreszcie ojciec zdejmie pulower i sięgnie po bluzę.  Ale i tak już jest postęp, bo ojciec już wstaje  mając  ją w kieszeni - po prostu podtrzymuje ją ręką  od  spodu. Przedtem  siedział jak przyklejony do fotela.

Nie mogę  tylko pojąć dlaczego twoja mama nie  dzwoni do ciebie i nie odbiera telefonów od ciebie. To co zaszło pomiędzy nimi to przecież nie twoja  wina- o ile się orientuję to nie  ty jej naraiłeś tego faceta.  No pewnie, że nie ja, ja nawet nie rozpoznałbym go na ulicy gdybym go zobaczył. Nazwisko jego nie jeden raz obiło mi się o uszy, Graz to małe miasto, ale nie jestem w stanie  skojarzyć nazwiska z wyglądem tego faceta. Poza tym to dość popularne nazwisko jak Nowak lub Kowalski w Polsce. Wiem, że jeden z  bardzo popularnych wyciągów narciarskich zaraz za granicą, a może nawet  w granicy   miasta jest jego własnością, ale wiem to dopiero po tej aferze. Nie jeździłem tam na  nartach , trochę się ścigałem na łyżwach, ale generalnie to nie lubię się pocić zimą.

A sobotnia wizyta u Leny i Andrzeja bardzo się podobała wszystkim, zwłaszcza, że  Andrzej jeszcze w czwartek zatelefonował do Wojtka,  żeby wzięli ze sobą ojca Wojtka i jeśli można to razem z Misią. Bo Andrzej "wygadał się", że ciocia i wujek mają malutkiego pieska, który najbardziej to lubi siedzieć w kieszeni bluzy dresowej ojca Wojtka. Wojtek się uśmiał, powiedział, że nie może tego obiecać na 100%, bo nie  wie jakie plany na sobotę ma jego ojciec. No ale na  szczęście  dla synków Andrzeja ojciec nie  miał oporów by do nich pojechać z Misią "za pazuchą". 

W tym układzie dzieciaki Andrzeja  miały moc  wrażeń. Gdy  do mieszkania  weszli "goście" chłopcy stali nieomal na baczność  i pilnie wypatrywali pieska. Ojciec Wojtka tuż przed wejściem  do budynku namówił Misię by odwiedziła pobliski trawnik, po czym starannie wytarł psinie łapki i wziął ją na ręce. Gdy weszli, starszy wypatrując psa na  smyczy wyszeptał - "nie ma psa" i dopiero Marta powiedziała- jest, ale na rękach dziadka. Obaj  chłopcy wydali jednocześnie westchnienie ulgi, Misia na moment została  wzięta na ręce przez Wojtka, a chłopcy wpatrywali się w psinę tak, jakby  za moment miała odfrunąć lub  zamienić  się w  "nie wiadomo co".

Misia była w gruncie rzeczy przyzwyczajona do kontaktów z nieznanymi jej osobami, bo często "pracowała" razem z Pati i była przyzwyczajona, że do niej  zagadywano i się nią  zachwycano. Bo tylko na początku swej "kariery w kwiaciarni"  siedziała na  zapleczu a potem miała swe miejsce na stoliku poza ladą, więc była przyzwyczajona do "obcych". Bez problemu dała  się wziąć na ręce Andrzejowi, dała  się też pogłaskać dzieciom siedząc na jego kolanach i w końcu wylądowała  w swojej "dziupli", czyli  w kieszeni bluzy Wojtkowego taty. Dopiero wtedy  dzieci nieco oprzytomniały i starszy zauważył, że to " naprawdę mały piesek".

A potem to były "ochy i achy", bo Marta rozdała chłopcom prezenty i w bardzo krótkim czasie obaj byli szalenie zajęci swoimi klockami. 

I ku zdziwieniu Wojtka dwulatek Jacuś nie miał  problemu z ułożeniem klocków zgodnie z obrazkiem, a  Piotruś  też  szybciutko przyswoił sobie nazwy liter swego imienia.  Misia szybko doszła  do wniosku, że wcale nie jest  ważne gdzie się  znajduje, skoro jest jej "sługa uniżony" ze  swoją kieszenią. Pod koniec wizyty Piotruś umiał już bez problemu ułożyć imiona swoje , braciszka oraz swoich rodziców oraz Misi  oraz  ułożyć  wyraz pies. A Andrzej stwierdził, że Marta  się marnuje, bo byłaby  super nauczycielką najmłodszych  dzieci. 

Pod koniec wizyty Wojtek powiedział Andrzejowi, że najdalej za dwa miesiące dostanie klucze do swego mieszkania, które będzie na Ursynowie i  ma w  związku z tym propozycję, by  Andrzej pojechał razem z nim na Ursynów obejrzeć to mieszkanie, bo Marta wymyśliła, że jeżeli ono będzie Andrzejowi odpowiadało, to mogli by  się zamienić mieszkaniami - Wojtek by wziął to, które ciągle jeszcze jest w budowie a Andrzej wziąłby to, które już jest do odbioru. Różnica w metrażu to raptem 4 metry, czyli ten czwarty pokój. Oczywiście Wojtek ma plan tego mieszkania więc zrobi  z niego odbitki, żeby  sobie Lena i Andrzej mogli obejrzeć i  się zastanowić. Bo Wojtek i Marta  nie  chcą się wyprowadzić z tego  starego osiedla  bo  mają tam blisko rodziców Marty i ojca Wojtka i raczej będą mieszkanie, które otrzyma Wojtek, wynajmować albo je sprzedadzą. A  z miejsca, w którym stoi ten blok jest o niebo bliżej do kliniki w której Andrzej pracuje niż z tego domu,  w którym  tu mieszkają. A poza tym Ursynów już jest świetnie  zagospodarowany, jest dobrze skomunikowany z resztą miasta i właściwie jest miastem w  mieście. Mogę też któregoś dnia po godzinie szesnastej pojechać tam z tobą, byś obejrzał lokalizację. W ciągu dnia to mam godziny dydaktyczne, więc musiałbym szukać chętnego na  zastępstwo.

Andrzej nieco zaniemówił i spytał - ty to mówisz poważnie? Naprawdę jest taka możliwość? Aż mi  się nie chce  wierzyć. Naprawdę tak myślicie?  No naprawdę, bo to na moje oko nie jest temat do żartów- zapewnił go Wojtek. My z rodzicami Marty mieszkamy na tym samym osiedlu, mój ojciec ma mieszkanie nie na tym samym osiedlu, ale bardzo bliziutko w bardzo solidnym i nie nadgryzionym zębem  czasu budynku zbudowanym  tuż przed  wojną. 

Jakoś bomby go ominęły gdy w czasie Powstania w 44 roku był bombardowany Mokotów. Obok zburzyli dwie duże wille, a ten duży budynek ocalał - potwierdził ojciec  Wojtka. Trzeba być bardzo dobrym i do tego doświadczonym pilotem by precyzyjnie bombardować. A to był już 44 rok i Niemcy mieli coraz  mniej doświadczonych pilotów. 

Prześpijcie się z tym tematem, nie musisz mi dawać odpowiedzi dziś, to jeść  nie  woła. Odbiór dopiero za dwa miesiące, mam nadzieję, że już nie będzie poślizgów. Wrzucę ci na maila plan tego mieszkania z  zaznaczonymi stronami świata. Potem zerknął na Martę i powiedział - i północ nie  będzie  tu "na górze" bo to nie mapa. Swoją drogą nigdy nie pojmę jak można zaprojektować mieszkanie z pokojem  dwa na  dwa metry a do tego nazwać to "pokojem dziecięcym"  skoro to klasyczny karcer.

                                                                      c.d.n.

czwartek, 23 listopada 2023

Córeczka tatusia - 44

 Marta była  bardzo  zapracowana w tym ostatnim semestrze I stopnia  studiów, bowiem  zaczęła pisać pracę licencjacką. Ale o  tym, że pisze już pracę licencjacką wiedziały zaledwie ze cztery osoby i to tylko z personelu pedagogicznego oraz oczywiście  szef laboratorium, który podpowiedział jej temat. Szef laboratorium był zdania, że Marta  może śmiało poprzestać na studiach I stopnia, zwłaszcza, że planuje zostać matką i wychowywać dziecko osobiście  a nie rękami babci, dziadka lub  żłobka. A jak "odchowa  dziecko" to przecież nie będzie przeszkód by zrobiła  II stopień studiów, np. w systemie  zaocznym. Były one  co prawda odpłatne, ale  Marta wiedziała, że ma na te studia fundusze. I na takie  rozwiązanie  namawiał ją Wojtek, rodzice i teść, który założył jej w jednym  z banków konto dewizowe i regularnie je zasilał nie rzucającymi  się w oczy sumami.

W ogóle  to ojciec  Wojtka wyraźnie "rozkwitł" od  chwili gdy zamieszkał w pobliżu "dzieci". Pracował w niepełnym  wymiarze  godzin, w tygodniu to on gotował Marcie i Wojtkowi obiady, które potem razem konsumowali, w niedługim  czasie udało mu  się przekonać  do siebie Misię, co Marta skwitowała zdaniem: "nie podejrzewałam jej o to, że to taka przekupna  pannica", a teść powiedział - Misia nie jest przekupna, ale po prostu przekonała  się, że ja też ją kocham,  nie  tylko wy. Ponieważ teść Marty nadal pracował, tryb życia Misi pozostał bez  zmian żeby  nie  wprowadzać zamętu w jej łebku.  Jedyna  różnica polegała na tym, że na  wieczornych  spacerach rodzicom Marty towarzyszył ojciec  Wojtka a domowy "rozkład lotów" wisiał w trzech mieszkaniach i każde  z nich Misia uważała  za własne.   

 Ojciec  Wojtka miał dwie ciepłe bluzy   dresowe, które szalenie przypadły do gustu Misi, bowiem  w obu bluzach były duże wewnętrzne kieszenie i jeżeli bluza była rozpięta  Misia wpełzała do kieszeni wpierw łebkiem, potem się w kieszeni kręciła tak długo aż wystawał z niej kawałeczek psiej mordki i......zapadała w  sen. A właściciel kieszeni nie  ruszał się z fotela by swej lokatorki nie  zbudzić.

Weekendowe obiady były na  zmianę albo u Marty i Wojtka  albo  u jej rodziców. Matka Wojtka nadal nie szukała kontaktu z synem. Ojciec Wojtka, chociaż miał do niej sporo żalu  starał się obserwować z daleka co jego była  żona robi, o  czym powiedział synowi. No ale po co to robisz? - dziwił się Wojtek. No bo to nadal jest twoja matka, chyba nie  chcesz by ją spotkało coś  złego. 

Tato, oprzytomnij - ona mnie tak jak i ciebie wykreśliła  ze  swego życia.  Zmieniłem model telefonu, ale nie numer, a ona nie telefonuje ani do ciebie,  ani do mnie, ani do Martusi. Skoro cię zdradzała  to  chyba   nie  z miłości do ciebie. Gdy się kogoś kocha to się go nie  zdradza. Rozumiem, że z czasem mija tak zwany żar miłości, że może wygasnąć namiętność bo zmienia  się nasza  biologia, hormony nie buzują jak kiedyś, no ale przecież jest coś takiego jak przyjaźń, szacunek dla partnera, wspólne przeżycia. A ona to wszystko przekreśliła. Więc myślę, że będzie znacznie  mądrzej  jeśli odpuścisz  sobie zdalne czuwanie nad nią, bo jest moją  matką. Dla mnie bardziej matką  jest Patrycja, która troszczy się tak samo o mego teścia jak i o Martę, mnie, a nawet Misię. A moja  matka nie przyjechała  tu gdy ty leżałeś w  szpitalu ani też  wtedy gdy wracałeś  do Grazu. Ona nawet nie  zatelefonowała wtedy do mnie by się  dowiedzieć  jak  się czujesz. Rozmawiałem  z tym chirurgiem, który  cię operował i potem kontrolował twój proces powrotu do zdrowia - zapewniał mnie, że możesz  jechać  sam slipingiem, natomiast  samego samochodem to by  cię nie  wypuścił. Przetrzymał cię te kilka dni  w  szpitalu i trochę  dłużej  cewnikował żeby mieć pewność, że  wszystko się świetnie  goi.  A pamiętasz, że za kilka dni masz wizytę w przychodni przyszpitalnej u urologa, tam gdzie  byłeś operowany? Pamiętam,  ale nie pamiętam  bym tam sobie rezerwował wizytę - stwierdził ojciec. No bo tę wizytę to ci Martusia zarezerwowała, ale zawiezie  cię tam i będzie  z tobą  jej tata, bo ona  stwierdziła,że możesz czuć jakiś dyskomfort psychiczny, że twoja synowa wozi cię na te badania. A ja mam tego dnia dydaktykę i nie mogę jechać z tobą.

Ale ja przecież mogę tam pojechać  sam, wezmę taksówkę - protestował ojciec. Nie możesz jechać  sam- tak zarządziła  Marta i tak  zrobimy.  Będziesz musiał przed  badaniem dużo pić, trochę  cię wymęczą, pojedziesz poza  tym na czczo. Jeśli Marta tak to zaplanowała, to znaczy,  że tak trzeba   zrobić. W sprawach około medycznych ona jest lepiej zorientowana ode mnie. Jak ja się za tyle troski odwdzięczę - prawie wyszeptał ojciec.  Wojtek uśmiechnął się - odwdzięczać się to ja będę bo to dla mnie  bardzo  duże ułatwienie- nie muszę  robić łapanki by któryś z kolegów mnie  zastąpił. A ty z jej ojcem to przecież  się od lat znacie, kumplowaliście  się przed twoim  wyjazdem do Austrii,  a on nie ma problemu by wyjść z pracy, wszak jest samodzielnym pracownikiem. I nie panikuj - najprawdopodobniej jest  wszystko w jak najlepszym porządku i następne  badanie dopiero za rok - stercz nie odrasta, a twój organizm świetnie  zniósł samą operacje jak i po niej  cewnikowanie.

A przypomnij mi synu w jakim  wieku dzieci ma ten lekarz  co cię operował i skierował do tego co mnie operował? Bo wymyśliłem, że po prostu załatwię ( czyli opłacę i dostanie  do ręki karnet) mu dwa tygodnie wakacji nad którymś z jezior w Tyrolu- np. nad Walchsee są nawet place zabaw dla  dzieci, z kolei najcieplejsze  to Schwarzsee, a może nad Neusidlersee - to płytkie   jezioro i jest nad nim sporo plaż, ale tam  może być tłok. Tylko musisz  mi podać w jakim okresie ma to być i jeśli dobrze pamiętam to dwie  osoby dorosłe i  dwoje dzieci. Jutro ci powiem, muszę do Andrzeja zatelefonować - powiedział Wojtek- i zwrócę  ci za te wakacje   forsę. Nie zwrócisz, bo to ja sprzedałem dom a nie  ty. Poza tym tam wcale  nie jest drogo to raz, a dwa -ja nie mam już obok siebie odkurzacza  wciągającego moje  pieniądze.

Badania Wojtkowego ojca wypadły bardzo dobrze. Lekarz stwierdził, że może już podjąć próby współżycia- według niego z medycznego punktu widzenia nie ma żadnych przeciwwskazań, z tym, że nie może zagwarantować, że pacjent będzie odczuwał pełną  satysfakcję - bo odczuwanie  rozkoszy to bardzo indywidualna  sprawa i medycyna jak na  razie  niewiele może pomóc. Różnie  z tym bywa. Jedno jest pewne, że jego ejakulat nie będzie zawierał plemników, które trafiają "na  skróty" do pęcherza moczowego.  Ojciec  Wojtka uśmiechnął się i powiedział - za jednym zamachem pozbyłem  się plemników i żony - jestem po rozwodzie i wyleczony nie tylko z przerostu stercza ale i  z miłości do żony.  I z powodu tej operacji pańska żona zażądała  rozwodu? - zdziwił się lekarz.

Nie - to ja zażądałem rozwodu, bo od dłuższego czasu ona była czynnie zainteresowana innym facetem, tylko ja, kompletny debil, tego nie  widziałem i jakoś nie  skojarzyłem jej niechęci do seksu z tym, że ktoś inny mnie  w tym zastępuje. Zwalałem to na menopauzę. I jak na dzień dzisiejszy to jakoś nie czuję potrzeby pakowania  się w jakiś związek. Mam syna,  wspaniałą  synową, na  razie pracuję w niepełnym wymiarze  godzin i pławię się w  ciepełku rodzinnym, bo ojciec synowej to mój wieloletni bardzo bliski kolega. Mieszkamy  wszyscy blisko siebie i pomału mija mi stres z powodu rozwodu. A gdy za jakiś czas zostanę dziadkiem to na pewno zapomnę, że kiedykolwiek miałem żonę.

Myślę, że pomimo tego niemiłego doświadczenia zwanego rozwodem znajdzie pan jakąś przyjaciółkę, z którą spróbuje pan powrócić do pełnej sprawności seksualnej. Tylko proszę nie nadawać na  wstępie tekstu, że jest pan pozbawiony stercza - masa kobiet nawet  nie  wie co to jest a z kolei nazwa prostata kojarzy im   się tylko z poplamionymi moczem  spodniami mocno starszych panów.  Jeden  z moich byłych pacjentów, operowałem go ze dwa lata temu, mówi partnerkom, że miał wykonaną  wazektomię i dzięki temu teraz jego miłosne  igraszki nie  grożą żadnej kobiecie  ciążą. Więc proszę  się nie  skreślać z  góry z grupy tych co uprawiają seks. To musi dojrzeć, to nie jest jak miłość nastolatków, która uderza niczym  grom z jasnego nieba.

Gdy obaj ojcowie wracali do domu  zachwycali się wzajemnie swoimi dziećmi i obaj  byli  zdania, że będą zawsze oboje wspierać, bo to takie  dobre i kochane  dzieci. Wieczorem tego dnia Wojtek rozmawiał z Andrzejem wypytując go kiedy może wziąć urlop, bo "ma coś na oku", ale załatwiać trzeba już teraz i wymyślili z Martą, że oni też pojadą - i będzie to pobyt nad cieplutkim jeziorem, którego woda ma lecznicze właściwości, czyli będzie przyjemne z pożytecznym. A gdzie ty takie  jezioro znalazłeś? ja nie znam naszych jezior, nigdy nie byłem nad jeziorami, z reguły miałem w wakacje jakieś praktyki albo u nas  albo za granicą. No to może teraz będziesz  miał praktykę z tematyki rodzinnej pt."pobyt z dziećmi, żoną i przyjaciółmi na  wczasach". To dość trudna praktyka, więc my z Martą będziemy  wam pomagać, żebyście  mogli trochę  oddechu złapać od  dzieciaków. A moczenie  się w ciepłej wodzie, która ma  nawet walory lecznicze  dobrze nam  wszystkim  zrobi. Marta pisze pracę licencjacką bo stwierdziła, że nadal nie wie jak ułożyć układankę pod tytułem:  dziecko przed trzydziestką, praca, II stopień studiów. Ona  wie, że ja  zaakceptuję każdy jej scenariusz, tylko nie wie  który wybrać. Pracę może podjąć zaraz po licencjacie, zajść w ciążę , wziąć po rozwiązaniu ustawowy urlop macierzyński, potem bezpłatny wychowawczy i w tym czasie robić  studia II stopnia systemem zaocznym - mamy na to pieniądze, bo obaj nasi ojcowie są jej fanami i chcą te  studia finansować. Na razie to Marta  spać nie  może  z nadmiaru natłoku myśli. A gdzie ona by pracowała po tych studiach? - spytał Andrzej.  No w laboratorium badawczym bo nie interesuje jej praca w charakterze kosmetyczki. A ona ma na tych studiach bardzo dobrą opinię i kierownik laboratorium już ma dla niej pracę, bo to chyba jedyna, która chce tam pracować. Wszystkie chcą  być dyplomowanymi kosmetyczkami ewentualnie  najchętniej właścicielkami salonów kosmetycznych. A ona nie  chce. Ale ty Andrzejku nie  znasz jeszcze  wcale największej rodzinnej hecy - moi osobiści rodzice są po rozwodzie!

Andrzej  zaśmiał  się - i co? komu zostałeś przyznany? Przyznany to jestem Marcie. Ojciec zażądał rozwodu, dostarczył z pomocą zawodowców dowodów i sąd orzekł rozwód. Teraz ojciec jest w Polsce, pracuje, gotuje nam obiadki i robi zakupy, dom w Grazu już  sprzedany. A po tej operacji czuje  się  świetnie. I ten pobyt nad tym ciepłym jeziorem to podziękowanie od ojca i ode mnie, że go skierowałeś do swego kolegi i namówiłeś na leczenie. I twoim zadaniem będzie tylko dowiezienie  Leny, dzieci i  siebie  na  miejsce. My pojedziemy drugim  samochodem i możemy wziąć jakieś wasze szpargały, bo przy dwójce maluchów to zawsze jest dużo rzeczy do zabrania. A pojedziemy moim  samochodem,  nie Marty fiacikiem.

Andrzej chwilę milczał i powiedział - doceniam ten pomysł w pełni, ale oni są jeszcze  za mali na tak dalekie podróże. A jazda z nimi dwoma samochodem może  człowieka wykończyć psychicznie. W tym sezonie  to jeszcze  za  wcześnie na taką wyprawę. My nawet nad polskie morze jeszcze z nimi nie pojedziemy chociaż do przejechania  jest  tylko 300 km - najwcześniej  możemy gdzieś się wytaszczyć za rok. Poza tym urlop z dziećmi nie jest urlopem - to gorsza harówka niż we  własnym  domu. I przestań czaszkować nad jakimś rewanżem za to, że wysłałem twego tatę do swego kolegi. Wysłałem dlatego, że  wiem że to bardzo zdolny chirurg a nie paprak, a ty wiesz, że ty i ja jesteśmy prawie  braćmi. Gdyby mnie  się to przydarzyło co twemu tacie to też bym do niego poszedł. Mam tylko nadzieję, że ani tobie  ani mnie nie przydarzy się taki "niefart". Prędzej się nam przydarzy opadnięcie z  sił. Może w przyszłym  sezonie wybierzemy  się do Sopotu w takie warunki jak wy mieliście. 

A twoja Marta to bardzo mądra  dziewczyna i jestem pewien, że dokona prawidłowego wyboru. Nie jest nigdzie w 100% stwierdzone, że musi urodzić dziecko przed ukończeniem  trzydziestego roku życia. Dobrze  byłoby, gdyby zrobiła  to przed ukończeniem trzydziestu pięciu  lat, chociaż bywają i czterdziestoletnie pierworódki i rodzą bez problemu. A znam taką, która swe pierwsze  dziecko rodziła zaraz po 20 roku życia i był to najtrudniejszy poród nie  tylko w tym  szpitalu ale chyba w całym powiecie.  Był filmowany, bo to był kliniczny szpital i taki poród to dobra lekcja poglądowa i jak  mi potem mówił kolega to nawet widzowie filmu  mieli chęć wziąć nogi za pas i uciec. Wiem tylko, że ona więcej dzieci nie  miała, a gdy była w następnej ciąży to ją usunęła.  Szczerze mówiąc to mnie  rozczuliłeś tym, że chcecie się w jakiś  sposób zrewanżować za pomoc, ale nie myśl więcej w tych kategoriach, bo dla mnie  najcenniejsza jest wasza przyjaźń. A maluchy już  się pytają kiedy ciocia "malta psydzie". Zły jestem, bo starszy zaczyna paplać tak jak młodszy zamiast być  dla niego wzorem. Pomyśl kiedy możecie do nas  wpaść, może byście w ten weekend wpadli bo jakimś  cudownym zrządzeniem  losu nie będę miał dyżuru. To zaczekaj moment, pójdę do łazienki i zapytam  się Marty. A jest w  wannie?- zapytał Andrzej. Nie, coś pierze bo nie  wszystko jej zdaniem nadaje  się do pralki. Umówili się więc na sobotnie popołudnie  u Andrzeja.

                                                                     c.d.n.


wtorek, 21 listopada 2023

Córeczka tatusia - 43

 Tegoroczna  Wielkanoc upłynęła w dość  zimowej  atmosferze- nocą było poniżej zera, w dzień na  zmianę padał deszcz  ze śniegiem, a  chwilami sam śnieg. Ojciec  Wojtka, tak jak planował, załatwił sobie oddelegowanie  do Warszawy. Początkowo miał nadzieję, że sam zabierze  wszystkie swoje  rzeczy i zwiezie je do Warszawy, ale Marta mu uzmysłowiła, że  to będzie dużo  dźwigania toreb i  walizek, więc powinien  jednak skorzystać  z usług specjalistycznej  firmy przeprowadzkowej, która wszystko co on ma  zamiar  zabrać popakuje, przewiezie, a potem rozpakuje  zgodnie  z jego planem.  Teść przemyślał spokojnie  sprawę, potem napisał do Wojtka wiadomość, że  zgodnie  z poradą Marty wynajął speców od przeprowadzek  i  właśnie podziwia jak oni wszystko pięknie, równo składają.  I że Martusia miała bardzo  dobry pomysł, by przy "podziale" tych dóbr była teściowa i po jednej  osobie zaprzyjaźnionej  od  nich obojga. I spisał  wszystko co  zostawia i poprosił o pokwitowanie, żeby  nie  było potem oskarżeń, że  zostawił byłą żonę gołą  i bosą.

 A rzeczy, które zabierał było tak niewiele, że firma przeprowadzkowa zdecydowała o podstawieniu znacznie  mniejszego samochodu. W trakcie  tego pakowania teraz  już "była żona" usiłowała go namówić, by nie  sprzedawał domu, bo ona najchętniej by go wynajmowała od niego,  ale ojciec powiedział dość niemiłym tonem, że nie ma takiej opcji, co najwyżej to on  może ten dom sprzedać jej kochankowi, ale nie   sądzi by mu był potrzebny jeszcze jeden  dom.  " Ale ja tu byłam tak bardzo szczęśliwa!" - z płaczem stwierdziła była żona.  Ojciec Wojtka pominął to "wyznanie" milczeniem, bo uznał, że  byłaby to tylko jałowa  dyskusja. Pamiętał dobrze, że jego była już  żona potrafiła płakać na  zamówienie, niczym  zawodowa  płaczka. 

Ojciec pojechał do Warszawy pociągiem a  następnego dnia około  godziny 15,00  przyjechały jego rzeczy, które w dwie  godziny później były już poukładane zgodnie z planem opracowanym przez ich właściciela. W tym "historycznym  dniu" towarzyszył mu ojciec Wojtka, bo Wojtek  miał tego dnia godziny dydaktyczne.  Tego dnia obiad jadł u rodziców Wojtka. A późnym wieczorem Wojtek dziękował swemu teściowi za to, że umilili jego ojcu ten pierwszy  dzień nowego życia w Warszawie.  

W niecały miesiąc później firma, której ojciec Wojtka zlecił sprzedaż  domu zawiadomiła  go, że  dom jest  już  sprzedany  i pieniądze są w tej  chwili przelewane  na konto byłego właściciela. Ojciec natychmiast upoważnił Wojtka do dysponowania swoim  kontem i "cichcem" część pieniędzy wpłacił na jego konto jako darowiznę. Oczywiście  posprawdzał wpierw  dokładnie jak to wszystko przeprowadzić   zgodnie z przepisami, by nie  było żadnych  niespodzianek.

Marta, podobnie jak  Wojtek, miała  mieszane uczucia związane z rozwodem jego rodziców. Rozwód po tylu latach małżeństwa wydawał się jej sprawą dziwną. Z drugiej strony  nigdy nie przepadała  za swą teściową, bo bardzo  często odnosiła  wrażenie, że  ona wiele rzeczy robi i mówi  "na pokaz", że bardzo stara  się pokazać jaka ona jest dobra, ale czasami ta "zasłona  dobroci" jest bardzo cieniutka i prześwituje przez  nią prawdziwe oblicze  teściowej i nie jest to oblicze osoby w 100% życzliwej.

Ojciec Wojtka wyraźnie "odtajał". W kilka  dni po zamieszkaniu w Warszawie będąc u Wojtka poprosił by "młodzi" pomyśleli nad tym w  czym on mógłby im pomóc, bo on tak naprawdę ma bardzo mało pracy, więc mógłby  ich w  czymś odciążyć. Mogą mu zlecać na przykład  zakupy lub mógłby im gotować obiady, bo przecież oni oboje pracują. Jako pierwszą  sprawę do załatwienia ojciec dostał za  zadanie sprowadzenie z Austrii swojej dokumentacji medycznej  bo Wojtek chce go dopisać do "pakietu rodzinnego" w przychodni, w której oni  są  zarejestrowani. 

Najwięcej trudu musiał ojciec poświęcić by "uwieść" Misię. Marta się  śmiała, że teść  chyba pół dnia spędzał w  sklepie  z akcesoriami dla domowych ulubieńców.  Misia dostała nowe posłanie, które miało nieco wyższe i  zaokrąglone krawędzie, a teść nim je zaprezentował Misi trzymał je w psiej transportówce by przeszło zapachem  Misi.  Kupił psie gryzaczki z cielęcej wysuszonej skóry i dostosował je  wielkością do małej mordki psiny, a że  zawsze miał "przerwę obiadową" to zabierał Misię z kwiaciarni na  spacer. Sprawdził się też jako "kucharz" i odmrażane  obiady stały  się rzadkością.

Po sprzedaniu domu urwał się Wojtkowi kontakt z matką, bowiem zmieniła operatora komórkowego i  nie raczyła podesłać synowi nowego numeru. Wojtek tylko wzruszył ramionami i stwierdził, że faktycznie jego matka ma jakieś zaburzenia emocjonalne. Ale to nie jego  wina, że  jego matka  wdała  się w jakiś romans i spaprała  życie  sobie i ojcu. Powiedział o tym ojcu, który porozmawiał ze  swoim przyjacielem. Zdaniem przyjaciela ojca, matka wynajmowała mieszkanie w budynku, w którym mieszkał jej przyjaciel, ale nie mieszkała w jednym mieszkaniu z nim. I rozpowiada na lewo i prawo, że ojciec Wojtka ją porzucił dla jakiejś młódki w Polsce.  

Ojciec  się uśmiał  i powiedział - miło z jej strony, że rozpowiada że  porzuciłem ją dla jakiejś młódki a nie  dla statecznej matrony. Od  razu się lepiej poczułem psychicznie. Śpij  spokojnie Wojtku - gdy tylko zacznie  się jej woda uszami wlewać to sama do ciebie zatelefonuje żebyś ją ratował bo zaraz  utonie. Ciekawe czy uda się jej namówić tego faceta by się  z nią ożenił. Ale wydaje mi  się, że facet nie jest aż tak głupi by uwierzyć, że ona kocha jego a nie jego pieniądze. Po co miałby  się  z nią żenić, skoro to samo może mieć bez ślubu?  Dobrze, że ona ma ten swój biznes w Polsce bo ode mnie już nigdy więcej pieniędzy nie  dostanie. Może  sprzeda tę zastawę Rosenthalera którą odziedziczyła po dziadkach - to bardzo ładna porcelana, tylko nie  wiem czy są amatorzy ręcznego zmywania naczyń, bo  ta porcelana nie nadaje  się do  zmywarki, no ale może znajdzie  jakiegoś kolekcjonera. 

A ja  czytałam gdzieś, że Rosenthaler  splajtował i firmę przejął jakiś  Włoch -  stwierdziła  Marta. Nie  wykluczone  to jest- powiedział  teść. To była bardzo ładna i droga  porcelana, ale  chyba przegrała ze  zmywarkami. I na pewno  nie nadawała  się  do codziennego użytku. U nas  stała głównie jako ozdoba. To porcelana która  wymaga odpowiedniej oprawy, więc stała w jadalni, w której były meble "na  wysoki połysk" a szyby witryny były z kryształowego szkła. Przy tych nowoczesnych meblach wyglądałaby taka zastawa nieco  dziwacznie. Prawdę mówiąc to byłem zdziwiony, że te meble z jadalni znalazły amatora. Ale w Austrii jest jeszcze wielu tradycjonalistów. Poza tym nie żyłowałem za nie  ceny. Moja  była powinna  docenić fakt, że nie sprzedałem tego kompletu, bo odziedziczyła go po dziadku,  a wtedy  jeszcze  nie  mieliśmy rozdzielności majątkowej. A dlaczego zrobiliście  rozdzielność majątkową - dociekał Wojtek. No bo zostałem udziałowcem firmy a zdaniem  matki to była  skrajna głupota. Jak na  razie  firma  działa a  nasz związek już nie. I teraz  dopiero widać co było głupotą.

Wojtek ciężko westchnął- nie jestem już  dzieckiem ale  dopiero teraz  do mnie  dociera przez jaki stres  musiała przejść Martusia gdy jej rodzice  się rozchodzili.  Marta  wzruszyła  ramionami - stres to miałam gdy jeszcze byli małżeństwem, bo moja matka wciąż mi mówiła że ja jej w życiu przeszkadzam. Nigdy czegoś takiego nie  słyszałam od taty. Ona nie pracowała  zawodowo a wracałam  często do pustego  mieszkania bo gdzieś wychodziła. Tata pracował ale dla mnie to zawsze miał czas i nigdy  nie  słyszałam, że mu w czymś przeszkadzam. 

No tak - zgodził się Wojtek- nigdy  nie   wracałem  do pustego  mieszkania, a matka nigdy nie powiedziała że jej  w życiu przeszkadzam.  Była raczej nadopiekuńcza niż nie dbająca o mnie.  Dobijała  mnie  tylko gdy w liceum ciągle mnie wypytywała o to co było  w szkole i czy mam już jakieś nowe koleżanki. Tak jakbym tylko po to chodził do  szkoły by poznawać tam  jakieś dziewczyny. Ona  chyba  zawsze miała  chorą  wyobraźnię. A już jej tekst,na temat tego, że dostała pozew, bo ty tato poznałeś w  szpitalu jakąś chętną na ciebie  panią to mnie  dobił. 

Ojciec  Wojtka  zaczął się śmiać- ja tylko złożyłem podpis i tak naprawdę nie przeczytałem tego co tam było napisane. Od  tego przecież miałem wynajętego prawnika. Ale w złożonym  w sądzie  wniosku było napisane,że szanowna małżonka  mnie zdradziła i że są na to dowody. Ja pozwu nie  wystawiałem,  ja tylko wnioskowałem o rozwiązanie  małżeństwa i podawałem powody i nie  były to względy natury estetycznej bo ma  zmarszczki i fałdy tłuszczu  czy też  cellulit. Wiesz, nie  wykluczam  możliwości, że się w tamtym facecie  zadurzyła, bo to facet, który  zawsze  wszystkim babkom komplementy sadził. Są tacy faceci, którzy każdą nazywają "piękną panią" nawet jeśli kobieta przypomina  skrzyżowanie słonicy z hieną  -z postury  słonica,  z natury  hiena. I dobrze, że  wynająłem detektywa- przynajmniej sprawa  była jasna, sąd nie namawiał mnie do wybaczenia małżonce  błędu z uwagi na  małoletnie dziecko, bo trudno ciebie synu zaliczyć do małolatów. Wpierw planowałem, że ją uprzedzę o tym, ale Henri wybił mi to z głowy. A poza tym nie  wykluczam, że ona go kocha, bo ona  kocha pieniądze a on to bardzo forsiasty facet. Nie wiem tylko czy ona  wie, że on z tych co często zmieniają partnerki, ale to już nie  jest moje zmartwienie - ma to co sobie wybrała. Ja raczej niezbyt  często będę bywał w Austrii a na  szczęście  stać mnie jeszcze na  hotel gdy będę musiał tam być w jakiejś prywatnej  sprawie, a za pobyt służbowy to mi zwróci firma. Z tym, że pobytów prywatnych w Grazu to raczej nie przewiduję. Poza tym zawsze  mogę przenocować  albo u Henriego albo Kristofera.

A co zrobisz jeśli mama dojdzie  do wniosku, że jednak cię bardzo kocha i poprosi byście jednak wrócili do siebie- spytał Wojtek. Nie ma mowy, żaden powrót do sytuacji sprzed rozwodu  nie jest przewidywany. Bo ja całkowicie  straciłem do niej  zaufanie. Ona właściwie już dla mnie  nie istnieje a fakt, że  cię urodziła nie ma  w tym wypadku żadnego  znaczenia. Wybrała kogoś innego no to niech  się nim  cieszy.

Przecież to dorosła osoba  a nie  dorastająca panienka, która ma  niewielkie pojęcie o życiu. Dość długo rozmawiałem z naszym szefem i powiedział, że  wkrótce przedstawi mi pewną propozycję,  bym te kilka lat do emerytury przepracował w dalszym  ciągu za euro a nie  za złotówki. I, jak powiedział to bardzo się  cieszy, że chcę być w Polsce, bo ma  do mnie zaufanie i wie, że nie trzeba mnie pilnować. Na linii służbowej dobrze mi się układa, a tą aferę z twoją matką to już przetrawiłem. I dobrze, że będę teraz  w Polsce urzędował - tym samym  sprawa  zejdzie z ludzkich języków.  Mam tylko wrażenie, że twoja  matka będzie częstym gościem w Polsce, bo ma tu firmę, która będzie jej jedynym źródłem utrzymania. No ale może  wpadnie na pomysł by ją przenieść do Austrii. Nie wiem i tak naprawdę niewiele mnie to interesuje. Słyszałem plotkę, że ona chce otworzyć firmę na Słowacji, gdzieś  blisko polskiej granicy bo tam teraz  Słowacy bardzo dużo  forsy ładują w różne  nowe ośrodki turystyczne. No i  się liczą w  euro - stanowczo  są bardziej  europejscy niż Polska.  A tę  jej firmę w Polsce to też panowie detektywi przejrzeli. 

Tato, a co robi ten jej facet?  Ma kilka  wyciągów narciarskich w naszych okolicach. Jemu też  się przyjrzeli i jak na  razie to on jest z nią, innych kobiet z nim związanych nie  wypatrzyli. Ja nie  życzę synku źle twojej matce - mam tylko żal, że nie przyszła i  nie powiedziała  mi uczciwie, że niestety jej miłość do mnie to czas przeszły - mogliśmy się przecież w spokoju  rozejść a nie  być niezdrową sensacją wśród znajomych. A to się ciągnie już kilka lat tylko ja się dopiero niedawno o tym dowiedziałem.

                                                                             c.d.n.



poniedziałek, 20 listopada 2023

Córeczka tatusia - 42

 Kilka dni po wyjeździe ojca do Austrii, zatelefonowała do Wojtka jego mama. Wpierw taktownie dopytała  się co u nich, czy  wszyscy zdrowi a potem powiedziała: "twój ojciec  Wojtusiu  chyba kogoś poznał w tym szpitalu i nawiązał jakiś romans bo dostarczono mi pozew rozwodowy".

Wojtek wybuchnął śmiechem i powiedział - tata na pewno nikogo w  tym szpitalu nie poznał, poza tym miał tam naprawdę inne zajęcia niż poznawanie jakichś panienek. Jeżeli sądzisz, że facet, który dobiega już sześćdziesiątki, ma  założony cewnik przezcewkowy do pęcherza i dzierży w  dłoni pojemnik z kapiącym do niego moczem  jest zajęty podrywaniem czy też poznawaniem jakichś  kobiet  to  znaczy, że masz  chorą wyobraźnię. Chyba jeszcze pamiętasz w którym miejscu faceci mają cewkę moczową. W pozwie chyba masz napisane dlaczego ojciec chce  się z tobą rozejść. A jeśli nie  wiesz i nie jest to napisane to się go zapytaj, to nie  boli. Wiedziałaś, że ojciec jest   w szpitalu i nie przyjechałaś  tu by go podtrzymać na duchu i czuwać nad nim gdy wracał po operacji slipingiem do Austrii.  I z tego powodu chce  rozwodu? - matka najwyraźniej "rżnęła głupią"- koń by się z tego uśmiał. No wiesz- po prostu olałaś jego stan  zdrowia- to też o czymś  świadczy- nie ustępował Wojtek.

Równie  dobrze ty mogłeś go odwieźć do Austrii - odparowała matka, a Wojtek słysząc to miał ochotę natychmiast zakończyć  rozmowę. Przemógł  się jednak i powiedział - nie  mogłem- właśnie podjąłem pracę. Gdybym mógł to bym pojechał razem z nim.

Twój ojciec wyrzuca mnie  z domu bo chce go sprzedać!- matka coraz bardziej podnosiła  głos. Ma rację- stwierdził Wojtek obojętnym  tonem - nigdy  nie mogłem pojąć na co dwóm osobom bez  dzieci taki duży  dom, w którym zupełnie  swobodnie mogłoby  mieszkać i osiem osób. Gdyby to był dom przy terenach  narciarskich to bym podejrzewał, że planujecie zrobić tam pensjonat, ale to dom w mieście. Poprzednie wasze  mieszkanie było wystarczająco duże.  Mamo, muszę kończyć rozmowę, jestem w pracy. Masz w  Grazu całą masę przyjaciółek, z nimi o tym porozmawiaj, one  są na miejscu, na pewno ci pomogą. Do usłyszenia mamo.......i wyłączył telefon.  

W minutę później  zatelefonował do ojca i powtórzył mu całą rozmowę. Tata trochę  się  razem z Wojtkiem pośmiał z chorej  wyobraźni swej "jeszcze  żony" i powiedział, że zaraz opowie to swemu przyjacielowi, bo wyobrażenie sobie siebie z cewnikiem i pojemnikiem na mocz podrywającego jakieś  babki szalenie  go rozbawiło. No przecież mówiłem ci, że ona sfiksowała - powiedział ojciec. Z  dużym zainteresowaniem wysłuchał opowieści Wojtka o jego pierwszym wykładzie, ze trzy razy dopytywał  się, czy na pewno  będą mu wypłacać stypendium doktoranckie, stwierdził, że to nawet dość strawna kwota jak na polskie  realia i prosił Wojtka by w razie najmniejszych nawet  "zacięć" finansowych natychmiast ojcu to zgłosił.  Ponadto zapewnił syna, że nie ma  zamiaru wstrzymać zasilania  kasy syna tą kwotą, którą mu przysyłał w trakcie  studiów, bo wie, że i on i Marta  nie wydają pieniędzy na jakieś  głupstwa i to czego nie  wydadzą odkładają na konto. Wojtek powiedział ojcu, że przecież  nie wydał wszystkich pieniędzy ze sprzedaży "swego" mieszkania, bo kupiony dla Marty  samochód nie był nowy i miał naprawdę  strawną cenę, bo Wojtka kolega zajmuje się handlem używanymi  samochodami i mu ten samochód dla Marty naraił, a ma chłopak zwyczaj nie  zarabiania na dobrych  znajomych.

Oooo, to duża rzadkość w  dzisiejszych  czasach stwierdził ojciec. A ja jutro mam w planie obejrzenie kilku mieszkań - zainteresowało mnie jedno, w starym, ale zrewitalizowanym budynku cztery pokoje z tak zwanym pokoikiem dla służącej - to taki mały pokoik z oknem, z szafą w ścianie, do którego wejście jest z kuchni. Jak będę to wszystko obfotografuję. I to mieszkanie to można kupić lub wynająć. I jest na pierwszym piętrze, a ten budynek     jest jeszcze  z czasów gdy nie  wszędzie  były windy. Tato - obejrzyj dokładnie ten dom od  strony podwórza i sprawdź w dokumentacji co oni wymienili na nowe w trakcie  rewitalizacji żeby potem nie było awarii za  awarią. Oni ci muszą udostępnić ją do  wglądu. Myślę, że jednak byłoby lepiej gdybyś wybrał nie taką  zabytkową kamienicę. A jakie masz jeszcze propozycje?  

W szeregowcu z mini ogródkiem wielkości bardzo dużego balkonu. Gdyby to był skrajny kawałek budynku to ogródek byłby większy.  Tata,  na co ci skrajny kawałek  szeregowca- te  skrajne to trudne  do ogrzania bo z trzech  stron jesteś  wystawiony na wiatr. I masz więcej trawy do koszenia. A podłączony ze  wszystkim do sieci miejskiej? A w ogóle jak z parkingiem?  

Jest w pobliżu płatny wielopiętrowy, ale jak nie będę miał obok  siebie matki to mi pieniędzy na parking nie zabraknie.  Można  sobie  wykupić roczny abonament. Nie jest to może tanie, ale  wygodne. Wiem, że w tym szeregowcu jest centralne ogrzewanie, ale jeszcze nie wiem czy miejscowe czy z sieci miejskiej, ale na pewno nie ma pieców w chałupie. A ile jest pokoi w tym szeregowcu? Trzy, ale całkiem  spore, duża kuchnia z aneksem jadalnym, łazienka, WC.  Tato to obejrzyj dokładnie to mieszkanie  w  szeregowcu. Jak wiesz dzieci własnych już nie będziesz miał to trzy duże pokoje na jedną lub dwie osoby  to jest zupełnie wystarczająca ilość. Po nieomal godzinnej rozmowie panowie rozłączyli  się.

Wieczorem przy kolacji Wojtek opowiedział żonie o rozmowie ze  swoją matką i o tym, że ojciec szuka dla siebie jakiegoś lokum. Przepatrzyli oboje  na komputerze te podane przez ojca lokalizacje. Marta wpatrując  się w ekran  stwierdziła, że Graz jest tak mały, że ona to by właściwie na miejscu  ojca  wyprowadziła się w granice miasta, bo tam jest bardzo ładnie a ojciec przecież wciąż jeździ  samochodem, więc mógłby mieszkać nieco dalej od  centrum. Wojtek stwierdził, że odniósł  wrażenie, że ojciec dlatego sprzedaje dom, bo chce zmienić pracę i przenieść  się do Wiednia. To wygląda tak, jakby ojciec chciał po rozwodzie zmienić całe  swoje życie i być jak najdalej od swej byłej żony, bo zdaje  sobie  sprawę z faktu, że najprawdopodobniej był ostatnią osobą, która  dowiedziała  się, że matka ma kochanka.

Pewnie tak - zupełnie nie  znam się na tym. Ale tak między nami mówiąc to dziwi mnie  to, że ojcu nie  zapaliło  się czerwone światełko w mózgu w  sytuacji gdy matka unikała z nim seksu, skoro wcześniej nie  bywało takich sytuacji- powiedziała  Marta.   Wojtek wzruszył ramionami - mam wrażenie  że większość  ludzi osądza innych podług  siebie i jakoś nie  bierze pod  uwagę faktu, że żona  czy też mąż ma o danej sytuacji zupełnie inne zdanie. W czasach  gdy oni byli w naszym  wieku panienki z dobrych domów nie migdaliły  się  w kinie z chłopakami i nie dawały się obmacywać i nie uczyły  się anatomii na żywym modelu a nagiego chłopaka oglądały co najwyżej na obrazku. Pamiętasz jak na golasa biegaliśmy nad Narwią żeby  szybciej wyschnąć i nie  zamoczyć ubrania? I jak było fajnie? Marta uśmiechnęła się - no jasne, że pamiętam. A potem się opalaliśmy i w domu musiałam się przyznać tacie, że byłam na wagarach i prosić by mi napisał usprawiedliwienie. Miałam wtedy w wykonaniu taty wykład z anatomii, fizjologii i psychologii i dostałam od taty  fajną lekturę i zapewnienie, że mogę się  zawsze go o wszystko, czego nie rozumiem zapytać a on mi wytłumaczy. I wcale mnie  nie ochrzanił za to, że zwagarowałam. Bo twój tata był i jest nadal bardzo mądrym facetem - powiedział Wojtek. I ja naprawdę go kocham i bardzo szanuję. Mój to powinien się od  niego wielu rzeczy nauczyć.

Późnym wieczorem matka Wojtka przysłała mu wiadomość, że rozprawa w sądzie odbędzie  się za dwa tygodnie i, co wielce ją zdziwiło,  wpierw będzie sprawa dotycząca majątku i praw własnościowych a dopiero później sprawa rozwodowa. Wojtek jej odpisał, że on się na tym wszystkim nie zna, nie mieszka już w Austrii i raczej nigdy nie będzie tam  mieszkał na stałe i nie ma zamiaru poznawać  austriackich przepisów. I na ten temat to powinna porozmawiać z ojcem, bo Wojtka z Austrią nic  nie łączy. Poradził też matce, by rozejrzała  się za jakimś mieszkaniem  dla siebie, bo raczej ma  małe  szanse  na odkupienie od taty tego domu. A wg sądu, który  działa na podstawie dokumentów, dom jest taty i nigdy nie  był ich wspólną  własnością, bo gdy go ojciec  kupował to już mieli rozdzielność majątkową. Wg mnie - napisała  matka- to ojciec powinien ci ten dom zapisać a nie  sprzedawać go. Wojtek  tylko ciężko westchnął i napisał - ale ja nie chcę mieć domu w Austrii bo jeśli kiedyś się wyprowadzę z Polski to na pewno nie do Grazu- zrozum  to wreszcie! Wywieźliście mnie tam siłą bo byłem jeszcze nieletni i z radością wróciłem do Polski gdy wreszcie mogłem o sobie decydować. Idziemy zaraz z Martą  spać, więc już dziś nic nie pisz do mnie. Dobranoc.

Następnie zatelefonował do ojca i zapytał ile jest  prawdy w tym co mu napisała matka. Ojciec napisał, że faktycznie  wpierw będzie rozprawa majątkowa a potem dopiero rozwodowa, tak mu doradził prawnik. A gdzie ty jesteś - spytał się Wojtek. A u Kristofera, bo gdybym był w  domu to by mnie zamęczyła jęczeniem, płaczem i gadką, że ona mnie kocha.  A jak się czujesz z nową sikawką?- spytał Wojtek. No super - wszystko jest w najlepszym porządku - naprawdę jestem zachwycony wynikiem tej operacji bo nie bardzo wierzyłem, że  to wszystko da się naprawić. Nic  mnie  nie boli i tutejszy  urolog twierdzi że to wszystko zostało po mistrzowsku zoperowane.  Nawet nie masz pojęcia jak to fajnie gdy nie masz cały  czas parcia na mocz i nie sikasz stojąc przy tym 15 minut albo i dłużej. 

W dwa  tygodnie później rzeczywiście odbyła  się rozprawa dotycząca praw własności a ojciec dał ogłoszenie o sprzedaży domu. Na razie mieszkał u swego przyjaciela i starał się o służbowe przeniesienie do Warszawy, gdzie wszak miał gdzie  mieszkać i jego  firma nie  musiała dla niego wynajmować na  swój koszt mieszkania, co firmie bardzo odpowiadało. Pomału selekcjonował swoje rzeczy, większość wszelakiego dobra zostawiając  "jeszcze żonie". Zrobił nawet  w  dwóch egzemplarzach  listę tego wszystkiego co zostawiał, bo wszak część dóbr wniosła również "jeszcze  żona". Dobrze  wiedział co jest w mieszkaniu które czekało na niego w Warszawie, bo będąc tam ostatnim razem wszystko sobie dokładnie spisał. Sąd wyznaczył termin, do którego dom miał zostać przygotowany do sprzedaży.

Rozprawa rozwodowa wielce rozczarowała "jeszcze  żonę" gdy zamiast swego męża zobaczyła tylko i wyłącznie adwokata, który sądowi wytłumaczył, że jego klient jest po operacji i nie  czuje się na  siłach by stawać w sądzie. Przedstawił też sądowi listę rzeczy, które  ojciec Wojtka  zostawił, bo uznał, że to żona je kiedyś zakupiła, oraz opinię lekarza na temat tego, że brak pożycia małżeńskiego doprowadził jego klienta do choroby a ewidentny romans "jeszcze żony"  spowodował trwały rozpad związku. Ponadto  sąd obejrzał zdjęcia które  zrobił wynajęty detektyw.

Rozprawa trwała około godziny i sąd orzekł rozwód. Adwokat powiadomił swego klienta o wyniku rozprawy telefonicznie a ojciec natychmiast  zatelefonował do swego syna do Warszawy. Wojtek wysłuchał sprawozdania ojca i powiedział - mam mieszane uczucia i właściwie to żal mi was obojga. Ale to wasze życie, nie  moje. Ojciec Marty też był rozwiedziony, ale udało mu  się jednak spotkać kobietę, z którą wiedzie teraz szczęśliwe życie. Miejmy nadzieję, że i wam obojgu nowe związki przyniosą szczęście. Widać, że nie byliście  sobie pisani.

                                                                c.d.n.

 


sobota, 18 listopada 2023

Córeczka tatusia - 41

 Po świętach ojciec Wojtka zajął się zmianą  wystroju mieszkania, w którym przedtem mieszkała  jego już  nieżyjąca siostra i Wojtek gdy studiował. Obecne  w nim  meble tzw. "na  wysoki połysk" zostały zastąpione  jasnymi nowoczesnymi meblami , które miały dwie  zalety - były w naturalnym kolorze sosnowego drewna,  nie kosztowały  majątku, były nie  tylko nowe ale  i łączyły  w sobie  dwie  cechy - nowoczesność i funkcjonalność. Kuchnia  też dostała  nowy  wystrój, współgrały  w niej dwa kolory- matowa  biel i dwa odcienie popielatego koloru- jasny i nieco ciemniejszy. Dotychczasowe  meble zabrał jeden ze  znajomych ojca, nie mogąc  się nadziwić, dlaczego ktoś  się pozbywa takich porządnych i ładnych mebli  i na dodatek nie żąda za nie fortuny. A nowy  wystrój  mieszkania bardzo podobał się i Marcie i Wojtkowi. Całe to przemeblowanie i odświeżenie mieszkania zajęło raptem 8 dni. Co prawda ekipa pracowała  tam od  ósmej rano do wieczora i była cały czas  dozorowana przez Wojtkowego ojca, który miał jeszcze zwolnienie lekarskie. Zgodnie  z  zaleceniem lekarskim ojciec  tylko "dyrygował" i  do niczego  "nie przykładał ręki". Wojtek był zdumiony przemianą swego ojca ale bardzo mu się ta nowa wersja ojca podobała.  

W pewnej chwili powiedział do Marty, że ma wrażenie jakby chirurg zoperował ojcu nie  tylko stercz ale i przeprogramował jego mózg.  Marta też stwierdziła, że jej teść nagle  bardzo się zmienił, ale to raczej nie wynikało z interwencji chirurgicznej a nagłej zmiany sytuacji życiowej - po prostu twemu tacie otworzyły  się oczy i przeżył szok gdy dowiedział się, że jego małżeństwo jest fikcją a kobieta,  z którą  spędził tyle lat nie kocha go, a na dodatek oszukuje - tłumaczyła Wojtkowi Marta. W odczuciu  Marty to jej teść okazał się być człowiekiem o silnym charakterze i całe szczęście, że się nie  załamał i oni oboje oraz rodzice Marty są dla  niego w tej sytuacji wsparciem. 

Ojciec wyjeżdżając do Austrii powiedział do Wojtka, że rozmawiał ze swoją "jeszcze  żoną" i powiedział jej by poszukała dla siebie jakiegoś mieszkania, bo on sprzedaje dom i przeprowadzi  się do mieszkania, które mu już wynajął jego znajomy. I dodał - moja "jeszcze  żona"  ma niezłe poczucie humoru - wpierw mi powiedziała bym  się jeszcze zastanowił nad  rozwodem, a potem że ona mnie  kocha, ale nie podjąłem dalszej dyskusji, bo w moim odczuciu gdy się kogoś naprawdę kocha to się nie romansuje z innym. Gdy dojadę na miejsce to dam ci znać co u mnie. Miałem jednak super pomysł by zamiast  mnie  stawał w  sądzie adwokat, ale oczywiście ona o tym nie  wie. Poza tym chyba sobie załatwię pracę w naszej delegaturze i jeżeli mi  się to uda to niedługo zjadę do Warszawy. I cieszę  się ogromnie, że z tego  co widzę to wy z Martusią nie macie w  swym związku problemów. Uważam, że w pełni dogadujecie  się z Martusią. Aż  miło na  was oboje patrzeć, bo widać, że się świetnie  rozumiecie i kochacie. 

Wojtek roześmiał się - od podstawówki trenujemy bycie razem i mówienie  sobie  wzajemnie o tym czego od siebie  oczekujemy, co nam sprawia frajdę a co niekoniecznie nam odpowiada i to dotyczy praktycznie wszystkiego - tego co jemy, urządzenia mieszkania, całej sfery intymności, lektur, oglądanych filmów, wypoczynku i osób z którymi przebywamy razem lub  z którymi się przyjaźnimy oboje lub indywidualnie.

I choć znam każdy skraweczek jej ciała ciągle mi jej mało i zawsze coś nowego mnie zachwyci. Andrzej twierdzi, że ma tak  samo, chociaż przed ślubem znali się zaledwie  rok, ale też jest  wciąż  zakochany w  swej żonie i ciągle jeszcze  coś nowego w niej odkrywa.  Oczywiście  był przy obu porodach i po raz pierwszy w  życiu spanikował na  widok krwi, gdy przy  drugim porodzie nacinali Lenie krocze - bo drugi poród był trudniejszy niż pierwszy. A że odbierał jego kolega, to Andrzej sam ją  zszywał i przed  zszywaniem porządnie  znieczulił  bo robił artystyczny szew, taki jak przy operacjach plastycznych. Mnie  założył znacznie  więcej szwów niż normalnie bo miał przed oczami  przerażoną twarz Marty gdy mnie przywiozła a jednocześnie  był zachwycony, że tak przytomnie oceniła sytuację. 

Tato, a ty byłeś przy mamie gdy mnie  rodziła?  A skądże!- zaczęła rodzić gdy była  z wizytą u cioci Janki, ta  wezwała karetkę, nie pozwolili  ciotce by jechała  z nimi, ciocia Janka w życiu nie prowadziła samochodu bo mąż jej nie dopuszczał do kierownicy, a te buce z pogotowia powiedzieli, że nie  wiedzą do którego szpitala ją zawiozą bo wszędzie  jest przepełnienie. Szukałem was  po całej Warszawie i znalazłem w  szpitalu w Milanówku. A i to tylko dlatego, że  mój  szef miał znajomego  milicjanta i to on  was wytropił swoimi kontaktami. Wiesz-  wtedy to były nieco inne  czasy - żadnych porodów  z mężem, żadnych odwiedzin na porodówce. Dobrze, że  się to  wszystko jednak zmieniło, chociaż te  wszystkie  zmiany były dla  wielu osób w Polsce  bardzo bolesne i zupełnie  nie mogli się niektórzy odnaleźć w nowej rzeczywistości. I nie mogę  się  oprzeć  wrażeniu, że nadal cała masa ludzi tęsknie spogląda  w tył bo ich  zdaniem  "wtedy była równość" a "bogacze byli tępieni". Wielu ludziom marzy się powrót do sytuacji gdy było realizowane  przysłowie  "czy  się  stoi czy  się leży  dwa tysiące  się należy". Wyjechałem stąd z wielką ulgą. 

Wiesz, gdy wczoraj pan Andrzej mówił, że powinniśmy wszyscy razem mieszkać bliżej siebie, to pomyślałem, że gdybym  dobrze  sprzedał ten dom w Grazu to mógłbym zainwestować w jakiś  duży dom w Warszawie. Wiem, że niektórzy  zawiązują prywatne spółdzielnie budowlane i wtedy budują tak zwane wille wielorodzinne, czyli nieduże domy na 4 rodziny. Muszę się koniecznie  szybko skontaktować z człowiekiem, który  mi o tym mówił i zbadać tę  sprawę. Wy, rodzice Marty, my i Andrzej z rodziną i już byłby komplet na taką willę czterorodzinną. 

Wojtek zamyślił  się i powiedział, że nie ma nawet bladego pojęcia jak finansowo stoi Andrzej, ale wie, że jest członkiem którejś ze  spółdzielni mieszkaniowych na Ursynowie, ale nie ma pojęcia której, ale ma  wrażenie, że Andrzej ma w  związku z tym zablokowane pieniądze bo to będą mieszkania własnościowe, więc jest dużo większy  wkład. A jeśli idzie o rodziców Marty i o  nich, to oni są bardzo szczęśliwi mieszkając na tym starym WSM-owskim osiedlu, bo każde nowe osiedle jest coraz   dalej od  centrum i pierwsze lata mieszkania na takim osiedlu to wielka udręka. I przemilczał fakt, że Marta ma mieszkanie na Ursynowie i ktoś je od  niej wynajmuje, przemilczał też  fakt, że jego mieszkanie na Ursynowie lada moment będzie oddane do użytku.  

Wieczorem gdy opowiadał o tej rozmowie Marcie powiedział, że nie umie powiedzieć dlaczego zataił te informacje przed  swoim ojcem,  to było jakieś bardzo podświadome  działanie  z jego strony. Może, gdy naprawdę jego rodzice się rozejdą  wtedy uchyli rąbka tajemnicy. Dziś oni są skłóceni, ale jakby na to nie spojrzeć są małżeństwem z trzydziestoletnim stażem i być może  dojdą  do wniosku, że rozwód wcale ich nie urządza i pogodzą się.  A poza tym jego matka wcale  nie marzy o powrocie  do Polski, więc jeśli by  się pogodzili to nadal będą mieszkać w Austrii. Marta po chwili zastanowienia  się powiedziała, że ani jej ojciec, ani Pati też nie pisnęli słowem na temat mieszkań Marty i Wojtka na Ursynowie. 

Marta natomiast powiedziała teraz mężowi, że w październiku kończy się jej umowa z facetem, który wynajmuje jej mieszkanie na Ursynowie i że w  związku z tym mogą rozpatrzeć czy zaproponować Andrzejowi jej  ursynowskie mieszkanie na  zasadzie zamiany jej już istniejącego mieszkania z jego jeszcze się budującym. Bo one są nawet  dość blisko siebie i chyba nawet identyczne metrażowo. A to, że Wojtek nie jest zorientowany w sytuacji finansowej Andrzeja  nie  znaczy  wcale, że jest ona zła. Bo jakby nie było Andrzej ma doktorat i pracuje już od  dość  dawna w bardzo dobrej klinice i na pewno zarabia więcej niż w państwowym szpitalu. A prywatnym  zdaniem Marty to chirurdzy chyba powinni dostawać jakiś  "dodatek stresowy" bo to szalenie  wyczerpujący nerwowo zawód. Nie  dość, że nauki od  groma bo człowiek to cholernie skomplikowany twór to są  ciężkie warunki pracy. 

Jeden z ich kolegów z podstawówki  ma ojca, który był a może i nadal jest neurochirurgiem i on zabronił synowi zdawania na medycynę bo to wielce wyniszczający  zawód.   Wiem o kim mówisz - powiedział Wojtek- mówisz o Kaziku B. Oni wyemigrowali i mieszkają w Luksemburgu. Ostatnia  wiadomość o nim brzmiała, że studiuje  architekturę- teraz pewnie już  skończył, a jego ojczulek nadal jest czynnym neurochirurgiem. Bartosz mówił, że rodzice  zafundowali Kaziowi siostrę, co go dziwnym trafem  wcale nie uszczęśliwiło, bo jest od niego dużo  młodsza. A co robi Bartek? - spytała Marta.  Nie mam pojęcia- gdy z nim rozmawiałem to  był na urlopie  dziekańskim na "esgiepisie" a ja go spotkałem szalenie  dawno w tramwaju gdy byłem chyba na trzecim  roku. Narzekał, że się  wszyscy rozjechali po świecie, ale  więcej się nie  spotkaliśmy. Zresztą to nic  dziwnego, w  szkole też raczej nie  byliśmy w jednej  sitwie.

Marta pokiwała tylko głową, chwilę milczała i potem powiedziała - wyczytałam w jakimś czasopiśmie, że my, jako naród  zaczynamy być największą diasporą - jeszcze  trochę a  niemal w każdym kraju będzie  można spotkać Polaka - autor artykułu usiłował rozwikłać dlaczego tak  się dzieje skoro nikt nam ojczyzny nie okupuje. Sporo jest Polaków  w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii a najmniej w Rosji i Chinach. Oczywiście autor  nie  rozpatrywał tu  wyjazdów turystycznych, tylko te związane  z dość długotrwałym zamieszkaniem. Bo jeśli idzie o turystykę to chyba  tylko na Biegunie  Południowym nie bywamy i w bardzo "Czarnej Afryce", ale Egipt, Tunezję, Maroko, Algierię to odwiedzamy i to chętnie. Jedna dziewczyna  z mojej grupy była zimą w Maroku i bardzo sobie ten pobyt  chwaliła. Co prawda z tej okazji zawaliła  sesję, ale  nie  wyglądała na   zmartwioną  tym faktem. Ona  nawet  miała  ze  sobą notatki, tylko jakoś zabrakło jej  zapału by w nie  chociaż  zerknąć.

Kochanie  moje, gdy skończysz te  studia to na pewno gdzieś się  wybierzemy. Może właśnie  zimą do jakiegoś "ciepłego kraju". Ja będę miał 30 dni roboczych urlopu, dni ustawowo wolne od  pracy nie  są wliczane do urlopu.  Fajnie  mi się siedzi w jednej "kajucie" z Michałem - dopiero teraz widzę jaki to mądry i życzliwy człowiek. I baaardzo bystry i ogromnie taktowny. Moja wiedza przy jego wiedzy, nie  tylko z naszej tematyki, to jak jedna pestka słonecznika przy ilości wyłuskanej z całej tarczy słonecznika, jak taka mała kropelka przy wodospadzie. Wpadniemy do  nich gdy im się  dzieciaki wychorują. Całe szczęście, że teraz nieomal przeciwko wszystkim  dziecięcym chorobom są szczepienia i nawet jeśli dzieciaki coś  załapią to przechodzą to lekko, bez powikłań. Tak brzmi teoria, ale jak mówi Michał teoria i praktyka  nie  są zgodnym stadłem i chodzą  zupełnie różnymi drogami.

Starszy siedzi teraz w domu bo w jego przedszkolu rozpanoszyła  się ospa wietrzna , więc przy pierwszym zgłoszonym przypadku zachorowania żona Michała  zatrzymała  starszego w  domu i przez kilka dni zadręczała siebie i dzieci sprawdzaniem czy  aby któreś nie  ma podejrzanej wysypki. Śmiejemy się z Michałem, że można napisać humoreskę pod  tytułem straszliwe  skutki ospy wietrznej w  przedszkolu, bo jak się śmiejemy przez to, że w przedszkolu starszego jest ta wietrzna ospa ja  musiałem nagle zastąpić na wykładach Michała co mnie przyprawiło o straszliwy stres i podobno na  wieść o tym nagłym zastępstwie zrobiłem  się zielony na twarzy, ale Michał wygrzebał w domu swoje konspekty i dostarczył  mi je dwie godziny przed wykładem  i jakimś cudem dałem radę, bo na moje szczęście był to maszynopis a nie jego hieroglify. I jak mi powiedział- pewnie na pocieszenie- panowie studenci byli zadowoleni, bo im na  dzień dobry powiedziałem, że po raz pierwszy prowadzę wykład i że jeżeli coś co powiem będzie dla kogoś mało jasne, to niech od  razu mi to zgłoszą i postaram  się to jaśniej z siebie wydalić.  I teraz co i  rusz Michał zostawia mnie na  pastwę studentom, bo przyniósł do pracy wszystkie swoje konspekty, a ja je sobie przetłumaczyłem  na  swoją modłę. Michał to popiera, bo jest pewien, że ja to im tak wytłumaczę,że bez trudu pojmą o co biega, bo jakby nie  było sam to całkiem niedawno pojąłem  i pamiętam co mnie  czasem sprawiało trudność. 

Jest  nieco zły, bo to przedszkole tanie nie jest a dzieciak siedzi w  domu, bo tam kolejne zachorowania a teraz jeszcze  doszła odra, przeciwko której  dzieci były  szczepione, ale to  nie uchroni  ich w 100% przed  zachorowaniem.  Teraz na  tempo szukają jakiejś osoby by albo posiedziała z młodszymi w domu albo przewietrzała  starszego na spacerze. No ale wtedy to będzie wywalał pieniądze i na przedszkole, do którego starszy nie  chodzi i na kogoś do opieki. Do tego wszystkiego jego żona czuje się winna, że za niego wyszła mając na głowie  dziecko i tonie  we łzach. 

Podpowiedziałem mu, żeby skrzyknął się z rodzicami dzieci, które profilaktycznie siedzą w domu by rodzice  tych  dzieci ponosili mniejsze opłaty, bo odpada opieka nad nie uczęszczającymi do przedszkola  dziećmi i ich wyżywienie, więc powinni płacić tylko czynsz za lokal, by dzieci miały dokąd wrócić gdy  się cała  sytuacja unormuje. No i ma zamiar tak właśnie  zrobić. Stwierdził, że jestem geniuszem, bo to logiczne rozwiązanie. Muszę zatelefonować do Andrzeja  i opowiedzieć mu o tym, bo on nie może  się doczekać chwili gdy jego chłopcy pójdą do przedszkola.  Michał się śmieje, że  dzięki infekcji w przedszkolu przestałem się bać godzin dydaktycznych  i dobrze mi to idzie.

Mam nadzieję że mówi prawdę a nie podpuszcza  mnie by mi poprawić morale.

                                                                 c.d.n.