Wojtek skontaktował się z facetem, który chciał sprzedać domek i poinformował go, że jednak nie zakupi domku bo nie dostanie na niego kredytu z Banku, a od prywatnych firm udzielających kredyty nie ma zamiaru pożyczać, więc raczej nie ma sensu by oglądał ten dom. Przy okazji powiedział, że jest nieco zdumiony ilością ofert sprzedaży domków na Ursynowie, ale nie ma czasu i ochoty na dociekanie czym jest to spowodowane. No zapewne tym, że wiele osób uciekało w pewnym okresie czasu od pieniędzy i inwestowali w budowę domów, a teraz chcą odzyskać zainwestowane pieniądze z pewnym procentem - wyjaśnił niepocieszony sprzedający.
Marta ostatnie zaliczenie zakończyła pomyślnie, tym samym miała przed sobą jeszcze dwa semestry do uzyskania licencjatu i wybór czy startuje dalej i będzie miała jeszcze 4 semestry do ukończenia nauki i uzyskania tytułu mgr. Tata powiedział, że ma zrobić tak, jak uważa za najlepsze dla siebie, on nie widzi żadnego problemu w tym, że Marta jeszcze nie pójdzie do pracy tylko będzie się dalej uczyć. Nauka to też rodzaj pracy, z tym, że wynagrodzenie za nią jest odroczone na pewien czas. Wojtek podzielał jego zdanie i powiedział, że jemu jej studia w niczym nie będą przeszkadzać. Ślub wszak biorą już w wakacje, będą mieli czas dla siebie wzajemnie i nawet pisanie przez Wojtka pracy magisterskiej nie będzie dla nich czymś uciążliwym. Wiesz tato - mówił Wojtek- Martunia będzie czytała na loggii książkę a ja mogą siedzieć obok i pisać swoją pracę. Poza tym by coś napisać muszę to wpierw dobrze przemyśleć i mieć pod ręką komputer. Najlepszym dla nas obojga wypoczynkiem będzie to, że nie musimy się zrywać rano i gnać gdzieś na ósmą. I Marta i ja lubimy rano pospać , za to posiedzieć wieczorem do północy. Oboje nie lubimy zorganizowanej formy wczasów bo śniadania są o ósmej rano a do tego i Martę i mnie napawa wstrętem ten zapach zup mlecznych. Poranny pożądany przez nas zapach to zapach świeżo zaparzonej prawdziwej kawy i świeżo upieczonych bułeczek lub chleba a nie zupy mlecznej której oboje nie jadamy. No fakt - przytaknął tata- Marta i mleczna zupa wzajemnie się wykluczają. Mleko to może być tylko w formie greckiego jogurtu lub kefiru. Ale bitą śmietanę to oboje lubicie, jak zauważyłem.
Tato, musimy jeszcze kupić sobie buty, więc jutro wyskoczymy na Chmielną po buty, ale jeśli ty masz też coś tam do załatwienia, to przełożymy to na sobotę. Ja to mam już wszystko, mam nawet pasujący krawat. A ty co włożysz tego garnituru? Martunia powiedziała, że weźmiemy ze sobą kamizelkę i kupimy pasującą do tego garnituru muszkę, poszetkę i krawat. I chciałbym sobie kupić skórzane, czarne mokasyny. Bardzo lubię mokasyny. Jestem ogromnie przywiązany do wygodnych butów typu adidasy, no ale do ślubu to raczej jeszcze nikt ich nie poleca. A ja nawet mam czarne adidasy.
Ale do ślubu ich nie założysz - stwierdziła Marta, która właśnie opuściła łazienkę, w której siedziała ponad godzinę. No, a już podejrzewałem, że się rozpuściłaś w trakcie kąpieli i zostałem wdowcem nim zdążyłem się z tobą ożenić - zaśmiał się Wojtek. No wiesz- musiałam zadbać o urodę, żebyś nie zaczął się rozglądać za innymi dziewczynami. Poza tym muszę wykorzystywać wiedzę nabytą na studiach. Tak na co dzień to w trakcie zdobywania wiedzy praktycznej ( a praktykujemy na sobie wzajemnie) nie musiałam w domu dużo czasu poświęcać by dbać o swój wygląd. A każdy zabieg niestety wymaga czasu. Nawet zwykłe zrobienie sobie manicure i pedicure - dwie ręce, dwie nogi i trzy kwadranse z głowy. Tak to wygląda w praktyce. Gdybyś mnie zawołała to bym ci pomógł - umyłbym ci plecki , w ogóle bym cię calutką wykąpał, umyłbym ci główkę i rozczesał włosy. Marta zaczęła się śmiać - no ale wtedy to bym z tej łazienki wyszła nie za godzinę a za trzy.
Czy ty już przewiozłeś z tamtego mieszkania wszystkie swoje rzeczy? No nie, bo mi wtedy pudeł zabrakło. No to musimy to zrobić nim twoi rodzice przyjadą. I trzeba przygotować mieszkanie na ich przyjazd, czyli dokładnie posprzątać i przygotować pościel dla twoich rodziców. Bo jak znam życie to oni zjadą do Warszawy z tydzień przed ślubem no i trochę pewnie posiedzą po ślubie. Nie byłoby źle gdybyś też wpadł do swej spółdzielni dowiedzieć się kiedy oni przewidują zasiedlanie bloku. I pomyślałam, że chociaż tamto mieszkanie jest formalnie twoją własnością, to nie byłoby źle gdybyś powiedział ojcu, że chcesz je sprzedać - bo kto wie czy ojciec nie będzie chciał go od ciebie kupić po nieco niższej cenie i trzymać je puste, by mieli je do dyspozycji ilekroć zjadą do Polski. O tym spółdzielczym to nie musisz im nic mówić, skoro nie mieli w nim żadnego udziału finansowego. I po te twoje rzeczy to możemy nawet dziś po powrocie z zakupów pojechać. Pudła kartonowe mamy złożone w piwnicy, taśma do pakowania też jeszcze jest. A gdy dostaniesz to spółdzielcze to wtedy będziemy myśleć co dalej z tym fantem zrobić. Stąd mamy bliżej do centrum miasta niż z Ursynowa a trasa metra przebiega skrajem naszego osiedla, do najbliższego przystanku to mamy z 500 metrów, no może 600. A te cztery pokoje to nam na długo wystarczą. Tym bardziej, że gdy budowano to osiedle to nikt nie nazywał klitki dwa na dwa metry pokojem dziecinnym tak jak teraz. Na Ursynowie w tych mieszkaniach, w których jest więcej pokoi to zawsze jeden jest taki, że nie wiesz co w nim zrobić, bo tak najbardziej to się nadaje na dużą szafę ubraniową albo karcer dla małych dzieci. A tu, jak się człowiek uprze lub zagapi to do sklepu może nawet w kapciach polecieć. Wiem, że nasze bloki mają być w przyszłym roku odnawiane. I możemy pomyśleć nad "przemeblowaniem" łazienki, bo gdy zlikwidujemy wannę to zrobimy sobie wtedy kabinę prysznicową i oddzielne WC. Ta nasza wanna to jest taka jakie były przed wojną, żeby się w niej mógł zmieścić na długość 180 centymetrowy człowiek. Ja już nawet wszystko wymierzyłam kiedyś. Pralka może nadal być w kuchni- przynajmniej nie trzeba latać i sprawdzać czy wszystko jest w porządku. Pichcę coś w kuchni i od razu widzę co się dzieje z praniem. I blok jest trzypiętrowy, raptem osiem mieszkań na klatce i tak fajnie zaplanowane, że do ściany klatki schodowej wspólnej z mieszkaniem przylega kuchnia no i mamy ten luksus, że to parter, ale wysoki. Pewnie z racji remontu to może bym wymieniła tu zlewozmywak , ale ten nasz to jakiś dobry egzemplarz, bo emalia na nim ciągle w bardzo dobrej kondycji. I śmiać mi się chce, jak mi debilnie ekspedientka tłumaczyła, że tych stalowych to nie trzeba myć codziennie. Otóż trzeba, bo inaczej wyglądają paskudnie no i jest jeszcze coś takiego jak kwestia higieny. A tata nie będzie tęsknił za wanną? Nie będzie, bo wie, że w starszym wieku kąpiele w wannie nie są wskazane a wchodzenie do wanny i wychodzenie z niej mogą być uciążliwe i poza tym dość niebezpieczne gdy się dobiegnie siedemdziesiątki. A są fajne kabiny 120 x80 cm. No i wreszcie wyleci ten stary, nieczynny przecież piecyk gazowy- tata nareszcie uznał, że można go zlikwidować.Poza tym można mieć w kabinie matę antypoślizgową na podłodze i wstawić krzesełko, żeby cały czas nie stać. Ja już nawet rozmawiałam o tym z hydraulikiem z naszej spółdzielni - to dobry fachowiec i chyba jedyny nie pijący hydraulik jakiego znam. A wielu ich znasz? Trzech- razem z tym niepijącym. Osiedle jest jednak spore i jest kilku hydraulików. Bo te bloki za naszym Empikiem też należą do naszej spółdzielni. I popatrz - mamy dookoła całkiem sporo sklepów łącznie z delikatesami, cukiernią, sklepem papierniczym, Empikiem, i nawet niezłym fryzjerem, gospodarstwem domowym, które jest w bloku należącym do wojskowości. Kiedyś, na początku, to był tam sklep tylko dla wojskowych i ich rodzin, ale jeden blok, nawet 10-piętrowy dawał zbyt małe zyski i teraz to sklep ogólnodostępny. I przychodnia lekarska jest blisko. Tata cię zamelduje po ślubie u nas. To dobrze, będę tylko musiał potem rozesłać info o nowym adresie. Nawet gdybyś się nie przemeldował to i tak tu jest twój rejon, no ale myślę, że z uwagi na przychodząca korespondencję to lepiej żebyś się przemeldował i nie musiał co jakiś czas tam wpadać i sprawdzać stanu skrzynki na listy. Ciekawa jestem czy twój ojciec będzie chciał to mieszkanie i czy powie o nim twojej mamie.
Nie wiem bo jak tak na nich patrzę to się zastanawiam co ich łączy. Teraz to "każde sobie rzepkę skrobie". Mama powiedziała ojcu, że już zlikwidowała biznes, ale ja wiem że nie zlikwidowała tylko wzięła wspólniczkę. W każdym razie nadal figuruje jako właścicielka. Tyle tylko, że mnie to mało interesuje a nawet wcale. To ojca sprawa, nie moja. Ojciec z kolei często wyjeżdża poza Graz i sporo jest w tym wyjazdów poza Austrię, a skądinąd firma w której on jest nie ma szalenie wielu kontaktów zagranicznych tak jak z Polską. Ale mnie to za bardzo nie intryguje. To ich sprawa. Czasem mam wrażenie że są ze sobą głównie z powodu lenistwa i wygodnictwa. Nie wiem - powiedziała Marta- może tak jest w wielu małżeństwach o wieloletnim stażu.
"Wyprawa" Marty i Wojtka na Chmielna była owocna- Wojtek znalazł dla siebie bardzo wygodne czarne skórzane półbuty, chociaż nie były to mokasyny. Kupili dwa krawaty, jeden w kolorze burgunda w czarne delikatne wzory, drugi błyszczący gładki czarny oraz muszkę w kolorze burgunda. Zamiast poszetki doradzono mu by po prostu w klapę marynarki wpiąć mały, żywy kwiatek z asparagusem. Ale to -to już należało "dogadać z kwiaciarnią". A Wojtek stwierdził, że ma w nosie zarówno poszetką jak i jakiś kwiatek w klapę, to nie jest kościelny ślub i nie będzie z siebie robił małpy. A Marta "zakonotowała" sobie w głowie by kupić przed ślubem frezje, bo są nieduże i można upolować takie, by kolorem pasowały do tego garnituru i po prostu ona mu wetknie w klapę jeden kwiatek z jednym listkiem bo sobie zrobi maleńki bukiecik i przypnie sobie do włosów albo do sukienki.
Sobie "zafundowała" letnie białe wysokie szpilki - sandałki i małą, białą sztywną kopertówkę, bo był to jedyny zestaw o tym samym odcieniu bieli. Wojtek nie mógł pojąć w sklepie jak ona potrafi "w tym czymś" chodzić i ani nie gubi tych pantofli z nóg ani nie wywraca się. No wiesz - biegać to bym w tym nie mogła, ale one są dobrze wyprofilowane i świetnie mi się trzymają na stopie no a poza tym przecież ja nie idę na pochód pierwszomajowy tylko mam do przejścia z samochodu do USC. Tata nas wysadzi pod USC i odstawi samochód na parking, więc chyba nie ma problemu. Poza tym one naprawdę są wygodne, mają dobrze ustawiony obcas, a ja jestem bardziej przyzwyczajona do szpilek niż do innych butów. W ostatniej chwili Marta zapytała, czy ukochany ma dobrej jakości czarne skarpetki i dokupili 2 pary. Marta zaciągnęła go jeszcze do sklepu, który jako jeden z nielicznych sprzedawał koszule wizytowe dobrane do sylwetki a nie w fasonie worka. Kupili jedną białą a drugą w delikatnym błękicie. A gdy Wojtek był na zapleczu Marta kupiła mu w sekrecie trzecią- bardzo wesołą, bo kratka była trójkolorowa- zieleń, błękit i ciemny róż. Nim się wygrzebał z zaplecza koszule już były spakowane i leżały grzecznie w torbie Marty. W drodze powrotnej dopytywał się skąd ona wiedziała, że tu są takie koszule, więc mu powiedziała, że studia na których są same dziewczyny mają swoje zalety - szkoli się nie tylko w zakresie kosmetologii - ciągłe rozmowy powodują, że dziewczyny ale i osoby prowadzące zajęcia wymieniają się wieloma doświadczeniami życiowymi, poza tym ponad połowa dziewczyn jest od niej o kilka lat starsza i już są mężatkami.
W domu, gdy już zjedli obiad Marta podała Wojtkowi paczkę z koszulami mówiąc - powieś je na wieszakach, będzie je potem łatwiej odprasować. A ja tymczasem zrobię dla nas kawę Tata powinien najdalej za godzinę wrócić z pracy. W chwilę potem Wojtek wpadł do kuchni mówiąc - chyba wzięłaś ze sklepu cudzą paczkę! Nie kochany, to nasza paczka, tylko kupiłam ci jeszcze jedną koszulę- wszak często chodzisz w lecie w samej koszuli. Zapomniałam ci tylko o tym powiedzieć. Została wycałowana, wyściskana i zapewniona, że jest najwspanialszą dziewczyną pod słońcem. Nietrudno być przy tobie najwspanialszą dziewczyną pod słońcem- zapewniła go Marta. Pojedziemy dziś po resztę twoich rzeczy i zrobimy tam trochę porządku. We dwójkę będzie łatwiej i szybciej. Tylko zaczekamy aż tata wróci. On nie lubi wracać do pustego mieszkania.
c.d.n.