Tata codziennie telefonował do Teresy - powiedział, że to pewnie śmieszne, ale......tęskni za nimi. Brakuje mu Alka trzymającego się jego spodni, brakuje mu "ukochiwania". I dobrze, że ma zdjęcie małego w komórce, to sobie chociaż na niego popatrzy. A poza tym to chodzi na masaże i na gimnastykę dla ludzi starszych, codziennie z Jadwigą chodzą na długie spacery. Teresa wysłała więc tacie wspólne zdjęcie ich trojga i zapewniła, że też za nim tęsknią. Ale w najbliższą sobotę nie przyjadą, bo Jacek z synem robią "parapetówkę" i oni z małym idą do nich na obiad. No ale w następny weekend , jeśli będzie ładna pogoda to mogą do Nałęczowa podjechać razem z Alkiem. Opowiedziała tym razem nieco więcej o spotkaniu z byłą teściową a tata jej poradził, by jak najprędzej przestała się tym przejmować, bo ani Robert ani jego matka absolutnie nie są tego godni. I że po Robercie to można się spodziewać, że nie raczył wtajemniczać własnej matki w swoje plany zawodowe i życiowe. Gdy Kazik wrócił z pracy, to też zatelefonował do taty i powiedział, że też mu taty w domu brakuje i w następny weekend, jeśli tylko nie będzie cały dzień lało, to oni do niego przyjadą z Alkiem.
W sobotę, przed wyjściem do "chłopaków" Kazik wpadł jeszcze do kwiaciarni by kupić Pawłowi "jakiś obowiązek", czyli kwiatek doniczkowy do hodowania. Pani w kwiaciarni szczerze się uśmiała, gdy Kazik poprosił o "coś zielonego, co właściwie nie wymaga żadnej pielęgnacji". Po takim wstępie pani sprzedała mu zamiokulkas, do którego doniczki dołączyła kartkę o treści - podlewać raz na tydzień, odstaną wodą. Kazik stwierdził, że jeśli ta roślinka przetrzyma pielęgnację jego kolegi to on wtedy i sobie taką kupi. Roślinka podobała się Teresie i stwierdziła, że ona najchętniej to miałaby w domu rośliny, które nie wymagają doniczki z ziemią i do szczęścia wystarczyłby im pojemnik z wodą. I musi się rozejrzeć po centrach ogrodniczych, żeby kupić tillandsię, bo wystarczy ją raz na trzy tygodnie wstawić do wody, żeby się "napiła na zapas", a po polsku nazywa się ta roślinka oplątwa. Kazik popatrzył się z niedowierzaniem na Teresę i powiedział - nazwa "tego czegoś" brzmi jak klątwa. A w jakim kolorze? Bardzo jasnym, nieco szarawym zielonym- z tego co widziałam na obrazku- wyjaśniła Teresa. Szaro- zielony to ja kiedyś byłem gdy się czymś zatrułem- powiedział- ale nikt mnie na szczęście nie wstawiał do wody.
Przed wyjściem Alek został nakarmiony, Teresa wzięła dla niego również picie, jabłuszko, zabawki i dodatkowe wyposażenie, by w razie potrzeby mały mógł w wózku spać. "Zieleń doniczkową" starannie opakowaną niósł Kazik, a opakowane Portrety jechały w koszu zakupowym wózka. Ponieważ mały był już po swoim obiadku zaraz po wylądowaniu w wózku i opuszczeniu windy zmęczone dziecko usnęło. Gdy doszli do bloku Alek spał jak zabity, więc Kazik uprzedził Jacka i Pawła, że dzieciak śpi, więc go od razu wstawią do pustego pokoju. Jacek wielce przejęty zjechał do nich na dół i w końcu dwiema windami dotarli na siódme piętro do mieszkania Pawła. W drzwiach mieszkania stał Paweł w eleganckim męskim fartuszku w białe i czarne paski, a że trzymał w ręce widelec Kazik mruknął- dobrze, że nie czeka na nas z tasakiem. Kazik od razu "spolaryzował" małego w sypialni Pawła, sprawdził tylko, czy dziecko jest dobrze w wózku przypięte. Kwiatek i portrety trafiły do rąk Teresy, która szybko je rozparcelowała. Wpierw wcisnęła Pawłowi zieleń, potem oba opakowane portrety wcisnęła w garść Jackowi, mówiąc, że to niemal takie same prezenty dla nich obu. Ponieważ mały spał w wózku, drzwi sypialni zostawili otwarte.
Kwiatek bardzo się podobał Jackowi a Paweł wyraził nadzieję, że kwiatek wytrzyma jego absolutny brak talentu ogrodniczego. Pocieszyła go informacja napisana na przymocowanej do doniczki kartce. Gdy już obejrzeli mieszkanie, Paweł powiedział, że ptak jeszcze "dochodzi" w piekarniku i za 15 minut będzie już można zająć się jedzeniem. A co jest w tych dwóch opakowaniach? - spytał Jacek.
Prezenty dla was, żeby nieco ożywić ściany - wyjaśniła Teresa. Pomyślałam, że dobrze będzie, gdy każdy z was będzie miał u siebie portret kobiety, którą obaj kochaliście. To znaczy - zaczął Jacek, ale Teresa mu przerwała- to znaczy, że będziesz wiedział, gdy je rozpakujesz. Pociągnij za ten kawałek taśmy, ale zrób to na jakimś podłożu, na przykład na stole - wyjaśniła Teresa. Teraz tak fajnie opakowują obrazki, że jednym pociągnięciem można obrazek uwolnić z opakowania.
Jacek pociągnął za taśmę i zamarł w bezruchu gdy papier odsłonił zawartość. To był portret wykonany ołówkiem. Boże, jęknął - skąd to wzięliście? A ten drugi? Otwórz to zobaczysz - powiedziała cicho Teresa - drugi jest wykonany farbami akrylowymi. Teresa wyjęła z torebki kopertę ze zdjęciami matki Pawła i powiedziała- zwracam ci zdjęcia Pawełku. Jacek patrzył oniemiały. Skąd miałaś zdjęcia? Ja ich nie miałam, Paweł je znalazł w pamiętniku swojej mamy, były zaklejone pomiędzy dwiema kartkami. Pokazał mi je, a ja pomyślałam, że powinniście chyba mieć , każdy z was, jej portret. Była piękną kobietą. A portrety wykonała na moją prośbę moja utalentowana koleżanka, absolutna amatorka. Paweł wycofał się do kuchni mówiąc, że chyba teraz powinno się rozpakować indyka z piekarnika. Jacek podszedł do Teresy, objął ją i ucałował - dziękuję ci dziecino z całego serca. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ten twój pomysł wzruszył i jednocześnie zachwycił. Kazik, tym razem masz w domu skarb, nie żonę. Ale, ale gdzie jest Tadeusz? Chyba nie jest chory?
Tata jest w Nałęczowie i hołubi znajomą sunię, bo jej pańcia kuruje się w sanatorium. Gdy pańcia ma zabiegi to z psicą siedzi w domu lub w parku tata, a gdy on ma zabiegi swą sunią zajmuje się jej pani- wyjaśniła Teresa. Już są tam tydzień, za dwa tygodnie wrócą. I albo przywiezie ich do domu syn pani Jadwigi, albo Kazik po nich pojedzie. To sąsiadka taty, mieszka na parterze. A tata się z tą panią Jadwigą przyjaźni - tak mi powiedział - wyjaśniła Teresa. Bo wiesz - to takie nasze rodzinne psychiczne schorzenie, że długo jesteśmy przekonani, że łączy nas z kimś tylko przyjaźń. Tak było ze mną i Kazikiem. Ale nie narzekam, przynajmniej się dobrze poznaliśmy. W sumie to dziesięć lat tak się "przyjaźniliśmy" zwierzając się sobie z różnych problemów.
Paweł zniknął w kuchni, a po chwili dołączył do niego Jacek. Wrócili z nałożonymi już na talerze porcjami. Muszę wam powiedzieć, że to co widzicie to nie jest wcale indyk ani kurczak a......perliczki. Mam nadzieję, że będzie wam smakować. Jest to mięso znacznie zdrowsze od kurczaka i indyka. Jest delikatniejsze. Odkryłem ostatnio metę na perliczki i będziemy je co jakiś czas przywozić. W Warszawie nigdzie perliczek nie sprzedają. Zamroziłem też małe porcyjki dla Alka, gdy będziecie wracać do domu to ze sobą weźmiecie. Dość chłodno dziś, więc zamiast do termo torby włożę je do plastikowego pudełka i wrzucę kilka kostek lodu.
Rzeczywiście perliczki były bardzo smaczne, "szopska sałatka" była nieomal artystycznie pokrojona- okazało się, że Paweł ma niezwykły talent to krojenia idealnie równych kawałków warzyw. Nim zjedli Alek stwierdził, że dość tego spania i dał głos. Natychmiast ruszył do niego Kazik i po zmianie pampersa przyszedł z nim. Dziecko było wyspane i w świetnym humorku, siedziało na kolanach Kazika dzierżąc w rączce kawałek jabłka. Wcale mu nie przeszkadzał fakt, że nie jest w swoim domu, dwa razy zawołał dziadka, ale zaraz mu Kazik wytłumaczył, że dziadek pojechał z pieskiem daleko, daleko i jeszcze go nie ma. Słodziak powiedział " dada pa,pa", Kazik mu przytaknął, a Jacek rozpływał się nad malcem, że taki grzeczny i mądry. Teresa się śmiała, że gdyby Jacek tyle razy w ciągu dnia słyszał, że "dziadek zrobił pa,pa" i wyjechał to nie dziwiłby się, że dziecko takie mądre. A mały "mądrala" zażyczył sobie zejścia z kolan taty i podreptał do mamy prosząc ją o "piciu". A może chcesz coś jeszcze zjeść? - zapytała Teresa. Mały człowieczek przecząco pokręcił główką i powtórzył "piciu".
No to chodź, powiedziała Teresa- picie mamy jeszcze w wózku. I mały gdy wychodził z Teresą z pokoju zrobił wszystkim pa,pa. Aleście go wytresowali - powiedział Jacek. Kazik zaśmiał się - Tesia każdego może wytresować, ma do tego talent. Mnie też wytresowała, nie zauważyłeś? A czego cię nauczyła?- -spytał Jacek. Tego, że nie umiem już bez niej być. Najchętniej siedziałbym całą dobę tak blisko, by mieć ją w zasięgu wzroku i ręki. Wydawało mi się, że jakoś "otrzeźwieję" bo się przyzwyczaję, ale efekt jest zupełnie inny - cały czas wysilam mózgownicę by spędzać z nią jak najwięcej czasu. Nie wiem jak ja wrócę do ośmiu godzin pracy w biurze. Teraz to tylko na badaniach jestem poza domem, ale jak napiszę doktorat to mi się laba skończy. Ale może pracę wtedy zmienię. Kurt już sobie ostrzy pazurki by mnie do nich ściągnąć. Prawdę mówiąc, gdyby nie to stypendium to już bym tam siedział. A co ty Jacku planujesz?
Ja to mam uczucia mieszane - stwierdził Jacek. Ale już nie mam ochoty siedzieć gdzieś osiem na osiem godzin. Urządzałby mnie jakiś półetat. I już nie mam ochoty na jakieś podwarszawskie mieściny. Podoba mi się tutaj. Dość przestrzennie jest tutaj. Ale jak znam życie to za dziesięć lat, najdalej, wszystko to będzie zabudowane. Ciekawe co zrobią z tymi łąkami, bo to torfowa ziemia, dobra pod buraki a nie pod wieżowce. Kiedyś, sam widziałem to na planach, miał być stąd aż do skarpy park wypoczynkowo- sportowy. Miały być korty, baseny, teren do jazdy konnej. I......zero z tego. Zielsko się tylko panoszy. Zabrali ludziom pola uprawne, które tu były. A fajny, cywilizowany park to przecież by się przydał. No ale o tereny rekreacyjne trzeba stale dbać, a to kosztuje. Jednak te lata radosnego socjalizmu mocno ludzi zdemoralizowały. Ludzie szalenie przyzwyczaili się do darmochy. A gdyby tu zrobić obiekty sportowe to przecież nie mogłyby być darmowe, więc wszyscy by bez przerwy jęczeli i usiłowali ze wszystkiego korzystać za darmo. Pewnie za jakiś czas ktoś wpadnie na pomysł by te tereny sprzedać prywatnym inwestorom pod zabudowę jednorodzinną. Bo niskie domy, parterowe, to mogą sobie stać na torfowisku, wieżowce niestety nie. Miałem propozycję z Politechniki ale jakoś taką mało konkretną. No i wcale mnie nie zdziwi gdy się przeniesiesz do Kurta, choć wolałbym byście jednak pozostali tutaj. Jakoś tak się zżyłem z wami. Ciekawy jestem jak się będzie Pawłowi podobało na Akademii. Wiesz- powiedział Kazik- Paweł ma ukończony bardzo dobry kierunek, rozwojowy. Myślę, że da tam sobie radę bez problemu.
A gdzie jest Tesa? - zainteresował się Jacek. Pewnie pomaga małemu zasnąć, bo on bardzo krótko dziś drzemał- wyjaśnił Kazik. Wiesz Kaziu , zrobiła mi twoja żona naprawdę niezwykłą niespodziankę tymi portretami. No najzwyczajniej mnie zatkało gdy rozpakowałem, niewiele brakowało bym się rozpłakał.
Tak, moja żona ma czasami bardzo niezwykłe pomysły. Ona i ciebie i Pawła bardzo lubi i bardzo przeżyła historię waszej miłości. Obsobaczyła cię trochę bo wczuła się w sytuację matki Pawła. Mimo wszystko mężczyźni i kobiety nieco inaczej patrzą na otaczającą nas rzeczywistość.
A co u twojego brata? - spytał Jacek. Dobrze i niedobrze - stwierdził Kazik. Okazuje się, że jego żona ma chorobę dwubiegunową - to jest ta zła wiadomość, ale jest to na szczęście lekka postać. Tyle tylko, że do końca swych dni będzie brała lek, niezależnie od tego jak się będzie czuła. Druga dobra wiadomość, że to nie jest dziedziczne jeśli nie są chorzy oboje rodzice. No a Krystian nie ma tej choroby. Ona chorowała na to "od zawsze" i pilnowana przez matkę zawsze brała lek, a potem gdy się dobrze czuła odstawiła lek. No a potem miłość, ciąża, poród i posypało się zdrowie. I Tesia teraz wciąż sobie wyrzuca, że ochrzaniała ją i złościła się na nią. Ale wiesz- Tesia to dochodzeniowiec - pogrzebała w pamięci, że kiedyś już widziała Alinę w podobnym rozkojarzeniu, przewertowała encyklopedię zdrowia i powiedziała memu bratu co podejrzewa, dała mu do poczytania odpowiedni rozdział i zabrał żonę do lekarza. Teraz wszystko się wyprostowało, ale Tesia ma "kaca" i trochę się bała jak zareagujesz na te portrety.
c.d.n.