poniedziałek, 12 maja 2014

Czy warto było - cz.V

Lusia popatrzyła uważnie na męża - czuła się tak jakby go zobaczyła pierwszy raz.
Na skroniach Janusza błyszczały siwe nitki, ciemne oczy pałały gniewem, był bardzo
blady i wyraznie zły.
...Nie, nie zauważyłam, że  mnie przestałeś kochać i że masz mnie dosyć. Jeśli masz mi coś
do zarzucenia to mi o tym po prostu powiedz- spokojnie powiedziała Lusia.
Janusz zaśmiał się - nie miałem co przestawać, ja cię nigdy nie kochałem, nie wiedziałaś?
czy chociaż raz  ci powiedziałem, że cię kocham?
Luśka zdrętwiała - uprzytomniła sobie, że nigdy nie słyszała  od niego "kocham cię".
Było: szaleję za tobą,  tęsknię, zle mi bez ciebie, pragnę cię, chcę być z tobą stale - była
cała masa słów określających jego uczucia wobec niej, ale tego prostego "kocham cię"
nigdy nie powiedział.
To dlaczego się ze mną ożeniłeś?  Nie musiałeś się żenić. Nie latałam za Tobą, nie
ciągnęłam cię do łóżka. I jeszcze nalegałeś na ślub kościelny, przy ołtarzu mi
przysięgałeś!  Jak mogłeś przysięgać, skoro wiedziałeś, że mnie nie kochasz?
Dlaczego w takim razie płodziłeś dzieci? Po co ci była u boku niekochana żona i na
dodatek dzieci? Czy ty wiesz co ty mówisz? czy słyszysz sam siebie?
Lusia coraz bardziej podnosiła głos - ostatnie zdanie wręcz wykrzyczała.
Janusz szarpnął ją za ramię - przestań idiotko wrzeszczeć, sąsiedzi się zlecą.
Poznałem cię, gdy byłem w dołku, bo rzuciła mnie ta, którą kochałem, potrzebowałem
kobiecego ciepła, byłem bliski szaleństwa.
Byłaś taka łagodna, uporządkowana. Nic ci nie mówiłem o tym, bo pewnie byś nie
chciała być w roli pocieszycielki. Myślałem, że seksem załatwię wszystko, nawet to,
że cię nie kocham. Ale ty się zmieniłaś , nie czuję już do ciebie pociągu, a twoje
"uporządkowanie" przyprawia mnie o mdłości. I nie chodzi o to, że zmieniła ci się
figura po  porodach, pociągałaś mnie nawet  w zaawansowanej ciąży, wiesz przecież.
Rozejdzmy się, tak będzie dla nas lepiej. A na razie będę spał oddzielnie.
Lusia usiadła na fotelu, kompletnie zdruzgotana tym wszystkim co usłyszała.
Usiłowała poukładać sobie to wszystko w głowie, ale to nie było proste.
Janusz podszedł do lodówki, wyjął  napoczętą butelkę wina i nalał dla siebie. Po chwili
zapytał- a ty też chcesz się napić? twarda jesteś, nawet nie ryczysz.
Lusia nawet słowa nie mogła z siebie wydusić. Wstała i poszła do sypialni starannie
zamykając za sobą drzwi.
W głowie kotłowało jej się  tylko jedno słowo - drań. Właśnie wchodziła do łazienki,
gdy Janusz bezceremonialnie otworzył drzwi sypialni. Spojrzał na niemal nagą  żonę
i powiedział - rzuciłem pracę. Będę redaktorem w tutejszej gazecie.
Mam dość elektroniki i wymyślania kolejnych gadżetów. Będę pisał na tematy polityczne.
Lusia popatrzyła na niego i bez słowa weszła do łazienki pod prysznic, zaciągając za
sobą zasłonkę. Stanęła pod silnym strumieniem wody i dopiero wtedy zaczęła płakać.
Miała złudną nadzieję, że  strumień  ciepłej wody zmyje z jej świadomości  to co
usłyszała od męża. Czuła się fatalnie - naprawdę kochała swego męża, starała się zawsze
tak postępować, by unikać konfliktów, co było czasem bardzo trudne,  zwłaszcza gdy
mieszkali razem z matką Janusza. Starała się by on nigdy nie musiał wybierać pomiędzy
nią a własną  matką. Zgodziła się na wyjazd z kraju, choć wiedziała, że gdy wrócą po
latach do Polski, może mieć kłopoty z pracą - zbyt długa byłaby przerwa w wykonywaniu
zawodu.
Zaczęła się zastanawiać nad stanem psychicznym swego męża - może rośnie mu jakiś
guz w mózgu? Wiedziała, że wtedy bardzo często zmienia się człowiekowi osobowość.
Jakoś nie mogła dopuścić do siebie myśli, że jej ukochany mąż to zwykły drań.
Wracała pamięcią do pierwszych  lat po ślubie, gdy godzinami wtulali się w siebie, bo on
był wciąż nienasycony. Czy można kogoś nie kochać i jednocześnie być tak namiętnym
kochankiem? Oczywiście z medycznego punktu widzenia mężczyznie do  seksu wcale nie
jest potrzebne uczucie. Wystarczą hormony. Smutne, ale niestety prawdziwe.
Lusia  leżała , a jej myśli kotłowały się wokół jednego problemu - co dalej?
Rozwód?  Przecież są katolikami - ślub cywilny nie ma żadnego znaczenia, ale oni przecież
przysięgali sobie w kościele, przed Bogiem. Przysięgali, że będą ze sobą razem, do śmierci.
Nie,  rozwód nie wchodzi w grę. Poza tym są przecież dzieci.One przecież potrzebują pełnej
rodziny.
Była również przerażona tym, że rzucił pracę.  Praca w redakcji z całą pewnością była zle
płatna, albo wręcz zupełnie nie płatna, a ona jeszcze nie ukończyła kursu medycyny
alternatywnej . Dobrze, że chociaż miała pracę rejestratorki w przychodni. I jak dobrze, że
wbrew Januszowi zapłaciła od razu za cały kurs. I dobrze, że założyła sobie w innym banku
własne konto, na które wpłacano jej wynagrodzenie.  Był to co prawda przypadek, że
tak się stało, ale widać, że to był dobry przypadek.
W wyobrazni już widziała, jak ich dotychczas uzbierane oszczędności rozpływają się wraz
z  marzeniem o małym , własnym domku w Polsce.
Lusia miała teraz tylko jeden główny cel - za wszelką cenę utrzymać małżeństwo.
Dzieciom powiedziała, że "tatuś ma teraz nową, ważną pracę i potrzebuje ciszy i spokoju,
więc głównie będzie mieszkał w oddzielnym pokoju".
Sama pognała  do fryzjera ściąć włosy i lekko zmienić ten pszeniczny blond. Załapała się
na wcześniejszy termin egzaminu i zrobiła uprawnienia do wykonywania nowego dla niej
zawodu.
Ale Janusz nadal upierał się przy rozwodzie, z tym, że z uwagi na koszty tegoż, chciał by
jak najprędzej wrócili do Polski i tam wzięli rozwód. Na szczęście dla Lusi, w Polsce był
stan wojenny, z oddalenia nie za bardzo było wiadomo jak to wszystko się skończy.
Stan "zawieszenia" trwał jeszcze niemal dwa lata. Ostatnie pół roku Janusz nic nie robił,
pracowała tylko Lusia. Kilka razy próbowała  "ratować" małżenstwo, miedzy innymi przy
pomocy miejscowego księdza. Efekt  był zerowy.
W końcu Janusz przeforsował, że wracają do Polski.
Okazało się, że tak naprawdę to Lusia  nie ma gdzie  mieszkać i oczywiście nie ma dla niej
pracy. Dzieci  odwiozła do rodziców, sama zamieszkała czasowo u koleżanki.
Jej mąż podjął akcję mającą przekonać rodzinę Lusi, że w żaden sposób nie jest w stanie
 z nią dalej żyć. Przy każdej okazji opowiadał, że  przez to, że musiał sam pracować na całą
ich rodzinę, nie mają żadnych oszczędności. Poza tym opowiadał, że Lusia jest nie do
wytrzymania, kłótliwa, leniwa, rozmamłana.
Rodzina Lusi nawet nie usiłowała tego wszystkiego weryfikować - Lusi nie było na miejscu,
więc Janusz mógł wyplatać co tylko chciał.
Pewnego dnia przyjechał i zabrał od teściów dzieci. Zamieszkały u niego, a  Janusz bardzo
usilnie pracował nad ich psychiką.To już nie były malutkie dzieci, miały po 11 i 10 lat.
Pracował tak solidnie, że dzieci nie za bardzo nawet tęskniły za matką.
Gdy Lusia pojechała do rodziców, by zobaczyć się z dziećmi, te już przebywały u ojca.
Lusia więc pojechała do Janusza, ale nie została wpuszczona do mieszkania.
Była to przysłowiowa "kropla goryczy, która przelała czarę". Lusia dostała szoku.
Przez niemal rok była leczona w instytucie psychiatrii. A Janusz wniósł do sądu sprawę
rozwodową, oraz sprawę o wyłączną opiekę nad dziećmi - oczywiście bez trudu ją
wygrał. Dzieci przepytane w  sądzie u kogo chcą  mieszkać, wskazały ojca.
Po 2 latach systematycznego leczenia Lusia wróciła do pracy. Nie ma kontaktu z dziećmi,
które są już teraz dorosłe.
Z własną rodziną też nie utrzymuje kontaktu - ma do nich zbyt wielki żal.
Najczęściej  słucha płyty zespołu O.N.A. "kiedy powiem sobie dość"