Lubicie jezdzić pociągiem? ja niestety nie. Preferuję podróż samochodem z dwóch powodów-
lubię prowadzić a poza tym jazda mnie nie męczy, chyba , że jest gęsta mgła.
Dalekie trasy staram się pokonywać samolotem.
Ale czasem muszę się przewlec pociągiem. Musieliśmy ze ślubnym pojechać za granicę na ślub córki.
Tanich linii jeszcze nie było, więc nie bardzo nam się uśmiechało lecieć samolotem, a na dodatek
był to okres wakacyjny, połowa lipca i PKP wraz z odpowiednikiem niemieckim uruchomiła
połączenia kolejowe ze zniżką dla...emerytów. W każdym razie podróż kuszteką była znacznie tańsza niz samolotem, więc wykupiliśmy kuszetki.
W "moim" przedziale oprócz mnie była tylko jedna pani, nota bene w podobnym, jak ja, wieku.
Byłam bardzo zdenerwowana, bo w domu został mój pies, którym przez czas naszej nieobecności miała się
opiekować moja przyjaciółka - po prostu przeniosła się na 4 dni do naszego mieszkania.
Teoretycznie pies ją lubił i znał, ale nigdy jeszcze nie zostawał sam z obcą osobą.
Jeszcze nim pociąg ruszył z dworca zadzwoniłam do domu, by się dowiedzieć jak się spisuje moje
zwierzątko. Współpasażerka patrzyła na mnie z uśmiechem, a gdy skończyłam wypytywanie zapytała: "no i jak, nie piszczy? A jakiego ma pani pieska?"
Okazało sie, że spotkały się w jednym przedziale dwie "jamniczary", bo ta pani też miała jamnika,
tyle tylko, że jej był krótkowłosym standardem, a mój był szorstkowłosy, karłowy. Przez niemal dwie godziny opowiadałyśmy sobie o swoich psinach - oczywiście zachwytom nad jamnikami nie było niemal końca.Wymieniłyśmy również informacje po co każda z nas jedzie do Niemiec.
Pani Iwona jechała na tydzień do własnej, leciwej matki, która była w niemieckim Domu Opieki dla osób starszych. Bo mama pani Iwonki była po raz drugi wdową. Po śmierci pierwszego męża poznała pewnego
Niemca, bardzo się pokochali, a ponieważ jej ukochany miał dobrą pracę, to ona pojechała do niego i tam osiadła na stałe. Gdy umarł, nie chciała wrócić do Polski - mieszkała tam już tyle lat, że miała grono
przyjaciół, własny dom i nie za bardzo wyobrażała sobie powrót na stare lata do Polski.
Gdy już nie za bardzo sama sobie dawała radę z domem sprzedała go, a za uzyskane pieniądze wykupiła
miejsce w dobrym Domu Opieki. Pani Iwona jezdziła do niej co dwa miesiące na kilka dni.
Bardzo nam się z panią Iwoną miło rozmawiało - nikt się do nas nie dosiadł , miałyśmy przedział dla
siebie.
Pani Iwona zapewniała mnie, że z całą pewnością mojej córce będzie się dobrze w Niemczech mieszkało, że Niemcy bardzo cenią Polki jako żony.
Gdy już ułożyłyśmy się do snu , żadna z nas jakoś nie mogła zasnąć- może dlatego, że odwiedziła nas konduktorka, prosząc byśmy koniecznie zamknęły przedział na klucz i łańcuszek i nikomu nie otwierały,
prosiła też byśmy schowały swe torebki tak, by nie leżały na wierzchu. Jeśli przyjdzie kontrola paszportowa
i celna, to nie będą sami, ale razem z nią, i wtedy dopiero możemy przedział otworzyć. Okazało się, że były
na trasie do granicy niemieckiej napady rabunkowe.
Trochę mnie nurtowało, dlaczego pani Iwona została w Polsce, a nie pojechała z matką. Gdy zmarł jej
ojciec była jeszcze w liceum, a w dwa lata pózniej jej matka wyjechała. Spodziewałam się krótkiego
wyjaśnienia, po prostu kilku zdań na ten temat. Nie sądziłam , że pani Iwona opowie mi niemal całe swe
życie.
c.d.n.