Odnośnie wspólnych świąt Marta porozmawiała najpierw z Pati. Okazało się, że Pati też planowała by święta spędzili razem z "Wojtkami" i rodzicami Wojtka, ale jeszcze nie rozmawiała na ten temat, bo przecież dopiero za kilka dni zacznie się październik. Marta tłumaczyła swój "pośpiech" tym, że woli jako pierwsza wyjść z propozycją, bo nie chce się jej jechać zimą do Grazu, bo ona na ogół w grudniu to już musi się szykować do sesji - to raz - dwa mają wszak w domu zwierzątko a wygodniej jest zimą nie podróżować ze zwierzątkiem, zwłaszcza , że jechaliby raczej pociągiem, więc byłoby nieco problemu z piesem. Powiedziała też, że zamarzył się jej Sylwester w Operze, co prawda nie będzie takiej gali jak we Wiedniu, czyli nie będą wszyscy "goście" w eleganckich strojach spacerować i krążyć po sali w rytmie walca, ale na pewno będzie jakaś dobrze wystawiona opera i w antrakcie będzie można wychylić kieliszek szampana (głównie panie, po panowie wszak będą "szoferować") a potem , po spektaklu spokojniutko wrócić do domu. Samo Boże Narodzenie, czyli wigilia i obiady świąteczne oczywiście będą w domu. W tym czasie teściowie mogą mieszkać u nich - jeśli jeszcze sypiają w jednym pokoju to oni mogą im odstąpić swoją sypialnię, ale nie będzie też problemu gdy sypiają w różnych pokojach. Jakby nie było są cztery pokoje i właściwie w każdym pokoju jest jakiś mebel do spania, bo wszystkie sofy są z funkcją spania. Tylko w gabinecie Wojtka jest pojedyncza sofa, ale jak już "wpróbowali" nadaje się do również do spania we dwoje plus pieseczek. Co prawda pieseczek spał głównie na brzuchu Marty, bo straszny przytulasek jest z Misi, taki z gatunku, że im bliżej kochanego człowieka tym fajniej. Stosunek Pati do "podchoinkowych" prezentów był niemal identyczny jak Marty - żadnych niespodzianek, prezenty mają być wcześniej omówione. I jeśli będzie wcześniej wiadomo, że ten wieczór sylwestrowy jest sprawą realną to on będzie właśnie prezentem podchoinkowym dla wszystkich od Wojtka i Marty.
No ale przecież mogą twoi teściowie mieszkać w mieszkaniu Wojtka - zauważyła Pati. Nie mogą - bo to już nie jest mieszkanie Wojtka, on je wynajmuje- wyjaśniła Marta. A tak naprawdę to on je sprzedał własnemu ojcu, ale matka o tym nie wie - ojciec jej powiedział, że Wojtek je wynajmuje komuś. Pewnie za jakiś czas je sprzeda i zysk zachowa dla siebie. Wiesz Pati - jego rodzice to dziwna para - ona ma tu w Polsce biznes, który skrzętnie jest ukryty przez jej własnym, ślubnym mężem i oczywiście przed Wojtkiem też, on kupił od własnego syna mieszkanie i wciska jej ciemnotę, że Wojtek je wynajmuje komuś. Wojtek tylko wzruszył ramionami i na razie siedzi cicho bo jeszcze przecież nie pracuje, ale gdy zacznie pracować to pewnie stosunki rodzicielsko- synowskie bardzo się zmienią. Wojtek to mi wszystko mówi, omawiamy ze sobą każdą, z przeproszeniem "pierdółkę", szalenie dużo ze sobą rozmawiamy. No ale my się z Wojtkiem kochamy jeszcze od szkoły podstawowej. Mieliśmy cztery lata rozstania, bo oni wyemigrowali do Austrii, ale wszystko jednak przetrwaliśmy. Nasi ojcowie mieli jakieś wspólne sprawy o czym na początku to nawet nie wiedzieliśmy. A ja Wojtkowi tak strasznie zawsze zazdrościłam matki, a ona zawsze mnie przytulała i mówiła mi same miłe rzeczy. Nadal mi mówi same miłe rzeczy, zresztą ty mi też zawsze mówisz same miłe rzeczy. Ależ ja ci tylko mówię to na co zasługujesz- odpowiedziała Pati.
Wiesz, jestem pewna, że ci co porzucili Misię to przywieźli ją samochodem. Bo ona na początku trzęsła się ze strachu w samochodzie- bo na samym początku woziliśmy ją do weterynarza bez obróżki i smyczy- na rękach siedziała spokojnie, ale samochód budził jej niepokój. No ale gdy kupiliśmy jej szeleczki i miała je zapięte a do tego była smycz to się uspokoiła. A ona tak grzeczniutko tupta na smyczy - idzie blisko nogi i ani nie ciągnie ani nie szarpie. I szalenie lubi przytulać się do naszych bosych stóp. Śmiejemy się, że Misia może służyć za termofor. Wojtek mówi, że przecież było na plaży sporo innych osób, a ona wybrała nas. Ja to twierdzę, że wybrała nas, bo akurat odeszliśmy kawałek dalej od strzeżonej plaży i byliśmy jedynymi osobami w zasięgu jej wzroku. A była przeraźliwie chuda- Wojtek zafundował jej całkiem spory kotlet z mielonej ryby i ona wsunęła go bez najmniejszego problemu. Myślę, że ktoś, kto porzuca pieska to zapewne tak samo porzuciłby bez zająknięcia się dziecko.
Misia, która do tej pory siedziała obok Marty podniosła się, obejrzała na Martę i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Oooo, pewnie chce wyjść na spacer- wydedukowała Pati. Nie, gdyby chciała wyjść, to wpierw podreptała by do drzwi balkonowych i popatrzyła czy schodki na trawnik są suche czy mokre. To raczej przyjechał jej ukochany pan. Nie wiem jak ona to robi, ale zawsze wie kiedy on przejeżdża przez podwórko na parking. A dziwi mnie to dlatego, bo siedzimy teraz nie od strony podwórka tylko tego pseudo ogródka.
W niecałe 10 minut później do mieszkania wszedł Wojtek i zaraz po przekroczeniu progu Misia znalazła się u niego na rękach i lizała go w szyję i ucho. Wojtek posadził Misię na kolanach Marty, przywitał się z Pati, potem ucałował Martę i poszedł do łazienki. A co piękne panie knują?- zapytał gdy wrócił. Spiskujemy w kwestii świątecznej - wyjaśniła Marta- po prostu najlepiej będzie gdy święta będą w Warszawie, u nas. I zaraz jutro zatelefonuję do twojej mamy i zaproszę ich na święta do nas. Bo nie chcę byśmy jechali zimą do Austrii samochodem a pociągiem z Misią to też kłopot. Salonki już nie kursują a oddzielny przedział też nam niestety nie przysługuje. Nasi rodzice też nie przepadają za podróżowaniem zimą samochodem. Omawiałyśmy kwestię prezentów i mama, podobnie jak ja też nie jest zwolenniczką niespodzianek- po prostu każde z nas napisze na kartce ze swoim imieniem co chciałby dostać - trzy pozycje, do wyboru. Ceny wszyscy znamy i myślę, że górna granica nie może przekroczyć 80 zł. To nie mają być jakieś upominki-inwestycje. Z tym, że musisz to wytłumaczyć, swoim rodzicom, oni mogą po prostu przywieźć coś związanego z Austrią - ja to bym się nie obraziła np. za kozi lub owczy ser. Mają kapitalne sery, których tu wcale nie ma- np.z regionu Waldviertel- wędzony, owczy chili i truflowy i Granibeisser- śródziemnomorski. A skąd ty je znasz- zdziwił się Wojtek - ze serowarskiego sklepu, którego już nie ma- padł bo miał za wysokie ceny- poinformowała go Marta. A ceny miał za wysokie bo przy niższych to nikt by nie kupił polskich serów. Taka jest prawda. Nie miałem pojęcia, że taki sklep był w Warszawie . No bo o jedzeniu to zawsze jakoś mało rozmawialiśmy - podsumowała Marta.
No był, ale dość krótko. Ale one i tak były tanie w porównaniu z innymi serami importowanymi włoskimi lub francuskimi. Ja rozumiem, że 25 zł za kulkę sera wielkości piłeczki tenisowej to sporo, no ale tego się nie je "na okrągło" i na kilogramy- to taka kulinarna wisienka na deser po dobrym obiedzie. Zjadasz z tej kulki plasterek i wystarczy. A wiesz, że ty masz świetny pomysł z tymi serami- poparła Martę Pati.
Pati zerknęła na zegarek - chyba już muszę skierować się w stronę domu, tata za chwilę wróci. A bardzo nie lubi wracać do pustego mieszkania. Tak, to prawda- potwierdziła Marta- to chyba uraz z czasów pierwszego związku. Odprowadzimy cię i przy okazji wyprowadzimy Misię - powiedział Wojtek. A ty nie powinieneś wpierw zjeść obiadu?- spytała Pati. Nie, bo jadłem lunch przed wyjściem z domu. Ja jeszcze nie pracuję i dużo czasu spędzam w domu, więc Martunia pilnuje bym przypadkiem nie spadł na wadze z pół kilograma.
Gdy wyszli na podwórku tata właśnie zmierzał do ich klatki schodowej. No właśnie- powiedział- tak podejrzewałem, że cię zastanę u Martuni - bo wykręciłem domowy numer i nie odebrałaś. Przeszli razem pod dom, w którym mieszkali rodzice, Pati obiecała Marcie, że "sprawozda" tacie o czym dyskutowały, Marta z Wojtkiem i psinką poszli jeszcze na nieduży spacer, Misia poczytała na trawnikach psią prasę i wrócili do domu.
Wieczorem Wojtek zatelefonował do rodziców, mówiąc, że w tym roku Boże Narodzenie jest w Warszawie. To fajnie-usłyszał- ale my nie przyjedziemy, bo jedziemy, a raczej lecimy na Boże Narodzenie i Sylwestra do Tajlandii. Chcemy się wygrzać na słońcu i potaplać w ciepłej wodzie. Lecimy do prowincji Krabi razem ze znajomymi, którzy rok w rok bywają w grudniu w Tajlandii. To tak trochę i dlatego, że tego roku to stuknie nam 25 rocznica ślubu.
No to gratulacje z tej okazji i sprawdźcie dokładnie jak tam jest to może i my polecimy tam za rok. Tylko będziecie musieli po powrocie dobrze na siebie uważać, bo wrócicie z upału do nawet ujemnych temperatur - stwierdził. No właśnie - tego to się trochę obawiam - stwierdził ojciec. Wiesz- na razie wiem, że lecimy, ale przed wylotem mama musi mieć kontrolę tych swoich żylaków- mamy nadzieję, że jednak będzie wolno. W przyszłym tygodniu ma kolejną kontrolę - na razie wszystko jest dobrze. Jeśli nie będziemy mogli lecieć na tę Tajlandię to może wy polecicie zamiast nas?
Tato, litości, jak na razie to ja wpierw muszę zrobić magisterkę - Tajlandia to nie archipelag wysp któremu grozi zatonięcie. Poza tym i ja i Martunia lubimy ciepło, ale niekoniecznie aż 30 stopni ciepła. A Martunia to na pewno nie poleci zimą do Tajlandii bo przecież jeszcze studiuje. A ja bez niej nigdzie na pewno nie wyjadę. I życzę wam obojgu, żeby okazało się, że dla maminych nóg ta temperatura Tajlandii zimą nie jest za wysoka. A jak mama po tej operacji? No wiesz, to nie była operacja tylko zamykanie pewnych odcinków żył przy pomocy wysokiej temperatury- oczywiście w znieczuleniu. No i mama na dodatek jest na diecie odchudzającej, bo ma nadwagę. No i nie jest w związku z tym w dobrym humorze, bo musi odstawić słodycze. No to współczuję mamie, bo mama lubi łasuchować. Ty mnie współczuj a nie mamie - odkąd ma te ograniczenia dietetyczne to jest zła niczym szerszeń. No dobrze- to mogę wam obojgu współczuć. Tata, ale daj znać po kontroli czy lecicie na Tajlandię czy może pociągiem do Warszawy? Sypialnym chyba może jechać, a ja was z dworca odbiorę samochodem. Mieszkalibyście u nas, Marta powiedziała, że możecie być albo w naszej sypialni ale może też każde z was spać oddzielnie. Są przecież cztery pokoje. No dobrze, na razie poczekamy na wynik tych badań. To ucałuj od nas Martusię.
Wojtek sprawozdał Marcie całą sytuację a Marta powiedziała- to ja jutro zatelefonuję do twojej mamy i przepytam ją na okoliczność tych żylaków - to dość nowoczesna technika, ale bardzo ważne jest żeby jak najbardziej obniżyć wagę, sporo chodzić, mało siedzieć i stale wykonywać pewne zalecone ćwiczenia. Ja to pierwszy raz słyszę, że mama ma żylaki - stwierdził Wojtek. Mama stale chodzi w spodniach tak jak i ty, więc nie widać żadnych żylaków. A czasami w damskim garniturze.
To się nazywa spodnium - pouczyła męża Marta. Chodzenie w spodniach to wielka wygoda - ja to już zapomniałam jak to się chodzi w sukience - stwierdziła Marta. Latem ma się cieniutkie spodnie, zimą pod spodniami można mieć cieplutkie rajstopy - sama wygoda. Tak prawdę mówiąc to w ślubnej sukience czułam się tak jakbym była goła, aż się przez moment zastanowiłam, czy aby na pewno mam na sobie majtki. Czułam się w sukience bardziej goła niż w bikini na plaży. A miałam przecież na sobie i majtki i rajstopy, żeby sobie stóp nie poocierać na bosaka. Bo do obcierania sobie stóp w różnych butach to jestem pierwsza. Ile razy włożyłam jakiekolwiek pantofle latem na bose stopy to zaraz miałam na drugi dzień całe stopy w plastrach. Widziałeś nad morzem - nawet na ten kawałek z plaży do domu zakładałam skarpetki.
c.d.n.