sobota, 21 grudnia 2019

III - zupełnie zwyczajne życie

Polowanie Jacka na Marię zakończyło się sukcesem. Maria wyszła z biura, rozejrzała się
dookoła- nigdzie nie widziała Jacka. I poco to tyle gadać- pomyślała przechodząc na drugą
stronę ulicy. W minutę później dołączył do niej Jacek mówiąc - ale  ty fajnie chodzisz! Nie
mogę pojąć jak można chodzić na tak wysokich i tak cieniutkich obcasach! Ja pewnie bym
się zabił na czymś takim! A ty na tym czymś pędzisz i nóg sobie  nie wykręcasz! Dziwne!
A nie zauważyłeś, że inne dziewczyny też chodzą na takich wysokich obcasach? - zapytała.
Nie, nie zauważyłem, bo jesteś pierwszą dziewczyną na którą zwróciłem uwagę i teraz
już innych nie dostrzegam.
No to idziemy do tej Alhambry?- zapytał. Dobrze, ale potem pójdziemy w jakieś milsze
miejsce, albo - chodźmy od razu do Gongu. Wolę  tam posiedzieć, choć kawa tam nie jest
nadzwyczajna, bo się jednak specjalizują w kilku rodzajach herbaty. Zresztą Gong jest
bliżej, jakby się kto pytał. No i jeszcze coś - ja płacę sama za siebie.
Jacek zaprotestował- no ale to ja  ciebie zaprosiłem.... no to co, przerwała mu Maria,
zaprosiłeś to przecież idę z tobą, ale to nie znaczy, że masz mi fundować kawę czy coś
innego. Ale jeśli ci się to nie podoba, to możemy wcale nie iść na tę kawę.
Dobrze, chodźmy i płać sama za siebie - jesteś strasznie uparta.
W Gongu było jeszcze kilka wolnych stolików i Maria wybrała mały, dwuosobowy przy
wielkim oknie. Lubiła tak siedzieć oddzielona od ulicy tylko szybą, czego mocno nie
lubił Jerzy. Maria oprócz kawy zamówiła dla siebie kawałek tortu czekoladowego, bo
tego dnia w stołówce była wątróbka, a ona już od samego zapachu dostawała mdłości,
więc  swój kupon obiadowy oddała jednemu z  kolegów, który bez trudu pochłonął
dwie porcje zupy i dwie porcje wątróbki.
Jacek zamówił do kawy jakieś  bardzo kruche ciastko, z którym niemal cały czas walczył
by nie wyskoczyło z  talerzyka.
Maria zaczęła przepytywać Jacka  by, jak to określiła, lepiej wiedzieć z kim siedzi przy
jednym stoliku i pije  tę paskudną kawę. Okazało się, że Jacek był na pierwszym roku
prawa, ale mu te studia straszliwie przeszkadzały w życiu, bo bardziej był zainteresowany
szermierką, którą trenował już kilka lat, niż studiami więc po prostu przestał chodzić na
zajęcia. No ale rodzice stwierdzili, że skoro nie studiuje to powinien pracować, więc
zgłosił się  do biura pośrednictwa pracy i "załapał" na etat magazyniera w tym biurze.
 No i na tym poprzestaniesz? dopytywała się Maria. Jacek uśmiechnął się - no chyba nie,
bo stanowczo za mało płacą. Dużo zależy od tego jak mi w tym roku wyjdą turnieje, a
jest ich kilka.
A tak naprawdę  jedyne studia, które mógłbym pogodzić z szermierką to AWF.
I dlatego wszystko zależy od tegorocznych turniejów. Tyle tylko, że nie bardzo się widzę
jako pan od  WF, poza tym nie lubię bachorów, tzn. dzieci. Jak mi dobrze pójdą turnieje
to będę miał zagwozdkę co dalej. Na razie jestem magazynierem. Poza tym grozi mi coś
takiego jak wojsko i mogą mnie na 2 lata zgarnąć, więc pewnie jednak przynajmniej na
trochę zakotwiczę  się na AWFie.
A ty?- zagadnął Jacek. Wybierasz się na studia?
Maria uśmiechnęła się krzywo-  sama jeszcze nie wiem, bo nie pozwolono mi iść na
kierunek, który sobie wymarzyłam. A poza tym trochę mi się pokomplikowało życie, do
niedawna byłam z kimś, teraz już nie jestem i podejrzewam, że już nie będę. I tylko
dlatego siedzę tu z  tobą na kawie. Właściwie to wszystko jedno jakie studia zrobię, bo
liczy się tylko papierek że się jest jakimś tam  magistrem, a potem okazuje się, że
zwykły robotnik fizyczny z którąś tam grupą zarabia więcej niż magister ekonomii w tym
zakładzie, w którym  obaj pracują. Przecież to wszystko jest chore i to ciężko.
Maria wyjęła portfel, odliczyła pewną kwotę i położyła ją na stoliku- to za moje plus
napiwek. Chodźmy już stąd , popatrz, jest niemal  czarno od dymu, prawie wszyscy palą.
Jacek zawołał przechodzącą kelnerkę, dołożył swoją część należności i wyszli.
A co sobie teraz  życzysz księżniczko? zapytał ze śmiechem. Mamy niedaleko kino,
może podejdźmy tam, zobaczymy co grają i może poszlibyśmy do kina?
Jacek, czy ty naprawdę wierzysz, że o tej porze, jeśli grają coś dobrego to czekają na nas
bilety? Zresztą nie mam ochoty  na kino. Za to przeszłabym się do domu na piechotę.
Zaczadziałam z lekka w tej kawiarni. Chodź pójdziemy kawałek Kruczą, potem Hożą,
Alejami Ujazdowskimi. A potem zaprowadzę cię na super rurki z kremem i stamtąd
pojadę tramwajem do domu.
Czy ty wiesz, ile to kilometrów  jest do przejścia?- zapytał Jacek.
Tylko  sześć i pół, do mojego domu, wiem, bo był czas, że z koleżanką codziennie
chodziłyśmy na piechotę tą  trasą. Chodź wejdziemy na moment do sklepu z jedwabiami,
muszę tam coś zobaczyć i zmienię  sobie  buty, przecież nie będę  taki kawał szła w tych
szpilkach, założę mokasynki.
To ty masz buty  na zmianę? -zdziwił się Jacek.
A ty myślałeś, że pognam na tych szpilkach?To nie są buty do maszerowania, tylko do
dreptania na krótkich dystansach. Maria ze swej dość sporej torby wyciągnęła w sklepie,
zamszowe, lekkie mokasyny i szybko zmieniła buty.
Jacek przypatrywał się temu lekko zdumiony. Po chwili już raźno maszerowali trasą
zaproponowaną przez Marię. A Maria pomyślała, że na spotkania z Jackiem będzie
zakładała "półszpilki", bo "wzrostowo" tak jakoś lepiej wtedy wyglądają.
Oczywiście nie powiedziała Jackowi, że wybrana przez nią trasa nie była przypadkowa,
że miała nadzieję, że może po drodze spotka Jerzego. Ale nie spotkała. Niechby ją
zobaczył z Jackiem bądź co bądź przystojnym młodym facetem. Ale nie  zobaczył.
Wieczorem wypłakała się w poduszkę - Jerzy był jej pierwszym mężczyzną, tęskniła
za nim i za wszystkim co  razem robili, za tym co jej mówił, za wieczorkami tanecznymi
w kawiarni "Olimp", na które chodzili na ogół dwa razy w tygodniu, tęskniła nawet za
jego dotykiem. Na szczęście wracało też wspomnienie zdjęcia blondyny w objęciach
Jerzego i to wszystko co było potem.
Przez kilka miesięcy spotykała się z Jackiem w dni, w które nie miał treningów. Biedak
nie wiedział, że był cały czas na cenzurowanym. Czasem spotykali się również z jego
kolegami i koleżankami.  Wszyscy byli jeszcze bardzo młodzi , Maria właściwie dopiero
teraz miała towarzystwo w swoim wieku. Dotychczas w gronie znajomych  Jerzego była
najmłodszą osobą w całym towarzystwie, panowie  prawili jej komplementy, panie
traktowały tak jakby miała minimum 30 lat i jakby była już żoną Jerzego. Zresztą tak
samo traktował ją brat Jerzego, bratowa oraz matka Jerzego. Dla tej mocno starszej pani
była "kochaną dziecinką", którą należało zawsze przytulić i ucałować.
Była przyzwyczajona  do dyskusji na tematy poważne, u boku Jerzego poznała  wiele
znanych osób ze  świata  teatru, bywali na premierach i wielu występach zagranicznych
artystów odwiedzających wtedy Polskę.
Z Jackiem i jego znajomymi była raz na koncercie "Niebiesko-Czarnych" - wył zespół
i wyli widzowie. Wśród rozentuzjazmowanych widzów oboje z Jackiem tworzyli jakąś
mini wysepkę dezaprobaty  dla tego, co się działo na scenie i widowni. Opuścili halę
w połowie występu zespołu.
Jesienią Jacek wylądował w szpitalu - w czasie jednego z treningów odniósł kontuzję  a na
dodatek  dostał tajemniczej wysypki.
Maria  tylko raz była u niego i ze szpitala wracała z jego kiedyś  najlepszym przyjacielem.
Teraz ich drogi mocno się rozeszły, bo Jacek dalej był szermierzem a Rafał zarzucił szermierkę,pracował i jednocześnie studiował na WSI. Całą drogę w tramwaju, który wlókł
się niczym ślimak- rozmawiali- nagle okazało się, że im tematów do rozmowy nie brakuje,
zgadzają się niemal we wszystkim, na wiele spraw mają takie same poglądy. Rafał był
zachwycony, że może z dziewczyną porozmawiać i na temat polityki gospodarczej i na
temat literatury. Rafał odprowadził ją do domu, bo szedł jeszcze na wykłady a dom Marii
był po drodze. Powiedział, że gdy będzie  się jeszcze wybierał do Jacka do szpitala to do
niej zatelefonuje i pojadą razem to sobie po drodze znów porozmawiają.
Maria była niemal oczarowana Rafałem - chłopak w typie urody Mastroianniego a do tego
ma w porządku pod sufitem, inteligentny i można z nim naprawdę  dobrze podyskutować.
I rzeczywiście tydzień później Rafał zatelefonował do niej do pracy, że jedzie do Jacka do
szpitala w niedzielę, że tajemnicza wysypka to  nie wysypka a łuszczyca, którą Jacek miał
"od zawsze", a która nie ujawniała się gdy Jacek przestrzegał diety, która wykluczała
wszelkie ostre przyprawy oraz wszelkiej maści alkohol. A Jacek po ostatnim turnieju
zaszalał i robił wszystko by łuszczyca się ujawniła, bo październiku miał stanąć na
komisji wojskowej. Miał nadzieję, że jak go zobaczą tak zsypanego wypryskami to zapewne
nie wezmą do wojska.
Widok Jacka był tym razem porażający - nie dość, że kontuzjowana kończyna była czymś
usztywniona  to Jacek miał głowę pozbawioną włosów , za to wysmarowaną dość  grubo
jakąś brązową  maścią, która pokrywała także część czoła, jedną  brew i przedramiona.
Przed nim był jeszcze  miesiąc pobytu w szpitalu, miał jakąś wybitnie  mdłą dietę i trzy razy
dziennie był smarowany różnymi maściami., z których jedna cuchnęła siarką.
Ale jedno już było pewne - z całą pewnością nie trafi do wojska. Maria była przerażona
jego wyglądem i nie bardzo rozumiała z czego on się tak cieszy - przecież łuszczyca jest
chorobą nieuleczalną i wymaga by przez całe życie  jej posiadacz dbał o  odpowiednią dietę
i w ogóle o swą skórę.
Wiedziała, że łuszczyca nie jest chorobą zakaźną ale jakoś instynktownie starała się stać jak
najdalej od Jacka. Bardzo już chciała wyjść, ale zmusiła się by pozostać do końca czasu
odwiedzin.
Siedziała milcząc a Jacek opowiadał o ostatnim turnieju, kto ze znajomych wygrał, kto przegrał
i stwierdził, że teraz będzie musiał mieć dość długą przerwę w treningach i nie wiadomo
czy on też nie będzie musiał rzucić szermierki.
Gdy rozległ się gong oznaczający koniec wizyt, Maria z ulgą pożegnała się i szybko wyszła
z sali.
                                                    c.d.n.





II - Zupełnie zwyczajne życie

Gdy weszła do pokoju, szef pogroził jej palcem - "a mówiłem, żeby pani nie biegała na
skróty, przecież jest zimno. Zaziębi się pani i pójdzie na zwolnienie i co ja sam tu zrobię?"
Marię na chwilę  zatkało, ale szybko odpowiedziała, że biegła, więc nie zmarzła a ta
sterta dokumentacji  była ciężka i chciała się jej jak najszybciej pozbyć. I że prędzej szef
się zaziębi wyglądając przez otwarte okno niż ona przebiegając te 70 metrów.
Szef wylewnie podziękował  za kupienie pasztetowej, wyciągnął ją z papieru i troskliwie
ułożył na talerzyku, pokroiwszy wpierw w grube plastry, które ułożył na połówkach
bułek o wdzięcznej nazwie " Małgosie". Potem zatarł ręce i rzucił w przestrzeń: to ja idę
sobie po herbatkę ale jeśli ma pani ochotę to i dla pani przyniosę. Maria podziękowała,
pokazując, że ma jeszcze w kubku kawę.
Siedziała przy biurku tępo wpatrując się w talerzyk z pasztetową i zastanawiając się jak
można takie paskudztwo jeść. Szef wrócił  szybko, nie musiał nawet schodzić do bufetu bo
już zaczęła urzędowanie "pani herbaciarka". Wprawdzie herbata u niej była droższa niż
w bufecie,  za to podobno znacznie smaczniejsza, ale Maria nie pijała herbaty, tylko kawę.
A na kawę to wolała chodzić do bufetu, bo zawsze można było tam z kimś porozmawiać.
Maria zajęła się pracą,  miała napisać kilka pism. Gdy zaczęła grzechotać maszyną do
pisania szef  z westchnieniem się podniósł i oznajmił, że za 15 minut ma naradę i długo go
pewnie nie będzie.
No i dobrze, pomyślała Maria, ale głośno powiedziała: wiem, dziś  jest narada z generalnymi
projektantami, zawsze to trwa  kilka godzin. Dobrze, że pan zdążył zjeść śniadanie.
Po wyjściu szefa odczekała 15 minut i zagłębiła się w lekturze książki, którą trzymała
w szufladzie biurka.
Lekturę przerwało  pukanie do drzwi. Zdziwiona  zawołała "proszę", bo jak świat światem
nikt tu nie miał zwyczaju pukać do drzwi.  W drzwiach stał uśmiechnięty magazynier,
pod pachą miał dwa pudełka. Maria patrzyła na niego jak na jakąś  zjawę. Ale młodzian
podszedł do jej biurka i delikatnie postawił na nim oba pudełka mówiąc, że przyniósł to
wszystko co ona  zamówiła w magazynie. No ale z tym dziurkaczem to kłopot, bo są
tylko takie małe i one z racji tego, że są małe i lekkie też nie przetną większej ilości
kartek. No ale może Maria  woli takie małe niż ten puc metalu który mu rano przyniosła.
Maria przyjrzała mu się uważnie i zapytała- a teraz to pan zawsze będzie nam przynosił
te materiały?
No nie zawsze i nie wszystkim, po prostu chciałem panią poderwać, odpowiedział ze
śmiechem. Poza tym mieszkamy w jednej dzielnicy, więc może będziemy razem wracać
po pracy i może po drodze wstąpimy gdzieś na kawę, ja zapraszam.
Po drodze nie ma dobrej i miłej kawiarni to raz, poza tym rzadko wracam do domu zaraz
po pracy - odpowiedziała Maria, grzebiąc w jednym z pudełek.
No to możemy pójść na tę kawę nie po drodze, skoro po drodze nie ma rzekomo dobrych
kawiarni - chłopak nie odpuszczał.
I mamy jeszcze jedną wspólną rzecz  - właściwie jesteśmy rówieśnikami, ja jestem równo
rok starszy. I mam prośbę, może moglibyśmy sobie w takim razie mówić  po imieniu?
Tu większość pracowników mówi sobie po imieniu, prawda?
Prawda. Tylko proszę byś nie używał żadnych zdrobnień mojego imienia. Nie lubię go,
dostałam je  po jednej z  babek.
No to się ciesz, że nie dali Ci na imię Petronela lub Kunegunda, bo brzmią one znacznie
gorzej niż każde zdrobnienie od Marii. Mam wrażenie, że niemal każdemu z nas w pewnym
okresie życia nie podoba się własne imię.
Słuchaj, jestem ci winien jeszcze 5 twardych ołówków, doniosę je jutro w drugiej części
dnia. Rano  powinna być dostawa.
Jacek ukradkiem zerknął na zegarek - wiesz, muszę już lecieć, bo wywiesiłem kartkę,że
wracam  o 10,15, więc mam 2 minuty na powrót do siebie.
To jesteś chyba jedynym człowiekiem w tym biurze, który traktuje poważnie to co sam
napisał. Tu każdy ma poślizg, przeważnie  piętnastominutowy. A dziś jest duża narada,
więc personel pomocniczy nie tyra, a projektanci też korzystają z tego - jak zajrzysz do
którejkolwiek pracowni to połowy nie ma bo siedzą na kawie w bufecie.
Mario, zapoluję na Ciebie przy wyjściu, może jednak pójdziemy dziś na tę kawę, mam
taką nadzieję -  Jacek konsekwentnie nie odpuszczał.
No to pomyślnych łowów, ale ja dziś nie wracam po pracy do domu, nie jadę w twoją
stronę - poinformowała go Maria.
No to i ja nie pojadę w stronę domu i może się wybierzemy razem do Alhambry? Tam
przynajmniej jest dobra kawa - powiedział Jacek już stojąc w drzwiach.
Kawa - tak, tam jest dobra, ale wnętrze paskudne- rzuciła mu Maria na pożegnanie.
Gdy wyszedł z pokoju, Maria  nim wróciła do przerwanej lektury, poświęciła kilka
minut na pomyślenie o  Jacku.
Miał bardzo ciemne włosy, ładną oprawę oczu , ciemnobrązowe oczy. Ładne dłonie,
był szczupły, a właściwie chudy i jak dla niej to mógłby być nieco wyższy. Podobał się
jej pod względem fizycznym. No i jakiś wytrwały w podrywaniu - pomyślała.
Przy okazji jej myśli popłynęły w stronę Jerzego - nie widzieli się już ponad pół roku.
I nie telefonowali do siebie. Maria jednak tęskniła za nim. Gdy ostatni raz się widzieli
Jerzy  wściekły był na nią i stwierdził, że żadna smarkula nie będzie mu mówić co ma
albo czego nie ma robić, a tym bardziej sprawdzać go czy mówi prawdę. I więcej do
niej  nie zadzwonił. Najbardziej zezłościło go to, że Maria nie chciała powiedzieć, skąd
wie o tym, że on ją okłamał pozostawiając na Sylwestra w domu, twierdząc, że on
musi wyjechać w delegację  w drugi dzień świąt. A o tym wszystkim powiedział w wigilię,
którą razem spędzali u jego brata. O tym jak wyglądała ta delegacja  poinformowała Marię
znajoma, która nie miała pojęcia o tym, że Maria i Jerzy znają się i od jakiegoś czasu są
parą. Znajoma pokazała jej po prostu swoje zdjęcia z Sylwestra, na którym była razem
z mężem w Budapeszcie. Na jednym ze zdjęć był Jerzy, a w jego objęciach stała mocno
wydekoltowana blondyna w mini sukience.
Maria należała do osób, które z reguły wszystko oglądają nie ujawniając swych emocji i
patrząc na to zdjęcie, wskazała na Jerzego i zapytała- a ci to kto, znajome małżeństwo?
To kolega mego męża ze swoją dziewczyną, wyjaśniła znajoma.
Maria, choć poczuła w sercu dziwne ukłucie, kiwnęła tylko głową i powiedziała- no to się
fajnie tam bawiliście. Jeszcze przez chwilę rozmawiała wypytując o to jak  długo tam byli
i jaki jest Budapeszt, potem  pożegnała się, cały czas się dziwiąc, że nie doznała ataku
serca. Gdy dojechała do domu w pierwszej chwili chciała zatelefonować do Jerzego, ale
potem postanowiła zaczekać na jego telefon. Jerzy zatelefonował w dniu, w którym miał
powrócić z owej delegacji.
Spotkali się "w swojej kawalerce", którą od kogoś Jerzy wynajmował. Zdenerwował się,
gdy Maria nie chciała dać się zaciągnąć do łóżka i w złości palnął - jak nie chcesz to
znajdę sobie inną, bardziej chętną.
Maria, łykając  łzy wyszeptała  - nie musisz szukać, już ją przecież masz. Świat jest mały,
Warszawa też nie za wielka, już cię z nią widziano. Jeśli już mnie nie kochasz, znudziłam
ci się, to powinieneś mi o tym powiedzieć, a potem dopiero spotykać się z inną....i wbrew
swej woli wybuchnęła płaczem i nim się Jerzy zorientował wybiegła z mieszkania.
Zapłakana pobiegła na postój taksówek. Taksówkarz spojrzał na nią uważnie, ale tylko
zapytał się dokąd ma jechać. Maria podała  adres domu swej przyjaciółki, mając nadzieję,
że ją zastanie w domu. Miała szczęście, Baśka była w domu.
Widząc, że Maria jest zapłakana zaciągnęła ją do swego pokoju, posadziła w fotelu a sama
poszła zaparzyć....rumianek w większej ilości. Część miała być do picia, część na okłady
do oczu. Gdy wróciła do pokoju, Maria już nie płakała. Baśka postawiła przed Marią
szklankę z  herbatą  i obok miseczkę z drugą częścią herbaty, obok której położyła waciki,
by Maria mogła zmyć rozmazany tusz.
Usiadła obok i bez słowa przytuliła Marię, wiedząc, że czasem lepiej nic nie mówić, niż 
zadać idiotyczne pytanie.
                                                              c.d.n.