poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Lek na wszystko? - 100

 Jak  widzę podpadłem ci - stwierdził Jacek. Ale tak mi się jakoś  składało dotychczas, że nie  miałem bliskiego kontaktu z kobietami, które były w wieku Twoim i Pawła, a te , z którymi pracowałem były raczej  wrogo nastawione do "przejawu" nowoczesności,  czyli komputeryzacji. Ciągle  słyszałem narzekania,  że literki takie małe, szkolenie  trudne, ciężko  zapamiętać  i stąd   może takie  moje odzywki. Bo panowie  niewiele ode mnie młodsi jakoś łykali sprawę  bezproblemowo. Ale nie wykluczam, że może była i to kwestia lokalizacji - tam jednak było przysłowiowe "zadupie". A może i  ci co szkolili personel byli pozbawieni talentu przekazywania  swojej wiedzy.

Chciałbym jakoś tej panience pomóc - ma dziewczyna  dobrze poukładane  w głowie. Wiem, jak wyglądają te "pogomółkowskie" mieszkania. Paweł mieszkał w takim mieszkaniu z matką i z trudem , ale udało mi  się, namówić go na sprzedanie go i kupno też niedużego, 42 metry, ale już  z widną kuchnią.

Teresa  spojrzała na niego z uwagą i powiedziała - mam nadzieję, że nie startujesz  do niej. Jest młodsza od twojego syna. Poza tym nie wygląda mi na taką, która potrzebuje pomocy- ona sobie  całkiem  nieźle radzi. Jak na razie to jest  tylko koleżanką Pawła i raczej jeszcze  nie  są  ze  sobą związani uczuciowo. Wystarczy jeśli weźmiesz udział w przewożeniu dobytku dziewczyn - wtedy Paweł zrobi  nie  cztery kursy samochodem  a dwa. Jeśli ma  coś Pawła połączyć z tą dziewczyną  to niech  to nie będzie oparte na jej wdzięczności, że  obaj  wyłaziliście  ze skóry, żeby jej pomóc. Uczucia oparte na  wdzięczności  szybko wyparowują. I z reguły obie  strony mają jakiś niesmak - jedna  strona, ma poczucie że nie potrafi  się odwdzięczyć a druga, że albo  zrobiła za mało albo zbyt  wiele.

W pokoju zapadła cisza i po dłuższej chwili Jacek powiedział: właściwie  to masz rację. Ale ja nie startuję do tej panienki, wierz  mi - ja wciąż  czuję  się winny wobec Pawła i jego matki i chyba jakoś chcę tę winę zmazać.  Może jakimś dobrym uczynkiem.

Jacek - to poczucie zostanie  z Tobą do końca życia - powiedział Kazik. Może czas byś z Pawłem szczegółowo omówił to wszystko co zaszło między tobą a jego matką i przy okazji uświadomił  mu, w czym tkwił błąd i że czasem szczerość jest też egoizmem, bo wynika  z egoistycznego myślenia.  To już nie jest dziecko, to dorosły  facet.  Ja przez  szczerość a raczej przez nieco wypaczone pojęcie uczciwości i jednocześnie  egoizm uwikłałem się w małżeństwo z Anką. I chociaż  Tesia mi to wybaczyła, ja sam nie potrafię  sobie tego  wybaczyć. Poza tym nie sądzę, by Paweł długo znał  Basię - ona ma jeszcze  rok studiów i pewnie w połowie semestru zacznie pisać magisterkę. Nie sądzę by się długo znali- wszak Paweł od  niedawna jest w Warszawie i na Politechnice raczej często nie bywał, bo tylko bronił tu pracy, a teraz przecież już pracuje. Poza tym  - niedawno była pani cybernetyczka, teraz jest Basia a za tydzień lub  miesiąc  może ci przedstawić kolejną dziewczynę. Wiem coś o tym, bo nim mój braciszek się ożenił to było trochę panienek koło niego. I każda na początku była "super dziewczyna" tylko z  czasem okazywało się, że oboje  nie  grają tego  samego utworu. I myślę, że jeszcze  nie jedną miłą  dziewczynę nam pokaże Paweł. Jest fajnym  chłopakiem, już po studiach, pracuje  w dobrym miejscu, na pewno liczy się na rynku "facetów  do  wzięcia".

I wiemy oboje z Tesią, że wcale nie będzie ci łatwo powiedzieć Pawłowi o wszystkim. Nam powiedziałeś, ale z reguły łatwiej jest coś niepochlebnego o sobie  powiedzieć przyjacielowi niż  swojemu własnemu dziecku. I mówiąc mu o tym co było, nie  zapomnij  ani przez moment, że ona  była  dla niego całym światem i że on jest waszą wypadkową. I że bardzo cię kochała. I nie chciała by dziecko tego, którego kochała  zniknęło z tego  świata.

Jesteście  ode mnie młodsi,  ale jakoś mądrzejsi życiowo- odrzekł Jacek. Tata, który dotychczas tylko się przysłuchiwał zabrał  głos- Jacku, to nie jest tak, że są mądrzejsi życiowo - to się po prostu  czasy zmieniły. Gdy my byliśmy młodzi nie rozmawiało  się tak otwarcie o  wszystkim bo - nie wypadało. A już na pewno  nie  nazywało  się rzeczy po imieniu. To jest ta najważniejsza  różnica. To nie fizjologia  się  zmieniła, to czasy się  zmieniły. I im  większa  aglomeracja  tym  większe  zmiany - im mniejsza  miejscowość tym większa zaściankowość. Gdy ktoś od urodzenia do starości mieszka w jakiejś  malutkiej  mieścinie i nigdy nigdzie poza nią nie bywał, to nawet gdy czyta o dużym  mieście to nie kojarzy  mu się że nawet w obrębie jednej kamienicy w mieście  nie  wszyscy lokatorzy  się  znają osobiście. No ale gdy się żyje i mieszka tam  gdzie  się  wszyscy  znają, to trzeba zachować dyskrecję i  nie  opowiadać o rzeczach intymnych lub tych które są  za takie uważane. Nieomal wszędzie dotarła  telewizja, albo kablówka albo z satelity, ludziska oglądają niemal cały świat i....nadal im się wydaje, że skoro ja jestem z Warszawy i jakiś letnik "Iksiński", który był w danej dziurze  na urlopie też jest z Warszawy -  to  jesteśmy  znajomymi. 

Przypomnij  sobie - gdy my mieliśmy po 20 lat czy powiedziałbyś  głośno dziewczynie, że musisz kupić prezerwatywy? Albo  czy ona by ci powiedziała w trakcie  rozmowy, że się z tobą następnego  dnia nie spotka bo ma pierwszy dzień menstruacji i zawsze  wtedy  źle się  czuje? Po prostu  czasy  się zmieniły i uważam, że  bardzo dobrze. Im większe  miasto tym szybciej następują takie  zmiany. A według mnie to Paweł jest  bardzo mądrym  chłopakiem i  w pełni doceni to, że traktujesz go jak bardzo dorosłego człowieka a nie tylko jako swego syna, czyli  dziecko. Takie rozmowy z dzieckiem są dla niego sygnałem, że jest  nie tylko twoim  synem ale i partnerem, do którego masz  zaufanie.

Wszyscy macie  rację i szalenie cenię was  za to, że o tym  wszystkim, o swoich wątpliwościach, lękach i rozterkach mogę z wami porozmawiać - jesteście wszyscy moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Bałem się  trochę tego mieszkania w Warszawie, tyle lat mieszkałem w dość  specyficznym  miejscu i dzięki wam, waszej przyjaźni odnalazłem się tu bez trudu. A teraz wykopcie mnie do domu. No wiesz, nie wymagaj od nas aż tyle trudu- śmiała  się Teresa. Jeśli będzie jutro pogoda to może do Konstancina pojedziemy. W każdym razie jeśli się będziemy  gdzieś wybierać to do Ciebie  zapikamy, może będziesz  miał ochotę z nami gdzieś  się wybrać. Zmieścimy się w jeden samochód i będziesz  miał do wyboru miejsce w  samochodzie. Nawet za kierownicą? - spytał Jacek. Jeśli Tesia nie będzie  chciała prowadzić to tak- odpowiedział Kazik. Bo z reguły ja mam w niedziele wolne. A gdy musi gdzieś  jechać w dzień powszedni to jeździ taty samochodem jeśli jestem akurat w Instytucie.  No ale wtedy tata zostaje  z małym bo tam  nie ma jak umocować  fotelika.Ona tylko ciężarówki nie prowadzi, ale transita  to już prowadziła. A co się przy tym  najęczała- że wysoko siedzi, że czuje się jak w ciężarówce, że nie  czuje tego wozu, ale kierownicy nie oddała. I prowadziła bez problemu, tylko musiała  sobie ponarzekać. No bo prowadziłam pierwszy raz - wyjaśniła Teresa. To samo miałam  gdy się przesiadłam z malucha do "normalnego" auta. Przede  wszystkim  nie  słyszałam pracy  silnika i to mnie  dziwiło. Ale ciężarówki to bym  za nic  w świecie nie prowadziła- tam są jakieś półbiegi i w ogóle jest ich od  cholery! Ja nawet nie za bardzo mogę  się  wdrapać do kabiny ciężarówki -nogi mam za krótkie i  za słabe ręce by  się wciągnąć- stwierdziła Teresa. I przede  wszystkim musiałabym pójść na kurs, ale nie  czuję takiej potrzeby.

Jacek przed  wyjściem jeszcze poszedł zerknąć na Alka, który słodko spał. Gdy wyszedł tata powiedział -mam nieodparte  wrażenie, że Jacek już bardzo chciałby być teściem i dziadkiem. Dobrze, że mu  zaproponowaliście, by jutro się gdzieś z nami wybrał. Już niby  nie jest samotny bo ma Pawła, no ale nie wiadomo,  czy Paweł będzie jutro miał dla niego czas.

Gdy już leżeli w sypialni Teresa powiedziała - jeżeli będzie dobra pogoda to pojedziemy do Konstancina i myślę, że możemy  Krisowi i Alinie  zaproponować by też  się wybrali. To będzie  jakieś urozmaicenie dla obojga. I możemy dla Alka wziąć jego "wolelek"- będzie  cały  w szczęściu i  skowronkach. Wiesz, do rowerka to wezmę też kij od  szczotki albo jakąś linkę, bo jak  się dziecko zmęczy to się albo go popcha albo pociągnie. Albo weźmiemy parasolkowiec.  Popatrz Zik, Jacka wciąż  gryzie kwestia mamy Pawła. I mam wrażenie, że ten problem  zostanie  z nim  do końca jego  życia. Oby tylko Paweł nie powielił jego błędu. 

Kazik przytulił ją mocno i powiedział - no ale my na to nie mamy najmniejszego wpływu. Ty mi wybaczyłaś mój błąd życiowy zwany Anką,  a ja nadal mam o to do siebie pretensję i wstydzę  się tego, że się z nią  związałem. Są sprawy, których człowiek sam  sobie nie może wybaczyć. Pomyślałem, że może latem pojedziemy jednak w tym  roku do tej oficerskiej kolonii- oczywiście razem z tatą. I pewnie z Jackiem. Nie wiem czy i dokąd wybiorą  się Alina i Kris. A jesienią koniecznie wpadniemy do Baligrodu. Nawet jeśli nie przyjadą nasi Berlińczycy. Chociaż byłoby fajnie, gdyby przyjechali. A jak nie to weźmiemy tylko tatę i Jacka. Kris na pewno nie pojedzie, a nie wiem czy Alina pojechałaby tylko z nami. No ale do jesieni jeszcze  daleko. Zik, kocham cię ogromnie i jestem najszczęśliwsza gdy jesteś obok i wiesz? -nadal jest mi z tobą tak samo cudownie jak na początku. Mnie też i myślę, że tak będzie zawsze. Wciąż mi ciebie mało, najchętniej bym był całą dobę przyklejony do ciebie. I jesteś kochana, że potrafisz wytrzymać moje zachcianki i jesteś przy  mnie gdy piszę. Coś mi się obiło o uszy, że w maju , pod koniec maja będę musiał być w Berlinie. Tylko na 3 dni. Więc pomyślałem, że może zostawimy Alka z dwoma dziadkami i wyskoczymy sami, samolotem? Wylecimy pierwszym samolotem i to będzie pierwszy dzień, trzeciego dnia wrócimy ostatnim. Zanocujemy w hotelu i prosto z firmy pognam do ciebie. Hotel weźmiemy w pobliżu firmy, żebym nie tracił  czasu na dojazdy. Kurt się będzie  ze mnie śmiał, ale on gdyby tylko mógł to zrobiłby to samo z Sophie. Obaj mamy świra na punkcie  swoich żon. No bo jak  się kogoś kocha to się ma jego punkcie świra. I dobrze  mi  z tym świrem. 

Niedziela była ładna i zaraz  z rana Kazik zatelefonował do Krisa z propozycją, by oni też  się wybrali do Konstancina. Oczywiście powiedział, że będzie tata i Jacek. Jacek też  się ucieszył, tym bardziej, że Paweł wybierał się z Basią na jakąś eskapadę poza  miasto. Teresa zabrała  z domu i linkę i kij, a Kazik się śmiał, że jego lenistwo tym  razem wygrało, bo rowerek już od ponad  tygodnia tkwił w  bagażniku jego samochodu. Wyruszyli w dwa  samochody, Teresa na wszelki wypadek wzięła dwa termosy z ciepłą  wodą by było z czego zrobić mleko dla małego Tadzia i picie dla Alka. Poza tym zapakowała  dla obu biszkopty. Za kierowcę samochodu Kazika  robił Jacek a obok niego siedział Kazik, Teresa i  tata  siedzieli z tyłu.  W Konstancinie   na  szczęście  jeszcze  nie było wiele osób i nawet zaparkowali na płatnym parkingu, który był na posesji prywatnej. Alek był faktycznie "cały w skowronkach" no bo byli jego rodzice i dziadek i Jacek a na dodatek wujek i ciocia i "bobo Tadek". No i najważniejsze - wreszcie mógł pojeździć na swoim rowerku. Dopiero teraz Kazik i Teresa w pełni poznali umiejętności swego dziecka- bo okazało się, że dzieciaki w Berlinie nauczyły go, by trochę rozpędził rowerek i wtedy zakładał nóżki na przedni błotnik. Ale Kazik  kazał by jednak nie opierał nóżek na błotniku, bo wtedy może stracić równowagę - nóżki miał po prostu trzymać nad  ziemią wyprostowane. Alinie oczy wychodziły z orbit na widok szalejącego Alka na tym rowerku, a Kazik doszedł do wniosku, że chyba jednak niedługo trzeba będzie kupić małemu rowerek z pedałami i.....kask ochronny na łepetynę. Tadzik dość  szybko usnął, Alina i Teresa okupywały dwie ławki, starsi panowie statecznie spacerowali a Kazik i Kris zajmowali się  kolarzem, czyli Alkiem. Dziewczyny wymieniły  się plotkami i okazało  się, że pani Maria będzie codziennie przyjeżdżała do Aliny około godziny 11,00. Alina miała bardzo poważną rozmowę z lekarzem i potem lekarz rozmawiał z Krisem. Zdaniem lekarza obecność pani Marii działała na Alinę stabilizująco. Po prostu czuła  się niepewnie będąc w domu sama z dzieckiem. W tym układzie będzie  sama w domu nie dłużej niż 3 godziny jeśli Kris  musiał wyjść z domu rano a poza tym będzie mógł spokojnie pracować poza domem po południu. Alina nauczyła  się mówić o swojej chorobie - było to novum w kontaktach z Teresą, która doskonale  wiedziała, że to duży postęp w terapii. Oczywiście powiedziała Alinie, że od dawna już wie co Alinie dolega i że cieszy  się, że ona zaczyna rozumieć co jej dolega i że ta świadomość ułatwi jej stabilizację.

                                                               c.d.n.