poniedziałek, 28 stycznia 2013

Dziwne lustro, cz.IV

Jaga bardzo przeżyła swój pierwszy dzień w pracy. Czuła się jak dziecko, które po raz pierwszy
przydreptało do szkoły. Ale pod koniec  swego dnia pracy była zadowolona.
Wprawdzie głównie urzędowała na zapleczu recepcji, ale wcale jej to nie przeszkadzało.
Natomiast jej praca przeszkadzała Albertowi. Nie za bardzo wiadomo dlaczego, bo tak
naprawdę to  tylko dwie niedziele w miesiącu Jaga spędzała w  pracy, w sumie nie było jej w domu
tyko pięć i pół godziny. A jeśli była pogoda to Albert mógł przyjechać z dziećmi do ośrodka, gdzie
był duży plac zabaw dla dzieci a część jeziora miała wydzielony dla maluchów brodzik.
Jaga nie przyznała się mężowi, że pracę załatwił jej Bogdan. Ale gdy powiedziała, gdzie będzie
pracować Albert powiedział ; "o, a wiesz kto jest kierownikiem tego interesu? - szwagier tego
Bogdana, co Cię tak obtańcowywał". Jaga udała wielkie zdziwienie, choć już o tym wiedziała.
Wiedziała również, że Bogdan  jest rozwodnikiem, że ma syna, którego nigdy nie widuje, że
marzy już o wyjściu z wojska, bo mierzą go panujące tu stosunki. Bo wojsko było bardzo
specyficzną instytucją - nie tylko stopień był tu ważny - układy kumplowsko-pijackie  były znacznie
ważniejsze.
 Bogdanowi podobało się, że Jaga nie dała się wepchnąć do "kółka  rodzin wojskowych",
bo większość żon swych kolegów uważał za dość głupawe istoty.
Żonaty był krótko, raptem dwa lata. Jego małżeństwo też było "przymusowym ochotnictwem", a on
wcale nie był pewny, czy był na 100% ojcem tego dziecka. Wiedział, że ta dziewczyna w tym samym
czasie spotykała się i z innymi mężczyznami, no ale nie złapał jej z nikim w sytuacji "in flagranti".
Że nie był pierwszym to wiedział, ale w sumie dziewczyna była całkiem do rzeczy, więc się ożenił
gdy mu powiedziała, że jest w ciąży.
A po ślubie nawet prawie nie mieszkali razem, bo przez większą część ciąży ona przebywała w szpitalu
na oddziale patologii ciąży, a gdy już urodziła to zamieszkała w domu swoich rodziców, gdzie z pewnością było jej wygodniej niż w jego służbowym mieszkaniu. Gdy w końcu zamieszkali razem  szybko doszli do wniosku, że ten związek jest  jedną, wielką omyłką.
A małżeństwo Jagi też się chwiało w posadach - Albert coraz więcej czasu spędzał z kolegami
gęsto popijając. Gdy Jaga zwracała mu na to uwagę to mówił, że przecież nie chodzi na dziwki, a tylko siedzi z kolegami. Gdy mu tłumaczyła, że daje zły przykład dzieciom, twierdził, że gdy wraca to dzieci już
śpią, więc o niczym  nie wiedzą.
Sytuacja była patowa, najczęściej w domu były tzw. "ciche dni", a Jaga nie  za bardzo wiedziała co
ma dalej robić. Nie było awantur - to fakt, ale miłości też  nie.
Jaga kilka razy wspomniała o rozwodzie, bo nie chciała dłużej znosić tej sytuacji - za każdym razem
Albert padał na kolana, przepraszał, obiecywał poprawę, nawet kilka dni siedział w domu, ale
zawsze w końcu lądował z kolegami, bo była okazja - imieniny, urodziny, awans.
Mniej więcej raz w miesiącu Jaga spotykała się z Bogdanem na kawie, lub jechali samochodem do
sąsiedniej miejscowości  na obiad. Każde spotkanie  coraz bardziej zbliżało ją do Bogdana, który stał się
jej powiernikiem.
I ani się Jaga zorientowała jak minął rok jej pracy. Albert załatwił wczasy w wojskowym ośrodku, ale
w ostatniej chwili wstrzymano mu urlop i Jaga pojechała sama z dziećmi.
Gdy trzeciego dnia pobytu wychodziła z dziećmi na plażę, w holu spotkała....Bogdana.
Była zdziwiona ale i  zadowolona. Nikogo tu nie znała. Na dodatek Bogdan załatwił sobie pokój obok i
 miejsce przy tym samym  stoliku sześcioosobowym.
c.d.n.