Na szczęście Krystian nie przyniósł Alinie i dziecku grypy, ale tylko zwykły katar. Nie mniej lekarz kazał się dorosłym zaszczepić p. grypie i zapisał ich na szczepienie. Krystian dziwił się, że przecież już właściwie niemal koniec zimy i dowiedział się, że zawsze apogeum zachorowań to wcale nie początek zimy ale właśnie luty, marzec.
Przy okazji Kris dopilnował, by lekarz wpisał do karty Aliny, że ona cierpi na chorobę afektywną. Lekarz był nieco zdegustowany faktem, że wcześniej o tym mu Alina nie powiedziała. Ale , jak to mówią, stanął na wysokości zadania i długo i cierpliwie tłumaczył Alinie jak ważna jest w przypadku tej choroby samokontrola i systematyczne branie leku. I że jeżeli Alina nie będzie się objadała ciastkami , to na pewno nie utyje. Poza tym powiedział jej całą masę komplementów, tak, że w efekcie wyszła z gabinetu w świetnym humorze. Na koniec jeszcze jej powiedział, że widzi, że Krystian bardzo ją kocha, skoro tak bardzo dba o jej zdrowie. A Kris pomyślał, że z tego internisty to niezły psycholog, a Alinie, gdy wyszli, powiedział - przemiły i taki serdeczny facet z tego lekarza. I chyba Alinie bardzo się ten pan doktor spodobał, bo gdy wrócili do domu zatelefonowała do Teresy i opowiedziała jej o tej wizycie, nie szczędząc komplementów pod adresem tego lekarza.
Teresa przy okazji powiedziała, że Alina powinna sobie zrobić "przypominajkę" - na kartoniku napisać jedno krótkie słowo "tabletka" i umieścić kartonik w widocznym miejscu - np. na drzwiach lodówki. A żeby miała pewność, że łyknęła to niech sobie zaraz po połknięciu zaznaczy plusik w kalendarzu, który wszak u nich wisi w kuchni nad stolikiem.
Krystian, który zawsze był szarmanckim chłopakiem, przysłał Teresie nieduży kosz kwiatów - tym razem były to gloksynie. Były naprawdę ładne i po raz pierwszy Alek stał przed koszykiem kwiatów i uważnie przyglądał się kwiatom. No tak - podsumował Kazik - mój brat cię wyraźnie podrywa! Teresa spojrzała się na niego i powiedziała - znacznie łatwiej jest wysłać komuś kwiaty niż samemu przyjść i powiedzieć jedno małe zdanie - dziękuję za to, że mnie opieprzałaś. Tata, który się przysłuchiwał tej wymianie zdań powiedział - wiesz synuś - Tesia ma rację. Ale tak naprawdę nie jest istotne w jaki sposób Krystian dziękuje - ważny jest sam fakt, że dziękuje. Bycie młodszym bratem wcale nie jest łatwe. Ja to miałem starszego brata krótko- zginął na samym początku wojny. Ale zdążyłem się przekonać, że młodszemu bratu zawsze wiatr w oczy wieje. Zwłaszcza gdy jest duża różnica wieku.
W marcu przyjechał na kilka dni Kurt. Zachwycał się Alkiem, który przypatrywał mu się uważnie, z dystansem. Kazik szybko odszukał zdjęcia, które robili na ostatnich wspólnych wakacjach. Kurta to Alek na nich rozpoznawał, mamę, tatę, dziadka oraz wujka i ciocię, tylko nie mógł uwierzyć, że to małe dziecko w wózku to on sam. No a już opowieść, że każdy był kiedyś takim małym bobasem była dla niego zupełnie niewiarygodną bajeczką. Ponieważ Kazik i Kurt mieli bardzo dużo spraw do omówienia, Kurt nocował w gabinecie Kazika na sofie.
Lody pomiędzy Kurtem a Alkiem zostały w końcu przełamane i to do takiego stopnia, że mały wdrapywał się sam na kolana Kurta. Oczywiście fakt ten został natychmiast uwieczniony na zdjęciu a zdjęcie i krótki filmik powędrowały do Berlina. Kawałek jednego wieczoru odbył się w mieszkaniu Krisa. W przygotowaniu kolacji pomagała pani Maria. Dobrze, że był rozstawiony kojec - sprzęt doskonale znany Alkowi. Tym razem nie dał się umieścić w kojcu razem z małym Tadziem. Za to obecność Alka poza kojcem podziałała mobilizująco na Tadzia - trzymając się kurczowo brzegu kojca podciągnął się do góry stanął i zaczął się robić maleńkie i jeszcze mało pewne kroczki. Teresa nie wytrzymała, weszła do kojca , usiadła w nim w niewielkiej odległości od małego, wyciągnęła do niego ręce i powiedziała- chodź do cioci, ciocia ukocha. Pochyliła się nawet nieco do przodu, żeby małemu dystans nie wydawał się zbyt duży , a gdy mały chwiejąc się dreptał do niej, leciutko się cofała. Gdy do niej dobrnął objęła go wycałowała, wszyscy, łącznie z Alkiem bili małemu brawo, a Teresa powiedziała - Alina, wskakuj do kojca, twoja kolej. Alina była tym wszystkim przejęta nie mniej niż jej synek i na wszelki wypadek trzymała go za jedną rączkę.
Alek przyglądał się małemu, potem podszedł do Teresy i poinformował wszystkich - to moja mama. Potem podreptał do Kazika i tak jak kiedyś powiedział "opa chcem." No tak - powiedział Kurt - zademonstrował zgromadzonym, że ma mamę i tatę i nikt nie będzie z ich "usług" korzystać, tylko on.
To był bardzo pożyteczny wieczór - od tego wieczoru kojec stał się pełnoprawnym meblem w mieszkaniu Krisa i Aliny. A Alina częściej się bawiła z synkiem w kojcu, niż kiedykolwiek przedtem bez kojca. Kurt już myślał o wspólnych wakacjach, ale Kazik stwierdził, że jeszcze niczego nie może zaplanować. Bo właśnie w czasie wakacji najprawdopodobniej będzie najłatwiej korzystać z laboratorium, więc wyjadą albo w czerwcu albo we wrześniu. No ale wy, zwrócił się Kurt do Krisa , chyba już możecie coś planować?
My to nastawiamy się na lipiec i mam propozycję kolegi, by pomieszkać z miesiąc na jego działce, która jest raptem 70 kilometrów od Warszawy. Jest nad rzeką, do lasu blisko i domek wielce cywilizowany z wszystkimi wygodami i na zakupy do miasteczka też dość blisko. Tadzik jeszcze malutki, wolimy być z nim bliżej domu. A poza tym, jeśli trafi się jakaś ciekawa sprawa to nie będę musiał z niej rezygnować z powodu urlopu. A że w domku są trzy sypialnie i living room, to zaproponuję pani, która nam pomaga na co dzień, by też z nami pojechała , by Alina nie była sama z małym, gdybym musiał pojechać na dzień lub dwa do Warszawy.
Oj, to Sophie będzie niepocieszona - stwierdził Kurt. Z tym, że u nas to wakacje szkolne są w nieco innych terminach niż u was i każdy Land rozpoczyna letnie wakacje w innym terminie- wszystko po to, żeby nie było korków na drogach i nie zabrakło miejsc w pociągach i dalekobieżnych autobusach. Ja nie chcę być niemiły, ale mieliście do nas z dziećmi przyjechać i nie przyjechaliście - stwierdził Kazik. No bo mamy ich troje i to też kłopot - nie zauważyłeś? Zauważyłem, najmłodszy to już chyba pięć lat skończył. Skończył i zrobił się nieznośny - czasami mam szczerą ochotę przylać mu tak od serca. Za rok idzie już do szkoły- stwierdził Kurt. Chwilami mam wrażenie, że mamy sześcioro dzieci a nie troje. Albo się tak postarzałem i brak mi cierpliwości do dzieci.
No właśnie, właśnie- zaśmiała się Teresa - w moim odczuciu wyglądasz całkiem młodo, a ty mówisz, że się postarzałeś. Nie postarzałeś się wcale, tylko dzieciaki potrafią być po prostu nieznośne. Czasem na placu zabaw widzę trzylatki tak wredne, że mam ochotę trzepnąć tak, żeby głowa odleciała. Mówisz do dzieciaka, a ten nadal zachowuje się tak jakby był głuchy. I najdziwniejsze, że te dzieciaki najczęściej są same - same przychodzą na plac zabaw i się chuliganią. Ja rozumiem, że tu nie ma dużego ruchu samochodowego, ale tuż obok placu zabaw to jest tylko kilka bloków, z których można przejść na ten teren bez przekraczania jezdni, ale gdy rozmawiałam z jedną z matek to przecież przychodzą na ten plac zabaw dzieciaki z całego osiedla, bo tu jest najwięcej huśtawek i to miękkie podłoże do skakania i dwie duże piaskownice. Z brudnym piachem - dodał Kazik.
Eeee, to u nas lepiej jest - dziecko do 10 roku życia nie może samo wędrować ulicami - powiedział Kurt. Nie wiem jak w innych miastach, ale u nas tak właśnie jest. Jest sporo przedszkoli i to nie takich wielkich, ale niedużych. Oczywiście są odpłatne, no ale nie takie drogie, żeby rodzice popadli w ruinę. U nas sporo osób robi stosowne uprawnienia i całkiem sporo facetów młodych robi zawód opiekuna przedszkolnego. I dzieciakom bardzo się to podoba. Dziecko mego kolegi chodzi do przedszkola, w którym jest raptem siódemka dzieci. I dzieciaki codziennie wychodzą na spacery. Jego żona niedawno urodziła drugie dziecko , więc bardzo ją urządza to, że tego starszego nie ma w domu kilka godzin. Przedszkole jest ze 200 metrów od ich domu, odstawia go na 8,00, odbiera o 16,00. A że jest blisko domu, to po prostu zostawia to młodsze na krótko samo w domu.
Przed godziną 21,00 zakończono spotkanie. Kurt podtrzymał zaproszenie dla "Krystianów", bo oni w tym roku nigdzie się nie wybierają, spędzą lato w Berlinie, może gdzieś będą wyjeżdżać w weekendy w okolice Berlina. W domu Alek jeszcze przeżywał epizody z wizyty i co chwilę podkreślał, że Tadzio jest jeszcze bardzo mały.
Kazik z Kurtem wynieśli się do gabinetu Kazika - mieli jeszcze sporo spraw do omówienia, zwłaszcza, że następnego dnia mieli oficjalne służbowe spotkanie. Gdy po północy Kazik trafił wreszcie do sypialni Teresa powiedziała - byłam bardzo ciekawa czy będziecie razem spali na tej sofie. No wiesz- cały problem w tym, że z Kurtem nie gustujemy w sobie wzajemnie. Musiałem mu jeszcze trochę opowiedzieć o chorobie Aliny, a że nie jestem zbyt dobry w niemieckim od strony medycznej, to trochę trwało, bo się musiałem wspomagać tłumaczeniem komputerowym. Żal mu i Krisa i Aliny. No i też się cieszy, że ma Alina dobrego lekarza i że na szczęście nie jest to dziedziczna choroba. Poza tym jest zachwycony Alkiem, że taki roztropniaczek z niego, a przecież to jeszcze maluszek.
Ja to się najbardziej cieszę z tego, że Alina wreszcie bierze ten lek i że zassała jakie korzyści daje dziecku przebywanie w kojcu. Tadziowi spodobało się dziś w tym kojcu. Pytałam się Krisa czy wcześniej mały sporo raczkował i się dowiedziałam , że tak, po ich małżeńskim łóżku i po sofie, bo Alina go cały czas pilnowała. No ale raczkowanie po podłożu niezbyt twardym nic dziecku nie daje. No ale może teraz wreszcie dziecko nabierze rozpędu. Popatrz- nie podejrzewałam, że takie maluszki potrafią być zazdrosne. Bardzo się nie podobało naszemu, że weszłam do kojca a na dodatek tuliłam Tadzia. Jestem bardzo ciekawa w jakim stopniu się zżyją. Jedno jest pewne - trzeba bardzo uważać by zawsze widzieli, że wszystko dostają po równo - zabawki, coś do jedzenia, pieszczoty od rodziców.
A ty musisz wstać rano wcześnie? Na szczęście nie, konferencja będzie dopiero o 13,00, ja muszę dojechać z godzinę, no może półtorej wcześniej. Tylko nie mam pojęcia o której to się skończy. I może w takim razie wezmę jutro po konferencji Kurta na obiad albo do Bristolu albo do Europejskiego. No chyba, że naczelnemu coś odbije i on nas gdzieś zaprosi. Ale oczywiście będę z tobą w kontakcie, wrzucę, ci wiadomość jeśli nie będę mógł zadzwonić. Nie problem, mam obiady na najbliższe dwa dni, możecie zjeść w domu- przynajmniej będziecie wiedzieli co jecie. Mam faszerowane biusty kurczęce. A czym je wypchałaś? Pieczarkami i leśnymi grzybami duszonymi z cebulką. I do tego będzie kasza gryczana, palona, czyli coś, czego nie ma w Niemczech. U nich oczywiście jest kasza gryczana, ale nie palona. I zrobię do niej skwareczki z chudego boczku. Ojej, nie opowiadaj, bo zaraz będę głodny. Było nie pytać - powiedziała Teresa śmiejąc się.
c.d.n.