wtorek, 11 kwietnia 2023

Lek na wszystko? - 92

 Na szczęście Krystian nie  przyniósł Alinie i dziecku grypy,  ale tylko  zwykły katar.  Nie  mniej lekarz  kazał się dorosłym zaszczepić p. grypie i zapisał ich na  szczepienie. Krystian dziwił się, że przecież  już właściwie  niemal koniec zimy i dowiedział  się, że  zawsze apogeum  zachorowań to wcale nie początek zimy ale właśnie luty, marzec. 

Przy okazji Kris dopilnował, by lekarz  wpisał do karty Aliny, że ona cierpi na  chorobę  afektywną.  Lekarz był nieco zdegustowany faktem, że  wcześniej o tym mu Alina nie powiedziała. Ale , jak to mówią, stanął na  wysokości  zadania i długo i  cierpliwie  tłumaczył Alinie  jak  ważna jest w przypadku tej  choroby  samokontrola i systematyczne  branie leku. I że jeżeli Alina nie  będzie  się objadała ciastkami , to na pewno nie utyje. Poza tym powiedział jej całą masę komplementów, tak, że w efekcie wyszła  z gabinetu w świetnym humorze. Na koniec jeszcze  jej powiedział, że widzi, że Krystian bardzo ją kocha,  skoro tak bardzo dba o jej  zdrowie. A Kris pomyślał, że z tego internisty to niezły psycholog, a Alinie, gdy wyszli, powiedział - przemiły i taki serdeczny facet z tego lekarza. I  chyba Alinie bardzo się ten pan doktor spodobał, bo gdy wrócili  do domu zatelefonowała do Teresy i opowiedziała jej o tej  wizycie,  nie  szczędząc komplementów pod adresem tego lekarza.

Teresa przy okazji powiedziała, że Alina powinna  sobie  zrobić "przypominajkę" - na kartoniku napisać jedno krótkie słowo "tabletka" i umieścić kartonik w  widocznym miejscu - np. na drzwiach lodówki. A żeby miała  pewność, że łyknęła to niech sobie zaraz po połknięciu zaznaczy plusik w kalendarzu, który wszak u  nich wisi w kuchni nad  stolikiem. 

Krystian, który zawsze był szarmanckim  chłopakiem, przysłał Teresie nieduży kosz kwiatów - tym razem były to gloksynie.  Były naprawdę ładne i po raz pierwszy Alek stał przed koszykiem kwiatów i uważnie przyglądał się kwiatom.  No tak - podsumował Kazik - mój brat  cię wyraźnie podrywa! Teresa spojrzała  się na  niego i powiedziała - znacznie łatwiej jest wysłać komuś kwiaty niż samemu przyjść i powiedzieć jedno małe  zdanie - dziękuję za to, że mnie opieprzałaś.  Tata, który się  przysłuchiwał tej  wymianie  zdań powiedział - wiesz synuś - Tesia ma rację. Ale tak naprawdę nie jest istotne  w jaki sposób Krystian dziękuje - ważny jest sam  fakt, że  dziękuje. Bycie młodszym bratem wcale nie jest  łatwe. Ja to miałem starszego brata krótko- zginął na  samym początku wojny. Ale zdążyłem się przekonać, że młodszemu  bratu zawsze  wiatr w oczy  wieje. Zwłaszcza gdy jest  duża  różnica wieku.

W marcu przyjechał na kilka dni Kurt. Zachwycał  się  Alkiem, który przypatrywał mu  się uważnie, z dystansem. Kazik szybko odszukał zdjęcia, które robili na ostatnich  wspólnych wakacjach. Kurta to Alek na  nich rozpoznawał, mamę, tatę, dziadka oraz wujka  i ciocię, tylko nie mógł uwierzyć, że to małe dziecko w wózku to on  sam. No a już opowieść, że każdy był kiedyś takim  małym bobasem była dla niego zupełnie  niewiarygodną bajeczką. Ponieważ Kazik i  Kurt mieli bardzo  dużo  spraw do omówienia, Kurt nocował w gabinecie Kazika na  sofie. 

Lody pomiędzy  Kurtem a Alkiem zostały w końcu przełamane i to do takiego stopnia, że mały wdrapywał się sam na kolana Kurta. Oczywiście  fakt  ten  został natychmiast uwieczniony  na  zdjęciu a zdjęcie i krótki filmik powędrowały do Berlina.  Kawałek jednego  wieczoru odbył  się w  mieszkaniu Krisa.  W przygotowaniu kolacji pomagała pani Maria.  Dobrze,  że był rozstawiony kojec - sprzęt doskonale znany Alkowi. Tym razem nie  dał się umieścić w kojcu  razem z małym Tadziem. Za to obecność Alka poza kojcem podziałała  mobilizująco na  Tadzia - trzymając  się kurczowo brzegu kojca podciągnął się  do góry stanął i zaczął się robić maleńkie i jeszcze mało pewne kroczki. Teresa nie  wytrzymała, weszła  do kojca , usiadła w nim w niewielkiej odległości od małego, wyciągnęła do niego ręce i powiedziała- chodź do cioci, ciocia ukocha. Pochyliła  się nawet nieco do przodu, żeby małemu  dystans nie wydawał  się zbyt  duży , a gdy mały chwiejąc  się dreptał do niej, leciutko się cofała. Gdy do niej dobrnął objęła go wycałowała, wszyscy, łącznie z Alkiem bili małemu brawo, a Teresa powiedziała - Alina, wskakuj do kojca, twoja kolej.  Alina  była tym  wszystkim przejęta nie mniej niż jej  synek i na  wszelki wypadek trzymała go za jedną rączkę. 

Alek przyglądał się małemu, potem podszedł do Teresy i poinformował wszystkich - to moja mama. Potem podreptał do Kazika i tak jak kiedyś  powiedział  "opa chcem." No tak - powiedział Kurt - zademonstrował zgromadzonym, że ma mamę i tatę i nikt nie będzie z ich "usług" korzystać, tylko on. 

To był bardzo pożyteczny wieczór - od tego wieczoru kojec  stał się pełnoprawnym meblem w mieszkaniu Krisa i Aliny. A Alina częściej się bawiła z synkiem w kojcu,  niż kiedykolwiek  przedtem bez kojca. Kurt już myślał o  wspólnych  wakacjach,  ale Kazik stwierdził, że jeszcze  niczego  nie może  zaplanować.  Bo właśnie  w czasie wakacji najprawdopodobniej będzie  najłatwiej korzystać z laboratorium, więc wyjadą albo w czerwcu  albo we  wrześniu.  No ale wy, zwrócił się  Kurt do Krisa , chyba  już możecie   coś planować? 

My to nastawiamy  się na lipiec i mam propozycję kolegi, by pomieszkać z miesiąc na jego działce, która jest raptem 70 kilometrów od  Warszawy. Jest nad  rzeką, do lasu blisko i domek wielce cywilizowany z wszystkimi wygodami i na zakupy do miasteczka też dość blisko. Tadzik jeszcze  malutki, wolimy być  z nim bliżej  domu. A poza  tym,  jeśli trafi się jakaś ciekawa  sprawa to  nie będę  musiał z niej  rezygnować z powodu urlopu.  A że w domku są trzy sypialnie i living room, to zaproponuję pani, która  nam pomaga na  co  dzień, by też z nami pojechała , by Alina nie była  sama z małym, gdybym musiał pojechać na dzień lub dwa  do Warszawy.

Oj, to Sophie będzie niepocieszona - stwierdził  Kurt. Z tym, że u nas to wakacje   szkolne  są w nieco innych terminach niż u was i  każdy  Land rozpoczyna letnie  wakacje  w innym terminie- wszystko po to, żeby nie  było korków na  drogach  i  nie  zabrakło miejsc w pociągach i dalekobieżnych  autobusach. Ja nie  chcę być niemiły, ale  mieliście do nas  z dziećmi przyjechać i nie przyjechaliście - stwierdził Kazik. No bo mamy ich troje i to też kłopot - nie  zauważyłeś? Zauważyłem, najmłodszy to już chyba pięć lat skończył. Skończył i zrobił się nieznośny - czasami mam szczerą ochotę przylać mu tak od  serca. Za rok idzie już do  szkoły- stwierdził Kurt. Chwilami mam wrażenie, że mamy sześcioro dzieci  a nie  troje. Albo się tak postarzałem i brak mi cierpliwości do dzieci.

No właśnie, właśnie- zaśmiała  się Teresa - w moim odczuciu wyglądasz całkiem młodo, a ty mówisz, że  się postarzałeś. Nie postarzałeś się wcale, tylko dzieciaki potrafią być po prostu nieznośne. Czasem na placu zabaw widzę trzylatki tak  wredne, że mam ochotę trzepnąć tak, żeby  głowa odleciała. Mówisz do dzieciaka, a ten nadal zachowuje się tak jakby był głuchy. I najdziwniejsze, że te  dzieciaki najczęściej są same - same przychodzą na plac  zabaw i  się chuliganią. Ja rozumiem, że tu  nie  ma dużego ruchu samochodowego, ale tuż obok placu zabaw to jest tylko kilka bloków,  z których można przejść na ten teren bez przekraczania jezdni, ale gdy rozmawiałam  z jedną  z matek to  przecież przychodzą na ten plac  zabaw  dzieciaki z całego osiedla, bo tu jest najwięcej huśtawek  i to miękkie podłoże do skakania i dwie  duże piaskownice. Z brudnym piachem - dodał Kazik. 

Eeee, to u nas lepiej  jest - dziecko do 10 roku  życia  nie  może  samo wędrować ulicami - powiedział Kurt. Nie wiem jak w innych  miastach, ale u nas tak właśnie jest.  Jest sporo przedszkoli i to nie takich wielkich, ale niedużych. Oczywiście  są odpłatne, no ale nie takie  drogie, żeby rodzice popadli w ruinę. U nas sporo osób robi  stosowne uprawnienia i całkiem  sporo facetów młodych robi  zawód opiekuna przedszkolnego. I dzieciakom bardzo  się to podoba. Dziecko mego kolegi chodzi do przedszkola, w którym jest raptem siódemka  dzieci. I dzieciaki  codziennie wychodzą na  spacery. Jego żona niedawno urodziła drugie  dziecko , więc bardzo ją urządza to, że tego starszego nie ma  w domu kilka godzin. Przedszkole jest ze 200 metrów od ich domu, odstawia go na 8,00, odbiera o 16,00. A że jest blisko  domu, to po prostu zostawia to młodsze na krótko samo  w domu.

Przed  godziną 21,00  zakończono  spotkanie. Kurt podtrzymał  zaproszenie dla "Krystianów", bo oni w tym  roku nigdzie   się nie wybierają, spędzą lato w Berlinie, może gdzieś będą wyjeżdżać w weekendy w okolice  Berlina. W domu  Alek jeszcze przeżywał epizody z wizyty i co chwilę podkreślał, że Tadzio jest  jeszcze bardzo mały. 

Kazik z Kurtem wynieśli się do  gabinetu Kazika - mieli jeszcze  sporo spraw do omówienia, zwłaszcza, że następnego  dnia mieli oficjalne służbowe  spotkanie. Gdy po północy Kazik trafił wreszcie do sypialni Teresa powiedziała - byłam bardzo ciekawa czy będziecie  razem  spali na tej sofie. No wiesz- cały problem  w  tym, że z Kurtem nie  gustujemy  w  sobie  wzajemnie. Musiałem mu jeszcze trochę opowiedzieć   o chorobie  Aliny,  a że nie jestem zbyt dobry w niemieckim od  strony medycznej, to trochę trwało, bo  się  musiałem  wspomagać tłumaczeniem komputerowym. Żal mu i Krisa i Aliny. No i też  się cieszy, że  ma Alina  dobrego lekarza i że na  szczęście nie jest to dziedziczna choroba.  Poza tym jest zachwycony Alkiem, że taki roztropniaczek   z niego,  a przecież  to jeszcze maluszek.

Ja to  się najbardziej  cieszę z tego, że Alina  wreszcie bierze ten lek i że zassała jakie korzyści daje dziecku przebywanie  w kojcu. Tadziowi spodobało  się dziś w  tym kojcu. Pytałam się Krisa  czy wcześniej mały sporo raczkował i się dowiedziałam , że tak, po ich małżeńskim łóżku i po sofie, bo Alina go cały czas pilnowała. No ale raczkowanie po podłożu niezbyt twardym nic  dziecku  nie daje. No ale  może teraz wreszcie  dziecko nabierze  rozpędu. Popatrz- nie podejrzewałam, że takie  maluszki potrafią być  zazdrosne. Bardzo się nie podobało naszemu, że  weszłam do kojca a na dodatek tuliłam Tadzia. Jestem bardzo  ciekawa w jakim stopniu się zżyją. Jedno jest pewne - trzeba bardzo uważać  by  zawsze widzieli, że  wszystko dostają po równo - zabawki, coś  do jedzenia, pieszczoty od  rodziców. 

A ty musisz wstać rano wcześnie? Na  szczęście nie, konferencja będzie dopiero o 13,00, ja muszę dojechać z godzinę, no może półtorej wcześniej. Tylko nie mam pojęcia o której  to  się  skończy. I może w takim razie wezmę jutro po konferencji Kurta na obiad albo do Bristolu  albo do Europejskiego. No chyba, że naczelnemu coś odbije i on nas gdzieś zaprosi.  Ale oczywiście będę z tobą w kontakcie, wrzucę,  ci wiadomość jeśli nie będę mógł zadzwonić. Nie problem, mam obiady na najbliższe dwa  dni, możecie zjeść w  domu- przynajmniej będziecie wiedzieli  co jecie.  Mam faszerowane biusty kurczęce. A czym je wypchałaś?  Pieczarkami i leśnymi grzybami duszonymi z cebulką. I do tego będzie kasza gryczana, palona,  czyli  coś,  czego nie ma w Niemczech. U nich oczywiście jest kasza  gryczana,  ale nie palona. I zrobię do niej  skwareczki z chudego boczku. Ojej, nie opowiadaj, bo zaraz będę  głodny.  Było nie pytać - powiedziała  Teresa śmiejąc  się.

                                                                              c.d.n.